W poprzednim odcinku
Wielki tydzień czas zacząć. Na pierwszy ogień idzie Barcelona. W tym sezonie pokonałem ich już trzy razy: raz w sparingu i dwukrotnie w drodze po Superpuchar Hiszpanii. To spotkanie będzie inne, rywal wystąpi w najmocniejszym składzie. Mecz toczy się o niewiele i wiele zarazem – tylko trzy punkty. Jednak jak przegram, będę tracił do Barcy już cztery oczka, w razie mojego zwycięstwa przeskoczę w tabeli Dumę Katalonii. Bez kalkulowania – trzeba wyjść i wygrać.
Kipre wyprowadził Sevillę na prowadzenie już w 3'. Bodiroga ostrym wślizgiem odebrał piłkę Niangowi, Sanogo popędził prawym skrzydłem i dośrodkował Francuzowi – 1:0. W dodatku najlepszy napastnik świata, Niang, nie może kontynuować gry. Świetny początek. Szczęście mojej drużyny nie trwało długo. Rezerwowy napastnik Barcy, Cristofol, w 18' przeprowadził rajd środkiem boiska i wyrównał stan spotkania. Kibiców gospodarzy czekał jednak do przerwy jeszcze jeden cios, po kontuzji ulubieńca i szybko straconej bramce. Z wślizgiem spóźnił się Batra i brutalnie sfaulował od tyłu Pirasa. Sędzia nie miał wątpliwości, czerwona kartka, moi rywale dokończą spotkanie w 10. Od tej chwili atakowali tylko piłkarze Sevilli, niestety długo to nie przynosiło efektu. Do przerwy utrzymał się remis 1:1, ale w drugiej części gry to my i tylko my mieliśmy atakować. W 52' Piras wyłożył piłkę Lloydowi, a ten bez problemów wpakował ją do siatki. 10 minut później Mbachu podał do wychodzącego na pozycję Walijczyka, a ten strzelił swojego drugiego gola w tym meczu. To jeszcze nie było wszystko, co chciał pokazać mój napastnik w tym meczu. Tym razem świetnym podaniem popisał się Bodiroga i Shaun Lloyd zdobył na Camp Nuo klasycznego hat-tricka! Ostatnie słowo należało do piłkarzy Barcy. W zamieszaniu w polu karnym po rzucie rożnym uderzył Doumbia, a Coentrao strzelił samobója. Barca (znowu) rozniesiona,
5:1.
Pierwszy mecz z Interem mi nie wyszedł. Najgorsze jest to, że to nie Włosi pokazali niesamowity futbol, a my zagraliśmy skrajnie słabo. Tym razem miało być inaczej. Czas pokazać, która drużyna jest lepsza.
Wynik spotkania ponownie otworzył Kipre, wykorzystując dobre dośrodkowanie Klejndinsta. Inter próbował atakować, ale bezskutecznie, moi gracze dobrze sobie radzili w defensywie. Na początku drugiej połowy w rzutu rożnego centrował Kipre, a Hermant na raty wpakował piłkę do siatki. Na trzecią bramkę kibice nie musieli już tak długo czekać. Lloyd, mimo asysty dwóch obrońców rywali, spokojnie wbiegł w pole karne i pokonał Szczęsnego. 3:0, słychać tylko skromną grupkę moich kibiców. Gospodarzy stać było na honorową bramkę. Thiago wycofał na 30 metr, a Sordo uderzył mocno i po ziemi, Cech był bez szans.
3:1 po świetnym meczu. Jeszcze tylko Real i misja będzie wykonana…
Poprzedni mecz z Królewskimi był moim pierwszym przegranym z tą drużyną od kiedy prowadzę Sevillę. Chciałem wrócić do starej, dobrej tradycji wysokich zwycięstw z Los Blancos. To był bardzo dobry moment. Wygrywając, zrównywałem się punktami z Realem, czyli de facto wychodziłem na prowadzenie w tabeli dzięki lepszemu bilansowi bezpośrednich spotkań. Gdybym przegrał, to nie dość, że tracił był do Realu już sześć punktów, to jeszcze przewaga nad Barcą poszłaby się paść.
Pierwsza bramka padła dla Realu. Pięknym uderzeniem z ponad 30 metrów popisał się młody lewy obrońca gości, Machado. Na szczęście po dośrodkowaniu Hermanta z rzutu wolnego wyrównał Hamid i mecz zaczynał się od nowa. Pierwsza połowa należała jednak do Paolo Machado. Dobrze wykował on aut, a Trofimov uderzył po krótkim słupku – 1:2. Jeszcze przed przerwą udało mi się strzelić wyrównującą bramkę. Sanogo dobrze dostrzegł wchodzącego Kasado i Brazylijczyk silnym, płaskim strzałem pokonał Casillasa. Druga połowa przez długi czas przypominała siłowanie się dwóch mocnych graczy, z czego obaj boją się otworzyć na rywala. Na szczęście mam Cristiano Pirasa, który mocnym strzałem z 16 metrów wyprowadził Sevillę na prowadzenie po raz pierwszy w tym meczu. Nie minęło dużo czasu, a już prowadziłem dwoma bramkami. Kipre wrzucał, Piras zgrywał, Ramos… został trafiony. Piłka w siatce, gol! W doliczonym czasie gry po pięknej akcji zespołowej Kasado ustalił wynik spotkania –
5:2.
Trzy mecze, trzy efektowne zwycięstwa. Pokazaliśmy dużą klasę, ale teraz będziemy musieli się mierzyć z gigantyczną presją. Mamy jednak mocny skład i nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy świętowali po sezonie.
Teraz kluczowych piłkarzy czekał okres odpoczynku. Pierwsze rezerwowi mogli sobie postrzelać Parli w Pucharze Króla. Po pierwszym meczu, wygranym 6:0, obawiałem się, że zabraknie mobilizacji. Pomyliłem się… Hat-tricki Cardozo i Balde, bramki Muzyki, Pascuala I Valero pozwoliły mi pewnie zwyciężyć 9:0. Teraz czas na reprezentacje…
Czekały nas dwa mecze towarzyskie z drużynami niżej notowanymi: w kraju z Norwegią i wyjazd do Austrii. Powoli wyłaniała się stała kadra drużyny. Miałem jeszcze wątpliwości co do kilku nazwisk, ale 15-20 graczy miało już u mnie status pewniaka. Niestety, nie mogłem skorzystać z kontuzjowanego Mierzejewskiego i Wesołowskiego.
Nie wiem, co się stało w meczu z
Norwegią. Beznadziejni Glik i Janicki, martwe skrzydła, asekuracyjny środek pola i niewidoczny Ryngier. Piłkarze, którzy mieli udowodnić swoją przydatność, zawiedli. Nie można tak grać ze słabszymi drużynami, nie można.
0:2 z Norwegią…
Na szczęście graliśmy jeszcze jeden mecz, który przywrócił wiarę w ten zespół. Z
Austrią wychodziło mi wszystko. Dwie bramki Lewandowskiego, dwie asysty Wolskiego, świetni Małecki i Krakowiak. W obronie bardzo dobry występ zaliczył Florek, wygrałem
5:2. W tej kadrze naprawdę tkwi duży potencjał.
Po 10-dniowej przerwie wracaliśmy na boiska hiszpańskie. Czekał nas wyjazd do Getafe. Wg niektórych ekspertów, to miał być trudny mecz i mogliśmy (powinniśmy?) stracić punkty. Niesteyt, ja miałem inny plan na to spotkanie.
Błędem okazało się dawanie szansy kilku rezerwowym na raz. Przez moje ruchy do przerwy nie funkcjonował ani atak (Muzyka), ani środek (Doumbia), ani prawe skrzydło (Nwachukwu). Całe szczęście wystawiłem Hermanta, który pierwsze wywalczył, a następnie wykorzystał rzut karny. Do przerwy 1:0, później wykonałem zmiany. Na boisku zameldowali się Abdel i Lloyd. W drugiej części spotkania już nie musieliśmy się rozpaczliwie bronić, ale ciągle brakowało tego błysku. Drugą bramkę dla mojego zespołu zdobył Abdel i było po meczu.
2:0, ale styl nie zachwycił.
Później graliśmy decydujący mecz z Bayerem. Niemcy odgrażali się, że wygrają i awansują dalej moim kosztem. Marzenia… Choć znowu w naszej grze nie było magii, to nie mieliśmy najmniejszych problemów z odprawieniem rywali z Leverkusen z bagażem pięciu bramek. Trzy bramki po rzutach rożnych zdobył Borja Valero, po jednym golu strzelili Cardozo i Kipre. Na kolejkę przed końcem
zapewniliśmy sobie awans. O drugie miejsce powalczą Inter i Bayer, ale to włosi są na uprzywilejowanej pozycji – mają dwa punkty przewagi. Ostatni mecz gram na własnym stadionie ze Spartakiem, który już wie, że na wiosnę nie zagra w żadnym europejskim pucharze.
Po meczu nie wyjechałem z Niemiec. Wybrałem się do Koeln na mecz mistrzów Niemiec z mistrzami Serbii -
Koeln grało z Partizanem. Interesowała mnie gra Bayera, bo Matuszczyk nie był awizowany do składu na ten mecz. Gospodarze odnieśli przekonujące zwycięstwo, a Polak zagrał przyzwoicie. Jednak niezależnie od gry, i tak pozostałby niezauważony przez przeciętnego widza. Wszystkich na boisku przyćmił Łukasz Podolski, zdobywca trzech bramek. Bayer natomiast zmarnował dwie dobre okazje pod koniec spotkania, dobrze zagrywał do lepiej ustawionych partnerów – spotkanie ogólnie na plus.
Do końca roku czeka nas jeszcze pięć meczów, później krótka przerwa zimowa. Raczej nie przewiduję dużych ruchów na rynku transferowym, jeden gracz przyjdzie, jeden odejdzie… może coś więcej. Później gramy z Villareal w Pucharze Hiszpanii. Liga wraca w połowie stycznia. Obyśmy wtedy byli na fotelu lidera…
Następny odcinek
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ