Informacje o blogu

Exegi monumentum

Sevilla FC

La Liga Santander

Hiszpania, 2017/2018

Ten manifest użytkownika Slimak przeczytało już 1460 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

W poprzednim odcinku
 
Rozgrywki czas zacząć. Przed nami co najmniej 25 meczów: 21 ligowych i dwa dwumecze w pucharach. Bardzo ciężko gra się na trzech frontach, ale my chcemy pokazać, że tak się da.
 
Zaczęliśmy od Atletico Madryt, które podejmowaliśmy w piątej rundzie Pucharu Króla. Jako że pierwszy mecz zagraliśmy na własnym stadionie, zależało nam na ugraniu takiej przewagi, która pozwoli nam ze spokojem zajechać na Vincente Calderon. Zagraliśmy dobre spotkanie. Oddaliśmy więcej strzałów, mieliśmy lepsze posiadanie piłki, niestety – bramka nie chciała paść. Moi rywale zresztą się z nami nie patyczkowali, łapiąc siedem żółtych kartek. 0:0 – nici z ugrania przewagi, ale przynajmniej nie straciliśmy bramki.
 
Tydzień później, 10 stycznia, czekał nas rewanż w Madrycie. Oczekiwałem otwartego meczu, Gospodarze musieli atakować, a ja nie zamierzałem nastawiać się na bezbramkowy remis. Niestety, do przerwy przegrywaliśmy 0:1. Bramkę strzelił Saadi, a moi piłkarze chyba jeszcze nie obudzili się z zimowego snu. Na domiar złego w drugiej połowie podwyższył Arda Turan i nasze szanse drastycznie zmalały. Gdy Haj Kacem zdobył trzecią bramkę dla Atletico, spełnił się najczarniejszy scenariusz. 0:3, odpadamy z pucharu, a drużyna jest całkowicie bez formy. Żegnajcie marzenia!...
 
…Ale czy na pewno? Od 83' przegrywałem trzema bramkami, ale w 87' wynik spotkania zmienił Muzyka po świetnej indywidualnej akcji Kasado. Wtedy jednak wydawało mi się, że to będzie tylko bramka na pocieszenie łez – 1:3 jest ładniejsze od 0:3… ale ciągle brzydsze od 2:3. Taki wynik pojawił się na minutę przed upłynięciem reglanowego czasu gry. Tym razem Muzyka podawał, a Abdel strzelał. Wynik był już nienajgorszy, było mu zdecydowanie bliżej do przebiegu meczu. Jednak chyba nikt nie sądził, że uda nam się odrobić do końca straty. Gdy Muzyka w 90' szarżował lewym skrzydłem, nie miałem większych nadziei. Szansa jak wiele, szczególnie że w polu karnym nie było żadnego mojego napastnika. Ukraińcowi udało się jednak dojść na wysokość pola karnego, dośrodkował na długi słupek, a tam… do piłki dopadł Jesus Navas i z dwóch metrów strzelił bramkę na 3:3! Niesamowite, odrobiliśmy w ciągu pięciu minut trzy bramki straty! Mamy awans, choć to Atletico przez dłuższy okres tego meczu miało satysfakcjonujący rezultat.
 
Trzeci mecz z Atletico w ciągu dwóch tygodni także rozegraliśmy na stadionie rywali. Przyznam, miałem przed nim małe obawy. Ostatnie dwa mecze zremisowaliśmy, a awans uratowaliśmy dopiero w ostatnich minutach. Teraz chciałem wygrać. Dojdzie do rotacji składem, mam nadzieję, że młodzi piłkarze się spiszą.

13.01.2018, Atletico Madryt – Sevilla FC, 18. kolejka ligi BBVA

Van der Pas – Medel, Neuton, Isimat-Mirin, Bodiroga – Hermant, Pascual, Sanogo, Abdel (86' Kipre), Muzyka (86' Ferri) – Bernet
Zaczęliśmy doskonale. Od początku rządziliśmy na boisku, nie dając dojść gospodarzom do słowa. Było to zupełnie inne spotkanie niż przed trzema dniami. Pierwszy na listę strzelców wpisał się Pascual pięknym uderzeniem niemal z 30 metrów. Parę minut później trafił Bernet po asyście Sanogo i nie minęło 20 minut, a już prowadziłem 2:0. Trzecią bramkę dla mojego zespołu zdobył Hermant po rzucie rożnym, ale wtedy obudzili się gospodarze. Błąd w ustawieniu obrony wykorzystał Arda Turan i było 3:1. Na początku drugiej połowy rzut wolny mieli gospodarze. Strzelec ostatniej bramki trafił jednak w jednoosobowy mur w postaci Muzyki, Ukrainiec przejął piłkę i popędził z kontratakiem, goniony przez dwóch piłkarzy Atletico. Nie dał się pozbawić piłki, podał do wchodzącego Abdela, który bez problemów pokonał Asenjo. Koleją bramkę strzelili jednak miejscowi. Choć w akcji madryckich piłkarzy było więcej chaosu niż dokładnych podań, to jednak Turanowi udało się strzelić bramkę. Z wynikiem 4:2 oczekiwałem końca spotkania, padła jednak jeszcze jedna bramka. W 83' szybką wymianę podań w polu karnym rozegrali Abdel i Bernet, Algierczyk zszedł pod linię końcową boiska i wystawił piłkę napastnikowi, który ustalił wynik meczu. 5:2 po świetnej grze, oby takich meczów było jak najwięcej.
 
Wydawało mi się, że po wyeliminowaniu Atletico, Sporting Gijon będzie łatwiejszym rywalem w Pucharze Króla. Na pierwszy mecz na własnym stadionie pozwoliłem zagrać piłkarzom, którzy nie mogli być pewni swojego miejsca w pierwszym składzie: Kravchenko i Reyesowi oraz niezgłoszonemu do ligi Cardozo. W środku pola mieli rządzić Valero i Covran. Niestety, spotkanie nie ułożyło się po naszej myśli. Choć graliśmy lepiej, to bramkarz rywali był nie do pokonania, a ich napastnicy popisali się lepszą skutecznością. Po bramkach Isco i Bernata przegrałem 0:2. Całe szczęście przed nami był jeszcze rewanż, choć wiedziałem, że o awans będzie niezwykle ciężko.
 
Spotkanie z Athletic powinniśmy wygrać. Wydawało mi się, że po bramce Kipre w 25' spotkanie ułoży się po mojej myśli, niestety, 12 minut później wyrównał Llorente. Pomimo okazji z obu stron, więcej bramek nie padło. Przeczuwam, że w przyszłości będzie mi brakować tych dwóch punktów…
 
Na rewanż ze Sportingiem nastawiłem swój zespół bardzo ofensywnie. Nie mieliśmy nic do stracenia, a mimo wszystko moi rywale nie byli niezwykle mocną drużyną. Problem w pierwszym meczu leżał po naszej stronie, to my byliśmy za słabi… Nasza taktyka szybko przyniosła pożądany rezultat. W 14' po fauli Situ na Lloydzie rzut karny wykorzystał Kasado – 1:0, jeszcze jedna bramka i wracamy do gry. Okazało się to jednak bardzo trudne, nie mogliśmy znaleźć sposobu na pokonanie bramkarza rywali po raz drugi. Na domiar złego w 50' czerwoną kartkę dostał Isimat i większą cześć drugiej połowy musiałem grać w osłabieniu. Na szczęście nie zawodzili młodzi obrońcy, Kalala i Florek, dzięki czemu udało mi się dokończyć spotkanie na zero z tyłu. Szkoda tylko, że nie strzeliliśmy drugiej bramki i pomimo zwycięstwa 1:0, odpadliśmy z pucharu. Przynajmniej mogłem się skupić na innych rozgrywkach.
 
Przed meczem z Recreativo Huelva myślałem głównie o Barcelonie. Z Katalończykami miałem mierzyć się na początku marca, więc beniaminka potraktowałem jako przystawkę. Już do przerwy udało mi się wypracować prowadzenie 2:0 dzięki trafieniom Negredo i Abdela, druga połowa była wyłącznie formalnością. Teraz czas na wielkiego rywala.
 
Niang, Messi, Nani. Do tego wykupiony za 22 mln Luciano Innocenti. Skład moich rywali może zrobić wrażenie. Potrafią pokonać każdego, ale zdarzają się im porażki. Do Sewilli przyjechała Barcelona – to musi być niezwykłe spotkanie.

 03.02.2018, Sevilla FC – FC Barcelona, 21. kolejka ligi BBVA

Van der Pas – Mbachu, Neuton, Isimat-Mirin, Bodiroga – Hermant, Kasado, Sanogo, Kipre (59' Abdel), Piras – Lloyd (90' Bernet)
3' I już pierwsza bramka. Rzut rożny, strzela Neuton, piłka odbija się od poprzeczki, następnie od pleców Valdeza i wpada do bramki. Niestety, kibice nie mogli cieszyć się długo. Prostopadła piłka doszła do Naniego, a Portugalczyk wbiegł w pole karne i wyrównał stan spotkania. Taktyka mojej drużyny była prosta – grać piłką, żeby nie mogła tego robić Barca. I udawało to się – rywale pozbawieni możliwości długiego rozgrywania tracili znaczną część swoich atutów. W 42' pokazał się Piras, bez większych problemów minął Alvesa i dośrodkował w pole karne, gdzie futbolówkę przejął Sanogo, po czym strzelił bramkę na 2:1! Jeszcze przed przerwą padł kolejny gol. Lloyd z Pirasem rozerwali linię obrony Barcy i Walijczyk podwyższył prowadzenie. Na kolejne trafienie kibice musieli zaczekać, bo Sanogo trafił dopiero w 65' po asyście Abdela. Rezerwowy szybko po tym sam się wpisał na listę strzelców i prowadziłem 5:1 z mistrzami kraju. Barca rozgromiona. Czyżby sen o mistrzostwie mógł się spełnić?
 
W następnym tygodniu mierzyłem się z Almerią. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, miałem trudniej o zwycięstwo niż w poprzednim meczu. Wygrałem 3:2, ale prowadziłem 2:0 i końcówka mogła przysporzyć mnie o niemałe nerwy. Kolejne spotkanie grałem z Mallorcą na własnym boisku. Takie mecze powininniśmy wygrywać. Niestety, zagraliśmy chyba najsłabsze zawody w sezonie i przegraliśmy 0:1.
 
AS Saint-Etienne było zdecydowanie drużyną w naszym zasięgu. Po losowaniu w Sevilli mówiło się, że wylosowaliśmy jednego z najłatwiejszych przeciwników. Trudno się z tym nie zgodzić zważywszy na to, że równie dobrze mogliśmy wylosować mocny klub z Anglii czy Włoch. Trzecia drużyna Francji z poprzedniego sezonu była, przynajmniej na papierze, prezentem od losu. Tym bardziej nie potrafię zrozumieć tego, co się wtedy wydarzyło…
 
Na własnym stadionie zostaliśmy stłamszeni. Choć przegrywaliśmy 0:1 po wątpliwym rzucie karnym, nie potrafiliśmy stworzyć zagrożenia pod bramką przyjezdnych. Na szczęście w 58' wyrównał Cardozo, ale niesmak pozostał. Przed nami rewanż, w którym musieliśmy zagrać o niebo lepiej.
 
Na polepszenie humoru rozbiliśmy Malagę 3:1 i Real Zaragozę 4:0. Te mecze pokazały, że nie zgubiliśmy formy i stać nas jeszcze na wiele. Przed wyjazdem do Francji miał nas jeszcze czekać spacerek z Celtą Vigo. Niestety, znowu przed starciem w Lidze Mistrzów zagraliśmy za słabo w lidze. Przegraliśmy 1:3 po hat-tricku Ibrahima Kone. Nie tak sobie wyobrażałem to spotkanie, ale teraz liczyło się tylko Saint-Etienne.
 
Jechaliśmy z jednym celem – wygrać. Odrobinę to przypominało rewanż ze Sportingiem, liczyłem jednak na to, że tym razem awansujemy. Nie miałem problemów kadrowych, nic nie stało na przeszkodzie, żeby zagrać dobry mecz. Poza rywalem… Drużyna Saint-Etienne pokazała, że pierwszy mecz nie był przypadkiem. Mimo braku największej gwiazdy, Helmiego Abbesa, rywale bez problemu zdominowali mojej drużyny. Zupełnie nie poznawałem Sevilli. Oni naprawdę pokonali Barcę 5:1? Teraz nie potrafili strzelić Francuzom nawet jednej bramki. W dodatku głupi błąd w końcówce spotkania popełnił van der Pas i przegrałem 0:1. Żegnaj ponownie, Europo!
 
Konsekwencją kompromitacji na arenie międzynarodowej było odsunięcie części drużyny na następny mecz. W spotkaniu z Elche szansę dostali głównie młodzi piłkarze – Balde i Covran mieli rozgrywać, Kalala i Tsiakos bronić, a Gregorio był odpowiedzialny za strzelanie bramek. Graliśmy z najsłabszą drużyną w lidze, więc dużo nie ryzykowałem. Udało nam się wygrać 3:1. Bardziej cieszy mnie jednak styl – widać było wolę walki i ambicję w grze chłopaków.
 
W następnym meczu mierzyliśmy się na Mestalli z Valencią. Kontynuowałem grę młodszymi graczami, wypuszczając jednak z nimi paru bardziej doświadczonych (Abdel, Sanogo, Lloyd). Okazało się jednak, że dla niektórych piłkarzy był to zbyt wysoki poziom. Po okropnej grze przegrałem 0:3. Przez ten wynik o dwa punkty w tabeli wyprzedziły nas dwa kluby – Real i Barca.
 
Kompletny terminarz z powyższego okresu
http://i.imgur.com/XbS44.jpg
 
Marzec dobiega końca, kwiecień nawet bez Ligi Mistrzów będzie niezwykle intensywny, a w maju nastąpi koniec sezonu. Przed nami jeszcze dużo meczów i wiele może się zdarzyć. Czy będzie nas stać na mistrzostwo? Czas pokaże.

Następny odcinek

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution