Polska II Liga
Ten manifest użytkownika BartuS przeczytało już 1078 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Krakowska - Południe, Rzeszów. Miejsce mojej młodości. To tutaj się wychowałem. Cała młodość spędzona na osiedlu, początki grania w piłkę, kibicowania. Zwykły polski chłopak. W wieku 14 lat zacząłem jeździć na wyjazdy, co nieszczególnie spodobało się rodzicom. Początkowe zakazy, gadanie o tym, że to jest złe, że kibice to bydło. Nie zważałem na to. Wszak to moi koledzy ze stadionu, drużyny i osiedla. Początkowo ulegałem rodzicom, lecz po jakimś czasie zapisałem się do sekcji Ultras. Tutaj zaczęło się prawdziwe życie kibicowskie. Wiele zarwanych lekcji w celu zrobienia oprawy na nadchodzący mecz, przygotowanie płotu do flag, prawdziwe wyjazdy, aż w końcu zabawa „sportowa". Wiele razy wracałem do domu z obitą twarzą, lecz każdy kto dostał raz wie, że nie jest ze szkła. Można poczuć, że się żyje. To na stadionie, wśród rzekomego bydła, nauczyłem się rzeczy, która jest obecnie dla mnie najważniejsza - patriotyzmu.
Jednak temu wszystkiemu towarzyszył mi jeden sport - piłka nożna. Czasami wyjazdy kolidowały mi z meczami, ale cóż - kibicowanie przekładałem ponad grę. Wszakże grałem tylko w amatorskiej lidze halowej, w której moja drużyna i tak spisywała się znakomicie. Nasz skład złożony był z zawodników, którzy zasmakowali IV ligi i czołowych juniorów z okolicy, co tworzyło zgrany kolektyw. Czasem odbywaliśmy treningi, na których pojawiali się coraz to lepsi zawodnicy. W końcu trener podziękował mi za grę, tłumacząc mi, że jeśli ja nie mam czasu na grę, to lepiej, żebym w ogóle nie przychodził.
Tak minęła moja młodość, a nadszedł czas na studia. Wyjechałem do Łodzi, gdzie na Politechnice Łódzkiej studiowałem informatykę. Te pięć lat minęło szybko. Przeżyłem w tym mieście wiele wspaniałych chwil, głównie dzięki meczom ŁKS-u. To tutaj mogłem spotkać zaprzyjaźnionych kibiców oraz tych, których zostawiłem w Rzeszowie. Przyjeżdżali do Łodzi, mogąc liczyć na nocleg w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu. Te pięć lat minęło naprawdę szybko. Wielu nowych znajomych sprawiło, że po powrocie do Rzeszowa stałem się jedną z najbardziej rozpoznawanych osób zaangażowanych kibicowsko w rejonie. Zaraz po moim przyjeździe zostało urządzone spotkanie przywitalne, gdzie zjawili się wszyscy moi bracia po szalu.
Żyłem sobie spokojnie, aż w końcu rodzice powiedzieli mi, że nie będą mnie wiecznie utrzymywać. Mieli rację. Matka nie pracowała, ojciec zarabiał niewiele, a na utrzymaniu mieli jeszcze moją młodszą siostrę. Miałem już 26 lat, wciąż nie pracowałem. Postanowiłem zająć się tym, co kocham najbardziej - piłką. Zrobiłem kurs instruktora, a dzięki znajomościom w Resovii udało mi się zostać trenerem rezerw. Drużyna ta została dopiero co stworzona, więc mogłem wykazać się jedynie w B klasie. W debiutanckim sezonie zajęliśmy pierwsze miejsce, ponosząc zaledwie dwie porażki. Raz zarząd podjął decyzję, że nie jedziemy na wyjazd, bo awans i tak mamy pewny, a wyjazd ten kosztowałby klub więcej niż walkower. Drugi mecz odpuściliśmy w drugiej połowie tylko po to, by drużyna złożona z zawodników odrzuconych w Stali Rzeszów nie awansowała z drugiego miejsca. Pomogliśmy w ten sposób innemu klubowi przeskoczyć ich w tabeli o dwa punkty.
W kolejnym sezonie w A klasie dane mi było prowadzić drużynę do połowy sezonu. Wtedy trener pierwszego zespołu powiedział mi, że jego asystent dostał ofertę z III-ligowego klubu i postanowił skorzystać z lepszej oferty. Cały zarząd wiedział, że kibice będą wierzyć jednemu z ich przywódców.
Po półtora roku dostałem propozycję trenowania IV-ligowego zespołu spod Rzeszowa. Po porozumieniu z działaczami Resovii postanowiłem spróbować swoich sił, podpisując kontrakt. Po pierwszych treningach zauważyłem, że w drużynie brakuje piłkarza, który potrafi wziąć ciężar gry na siebie. Działacze mojej byłej drużyny obiecali mi pomagać, więc zwróciłem się do nich z prośbą o wypożyczenie kilku zawodników. Po przelaniu skromnej kwoty pieniędzy w IV lidze pojawiło się kilku zawodników, którzy zostali odtrąceni przez trenerów. Moją główną zaletą było właśnie motywowanie zawodników. Potrafiłem pomóc tym, którym w pewnym momencie czegoś zabrakło. U mnie mieli szansę uwierzyć we własne siły, odbudować się. Wielu zawodników po pobycie w moim klubie wracało do Resovii, lub zostali sprzedawani do innych liczących się w rejonie klubów. Tak więc każdy na tej współpracy zyskiwał. Klub ten liczył się w walce o awans, lecz zawsze coś w pewnym momencie szło nie tak. Głupie porażki i remisy powodowały, że zawsze brakowało nam kilku punktów do awansu.
Z drużyną tą spędziłem 10 lat mojej kariery trenerskiej. Było to na pewno cenne doświadczenie, lecz działacze uznali, że chyba nigdy nie uda mi się awansować, więc postanowili podziękować mi za owocną współpracę. Zostałem na lodzie, lecz od razu zgłosiła się po mnie Resovia. Prezes powiedział mi, że zwolniony został dotychczasowy trener, a nie wyobrażają sobie lepszego kandydata na to stanowisko. Bez chwili zastanowienia przyjąłem tę propozycję, mogąc cieszyć się ze spełnienia jednego z moich najskrytszych marzeń...
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ