LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika gosc1 przeczytało już 856 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Sierpień zakończyliśmy towarzyskim meczem z Jeziorakiem Iława, a jakże, przegranym. Nie mogliśmy się obyć bez tych pojedynków o pietruszkę, gdyż przerwy pomiędzy meczami o stawkę były zbyt długie by utrzymać formę choćby pierwszej jedenastki. Z drugiej strony porażki z takimi przeciwnikami jak Zagłębie Sosnowiec, KSZO czy Jeziorak na pewno nie pomagały w utrzymaniu wysokiego morale drużyny. Początek września to kolejna kosmicznie długa przerwa. Kolejny mecz, z Legią w Warszawie, miał się odbyć dopiero 12 września. Tak więc kolejne sparingi były w planie, lecz ja miałem już dosyć patrzenia na te marne gierki i postanowiłem wybrać się na krótkie wakacje. Zarobki pozwalały mi na całkiem egzotyczne podróże, więc postanowiłem odwiedzić kraj ulubiony przez dawnego dobroczyńcę Pogoni Szczecin, Olka Ptaka - Brazylię. Olek i jego miłość do obywateli Copacabany nie zaprowadziła go daleko, ale zdołał on odkryć przy najmniej 2 perełki. Edi Andradina to na tamte czasy piłkarz, jakiego próżno było szukać w polskiej lidze. Świetny drybling, opanowanie, siła i podania crossowe dokładne co do milimetra. Był jak Zinedine Zidane dla wielkich drużyn europejskich, z innej planety. Drugim według mnie pod względem potencjału był Claudio Milar. Choć nieco chimeryczny, to zawstydził parokrotnie polskich piłkarzy, a gdyby nie podeszły wiek, to kto wie, co by w naszej lidze osiągnął. I ja liczę więc, że natknę się na jakąś perełkę osobiście. Pogoń Szczecin ciągle musi dbać o płynność finansowa, w związku z tym nie mam pozwolenia na wysyłanie naszych klubowych skautów tak daleko. Wynikiem tego przyjdzie mi spędzić moje krótkie wakacje na plaży Copacabana , wcielając się w rolę klubowego "szperacza".
Nie zastanawiałem się długo. W końcu i tak mecze towarzyskie pozostawiłem pod kontrolą mojego asystenta, więc wyjechać mogłem choćby nazajutrz po meczu z Wisłą. Jednak załatwianie formalności trochę potrwało i na lotnisku w Rio de Janeiro pojawiłem się w niedziele 30 sierpnia. Chłopaki rozgrywali już wtedy mecz z Jeziorakiem, ale ja jeszcze nie wiedziałem, że znowu polegli. Nie zaprzątałem sobie jednak tym głowy. Od kilku lat w okolicach Rio de Janeiro mieszkał mój stary znajomy ze Szczecina, Józek Woźny. Kontaktowaliśmy się regularnie, więc nie miałem problemu ze zwerbowaniem jego osoby jako mojego przewodnika. Miał on ciekawe kontakty, co z pewnością zamierzałem wykorzystać.Zaraz po przekroczeniu bramki na lotnisku usłyszałem znajomy ryk:
POOOGOOOŃ ŁUBU DUBU SZCZEEECIN ŁUBU DUBU!!!
Józkowi najwyraźniej przypomniały się nasze wspólne wizyty na Papricanie :-). Ludzie wokół chyba jednak nie zrozumieli jego miłości do Dumy Pomorza, gdyż rozpierzchli się po kątach z okrzykami paniki. Zapewne wzięli Józka za terrorystę samobójcę, wygłaszającego swoją ostatnią mowę :-). Na tym jednak zabawna część tej opowieści miała się zakończyć. Powodem było nagłe pojawienie się lotniskowej ochrony. Najwyraźniej zostali oni zwabieni przez józkowy ryk, gdyż rzucili się na niego jak, nie przymierzając, kibole poznańskiego Lecha w dzień meczu z Pogonią. Ryk Józka zakończył się podobnie jak Hejnał Mariacki, w połowie zdania. No, niezupełnie. Józek zdołał na koniec jeszcze wykrzyczeć:
O JEZUUUUU!!!???!!!
Najwyraźniej widział już swój rychły koniec. Potem sprawy potoczyły się jeszcze szybciej. Panowie ochroniarze powiedzieli coś w niezrozumiałym dla mnie języku do podróżnych wokół i zniknęli z moim kolegą za winklem. Poniżej zamieszczam zdjęcie, które pstryknąłem Józkowi kilka sekund przed jego rykiem. Jak widać typowy dresiarz, z łańcuchem na szyi no i ten chód. Kto by go nie wziął za terrorystę?
Sprawa wyjaśniła się kilka godzin później. Józek został osobiście przeproszony przez szefa ochrony lotniska Rio de Janeiro i poinstruowany, jak unikać podobnych nieporozumień w przyszłości. Po czułych usciskach z Józkiem ochroniarze ulotnili się, a ja mogłem wreszcie z nim porozmawiać.
J -Józek
P - Ja
P: No stary, toś mi zgotował powitanie.
J: Daj spokój, skąd mogłem wiedzieć, że otrzymali dziś rano pogróżki i mieli podwyższony stan gotowości. Posłuchaj lepiej, co mam Tobie ciekawego do powiedzenia w Twojej sprawie.
P: Zamieniam sie w słuch.
J: Pogadałem z kilkoma moimi znajomymi. Zgodzili się na małą wycieczkę po Brazylii. Zobaczymy kilka szkółek piłkarskich, kilka gierek treningowych. Na pewno bedziesz miał z czego wybierać.
P: No no, nie liczyłem na to, że tak się wczujesz w rolę :-).
J: Dobra dobra, przecież wiesz, że dla mojego najlepszego kumpla zrobię wszystko... no prawie wszystko. A tak na marginesie, gratuluję niezłej fuchy. Kiedyś przeklinaliśmy z trybun tych z zarządu klubu za to, co robią z Pogonią. Teraz oni przeklinają Ciebie, gdy drużyna przegrywa :-).
P: Dzięki za gratulacje, do dziś nie wierzę, w to co stało się rok temu. A już w to, co stało się w maju to w ogóle :-). Jeśli chodzi o przekleństwa, to narazie nie daję im ku temu powodów. Klub ma coraz lepszą prasę. Finanse już dawno nie były w tak dobrej kondycji, a to tylko i wyłącznie dzięki mojej polityce transferowej. Narazie przekleństwa pod moim adresem kierują tylko przeciwnicy na boisku i stara gwardia managerska. Ale to juz pewnie wiesz. Zapewne czytasz prasę :-).
J: Wiem wiem. Nie chciałem ciągnąć Cię za język, gdy kontaktowaliśmy się na odległość, ale wiedziałem to i owo. Wydzierałeś się zawsze na trybunach za dwóch, więc teraz też nie dasz się zakrzyczeć. Dasz radę stary. A poza tym to olej ich :-).
P: Spoko, dam radę :-). No dobrze, ale wróćmy do meritum. Masz coś konkretnego?
J: W sumie to mam.
Józek opowiedział mi o klubie, z którym wiązał największe nadzieje jeśli chodzi o tą wycieczkę, Villa Nova (GO), który grał w 3 lidze krajowej. Nie miałem pojęcia co to za drużyna, ani o co chodzi w tych rozgrywkach. W samej tej jednej lidze ponoć jest aż 16 grup po 8 drużyn. Umiejętności zawodników oceniano na końcówkę polskiej Ekstraklasy lub czołówkę I ligi z kilkoma wybijającymi się piłkarzami. Był tam zwłaszcza jeden godny uwagi zawodnik, którego miałem szansę zakontraktować za darmo na początku stycznia. Grał on na newralgicznej pozycji - w środku pomocy. Dobrych środkowych pomocników próżno szukać w naszym kraju, więc jeśli udałoby mi się ściągnąć do Szczecina wyróżniającego się rozgrywającego, to byłby strzał w dziesiątkę.
P: No to prowadź stary, nie mogę się już doczekać, kiedy zobaczę w akcji tego gościa.
J: Spokojnie, wyruszamy jutro rano. Dziś pojedziemy do mnie, pogadamy o starych czasach i opróżnimy parę butelek wody ognistej. Na kacu będzie nam trudniej odrzucić nieoszlifowany piłkarski diament. Apropos, jak tam teraz u Was ze szkoleniem młodzieży i bazą trenignową. Kiedy wyjeżdżałem z Polski, to była prawdziwa porażka. Jeśli nadal tak jest, to nie ma sensu uganiać się za takimi diamentami, bo nie będziesz miał gdzie ich szlifować.
P: Spokojnie, pracuję nad tym. W tej chwili trwają prace nad poprawą obiektów młodzieżowych i treningowych. Lada dzień zostaną zakończone. Jeśli budżet na to pozwoli, to co roku baza będzie ulepszana. Powiem Tobie szczerze, że w polskiej lidze mamy teraz tak marnych kopaczy, że niejeden nawet nieoszlifowany diament z Brazylii może stać się gwiazdą.
J: No to rozumiem teraz, skąd w Tobie tyle desperacji żeby przyjechac aż tutaj :-). Nie bój żaby, dla Pogoni zrobię wszystko. Będziesz miał swój diament.
I tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy naszą pogawędkę. Na drugi dzień rozpoczęliśmy naszą wędrówkę. W sumie wędrówka trwała 3 dni, a wspomniany interesujący piłkarz został mi przedstawiony dopiero na koniec. I w sumie dobrze, bo cała reszta jakoś do mnie nie przemawiała. Piłkarz ten nazywał się Alisson i grał głównie jako defensywny pomocnik. Miał 22 lata, więc był już ukształtowany, ale ciągle bardzo młody. Patrząc na jego grę nie widziałem słabych punktów. Może nie był na poziomie najlepszych graczy na świecie, ale miał potencjał i mógł zawojować naszą Ekstraklasę. Dogadałem się z nim, że po wygaśnięciu jego obecnej umowy, czyli w zimie, przyjedzie do Szczecina. Miałem nadzieję, że nikt mi go z przed nosa nie podwędzi.
Do Polski wracałem w świetnym humorze. Miałem nagranego bardzo dobrego zawodnika, który mógł stać się objawieniem jesieni w Pogoni. A do tego spotkałem się ze starym kumplem, z którym powspominaliśmy niezapomniane chwile w roli kibiców. Myślałem, że nic nie zmąci mojego optymizmu, aż do meczu ligowego z Legią Warszawa. Stolica okazała się dla nas mało przyjazna. Już w 7 minucie meczu Maciej Iwański pokonał Radka Janukiewicza. Gorzej być nie mogło. Tak szybko stracona bramka na terenie tak wymagającego przeciwnika mogła oznaczać tylko katastrofę. Nie poddawałem się jednak i mobilizowałem drużynę do walki o wszystko. Dobrze żarło do 32 minuty. Radosław Mikołajczak odebrał nam złudzenia bramką na 2:0. Sfrustrowani piłkarze nie przebierali w śodkach i po kolejnym ostrym faulu Maćka Mysiaka w 1 minucie doliczonego czasu gry pierwszej połowy meczu sędzia pokazał czerwony kartonik. Nie było o co się spierać. W szatni dla odmiany mi puściły nerwy. Zwymyślałem towarzystwo za nieodpowiedzialną grę i kazałem za wszelką cenę wygrać ten mecz. Najwyraźniej pobyt w Brazylii nie wpłynął na mnie dobrze pod kątem doboru słów w szatni, bo zamiast lepszej gry było jeszcze więcej fauli. Od 61 minuty graliśmy już w 9 po czerwieni dla Marcina Nowaka. To już był dla nas koniec. Słaniającą się z utraty krwi Pogoń wypunktował ostatecznie Piotr Giza w 78 minucie. 3:0 to był najniższy wymiar kary tego feralnego dnia.
Tydzień później graliśmy z Lechią Gdańsk w Szczecinie. Obawiałem się, że po sromotnej porażce z Legią drużyna może załamać się na dłużej. Njwyrażniej miałem rację, gdyż w 18 minucie tego meczu przwegrywaliśmy 1:0 po golu Ivansa Lukjanovsa. Przeciwnik dominował w tym meczu i zapomniał sie tylko w 63 minucie, kiedy to Daniel Wólkiewicz, nasza wschodząca gwiazda, doprowadził do remisu. Po zaciętej walce dowieźliśmy remis do końca. Wyraźnie czegoś brakowało drużynie. Zapewne tym czymś było nadszarpnięte morale.
Ostatni mecz ligowy we wrześniu znowu graliśmy w Szczecinie ze Śląskiem Wrocław. Po meczu z Legią, w pojedynku z Lechią nie zagrał nasz najlepszy para atakujący, Zubanovic. Jako że Grzelak nie potwierdził i w tym meczu swojej formy strzeleckiej, postanowiłem posadzić go na ławce, a dać jeszcze jedną szansę Zubanovicowi. Ten z kolei odwdzięczył mi się już w 15 minucie golem na 1:0. Mecz był bardzo wyrównany. Na przerwę to my schodziliśmy jednak w lepszych humorach. Po kilku słowach otuchy w szatni liczyłem, że drużyna da radę kontrolować grę i może pokusi się o zbawienną drugą bramkę, która niewątpliwie pozwoliłaby zrzucić troche presji z barków moich podopiecznych. Niestety, już w 52 minucie Slask wyrównał po golu Piotra Celebana. Ten gol wisiał w powietrzu, ale miałem nadzieję, że nas ominie. Na szczęście moi chłopcy zostali podrażnieni takim obrotem sprawy i przycisnęli ze zdwojoną siłą. Na tyle zdwojoną, że w 58 minucie było juz 2:1 dla nas po drugim golu Zubanovica. Nie mogłem sie nadziwić, z jaką łatwością ten piłkarz pokonuje bramkarzy drużyn przeciwnych. Delektowałem się tym jednak bardzo krótko. Śląsk był na prawdę mocny tego dnia. W 66 minucie zdołał znowu wyrównać po golu Sebastiana Mili. Od tego momentu obie drużyny bardzo mocno się pilnowały. Nikt nie chciał stracić głupiej bramki w końcówce, a oba zespoły miały w swoich szeregach piłkarzy zdolnych wykorzystać nawet drobne potknięcie. Mecz zakończył się wynikiem 2:2.
Jak widać na załączonym obrazku, ligowy wrzesień był bardzo krótki i niezbyt optymistyczny. Zaledwie 2 punkty zdobyte i 3 bramki strzelone przy 6 straconych to gorzki rezultat. Pamiętałem jednak, że Pogoń Szczecin to wciąż beniaminek z ograniczonym budżetem i piłkarzami dopiero ogrywającymi sie w tej klasie rozgrywkowej. Ostatecznie jednak, po 8 kolejkach zajmowaliśmy nienajgorsze 9 miejsce w lidze, co ważne, przed drugim z beniaminków, Zniczem Pruszków. Na tle tabeli nie dziwiła porażka z liderem Legią w Warszawie, lecz pozostawał pewien niedosyt po meczu ze Ślaskiem, który okupował ostatnie miejsce w tabeli. Cieszył za to remis z Lechią, która zajmowała 3 pozycję i na tamtą chwilę była na pewno mocniejszą drużyną.
Do zimy pozostawało nam jeszcze 9 meczów, które mogły wiele zmienić. Zadaniem drużyny było utrzymanie jak najlepszej pozycji przed rundą rewanżową, w którą mieliśmy wejść z bagażem doświadczeń z jesieni i powalczyć z najlepszymi o prestiż.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ