Po dłuższej FM-owej banicji naszła mnie ochota (a co mi tam, przyznam się: moje żądze rozbudził
zachi swoimi
rozgrywkami online) i wracam, nie tyle do FM-a co do opisywania mojej kariery rozegranej zespołem argentyńskiej Primera Division
Club Atletico Independiente. Gdyby ktoś chciał zapoznać się z poprzednimi odsłonami (mają już prawie rok...) to tutaj są odpowiednio
pierwszy i
drugi odcinek. Mam nadzieję, że tym razem doprowadzę rzecz do końca - nie ma tego dużo, jeszcze tylko 4 sezony - i że nie będzie rocznych przerw między kolejnymi częściami, ale jak każdy z piszących pewnie zdaje sobie sprawę, nie tylko ode mnie to zależy ale również od odzewu czytających - choćby szczątkowego w postaci przychylnego/nieprzychylnego komentarza pod manifestem, a zwłaszcza komentarza.
NAJWAŻNIEJSZA CIĄGŁOŚĆ PRACY
Po dobrej końcówce poprzedniej rundy, w której udało się zanotować 6 zwycięstw z rzędu, mieszanie w taktyce nie wchodziło w grę, więc pozostałem przy sprawdzonym już
defensywnym 4-2-3-1. Jedynymi zmianami branymi pod uwagę były zmiany personalne z naciskiem na pozbycie się krnąbnych, niechcących w przerwie zjadać batonów - przez co za bardzo gwiazdorzących - zawodników. Dlatego też do
Catanii został wypchnięty za darmo(!)
Leandro Gioda, a do
Torino za 1 mln euro przeszedł
Adrian Gabbarini. Ogółem przychód z transferów wyniósł
1,7 mln euro, ale że scouci przeczesywali południowoamerykański rynek całkiem skutecznie, to aż
1,3 mln przeznaczyłem na ściągnięcie młodych talentów, z których najlepiej zapowiadali się Maximiliano Valente i Sergio Valdes (screenów nie wrzucę, bo najwcześniejsze są z 2014 roku, a spoilerować za bardzo nie chcę :P ).
Z paragwajskiego Guarani po wypożyczeniu wykupiłem
Eduardo Filippiniego, a z wolnego trasferu dołączyli doświadczeni
Ezequiel Carboni i
Hernan Crespo. Ten drugi nie wniósł do zespołu tyle ile oczekiwałem, więc po sezonie został w klubie, ale już w roli trenera.
Przedsezonowe sparigni (wszystkie wyjazdowe) wypadły nieźle: 4 zwycięstwa, 1 remis i 1 porażka, 10 goli strzelonych i 3 stracone. Nie mogłem wyróżnić jakoś szczególnie konkretnych graczy, bo cała drużyna grała poprawnie, a czasami nawet dobrze, więc do pierwszego spotkania w
Torneo Apertura przeciwko
San Lorenzo podchodziłem z optymizmem, a jak pokazała przyszłość - całkiem słusznie.
Pomimo mrozu (sic!) na trybunach zasiadło ponad 40 tysięcy kibiców i nie mogli oni narzekać ani na poziom spotkania, ani tym bardziej na grę swoich ulubieńców.
Independiente zaprezentowało mądry, dojrzały i skuteczny futbol, a jedynego gola spotkania strzelił
Facundo Parra.
Lecz cały ten wynik nie miał większego znaczenia w świetle kolejnego meczu, gdzie jako zdobywca
Copa Sudamericana miałem zmierzyć się z tryumfatorem
Copa Libertadores -
Santos FC, w południowoamerykańskim Superpucharze -
Recopa Sudamericana, a w tym konkretnym meczu, a później w rewanżu, powinien przyświecać mi tylko jeden cel: zatrzymać
Neymara.
MIEĆ UZASADNIENIE DLA PRZYDOMKU
Pomimo plusowej temperatury, sławnego przeciwnika oraz rangi spotkania, na meczu pojawiło się mniej kibiców niż poprzednio. Nie zraziło to jednak moich podopiecznych, którzy walczyli do upadłego o każdy centymetr boiska. Motywację było widać u nich wielką, u niektórych aż za wielką, przez co od 63. minuty - po bezmyślnym faulu Lucasa Villafaneza - musieliśmy grać w 10. Szczęśliwie w tym momencie spotkania prowadziliśmy już 1:0 Tuż przed przerwą Santos wykonywało rzut rożny, ale w walce o górną piłkę faulował zawodnik gości. Navarro podał piłkę na lewo do Argachy, który uruchomił Osmana Ferreyrę, ten podał do środka do Battiona, który z pierwszej piłki podał do Argachy, a ten prostopadłym podaniem obsłużył wybiegającego na lewe skrzydło Ferreyrę. Osman dośrodkował, a Leonel Nunez wykorzystał błąd w przyjęciu obrońcy Santosu i półwolejem udrzeył na bramkę , dzięki czemu do szatni schodziliśmy prowadząc. Przez całe spotkanie przewagę w posiadaniu piłki mieli Brazylijczycy, ale nie potrafili wykorzystać stwarzanych przez siebie okazji. W 82. minucie ściągnąłem najbardziej wysuniętego zawodnika, którym był środkowy ofensywny pomocnik Rodriguez, a w jego miejsce wszedł Facundo Parra, którego zadaniem było przetrzymywać piłkę jak najdalej od własnej bramk. I w ciągu minuty dwa razy dostał podanie i dwa razy zszedł z piłką do narożnika boiska, ale za trzecim razem skierował się już w kierunku bramki Santosu i huknał z całej siły pod poprzeczkę. Drugi celny strzał i drugi gol dla Independiente, a na trybunach szał radości. Mecz zakończył się takim właśnie wynikiem, a główna w tym zasługa defensorów El Rojo, którzy nie dali pohasać Neymarowi.
Zaliczka dwóch goli przed rewanżem niczego jeszcze nie przesądzała, bo myślę, że wspominany tu często Neymar będący w dobrej formie sam mógłby strzelić mojej drużynie 2 razy tyle goli, żeby to Santos cieszyło się z pucharu. Moja w tym głowa, żeby tak się nie stało.
Rewanż toczył się w szybszym tempie niż pierwsze spotkanie i moi boczni obrońcy nie nadążali za akcjiami Santosu. Już w drugiej minucie w bocznym sektorze boiska obrońca nie mógł dogonić Neymara i musiał ratować się faulem. Rzut wolny został wykonany perfekcyjnie i Borges strzałem głową wyprowadził Santos na prowadzenie. Pierwsza połowa minęła pod znakiem huraganowych ataków Santosu, ale swoje okazje mieli też gracze Independiente, jednak nie padała po nich żadna bramka i schodząc na przerwę to klub z Argentyny mógł cieszyć się przewagą psychologiczną nad rywalem. A kiedy to już na początku drugiej połowy po rzucie rożnym Galeano wyrównał stan spotkania na 1:1, wydawało się, że Independiente już nie wypuściu kolejnego pucharu ze swoich rąk. Jednak wtedy w Neymara i kolegów wstąpiły nowe siły i w 67. minucie to właśnie brazylijski gwiazdor dał nadzieję dla Santos FC potężnym strzałem, a 5 minut później po strzale Elano piłka tak niefortunnie dla Navarro i Independiente odbiła się odsłupka, że odbijając się od pleców interweniującego bramkarza wpadła do siatki. Na 12 minut przed końcem regulaminowego czasu gry sędzia podyktował "jedenastkę" dla Independiente, którą na gola zamienił Ferreyra. Przeciwnicy byłyskawicznie chcieli odpowiedzieć, a błyskotliwą akcją popisał się sam Neymar, ale Navarro tym razem był na posterunku. Chwilę potem bramkarz podał do Milito, który nie namyślając się wykopał piłkę przed siebie. Ta spadła za plecy obrońców Santosu i dopadł do niej Ferreyra i miał przed sobą już tylko bramkarza, który musiał ratować się faulem. Kolejny karny! I kolejny raz bezbłędny tego wieczoru Osman Ferreyra i kolejny puchar dla Królów Pucharów!
KTO STOI W MIEJSCU, TEN SIĘ COFA
W międzyczasie powyższych wydarzeń przytrafiły się dwa remisy w lidze przeciwko Banfield (2:2 - warty odnotowania jedyny gol strzelony dla Independiente przez Hernana Crespo) i Newell's (0:0), a po zdobyciu pucharu, będąc na fali, wygrana z All Boys (2:0). Aż przyszedł czas na mecz z największymi rywalami - Boca Juniors.
I niestety, a może na szczęście, mecz z Boca obnażył wszystkie słabości mojego zespołu. Zbyt krótko utrzymujywaliśmy się przy piłce, a w związku z tym nie stwarzaliśmy wystarczającej ilości okazji podbramkowych, w dodatku defensywa nie była zbyt szczelna. Dlatego też
porażka 1:3 na wyjeździe to był najniższy wymiar kary. Po takim wyniku, a przede wszystkim bardziej chodziło o styl poniesienia tej porażki, nadszedł czas na zmiany. Na zmiany, które popchnęłyby ten zespół w dobrym kierunku.
Dlatego też kolejny mecz przeciwko Colon graliśmy w - raczej znanym wszystkim menedżerom - ustawieniu 4-5-1:
które samo w sobie nie było jakąś rewolucją w stosunku do poprzednio stosowanego 4-2-3-1, bo tylko jeden z defensywnych pomocników został przesunięty do środka pola, a żeby nie było mu smutno rozgryający grający za plecami jedynego napastnika został cofnięty. Dzięki temu powinniśmy dłużej utrzymywać się przy piłce, a i w obronie nie powinno być takiego chaosu. Teoretyczne założenia tej taktyki sprawdziły się w praktyce, a wnik (
4:1) wszystko ładnie potwierdził.
I choć w następnym meczu przydarzyła się porażka przeciwko
Argentinos, to z każdym kolejnym spotkaniem forma zawodników rosła.
Leonel Galeano był nie doprzejścia w obronie, a dodatkowo strzelał ważne bramki po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów. Na skrzydłach wspaniałe mecze rozgrywali
Lucas Villafanez i
Osman Ferreyra, gdzie ten pierwszy najlepszy swój mecz rozegrał w rewanżowym spotkaniu w ćwierćfinale
Copa Sudamericana przeciwko urugwajskiemu
Defensorowi SC robiąc z obrońcami przeciwnika co tylko chciał i w efekcie notując 3 asysty. W ataku bardzo dobrze grał
Facundo Parra, znajdując się w odpowiednich miejscach we właściwym czasie i strzelając ważne bramki.
W ten oto sposób rywalizowaliśmy o mistrzostwo
Fazy Otwarcia z bardzo silnym w tym sezonie
Boca, a dodatkowo w półfinale
Copa Sudamericana też musieliśmy zmierzyć się z naszym rywalem z Buenos Aires.
I o ile w pierwszym meczu mieliśmy szczęście, że udało nam się zremisować - przegrywaliśmy po karnym podyktowanym już w trzeciej minucie spotkania, a wyrównaliśmy rzutem na taśmę w drugiej minucie doliczeonego czasu gry strzałem
Roberto Battiona - bo zostaliśmy całkowicie zdominowani przez
Los Xeneizes, o tyle w rewanżu mieliśmy pecha nie remisując, gdyż graliśmy jak równy z równym, nawet pomimo tego, że od 22. minuty musieliśmy walczyć w 10. Było to spotkanie dwóch godnych siebie przeciwników, gdzie emocje sięgały zenitu, a czasem wręcz brały górę nad zdrowym rozsądkiem - sędzia pokazał 8 zółtych i 1 czerwoną kartkę, ale w tym miejscu skończyła się tegoroczna przygoda Independiente z Copa Sudamericana, a Boca zagrało w finale, w którym musiało uznać wyższość brazylijskiego
Internacionalu.
Do końca
Torneo Apertura pozostawały 4 mecze, w tym jeden z beniaminkiem - z jednym z najbardziej utytułowanych argentyńskich klubów, który po roku spędzonym na drugim froncie powrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej -
River Plate. I właśnie ten mecz przesądził o tym, że Independiente zajęło tylko 2. miejsce w końcowej tabeli Fazy Otwarcia, bo choć mecz był wyrównany (z lekkim wskazaniem na ekipę gości), to fatalnie mylili się defensorzy i bramkarz
El Rojo, co skończyło się
pogromem 4:1.
I choć nie udało się ugrać mistrzostwa Argentyny, to klubowa gablota wzbogaciła się o kolejne trofeum - Recopa Sudamericana 2012 - co nie powinno dziwić, wszak Club Atletico Independiente to El Rey de Copas - Król Pucharów.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ