Poprzez próby i wyzwania ku zwycięstwu. Każdy kolejny mecz Wakehurst FC był ciężką próbą i wyzwaniem dla polskiego trenera - nigdy nie mógł być do końca pewien w jakiej formie będa jego zawodnicy, a dobry występ w poprzednim spotkaniu nigdy niczego nie gwarantował. Sporym plusem były za to większe szanse na utrzymanie w Championship 1 niż przed sezonem w klasie o poziom niżej, jeśli wierzyć przewidywaniom ekspertów. Z drugiej strony ci sami ludzie rok temu wieszczyli pewną degradację The Hurst z Championship 2, więc Rapchuck przyjął zasadę obowiązującą w sporej części polskich firm, gdzie jedna rzecz jest pewna: że nic nie jest pewne.
Żeby jednak zwiększyć pewność na osiągnięcie jakiegoś sukcesu (środek tabeli już za takowy można by było uznać) Dave namówił kilku kopaczy na grę w czarno-białych strojach The Hurst. Część z nich wyobrażała sobie pewnie, że oto grają dla Juventusu czy też innego Newcastle, podnosząc tym samym swoje morale, ale przecież nikt ich za to nie ganił. Za marzenia się nie płaci, a tym bardziej nikt za nie nie karze.
Piłkarska przyszłość hrabstwa Antrim
Paul Wells - bramkarz sprowadzony z myślą o koszulce nr 1, ale nie okazał się być dużo lepszy od McAllistera, więc koniec końców podzielili się meczami mniej więcej po połowie;
John Cochrane - środkowy obrońca o klasę lepszy od dotychczas grających dla The Hurst;
Vinnie Heneghan - zarzeka się, że jest stworzony do gry w pomocy, ale i tak będzie grał na środku obrony;
Craig Spiers - może grać z prawej lub lewej strony defensywy, ale to, że jest leworęczny, a przy okazji lewonożny rozwiązuje wszelkie dylematy;
Bradley Morton - jeśli tylko kontuzje będą go omijać, to nie odda miejsca na prawej stronie obrony;
James Wright - niesamowicie pracowity, ma zapewnić dominację w środku pola;
James Lavery - sprowadzony do pierwszego składu, do którego - jak się później okazało - nie mógł długo się dopasować, ale też świetna forma innych zawodników sprawiła, że o miejsce w składzie musiał mocno zawalczyć.
Wyzwania wyzwaniami, trudności trudnościami, ale przecież mają one prowadzić ku zwycięstwu, a gdzie jak gdzie, ale jako trener beniaminka Rapchuck nie spodziewał się go w Championship 1, więc jeśli miałoby się gdzieś ono znaleźć, to raczej w rozgrywkach pucharowych, a tych akurat nie brakowało.
IRISH LEAGUE CUP
W pierwszej rundzie tego pucharu Wakehurst zmierzyło się w Belfaście z zespołem, który w poprzednim sezonie napsuł im sporo krwi. Z trzech meczów dwa zakończyły się remisem 1:1, a jeden porażką 2:3 i podobny wynik znawcy północnoirlandzkiego futbolu przewidywali również i tym razem, ale drużyna z Castledawson/Ballymena już tylko pod niewielkim względem przypominała tę sprzed roku. I dało się to zauważyć również po przebiegu całego spotkania - nie było ono pod dyktando gości, ale wyczuć się dało spokój w ich szeregach, który zapewniał nowy bramkarz i niemal całkowicie nowa linia defensywna. Być może całe spotkanie skończyłoby się remisem, ale soczystym strzałem z rzutu wolnego z 25 metrów, trafiając tuż przy lewym słupku bramkarza Queens University, popisał się Ryan McGerrigan, notujący tym samym gola w swoim debiucie. Więcej goli nie padło i Dave mógł się cieszyć z awansu do kolejnej rundy.
A tam los nie był łaskawy przydzielając zespół z Premiership - Cliftonville i to na wyjeździe. Co prawda Rapchuck pamiętał, że rok wcześniej - również w pucharze udało się z nimi zremisować 2:2 i ostatecznie wyeliminować po rzutach karnych, ale był to sukces ze wszech miar szczęśliwy i tym razem należało się przygotować co najmniej na ciężką przeprawę.
Rozgrzewka na stadionie Cliftonville
I miał zupełną rację, bo już do przerwy gospodarze strzelili 3 gole, robiąc z defensywą The Hurst co tylko chcieli. Po zmianie stron Cliftonville spuściło trochę z tonu i goście za sprawą Jimmy'ego Burnsa zdobyli honorową bramkę i to było wszystko na co było ich stać. Pomeczowe statystyki tego nie oddają, ale był to typowy mecz bez historii - lepszy zwyciężył, wyzwanie okazało się zbyt trudne.
COUNTY ANTRIM SHIELD
Tarcza hrabstwa Antrim to były kolejne rozgrywki, w których Dave upatrywał szansy na upragnione zwycięstwo, również szansy na polepszenie finansów Wakehurst, bo przecież 10 tysięcy euro piechotą nie chodzi. Byłaby to zachcianka cokolwiek realna, gdyby nie to, że o to trofeum rywalizowała również Wielka Dwójka Z Belfastu czyli Linfield FC i Glentoran FC - dwie najbardziej utytułowane drużyny w Irlandii Północnej. Zaczęło się od losowania, które w pierwszej rundzie przydzieliło Harland & Wolff Weiders, nie najmocniejszy przecież klub w Belfast Telegraph Championshi One. Wakehurst miało przewagę i w posiadaniu piłki i w oddanych strzałach, jednak nie potrafiło znaleźć drogi do bramki strzeżonej przez Tima Harneya. Remedium na jego dobrą postawę okazał się szybki kontratak tuż po rozpoczęciu drugiej połowy spotkania. Po rzucie rożnym piłka trafiła do Curry'ego, który podał do Mike'a Millera. Ten oddał futbolówkę Philowi Grayowi, a ten prostopadłym zagraniem wypuścił biegnącego do przodu Currego. Samuel podał w pole karne do nadbiegającego właśnie Millera, a ten zapewnił gospodarzom zwycięstwo płaskim strzałem w długi róg. Klasowa kontra, której nie powstydziłby się żaden z zespołów prowadzonych przez Jose Mourinho!
W ćwierćfinale na mecz do Castledawson przyjechało Lisburn Distillery - główny kandydat do awansu do Premiership i już choćby z tego tytułu należało się spodziewać ciężkiego spotkania. Faworytem oczywiście byli goście, ale Dave nie zamierzał tanio skóry sprzedawać i ustawił swój zespół zupełnie bez kompleksów. Zresztą w tamtym okresie pewna ignorancja co do realiów północnoirlandzkiej piłki działała na korzyść polskiego trenera, który do każdego spotkania podchodził jak do takiego, którego wstyd byłoby nie wygrać, prezentując cokolwiek arogancką postawę mistrza z kraju bogów futbolu w stosunku do ogórów na co dzień pasających owce. Opłaciło się już w 28. minucie kiedy Morton wyrzucił z autu piłkę do Curry'ego, ten podał w pole karne do Millera, który odwrócił się i niewiele się zastanawiając huknął z całej siły. Distillery wyrównało po pięknym strzale sprzed szesnastki Phillipa Munna na 15 minut przed końcem spotkania. Kiedy wszyscy już powoli psychicznie przygotowywali się na dogrywkę z prawej strony boiska na szesnastkę Samuel Curry wrzucił dośrodkowanie rozpaczy. Po niedokładnym wybiciu przyjezdnych obrońców padło ono łupem będącego na lewym skrzydle Darrena McIlroya, ten uderzył ze skraju pola karnego, ale bramkarz Ryan Harrison sparował piłkę lecz wprost pod jego nogi, przy dobitce golkiper znowu był górą i choć był bliski obronienia i trzeciej dobitki piłka jednak wturlała się do bramki. Więcej goli już nie padło i Rapchuck razem ze swoimi zawodnikami mógł świętować awans do półfinału rozgrywek gdzie...
...Czekało na nich niewykonalne zadanie - mecz z Linfield. Wakehurst było jednak w gazie, nabrało rozpędu w lidze, a piłkarze cieszyli się po prostu z możliwości gry w takim zespole. Morale sięgało zenitu, więc nawet wielki klub z Belfastu nie mógł wystraszyć zawodników The Hurst. Zdobyte trofea, reputacja, zasobność portfela się nie liczą, powinna zdecydować dyspozycja dnia i forma poszczególnych piłkarzy, a nie dojścia w lokalnym związku piłki nożnej. I tak górnolotnie Dave mógł wypowiadać się do 20. minuty półfinału, bo wtedy piłkę czystym wślizgiem spod nóg napastnika The Blues w polu karnym wybił McGerrigan. Przynajmniej za czysty odbiór uznali to zarówno piłkarze z Ballymena/Castledawson jak i kibice zgromadzeni na The Oval w Belfaście. Cały stadion to widział, cała Irlandia Północna to widziała, ale nie sędzia, który wyrzucił lewego obrońcę za "faul taktyczny" i podyktował karnego dla Linfield. Na nic zdały się protesty zarówno zawodników The Hurst jak i głośne buczenie widowni, karny to karny, a z wykorzystaniem tego nie miał najmniejszych problemów Andrew Waterworth. I od tego momentu praktycznie nic się nie działo, bo Wakehurst skutecznie rozbijało ataki rywali, ale żeby groźnie zaatakować, brakowało im jednego zawodnika. Rapchuck nie krył rozgroryczenia czemu dał wyraz na pomeczowej konferencji krytykując pracę arbitra przede wszystkim z wyszczególnieniem powyższej sytuacji. Za brak kurtuazji i samą szczerość dostał wiele wyrazów wsparcia, ale jak sam zdążył się przekonać, pewnych rzeczy nie przeskoczy, finał widocznie był zarezerwowany dla zespołów z Belfastu, a nie dla jakiegoś klubiku, który nie ma nawet własnego stadionu.
Tarcza hrabstwa Antrim - kolejne zbyt trudne wyzwanie
COCA COLA INTERMEDIATE CUP
Zdecydowanie większą szansą na osiągnięcie sukcesu był Intermediate Cup i tutaj w pierwszych rundach Wakehurst radziło sobie zgodnie z oczekiwaniami odprawiając kolejno Rosario Youth Club (3:1), Cliftonville Oly - rezerwy zespołu grającego w Premiership (4:1) i Ballynure Old Boys (1:0 po dogrywce). W 4. rundzie przyszło się zmierzyć nie z amatorami, lecz już z pół-zawodowcami - Dundela FC. Nie był to bardzo trudny mecz i zanosiło się, że The Hurst są w stanie go wygrać, prowadzili od 11. minuty po samobójczym golu i nic nie zwiastowało tego, co miało się wydarzyć w końcówce. W 82. minucie pomocnik gospodarzy strzałem rozpaczy pokonał McAllistera, 6 minut później Phil Gray został zniesiony na noszach z boiska i goście musieli kończyć w 10. W dogrywce brakło sił i jednego zawodnika, a Dundela rzuciła wszystko na jedną kartę, co zaowocowało zdobyciem dwóch bramek i sprawiło, że Dave swego upragnionego zwycięstwa musiał zacząć szukać gdzie indziej.
IRISH CUP
Nie znalazł go również w Pucharze Irlandii, bo choć Annagh United, drużyna z Championship 2 nie była dla Wakehurst żadnym przeciwnikiem, to Coleraine, grające na co dzień w Premiership szybko pozbawiło Rapchucka wszelkich złudzeń.
STEEL & SONS CUP
Puchar Steel & Sons
Start w tym pucharze mógł się dla Wakehurst skończyć równie szybko jak się zaczął. Wszystko dzięki niesamowitej wręcz skuteczności amatorów z Islandmagee, których każdy strzał to celny strzał, a każdy celny strzał to gol. Pech chciał, że tego dnia goście oddali 4 strzały na bramkę McAllistera, szczęście natomiast w tym, że prawie tak samo skuteczni byli gospodarze, ale i tak 5. bramka pieczętująca awans padła dopiero w 86. minucie. Dave był wściekły i nie ukrywał tego przed swoimi piłkarzami, którzy - jak się okazało - nie podzielali jego złości i zrobił się z tego niezły kwas, przez co morale trochę podupadło, bo trener obstawał przy swoim, a piłkarze przy swoim.
Ta mała scysja nie miała na szczęście większego wpływu na wynik w 3. rundzie, gdzie na boisku w kampusie uniwersyteckim University of Ulster Coleraine najlepsi studenci tej uczelni nie byli w stanie ani razu celnie strzelić na bramkę The Hurst. Pewnie też dlatego bramkarz Paull Wells zachował czyste konto, ale nawet gdyby puścił jednego gola, to jego koledzy strzelili aż 3, co w zupełności wystarczyło.
Sytuacja powtórzyła się w starciu z Ard Rangers, którzy również nie potrafili celnie strzelać i również trzy razy musieli ze smutkiem patrzeć na cieszących się piłkarzy Wakehurst. Trochę inaczej sytuacja wyglądała w ćwierćfinale z Dunmurry Recreation, bo ci oddali celny strzał i dlatego w 10. minucie wyszli na prowadzenie. Minutę później wyrównał Mike Miller i od tego momentu zaczęło się bicie głową w mur, które przerwał sędzia dyktując w 79. minucie karnego dla gospodarzy i tym samym zapewniając im awans do półfinału tych rozgrywek.
W półfinale zaś zdarzył się cud. Sion Swifts oddali celny strzał na bramkę The Hurst, który nie został zamieniony na gola. Dave nie mógł wyjść z szoku, więc tylko obserwował ze szczęką w okolicach pasa jak poczynają sobie jego chłopcy. A ci poczynali sobie nader śmiało cisnąc rywala niemiłosiernie, w efekcie czego już na przerwę schodzili z 3-bramkową przewagą. Jako że trener nie mógł wydusić z siebie słowa, to na drugą połowę wyszli na luzie i James Lavery strzelił swojego drugiego gola i tym samym ustalił wynik spotkania, który dał The Hurst - i samemu Rapchuckowi - pierwszy finał w historii, w którym mieli się zmierzyć z Carrick Rangers.
Spotkanie finałowe odbyło się na Seaview Stadium w Belfaście, stadionie należącym do Crusaders FC i choć nie wypłenił się on w pełni, to 2 tysiące widzów (około 2/3 pojemności) i tak robiło wrażenie na młodym trenerze, bo przez ostatnie 1,5 roku jeśli widział 100 zaciekawionych twarzy na meczach swojego zespołu, to i tak było dobrze. Kolejną rzeczą, która sprawiała, że Dave niemal trząsł się ze stresu (z zimna być może też - 4 stopnie na plusie to wszak nie jest zbyt ciepło) było to, że niedawno w lidze to samo Carrick odprawiło jego zespół z kwitkiem aplikując 2 gole i nie tracąc żadnego. Kolejnym zmartwieniem była kontuzja Phila Graya, w wyniku czego Rapchuck nie miał innego wyjścia jak zagrać wąskim 4-4-1-1 i liczyć na to, że przeciwnicy nie będą w swojej najwyższej formie. Za to Rangers liczyli pewnie na sukces jak w sezonie 2014/15:
Wraz z pierwszymi minutami spotkania całe napięcie zeszło z Rapchucka, bo okazało się, że rywale nie grają zbyt dobrze blokowani w środku pola przez pomocników The Hurst, a ich główna aktywność ograniczała się do złośliwych fauli i domagania się sprawiedliwości u sędziego. Wałek z półfinału pucharu hrabstwa był chyba jednak zbyt świeży i rozjemca pozostawał ślepy i głuchy na sugestnie zawodników The Gers. Końcówka pierwszej połowy okazała się być kluczowym momentem całego finału. Oto McIlroy uruchomił podaniem na wolne pole Lavery'ego, który podał do wbiegającego w pole karne Donnelly'ego, który zaś nie strzelił z pierwszej piłki, a tylko się zastawił, spokojnie utrzymał piłkę i poczekał aż Lavery wbiegnie w pole karne, po czym wyłożył mu piłkę na 9. metrze od bramki i ten po prostu nie mógł chybić! Obrońcy przeciwnika zajęli się protestowaniem domagając się odgwizdania spalonego, ale późniejsze powtórki pokazały, że były to protesty bezzasadne.
Niespełna 3 minuty później Carrick wyrównało po rzucie rożnym i strzale głową z najbliższej odległości, ale już po wznowieniu gry od środka boiska i rozegraniu krótkiej akcji James Wright zagrał prostopadłe podanie na 16. metr, gdzie znowu wbiegał Lavery, który wyminał obrońców i później bramkarza, żeby skierować piłkę już do pustej siatki. Szok i radość, po której Wakehurst schodziło do szatni z jednobramkową zaliczką.
Na drugą połowę zawodnicy Rapchucka wychodzili jeszcze bardziej umotywowani, żeby nie stracić wypracowanej zaliczki. Zadanie ułatwiał fakt, że w pierwszej części spotkania wszystko w taktyce działało jak należy i Carrick Rangers po prostu nie mogli się przedostać w okolice pola karnego ekipy z Castledawson/Ballymena, ich piłkarze robili więc tylko to, co im pozostało - oddawali niecelne strzały z dystansu i nadal uporczywie faulowali. Formacja defensywna sprawowała się bez zarzutu, więc Rapchuck zmienił tylko najpierw podmęczonego Donnelly'ego, a na 10 minut przed końcem bohatera całego spotkania - Lavery'ego. Po kolejnych 10 minutach nie pozostało nic innego jak tylko unieść ręce w górę w geście tryumfu. Oto jest i zwycięstwo po wielu próbach!
W nagrodę Dave dostał stylową kurtkę trenerską adidasa. Co prawda była to rzecz po poprzednim trenerze, ale widać dopiero teraz znalazły się fundusze na jej odświeżenie. Przypuszczalnie jego stresowe drgawki sprzed meczu finałowego zostały mylnie odebrane, ale darowanemu koniowi...
Z drugiej strony zmiany klimatyczne nie omijają również Wysp Brytyjskich i ciepłe odzienie przyda się, kiedy Mill Meadow w Castledawson - a nie jest to zbyt częsty widok - wygląda w ten sposób:
A w świecie futbolowym nadal cuda. Święty Patryk czuwa.
Jeżeli jesteś selekcjonerem reprezentacji, zwracaj uwagę na procentową wartość ogrania zawodnika. Znajdziesz ją w ekranie taktyki przy wyborze składu. Wystawiając do gry piłkarza o niskiej wartości tego współczynnika, sporo ryzykujesz - może nie znajdować się w odpowiednim rytmie meczowym.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ