„Rocznik 1979, telebimy, ojciec i mąż, Lech Poznań, biegacz amator.”. To tylko pierwsza część opisu Michała Leńca na portalu „Twitter”. Dalej możemy znaleźć adnotację o najdłuższej na świecie karierze w grze Football Manager. To właśnie tym osiągnięciem
Michałowi udało się dostać do Księgi Rekordów Guinnessa – edycji dla graczy. Jak łączy grę z życiem prywatnym, bieganiem i biznesem? Odpowiedzi na te pytania udzielił sam zainteresowany.
Pierwszy raz usłyszeliśmy o Tobie w styczniu bieżącego roku. Twoje wypowiedzi można było przeczytać między innymi na oficjalnej stronie Lecha Poznań czy też na portalu „Weszlo.com”. Pobiłeś wtedy ówczesny rekord najdłuższej rozgrywki w grze Football Manager, który wynosił 154 sezony rozegrane w trzy lata. Ile Tobie to zajęło?– Dokładnie rok. Rozgrywkę zaczynałem w listopadzie 2015 roku. Pod koniec 2016 miałem rekord pobity.
Zapewne wiele osób zastanawia się, jak w ogóle rozpoczęła się twoja przygoda z grami typu manager. Mógłbyś o tym opowiedzieć?– Nie starczy nam czasu (śmiech). W managery gram od 25 lat. Wyłącznie piłkarskie managery. Nigdy nie interesowałem się FIFĄ, w którą nawet nie grałem, ani żadnymi innymi grami zręcznościowymi. Zaczynałem na Commodore 64 [komputer domowy z lat 80. XX wieku – przyp. red.]. Później był już komputer PC i najprostsze managery. Wreszcie pojawiła się seria Championship Manager, a później Football Manager. Gram w niego od samego początku. Kiedy tylko Championship rozpadł się na dwa tytuły, wsiadłem do pociągu z napisem „FM”. Jak widać zrobiłem dobrze, bo drugi odłam upadł zaledwie po dwóch latach. Zawsze w tych grach brakowało mi ligi polskiej. Jakże ucieszyłem się kiedy wreszcie, w którejś z części gry pojawiła się nasza rodzima „Bundesliga”.
Doskonale nawiązałeś do pytania, które właśnie chciałam Ci zadać, mianowicie o gry typu FIFA czy PES. Dlaczego nie one?– Odpowiedzią na to pytanie chyba mogę się pogrążyć, ale uważam, że pstrykać w kontroler nauczy się może nawet pięcioletnie dziecko i w ten sposób pokonać starszego. W Football Managerze dziecko nie ogra nawet przeciętnego gracza. Poza tym uważam, że to pochłaniacz czasu. Od Football Managera w każdej chwili możesz odejść, a mecz w FIFIE musisz dograć do końca.
Jako osoba mająca przyjemność grać w obie z tych produkcji stwierdzam, że trudno się z Tobą nie zgodzić.
W rozmowie dla portalu „Weszło” wspominałeś, że zdarzało Ci się grać w „FM” w oczekiwaniu na klienta bądź w korkach. Nadal tak bywa?– W korkach już nie, ale czekając na klienta bardzo często. Prowadzę firmę reklamową, sprzedającą czas na telebimach. Zdarza się, że klienci się spóźniają – są tacy co nawet godzinę – to wtedy sobie pogram.
Czyli pomimo prowadzenia własnego interesu i innych obowiązków domowych nadal znajdujesz czas na grę?– Oczywiście. To moje hobby. Jedni grają w FIFĘ, inni oglądają seriale – ja do nich nie należę – kolejni chodzą z znajomymi na piwo, a ja biegam i gram w Football Managera.
Jak to jest, że gra Ci się nie nudzi? Podobno, żeby tak się nie stało, wymyślasz sobie różne wyzwania. Czy to prawda?– Tak. Na przykład grać samymi młodymi zawodnikami – takimi do 21. roku życia – albo wprowadzenie, któregoś z graczy do najlepszej jedenastki świata. Czasem jest to też po prostu zbieranie pieniędzy. Dawniej, gdy nie grałem jeszcze Lechem – zanim wprowadzono polską ligę do gry – na przykład awans z najniższej ligi angielskiej Conference National [piąta liga angielska, w której występują zarówno kluby zawodowe jak i półzawodowe – przyp. red.] do Premier League.
Jak bardzo zmieniała się gra przez te wszystkie lata? Czy zdarzały się momenty, w których bardzo długo nie mogłeś poradzić sobie z nowymi rozwiązaniami?– Zmienia się mało, jedynie co roku dopracowywane są pewne rzeczy. Gram taktykami pobranymi z internetu, więc w sumie mało co było w stanie mnie zaskoczyć. Jedynie to, że w managerze z 2015 liga polska była mega silna. Na przykład Legia – prowadzona przez komputer – grała w finale Ligi Mistrzów. W edycji z 2016 roku taka sytuacja nie miała już miejsca.
Spore osiągnięcie, jak na zespół prowadzony przez PC.
W styczniu tego roku twój Lech miał na swoim koncie 141 mistrzostw Polski. Niedawno wskazałeś liczbę 208. Czyżbyś nieco przystopował z grą?– Tak. Pobiłem rekord, zgłosiłem się do Guinnessa, a po odrzuceniu przez nich podania, mój zapał spadł. Niedawno po małym hałasie na Twitterze sami się do mnie zgłosili. Kilka osób z własnej inicjatywy postanowiło do nich napisać, żeby w końcu dali mi ten tytuł, ale to nie była żadna zorganizowana akcja. W trzy dni załatwione zostały wszystkie procedury, co normalnie trwa 12 tygodni. Poprosili o zapis gry, aby wysłać go w celach weryfikacji do producenta „FM” oraz o wypełnienie kwestionariusza odnośnie moich zainteresowań związanych z Lechem i grą. Nowy wpis powinien ukazać się dosłownie na dniach.
Bardzo szybko wtedy zareagowałeś. Jak trafiłeś na wpis mówiący o nowym rekordziście?– W 2016 roku rzucił mi się w oczy, gdzieś na oficjalnej stronie Football Managera. Teraz obserwowałem już ich konto oraz Guinnessa. Gdy tylko ogłosili, że w tym roku facet osiągnął wynik 170 sezonów, od razu zareagowałem.
Zdarzały Ci się RageQuity [wyjście z gry lub jej zakończenie pod wpływem emocji – przyp. red.]?– Nie. Nigdy nie stosowałem i nadal nie stosuję szybkiego zapisu. Zresztą, ja się przy grze nie denerwuję.
A zdarzają Ci się mecze, w których przychodzi ten dreszczyk emocji?– Już nie. Może jak pierwszy raz grałem w finale Ligi Mistrzów, ale to było wiele sezonów temu. Dokładniej w 85. sezonie kariery.
Który sezon rozgrywasz aktualnie?– 221.
Ile sezonów będzie uwzględnionych w księdze?– Prawdopodobnie 220.
W grze zwykle kierujesz się ekonomią, co pewnie jest to związane z twoją działalnością zawodową. Jednak czy są sytuację, w których odsuwasz ją na bok i uparcie dążysz na przykład do pozyskania jakiegoś szczególnego zawodnika?– Tak. Z reguły nie kupuję graczy powyżej 25 roku życia, ale czasami zdarza mi się sprzedać młodego wychowanka, a później – w wieku 27 lat, gdy jego wartość wzrasta do około 70 milionów – kupuję go, wiedząc, że i tak będzie grał mało, ale brakuje mi graczy do zgłoszenia do Ligi Mistrzów, więc akurat wzmocni ławkę rezerwowych.
Pozwolę zacytować sobie pewne stwierdzenie przejawiające się w komentarzach i zapytać – co z młodymi i perspektywicznymi Polakami?– Trenując najlepszy klub na świecie, musiałbym trafić na wychowanka pokroju Lewandowskiego czy Messiego, a tacy zdarzają się raz na 100 lat. Przez tyle sezonów gry, miałem takich dwóch, którzy później znaleźli się w światowej jedenastce.
Przeprowadzasz szybką symulację meczową?– Szybką symulację tekstową – gdybym miał oglądać przemieszczające się na boisku kropki, chyba szlag by mnie trafił. [w Football Managerze jest wiele możliwości prowadzenia symulacji meczu, począwszy od krótkiej tekstowej do pełnej trwającej 90 minut. W zależności od wydajności komputera może ona przebiegać w 3D, bądź 2D, gdzie gracze to kropki – przyp. red.].
Ile meczów dziennie potrafiłeś dzięki temu rozegrać?– Gdy gram od rana do wieczora – co zdarza się bardzo rzadko – przechodzę cały sezon. Zwykle potrzebuję jednak na cały sezon 3-4 dni.
Football Manager jest grą wymagającą sporej ilość czasu, zwłaszcza jeśli chodzi o inne formalności związane z prowadzeniem klubu. Zajmujesz się wszystkim czy zostawiasz sobie jedynie najważniejsze zadania?– Wtedy nie byłoby rekordu. Ustawiam graczy, dobieram taktykę. Kupuję, sprzedaję, wypożyczam. Treningi i rozmowy motywacyjne zostawiam trenerom i asystentom.
Najgłośniejszy transfer jakiego udało Ci się dokonać?– 42-letni Del Piero w pierwszym roku prowadzenia Lecha. Reszta to już regeni [zawodnicy wygenerowani przez grę na podstawie bazy danych – przyp. red.].
Jak na grę reaguje twoja żona i pozostali członkowie rodziny?– Nikt nie interesuje się piłką, ani żona, ani córki. Po moim humorze rozpoznają czy prawdziwy Lech wygrał czy też przegrał. Na grę zero reakcji. Jedynie po całej akcji z rekordem starsza córka zapyta czasem, który mam sezon.
Sportowe Fakty WP dodając niedawno post o twoim osiągnięciu zażartowały – zapewne aby przykuć uwagę odbiorców – że możesz mieć problem, a mianowicie być uzależnionym. Jak skomentujesz ich postawę?– Ktoś kto nie zna mnie, nie zna tej gry i opiera się na suchych informacjach, mógłby mnie tak ocenić. Rzeczywistość jest jednak inna. Gdy czuję się znudzony przerywam. Gdy nie mam czasu nie gram na siłę. To hobby, a nie obsesja.
Pojawiły się już pierwsze osoby, które uważają, że mają jeszcze lepszy wynik od Ciebie. Jak podchodzisz do poruszenia wokół swojej osoby, a także negatywnych komentarzy?– Widziałem różne wpisy, że gdzieś tam, kiedyś tam… Jednak założenia rekordu są jasne. Negatywnymi się nie przejmuję. Zresztą co to za poruszenie? Dzisiaj piszą, a jutro zapomną. To tylko gra.
Jakie wymagania należy spełnić, aby uznano taki rekord?– Jeden manager, jeden klub, żadnego dnia urlopu. I chyba nie muszę dodawać, że nie można grać na „piracie”.
Ile trwała twoja najdłuższa rozłąka z grą?– Dwa tygodnie. Byłem na wakacjach i choć miałem laptop, wolałem poświęcić się urlopowi.
Zdarzają Ci się jeszcze takie przerwy?– Zdarza się, że nie gram po 2-3 dni. Mam teraz gorący okres w swojej firmie, więc czasem brakuje czasu, a pobiegać też muszę.
Czym dokładniej zajmuje się twoja firma?– Firma nazywa się TABLEN. Założyłem ją 8 lat temu. Zajmuje się sprzedażą czasu reklamowego na telebimach. Mam swoje ekrany na skrzyżowaniach w Poznaniu i szukam na nie reklamodawców.
Czytałam, że skończyłeś Politechnikę Poznańską. Czy być może w kierunku związanym z twoją działalnością?– Troszkę – zarządzanie i marketing, ale zaraz po studiach pracowałem w sprzedaży, a później w zakupach. Negocjowałem z dostawcami ceny zakupu towarów, ustalałem ceny sprzedaży, decydowałem jakie produkty trafią do gazetek promocyjnych.
W takim razie jak to się stało, że założyłeś własną firmę?– Założyłem, ponieważ taka była potrzeba. Pracowałem wtedy na etacie i myślałem, że to będzie samograj, że klienci sami będą dzwonić. Szybko okazało się, że tak nie jest. Przez miesiąc od 8:00 do 16:00 pracowałem, później jechałem do klientów, ale tak się nie dało. Odszedłem z etatu, żeby to nie upadło. Nie żałuję.
Pytanie nieco nawiązujące do gry. W rozmowie z „weszlo.com” wspominałeś, że w jednej z edycji FM pojawił się sam Michał Leniec – wychowanek Lecha Poznań. Czy w rzeczywistości też kiedyś grałeś bądź chciałeś grać? Właściwie od kiedy interesujesz się piłką?– Piłką interesuję się od zawsze. W młodości uprawiałem sport, chodziłem do klasy sportowej. Urodziłem się i wychowałem w Pile. To raczej pustynia sportowa. W piłkę nożną nigdy nie grałem w żadnym profesjonalnym klubie.
Jak zaczęła się twoja przygoda z Lechem?– Dość późno. Chyba dopiero na drugim lub trzecim roku studiów – wcześniej na weekendy wracałem do domu rodzinnego. Poszedłem wtedy na mecz z kolegami i tak już zostało. Z początku chodziłem do „Kotła”. Byłem też na kilku meczach wyjazdowych. Teraz wybieram jedną z bocznych trybun.
Pamiętny mecz?– Są trzy. Pierwszy – domowy z Pogonią Szczecin [1 kwietnia 2005 r. – przyp. red.]. Poszła wtedy plotka o śmierci Jana Pawła II. Mecz został przerwany. Dokończono go później. Ostatecznie okazało się, że był ustawiony. Drugi to Superpuchar Polski z Wisłą u siebie [2004 rok]. Był on zarazem meczem ligowym – cały czas padało. Trzecim wygrana na wyjeździe z Legią po jedynej bramce w tym meczu Pitrego [2008 rok].
Każdy kto obserwuje Cię na Twitterze, doskonale wie, że jesteś aktywnym biegaczem, o czym wspominałeś także wcześniej. Łamiesz w ten sposób typowy i utarty przez czas stereotyp „gracza”. Jak rozpoczęła się twoja przygoda?– Nie byłem zadowolony ze swojej wagi i chciałem coś z tym zrobić. Brakowało mi jednak tego kopa. Zapisałem się na amatorski bieg w Pile na 3,5 kilometra. Wyprzedzały mnie tam 13-letnie dziewczynki. Wtedy postanowiłem coś z tym zrobić. Było to 2,5 roku temu. Od roku trenuję cztery razy w tygodniu pod okiem trenera. Brałem też udział w 34 zawodach.
Jakiś czas temu udostępniłeś swoje zdjęcie z podpisem: „20 kg temu”. Czy za bieganiem idzie również dieta?– Te 20 kilo to było pewną przenośnią. Nigdy nie ważyłem więcej niż 95 kilo, a teraz jest to 82. Do wiosny mam nadzieję, że uda mi się zrzucić jeszcze 10 kilo, aby szybciej biegać. Dieta raczej nie. Cokolwiek jem, za chwilę spalam. Pomaga mi żona, która dostarcza mi suplementy i potrzebne witaminy, dzięki temu, że prowadzi zielarnię.
Co dotychczas było twoim największym biegowym sukcesem?– W tym roku udało mi się przebiec maraton. Cały czas poprawiam także swoje życiówki na dystansach od 5 km do półmaratonu.
Naprawdę imponujący wyczyn. Aktualnie przygotowujesz się do zawodów?– Teraz mamy już końcówkę sezonu. Spróbuję jeszcze poprawić swój najlepszy wynik na 5 kilometrów. Mam na to dwa biegi. W 2018 roku planuję zadebiutować w jakimś biegu górskim, przebiec dwa maratony i zrobić koronę półmaratonów.
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Ci powodzenia. Czy próbujesz zarazić pasją do biegania swoje córki?– Staram się zapisywać je na biegi dziecięce. Razem nie biegamy, ponieważ mają zbyt wiele zajęć dodatkowych. Poza tym mój trening to minimum 12 kilometrów, a to za dużo na dziecko. Starsza córka uczęszcza do klasy sportowej, podobnie jak ja w dzieciństwie.
W nawiązaniu do finansów i ekonomii – co sądzisz o kosmicznych sumach, które padają ostatnio w piłkarskim świecie? Przejście Neymara za 222 milionów euro do PSG czy klauzula odstępnego w kontrakcie Messiego – 700 mln euro?– Neymar odchodząc do PSG pokazał jakim jest sportowcem, a właściwie biznesmenem. Za Messiego nikt tyle nie wyłoży. To już nie ten wiek, żeby te pieniądze się zwróciły. Załóżmy jednak, że Kylian Mbappé gra w Barcelonie i ma super statystyki. W tym przypadku 700 milionów byłoby już realne.
Jak oceniasz poziom Ekstraklasy?– Jako zakochany w lidze polskiej nie patrzę racjonalnie. Oglądam każdy mecz. Wolę pojedynek Piasta z Koroną niż derby Manchesteru czy Gran Derbi.
Patrząc realnie, kto według Ciebie jest faworytem do Mistrzostwa Polski w tym roku?– Do końca walczyć będzie tylko Lech i Legia.
Lech pomimo swojej aktualnej dyspozycji?– Mam nadzieje, że Lech się ogarnie. Do końca roku trochę podgonimy, a zarząd pokusi się na 2-3 graczy w zimowym okienku transferowym. Przede wszystkim szybkiego snajpera.
Co z Górnikiem?– Połowie zawodników kończą się kontrakty, więc zimą będą mieli o czym myśleć. Mogą także nie wytrzymać fizycznie cały czas grając tym samym składem na pełnym pressingu.
A Korona Kielce? Jak na razie spisuje się zaskakująco dobrze.– Nie sądzę. Górnik będzie wyżej od Korony.
Interesujesz się również innymi ligami?– Trochę hiszpańską i angielską. Czasem obejrzę jakiś mecz, szczególnie gdy w Polsce nie grają. Poza tym wiem kto w jakiej lidze rządzi.
W takim razie, co ma w sobie Ekstraklasa czego nie mają inne ligi, że tak bacznie się jej przyglądasz?– Chyba lepiej być ekspertem w jednej dziedzinie niż średnim z wielu. Ja się znam na Ekstraklasie.
Interesujesz się również innymi dyscyplinami?– Interesuję się sportem ogólnie. Wiem, kto jest dobrym pływakiem czy skoczkiem. Lubię sport.
Doskonale łączysz prowadzenie firmy, życie rodzinne, grę i sport. Czy doba nie ma czasem dla Ciebie za mało godzin?– Właściwie codziennie ma za mało godzin. Zdarza się, że siedzę, gram, oglądam telewizję, drukuję oferty i wysyłam maile jednocześnie. Jednak skoro rozmawiamy o rekordzie, mam szczęśliwą rodzinę i dobrze funkcjonującą firmę oznacza to, że chyba odnalazłem złoty środek.
Kilka dni po naszej rozmowie na oficjalnej stronie Księgi Rekordów Guinnessa znalazła się informacja o rekordzie Michała. Zostało w nim uwzględnione 221 sezonów.Rozmawiała Wiktoria ŁABĘDZKARozmowa przeprowadzona za pośrednictwem Fenestra: Gazeta Studencka.
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ