Foggia - Sezon 2003/2004 - Serie C1/B
Nigdy nie byłem osobą specjalnie lubianą, można powiedzieć nawet, że wręcz przeciwnie. Byłem zbyt mocno zapatrzony w siebie, jednocześnie posiadając pokaźny bukiet kompleksów. W życiu początkowo chciałem być pisarzem, co skutecznie wybiła mi z głowy szkolna nauczycielka od Polskiego. Jednorocznie zapałałem miłością do zwierząt, ale tak szybko jak ta miłość przyszła to i odeszła - zaraz po tym jak przejechałem rowerem własnego kota. W gimnazjum chciałem być informatykiem, a miłość do tej dziedziny nigdy mi nie przeszła. Jednak przeciwności losu sprawiły, że musiałem zrezygnować ze studiów. Były po prostu za drogie. Tak jak i cała moja rodzina lubiłem piłkę nożną, co zaowocowało moim krótkim epizodem piłkarskim. Trwał bowiem tylko 6 lat, a zaczął się gdy lat miałem 23, a skończyło gdy miałem ich 29. W rezultacie trafiłem do dziennikarstwa i tam już zostałem. Pracowałem w krakowskiej gazecie sportowej, której nazwy nie podam, bo nie chce robić jej reklamy (sądowałem się z nimi 2 lata, po tym jak mnie wyrzucili za kontrowersyjny artykuł o prezesie jednego z drugoligowych klubów piłkarskich). W czasie dziennikarskiej przygody spotkałem pewnego Francuza o pseudonimie Pyra. Już wtedy wiedziałem, że jest jednym z tych, którzy potrafią wszystko załatwić. Na wszelki wypadek zapisałem sobie jego numer, ale użyłem go dopiero po roku - gdy miałem okrągłe 35 lat. Nie pisałem wcześniej, że jestem pół krwi Włochem. Mój ojciec urodził się w Turynie, ale moją matkę spotkał już w Polsce, gdzie się wychowywałem. Ciekawi jesteście pewnie po cóż dzwonić miałem do Pyry? Może to trochę niehonorowo, ale ojciec załatwił mi we Włoszech pracę i to zresztą nie byle jaką. Miałem zostać managerem beniaminka 3 ligi włoskiej (C1/B) - Foggia. Jedyną przeszkodą pozostawało pozwolenie na prowadzenie takiej drużyny. I po to potrzebny był mi Pyra. Jak zwykle nie zawiódł (po koleżeńsku zażądał "tylko" 50% mojej pensji przez pierwszy sezon prowadzenia klubu) i już 13 lipca mogłem stawić się w siedzibie klubu. Prezes Scirano był już zawiadomiony, że przyjadę, tak więc przed wejściem przywitał mnie uściskiem dłoni i zaprosił do swego biura. Nie należał do osób przesadnie miłych, ale nie dziwie mu się specjalnie. Gdy tylko znajdował managera godnego jego klubu, ten odchodził na emeryturę lub przechodził do zespołu z wyższej klasy rozgrywkowej. Na wstępie zawiadomił mnie, że w klubie wielkich pieniędzy nie ma, dlatego muszę coś wykombinować z tego, co jest. Nie mówił nic o tym jak długo będę tu pracować, ale tego dowiedziałem się już od ojca. Jeśli w pierwszym roku nie spełnię oczekiwań prezesów po prostu wylecę. A żądania były dość wygórowane: beniaminek miał zająć przyzwoitą pozycję w lidze. Ja oczywiście mierzyłem znacznie wyżej, ale starałem się patrzeć na to realnie i przewidywałem możliwość spadku, a więc też utratę pracy. Mocno zdziwiła mnie ekipa trenerska, gdyż składała się aż z 14 pracowników. Byłem pod wrażeniem naszego stadionu, który mógł pomieścić 28487 osób (wszystkie krzesełka), natomiast zawiodłem się na bazie treningowej – można ją określić jako tragiczną. Samochodu służbowego nie potrzebowałem, gdyż posiadam swojego Forda Mondeo rocznik 97, ale lokum było mi niezbędne. Zamieszkałem w średniej wielkości mieszkaniu, 3 przecznice od stadionu Pino Zaccheria. Było wyposażone skromnie, ale też wystarczająco. Nie miałem zbyt dużo czasu do rozmyślań, gdyż wieczorem miałem spotkanie z ekipą trenerską. W ich imieniu przemawiał, wyraźnie zirytowany sprzątnięciem mu posady sprzed nosa, Mezzini. Facet nie był zbytnio kompetentny, jak i reszta zespołu, ale postanowiłem pozostawić przez ten sezon ekipę taką, jaka jest. Nie było pieniędzy na podpisywanie nowych ani na zrywanie starych kontraktów. W kasie było 118 tyś. Euro i 75 tyś. Na transfery – tyle że nie mogłem, jak to określił prezes: „kupować byle kogo”. Spotkanie z
zawodnikami zaplanowałem dopiero na jutrzejszy poranek, tak więc udałem się do swojego mieszkania. Spałem dobrze, aż za dobrze... Jak można się było spodziewać spóźniłem się dobre 2 godziny, co ku mojemu zaskoczeniu, nie skończyło się awanturą a jedynie docinkami kolegów. Po przesegregowaniu składu na skład A i B, ten pierwszy wyglądał następująco:
Valerio Curci (GK/18/ITA) – Najmłodszy i w dodatku najlepszy z bramkarzy. Mimo to nie potrafił zbyt wiele, a i ja nie widze w nim wielkiej przyszłości. Na ten poziom powinien jednak starczyć.
Antonio Efficie (GK/35/ITA) – Weteran. Zbliżony umiejętnościami do innych bramkarzy. Mam nadzieje że będzie nadrabiał umiejętności swoim doświadczeniem
Francesco Rossi (GK/25/ITA – współwłaściciel: Chievo) – Będzie występować tylko jeśli powyżsi dwaj się nie spiszą. Nie odbiega od niskiego poziomu pozostałych dwóch,
Francesco Marcone (D RL/18/ITA) – wolny, słaby, zero kreatywności, jedyny plus to niezłe podania. Gwiazdy to z niego nie będzie.
Nicola Marniniello (D/DM RLC/26/ITA) – bez specjalnych umiejętności technicznych, za to nieźłe przygotowanie fizyczne i sporo pozytywnych cech mentalnych. Jeden z lepszych w składzie.
Sebastiano Sapienza (D RC/23/ITA ) – kompletne beztaleńcie. Został w składzie A tylko dlatego że brakuje mi obrońców.
Tommaso Ciecchi (D LC/23/ITA) – niezła gra głową i nienajgorsze warunki fizyczne pozwalają myśleć o nim jako o podstawowym obrońcy.
Marco Pannacchietti (D C/31/ITA) – bez umiejętności technicznych za to zdeterminowany i pracowity. Mam nadzieje, że będzie dawać przykład młodszym graczom.
Pasquale Catalano (DM C/31/ITA) – wyjątkowo cienki, trzymam tylko dlatego że to niezły kumpel do piwa
Alessandro Moro (DM C/18/ITA – współwłaściciel: Udinese) – Niektórzy powiadają, że perspektywistyczny, u mnie jednak będzie raczej grzał ławę.
Giovanni Costanzo (M R/29/ITA) – ciężko coś o nim powiedzieć. W miare zdeterminowany i nieźle współpracuje, tak przynajmniej oceniają go koledzy z zespołu. Niezłe warunki fizyczne
Rocco Quaresimale (M RC/19/ITA) – młody, wytrzymały, bardzo dobrze się ustawia, może coś z niego będzie.
David Stefani (M C/28/ITA) – Nie odbiega poziomem od reszty, ogólnie nie wyróznia się niczym specjalnym
Vincezno Silvestri (AM L/27/ITA – wypożyczony z Messiny) – jeden z lepszych piłkarzy, dobrze gra bez piłki i ma naprawde dobre warunki fizyczne jak na ten poziom. Bez wątpienia najlepszy skrzydłowy w drużynie – niestety tylko na rok.
Roberto De Zerbi (F RC/24/ITA) – lider ataku. Naprawde dobry strzał z dystansu i wyśmienite wykończenie akcji. Jeśli dodać do tego niezłe przyśpieszenie i zwinność okazuje się, że umiejętnościami znacznie odstaje od reszty.
Umberto Del Core (F LC/23/ITA) – o niebo gorszy od Zerbiego, ale nie gorszy od reszty.
Renato Greco (S C/34/ITA) – weteran. Zostawiony aby podnieść doświadczenie w drużynie.
Alessandro Pellicori (S C/21/ITA – wypożyczony z Lecce ) – niesamowite warunki fizyczne i całkiem niezły drybling dają mu na razie pewne miejsce obok Zerbiego.
Bertrand Bingana (F RL/17/CMR i GER ) – dość perspektywistyczny. Na razie nie pokazuje
zbytnich umiejętności
Klub potrzebował poważnych wzmocnień, szczególnie w formacjach defensywnych. Cóż jednak mogłem zdziałać za 75K? Już następnego dnia zadzwoniłem do jednego młodego brazylijczyka, o którym pisałem kiedyś reportaż, a który, jak mi się wydawało, posiadał spory potencjał. Piłkarz wyraził chęć gry w naszym zespole, ale poprosił o pare dni na zastanowienie. Nigdzie mi się nie śpieszyło, więc przystałem na tą propozycję. Więcej egzotycznych piłkarzy nie mogłem kupić ze względu na włoskie przepisy. Pora poszukać czegoś w okolicy. Mój asystent chodził nabrzdyczony do momentu, w którym podarowałem mu butelke naszej polskiej wódki. Od teraz patrzył na mnie milszym okiem. Razem usiedliśmy przy stoliku rozmyślając nad ewentualnymi wzmocnieniami.
Do 19 lipca do klubu dołączyło 3 nowych zawodników:
Edvaldo (S C/17/BRA) [Bosman z Atletico Paranaense] – to wlaśnie ten młody chłopak. Widziałem w nim sporego kalibru talent. Na starcie posiadał niezłe umiejętności wykonywania rzutów karnych. Niczym innym na razie nie zachwycał, ale miał jeszcze na to czas.
Lars Blixt (D RL/26/NOR) [Bosman z Rosenborg] – bez wątpienia poważne wzmocnienie. Dobrze gra głową i strzela z dystansu. Mam szczęście, że udało mi się go w pore uchwycić.
Driss El Asmar (GK/27/MAR-SWE – 17 występów w reprezentacji Maroka) [18K z Malmo FF) – tani, nieźle wyszkolony miał stać się podstawowym bramkarzem Foggii.
Nie są to może ogromne wzmocnienia, ale przy tak ograniczonym budżecie nie mogłem pozwolić na to by mój nowy klub zbankrutował. Miałem jeszcze zamiar porobić wzmocnienia do drużyny młodzieżowej, ale o tym napisze później. Na dzień przed pierwszym sparingiem (przeciwko Lecce (Serie A) – 3.08.2003) miała odbyć się konferencja na której zostanie ujawione kim jest nowy manager, a następnie jakie wzmocnienia poczynił zespół. A więc zostały mi niecałe 2 tygodnie, aby poszaleć jeszcze troszeczkę na rynku transferowym. Zacząłem wyprzedaż piłkarzy rezerw, ale tylko po jednego z nich się zgłoszono. Zarobiłem całe 1K co nie poprawiło specjalnie naszej sytuacji finansowej. Nie załamywałem jednak rąk. Z tą kadrą powinniśmy znaleźć się gdzieś w połowie tabeli na koniec sezonu. Przynajmniej tak planowałem. Po tygodniu do klubu juniorskiego dołączył wyjątkowo utalentowany francuz De Souza (AM L/15 lat, z wolnego transferu) a do składu A Holender Theo Dams (AM RC/16 lat na prawie bosmana z NEC), który już teraz mógł powalczyć o podstawowy skład ze względu na wyjątkową jak na jego wiek techniką). Więcej transferów nie poczyniłem, gdyż zarząd zaczął narzekać na zbyt duże koszty pensji dla zawodników. Nie było sensu się z nimi kłócić, szczególnie, że mieli poniekąd rację. Klub wraz z młodzikami i kadrą B był wyjątkowo zaopatrzony w zawodników. Na koncie klubu widniało już tylko niepokojące 2K. Pachniało zbliżającym się sporymi krokami kredytem. Na razie jednak nikt nie narzekał, a ja miałem nadzieje nikomu nie podpaść. Trudno pomyśleć, ale w ciągu omawianego tygodnia nie miałem nawet czasu obejrzeć miasta. Zrobiłem to dopiero 26 lipca i muszę powiedzieć, że się zawiodłem. Jednym słowem – nic specjalnego. Dziewczyn unikałem, zresztą nie musiałem, bo to one najczęsciej wpierw olewały mnie (jeszcze nie otrząsnąłem się po rozstaniu z Małgosią – jak myślałem jedyną miłością w moim 35-cio letnim życiu). Nasza niedawna nienawiść z Mezzinim przerodziła się w szczerą przyjaźń. Przedstawił mi swoją żonę, dwudziestoletnią córkę (jak to ujął: artystka; wolałbym nie wiedzieć, czym zajmuje się w rzeczywistości) i 16-sto letniego syna Davida. Następnie pokazał mi najważniejsze ośrodki przemysłowe, gdzie miałem się zaopatrzać. Byłem mile zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że mają tutaj własny browar i winiarnie. Jeśli chodzi o piwo – tak jak chyba każdy mężczyzna lubie wypić sobie pare po pracy. Co do
wina… mogę uważać się chyba za konesera. Wziąłem sobie jeszcze trzydniowy urlop, który spędziłem na porządkowaniu spraw w Krakowie. Byłem też na kolacji u rodziców. Ojciec cały czas się uśmiechał i powatarzał jaki to jest ze mnie dumny. Oby się srogo nie zawiódł jak wylece na zbity pysk już po pół roku.
W międzyczasie do klubu przyszedł faks z informacją dotyczącą naszych rywali w fazie grupowej Pucharu Włoskiej Serie C. Wszystkie 4 kluby były z niższych klas rozrywkowych: Andria, Giugliano, Olbia i Nocerina. Rozgrywki miały rozpocząć się 15 sierpnia. Coraz większymi krokami zbliżała także się konferencja, co można było zauważyć po atmosferze w siedzibie klubu. Prezes chodził ciągle spocony i z podkrążonymi powiekami, a ja coraz więcej czasu spędzałem w winiarni. Jedynymi zachwyconymi byli trzej młodzi piłkarze. Edvaldo od razu zakolegował się z Damsem, z którym zresztą zamieszkał razem w pokoju, a ci dwaj wyraźnie wzieli na swoje barki opiekę nad De Souzą, który, mimo że przyjechał ze swoją matką czuł się jeszcze nieswojo. Na razie też żaden z zawodników nie wyjawiał niechęci do swojego managera, co wyjątkowo mnie cieszyło. Mezzini powtarzał mi ciągle, że najważniejsza jest dobra atmosfera, dlatego za wszelką cenę chciałem ją utrzymać. Bałem się tylko, czy tak duża konkurencja w składzie zadziała dobrze na wszystkich zawodników. W klubie zaczęto mnie nazywać Pappą, co było jak mi się zdaje oznaką sympatii, nie nienawiści. 30 lipca udałem się na drugą już szczerą rozmowę z prezesem – nie wiedziałem przecież czego oczekuje od drużyny w pucharze Serie C. Ku mojej radości prezes zapowiedział, że nie będzie brał występów w tym pucharze pod uwagę, oceniając całokształt mojej pracy. Ucieszyło mnie to dlatego, że mogłem potraktować te spotkania jako egzaminy przed ligą. Wychodząc z biura „szefa” zauważyłem gablotke. Jakże smutnie wyglądała z pustymi półkami i tylko jednym malutkim pucharem mistrza serie C/2. Tego dnia postanowiłem, że musze zrobić coś wielkiego dla tego klubu.
3 sierpnia odbyła się konferencja w Sali konferencyjnej klubu. Oto relacja pewnej regionalnej włoskiej gazety:
Wczoraj, dnia 3 sierpnia 2003 roku w siedzibie klubu Foggia, zostały ogłoszone plany zarządu na ten sezon oraz zmiany, jakie nastąpiły lub nastąpią w drużynie. Z największym zainteresowaniem czekano na informację dotyczącą objęcia stanowiska managera oraz wzmocnien, jakie ów planował. Nowym trenerem okazał się 35-cio letni manager Polsko-Włoskiego pochodzenia Jan Tavez. Kiedy poproszony został o wyjaśnienie dlaczego objął to stanowisko, Tavez odparł tylko:
- [..] Nie widziałem powodów, dla których miałbym odrzucić ofertę tak dobrego klubu. A dlaczego ja? O to musicie już spytac pana prezesa[…]
Spytany o plany na ten sezon, udzielił już bardziej obszernej odpowiedzi:
- [..] Mimo, że od tego sezonu nie wymagam specjalnie wiele, chciałbym w przeciągu paru lat stworzyć mocną i zgraną ekipę, która powalczy nie tylko o awans do Serie B i A, ale nawet o europejskie puchary. Mimo że nie potrafie przewidywac przyszłości, jedno mogę obiecać: włoże w ten klub całe swoje serce i nie spoczne dopóki nie odniosę z nim sukcesów, o jakich do tej pory można było tylko marzyć.
Natomiast, jeśli chodzi o transfery:
- Myślę że z tym poczekamy do momentu prezentacji nowych zawodników.
Jak później się przekonaliśmy, do klubu dołączyło aż 5 nowych piłkarzy, o których manager powiedział krótko:
- [..] Wzmocnieniem na ten moment są na pewno obrońca Lars Blixt i bramkarz El Asmar. Pozostali trzej piłkarze: napastnik Edvaldo i dwaj pomocnicy, czyli Dams i młodziutki De Souza zostali zakupieni ze wskazaniem na przyszłość. Nie oznacza to jednak, że nie widzę dla nich miejsca w podstawowym składzie. Powiem tylko, że grać będą ci najlepsi[…] <
/p>
A oto jak o tych transferach wypowiadali się sami piłkarze:
Lars Blixt: - Szczerze mówiąc, przeszedłem do Foggii gdyż miałem dość rozgrywania 10 spotkań w sezonie, reszte przesiadając na ławce. Pappa zapewnił mnie, że tutaj znajdzie się dla mnie miejsce…
Edvaldo: - Czy cieszę się z tego transferu? Oczywiście! Bez wątpienia jest to dla mnie awans sportowy. Papa, czyli nasz trener, jest wyraźnie nastawiony na sukces. Drżyjcie przeciwnicy [śmiech]!
Pozostali zawodnicy byli wyraźnie zmęczenie dniem i odmówili wywiadów.
Na zakończenie nowy manager odpowiadał na pomniejsze pytania reporterów, jak np.:
Reporter: W którym z nowo pozyskanych piłkarzy pokłada pan największe nadzieje?
Tavez: Wszyscy zarówno mogą się sprawdzić, jak i nie. Wszystko okaże się po sezonie. Faworyta wśród piłkarzy nie mam.
Reporter: Na jak długo podpisał pan kontrakt?
Tavez: Na rok, z możliwością przedłużenia.
Raporter: Jak dużo pan zarabia?
Tavez: Wystarczająco aby można było przeżyć [uśmiech]
Reporter: Kiedy będzie można po raz pierwszy oglądnąć pozyskanych piłkarzy w akcji?
Tavez: Część z nich wystąpi już w jutrzejszym meczu z Lecce, część w późniejszych sparingach
Reporter: Czy wiadomo już z kim rozegracie mecz na inaugurację sezonu?
Tavez: Jeżeli chodzi o ligę to 31 sierpnia z zespołem Chieti. Zapraszam wszystkich kibiców.
Na zakończenie, ani prezes ani „Pappa” nie potrafił powiedzieć, jak będzie wyglądała tabela na zakończenie sezonu. Obaj zgodnie powiedzieli: [..]Na pierwszym miejscu będzie najlepszy, na ostatnim najgorszy[…]
Nie wiadomo jeszcze, z jakimi numerami będą grali nowo pozyskani piłkarze.
Po konferencji byłem najnormalniej w świecie wykończony. Pograłem troszeczkę w karty, po czym zakupiłem butelke wina i udałem się do mieszkania. Nie zdążyłem jej nawet otworzyć, gdy spałem jak zabity. W pierwszym sparingu postanowiłem nie uczestniczyć, dając pole do popisu mojemu coraz bardziej wesołemu asystentowi. Jakie było moje zdziwienie gdy ujrzałem wynik: 3:1 dla naszych! Nie mogłem uwierzyć. Co prawda – był to sparing, ale jednak z klubem z Serie A. Potem oblał mnie zimny prysznic. Na mecz nie przyszedł żaden kibic. Bramki strzelił Pellicori, Mariniello i rezerwowy Brutto. Graczem meczu został nie kto inny jak krytykowany przeze mnie Rossi. Dwa następne sparingi miały odbyć się z zespołami z niższych klas rozrywkowych. Tych wyników nawet nie miałem zamiaru brac pod uwagę, dlatego powierzyłem rozegranie ich Mezziniemu.
10 sierpnia do klubu przyszedł faks z propozycją kupna za 130K gotówką Del Cora. Ponieważ był 3 napastnikiem, jego strata nie będzie tak dotkliwa a podreperuje stan konta. W międzyczasie sprzedałem kolejnego rezerwowego: za 12K w gotówce i 35K w 24 miesięcznych ratach zawodnik D'Alocco przeszedł do klubu Monza. 13 sierpnia Del Cora już w klubie nie było. Był zachwycony możliwością przejścia do Piacenzy a ja mu w tym nie przeszkodziłem. Miałem później długą rozmowę z prezesem, który nie był zachwycony ze sprzedaży jednego z lepszych napastników, ale stanęło na moim i na moim argumencie dotyczącym stanu konta. A jeśli już o kasie mowa, to mogłem troszeczkę odetchnąć. 192K na koncie powinno gwarantowac utrzymanie się dodatniego stanu konta do końca sezonu. Na razie w klubie wiało nudą. Aż 3 razy byłem w tym czasie w Polsce. Raz po moje meble, raz odwiedzić rodziców i raz na specjalne zaproszenie mojej byłej dziewczyny. Znów skończyło się awanturą i nie zamierzam więcej z nią rozmawiać. Powoli mijała mi też depresja i zaczynałem się oglądać za
kobietami. Nie było tu tego zbyt wiele, ale co jakiś czas… Ludzie też ogólnie zaczęli przychylniej na mnie patrzeć. Zaczynałem być rozpoznawany, co przyznam bardzo mi się podobało. Tylko jak długo będą się do mnie uśmiechać? Już dwa dni po sprzedaży klubowego ulubieńca dostałem dwa listy z pogróżkami. Prezes nakazał się nimi nie przejmować. Co do sparingów ze słabszymi zespołami, jeden przegraliśmy 1:2 a Rossi zagrał na 6 (w skali 1-10) a strzelec bramki w tym i poprzednim meczu Pellicori na 9. Drugi wygraliśmy już pewnie 2:0 a doskonałą partię zagrał Edvaldo (1 bramka, asysta i nota 9) a wturował mu De Zerbi (bramka i nota 8). Reszta zagrała przeciętnie. Następny mecz miał być już trudniejszy. Choć po meczu z Lecce byłem dość pozytywnie nastawiony, spotkania z Bari się obawiałem. Każda przegrana może zdołować moich piłkarzy, a wygrana podbudować. Mecz miał odbyć się 14 sierpnia o 19:30 na naszym stadionie. No i odbył się. Przegrana 1:3 mówi sama za siebie. Beznadziejnie zagral nasz nowy bramkarz, jak i reszta zespołu. Wyjątkiem był Pellicori, który pokazał klase grając na 8. Honorową bramkę strzelił Zerbi, którego na koniec znosili na noszach. Na szczęście kontuzja nie okazała się poważna i po krótkiej wizycie u klubowego lekarza zawodnik powrócił na trening. Następny mecz to już rozgrywki grupowe Pucharu Serie C. Nie planowałem przeboju i chciałem przedewszystkim ograć piłkarzy. Na razie liderem zamiast Zerbiego jest wypożyczony Peliccori. Na pierwszy mecz pucharu przeciwko Nocerinie wystawiłem następującą jedynstkę: El Asmar, Blixt, Marinello, Marcone, Sapienza, Catalano, Quaresimale, Dams, Silvestri, De Zerbi, Pellicori. Zdecydowałem się na standardowe ustawienie 4:4:2 z jednym cofającym się pomocnikiem.
Wynik meczu w 18 minucie otworzył Pelicori płaskim uderzeniem między nogami bramkarza. W 44 minucie bramkarz gospodarzy popełnia kompromitujący błąd i w sytuacji, gdy nikt go nie atakował pakuje piłkę do własnej bramki. Do przerwy 2:0. Jedyna zmiana w przerwie jaką zastosowałem to zastąpienie Zerbiego przez Edvaldo. W drugiej połowie wyraźnie gospodarze rzucili się do odrabiania strat, jednak w 50 minucie to my cieszymy się z 3 bramki. Peliccori wykorzystał kapitalne podanie Damsa i strzałem pod poprzeczkę nie daje szans bramkarzowi Noceriny. W 67 minucie ładnym rajdem popisał się Edvaldo, jednak na końcu nastąpiła chwila wahania i słaby strzał na rzut rożny wybił bramkarz gospodarzy. To jednak Pellicoli miał dzisiaj swój dzień. Edvaldo zapoczątkował akcje środkiem boiska, obrońca wślizgiem odebrał piłkę którą jednak przejął Pellicoli i po 30 metrowym rajdzie zdobył bramkę strzałem zza pola karnego. Wynik końcowy 4:0. Mogłem być zadowlony, mimo że (szczególnie w obronie) widoczny był brak zgrania, to indywidualne jednostki grały na niezłych obrotach. Zadowolony byłem szczególnie z Peliccoliego i Damsa, ale też z Edvaldo, Quaresimala i Silvestriego. Dobry humor popsuła mi wiadomość następnego dnia: Mariniello odniósł kontuzję (pęknięte żebra) i nie zagra przez najbliższy miesiąc! Niech to szlag. Marinello był jednym z nielicznych w formacji defensywnej, którzy podczas sparingów pokazali się z dobrej strony. Zacząłem zastanawiać się nad kupnem jeszcze jednego obrońcy. Tylko skąd wziąśc dobrego defesnora a niską cenę? Jedenym piłkarzem jak mi się wydawało, który spełniał te kryteria był Marco Aurelio, wyceniany na 5K (D C/36/BRA) który mimo już sędziwego wieku posiadał ciągle niezłe zdolności. Następny mecz w pucharze był już żałosny. Przegraliśmy 0:1 i nie oddaliśmy żadnego celnego strzału na bramke przeciwnika (co najgorsze mecz graliśmy u siebie i to z niżej notowanym przeciwnikiem). Rozmowy z Aurelio i jego klubem ciągle trwały. Czułem, że jesteśmy blisko. Na dodatek kontuzji nabawił się Marcone (skręcone kolano – wypadł na tydzień). Na szczęście 27 sierpnia w klubie pojawił się nowy nabytek. Ustaliliśmy że nie zrobimy rozgłosu na temat tego transferu, tak więc nie odbyła się żadna konferencja prasowa. Zastanawiałem się czy piłkarz jest w stanie od razu zagrać, bo wieczorem
czekał nas kolejny mecz pucharu Serie C. Zdecydowałem, że musi, bo nie miałem nikogo, kto mógłby wyjść za niego w podstawowym składzie. Na dodatek piłkarz przybrał opaskę kapitana, za co był mi szczególnie wdzięczny. Od pierwszej minuty dałem szansę Edvaldo, bo na mecz przyjechał jego ojciec i bardzo chciał go zobaczyć. Nie widziałem powodu aby mu odmawiać, szczególnie że nie liczyłem już na zawojowanie pucharu. Naszym przeciwnikiem była Olbia, z którą to myślałem że wygram bez problemu. Już w 5 minucie mogłem cieszyć się z prowadzenia, gdy Catalano przelobował wyraźnie zdezorientowanego bramkarza gospodarzy. W 42 minucie Edbaldo odwdzięczył mi się za zaufanie jakim go obdarzyłem i sprytnym strzałem przy słupku podwyższył na 0:2 (asysta Silvestri). Gospodarzy było stać tylko na honorowe trafienie w 66 minucie i skończyło się na wyniku 1:2. Mecz był przeciętny (dwie noty 8, w tym jedna Edvaldo, który nawiasem mówiąc został zawodnikiem meczu), a szczególnie zawiódł mnie tylko Dams, który pokazał w tym spotkaniu wyjątkowo żałosną piłkę.
Do debiutu ligowego zostało nam 4 dni, tak więc postanowiłem spożytkować ten czas należycie. Wraz z najmłodszymi nowo pozyskanymi piłkarzami (Edvaldo, De Souza i Dams) pojechałem do Mediolanu na wykład dotyczący zdrowego odżywiania się piłkarzy. Po seansie piłkarze byli wyraźnie podłamani, tylko Edvaldo łamanym angielskim wyjaśniał mi że Ronaldo do diety się nie stosował – a kim został? Nie było sensu się z nim kłócić, dlatego po powrocie rozstałem się z piłkarzami i udałem do baru. Spore było moje zaskoczenie, gdy ujrzałem w kącie Małgośkę. Co ona tu robi?? I kto podał jej mój adres? A może to nie ona? To jednak była ona i z marszu rozpoczęła awanture. No tak, zostawiłem u niej swoją maszynę do pisania a ta zagraca jej pokój. Wiedziałem jednak, że to nie jest powód jej wizyty. Kto fatygowal by się przemierzać dystans z Krakowa do Fogii tylko po to żeby oddać jakiś sprzęt codziennego użytku? Jak można się było spodziewać miałem racje, znalazła sobie innego i prosiła o zerwanie kontaktów raz na zawsze. Boże, co za kobieta. Ja od niej uciekam a ta mnie goni, bym zostawił ją w spokoju. Gdzie tu jest sens? Przytaknąłem jednak tylko, odebrałem maszynę i poprosiłem, aby pozdrowiła rodziców. Rozstaliśmy się w wyjątkowej jak na nasze ostatnie konwersacje antmosferze pokoju. Nie miałem jednak głowy, aby myśleć o babach. Miałem poważniejszy problem – do Marinielliego dołączył także Marcone (3 tyg. Naciągnięte mięśnie łydki) i Costanzo (2 miesiące, zerwany mięsień pachwiny. Postanowiłem spotkać się wieczorem z klubowymi lekarzami aby zastanowić się nad ewentualną fizjoterapią. Jeśli chodzi o ośrodek w którym mieliby ci dwaj się leczyć, to już dawno miałem załatwione darmowe pobyty u jednego Niemca, posiadającego mały ośrodek rehabilitacyjny w okolicach Monachium, o którym napisałem kiedyś bardzo pochlebny artykuł. Wszyscy byliśmy zgodni – lepiej ich wyleczyć niż później płacić za drogie zabiegi, gdy kontuzja się pogłębi. Następnego dnia obaj spakowani na 3 tygodnie wyruszyli autobusem. Ich miałem z głowy. Po tygodniu dowiedziałem się że kontuzja Costanzo jest na tyle poważna, że musi przesiedzieć w niemczech niecałe 3 miesiące. Mówi się trudno. Wobec braku możliwości na mecz ligowy wybrałem taką samą jedenastkę jak na poprzednie spotkanie pucharowe:
El Asmar
Blixt Sapienza Pennachietti Aurelio
Dams Catalano Quaresimale Silvestri
Edvaldo Pellicori
Foggia – Chieti
Mecz rozgrywany był w bardzo trudnych warunkach. Mimo przyjemnej temperatury wiał bardzo mocny wiatr który skutecznie niweczył większość dobrze zapowiadających się akcji. Do przerwy nie działo się nic specjalnego, a obie drużyny łącznie oddały 3 celne strzały. W drugiej połowie wyraźną przewagę zdobyli goście i mieli świetną sytuację do strzelenia bramki ale naprawdę trudną piłke obronił Asmar. Mecz zakończył się
bezbramkowm remisem. Z jednej strony mobliśmy to spokojnie wygrać, a z drugiej także przegrać, ale mimo wszystko miałem nadzieje na ładniejszy debiut ligowy.
Kolejnym meczem miał być ostatni mecz fazy grupowej pucharu Serie C, który mieliśmy rozegrać 3 września z Giugliano (u siebie). Mecz przegraliśmy bardzo głupio 0:1 i ostatecznie skończyliśmy na 3 pozycji, nie uzyskując awansu do dalszej rundy. Może to i dobrze? Coraz wyraźniej widać było w De Souzie piłkarza, który na treningach starał się i robił za dwóch. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie dam mu zagrać drugą połowę w jednym z najbliższych meczy. Prezes najwyraźniej wpadał w coraz gorszy humor, gdyż widziałem go tylko jak przychodził do pracy, a w jego biurze do późnych nocy słychać było brzdęk rozbijanych szklanek i butelek. Nie byłem w stanie stwierdzić, co jest tego powodem, ale też nie wiem, czy chciałem się dowiedzieć. Nie widziałem możliwości zastąpienia marokańczyka Asmara innym bramkarzem, gdyż tylko przejawiał jakieś zdolności. Miałem do niego pretensję za ten poprzedni mecz, ale musiałem dać mu jeszcze szansę. Nie byłem też pewny czy dobrze robie dając opaskę kapitańską Aurelio, ale na razie postanowiłem zostawić tak jak jest. W końcu puchar to nie to samo co liga. Już w drugiej minucie kolejnego meczu ligowego z Acireale (wyjazd) stracliśmy pierwszą bramkę, po błędzie obrony, co zapowiadało istny pogrom. Uspokoił mnie troszeczkę gol Edvaldo w 12 minucie (asysta:Quaresimale), kiedy to przebojem wdarł się w pole karne i strzalem przy słupku uciszył publiczność. W 24 minucie miał okazje na powtórkę z rozrywki, ale jego strzał przeszedł minimalnie ponad bramką. Chłopak miał jednak wyraźnie swój dzień i w 33 minucie po kurjozalnym błędzie obrony gospodarzy wpakował piłkę potężnym strzałem tuż obok bramkarza! 2:1 dla Foggii. Kibice nie mogą w to uwierzyć. Nie dano nam jednak cieszyć się prowadzeniem do końca drugiej połowy. W 45 minucie (jeszcze I połowa) nie popisał się nasz bramkarz nie broniąc prostego strzału napastnika gości. W przerwie zastąpiłem załamanego Asmara Curcim, a nienajgorzej grającego Silvestra De Souzem. W 57 minucie znów wyszliśmy na prowadzenie za sprawą Pellicoriego, który wykończył indywidualną akcję mocnym strzałem z lini pola karnego. W 60 minucie Pellicori sprawił że nie wytrzymałem i zacząłem cieszyć się jak dziecko. Dokładna kopia poprzedniej akcji i jest 4:2 dla gości! Ileż musiałbym mieć nieszczęścia żeby ten mecz jeszcze przegrać! Na razie jednak to mój klub kontrolował sytuację a gospodarze najwyraźniej nie wiedzieli co ze sobą zrobić. Rozpierała mnie duma. W 78 minucie jednak zamarłem: rezerwowy drużyny Acireale prostym strzałem zaskakuje naszego bramkarza i jest już tylko 4:3. Kibice znów ożyli a ja poczułem kłócie w gardle. W 3 minucie doliczonego czasu znów przełknąłem śline. W genialnej akcji znalazł się strzelec dwóch bramek dla gospodarzy – Palombo, ale sędzia liniowy uznał, że znajduje się na pozycji spalonej. Dowieźliśmy taki wynik do końca i mogłem świętować zdobycie pierwszych 3 punktów przez swoją drużynę w tym sezonie. Grupka około 100 kibiców skandowała imie Edvaldo i Pellicoriego przez dobre 15 minut po zakończeniu meczu. Udałem się na wyjątkowo krótką konferencję prasową:
Trener gości Jan Tavez: Mecz był wyjątkowo wyrównany i do końca nie wiadomo było kto go wygra. Dzięki wyśmienitej postawie dwójki moich napastników udało nam się ten mecz wygrać. Cieszy to przede wszystkim dlatego, że jest to mecz wyjazdowy. Jestem zawiedziony postawą naszego bramkarza, który na dzień dzisiejszy traci miejsce w wyjściowej jedenastce. Chciałbym podziękować trenerowi przeciwników za wspaniały mecz
Trener gospodarzy Maurizio Costantini : Gratuluję panu Tavezowi wygranej i życzę powodzenia w najbliższych meczach. Uważam że mecz był wyrównany i mam nadzieję że w najbliższym meczu zespół okaże się bardziej skuteczny.
Niegroźnej kontuzji nabawił się Blixt
(8 dni) dlatego jego miejsce w następnym meczu zajął Marcone, który zakończył już rehabilitację. Dwa dni później okazało się także, że kontuzji nabawił się Quaresimale i miałem spory dylemat, kogo wystawić zamiast niego. Zdecydowałem się na młodego Moro. Nie miał jeszcze w tym sezonie okazji do zaprezentowania się.
Następny mecz z Fermaną (A) wygraliśmy 3:1 a gospodarze nie mieli nic do powiedzienia. Łupem bramkowym podzielili się Pellicori (2), któremu nadał pseudonim Peli i Edvaldo (1). Miałem powody do dumy gdyż po 3 kolejkach zajmowaliśmy premiowane grą w play-offach 4 miejsce. Zarząd był zadowolony, a ja miałem też nadzieje, że na mecze zacznie chodzić więcej kibiców.
Drugi w tym sezonie mecz u siebie przegraliśmy 0:1, co było wynikiem mocno krzywdzącym ze względu na sporą przewagę moich zawodników. Na szczęście niedługo wraca Mariniello i będę mógł powierzyć mu opaskę kapitańską. Cały czas szukam nowego bramkarza. Żeby było weselej straciłem jedynego prawego skrzydłowego na dwa tygodnie – Theo Dams wychodząc na drugą połowę meczu poślizgnął się na schodkach i… złamał palec u nogi. Zastąpi go (jestem ciekaw czy umie w ogóle grać??) Maitilasso z kadry U-18.
Mecz z ostatnim w tabeli Sambenedettese (A) zakończył się szczęśliwym zwycięstwem 3:2 (Peli, Pennacchietti, Edvaldo). Po pięciu kolejkach zajmowaliśmy 6 miejsce z dorobkiem 10 punktów i uwaga, stratą jednego do przewodzącego Catanzaro. 5 października nastąpiło długo oczekiwane zwycięstwo na własnym stadionie. Mimo że do 58 minuty przegrywaliśmy 0:1, zespół zdołał się podnieśc i po bramkach Peli i Edvaldo (cóż za nowość ;)) zdołaliśmy uszczęśliwić grupkę 3000 kibiców wygrywając z klubem Viterbase. Scouci wyszukali mi pewnego młodego (21 lat) obrońcę, niechcianego w swoim klubie, z bardzo dobrym kryciem. Dołączy do klubu za 7K 2 lipca następnego roku. Nie będzie podstawowym piłkarzem, ale będzie na miejscu na wypadek jakiejś kontuzji. Następny mecz z Sorą na wyjeździe zremisowaliśmy 0:0, a tydzień później na własnym stadionie rozgromiliśmy Vis Pesaro 5:1 (Edvaldo x4!!, Silvestri x1) i awansowaliśmy na 3 miejsce w tabeli. Kiedy w następnym meczu wygraliśmy 2:1 (H) z Benevento stało się jasne, że spadek nam raczej nie grozi. Co fajniejsze, tymczasowo staliśmy się nawet liderami tabeli, ale drużyna mająca od nas 1pkt mniej nie rozegrała jeszcze swojego meczu. Edvaldo zaczął uczęszczać do szkoły po półrocznej przerwie, w czasie której uczył się Włoskiego. De Souza za tydzień będzie obchodził 16 urodziny, po których jego matka wróci do Francji. Mam już nawet zarezerwowane mieszkanie, w tym samym bloku co moje, gdzie będzie mieszkać trójka piłkarzy: Dams, Edvaldo i wspomniany De Souza. Jeśli mowa już o Damsie. Stracił na razie miejsce w składzie na rzecz wspomnianego kiedyś piłkarza kadry U-18 Maitilasso, który na razie wkomponował się w zespół. Dams natomiast poczuł się zbyt pewnie na swojej pozycji, dlatego musiałem zareagować. Ma dopiero 17 lat, zaliczył 3 asysty i myśli że jest gwiazdą. Widać było, że zespół zaczyna się zgrywać, co było bardzo dobrym sygnałem. Na ostatni mecz przyszła też rekordowa w tym sezonie liczba 7000 tyś kibiców, co i tak jest wynikiem dość kompromitującym zważywszy na rozmiary stadionu – ponad 25000 tyś miejsc siedzących.
Ze względu na niezłe wyniki na treningach, w następnym meczu postanowiłem dać szansę Damsowi, gdyż najwyraźniej rwał się do gry. Ponieważ do następnego meczu pozostały mi 2 tygodnie, postanowiłem wybrać się do Grecji na krótki urlop, razem z bratem (zapomniałem wspomnieć, że jest prawnikiem), który na przekór rodzinie nienawidzi piłki nożnej. Ostatnie 6 lat spędził w Anglii i tam teraz pracował. Ledwo wróciłem na czas, by przygotować zespół na mecz. Co istotne, w czasie pobytu spotkałem przebywającego u rodziny Szweda pochodzenia greckiego (AM RC/16l/SWE) który wyraził chęć gry w naszym klubie. Poprosiłem o udostępnienie mi jakiegoś boiska i po sprawdzeniu chłopaka stwierdziłem, że coś może z niego być.
Imponował grą głową i strzałem z dystansu, mimo młodego wieku. Na razie przyjechałem bez niego, a jeśli zgodzi się na grę u nas, zapłace jego klubowi 40K a on dołączy do nas 2 stycznia.
Mecz wyjazdowy z L'Aquila można uznać za najlepszy w sezonie. Pisałem o szansie, jaką dałem Damsowi? Taaak, a on odwdzięczył się strzelając najpiękniejszą bramkę w tym sezonie jaką widziałem i asystując przy trzech pozostałych (2x Peli, 1x Edvaldo), natomiast Edvaldo popisał się niesamowitą sztuczką techniczną, idealnie lobując bramkarza i trafiając w okienko. Wszyscy strzelcy bramek zebrali noty po 9, ale MoM'a dostał nie kto inny jak Dams. Oto jak sam piłkarz ocenił swój występ:
[..]Przed meczem rozmawiałem z Pappą, który obiecał dać mi dzisiaj szansę. Myślę że ją wykorzystałem. Co do asyst, to największą zasługę trzeba oddać samym strzelcom którzy wychodzili dzisiaj na wyborne pozycje. A moja bramka? Dostałem piłkę, uderzyłem i trafiłem (podkręcony strzał w okienko zza pola karnego – przyp. Red) tam gdzie chciałem [śmiech]
Czy słowo „dumny” odzwierciedlało mój aktualny nastrój? Byłem rozanielony, bo jak na razie wszystkie moje transfery (oprócz nieszczęsnego bramkarza) się sprawdzały, a my po meczu wskoczyliśmy na samodzielny fotel lidera z przewagą 2 pkt. nad drugim zespołem w tabeli. Kolejny mecz wygraliśmy 2:0 po golach Damsa i Edvaldo. Niestety, straciłem lewego skrzydłowego Silvestra (zastąpi go De Souza) i Quaresimale. Pierwszy wypadł na tydzień a drugi na 3 tygodnie. W następnym meczu ligowym, w którym przeciwnikiem była Giulianova (A) do 90 minuty był remis 0:0, jednak wtedy bramkę na wagę zwycięstwa strzelił niezawodny Peli. Po ostatnich zwycięstwach prezes wyraźnie odżył i chwalił swój klub gdzie popadnie. Coraz częściej rozmawialiśmy o tym jak by było w serie A… Na razie jednak musieliśmy wywalczyć awans do Serie B, co przecież mimo dobrych wyników nie było jeszcze pewne. Nie miałem już na nic czasu. Następny mecz to znów (!) wygrana 2:0 z przyjezdnymi z Paterno. Bramki strzelali Maitilasso i Catalano, a obu panom asystował De Souza zdobywając pierwszego swojego ligowego MoM'a.
Mecz przeciwko Martinie (A) był grany pod nasze dyktando. Wygraliśmy 4:1 (2x Edvaldo, 1x Maitilasso, 1x Catalano) i jeden (szok!) strzał przeciwnika na moją bramkę (który dał honorową bramkę gospodarzom) sprawiły że wklubie panowała euforia. Ja zachowywałem zimną krew, bo u piłkarzy zaczynało pojawiać się zmęczenie. Na razie jednak grali jak z nut, więc nie miałem zamiaru rozbijać tego zgranego składu. Z Teramo wygraliśmy jeszcze 4:0 (2x Peli, Edvaldo, Aurelio) by na wyjeździe przegrać pierwszy od 11 spotkań mecz 1:2 (Peli). Nasza przewaga nad drugim w tabeli Vis Pesaro była jednak nadal spora – 4 pkt. To był ostatni mecz Foggi w roku 2003 i spokojnie mogłem udać się na urlop świąteczny do domu. Święta miałem spędzić z rodzinką w komplecie: Rodzicami, którzy w ciągu dnia nie robili wiele więcej od czytania włoskich gazet sportowych i przeglądania starych pamiątek wojskowych ojca; Brat, któremu wyraźnie nie było na ręke spędzać z nami świąt, jego żona i najmłodszy syn Mark. Większość piłkarzy także zaplanowała swoje święta, dlatego zostawiłem klub pod dowództwem mojego asystenta (który wraz z rodziną mieszkał tak blisko stadionu, że jedząc wigilie mógł spokojnie oglądać trening pozostałych piłkarzy). Święta minęły bez specjalnych eksplozji, oprócz kłótni mojego ojca z moim bratem i moich opowieści o klubie. Matka jak zwykle nie mogła pozostawić drażliwego tematu w spokoju i dopytywała się o Małgosię. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że już o niej nie myślę i nie dbam o to czy ona myśli o mnie. W sylwestra pojechałem do wiślackiego Kameleona (bar techno w krk) i… jak można się spodziewać niewiele więcej pamiętałem. Obudziłem się w jakimś hotelu, jak się później okazało wynajętym przez kibiców, z którymi wczoraj balowałem, by następnie pochodzić po rynku i 3 stycznia wrócić do Polski. W klubie
zameldował się już młody Szwedo-Grek, a ze swoich domów powróciło większość piłkarzy (wyjątkiem są: Edvaldo, Dams, De Souza, Peli, Curci i Quaresimale którzy zapowiedzieli swój powrót na dzień jutrzejszy).
Dwutygodniowej kontuzji na treningu nabawił się Peli, którego zastąpił dawno „nie używany” Zerbi. W pierwszym meczu 2004 roku strzelił jedną z bramek i przyczynił się do wygranej 3:0 (pozostali strzelcy to De Souza i Mariniello). Spotkanie z Chieti na wyjeździe zakończyło się bezbramkowym wynikiem, ale to my możemu czuć niedosyt z powodu zmarnowanych sytuacji. Kolejne mecze: Foggia 2 - 1 Acireale ; Foggia 2 – 0 Fermana ; Catanzaro 1 – 2 Foggia. Po tym meczu mieliśmy już przewagę 8 punktów i wszystko było na drodze do historycznego zwycięstwa w tych rozgrywkach. Następny mecz sensacyjnie przegraliśmy na własnym stadionie z Sambenedettese 1:2. Po kolejnym przegranym spotkaniu (0:1 na wyjeździe z 8 w tabeli Viterbese) zacząłem się niepokoić. Przewaga z 8 punktów zmalała do punktów 2. Zaczynało robić się gorąco… Na szczęście już w meczu z Sorą udało się zwyciężyć 2:0 (obie bramki w pierwszej połowie), ale straconej przewagi tym nie odrobiliśmy. Następne dwa mecze to wygrana 3:1 z Vis Pesaro i remis z Benevento na wyjeździe. Dzień przed tym drugim spotaniem użądziłem malutkie przyjęcie urodzinowe (urodziny mam 13 marca), na które nie zaprosiłem piłkarzy. Przyjęcie z piłkarzami było zaplanowane na niedziele wieczór, o ile wygrają dla mnie ten mecz. Nie wygrali, ale imprezka się odbyła. Powiem tyle – trening w poniedziałek się nie odbył… Wracając do spotkań, odrobiliśmy 3 punkty i teraz nasza przewaga nad drugim w tabeli Taranto wzrosła do 5 pkt. Potem przyszła wygrana 4:1 i największa porażka w sezonie 0:4 z Taranto. Na szczęście zespół zrehabilitował się w meczu z Gulianovą i wygrał 3:0 (Dams, Chiecchi, Peli) a przewaga punktowa ciągle utrzymywała się w ilości 3 pkt. Po meczu z Paterno (wygrana 3:0) przewaga ta zwiększyła się jeszcze o 2 punkty. Do końca rozgrywek zostały 4 spotkania. Jak łatwo obliczyć, mogę przegrać tylko jedno i tylko raz zremisować, w wypadku jeżeli żaden z klubów które walczą z Foggią o tytuł nie zaliczą jakiegoś potknięcia. Awans był na pewno w zasięgu ręki, a czy wywalczony przez play-offy czy bezpośrednio – to już miało mniejsze znaczenie. No, limit remisów już wykorzystałem – 0:0 z Martiną zapewniło mi baraże. Teraz pora powalczyć o tytuł. Wygrana z Termaną sprawiła, że wystarczył mi remis w jednym z dwóch pozostałych meczy by zostać mistrzem Serie C1/B. Od meczu Foggia - Crotone lub Sora – Vis Pesaro zależało czy Foggia sięgnie po historyczne trofeum.Niestety, po beznadziejnym meczu i czerwonej kartce dla Blixta przegraliśmy 1:3 i spadliśmy na druga pozycję (która daje tylko grę w play-offach). To rozegrania zostało jedno spotkanie, a liczenie, że Sora potknie się z 14 w tabeli L'Aquila było rzeczą żałosną. Będzie trzeba walczyć z barażach i trzeba się z tym pogodzić.
Lanciano – Foggia:
A jednak! Mówią, że cuda się nie zdarzają, tu jednak najwyraźniej takowy zaistniał! Mecz z Lanciano potoczył się po naszej myśli, kończąc się rezultatem 3:1 (Edvaldo, Peli, De Souza), co jednak nie dawało mi mistrza w wypadku wygranej Sory. A ta wygrywała... do 90 minuty kiedy to bramkę samobójczą strzelił jeden z obrońców i mecz zakończył się wynikiem 1:1! Foggia mistrzem Serie C! Foggia w Serie B! Tego dnia długo nikt nie mógł ogarnąć szału, jaki opanował kibiców ich ukochanego klubu. Według nieoficjalnych informacji przez miasto przemaszerowało 14 tysięcy kibiców śpiewających moje imie. Oh, czyż to nie piękne? Zarząd był wzniebowzięty, a prezes nie mógł powstrzymać głupawki. Ja jednak miałem już co innego w głowie – wzmocnienia. Postanowiłem oczywiście poczekać az zarząd ustali nowy budżet transferowy, bo 100K jak na serie B to nie za wiele. Zawodnicy powoli żegnali się z Pelim, który wracał do swojego Lecce. A oto klasyfikacja poszczególnych piłkarzy w
poszczególnych konkursach:
Najwyższa średnia ocena: Peli – 8.21 (2 w lidze)
Najwięcej goli: Edvaldo – 26 (3 w lidze) ; Peli 19 (6 w lidze)
Najwięcej asyst: Edvaldo 11 (7 miejsce w lidze) ; Theo Dams 10 (13 w lidzie)
Najwięcej MoM'ów: Peli 11 (3 w lidzie) ; Edvaldo 9 (7 w lidze)
Najwięcej dryblingów na mecz: De Souza 3 (2 w lidze) ; Dams 3 (także drugie miejsce)
W wolnym czasie wydałem urlopy zawodnikom na okrągły miesiąc. Zanim jednak to zrobiłem, w gazetach pojawiło się parę interesujących artykułów:
Jednym z największych zaskoczeń sezonu jest bez wątpienia tytuł mistrza Serie C1/B dla Foggii. Jak do tego doszło? Zupełnie nieznany manager, mający korzenie w Polsce objął beniaminka tejże ligi. Na wstępie sprowadził paru młodych i paru doświadczonych zawodników. Większość uważa, że własnie klucz do sukcesu był w tych zakupach. Bo jak inaczej nazwać fakt, że jeden z nich ustrzelił 26 bramek i zajął 3 miejsce wśród ligowych snajperów? To bez wątpienia głównie jemu klub zawdzięcza ten ogromny sukces. Piłkarz w wywiadzie dla nas na początku sezonu przyznał, że transfer do Foggii był dla niego awansem sportowym. Wiele wskazuje na to, że niedługo manager Tavez stanie nad sporym problemem – jak zatrzymać utalentowanego piłkarza w klubie? Już teraz piłkarz został nominowany do kategorii „największe odkrycie sezonu” wraz ze swoim klubowym kolegą – Theo Damsem. Już wkrótce zamieścimy wywiad z samym Edvaldo, bo to o nim była mowa, w naszej gazecie. Wracając jednak do sukcesu klubu. Jak przyznał kiedyś sam coach, największym problemem była dla niego pozycja bramkarza. Nowy nabytek – 17 krotny reprezentant Maroka zawiódł na całej linii. Inni piłkarze także nie zachwycali, a jedynym, który podjął wyzwanie bronienia bramki beniaminka okazał się 18-sto letni Włoch Valerio Curci. Piłkarz ten w 30 meczach puścił łącznie 25 bramek i aż 14 razy zachował czyste konto i bez wątpienia był jednym z wiodących piłkarzy, stale utrzymując niezłą dyspozycję. Na koniec sezonu z ładnej strony pokazał też się 16-stoletni francuz Cyril De Souza, który ładnie wkomponował się w zespół. W przyszłym sezonie jednak klub straci wiele ze swojej siły. Do macierzystego klubu dołączy bowiem drugi napastnik Foggi – Peli (Alessandro Pelliicori), który w tym sezonie strzelił 19 bramek ligowych i aż 11 razy był wybierany graczem meczu. Jak udało nam się ustalić, transfer definitywny nie wchodzi w grę, ze względu na wartość zawodnika (2 mln Euro) i chęć zawodnika do powrotu do Lecce. Sam Tavez zapowiedział wzmocnienie w trakcie letniego okienka transferowego klubu przede wszystkim przez kompetentnego napastnika i bramkarza, a także doświadczonego i równo grającego stopera, z którym jak wiemy były największe problemy. Wydaje się, że linia pomocy jest zaopatrzona nieźle, choć ubędzie z niej wartościowy zawodnik Silvestri. Wielką niewiadomą jest nadal świeżo sprowadzony Szwed greckiego pochodzenia Stefanidis, który nie zadebiutował jeszcze w barwach nowego klubu. Według nieoficjalnych informacji, klub wyszedł z kryzysu finansowego i podąża w jak najlepszą przyszłość. Warto przypomnieć słowa managera Foggii, Taveza, który przed sezonem powiedział: […] chciałbym w przeciągu paru lat stworzyć mocną i zgraną ekipę, która powalczy nie tylko o awans do Serie B i A, ale nawet o europejskie puchary[…] Panie trenerze – czekamy!
Postanowiłem, że dogłębniej opisze nowe transfery do klubu, a także z klubu w następnej części. W tamtej też dowiecie się czy zarząd zainwestował reszcie w nową bazę treningową, jak wyglądała kasa klubu, ile dostałem na transfery i jakie cele przedstawił mi zarząd. Mam nadzieje dalszą część opowiadania umieścić w ciągu paru dni.
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić! |
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich! |
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera. |
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny. |
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie! |
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj! |
277 online, w tym 0 zalogowanych, 277 gości, 0 ukrytych
Urodziny obchodzą dziś:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ