Foggia 2004/2005
Zaraz po powrocie z wakacji (pierwszy raz na Karaibach) dowiedziałem się, jakie roszady nastąpiły w klubie:
Przyszedł: Marco Palma (D R/21/ITA – 7K z Messiny) – już wcześniej zapowiadany obrońca, który miał być zastępstwem na wypadek jakiejś plagi kontuzji
Odeszli:
- Francesco Rossi (GK/25/ITA – oddałem Chievo 50% pozostałych udziałów w jego kontrakcie i zawodnik nie był już niczym związany z Foggią) – nie spełnił moich oczekiwań, a w dodatku planowałem sprowadzenie jakiegoś niezłego bramkarza.
- Alessandro Moro (DM C/18/ITA – jak wyżej, z tym, że nie Chievo tylko Udinese) – nie miał szans na dobrą grę w naszym klubie, dlatego go pożegnaliśmy.
- Tommaso Ciecchi (D LC/23/ITA – dokładnie to samo co Rossi) – zupełnie nie potrzebny
Zapowiedzieli emeryturę: Antonio Efficie (GK/35/ITA)
Nie dość, że wakacje udały mi się wyjątkowo dobrze, to po powrocie nie czekała na mnie żadna zła wiadomość, była za to jedna, która bardzo mnie ucieszyła: Zarząd zmodernizował bazę treningową ze stopnia tragicznego do zadawalającego! Nie kryłem radości, z czego wyraźnie zadowolony był też sam prezes. Budżet transferowy został powiększony do 450K (wreszcie!), a stan finansowy klubu był naprawdę niezły – prawie 2,5 mln Euro! Niestety, moja pensja i tak nie została powiększona. Przeszukiwałem rynek w poszukiwaniu młodych, zdolnych i przede wszystkim tanich zawodników. Na gwałt potrzebowałem bramkarza i nie jakiegoś napastnika. Do treningów włączyłem wreszcie wiadomego Greko-Szweda Stefanidisa. Pojechałem też na niecały tydzień do Krakowa, by zobaczyć się z moją mamą. Prawdziwym jednak powodem mojego wyjazdu były rozmowy w sprawie pozyskania utalentowanego napastnika Wisły – Jacka Gajdy (F C/16/POL), którego chciałem kupić lub wypożyczyć do klubu. Piłkarza tego polecił mi mój dobry kolega z lat piłkarskich, Marcin Sęp, który obecnie zajmował się promowaniem młodych zawodników. Piłkarz spodobał mi się ze względu na swą agresywną grę. Umiejętnościami nie grzeszył, ale wszystko jest do podszkolenia, szczególnie, że był to zawodnik zdolny. W dodatku, mimo kiepskich ogólnych umiejętności, dysponował świetnym wykończeniem akcji i nienajgorszym dryblingiem. Wisła zgodziła się, abym za niego nic nie płacił, pod warunkiem, że otrzyma procent (20) od następnej sprzedaży. Jak na razie sprawę trzeciego napastnika (bo do podstawowego składu się nie nadawał) mogłem pozostawić samej sobie, bo zawodnik obiecał zastanowić się nad naszą ofertą i odpowiedzieć najszybciej jak się da. W czasie pobytu w Polsce zarezerwowałem parę sparingów. Wkrótce też rzuciłem się na poszukiwanie wzmocnień. Złożyłem oferty kontraktów 17 zawodnikom, ale tylko nieliczni zapewne zechcą u nas grać. Z niecierpliwością czekałem na jakiś faks, ale na razie było cicho. Za cicho. W tym czasie w lokalnej gazecie zamieszczono wywiad z Edvaldo:
[Redakcja] – Objawieniem poprzedniego sezonu był bez wątpienia brazylijski napastnik zespołu Foggia – Edvaldo. Piłkarz trafił do klubu rok temu i bez wstępów strzelił w sezonie 26 bramek ligowych. Co o swojej przeszłości ma do powiedzenia sam piłkarz?
[Edvaldo] – Do Foggi trafiłem dzięki mojemu obecnemu trenerowi – Tavezowi. Poznałem go już w wieku 13 lat, kiedy to pisał artykuł o najlepiej zapowiadających się piłkarzach. Pisał wtedy także o mnie i to dzięki niemu zapragnąłem być kimś wielkim. Nie zdążyłem podpisać profesjonalnego kontraktu z poprzednim klubem, gdy wpłynęła do mnie oferta od Pappy. Nie mogłem jej nie przyjąć, szczególnie, że zawsze podobały mi się Włochy, a i pensja była nieporównywalnie większa.
[R] – Skoro mowa o pieniądzach, czy to one są dla Ciebie najważniejsze?
[E] – Oczywiście pieniądze są dla mnie ważne, ale na razie w innym tego słowa znaczeniu. Obiecałem mojej mamie, że skończę szkołę i zamierzam tego dokonać, właśnie za kasę zarobioną w klubie.
[R] –
Jaki jest twój wymarzony klub? Masz swojego piłkarskiego idola?
[E] – Wymarzonym klubem zawsze była i będzie Barcelona. Co do idola to lubię Ronaldo, jest rasowym napastnikiem i taki chciałbym być.
[R] – Wiele pisało się ostatnio o twojej wielkiej przyszłości. Czy jakiś klub złożył ofertę twojego kupna?
[E] – Na razie wszystko co się dzieje to tylko plotki. Według Pappy, do klubu nie wpłynęła żadna oficjalna oferta z innych klubów. Dobrze jest mi tutaj i najprawdopodobniej jeszcze troszkę tu pogram, choć nie wykluczam, że jeśli pojawiłaby się jakaś kusząca oferta, to na pewno bym ją rozważył.
[R] – Czy myślałeś już o grze w jakiejś reprezentacji?
[E] – Na razie nie dane mi było występować w reprezentacji żadnej grupy wiekowej. Raz, kiedy zostałem powołany, nie dałem rady przyjechać i teraz bardzo tego żałuje.
[R] – Chciałbyś zagrać kiedyś u boku takich gwiazd jak Roberto Carlos czy Ronaldo?
[E] – Oczywiście.
[R] – Powróćmy jednak do spraw klubowych. Wiadomo z kim będziesz grać na szpicy ataku?
[E] – Przede wszystkim, nie wiadomo czy będę grał w podstawowym składzie. Nie wiem, kogo ściągnie Pappa, ale jestem pewien, że będzie to ktoś wartościowy.
[R] – Wiele mówi się o sprowadzeniu do Foggi 17-sto letniego, polskiego napastnika – wychowanka Wisły Kraków. Wiadomo Ci coś na ten temat?
[E] – Wiem tyle ile dowiedziałem się z gazet. Jeżeli jednak piłkarz ten będzie choć troszeczkę podobny do Taveza [Jan Tavez jest pół krwi Włochem, pół Polakiem – przyp. red.] to będę zachwycony.
[R] – Czy grozi wam spadek z tej - mimo wszystko - dużo mocniejszej już ligi?
[E] – Jeżeli sprowadzimy dobrego bramkarza powinniśmy uplasować się w tym sezonie w środku tabeli, ale jak będzie okaże się później
[R] – Życzymy udanych występów
[E] – Dziękuje i do widzenia.
Udało porozumieć się z Gajdą i wstępna umowa została podpisana. Piłkarz poprosił mnie jednak o 12 dni na uporządkowanie spraw. Czemu nie? Nadal czekałem na odpowiedzi innych zawodników. Następnego dnia otrzymałem informację która bardzo mnie uradowała. Martin Keown (D C/37/ENG – 43 występy w reprezentacji, 2 bramki), który został zwolniony przez Arsenal na wolny transfer dołączył do naszego klubu! Powiedział, że na koniec kariery chce tylko grac w podstawowym składzie. Należy powiedzieć, że mimo sędziwego wieku nadal posiadał na tyle duże umiejętności, by stać się na dzień dzisiejszy liderem obrony. Piłkarz był wyjątkowo mało rozmowny, więc w czasie wywiadu dla prasy powiedział tylko: „Skoro tu jestem, to chyba znaczy że chciałem tu przyjść. Nie sądzę by był to temat do większych dyskusji, szczególnie, że ponoć ma odbyć się konferencja prasowa w najbliższych dniach”. 9 lipca mój główny cel został zrealizowany. Do klubu dołączył młody, ale już sporo potrafiący bramkarz Adam Collin. W międzyczasie złożyłem ofertę młodemu Brazylijczykowi Mauricio Marquesowi (D RC/17/BRA) którego polecali mi moi scouci. Piłkarz jednak o dziwo już na wstępie zawiadomił, że nie jest zainteresowany przejściem do nas. Złożyłem jednak ofertę i szukałem dalej. W końcu zrezygnowałem ze starań o niego, decydując się na piłkarza z wolnego transferu – także Brazylijczyka Joage, grającego na prawej stronie obrony, którego scouci polecili mi jako następnego (on tez ma 17 lat). Ten długo się nie zastanawiał i już następnego dnia mogłem wysłać mu bilet na samolot.
Niewiele pisałem o klubie, a tu działo się sporo. Zarząd ze względu na lepszą sytuację finansową przygotował mi biuro i kupił firmowego laptopa. Zatrudniono mi też polską sekretarkę – Joasię. Muszę przyznać że figurę miała modelki, ale nawet do niej nie startowałem. Jak na razie – nie dla psa kiełbasa.
Przebywając na „spotkaniach w interesach” w Anglii przeczytałem artykuł, w którym niejaki Mario Stanic (AM RC/32/CHOR – 49 rep/7br) skarżył się na sposób, w jaki go traktują w Londynie. Piłkarz został oddelegowany do rezerw i wystawiony na
listę transferową. Cena jaką chcieli za zawodnika była śmieszna – 250 K za zawodnika tego kalibru i tej marki to grosze, więc złożyłem ofertę. Zawodnik entuzjastycznie podszedł do rozmów ze mną i na wstępie zasugerował… 5-ciokrotnie niższą pensję niż w swoim dotychczasowym klubie. Zaoferowałem mu nawet troszeczkę wyższy i czekałem na rezultat. Na 3 dni wyjechałem (w ciągu teraźniejszego okienka transferowego więcej wyjeżdżam niż przebywam w klubie) do Argentyny przyjrzeć się troszeczkę młodzieży. Pojechali ze mną Edvaldo i Dams, chcąc uwolnić się od nawału sparingów, jakie prowadził mój asystent (mecz co drugi dzień). Ponieważ nikt na moją kieszeń mnie nie zadowolił, przedłużyłem pobyt do dni 7, mając nadzieję na jakiś cud. Oczywiście, było paru dobrych technicznie zawodników, jednak psychicznie nie nadawaliby się do beniaminka. Potrzeba nam osób twardych i nieustępliwych, które radzą sobie z presją i potrafią udźwignąć ciężar gry. Telefonicznie zawiadomiono mnie, że Stanic zakwaterował się już w klubie i oczekuje by mnie poznać. Musi jeszcze poczekać te 4 dni, gdy dobiegły końca wróciłem do kraju bez żadnej zdobyczy. Stanic okazał się bardzo sympatyczny, a ja dopiero teraz stwierdziłem, że ma zdane egzaminy trenerskie. To dobrze, może się przydać nawet po zakończeniu swojej kariery piłkarskiej. W czasie mojej nieobecności, pierwszego gola dla klubu strzelił Gajda, niestety nie wiem w jakich okolicznościach, ale dostał na koniec notę 7. Ostatnie 4 sparingi postanowiłem rozegrać osobiście i jednym składem – by zgrać nowych zawodników ze starymi.
W fazie grupowej pucharu Włoch zmierzymy się z: znajomą Sorą, Reggianą i Torino. Pierwszy mecz rozegrany zostanie 22.08.2004.
30 lipca nadeszła jednocześnie dobra i zła wiadomość: Dobra jest taka, że jeden z moich piłkarzy został wyraźnie zauważony, mianowicie Theo Dams został powołany do kadry reprezentacji swojego kraju na igrzyska olimpijskie. Jednocześnie jednak oznacza to, że nie będę go miał zbyt często w nadchodzących tygodniach do dyspozycji. 3 sierpnia zakończyliśmy przygotowania i zostały nam dwa tygodnie do pierwszego meczu (faza grupowa pucharu).
Bardzo głośno zrobiło się wokół transferu Stanica. Sam piłkarz zwierzył mi się że jest zirytowany zachowaniem kibiców i wolałby mieć troszeczkę spokoju. W gazetach rozpisywali się o tym, jak to piłkarz tak dużego kalibru zdecydował się na grę w klubie pół-amatorów. To ostatnie stwierdzenie mocno mnie zdenerwowało, gdyż z tymi wzmocnieniami mogliśmy naprawdę osiągnąć korzystną lokatę. Co najfajniejsze - na wszystkie wzmocnienia wydaliśmy ledwo 300K funtów, co stanowi mój osobisty sukces. Zostałem nawet zaproszony do telewizyjnego programu, ale odmówiłem. Prezes poprosił mnie żebym troszeczkę uspokoił sytuację, więc to zrobiłem. Edvaldo przezywał jakiś chwilowy kryzys i prosił mnie o cierpliwość. Dams chodził cały w skowronkach, co nie wydało mi się dziwne. Za tydzień będzie miał 18 lat i jest z tego powodu podekscytowany. W tej chwili najwięcej czasu spędzam na „wprowadzaniu” Gajdy w skład. Chłopak poczynił zaskakujące postępy w porównaniu z momentem, gdy tu przyszedł. Był też wyjątkowo skromny i mimo, że był przodującą postacią w sparingach, nie udzielił ani jednego wywiadu. Mieszkał wraz ze starszą siostrą, która na całe szczęście była jednocześnie moją sekretarką. Tak tak, to właśnie młody Jacek załatwił siostrze dobrze płatną pracę, gdzie mogła się nim jednocześnie opiekować. A sprawowała się nieźle, choć większość personelu zwracała uwagę na inne jej walory. Zaprosiłem swoich rodziców na kolację do jednej z najdroższych restauracji w Turynie, aby troszkę im poopowiadać. Rodzice od czerwca mieszkali już we Włoszech, właśnie w Turynie, na moje życzenie w wynajętym przez prezesa mieszkaniu, 3 dni później odbyłem też rozmowę z prezesem dotyczącą pucharu Włoch. Wiedziałem że łatwo nie będzie, ale nie przekreślałem swoich szans. Prezes powiedział, że byłby mile zaskoczony, gdyby udało mi się wyjść z grupy, ale liczy się przede wszystkim liga. De Souza poprosił o kilkudniowy urlop, gdyż
chciał wybrać się gdzieś na weekend z dziewczyną. Młoda, burzliwa krew – rozumiem go. Pozostawało mi jeszcze 10 dni bezsensownego czekania i treningów, mających za zadanie utrzymanie dyspozycji fizycznej u moich podopiecznych.
W pierwszym meczu pucharu Włoch (faza grupowa) formą błysnął Gajda, który strzelił wszystkie 4 bramki (wyrównał rekord strzelonych bramek w meczu, należący też do Edvaldo). Ten mecz jednak, nie dość że na naszym stadionie odbył się z takim samym beniaminkiem jak my, więc nie powinno się być hurraoptymistą. Na mecz za to, ku mojemu zaskoczeniu, przyszło prawie 20000 osób, co stanowi rekord za mojego panowania w klubie. Przyniósł nam zysk w wysokości 400K Euro, co bardzo zadowoliło naszego prezesa. Następny mecz z Torino przegraliśmy co prawda 1:3, ale mogłem być zadowolony z gry i bramki Gajdy. Wiele wskazywało jednak na to, że do następnej fazy pucharowej nie awansujemy. Mamy jeden punkt straty do Torino, a następny mecz gramy na wyjeździe z Reggianą, Torino natomiast u siebie z Sorą.
Debiut ligowy przypadł na 8 września i miałem go rozegrać u siebie, a naszym przeciwnikiem miała być Vincenza. Skład jaki postanowiłem wystawić na ten mecz:
Colin, Mariniello, Keown (k), Aurelio, Blixt, De Souza, Stefanidis, Stanic, Dams, Gajda, Edvaldo.
Zmieniłem też taktykę na bardziej ofensywną. Potem okazało się że nie mogę na mecz wziąć Damsa, który w sparingu obejrzał czerwoną kartkę. Jego miejsce zajął Maitilasso. W pierwszej połowie nie padła żadna bramka, a i akcji było jak na lekarstwo. Niestety w 67 minucie, pomocnik gospodarzy uderzył nie od obrony. Nie udało się nic odrobić i mecz zakończył się wynikiem 0:1. Według zapewnień mojej sekretarki nie miałem zbyt wesołej miny. Nic dziwnego. Zawiodłem i to mocno 19tyś kibiców, którzy zgromadzili się na stadionie. Najgorzej z zespołu zagrał Collin (nota 6), a najlepiej De Souza (nota 8). Ostatni mecz w pucharach przegraliśmy 3:4 (2 Edvaldo, 1 Gajda) i nie wykorzystaliśmy remisu Torino. Niestety, mogło być dużo lepiej. Zawiódł nasz bramkarz, ale postanowiłem dać mu szansę by zgrał się z chłopakami. Na szczęście już w meczu z Triestiną na wyjeździe udało przełamać zła passę i zwyciężyć 2:1 (Dams, Gajda) a bohaterem meczu został Collin. Passę udało się podtrzymać w meczu ze spadkowiczem z serie A, który wygraliśmy 3:0, pierwszego ligowego MoM’a zaliczył Gajda a na stadion przyszła rekordowa liczba widzów – 21340! Następny mecz był już szokiem – bo jak inaczej można nazwać naszą wygraną 4:1 (De Souza, 2x Edvaldo, 1x Gajda) na wyjeździe, przy prawie dwukrotnej przewadze przeciwnika w strzałach na naszą bramkę. Co jest jeszcze dość dziwne, mimo tego że Collin stracił tylko jedną bramkę, dostał notę 5, czym sam był później mocno zdziwiony. Potem przyszła przegrana 0:1 z Ascoli i 4 zwycięstwa pod rząd, w których straciłem tylko dwie bramki a zdobyłem 12. Po tych meczach z niejakim szokiem patrzyłem na tabele: lider: Foggia egzekwo z… Sorą! Tak, dwa beniaminki po 11 kolejkach przewodzą w lidze z dorobkiem 25 punktów! Niesamowite, jaka piłka nożna bywa nieobliczalna. Świetnie ostatnio spisywał się Collin, który udowodnił, że zasługuje na rolę pierwszego bramkarza. I to właśnie z naszymi dobrymi przyjaciółmi przerwaliśmy passę zwycięstw, remisując na własnym stadionie 1:1, nadal jednak utrzymując fotel lidera.
Dzień po meczu zostałem wezwany do gabinetu prezesa:
- Witaj, siadaj. Mamy do omówienia dwie sprawy. Zacznijmy od tej łatwej i przyjemnej: Stan naszego konta ciągle rośnie, ze względu na spore zainteresowanie kibiców przychodzących na mecze i niskim kontraktom zawodników. W kasie leży ponad 5 mln Euro co stanowi niezłą podporę i zapewnia stabilizację. Co sądzisz o podwyżkach dla niektórych zawodników?
- Myślę, że powinniśmy podpisać wyższe kontrakty z Edvaldo, Gajdą i Damsem, po którego zaczynają zgłaszać się lepsze kluby. Reszta zawodników, nie licząc Collina który już zarabia najwięcej w zespole, pobiera opłaty zgodne z prezentowanym przez siebie umiejętnościami.
- Dobrze w takim razie,
przejdźmy do tej drugiej sprawy: Proszę Cię, zastanów się porządnie i odpowiedz, czy jesteś w tym sezonie w stanie wygrać Serie B?
- Panie prezesie, myślę że na takie pytania jest za wcześnie. Można by myśleć nad tym, po połowie sezonu, ale my nawet do półmetku nie dotarliśmy. Myślę, że klub w obecnym składzie stać jest na mistrzostwo, lub miejsce premiowane awansem, ale wystarczy jakaś drobna kontuzja lub konflikt w zespole, żebyśmy z fotela lidera spadli na miejsce w końcówce pierwszej 10. Oczywiście, liczę że nam się uda i w przyszłym roku będziemy już w Serie A toczyć zaparte boje z największymi Europejskimi potęgami, ale do tego jeszcze czas. Na razie wezmę się za te kontrakty
- Widzę, że gdzieś Ci się wyraźnie śpieszy, mogę wiedzieć gdzie?
- Idę na kolacje…
- Dobrze, więc żegnam i liczę na ładny mecz z Veroną.
- Damy z siebie wszystko
Jeśli chodzi o kolację, to część z was wie już, z kim ta miała się odbyć. Oczywiście z Asią, którą zaprosiłem do Caffe de Mio, jednej z najromantyczniejszych (według zapewnień Aurelio, który tą knajpę mi polecił) restauracji w okolicy Foggi. Kolacja się udała, ale skończyło się tylko na odwiezieniu pod sam blok (w którym mieszkała). Najczęstszym słowem, jakie słyszałem w ciągu następnego tygodnia w klubie, było coś w stylu: „No, no, papciu” – czy coś w tym stylu.
Następne mecze wygraliśmy dość znacznie, tracąc tylko jedną bramkę (4:0 z Veroną, 2:1 z Anconą, i 3x 2:0 z Palermo, Treviso i Catanią), mieliśmy też 3 punktową przewagę i jeden mecz zaległy. Co ciekawe, Gajda przewodził w klasyfikacji strzelców i najwyżej średniej oceny (po 17 kolejkach 18 bramek i średnia 8.82 !!). Chłopak sam w sobie stanowił swoisty fenomen, zaprzeczając wszystkiemu, co przepowiadali przedsezonowi eksperci. Teraz nastąpiła 11 dniowa przerwa świąteczna, którą pierwszy raz od dawna nie spędziłem na wigilii u rodziców, którzy przeżywali właśnie drugą młodość przebywając na słonecznej Majorce. Ja natomiast, zostałem zaproszony przez Damsa na święta do Holandii. Nie było mi to na rękę, ale widziałem że chłopakowi zależy więc zgodziłem się. Było bardzo sympatycznie, a chłopak dostał wyjątkowe multum prezentów. Rodzice nie byli, jak sądziłem, zbyt surowi i spełniali większość życzeń jedynaka. Zabawa jednak miała być dopiero na sylwestra, którego po raz pierwszy postanowiliśmy (wraz z kibicami) urządzić na stadionie. Prezes zamówił już 3 tony fajerwerków, 150 szampanów i multum butelek wina. Oj będzie popijawa. Wcześniej jednak graliśmy mecz z 10 w tabeli Bari (u siebie).
Rok zakończyliśmy w doskonałych humorach, a to za sprawą wygranej 3:1 (2x De Souza, Gajda) i 6-cio punktowej przewagi Vicenzą (3 jest Sora).
Sylwester był niesamowity. Niesamowite było też to, że wszyscy żyją. Prezes upił się tak, że zaczął śpiewać najnowszy utwór Shakiry (tak to się pisze?), a potem razem z kibicami zdemolował 3 samochody (w tym mój [sic!]) na parkingu. Było trochę mniejszych bijatyk, ale atmosfera była po prostu wspaniała. Rozegraliśmy nawet mecz, kibice kontra zarząd (niestety nie zagrałem, bo nie byłem już w stanie dojrzeć piłki) wygrany bodajże przez kibiców 9:2. Prezes obiecał mi nowe autko i wierzyłem że dotrzyma tej obietnicy w czasie nie późniejszym niż koniec tego sezonu.
No właśnie, jeśli mowa o sezonie, następny mecz mieliśmy grać 8 stycznia 2005 roku z Albinoleffe (wyjazd). Wszyscy byli w dobrych humorach i mieliśmy nadzieje na zwycięstwo w tym meczu. Widać jednak, ten sylwester nie podziałał na moich piłkarzy tak jak powinien, bo właśnie z Albinoleffe przegraliśmy 1:2 (Gajda) a nasza przewaga zmalała do punktów 3. Po meczu otrzymałem też niezbyt miłą wiadomość – Marinello wyeliminowany z rozgrywek na 1 miesiąc. Po długich rozmowach ze Staniciem, ustaliliśmy, że będzie on od teraz moim osobistym asystentem, ale jednocześnie nadal będzie kopał piłkę (inaczej mówiąc stał się w klubie piłkarzem/asystentem). Następny mecz to rehabilitacja po przegranej z Albinofe – wygrana 6:2 (u siebie) z Torino. Formą znów błysnął Gajda, strzelając 4
bramki, a dwie pozostałe dołożył Edvaldo, 14 stycznia musiałem podjąć trudną decyzje. Niezadowolony De Zerbi, który na własne życzenie został wystawiony na listę transferową, został zauważony przez Salernitane. Problem polegał na tym, że kibice lubili tego piłkarza i nie chciałem popaść z nimi w konflikt. Oferta nie była może super atrakcyjna, ale jednak 230K piechotą nie chodzi, a ja nie chciałem blokować kariery temu piłkarzowi. W końcu zadecydowałem i przyjąłem ofertę sprzedaży zawodnika. Reszta pozostawała w woli piłkarza. Do klubu przyszła też oferta wykupienia 50% udziałów w kontrakcie Edvaldo, ale oferta jaka została mi przedstawiona, bardziej mnie rozbawiła niż zaciekawiła. 450K było ceną stanowczo za małą, jak na piłkarza tej klasy. Sam piłkarz zrobił parę krzywych min, ale nie zgłosił nikomu pretensji. 17 stycznia De Zerbi był już spakowany i nawet bez pożegnania z kibicami (ani tym bardziej ze mną) odjechał swoim Peugeotem do siedziby nowego klubu. Dwa następne spotkania to remis, przegrana i później dwie wygrane. Zespół mimo wszystko grał coraz gorzej, a na przemęczenie narzekał Gajda. Cóż jednak miałem zrobić, skoro nie było nikogo by go zastąpić? Kupiłem nowy wóz, też Forda Mondeo, ale rocznik 2004, nie jak wcześniej 1997. Jeśli chodzi o moje kontakty z Joaśką (sekretarką), to nie układały się zbyt dobrze. Od pewnego czasu mało się widywaliśmy, gdyż zacząłem budować sobie dom w okolicy, co pochłaniało mi cały wolny czas. Na biurku walały się raporty scoutów i lekarzy – nie wiedziałem co już z tym wszystkim robić. Nagle doznałem szoku. Stała się rzecz, której bałem się najbardziej. Nadal patrzyłem osłupiony w świstek papieru: Kontuzjowany podczas meczu: Edvaldo – zerwany mięsień łydki (2 miesiące). Myślałem że oszaleję. I kogo niby ja mam dać do ataku razem z Gajdą??? No niby kogo? Bingane który ledwo odróżnia przeciwnika od kibica lub piłki? Chyba tak, bo innego napastnika po prostu nie posiadam. Długo też, po pogodzeniu się z faktami, myślałem nad wykonaniem operacji, by usunąć widmo ewentualnego powtórzenia się urazu. Zdecydowałem się na wysłanie Edvaldo na przymusowy urlop, a sam zacząłem indywidualne i intensywniejsze treningi nad Binganą, a także nad tym żeby zgrał się z zespołem. Jedno było pewne, w tym sezonie Edvaldo już nie zagra, niezależnie od okoliczności. Mam tylko nadzieje, że Bingana nie okaże się taką ofiarą, na jaką wygląda.
Można chyba powiedzieć, że Bingana miał udany debiut – strzelił 2 bramki w wygranym 6:0 meczu (u siebie) z Modeną! 3 dorzucił Gajda i jedną De Souza. Całe szczęście, że wszystko poszło po mojej myśli, bo nie wiem czy wytrzymałbym to psychicznie. Następne 3 mecze to szczęśliwe wygrane, później trafił nam się jeden remis. Moje urodziny urządziłem już znacznie huczniej od poprzednich. Prezes wznosił toast a piłkarze śpiewali gromkie „sto lat”. Bingana wyjechał na turniej ze swoją reprezentacją do lat 21. Dowiedziałem się, że moja dawna miłość – Małgosia, wychodzi za mąż, a ja nie dostałem nawet zaproszenia. No trudno, takie życie. Skupiłem się na lidze. Mimo sporej przewagi – 9 pkt – nadal nie mieliśmy niczego zagwarantowanego. Edvaldo udzielił jakiegoś wywiadu przodującej na rynku gazecie sportowej, w którym mówił jak źle czuje się z powodu kontuzji i jest wściekły na siebie, że bardziej nie uważał. Jak twierdził, a co ja zauważyłem także, powracał do formy z tamtego sezonu i ta kontuzja może mu wszystko zepsuć. Spytany o to czy w następnym sezonie zagra w Serie A, powiedział coś w stylu: „Ja zagram na pewno”. Mogło to oznaczać tyle, że jeśli nam się nie uda awansować, chłopak poszuka sobie nowego pracodawcy. Prezes skrzywił się tylko, ale po chwili dodał: „No, ale przecież my awansujemy, więc czym się martwisz Pappciu?” Gajda za to, jak zwykle, unikał wszelkich kontaktów z mediami i widać dobrze mu to robiło. Został nawet powołany do reprezentacji Polski do lat 21, co powinno zostać zrobione dużo wcześniej. Dopiero teraz spojrzałem na ranking piłkarzy po 30 kolejkach i doznałem niemałego
szoku, bo Gajda, bądź co bądź debiutant, w tych 30 spotkaniach strzelił 35 bramek, zaliczył 13 asyst i 22 MoM’y! Średnia 8,87 też jest naprawdę doskonała. Oj, boje się żeby to wszystko z czasem nie uderzyło mu do głowy, bo ciężko było by się rozstawać z takim napastnikiem. Co ciekawe, umiejętności „na piśmie” nadal miał przeciętne. Po wygranych 2:0 z Sorą i Avellino uzyskaliśmy przewagę 13 punktów nad ekipami goniącymi. Wyjątkowo dobrze spisywał się Bingana, co stanowiło swoisty fenomen. Ogólnie rzecz biorąc, klub wspiął się na swoje wyżyny możliwości. Niestety, już 4 piłkarzy narzekało na przemęczenie, jednak z powodu braku dobrych dublerów, musieli grać pomimo niepełnej sprawności. Odwiedziłem Edvaldo w Niemczech i muszę przyznać, że kuruje się wyjątkowo szybko i sprawnie.
Podjąłem też drugą próbę nawiązania bliższych kontaktów z Joasią, zapraszając ją na romantyczny angielsko-włoski film. Tą drogą wyszło znacznie lepiej, jak mi się zdawało, gdyż Asia wyglądała na zadowoloną. Sporo rozmawialiśmy, ale znów nie skończyło się to tak, jakbym sobie życzył. Nie dostałem nawet buziaka, co wprawiało mnie w okropny nastrój. Jednak jak można być smutnym, widząc prezesa, kupującego coraz to nowsze udogodnienia do naszej siedziby. Zastąpił czajnik nowym ekspresem do kawy, w stołówce zatrudniono nowych kucharzy – normalnie szok! Na mecze przychodziła już ustabilizowana grupka kibiców (około 21tyś), którzy w miarę postępu klubu rozwijali i udoskonalali swoje akcje – śpiewy, krzyki, demolki… żyć nie umierać. Po wygranej z Veroną (3:0) stało się jasne, że nie będzie łatwo odebrać nam promocji do Serii A. Raz już jednak tak było, co skończyło się nerwową końcówką sezonu. Miałem nadzieję, że tym razem tak nie będzie i bez trudności znajdziemy się w Serie A. Rosły także zyski klubu i na ten moment na koncie było około 6 mln Euro, co bardzo zadowalało prezesa. Zawdzięczamy to bez wątpienia kibicom, których w Foggi było wyjątkowo dużo. Potem dla potwierdzenia moich obaw napatoczył się remis i przegrana, co zmniejszyło naszą przewagę do 12 punktów. Po meczu z Catanią jedno stało się jasne – Foggia od przyszłego sezonu zagra w Serie A!! Jeszcze nigdy nie widziałem tak ogromnej radości wśród zarządu i kibiców. Ja sam nie mogłem wydobyć słowa. Cóż to była za radość. Oczywiście, mieliśmy chrapkę na tytuł i wszystko zapowiadało, że go zdobędziemy, jednak najważniejsze było to, że uzyskaliśmy awans. Mogłem już troszeczkę odetchnąć. Do klubu powrócił z rehabilitacji Edvaldo i zamierzał wyleczyć się do końca już w zespole i pod moją obecnością. Następne mecze to już tylko spacerki, dające nam tytuł mistrza Serie B! Feta na stadionie była jeszcze większa niż ta, która odbyła się po wywalczeniu awansu. Kibice nosili mnie na rękach krzycząc w niebogłosy, że jestem najlepszym managerem na świecie. Najlepszym piłkarzem ligi został zasłużenie Jacek Gajda, tak samo strzelcem (44 bramki – nowy rekord klubu i ligi). Edvaldo wrócił już do zdrowia i praktycznie od razu, razem z resztą zawodników udał się na miesięczny urlop. Na koniec, tak jak w poprzednim sezonie, pojawił się artykuł o mnie i o klubie:
[..]Kiedy dwa lata temu nowym managerem Foggi został Tavez, nikt nie spodziewał się do jakich sukcesów doprowadzi klub. Choć sam zapowiadał, że poprowadzi klub ku sławie i poświęci mu się całym sercem, nikt nie brał chyba tego poważnie. Do czasu. W ciągu dwóch sezonów klub w niezłym stylu wdarł się do Serie A (z Serie C1/B) i w najbliższym sezonie będzie już walczył z najlepszymi. Tak jak w tamtym roku objawieniem okazał się Brazylijczyk Edvaldo, tak w tym bez wątpienia był nim Jacek Gajda, który strzelił niewiarygodne 44 bramki w 40 meczach. Edvaldo także był w niezłej formie, imponując niesamowitą techniką i pod tym względem przewyższając wszystkich innych zawodników, nie tylko w zespole, ale i w lidze. Niestety, w drugiej części sezonu nie miał już szansy na pokazanie swoich możliwości, ze względu na kontuzję. Teraz jednak jest pełen sił i zapowiedział walkę o powrót do podstawowego składu. Z
dobrej strony pokazał się także wystawiony z konieczności do wyjściowej jedenastki Bingana, który w 14 meczach, jakie rozegrał strzelił 10 bramek i zaliczył 8 asyst. Cała linia pomocy Foggi spisywała się nieźle, a przewodził jej De Souza ze średnią 7,74 na koniec sezonu. Dzięki świetnej dyspozycji bramkarza Collina, zespół mógł grać bardziej ofensywnie, będąc pewnym, że bramka jest dobrze broniona. Jeżeli chodzi o obronę także było nieźle, choć zdarzały jej się wpadki. Najlepiej z nich grał Blixt, który osiągnął średnią 7,10. Zespół według zapewnień trenera, jako swój najbliższy cel wyznaczył awans do któregoś z Europejskich Pucharów. Jedyne co dręczy kibiców, to fakt, że o najlepszych zawodników zespołu starają się już drużyny z najwyższej półki, co może uniemożliwić zatrzymanie ich w klubie, choć sami zawodnicy zapowiadali, że nie mają na razie zamiaru zmieniać otoczenia. Mamy nadzieję że tak będzie i w przyszłym sezonie zobaczymy tą samą zgraną ekipę, tym razem w konfrontacji z Juventusem, Romą i Milanem. Według zapewnień Taveza, największe międzysezonowe roszady nastąpią w linii obrony, a na resztę pozycji zostaną sprowadzeni wartościowi zmiennicy. Więcej nie dane nam było poznać, wiemy jednak, że Coach Foggi zna się „na swojej robocie”, co zdążyliśmy zauważyć w przeciągu ostatnich dwóch sezonów. [...]
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ