Foggia 2005/2006 – Pierwszy etap w Serie A
Jak zwykle urlopy dla mnie i piłkarzy trwały miesiąc. Tym razem jednak, wolny czas spędziłem w moim nowym domu, kopiąc ogród, robiąc ogrodzenie, tynkując i meblując wnętrze. Naturalnie nie udało mi się zrobić wszystkiego, dlatego część prac wykonywałem już po urlopie, gdy skończyłem pracę w klubie. A w nim działo się naprawdę wiele. Do 14 lipca do klubu dołączyli:
Paolo Montero (D C/33/Urugwaj – wielokrotny reprezentant, poprzedni klub Juventus) – pozyskany z wolnego transferu jeden z najlepszych obrońców na świecie. Nie chciał przedłużyć kontaktu z Juventusem, więc wykorzystałem sytuację. Wygrałem batalię o niego z Osasuną, Palermo, Deportivo i Regginą. Mój największy sukces transferowy
Robert Huth (D C/20/GER) – młody, utalentowany, posiadający mimo młodego wieku świetne umiejętności. Ściągnąłem go z wolnego transferu, pokonując Deportivo i Bayern, które też się o niego starały. Nadal do końca nie wiem, jak to możliwe.
Andreas Kluge (D R/22/GER) – z wolnego transferu. Umiejętności przeciętne, ściągnięty dla zwiększenia konkurencji oraz na wypadek jakiejś kontuzji.
Adrian Nevins (D/DM C/19/ENG) – wychowanek Manchesteru United, ściągnięty z wolnego transferu z myślą o przyszłości.
David Aganzo (S C/24/SPA) – prawo bosmana z Realu Madryt. Zdecydował się na przejście gdyż miał dość siedzenia w rezerwach. Uzupełnienie składu i 3 napastnik.
Tomas Banda (AM L/21/MEX) - Z wolnego transferu. Zmiennik dla De Souzy, gdyby ten czuł zmęczenie.
Jeżeli chodzi o rynek transferowy, to ten sezon udał mi się najlepiej. Ogromnie cieszę się z pozyskania Urugwajczyka Paolo Montero, który powinien rządzić i dzielić w obronie. Nie mam też już problemu z napastnikami, przydałby się jednak jeszcze jakiś środkowy pomocnik. Na razie jednak postanowiłem zająć się sprawami bieżącymi. Zarząd nie rozbudował bazy treningowej ani stadionu, dał mi za to do dyspozycji nieco większy budżet transferowy – 2mln Euro. Nie miałem zamiaru zużyć nawet połowy z tych pieniędzy, ale miło, że prezes ma do mnie zaufanie. Zarządziłem podobny system, co w tamtym roku: jeden mecz co dwa dni, przez 2,5 tygodnia. Potem odpoczynek i lekkie treningi. Zawodnicy byli wykończeni, ale i szybko wchodzili w niezłą formę. Po cichu już w tym sezonie liczyłem na Europejskie Puchary, dlatego wkładałem w treningi całe swoje serce. Na urlopy wyjechali teraz Prezes i pracownicy siedziby klubu (sekretarki, sprzątaczki, kucharze) i praktycznie cały klub był pod moim dowództwem. Postanowiłem wreszcie pozmieniać kadrę trenerską. Pożegnałem się ze wszystkimi dotychczasowymi trenerami (oprócz Stanica) i zatrudniłem 10 nowych. Co ciekawe, najstarszy z nich miał 36 lat, a więc byłem najstarszy z trenerów (nie licząc fizjoterapeutów i scoutów), a zrobiłem tak dlatego, gdyż chciałem wprowadzić jakąś nowoczesność w grę naszego zespołu. A wybrani przez moją skromna osobę posiadali naprawdę spore umiejętności i klasyfikacje, zaczynali jednak dopiero swoje kariery trenerskie, więc zdecydowali się na prace u mnie. Nowi zawodnicy szybko zaaklimatyzowali się w klubie, a ogólna atmosfera była lepsza niż dobra. Co ciekawe, nie wpłynęła żadna oferta, po któregoś z moich zawodników. Tylko Stefanidisem interesowała się Reggina, ale nie wyłożyła żadnej sensownej oferty. Mi było to na rękę, gdyż długi nam nie groziły, ja nie chciałem pozbywać się porządnego zawodnika, a wiedziałem, że część z nich nie wahałaby się przejść do Juventusu czy Arsenalu.
Pisałem już o tym, że wybudowałem sobie ładny domek niedaleko miasta i każdy wolny grosz i chwilę wkładałem właśnie w niego. Musiałem zatrudnić gosposię, gdyż w czasie największego ruchu transferowego nie mogłem zajmować się nim tak często, jak powinienem.
Sparingi wychodziły nieźle, a jedyną rzeczą, jaka całkiem zepsuła mi humor, była informacja o kontuzji Joage, który pojechał na rehabilitację i nie będzie go
przez dobre 4 miesiące.
Zarząd miał nadzieję na utrzymanie się w lidze. Ja byłem tego prawie pewien, a oglądając sparingi tylko utwierdzałem się w przekonaniu, że napsujemy sporo krwi naszym przeciwnikom. W poprzedniej części zapomniałem napisać, że podobne sukcesy do nas odnosiła Sora, która też jest teraz w Serie A. Bingana został powołany na zgrupowanie swojej reprezentacji, dlatego w części sparingów nie miałem go do dyspozycji. Formą błyszczał jak zwykle Gajda, a pomagał mu Edvaldo. Teraz trzeba było ich wszystkich zgrać, co utrudnił fakt, że dwutygodniowej kontuzji nabawił się Keown.
Do drużyny młodzików dołączyło jeszcze dwóch Turków, Ukrainiec i Japończyk ze wskazaniem na przyszłość (wszyscy z wolnego transferu). W tym roku nie byliśmy już skazani na fazę grupową pucharu Włoch, więc spokojnie czekaliśmy na pierwszy mecz ligowy. Nasze szanse na mistrzostwo kraju w tym roku wynosiły 500-1, co oznaczało tylko tyle, że wszyscy wróżyli nam degradację.
Nasz debiut przypadł na mecz z Sorą, w dodatku na własnym stadionie. To był sprawdzian generalny, musieliśmy ten mecz wygrać, jeśli chcieliśmy myśleć o dobrej pozycji w tym sezonie. Skład, jaki wystawiłem na ten mecz:
Collin
BlixtMontero (k)HuthMariniello
DamsStefanidisStanicDe Souza
EdvaldoGajda
Mecz toczyłem się pod wyraźnym dyktandem moich zawodników, ale do 73 minuty utrzymywał się stan 0:0. Dopiero potem dwie bramki strzelił Gajda i pierwsze historyczne 3 punkty w Serie A znalazły się na naszym koncie. Następne mecz to także konfrontacja dwóch beniaminków: Foggi i Vincenzy i znów na naszym stadionie. Mecze z Włoskimi potęgami miały zacząć się dopiero w październiku, więc na razie mogłem liczyć na to, że uzbieramy troszeczkę punktów. Ponieważ Montero wyjechał na zgrupowanie reprezentacji, z konieczności zagrał za niego, już 39-cio letni Keown.
Mecz z Vicenzą był nudny jak flaki w oleju i skończył się niezbyt korzystnym wynikiem 0:0. Miałem pretensję szczególnie do pomocników, którzy mało podawali. Trudno.
Ruszyły też pracę nad przebudową budynku siedziby klubu. Widziałem nawet projekt nowego szyldu i muszę przyznać, że robił wrażenie. Irytował mnie fakt, że Edvaldo mimo niezłej formy, nie został powołany nawet do reprezentacji młodzieżowej. Przecież trzeba być ślepym, żeby nie widzieć w nim piłkarza światowej klasy. W poniedziałkowej gazecie klubowej zobaczyłem też pierwszy wywiad z Gajdą:
[Redakcja] – W tamtym sezonie byłeś bez wątpienia największym objawieniem klubu, skomentujesz to jakoś?
[Gajda] – Objawienie to miała Matka Teresa [śmiech], ja starałem się po prostu grać na maksimum swoich możliwości.
[R] – 44 bramki w 40 meczach i nowy rekord klubu to według wielu fachowców praktycznie niemożliwe. A jednak
[G] – Trzeba przyznać, że najwięcej zawdzięczam De Souzie, z którym bardzo dobrze się rozumiem. A to, że moje strzały znajdywały drogę do bramki, to już inna sprawa. Na pewno cieszę się, że przynajmniej na jakiś czas pozostanę w pamięci kibiców.
[R] – Myślę, że nawet na zawsze. Nie odczuwałeś zmęczenia po tak dużej ilości spotkań?
[G] – Oczywiście, że odczuwałem. Tak jak zresztą reszta zespołu, ale jak widać wytrzymaliśmy i wreszcie jesteśmy tam gdzie nasze miejsce.
[R] – Myślałeś o transferze do innego klubu?
[G] – Nie. Foggia to mój ukochany klub, tu czuje się dobrze i nie mam zamiaru zmieniać otoczenia.
[R] – Czy gdybyś dostał obywatelstwo Włoskie i powołanie do reprezentacji, skorzystałbyś z niego?
[G] – Nie, czuję się Polakiem i będę, o ile Bozia pozwoli, grał tylko w reprezentacji Polski.
[R] – Jaka panuje atmosfera przedsezonowa w klubie?
[G] – Wszyscy jesteśmy rządni gry, no i przede wszystkim wygrywania. Sparingi wyszły nam poprawnie i mamy nadzieję na podobne wyniki w sezonie
[R] – Wolisz grać w ataku z Edvaldo, Binganą czy nowo pozyskanym Aganzo?
[G] – Najlepiej rozumiem się z Edvaldo, ale też w końcówce poprzedniego
sezonu, gdy byłem zmuszony grać z Binganą w napadzie, grało mi się nieźle. Z Aganzo nie miałem wielu szans na zgranie się, dlatego ciężko coś na razie powiedzieć.
[R] – Bingana, w przeciwieństwie do Edvaldo i Aganzo, ma już za sobą dwa mecze w reprezentacji.
[G] – Nie porównujmy reprezentacji Kamerunu do Brazylii czy Hiszpanii. Mimo to, cieszę się z sukcesów klubowego kolegi.
[R] – W jakiej formie jesteś aktualnie?
[G] – Myślę, że w niezłej, choć nie tak dobrej jak w poprzednim sezonie. Ale i poziom jest inny. W sparingach strzelałem sporo bramek.
[R] – Kogo najbardziej lubisz z zespołu?
[G] – W klubie wszyscy się bardzo lubimy i trzymamy razem. Na zgrupowaniach w pokoju mieszkam z Edvaldo i dlatego z nim, Damsem oraz De Souzą dogaduję się najlepiej. Ze starszych zawodników najbardziej cenię Stanica, imponuje mi też Montero.
[R] – Ty nie musisz się raczej martwić o miejsce w podstawowym składzie, ale Edvaldo ma sporą konkurencję, w postaci wspominanych już Binganie i Aganzo.
[G] – Czemu niby jestem poza konkurencją? Jeśli nie będę w formie, na pewno zamiast mnie będzie grał lepszy. Kto wie, czy formą nagle nie błyśnie Aganzo i Edvaldo, a ja nie siądę na ławce? Na razie jednak gram w ataku z Edvaldo i gra wygląda ładnie. Jak będzie w lidze, czas pokaże.
[R] – Kto ma największe szansę na mistrzostwo Włoch w tym sezonie?
[G] – Według mnie? Myślę że pierwsza trójka będzie się składać z Juve, Interu i Milanu. W jakiej kolejności ciężko powiedzieć.
[R] – Jak myślisz, na którym miejscu będzie Foggia na koniec sezonu.
[G] – Myślę że środkowa część tabeli na pewno, a liczę na miejsce premiowane pucharem Uefa.
Wywiad był jeszcze dłuższy, ale nie chciało mi się go już czytać. Musiałem iść na trening, bo dużymi krokami zbliżał się pierwszy nasz wyjazd - 7 września mieliśmy grać z Sampdorią.
Już w drugiej minucie przepięknym strzałem Edvaldo pokonał bramkarza Sampdorii, wyprowadzając nas na sensacyjne prowadzenie. Przez następne 43 minuty, drużyny atakowały równie często, nie stwarzając sobie jednak specjalnie dobrych sytuacji na zmianę wyniku. Druga połowa to szturm wyraźnie zmotywowanych gospodarzy, uwieczniony bardzo ładną bramką w 60 minucie. W 64 minucie, to my znów cieszymy się z prowadzenia, a to za sprawą główki Damsa. 2 minuty później znów był remis, bo napastnik gości potężnym strzałem zaskoczył jeszcze cieszącego się z bramki Collina. Oko za oko ząb za ząb. Mecz zakończył się sprawiedliwym wynikiem 2:2 i po meczu pochwaliłem swoich zawodników za ładną, agresywną grę.
Rozlosowali już pary 1 i 2 rundy pucharu Włoch. Pierwszą mieliśmy grać ze Sieną (obecnie Serie B), a drugą, o ile wygramy ze Sieną…. Z Juventusem. Zatem było prawie pewne, że daleko w tym pucharze nie zajdziemy.
Nasz nowy nabytek, Banda, wyznał ze ma problemy z adaptacją w nowym otoczeniu. Zostawiłem go jednak na mojej ławce rezerwowej i miałem nadzieje, że w końcu mu przejdzie.
Z Brescią, mimo bardzo wyrównanego meczu, udało się zwyciężyć 2:0, po bramkach Gajdy i Edvaldo. W klubie panowała świetna atmosfera, w gazetach coraz częściej pisano i naszych graczach, a ja byłem już na tyle znany, że gdy wchodziłem do jakiegoś baru rozlegało się głośne bicie braw. Przyznam, byłem z tego faktu zadowolony i nie miałbym nic przeciwko temu, żeby to się nigdy nie skończyło.
Dzień przed meczem z Atalantą, kontuzji nabawił się Mariniello (tydzień) i szansę debiutu dostał Kluge.
Udało się też zwyciężyć z Atalantą na własnym stadionie, mimo że do 44 minuty przegrywaliśmy 0:1. Potem z karnego wyrównał Edvaldo, a na początku drugiej połowy Gajda zapewnił nam zwycięstwo.
Następny mecz, to spotkanie z Interem, na które nie mogłem wziąć ze sobą Stefanidisa, który z powodu kontuzji wypadł ze składu na 2 miesiące! Taki ważny mecz i to bez jednego z lepszych rozgrywających. Od początku gospodarze atakowali z takim impetem, że bałem się, czy nie zniosą naszej bramki z powierzchni ziemi. Klimat grozy spotęgował fakt, że w 30 minucie
Collina znosili na noszach po tym, jak zderzył się ze słupkiem. Zastąpił go Curci, który bądź co bądź, od ponad roku nie rozegrał żadnego oficjalnego spotkania. Od swojego wejścia, Curci bronił jak zaczarowany najtrudniejsze piłki z możliwych. Co jeszcze dziwniejsze, w 69 minucie przeprowadziliśmy pierwszą akcję (z kontrataku), którą na bramkę zamienił Gajda! Mecz wygraliśmy 1:0, bohaterem meczu został Curci (nota 10!!!) i nikt nie mógł w to uwierzyć. Oddaliśmy jeden strzał na bramkę Interu, podczas gdy gospodarze uderzali w naszą 18 razy! W gazetach następnego dnia rozpisywano się na temat tego meczu, na głównej stronie jednej z nich było moje zdjęcie, gdy podskakuję ze szczęścia po bramce Gajdy. Gdy wróciliśmy autokarem do Foggi, przywitała nas grupa tysiąca kibiców, która krzyczała gromkie dziękuje. W klubie wszyscy chodzili w skowronkach, a ja zarządziłem 2 dni urlopu, aby ochłonąć po tym meczu. W tym wolnym czasie, zainstalowałem alarm w domu i kupiłem materiały do budowy garażu.
Po dwóch bramkach Gajdy udało się też przejść Florentinę. Byliśmy nawet tymczasowymi liderami w tabeli, ale 3 inne zespoły jeszcze nie rozegrały swoich spotkań. Z Udinese u siebie udało się zwyciężyć 4:0, z Lazio (też u siebie) zremisować 0:0, a Siene po niezłym meczu pokonaliśmy 3:1 (Puchar Włoch 1 runda, 1 mecz). Niestety, dwutygodniowej kontuzji nabawił się De Souza i zastąpi go Banda.
Z Napoli szczęśliwie zremisowaliśmy 1:1, a gola na wagę 1 pkt strzelił z główki Huth w 78 minucie. Kontuzje sprawiły, że zespół zaczął mi się rozsypywać. Najwidoczniejszy był brak Stefanidisa i De Souzy. Gajda jakby stracił ten polot, Edvaldo popisywał się nadal sztuczkami technicznymi, ale bramek strzelał mało. Miałem nadzieję, że w następnym meczu będzie lepiej.
Pierwsza ligowa porażka przypadła na domowy mecz z Perugią, która zaaplikowała nam o jedną bramkę więcej niż my im. Wynik końcowy: 2:3 (2x Gajda). Po meczu Gajda wyznał mi, że czuje się wyczerpany i prosi o chwilowy odpoczynek. Dałem mu kilkudniowy urlop i postanowiłem, zamiast niego, w następnym meczu wystawić Aganzo.
Gdy po kontuzji do składu powrócił De Souza, od razu można było zauważyć poprawę. Wygraliśmy z Chievo na wyjeździe aż 4:1, hattricka ustrzelił Edvaldo a jedną bramkę (w dodatku pierwszą w zespole) Aganzo. Żeby było fajniej, po tym meczu kolejnej kontuzji nabawił się De Souza i wypadł na kolejny tydzień. Coś mi się zdaje, że z jego usług będę korzystać tylko raz na jakieś czas. W pewnym artykule sam poszkodowany przyznał, że nie wie, co jest powodem tych częstych urazów. Gajda wyjechał z dziewczyną na 4 dni do Zakopanego. Mi za to coraz lepiej układało się z Asią. Była już bez wątpienia mi bliska i w wolnych chwilach pomagała mi w ogródku i doradzała w wyborze mebli. Była przy tym na tyle cudowna, że każdy jej wybór był przezemnie natychmiast akceptowany. Ustaliliśmy nawet, że święta spędzimy razem, we dwójkę, na nartach w Alpach. Odłożyłem już nawet fundusze, które nawiasem mówiąc zaczynały mi się powoli kończyć. Jednak według zapewnień prezesa, po tym sezonie zostanie przedłużone umowa ze mną, co za tym idzie moja pensja wzrośnie, dlatego nie martwiłem się teraz o to.
Drugi mecz pucharu Włoch ze Sieną wygraliśmy 2:0 (5:1 w dwumeczu), ale poraziła mnie inna wiadomość – na dwa miesiące straciłem Theo Damsa który zerwał wiązadła podkolanowe. Nie wysłałem go na rehabilitacje, bo chciałem go mieć z powrotem jak najszybciej. I tu pojawiał się problem – nie miałem już więcej prawych pomocników! Stefanidis mógł grać na prawej stronie, ale on zdrowy będzie dopiero za 4 tygodnie. Plaga kontuzji trwała nadal – na trzy tygodnie wypadł ze składu Huth, który naciągnął sobie ścięgno podkolanowe. Wyjściowa jedenastka była już tak połatana zawodnikami rezerw, byle tylko można grać. Bałem się następnego meczu, choć z urlopu wrócił zadowolony i chętny do gry Gajda. Nie wiedziałem tylko, czy ma zagrać z Aganzo czy Edvaldo. Zdecydowałem się na tego drugiego ze względu na zgranie tej pary napastników. W sumie tylko ta formacja nie była dotknięta
kontuzjami.
Najbardziej widoczny był brak skrzydeł w meczu z Bologną, przegranym 0:2 i meczu na „4” Collina. To jednak cały zespół grał kiepsko i nic nie mogłem na to poradzić. Zawiedli mnie napastnicy, którzy nie potrafili wykreować własnych akcji, tylko czekali na zbawienie.
Z Juventusem udało się zremisować 2:2 na własnym stadionie, a to za sprawą Edvaldo, który strzelił obie bramki dla Foggi. Do zespołu na szczęście powrócił De Souza, który mam nadzieję, szybko z niego nie wypadnie.
Kilka dni przed wyjazdowym meczem z Parmą, tygodniowej kontuzji [sic!] nabawił się Edvaldo, tak więc z konieczności para napastników będzie się składać z Aganzo i Gajdy. Mam nadzieję, że nie będzie żadnej masakry i odjedziemy z Parmy z honorem. Aganzo odwdzięczył mi się za to, że dałem mu szansę, najwspanialszym z możliwych prezentów – wygrał dla nas ten mecz! Strzelił gospodarzom 2 piękne bramki, w dodatku obie po indywidualnych akcjach! Po 15 kolejkach zajmowaliśmy świetne 4 miejsce, za nami z gorszą różnicą bramek była Roma, potem z dwoma punktami straty Inter i trzema Lazio. Zostały nam 4 mecze w roku 2005 i wszyscy z utęsknieniem czekali na świąteczny urlop. Ja w szczególności, bo miałem go spędzić w świetnym towarzystwie.
Przedostatnie trzy mecze to przegrane (0:2 z Juve, 0:1 z Milanem, 0:2 z Lecce) co sprawiło że z 4 miejsca spadliśmy na 7, które nie dawało nam już pucharów. Tak jak można się było spodziewać, odpadliśmy z pucharu Włoch, po przegranej 0:2 (w dwumeczu 0:4) i zakończyliśmy rok w nienajlepszych nastrojach. Ja jednak byłem już myślami przy Joasi i przy naszej wspólnej wigilii.
Jeżeli chodzi o święta to były niesamowite. Wigilie spędziliśmy jeszcze u mnie w domu, ale następnego dnia szusowaliśmy już na stokach Alp. A Joasia naprawdę umiała jeździć, nawet było mi trochę głupio, bo choć sam beznadziejny nie jestem, to nie umywam się umiejętnościami do niej. Bawiliśmy się świetnie i coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy. Sylwestra też spędziliśmy samotnie, popijając prawdziwego szampana i oglądając filmy w telewizji. Było wspaniale.
Gdy wróciłem zastałem ekipę w komplecie, nie licząc Damsa, który nadal leczy kontuzję. W związku z tym, 8 stycznia mogłem wystawić prawie najsilniejszy skład przeciwko Romie (wyjazd). Już w 7 minucie przegrywaliśmy 2:0, ale zdołaliśmy się naprawdę ładnie podnieść i wygrać ten mecz 3:2. Bramkę na 1:2 strzelił w 16 minucie z rzutu wolnego Stefanidis, a dwie pozostałe już w drugiej połowie dołożył Edvaldo. Mogłem być zadowolony, gdyż w drugiej odsłonie meczu, gra naprawdę mogła się podobać.
Udało się też zwyciężyć 4:1 z przedostatnim w tabeli Cagliari i utrzymaliśmy się dzięki temu na 5 pozycji, ale w meczu tym dwóch moich stoperów obejrzało czerwone kartki, dlatego w następnych meczach może być bez nich ciężko. W związku z brakiem dobrego lewego obrońcy (kontuzje i kartki), złożyłem ofertę wymiany paru piłkarzy moich rezerw za Pietro Accardi, 23 latka – piłkarz Palermo.
Mecz, z jakby się wydawało w naszym zasięgu, Vicenzą to przegrana 0:1 a fatalnie zagrała rozbita obrona. Trzeba było jednak czekać, aż skończą im się kary. Udało się za to, porozumieć z Accardo i już 16 stycznia przyjechał do klubu. Wreszcie wyzdrowiał też Dams, a to oznaczało, że nasza formacja ofensywna jest już w komplecie. Nie wiedziałem jednak, czy z Damsa będę mógł już skorzystać w następnym meczu.
Przed meczem z Sampdorią, 3 dniowej kontuzji nabawił się Collin i z konieczności w podstawowym składzie wystąpił Curci. Żal mi tego meczu, bo przegraliśmy go 1:2 i spadliśmy na 7 miejsce. Na szczęście udało się zwyciężyć z Sorą na wyjeździe, a to za sprawą hattricka Edvaldo.
Edvaldo pobił rekord Gajdy w ligowych golach dla klubu, który od teraz wynosił 56. Zirytował mnie fakt, że Dams, w pierwszym meczu po kontuzji… złamał żebra i wykluczył się z gry na miesiąc. O Edvaldo zaczęły się pytać kluby, jedyne jednak oferty, jakie do mnie dotarły, dotyczyły prawa pierwokupu lub współwłaścicielstwa. A to mnie nie interesowało.
Pogodziłem się już z tym, że nie zagramy w przyszłym sezonie nawet w pucharze Uefa, nadzieją jednak pozostawał nadal Puchar Intertoto. Okupywaliśmy to nasze 7 miejsce i miałem nadzieję, że zmieścimy się na koniec sezonu w pierwszej dziesiątce. Dostałem pocztówkę od Małgosi, która przeprowadziła się wraz z mężem i rocznym synkiem na Cypr i jak twierdzi – są szczęśliwi. Postanowiliśmy z Joasią, na próbę, zamieszkać razem. Skończyłem już budować garaż i położyłem podłogę na strychu. W domu można było już śmiało mieszkać, choć zostało parę rzeczy do dokończenia. W klubie atmosfera była mieszana. Z jednej strony – sezon był bardzo udany, z drugiej jednak na klub spadały niewyobrażalne plagi kontuzji.
Już po 3 dniach przewiozłem rzeczy Asi do swojego lokum, dałem jej jako szef tydzień urlopu, który ma spędzić na urządzaniu się. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie tak, jak powinno, bo muszę przyznać, nigdy na nikim nie zależało mi tak bardzo jak na mojej sekretarce. Jej brat był już dorosły i mieszkał sam, tak samo zresztą jak Edvaldo, De Souza i Dams. Apropo, Edvaldo i Gajda podpisali kontrakty na reklamę Nike, co znacznie podreperowało ich stan posiadania – bądź co bądź już i tak nie mały. Rodzice także radzili sobie nieźle i od roku przeżywali drugą młodość. Zaczęła też wychodzić profesjonalna klubowa gazetka, co bardzo rozradowało kibiców. Na internetowym forum, kibice bardzo mnie chwalili, ja jednak wiedziałem swoje – tych piłkarzy było stać na naprawdę więcej. Choć ta 7 lokata była bardzo dobra, czułem niedosyt. Druga sprawa jest taka, że wyjątkowo często zdarzały nam się kontuzje podstawowych piłkarzy. Edvaldo poczuł się niestety już jak wielka gwiazda i zażądał podwyżki, która dwukrotnie przewyższała możliwości finansowe klubu. Ja mogłem mu zaoferować kontrakt do 19K Euro tygodniowo, on chciał 38,5K tygodniowo. W związku z tym chodził zły i w wywiadach ciągle podkreślał, że chciałby zmienić klub, aby rozwinąć swoją karierę. Będzie go szkoda, ale jeśli przyjdzie atrakcyjna dla klubu oferta nie zawaham się go sprzedać. Po prostu, gwiazdorów nam w klubie nie potrzeba.
No i nasz gwiazdor zabłysnął. W meczu z Brescią, przy stanie 0:0 w 87 minucie podyktowany został nam rzut karny. Do piłki podszedł Edvaldo i… trafił w bramkarza. Kibice nie mogli mu tego darować, gwiżdżąc po zakończeniu meczu. Ja też byłem zły, ale nie chciałem wywołać konfliktu. Mecz oczywiście zakończył się podziałem punktów, a nas powoli doganiało Lazio, choć ciągle byliśmy na tej naszej 7 pozycji.
Mieliśmy sporo szczęścia, że z meczu z Interem wyszliśmy zwycięsko. Goście mieli naprawdę przewagę a my tylko kontratakowaliśmy. Jak zwykle, nie mogło być zbyt dużo radości w jednym miesiącu. Nie dość, że przegraliśmy mecz z Atalantą 1:2, to jeszcze kontuzji znów nabawił się De Souza i nie będzie go dwa miesiące. Niech to Szlag! Ktoś tu się naprawdę na nas uwziął.
W meczu z Lazio (na wyjeździe) posadziłem na ławce Edvaldo a w jego miejsce wyszedł Aganzo. Ten odwdzięczył się, strzelając dwie bramki w wygranym 3:1 meczu! Trzecią bramkę dorzucił Gajda i awansowaliśmy, dzięki lepszej różnicy bramek, na 6 pozycję! Cieszy to, szczególnie dlatego, że gramy już praktycznie rezerwowym składem. Mimo wygranej 2:1 z Florentiną, spadliśmy na 7 miejsce, gdyż Perugia, mająca tyle samo punktów co my, wygrała swój mecz 4:0 i wyprzedziła nas różnicą bramek.
Choć do składu powrócił już Dams, udało się tylko zremisować na własnym stadionie z Chievo 2:2 (Gajda, Edvaldo). Z kontuzji wyleczył się też Mariniello, dlatego miałem już większy wybór wśród zawodników formacji obronnej.
Następny mecz to pokaz Gajdy, który rozegrał jedno z najlepszych spotkań w ostatnim czasie, strzelając 4 bramki i przyczyniając się do zwycięstwa 5:2 w meczu, w którym przeciwnikiem była Perugia. Dzięki temu awansowaliśmy na wyśmienite 5 miejsce z jedno punktową przewagą nad drużynami na miejscu 6 i 7.
Beniaminek w Pucharze Uefa??
Wszystko wskazuje na to, że tegoroczny beniaminek Serie A w przyszłym sezonie będzie reprezentował
Włochy w Pucharze Uefa. Zespół może uznać sezon za fenomenalny, a obecne wyśmienite miejsce w lidze potwierdza ogromny potencjał piłkarzy Taveza. Co ciekawe, pozycja ta mogłaby być znaczenie wyższa, gdyby nie fakt ogromnej plagi kontuzji, która spadła na klub z Foggi. Nie licząc pierwszych meczy sezonu nie mieliśmy jeszcze okazji zobaczyć klubu w swoim najsilniejszym składzie. A o tym, że jest mocny, świadczy chociażby niesamowity występ z Interem w Mediolanie czy z Lazio w Rzymie. Największą siłą zespołu są bez wątpienia szybkie i dobrze podające skrzydła oraz niesamowity Gajda, który już teraz uznawany jest przez media za jednego z najlepszych napastników ligi. Klub wyśmienite występy przeplata z kompromitującymi wpadkami, ale można być pewnym, że w miarę zdobywania doświadczenia wyniki będą coraz lepsze. Z niecierpliwością czekamy na mecze kończące sezon i z nadzieją spoglądamy na rozwój tego młodego kadrowo klubu.
Za to w życiu osobistym układało mi się świetnie. Awansowałem Joasię na moją osobistą sekretarkę, podwajając jej pensję (w końcu prezes płaci), a na jej stare stanowisko przyjmując inną dziewczynę. Dzięki temu mogliśmy, ja i Asia, być częściej razem. Jeździła ze mną na mecze, mieszkała ze mną, kochaliśmy się. Czego jeszcze chcieć? Na razie to mi wystarczało i starałem się skupić na lidze. Nie będzie łatwo utrzymać miejsce w pierwszej 6, ale trzeba zrobić wszystko by tak się stało.
Gajda wyraźnie wracał do swojej wielkiej formy, bo w następnym meczu ustrzelił hattricka i walnie przyczynił się do wygranej 4:0 w meczu z Bologną (u siebie). Umocniliśmy się na 5 pozycji, powiększając przewagę nad Perugią do 4 punktów. Przed nami jeszcze 7 spotkań, w tym ważne wyjazdowe spotkanie z Juventusem, oraz domowa potyczka z Milanem.
Na mecz z Juventusem mogłem odziwo wystawić najsilniejszą jedenastkę, jedynie Blixt nadal chodził w gipsie ze względu na złamaną nogę. Powiedziałem mu zresztą, że ma małe szanse na powrót do składu, a więc ten nie śpieszył się specjalnie, wiedząc, że kontraktu z nim nie przedłużę. Do Turynu pojechaliśmy pełni obaw, ale i nadziei. Przyjechała z nami grupka około 300 kibiców, rządnych wspaniałego widowiska.
I o,dziwo to my jako pierwsi cieszyliśmy się z prowadzenia i to w drugiej minucie! Wtedy to, Gajda po ładnej akcji umieścił piłkę pod poprzeczką. Po 25 minutach było już 2:0 dla Fogii, a to za sprawą piekielnie mocnego i w dodatku celnego uderzenia z dystansu Damsa. Mecz zakończył się takim właśnie wynikiem, a ja czekałem na rezultaty innych spotkań. Gdybyśmy wygrali z Parmą u siebie, awansowalibyśmy na 4 miejsce, premiowane eliminacjami do Ligi Mistrzów. Nie wygraliśmy jednak, tylko zremisowaliśmy 2:2. Mieliśmy jednak nadal spore szanse by znaleźć się w pierwszej 6 i do tego zamierzałem dążyć.
Po tym, jak udało się zwyciężyć skromnie i u siebie z Romą 1:0, stało się jasne, że w przyszłym sezonie zagramy w Pucharze Uefa. Mieliśmy 7 punktów przewagi nad Lazio i tylko dwa mecze do rozegrania. W klubie panowała nieopisana radość. A więc wykonałem swój plan, swoją obietnicę wobec kibiców, jaką przedstawiłem im podczas pierwszej konferencji prasowej. Ich klub po raz pierwszy będzie uczestniczył w Europejskich Pucharach. Była nawet szansa na Ligę Mistrzów, ale musielibyśmy wygrać oba następne mecze, a Parma któryś przegrać. Wtedy prawdopodobnie wyprzedzilibyśmy ją lepszą różnicą bramek. No i nie było żadnej wielkiej niespodzianki, zakończyliśmy rozgrywki na 5 miejscu, przedostatnie spotkanie remisując 3:3, a ostatnie, w ładnym stylu wygrywając 4:0 (przeciwko Lecce). Oto czołówka tabeli Serie A:
1.Milan 79 pkt
2.Inter 77
3.Juventus75
4.Parma72
5.Foggia70
6.Lazio63
Tak więc osiągnąłem niebywały sukces. W ciągu trzech sezonów beniaminka Serie C1/B doprowadziłem do występów w Pucharze Uefa. Po meczu nie udzielałem wywiadów, udałem się tylko, czym prędzej, do domu. Tam czekała na mnie moja ukochana z pyszną kolacją i… sobą. Noc była wyjątkowo upojna, a ja
wywiadów udzieliłem dopiero jutro:
- Jak pan ocenia sezon 2005/2006 dla Foggi?
- Bez wątpienia mogę być dumny z postawy zespołu, choć zirytowała mnie ilość kontuzji, jakie na nas spadły. Szczególnie podatny był na nie De Souza, ale nie tylko, także Dams, Stefanidis i Huth. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będzie pod tym względem lepiej.
- Klub po raz pierwszy awansował do Europejskich Pucharów
- Myślę, że dzięki temu pozostanę jako trener w pamięci kibiców. Cały sukces, to jednak nie moja zasługa, ale zawodników, którzy wspięli się na wyżyny swoich możliwości, mimo że los był przeciwko nim
- Z którego zawodnika jest pan najbardziej zadowolony, patrząc teraz na cały sezon?
- Jeżeli chodzi o początek i końcówkę to na pewno Jacek Gajda pokazał się z dobrej strony. Ale jeżeli chodzi o cały sezon, to ciężko cokolwiek powiedzieć. Skład był praktycznie inny na każdy mecz, dlatego każdy grał po trochę. Dobrze spisywały się skrzydła i ogólnie formacja ofensywna. Jestem też mimo wszystko zadowolony z postawy obrony, która chociażby w meczu z Juventusem pokazała klasę, rozbijając ataki klasowego przeciwnika.
- Jakie są plany na następny sezon?
- Myślę że Liga Mistrzów to realny cel, jaki postawię przed drużyną w najbliższym sezonie.
Co ciekawe, królem strzelców został Gajda, zmieścił się także w 11 roku, a bramka Stanica została uznana za najpiękniejszą w sezonie. Długo pokazywano ją w telewizji. Europejski Puchar Mistrzów wygrał Juventus, w rzutach karnych pokonując Dinamo Kijów (!). Mistrzem Polski została drugi raz z rzędu Wisła Kraków, z której pochodzi przecież Gajda. Najlepsze średnie sezonowe w zespole mieli Gajda i Dams, potem Edvaldo i De Souza. Ta zgrana i trzymająca się czwórka stała się gwiazdorską obsadą klubu. Martwiła mnie tylko afera z Edvaldo, który za nic nie chciał podpisać nowego kontraktu. Martin Keown zapowiedział zakończenie kariery (i tak długo się trzymał – za miesiąc miał obchodzić swoje 40-ste urodziny).
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ