Czerwiec 2002
To się musiało tak skończyć. Po osiągnięciu znaczących sukcesów z Odrą Opole, Bolton, Millwall, Newcastle, w końcu przytrafiła mi się przykra wpadka w West Bromwich Albion i moje notowania na rynku znacznie spadły. Media spekulowały, że po takiej kompromitacji, nie znajdę szybko pracy w dobrym klubie angielskim. To fakt, afera dopingowa, w którą zostałem dodatkowo podstępnie wmieszany także zrobiła swoje. Przyjaciele namawiali mnie bym wrócił do Polski, gdzie bez problemu znajdzie się pierwszo lub drugoligowy klub, chętny do zaangażowania doświadczonego menedżera, z obyciem w wielkiej piłce. Jednak powrót do Polski - przynajmniej w chwili obecnej - zdecydowanie odrzuciłem, oświadczając dla jednego z angielskich tabloidów: why not, but not yet, czy coś w tym stylu.
Minął czerwiec, a ja wciąż pozostaję bez pracy. Sytuacja robi się nie do zniesienia. Wszak kluby zaczęły się już powoli przygotowania do nowego sezonu. O Premiership i Division 1 już dawno zapomniałem. Przez ostatnie dni ważyły się losy mojego angażu w Grimsby, lecz ostatecznie zostałem wystawiony do wiatru. Jak pętak. Nie zapomnę tego Ianowi FLEMINGOWI, prezesowi Grimsby.
Kilka dni byłem w Londynie. Spotkałem się wówczas ze starym znajomym, Nickiem BLACKBURNEM, który prezesuje Queens Park Rangers, czyli klubowi marzącemu o powrocie do czasów sprzed 20 lat, gdy QPR występował zarówno w ekstraklasie, jak i europejskich pucharach. Tym razem dość szybko obszedłem się smakiem, gdyż szanse na przejęcie QPR okazały się żadne. Cóż, musiałem spróbować.
Zresztą wizyta w Londynie nie była zupełnie bezowocna. Nick powiedział mi, że zna prezesa szukającego nowego menedżera. Problem tylko w tym, że to... hmmm. Stephen VAUGHAN. Dlaczego "problem"?. Ano dlatego, że:
1) swego czasu, kiedy byliśmy ze Stephenem dobrymi znajomymi - nie do końca fair - wyciągnąłem z jego klubu dwóch obiecujących zawodników. Sęk w tym, że Chester walczył wówczas o awans do Division 2 i ci dwaj zawodnicy byli dla klubu "indispensable".
2) VAUGHAN wciąż prezesuje Chester, który obecnie znajduje się w... Conference.
To ostatnie - pomijając stanowisko samego prezesa, byłego kumpla - było dla mnie nie do przeskoczenia. Miałbym przejąć amatorski klub?! Ok, mogłem to zrobić kiedyś, gdy zaczynałem w Anglii pracę, ale teraz ?! Kiedy mam na koncie liczne tytuły?!
Koniec końców, po dwóch dniach namysłu, niczym zbity pies przekręciłem do Nicka z prośbą, by wybadał dla mnie teren. Lepiej siedzieć w Conference niż na bezrobociu - doszedłem do wniosku. Nick obiecał, że zrobi rekonesans i w jego ocenie szanse są. Widział się tydzień temu ze Stephenem, który miał mu oświadczyć, że jest zdesperowany w znalezieniu menedżera, który zagwarantuje w najbliższym sezonie, zajęcie przyzwoitej pozycji w lidze.
Na wieści czekałem dość spokojny, bo myśl o pracy w Chester nie wywołuje u mnie nadmiernych emocji. Jestem gotów wziąć tę robotę, gdyż nic innego po prostu mi się nie nawinęło. Wreszcie, 12 lipca zadzwonił Nick i oświadczył, że zaaranżował spotkanie ze Stephenem.
Przed rozmową z VAUGHANEM było dla mnie jasne, że nie mogę dać po sobie poznać, że jestem bardzo zainteresowany. Zastanawiam się też, jak zamotać Stephena, by propozycja wyszła od niego.
Ostatecznie pokajałem się, za grzechy z przeszłości, a Stephen pierwszy napomknął o tym, że potrzebuje dobrego menedżera, znającego realia angielskiej piłki.
- Lepiej nie mogłeś trafić - odparłem. Właśnie jestem na bezrobociu i - jak zapewne wiesz - i chociaż praca w Conference nie jest szczytem moich ambicji, to jednak chętnie spróbowałbym poprowadzić Chester w najbliższym sezonie.
Stanęło na tym, że związałem się z Chester trzyletnią umową. Ustępstwem ze strony mojego nowego klubu, było obniżenie żądań. Obecnie mamy zająć miejsce w górnej połówce tabeli. Natomiast o promocji do D3 pomyślimy za rok, kiedy skonsolidujemy skład. Takie były
ostateczne ustalenia.
Już na drugi dzień po tej rozmowie zacząłem działać. Ponieważ do rozpoczęcia serii sparingów, było niewiele czasu, zdecydowaliśmy, że w tych meczach drużynę poprowadzi mój asystent, David JARRETT. Odpowiadać też będzie, w początkowym okresie, za prowadzenie zajęć treningowych. Ja w tym czasie będę się bacznie przyglądał i poznawał mój nowy klub.
W sparingach nie wyniki były najważniejsze, lecz to, czy moi nowi podopieczni dobrze potrafią wykonywać przedmeczowe założenia taktyczne. W dniu meczu - jak zwykle - nie trenowali, a przedmeczowa odprawa nie była zbyt długa, gdyż nie chciałem za dużo zamieszać na początku. Przekombinować - to najgorsze, co mogłoby się wydarzyć, więc za wszelką cenę chciałem tego uniknąć.
I udało mi się to. W meczach sparingowych zauważalny był progres. Zarówno jeżeli chodzi o formę poszczególnych zawodników, jak również pod względem realizacji założeń taktycznych. Nie komplikowałem Wyspiarzom życia - stąd zdecydowałem się na charakterystyczną dla Anglików formację 4-4-2, gdzie skrajni zawodnicy mają obowiązek włączać się do akcji ofensywnej, stwarzając na połowie przeciwnika przewagę liczebną. Generalnie, obrana przeze mnie taktyka nie była zbyt skomplikowana, tak jak mało skomplikowani ze swej natury są zawodnicy na szczeblu angielskiej Conference.
Jeżeli chodzi o wyniki sparingów, to po remisie z Cardiff, przegraliśmy dwa kolejne mecze (Stalybridge oraz Macclesfield), by pokonać w dwóch kolejnych Hyde oraz Bradford. Pięć meczów towarzyskich, to dawka wystarczająca, by ocenić umiejętności poszczególnych zawodników. Mam taki zwyczaj, że przed każdym sezonem rozmawiał dłużej z każdym zawodnikiem pierwszego składu, informując go o moich oczekiwaniach względem niego. Podobnie robię z zawodnikami spoza pierwszego zespołu, których przyszłość w klubie jest niepewna.
Pewne było dla mnie przede wszystkim, że
decydując się na ofensywne ustawienie 4-4-2, musimy mieć zabezpieczone obie flanki. Głównie dotyczy to skrajnych pomocników, którzy będą musieli harować na całej długości boiska. Takie właśnie - krótkie acz treściwe - uzasadnienie przedstawiłem Stephenowi, gdy namawiałem go na pozyskanie dwóch zawodników. Osobiście nie miałem żadnych wątpliwości, że Scott HUCKERBY, były zawodnik Telford i Woking, jest wart trzy tysiące funtów, na które wyceniają go włodarze Hucknall, jego obecnego klub. Większe problemy miałem z uzasadnieniem zakupu Byrona BUBBA, który kosztował trzykrotnie więcej. Kwota dziewięciu tysięcy funtów stanowiła bowiem dokładnie połowę naszego funduszu transferowego. Ostatecznie obie kandydatury zostały zaakceptowane, choć prezes od razu się zastrzegł, że nowi zawodnicy muszą wykazać się już w pierwszym sezonie, gdyż Chester nie stać na to, by wyrzucać pieniądze w błoto. Stephenowi odparłem, że nie pożałuje tej decyzji.
Tego ostatniego nie byłem już taki pewien angażując za dwa tysiące funtów, trzeciego zawodnika, Davida COLLINSA, mającego za sobą występy w Manchester City, Burnley, Altrincham i - ostatnio - Trafford. Ten zdolny, 22-letni napastnik, miał bowiem ostatnio poważny uraz i dostał ode mnie szansę raczej na kredyt, z wiarą, że wróci do swoje dyspozycji sprzed kontuzji.
Na więcej zakupów nie było nas stać. Nie sprzedaliśmy nikogo, bo nie mam w zwyczaju organizowania czystek, zanim przekonam się na dobre o czyichś możliwościach. Ostateczną selekcję zapowiedziałem po Nowym Roku.
Jeżeli chodzi o selekcję, na razie ograniczyła się do ustalenia podstawowej jedenastki. W jej skład wchodzą (przyzwyczaiłem się do angielskich oznaczników i nie trawię BR, OŚ itp):
GK - Wayne BROWN
DR - Andy HARRIS
DC - Scott GUYETT
DC - Phil BOLLAND
DL - Wayne HATSWELL
MR - Scott HUCKERBY
MC - Shaun CAREY
MC - Chris BLACKBURN
ML - Michael TWISS
FC - Daryl CLARE
SC - David CAMERON
Z obsadą bramki nie miałem za dużego wyboru. Jon WORSNOP jest wprawdzie reprezentantem Walii U-21, ale to jeszcze zbyt mało
doświadczony bramkarz. Stąd decyzja o postawieniu na Wayne'a BROWN'a. Pewniakiem z prawej strony defensywy był od początku Andy HARRIS, mogący równie skutecznie zagrać w drugiej linii, jak i na środku. Do środkowych obrońców nie jestem przekonany, ale GUYETT i BOLLAND byli najlepsi w sparingach. Podobnie HATSWELL z lewej strony defensywy.
Absolutnymi pewniakami na flankach są HUCKERBY oraz TWISS. Ten drugi - było nie było - wychowanek Manchester United. To prawdziwe gwiazdy Chester.
W środku mieszanka młodości z doświadczeniem, a w ataku pazerny na gole CAMERON oraz wirtuoz, 'THE ONE & ONLY' Daryl CLARE, czyli największa gwiazda zespołu, z klauzulą odejścia na poziomie ponad pół miliona funtów! Bez niego nie wyobrażam sobie pierwszej linii. Znamy się zresztą z czasów, gdy prowadziłem wieki temu Boston United.
Ciekawie zaprezentowali nasze szanse przed sezonem bukmacherzy.
Ok, tylko że zmiany w podstawowym składzie w porównaniu z poprzednim sezonem są dość znaczące.
Inauguracja na Manor Park w Nuneaton wypadła średnio. Zremisowaliśmy 3-3, a mecz miał niecodzienny przebieg, bowiem dwa gole otwierające wynik meczu zdobyliśmy w 45 minucie. Dwukrotnie asystował niesamowity Scott HUCKERBY. Zresztą popularny "Huck" asystował także przy trzecim golu. Nie popisał się w tym meczu nasz bramkarz no i Daryla CLARE także stać na więcej. Co do tego ostatniego nikt nie ma wątpliwości.
O tym, że się nie myliłem w tej ostatniej kwestii pokazały kolejne spotkania. Exeter został rozwalony 5-1, CLARE ustrzelił hat-trick, HUCKERBY strzelił gola i zanotował kolejną asystę. Swoją bramkę zdobył też "pazerny" CAMERON. Ten mecz polepszył jeszcze moje relacje z prezesem.
Ponoć nic dwa razy się nie zdarza, a jednak w kolejnym spotkaniu, wyjazdowym ze Stevenage, CLARE znów ustrzelił hat-trick! Ponownie swojego gola zdobył regularny CAMERON. Niestety, przyplątał mu się także uraz i w ten sposób swoją szansę dostanie David COLLINS.
Dziennikarze coraz częściej pytają mnie, dlaczego nie robię żadnych zmian. Trochę mnie to dziwi, skoro strzelamy przeciwnikom tyle bramek i zdecydowanie wygrywamy. Nie ukrywam jednak, iż irytuje mnie trochę fakt, że w każdym meczu tracimy choćby jednego gola. Trzeba będzie popracować nad tą defensywą.
Wariant z COLLINSEM w ataku sprawdził się w meczu z Telford. CLARE strzelił "tylko" dwa gole, ale właśnie COLLINS uzupełnił do trójki.
Nie było histerii po niespodziewanej wpadce 1-3 w Hereford (honorowy CLARE'a w 87 minucie) i domowym remisie 0-0 ze Scarborough. Były to wypadki przy pracy, o czym świadczy postawa w innych spotkaniach, jak 3-1 z Dag & Red, gdy błysnął TWISS. Oczywiście CLARE strzelił trzeciego gola, a HUCKERBY zanotował kolejną asystę.
Z Gravesend wygraliśmy wprawdzie 2-0 (hurra! do zera!), oba gole zdobył CLARE, ale podczas meczu kontuzji doznali obaj napastnicy. Rewelacyjnie strzelający CLARE i częściej asystujący COLLINS. Raport fizjoterapeuty jest jak surowy wyrok:
Dodać trzeba, że na CAMERONA poczekam jeszcze miesiąc. Nie mając zbyt dużego wyjścia, w meczu z Woking postawiłem w pierwszej linii na parę RAPLEY - STAMP. Pierwszy to gwiazdorek z brylantyną na głowie. Działa mi na nerwy od mojego pierwszego dnia w klubie. Natomiast STAMP strasznie przeklina, co też mnie cholernie denerwuje. To jego ciągłe do
ch*ja pana, albo popularne
zeszła mi w jego wersji to
sku*wiła mi. Dostał nawet ode mnie upomnienie, ale kiedy wychodzi na boisko, to o wszystkich zakazach i reprymendach zapomina. No i jak to wyszło?
Co tu dużo gadać,
Mister Brylantyna do 39 minuty skompletował hat-trick. Swoją "dwójkę" dołożył BUBB i skończyło się 5-0 (do zera! do zera!). W quasi-loży dla VIPów, VAUGHAN bił brawo na stojąco, a po golach zakupionego za połowę budżetu transferowego, Byrona BUBBA, znacząco kiwał w moją
stronę głową.
Po meczu było jednak dwóch niepocieszonych w naszym zespole. Przede wszystkim Byron BUBB, który doznał urazu w 71 minucie oraz STAMP, który żalił się kolegom w szatni, że piłka w dwukrotnie
sk*rwiła w dogodnej sytuacji.
Smutek STAMPA ustał w 21 minucie wyjazdowej potyczki z Burton, kiedy pokonał bramkarza przeciwnika po raz pierwszy w tym sezonie. Dwa gole zdobył RAPLEY, który wyrasta na godnego następcę CLARE'A, który właśnie poddał się zabiegowi. W kontekście meczu z Burton cieszy także to, że znów wygraliśmy do zera. Obrońcy zgrali się na dobre.
Jak już wspomniałem, wyznaję zasadę, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Jednakże w kontekście naszego kolejnego meczu z liderującym Margate, musiałem dokonać wyjątku. Oczywiście potwierdzającego tę regułę. Do zdrowia wrócił bowiem CAMERON i zdecydowałem, że na lidera rzucamy wszystko co najlepsze. Dodam od razu, że przed meczem z Margate zajmujemy drugie miejsce. Zresztą w ogóle strasznie ciasno jest w czołówce.
Kiedy kapitan zespołu, Paul CONNOLLY, wywiesił w szatni skład na mecz (taki jest w klubie dziwny zwyczaj), po chwili doszło mnie tylko głośne:
-
do ch*ja pana! Znowu ta ku**wska ławka!.
To oczywiście STAMP, którego te wrzaski kosztowały tygodniówkę za nieprofesjonalne zachowanie.
Jeżeli chodzi i sam mecz, do 45 minuty było ciężko. Margate byli wyrównanym przeciwnikiem. Wtedy jednak przełamaliśmy przeciwnika i klasę pokazał RAPLEY. Gol do szatni podłamał naszych rywali, gdyż na drugą połowę wyszli jakby bez wiary w sukces. Wykorzystaliśmy to bezlitośnie, punktując ich skutecznie jeszcze dwa razy. Najpierw rekonwalescent CAMERON, a potem super podający HUCKERBY.
Jak widać, zwycięstwo w tym meczu dało nam awans na pierwsze miejsce w tabeli. Jesteśmy rewelacją sezonu i nie zmienia tego klęska 0-3 w Stockport w ramach Vans Trophy. Te rozgrywki odpuściliśmy sobie wystawiając drugi skład. Młodzież też musi się ograć.
Jednak już z Chesham nie robiliśmy sobie jaj i wygraliśmy 3-1 w ramach czwartej rundy eliminacyjnej Pucharu Anglii. Otrzymaliśmy za to 20 tysięcy funtów! W ten sposób realne stało się pozyskanie zawodnika znajdującego się na pierwszym miejscu mojej "wish list". Simon RUSK, bo o nim właśnie mowa, dołączył do Chester za 16 tysięcy funtów, stając się moim najdroższym transferem. Prezes VAUGHAN nawet nie mruknął.
W lidze kontynuujemy serię wielkich meczów. Dwa dublety (RAPLEY, CAMERON) dały nam zwycięstwo 4-1 na terenie Northwich. Jednak podejmując Morecambe przeszliśmy samych siebie.
Choć należałoby powiedzieć, że to
Mister Brylantyna przeszedł samego siebie, strzelając po przerwie pięć goli! Vaughan ponownie nie krył swojego zadowolenia.
A ja doczekałem się "odznaczenia"
Swoją klasę potwierdziliśmy pokonując wicelidera z Barnet 4-1...
... oraz solidne Shrewsbury 5-1 na wyjeździe. W tym drugim meczu stała się rzecz straszna! Urazu ręki doznał RAPLEY, który wcześniej zdążył zdobyć dwa gole (tym razem lepszy był CAMERON, który strzelił trzy). Po meczu interesowało mnie tylko, jak będzie brzmiał wyrok fizjoterapeuty i co w ogóle mu się stało?. Wszyscy widzieli, że upadł na rękę i tylko tyle. Boże, żeby tylko góra tydzień - myślałem sobie w duchu.
Po przejrzeniu raportu odetchnąłem z ulgą...
Cholera, kamień spadł mi z serca. Jeden dzień przerwy, a zwijał się jakby mu się coś tam połamało. Z drugiej strony właśnie taki obrazek pasuje mi do naszego klubowego, brylantynowego gwiazdorka. Paluszek go boli, to nie może grać... No, tym razem nadgarstek.
Jeżeli chodzi o sprawy taktyczno-strategiczne, zaczynam
przemyśliwać alternatywną taktykę. A dokładnie - pracuję nad nową formacją (ustawieniem) dla mojego zespołu. Docelowo planuję, iż mój zespół będzie bazował na trzech ustawieniach.
Przed historycznym meczem pierwszej rundy Pucharu Anglii w Torquay (4 miejsce w D3), stanąłem przed dylematem - czy zabrać na mecz nie w pełni zdrowego Daryla CLARE, których od dwóch dni już truchta. Wszak bardzo zależy nam na awansie do drugiej rundy, ale nie chciałbym narażać go na odnowienie urazu. Problemu takiego nie miałem z bramkarzem, gdzie leczącego kontuzję pachwiny BROWNA zastąpi młody reprezentant Walii U-21 WORSNOP.
Ostatecznie CLARE został w domu, ale CAMERON także siadł na ławce. Kto zatem partnerem RAPLEY'A w ataku?
Nikt! Doszedłem do wniosku, że mecz z zespołem z wyższej dywizji, to znakomity moment na przetestowanie nowej TAKTYKI jaką przygotowałem dla mojego zespołu. Bazuje on na ustawieniu 4-2-3-1.
Eksperyment się sprawdził. Nie dominowaliśmy wprawdzie w takim stopniu jak w ostatnich meczach ligowych, ale dość pewnie wygraliśmy 2-0 (BUBB 15', RAPLEY 67'), awansując do drugiej rundy! Kolejne 20 patyków wpłynęło do klubowej kasy. Niestety, ale obrońca RUFFER nadciągnął w tym meczu mięsień łydki i teraz musi pauzować przez trzy tygodnie. Z dużym zniecierpliwieniem czekamy na losowanie.
No i doczekaliśmy się. Oldham - trzeci obecnie zespół D2.
Mecz z Forest Green normalnie byłby tylko kolejnym meczem dla kibiców Chester, gdyby nie to, co stało się w 70 minucie.
Daryl CALRE wrócił do gry!!! Kibice szaleli, kiedy zobaczyli, że na tablicy elektronicznej sędziego technicznego pojawiła się cyfra "10". To był amok! Choć prawdę powiedziawszy, zdecydowana większość zaczęła szaleć, kiedy tylko CLARE zdjął dres i zaczął się rozgrzewać.
Niestety, bramki jeszcze w tym meczu nie zdobył. To co się nie udało CLARE'OWI, zrobił oczywiście RAPLEY i to dwukrotnie (22', 23'). Dla nikogo nie uległo jakiejkolwiek wątpliwości, iż w kolejnym meczu, z Kettering na wyjeździe, para RAPLEY - CLARE zagra od pierwszej minuty. Kibice prześcigają się w typowaniu, ile bramek każdy z nich strzeli. Nikt nie wyobraża sobie, byśmy nie mieli wygrać minimum 3-0. I ci co tak sądzili nie mylili się.
W znakomitych nastrojach przystępowaliśmy zatem do pucharowej potyczki z Oldham. Zdecydowałem, że z takimi napastnikami jak RAPLEY i CLARE sensowniejsze będzie postawienie na taktykę opartą na ustawieniu 4-4-2.
I napastnicy mnie nie zawiedli. Co jednak z tego, że strzelili - jeszcze do przerwy - po golu, skoro obrona sprezentowała przeciwnikom trzy bramki. I tak się już - niestety - skończyło.
Zatem odpadliśmy z Pucharu Anglii w drugiej rundzie, ale odpadliśmy z honorem.
Wróciliśmy do rozgrywek ligowych jednak w dobrych nastrojach. Kolejne spotkania pokazały, że jedynymi emocjami, jakie udzielały się kibicom prowadzonej przeze mnie drużyny, są przyjmowane przez nich zakłady, który z napastników (RAPLEY, CLARE) zdobędzie w najbliższym meczu więcej goli. A sytuacja wygląda tak:
Farnborough (dom) 5-1 (RAPLEY 3, CLARE 1)
Leigh RMI (wyjazd) 3-2 (RAPLEY 2, CLARE 1)
Southport (dom) 4-1 (RAPLEY 2, CLARE 2)
Nuneaton (dom) 5-1 (RAPLEY 1, CLARE 4)
Exeter (wyjazd( 3-1 (RAPLEY 1, CLARE 2)
Stevenage (dom) 4-1 (RAPLEY 2, CLARE 2)
Dag & Red (wyjazd) (RAPLEY 0, CLARE 2)
Zatem minimalnie lepszy Daryl CLARE.
Przerywnikiem w pojedynkach moich dwóch napastników była potyczka z Gateshead w ramach trzeciej rundy FA Trophy. Głębokimi rezerwami przywieźliśmy remis 1-1 z terenu przeciwnika, co oznaczało replay na naszym boisku. Doszedłem do wniosku, że szkoda marnować wysiłek drugiego składu, który postarał się o remis i w rewanżu wystawiłem armatę, która rozstrzelała przeciwników 4-0. CLARE strzelił jednego gola, a RAPLEY ustrzelił dublet.
Po tym pucharowym przerywniku,
wróciliśmy do ligowej nudy. Jedynym zespołem, które w tamtym czasie próbował się nam przeciwstawić, było Scarborough. Wygraliśmy z trudem ten wyjazd 2-1, oba gole zdobył CLARE, ale tego drugiego w ostatniej akcji meczu.
Niezłą zadymę zanotowaliśmy dopiero w kolejnym meczu w ramach FA Trophy. Wszystko przez czerwoną kartkę dla Daryla CLARE w 28 minucie. Gdyby nie fakt, że prowadziliśmy już wówczas 2-0, mogłoby być nieciekawie. Wprawdzie mimo gry w osłabieniu podwyższyliśmy na 3-0 jeszcze przed przerwą, ale gol do szatni Lee ASHCROFTA dla Southport, trochę nas zdenerwował, co znalazło swój wyraz po przerwie, kiedy ten sam zawodnik w 58 minucie zdobył drugiego gola i zrobiło się tylko 3-2. Indywidualna akcja młodego pomocnika, Chrisa BLACKBURNA, pozwoliła odetchnąć. Jednak kolejny gol gości (GIBSON 88'), sprawił, że w ostatnich minutach kotłowało się pod naszą bramką.
Mniej więcej od 29 kolejki, kiedy przekroczyliśmy granicę 100 goli zdobytych w meczach ligowych, zacząłem się zastanawiać, czy jeszcze stracimy punkty w tym sezonie. Rewelacyjną serią meczów bez porażki, odebraliśmy innym zespołom chęć do walki, a - wiadomo - z Conference awansuje tylko jeden zespół. Nikt nie ma wątpliwości, że tym zespołem będziemy my. Chyba tylko wykluczenie zawodnika może sprawić, że w końcu choćby zremisujemy. Takie oto dziwne zmartwienia mam w pierwszym kwartale 2003 roku.
Baczniej zacząłem się też przyglądać dokonaniom zespołu rezerw. Jednak, mając w perspektywie awans do D3, raczej żaden z zawodników bezpośredniego zaplecza nie okaże się w przyszłym sezonie przydatny. Zbliża się też czas poszukiwań bardziej wykwalifikowanej kadry trenerskiej. Martwi trochę fakt, że nie ma zawodnika z wygasającym kontraktem, który chciałby porozmawiać z nami o przejściu do Chester.
Kompletując hat-trick w meczu z Northwich, RAPLEY, osiągną nieprawdopodobną liczbę pięćdziesięciu bramek zdobytych w sezonie. A jeszcze 10 kolejek do końca!
No i jednak doczekaliśmy się pogromców. Margate, drużyna z czołówki, wykorzystała fakt, że dałem odpocząć Scottowi HUCKERBYEMU i kompletnie zneutralizowała nasze obie flanki (na drugiej był totalnie nieruchawy TWISS), co pozwoliło na trafienie nas dwukrotnie.
Oczywiście wszystko szybko wróciło do normy. Z HUCKERBYM z lewej, BUBBEM, z prawej oraz BLACKBURNEM i RUSKIEM na środku rozwaliliśmy Welling 5-0.
Z dwumiesięcznym opóźnieniem zdecydowałem się w końcu na dogłębną analizę kadry drugiego zespołu. Niestety, ale nic ciekawego z niej nie wynika. Żaden z zawodników drugiego zespołu nie zasługuje moim zdaniem na to, by wkrótce dołączyć do kadry A.
Znakomita postawa w lidze sprawiła, że Stephen zgodził się, bym wyskoczył na trochę do Polski załatwić kilka spraw rodzinnych. Wyjazd nie mógł mieć żadnego wpływu na naszą pozycję w tabeli, gdyż nasza przewaga nad drugim zespołem była ogromna. Zresztą już 12 kwietnia wiadomo było, że wygraliśmy rywalizację w Conference.
Nie ukrywam również, że cieszyłem się na ten wyjazd, gdyż było śmiertelnie nudno i tak naprawdę nie miałem nic do roboty. Poza tym, nie zapominajmy, że cały czas mówimy o klubie amatorskim, stąd -nietypowy w zawodowej piłce - dwumiesięczny wyjazd nie był niczym szczególnym.
Wróciłem do Anglii na mecz ostatniej kolejki. W tabeli przekroczyliśmy magiczną liczbę stu punktów, a bramek zdobytych na koncie mamy 128. Nie zmienia to faktu, że nie jestem zbyt zadowolony z wyników osiągniętych przez mojego asystenta, którym od zimy jest Stuart WATKISS. Prosiłem go, by w końcówce sezonu mimo wszystko sprawdził kilku zawodników z drużyny rezerw oraz by wdrożył kilka nowych, przygotowanych przeze mnie przed wyjazdem, rozwiązań taktycznych. WATKISS nie wywiązał się z tych zadań dobrze. Najbardziej żałuję, że nie osiągnął jedynego celu jaki mu wyznaczyłem. Otóż odpadliśmy w szóstej rundzie FA Trophy po wyjazdowej porażce 2-3 ze Stevenage Boro. Przytrafiły się także
dwie nieoczekiwane porażki w lidze (1-2 Shrewsbury oraz 0-2 Forest Green). Dopiero w dniu mojego przylotu moi podopieczni rozwalili 4-0 Southport na jego terenie. Błysnęły dwie wielkie gwiazdy Chester: HUCKERBY i RAPLEY - strzelcy bramek (każdy po dwie).
Martwi mnie też konflkt jaki zaistniał na linii asystent WATKISS - Byron BUBB. Nasz ambitny pomocnik wyżalił się, że chciałby częściej wychodzić w pierwszym składzie.
Doszło nawet do przeprowadzenia sondy wśród kibiców, których zdaniem zawodnik zasługuje na to, by grać w pierwszym zespole.
Gdy wróciłem oznajmiłem Byronowi, że jest dla mnie zawodnikiem kluczowym. Na razie jednak chyba nie do końca mi wierzy.
Ostatecznie tabela Conference przedstawia się następująco:
Natomiast w statystykach indywidualnych prym wiodą również moi podopieczni. Oto one:
Postawa Scotta HUCKERBYEGO musi budzić respekt. 38 asyst w sezonie i 13 udanych dryblingów na mecz wręcz szokuje! Oczywiście to ten zawodnik wypracował większość z 52 goli RAPLEYA oraz 39 Daryla CLARE. Na ile moja zabójcza trójka okaże się skuteczna w kolejnym sezonie? W chwili obecnej sam nie wiem. Może coś więcej powiedzą mecze sparingowe przed kolejnym sezonem. Może też uda mi się pozyskać jakieś ciekawe, nowe twarze do zespołu.
Przed nowym sezonem muszę się także poważnie zastanowić nad usprawnieniem funkcjonowania sztabu szkoleniowego. Najbardziej jednak marzy mi się zaangażowanie jakiegoś emerytowanego zawodnika ekstraklasy. Ech, prawdziwe emocje dopiero przed nami.
W każdym razie, sezon 2002/03 kończyliśmy w znakomitych nastrojach.
c.d.n.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ