Przed pierwszymi meczami eliminacyjnymi do mistrzostw świata mieliśmy całkiem uzasadnione obawy . Dotkliwa porażka w meczu towarzyskim z
Danią (1-5) dała nam do zrozumienia, że nasza reprezentacja nie stanowi prawdziwego zespołu. Po tamtym meczu znowu odezwały się głosy o konieczności zmiany selekcjonera. Paweł Janas zresztą sam zapowiedział, że jeżeli w meczach z
Irlandią Pn. i
Anglią Polska nie zdobędzie 4 punktów poda się do dymisji.
Szukając pomocy Janas poprosił o pomoc
Antoniego Piechniczka. W prasie pojawiły się głosy, iż selekcjoner jest marionetką Piechniczka, a ten
PZPNu. W powołaniach nie było żadnych niespodzianek biorąc pod uwagę kryteria selekcjonera. Oczywiście powołany Olisadebe doznał kontuzji i nie mogliśmy skorzystać z jego usług. Podstawowym pytaniem było, jakim systemem zagramy w Belfaście. Okrytym sławą diamentem czy 4-4-2. Już w Irlandii okazało się, że będzie to 4-4-2. W ataku wystąpić mieli
Żurawski iWłodarczyk, na skrzydłach
Zieńczuk i Krzynówek, w środku
Mila i Lewandowski. Obronę stanowili
Rząsa, Żewłakow, Bąk i Głowacki. Już w 2 min. meczu po bezpośrednim strzale z rzutu rożnego Maciej Żurawski pokonał bramkarza Irlandczyków. To praktycznie ustawiło mecz. Irlandia chaotycznie konstruowała akcje często faulując, a Polacy przyjęli taktykę długich podań na Włodarczyka. I właśnie po takiej akcji przy biernej postawie obrony Piotrek zdobył bramkę dla Naszych.
Już wtedy wiedzieliśmy, że to on zagra z Anglią. Niestety, sam zaprzepaścił swoje szanse bokserskim ciosem powalając rywala. Wcześniej Jacek Krzynówek, który zagrał mimo śmierci ojca zdobył bramkę po wzorowym kontrataku. Końcowy wynik 0-3 napawał optymizmem przed potyczką z Anglikami. Dni do meczu upływały w napiętej atmosferze. Polacy musieli zmieniać hotel po tym jak w dotychczas zamieszkałym przez Polaków odbywały się ślub i konwencja Platformy Obywatelskiej. Następnie trzeba było przekwaterować sędziów, którzy zamieszkiwali ten drugi hotel. Było to konieczne bo według zasad FIFA piłkarze jednej z drużyn nie mogą mieszkać w tym samym hotelu co sędziowie.
Dzień meczu 8.IX.2004 r. (Środa) od rana aż pachniał spotkaniem. Oczywiście spotkanie miało odbyć się na słynnym chorzowskim stadionie narodowym.
Dudek-Głowacki-Bąk-Rząsa-Żewłakow-Kosowski-Krzynówek-Mila-Lewandowski-Rasiak-Zurawski stanowić mieli o przyszłości polskiej piłki i Pawła Janasa. Polacy rozpoczęli odważnie, grając jak równy z równym niekiedy groźnie atakując bramkę strzeżoną przez Robinsona. Między 30 a 40 min. meczu Anglia przycisnęła i po świetnym zwodzie Defoe, który wyprowadził w pole Głowackiego - który grał jak dotąd bardzo dobrze - zdobyła gola na 0-1. O dziwo Polacy szybko się podnieśli i do końca 1-szej połowy groźnie atakowali. Początek drugiej to również przewaga naszej reprezentacji. Kiedy Kosowski złamał akcję do środka, by następnie kapitalnie podać do Żurawskiego wszyscy myśleli, że ten zdobędzie gola i nie pomylili się. Precyzyjnym strzałem w prawe okienko. Żuraw ucieszył kilkadziesiąt tysięcy kibiców na chorzowskim stadionie, na tym skończyła się gra Polaków.
11 minut później Głowacki strzelił gola... ale samobójczego i już wtedy wiedzieliśmy, że będzie ciężko. Potem nie stworzyliśmy już żadnej groźnej sytuacji i przegraliśmy.
Po 2-óch meczach Polska jest 3 w szóstej grupie z trzema punktami. Wyprzedza nas Austria i Anglia. W meczu bezpośrednim tych drużyn padł remis. Reprezentacja gra na słabą czwórkę, a Paweł Janas mimo buńczucznych zapowiedzi, że ma honor i odejdzie, jeśli nie zdobędziemy 4 punktów nie podał się do dymisji. Następne mecze wyjazdowe z Walią i Azerbejdżanem muszą zakończyć się dwoma zwycięstwami. W innym wypadku możemy już tylko marzyć o awansie.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ