Radek Macherek, młody i ambitny szef
Lokomotywki Poznań, miał ogromną tremę przed otwarciem drzwi, pod którymi stał już dobre kilkanaście minut. Po raz kolejny przyczesał włosy, poprawił krawat, wreszcie splunął na buty i wytarł je w nogawkę spodni. Podniósł wzrok na przybitą do drzwi tabliczkę i głośno przeczytał:
-
Doktor Jan Kupczyk, Szef wszystkich Szefów.
Westchnął, przeżegnał się, i nacisnął klamkę. Drzwi bezszelestnie się otwarły i Macherek wszedł do środka…
* - Witam, witam, szanownego gościa - zawołał na widok Macherka siedzący za biurkiem najbogatszy Polak, doktor Kupczyk.
- Siadajcie, nie krępujcie się - zapraszał ciągle spiętego prezesa. Czego się napijecie, a może coś przekąsicie? - zapytał Kupczyk, lecz ton jego głosu zdawał się mówić: „Lepiej o nic nie proś!!”.
- Nie, dziękuje - grzecznie odmówił Macherek. Może tylko mineralną poproszę...
- No trudno - wyraźnie ucieszył się Kupczyk. - Ale nadrobimy to sobie, jak ja was odwiedzę - dodał z uśmiechem na ustach. Podszedł do barku, wyciągnął plastikową butelkę z niegazowaną wodą mineralną (sprzedawaną w poznańskich hipermarketach w promocji po 60 groszy za butelkę), i nalał sobie i Macherkowi.
- A, więc, panie doktorze - nieśmiało zaczął Macherek - jeśli chodzi o got…
- Gotowy, gotowy, jest ten plan mojej pomocy dla Lokomotywki - szybko przerwał mu Kupczyk. No, tylko, że wymaga jeszcze pewnych, kosmetycznych zmian - dodał przekonująco.
Jan Kupczyk w oczekiwaniu na Radka Macherka- O, to bardzo dobrze - Macherek zdawał się rozpływać z radości. A jeśli chodzi o got…
- Także gotowa - znów przerwał mu Kupczyk. Załatwiłem już dla klubu dwieście rolek papieru toaletowego, pięćdziesiąt nowych, chińskich ręczników i tonę szarego mydła.
- I nie dziękujcie – dodał skromnie. Jestem poznaniakiem, kocham to miasto, kocham ten klub, i jestem zaszczycony, że mogę coś dla niego zrobić - z emfazą kontynuował Kupczyk.
- To świetnie, panie mecenasie - język już plątał się ze zdenerwowania Macherkowi. Tylko, że mi jeszcze chodzi o piłkarzy…
- Piłkarze także załatwieni, mój drogi - przerywanie Macherkowi w połowie zdania zdawało się bawić Kupczyka. Mam dla sześciu etaty dozorców w jednej z moich firm. Daję 900 złotych brutto na miesiąc, no, rzecz jasna, bez ZUS-u - mrugnął porozumiewawczo Kupczyk. A dla tego, no, jak mu tam, kapitana…- tu Kupczyk sięgnął do eleganckiego notatnika (który dostał od samego premiera,
Leszka Dillera), i zaczął wertować kartki.
-
Piotr Kursik, panie magistrze - brnął dalej Macherek.
- O właśnie! - Kupczyk był bardzo zadowolony. Dla niego mam coś extra, będzie kierownikiem zmiany tych dozorców, i dostanie 1200… - tu Kupczyk zawiesił głos i zamyślił się głęboko.
- 1200, netto!!! - dodał wreszcie, w duchu dziwiąc się swej wspaniałomyślności. Głośno zaś rzekł: - No, a teraz już nie chce zabierać wam czasu, towar jest spakowany w sekretariacie, przyślijcie auto z klubu, to go zawiezie. - Kupczyk objął ramieniem oszołomionego Macherka i prowadził go do wyjścia.
- Wpadnijcie za miesiąc, to znowu pogadamy - dodał na koniec.
- Albo nie - zastanowił się. Najlepiej będzie, jak zrobicie jakieś przyjęcie w klubie. Wtedy dam wam się zaprosić wraz z rodziną - pocieszył na koniec Macherka i zamknął za nim drzwi gabinetu…
Część I - Andrzej Poniedziałek
Część II - Don Antonio Papuga
Część III - Polski Związek Piłki Nienormalnej
php?act=pokaz&dzial=felietony&co=367> Część IV - Wyziew Łódź
Część V - Tomasz Hamto
Część VI - Dywizja Warszawa
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ