Rozpoczął się nowy sezon piłkarski. Tradycyjnie już
Dywizja Warszawa fatalnie rozpoczęła rozgrywki. Tradycyjnie też piłkarze nie trafili z formą, a działacze z transferami. W gabinecie prezesa Dywizji,
Piotra Łyski zebrali się ludzie odpowiedzialni za ten stan rzeczy…
*- Przecież powtarzam ci Jacuś, że piłkarze muszą wygrywać. Muszą i już!! – dobitnie podkreślił Łysko.
- Ja to wiem - odparł niezwykle zadowolony z siebie
Jacek Zielonka, trener Dywizji. Bo przecież jestem najmądrzejszy, najzdolniejszy i najpiękniejsze mam ubranie - wyrecytował i pytająco spojrzał na dyrektora sportowego,
Jacka Kleparza.
- Masz rację, Jacusiu - z dobrotliwym uśmiechem na twarzy potwierdził Kleparz.
- I dlatego, że jesteś taki cudowny, mam dla ciebie niespodziankę…
Pełna napięcia cisza zapadła po tych słowach w gabinecie. Nawet grający na swym laptopie w grę menedżerską Łysko z zainteresowaniem uniósł głowę. Zadowolony z efektu, jaki udało mu się wywołać, Kleparz dokończył:
- Kupiłem ci dwóch nowych grajków. Jeden jest z Ekwa..Hmm, nie…Z tego…No, z tego…Tam gdzie są te , jak im tam, sfinkse…Ooo, z Egiptu- przypomniał sobie.
- I jest prawym, ofensywnym obrońcą, tak jak chciałeś - rzucił od niechcenia.
- Super! - ucieszył się Zielonka. Ja tak bardzo potrzebowałem lewego, defensywnego pomocnika! To ja go w takim razie ustawię na środku ataku, a taktykę nazwę „ Zemsta Faraona” - Zielonka już widział w wyobraźni, jak pokonuje
Galaktycznych Madryt.
- A ten drugi? – brutalnie wtrącił się do rozmowy Łysko.
- No, hmm…Ten drugi, jakby to powiedzieć…- Kleparz wyraźnie się zmieszał. - On piłkarzem jest na pewno, sam mi o tym powiedział. I z Afryki jest, przyjechał niedawno do Polski, i stał taki biedny pod stadionem, to go wziąłem, przygarnąłem, no i jest…- zakończył wypowiedź i z lekkim niepokojem wpatrywał się w Łyskę.
Ten jednak mruknął tylko pod nosem: „dobrze”, i wrócił do gry, w której szło mu coraz lepiej. Prowadzone przez niego Dywizja była rewelacją Ligi Mistrzów.
*
U Janusza Wędrowniczka praca wre!Podkop miał już około dwudziestu metrów i prawie sięgał ogrodzenia stadionu przy Łazienkowskiej. Nadzorujący pracę kopaczy, były trener reprezentacji,
Janusz Wędrowniczek był niezwykle zadowolony z tempa pracy. Ubrany w brązową marynarkę, z gustownym biało-czerwonym krawatem pod szyją i szklaneczką najlepszej whisky w ręce, sam do siebie rzekł:
- Kto pod kim dołki kopie, ten jest trenerem...
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ