Zbyszko Bronek, w przeszłości najlepszy polski piłkarz, a obecnie dobroczyńca Wyziewu Łódź, siedział sobie w gabinecie zajmowanym do niedawna przez Andreasa Spielera. Bronek, który był o połowę lżejszy i mniejszy od Spielera, zapadł się głęboko w prezesowskim fotelu, i z trudem sięgał głową ponad biurko. Zachowywał jednak kamienną twarz i usiłował robić dobrą minę do złej gry. Naprzeciw niego stali bowiem piłkarze w liczbie siedemnastu, których Bronek jakimś cudem zdołał nakłonić do przyjścia do Wyziewu. Teraz Bronek patrzył na ich średnio inteligentne oblicza i gorączkowo usiłował przypomnieć sobie nazwisko, chociaż jednego z nich:
- Hmm, ekhmm… Tak, no tak…Hmm… Ty, tam!!! – wyciągnął palec i wskazał na usiłującego ukryć się za plecami kolegów małego, szczupłego Murzynka.
Gabinet Zbyszka Bronka zazwyczaj tętni życiem- You are piłkarz?- zapytał po angielsku, i nie czekając na odpowiedź, dodał:
- You are brother of Emmanuelle Emmulemme? Big brother? – ciągnął dalej z ciekawością w głosie.
- Yes – cichutko wyszeptał przestraszony Murzynek.
- OK, to good – wyraźnie ucieszył się Bronek, i z trudem wydobył się z fotela. Stanął naprzeciwko piłkarzy, założył ręce do tyłu i zaczął przemawiać:
- Jesteście tutaj, bo jesteście dobrzy. Tam dobrzy – jesteście najlepsi!!! To dla was jest szansa, bo Wyziew to Wyziew – kontynuował z emfazą.
- Ja będę dla was jak rodzony ojciec – surowy, ale sprawiedliwy. U mnie wam krzywda się nie stanie. Obiady kupię, nowe adidaski załatwię, a i na święta premię jakąś rzucę – mówił dalej, upajając się bardzo męskim brzmieniem swego głosu, który swego czasu powodował stan wrzenia u wielu Włoszek.
- Ale jest warunek: Musicie mi tu awansa zrobić do pierwszej ligi. I to już w tym roku. Capisco? – zakończył i popatrzył na piłkarzy.
- Capisco – odezwał się jako jedyny, mały, szczupły Murzynek.
- Capisco – zgodnym chórem potwierdziła reszta zawodników.
- No, to ciao bambino – zacytował słowa znanego przeboju Bronek. Sięgnał po telefon, i wykręcił numer do trenera Stefana Docenta.
- Ubrać mi to całe towarzystwo, dać krótkie porcięta, piłki i buty. I na trening z nimi, mają być najlepsi…
- Jawohl – zaszczekał w słuchawce swoim barytonem Docent akcentując doskonale pobrzmiewające „h” nieme..
Gdy zawodnicy opuścili gabinet, Bronek wyciągnął z barku Johny Walkera, nalał sobie pełną szklankę i wypił jednym haustem. Podszedł do ściany, chwilę pomyślał, po czym jednym, mocnym zdecydowanym ruchem uderzył głową w ścianę. Nieco oszołomiony usiadł znów w fotelu i zrozumiał ostatecznie, że podjął się syzyfowej pracy…
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ