- Jesteśmy na miejscu - powiedział
Jānis, prowadząc mnie koło parkingu do przejścia, z którego widać było płytę boiska i trybuny narodowego i największego stadionu na Łotwie.
- Po co przyprowadziłeś mnie na stadion Skonto? Doskonale znam to miejsce, byłem tu na dwóch meczach.
- Chciałeś, abym pokazał Ci jakiś ślad Skonto Ryga w mieście, więc masz. Został w nazwie stadionu, a zaraz niedaleko przy wejściu na sektor znajduje się jeszcze klubowa gablotka z trofeami.
- I to tyle? Nic poza nazwą stadionu i gablotą?
- No chyba nie chcesz, abym Cię prowadził po mieście do dwóch vlepek, które zauważyłem.
Dla jasności - nazywam się
Błażej Mlecz i jestem właścicielem dużej, polskiej firmy informatycznej. Dziś każdy mówi, że biznes IT to świetny interes, ja pomyślałem o tym już wcześniej. Tak, jestem strasznie bogaty, ale nie przeszkadza mi to w byciu normalnym człowiekiem. Lubię wyjść w dresie z żoną do parku nakarmić kaczki chlebem czy zjeść Whoopera w Burger Kingu. Skąd wziąłem się w Rydze w deszczowym i zimnym listopadzie? To dość długa historia.
Bakcyla na punkcie bałtyckiej piłki nożnej złapałem dzięki studiom. Skończyłem bałtystykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jaki to ma związek z moją firmą? Niezbyt duży, za to mam smykałkę do biznesu i zaufanego kolegę, który zaczynał od przerabiania twarzy naszych nielubianych kolegów w Photoshopie, potem zajął się programowaniem, a dziś odpowiada za cały sztab specjalistów zatrudnionych w “Sowthistlu”, bo tak się zowie firma. Od początku chciał dla mnie pracować, a ja wiedziałem, że bez niego nie byłbym tu gdzie jestem. Szanuję ludzi, jeśli tylko na to zasługują i nieważne czy ktoś jest sprzątaczką czy multimilionerem. Taką też politykę firmową ma “Sowthistle”. Z tych pobudek do końca życia jestem wdzięczny kibicowi Skonto, który uratował mi kiedyś skórę. Wracając kiedyś późną nocą z imprezy na wyjeździe stypendialnym w Rydze, znalazłem się po prostu w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Wyskoczyło do mnie dwóch typków z kosą i zażądali pieniędzy. Nie władałem wtedy zbyt dobrze łotewskim ani nawet rosyjskim, więc miałem jeszcze bardziej przerąbane, zwłaszcza, że za studenta nie posiadałem dużo kasy. Całą sytuację widział jednak z okna swojego bloku wspomniany fan. Palił wtedy papierosa przez otwarte okno i zauważył zajście. W mgnieniu oka zbiegł z bejsbolem i obił porządnie tych palantów. Obiecałem mu wtedy, że jak tylko będę mógł to mu się odwdzięczę. Zostawiłem mu kontakt do siebie i zapamiętałem z tego tylko dwa zdania:
- Wszystko okej? Jestem
Jānis.
Obecna sytuacja Skonto Ryga jest ciężka. Bardzo ciężka. Mamy listopad 2017. Klub od roku nie brał udziału w żadnych rozgrywkach, w 2016 ogłosił bankructwo i wycofanie się z 1. ligi, która jest drugim szczeblem rozgrywek, a całe problemy zaczęły się w 2013 roku kiedy z powodu własnych tarapatów finansowych, z grającego jeszcze wtedy w najwyższej lidze klubu wycofali się sponsorzy. Wszystkie sukcesy, przyczyny upadku i bieżąca sytuacja Skonto dokładnie opisane są
w tym miejscu. Oryginalny klub jest wystawiony na sprzedaż, zaś drugoligowy zespół RTU/Skonto Academy po przenosinach całego personelu, członu nazwy i piłkarzy do tego klubu z upadającego Skonto, wykorzystuje nielegalnie logo i stroje dawnego hegemona. Niezły cyrk, co? I w ten cyrk właśnie wkraczam ja. Kupuję oryginalne FC Skonto jako spłatę długu wobec znajomego, który kiedyś uratował mi być może życie, bo nie wiadomo jak skończyłoby się dźgnięcie nożem, jeśli w ogóle o jednym mówimy.
Przyjechałem do Rygi i poprosiłem Jānisa, aby mi wszystko pokazał i wytłumaczył. Zabrał mnie także na boisko, gdzie mecze rozgrywa RTU/Skonto Academy. Daugavgrīvas Vidusskola (Dyjamencka szkoła średnia), bo tak zwie się placówka edukacyjna, udziela RTU/Skonto oraz innemu drugoligowcowi JDFS Alberts swojego boiska. Znajduje się ono w dzielnicy, której polska nazwa to Dyjament (pochodzi od twierdzy, która zwała się właśnie tak) oraz znajduje się ponad 15 kilometrów od centrum. To zupełnie nie to samo co gra na największym stadionie w kraju, czy 14 sezonów pod rząd zdobywanie mistrzostwa. Ktoś musiał to zmienić.
- Ej no, ale ludzie nie będą mieli nic przeciw? Przecież jak ja odejdę, to klub znowu może popaść w finansową zapaść. Będzie całkowicie zależny ode mnie.
- Nieważne. Kibice i tak będą Ci wdzięczni. Normalnie nikt nie inwestuje w kluby po przejściach, relegowanych z innych powodów niż ostatnie miejsce w tabeli.
- No nic, będę niedługo dzwonił po prawników, aby pomogli mi w całej procedurze kupna klubu.
- Odpuść sobie. Możesz wynająć najzajebistszych prawników w całej Polsce, ale co Ci po tym, jak nie będą znać tutejszych regulacji i przepisów? Załatw kogoś stąd.
- W sumie rozsądne wyjście. Masz jakiś kontakt?
O tym ile czasu to trwało i jak wiele energii na tym poświęciłem pisać nie będę, bo trzeba by było kilkunastu stron. Po kilku miesiącach dopiąłem swego i stało się jasne - Błażej Mlecz został nowym właścicielem dawnego hegemona i absolutnego rekordzisty! Znajomi z branży pukali się po głowie, na szczęście wspierała mnie małżonka, nieliczni przyjaciele, no i Łotysze. Mimo, że tutejsi ludzie żyją hokejem na lodzie czy koszykówką, to gazety sportowe wspominały licznie o odrodzeniu piłkarskiej wizytówki Łotwy. Wyobraźcie sobie, że zdecydowana większość Łotyszów, którzy grali lub grają w Polsce, przewijała się kiedyś przez Skonto. Ulubieniec Kuby Koseckiego “Ten z długimi włosami” lub po prostu grający obecnie w Śląsku Wrocław (nomen omen z Koseckim) Igors Tarasovs, Pāvels Šteinbors z Arki, Valērijs Šabala z Podbeskidzia, Sergejs Kožans; Ivans Lukjanovs i Oļegs Laizāns, którzy trafili do Lechii Gdańsk na mocy umowy o współpracę ze Skonto właśnie, Andrejs Prohorenkovs z Górnika Zabrze, Vladislavs Gabovs z Korony Kielce, Vladislavs Gutkovskis z Niecieczy… Bardzo długo można by wymieniać. Jeszcze dłużej można mówić o wkładzie Skonto w wyszkolenie wielu piłkarzy ze złotego pokolenia, które wywalczyło dla Łotwy awans na Euro 2004. Aż dziw, że takiemu klubowi pozwolono upaść. Nie wyobrażacie sobie chyba, ze nagle taki Lech czy Legia przestają istnieć?
Myślałem, że papierologia i kwestie prawne to lwia część roboty, ale tak naprawdę to była dopiero połowa drogi do sukcesu. Rejestracja w łotewskim ZPN-ie, odebranie zespołowi RTU/Skonto Academy logo i strojów (w sumie i tak po tych wszystkich wydarzeniach cały wkład Skonto z tego tworu został wycofany, pozostało samo RTU), poszukiwania nowego boiska, sztabu, piłkarzy… No i przede wszystkim znalezienie sponsorów. Owszem, sam finansowałem klub, logo “Sowthistlu” widniało w centralnym miejscu na koszulkach, ale nie chciałem abym był jedynym źródłem finansowania, dodatkowa gotówka zawsze się przyda. Czas gonił bo wszystko trzeba było zorganizować przed nowym sezonem. Klub był budowany od zera, ale przede wszystkim na zdrowych zasadach. Na Łotwie są trzy ligi, toteż wszystko zaczynaliśmy od najniższego poziomu.
***
- Kurwa! Jak mogłem się dać tak frajersko nabrać? - zagrzmiałem.
- Co, spytałeś w komentarzu o nazwę piosenki, a wkleili Ci Darude - Sandstorm albo Ricka Astleya? - spytał Ivans, który został jednym z trenerów i jednocześnie pomagał mi w pewnych sprawach.
- Nie. Gorzej. Wynajmujący stadion zapewnili mnie, że nie będzie konfliktu interesu między trzema drużynami. No a oczywiście jest. Dalej jesteśmy bez obiektu, a czas nieubłaganie mija.
- Eeeeh, marzy mi się powrót na nasz dawny stadion. To były czasy! - rozmarzył się Ivans.
- Na to jeszcze będzie czas, Ivans. Teraz musimy zaczynać od początku i zmierzyć się z rzeczywistością. Ciesz się, że w ogóle Skonto FC wróciło.
- Wiem, chociaż żona się wkurwia, że tyle czasu mnie nie ma w domu. Zresztą, kto by tym babom dogodził. Przynosisz hajs do domu to zachwycona, ale coś źle zrobisz to nawija jak Osioł ze Shreka.
- Ty lepiej myśl nad treningiem, wysłałem Edgarsa do Rimi Marketu po kilka zgrzewek wody “Zaķumuiža”. Powinien tu być lada chwila, więc zbieraj chłopaków i jazda na pierwszy trening. Aby Was lepiej zmotywować wynająłem halę Skonto na całe dwie godziny. Ruchy!
Drużynę udało się zebrać bez większych problemów. Wystarczającym haczykiem okazała się renoma klubu, która pozwoliła przyciągnąć wystarczająco dużo chętnych. Dużo wsparcia dawali mi także byli piłkarze tego klubu, którzy na stare lata wyrazili chęć powrotu do Skonto. Na chwilę obecną zgodził się jeden z doświadczonych weteranów - Andrejs Prohorenkovs, który liczy sobie już 40 lat, ale gra na tym poziomie będzie dla niego okazją, aby dalej cieszyć się futbolem, a jednocześnie wspomóc bezcennym doświadczeniem klub, którego jest wychowankiem. Długo rozmawialiśmy, wspominał o czasach gry w Polsce, przytaczał piękne chwile z awansu na Euro 2004… Takich ludzi potrzeba mi do odbudowy Skonto. Nie znalazłem jeszcze odpowiedniego managera, który mógłby odpowiadać za zespół. Wydaje mi się, że to jednak kwestia czasu. Marka Skonto dalej jest uznawana na łotewskim rynku piłkarskim, co pozwoliło przyciągnąć także kilku mniejszych sponsorów. Niestety legendarny Kaspars Gorkšs, który miał na koncie grę nawet w Anglii, zakończył karierę 30. października i nawet nie próbowałem go namawiać do gry w Skonto, gdyż szanowałem jego decyzję. Zreszta Prohorenkovs był jedynym weteranem w kadrze nowego zespołu. Resztę stanowili młodzi piłkarze, po których w sumie nie wiedziałem czego się spodziewać. Z taką wybuchową mieszanką i jeszcze bez stadionu, odrodzone Skonto FC oczekiwało na nadejście nowego sezonu 2018.
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ