To było jak błyskawica. Potężne uderzenie, odłamki szkła przecinające skórę. Blacha rozrywana niczym tektura, mocny wstrząs. A potem ból. Nie, bólu nie było. Było zdziwienie i oszołomienie. I ciemność. Ocknąłem się w szpitalu. Niewiele pamiętałem. Czułem tylko, jakby ktoś rozrywał mi nogę, jakby coś chciało mi oderwać kończynę od reszty ciała.
Co się stało, zapytacie. Nie wiem, mówię Wam, nie wiem. To po prostu się zdarzyło. I tyle. Tak nieszczęśliwe rozpocząłem swój rozbrat z FM-em na dwa miesiące. Oczywiście, gra nie była najważniejszym aspektem mojego życia, miałem wiele innych problemów, miałem za czym tęsknić. Ale FM wbił się w moje serce i od czasu do czasu przypominał o sobie. Nikt nie lubi myśleć, że jest uzależniony, a tym bardziej, że jest uzależniony od gry. I ja nigdy się nad tym nie zastanawiałem. W szpitalu jednak miałem dużo czasu na myślenie, stąd też, chcąc nie chcąc, analizowałem swe uczucia do dzieła Sports Interactive. Odkąd poznałem CM 01/02, pokochałem tę grę i wiernie z nią żyłem. Zawsze wmawiałem sobie, że to po prostu przyjemność, nic więcej. Traktowałem ją jak dyskotekową kobietę, którą się ma i korzysta, lecz nie stanowiłoby problemu się jej pozbyć.
Czy aby na pewno byłbym na to gotowy? Pierwsze parę dni w szpitalu mocno się nudziłem, zacząłem myśleć o FM 2009 i mojej karierze. Grałem Alemannią Aachen, wiele osiągnąłem, lecz wiele jeszcze było do zrobienia. Zacząłem rozmyślać. Kogo ściągnąć do zespołu, jak ustawić taktykę na najbliższe mecze. Tłumaczyłem to brakiem zajęć, nudą. Bo co innego można tam robić? Po dwóch tygodniach zacząłem wspominać stare mecze, przeżywać jeszcze raz emocje. Analizowałem błędy, gratulowałem sobie dobrych decyzji. Wtedy zastanowiłem się - czy to nie jest przesada? Przecież to tylko gra, nie oszukujmy się. Przestań o niej myśleć, no przestań! - wmawiałem sobie. Ale to było mało skuteczne.
Czekając na kolejne operacje, podłączony do kroplówki, która powolutku wprowadzała do moich żył Tramal, moje myśli napełniały się FM-em. Czy jeżeli myślałem czasami o nim, a o zawodnikach wypowiadałem się z estymą, to znaczy, że coś ze mną nie tak? Może tylko ja tak mam, że „zaprzyjaźniam się z zawodnikami”? W umyślę tworzę z nich prawdziwych ludzi, przyjaciół i wrogów. Może dlatego nie jestem najlepszym graczem, może podejmuję decyzję w oparciu nie o logikę, a o uczucia.
Powiedzcie mi, czy odłączyli was kiedyś od około trzydziestu przyjaciół? Bredzę? Może to mój pokręcony umysł, może narkotyczne leki rozchodzące się w żyłach. Nazwiecie mnie uzależnionym. To sam sobie staram dowieść. Mówicie, że powinienem odpocząć od FM-a, wyjść na dwór, poznać kogoś. Nie mówcie, nie znacie mnie. Nie siedzę non stop przy grze, ale jest coś, co powoduje, że o niej myślę. Czy to definicja uzależnienia? Może. W grze mam przyjaciół, mam wrogów, są konflikty, są emocje. Może to właśnie one trzymają mnie przy tym tak blisko. Może to właśnie niezapomniane chwile, czy zwycięstwo z lokalnym rywalem, jakiś puchar, a może szczęśliwy remis powoduje powstanie więzi między mną a tym programem?
Leżąc na szpitalnej pryczy dotarło do mnie, że właśnie tego mi brakuje. Nie samej gry, nie komputera, lecz tego wspaniałego uczucia, które przynosi rozgrywka. Czy to porażka, czy zwycięstwo, to co dzieje się we mnie jest moje i tylko moje. Nikt nie ma do tego dostępu, nikt mi tego nie zabierze. FM to moja odskocznia, moja ciemna jaskinia gdzie mogę się schować, odreagować. To tutaj mogę uspokoić swoje nerwy. Daje mi poczucie separacji, odznaczenia. Dopuszcza mnie do swych tajemnic. Mówię jak nakręcony? Gadam bzdury, głupoty? Dla ciebie to tylko zwykła rozrywka, ot, jakich wiele? Ciesz się, lecz zarazem smuć. Jesteś przeklęty tak jako i ja. Ja zbytnio wchłaniam tę grę, ty za słabo. Ale to nie ja uznam czasu spędzonego przy FM-ie za stracony, Ty zapewne kiedyś tak.
Więc czy jestem uzależniony? Nie wiem. Moi bliscy twierdzą, że nie. W końcu spędzam przy nim maksymalnie dwie godzinki dziennie. A wy? Jak sądzicie?
Gdy wypisano mnie wreszcie ze szpitala, wróciłem do domu, ogarnąłem najważniejsze sprawy, usiadłem do komputera i odpaliłem FM-a. Ale nie, nie zagrałem Alemannią, nie skorzystałem z miliona wymyślonych taktyk czy wzmocnień. Skasowałem plik zapisanej gry. To była przeszłość. W tamtej grze mnie już nie było, przyjaciele mnie opuścili, drużyna zaczęła żyć własnym życiem. Czas na nowe wyzwania, na nową przyjaźń. Na poszukiwanie szczęścia. Czy jestem więc uzależniony? A może zamiast "grać w grę" ja w nią naprawdę GRAM? Ciężko powiedzieć, wiem za to, że teraz, gdy mam już FM 2010, rozpoczyna się nowa przygoda. Gdzie ona mnie zaprowadzi, jak się skończy? Trudno stwierdzić, pewne jest jedno: będę się nią rozkoszował w każdej sekundzie. I nikt mi tego nie zabierze.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ