Artykuły

Jose Tuiziano #2
Loczek 08.05.2012 17:40 11580 czytelników 0 komentarzy
0
Przygotowania do sezonu rozpocząłem od przeanalizowania potrzeb względem siatki scoutów. W sztabie szkoleniowym Sunderlandu roiło się od przeciętniaków, a Jankesi przeciętniaków nie znoszą. No więc, na starcie, do odstrzału poszło sześciu poszukiwaczy talentów. Na ich miejsce, używając wszelkich dostępnych mi źródeł informacji, zakontraktowałem:
 - Willy Sagnol – znany wszystkim z reprezentowania barw Bayernu Monachium. Francuz dostał za zadanie penetrowanie rynku Francji. Parametry do wyszukiwań: przedział wiekowy do 24 roku życia. Chciałem inwestować w młodych. Jak Manchester United.
 - Steve Martin – były trener juniorów drużyn Stoke City i Southamptonu, więc jak nikt inny znał zdolną młodzież w krainie Królowej Elżbiety. Przyszedł do nas całkowicie za darmo i dostał za zadanie skanować rynek brytyjski w takim samym przedziale wiekowym co Sagnol.
 - Jimmy Hampson – przyszedł do nas z West Ham United. 55-letni Anglik kosztował co prawda 100 tysięcy funtów, ale wierzyłem, że nie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Hampson penetrował najniższe ligi w poszukiwaniu zawodników z przedziału do 25 roku życia.
 - Paul Montgomery – poszukiwacz talentów mający w swoim CV takie kluby jak Newcastle United i Birmingham City przybył do nas za 50 tysięcy funtów i z miejsca zaproponował mi kandydatury trzech piłkarzy, których nie udało się przeforsować do poprzedniego pracodawcy.
 - Patrice Loko – Francuz dostał u nas posadę trenera ogólnego. Miał wspierać specjalistów swoim doświadczeniem. Miał też motywować młodą, zdolną młodzież do systematycznej pracy i intensywnych treningów. Patrice Loko jest przecież byłym reprezentantem Francji.
 
Pierwsze dni treningowe po powrocie z urlopów przebiegały nad wyraz spokojnie. Nikt nie skarżył się na kontuzje, zmęczenie czy przetrenowanie. Piłkarze, co prawda, podchodzili do mnie dość sceptycznie, ale to było przecież zrozumiałe. Steve Bruce, mój poprzednik, pracował w Sunderlandzie dwa lata i przez ten okres wprowadził własne zasady, którym wszyscy musieli się podporządkować. Ja miałem inne spojrzenie na rzeczywistość. Chciałem zbawiać świat i napychać chłonne umysły swoją wizją nowoczesnego futbolu.
Na wstępie każdy został przebadany przez naszych fizjoterapeutów. Badaniom podlegała ogólna wydolność organizmu, krew, kał, mocz, motoryka. Każdy dostał zestaw ćwiczeń na siłowni, które miały wzmacniać najsłabsze mięśnie. Treningowi towarzyszyła odpowiednio zbilansowana dieta oraz gotowy zestaw suplementów około treningowych. Najczęściej na rozpisce znajdowały się: odżywki białkowe, gainery, kreatyny, preparaty na stawy i kompleksy witamin. Pomysł zaczerpnąłem z wieloletnich obserwacji Arsene Wengera. Pamiętam jak kiedyś wszem i wobec oświadczał, że piłkarze Arsenalu są na ciągłej diecie i znajdują się pod obserwacją specjalistów z dziedziny dietetyki. Każdy miał możliwość w dowolnych ilościach korzystać z basenu, sauny, masaży i odnowy biologicznej, która znajdowała się na terenie ośrodka. Kastrując plany o obozie treningowym poza granicami Anglii musiałem się skupić na jak najlepszym przygotowaniu kondycyjnym i siłowym.
 Problem organizacji meczów sparingowych rozwiązałem angażując w to swojego asystenta. Black nie był co prawda zachwycony, gdyż Bruce sam zajmował się wszystkim, ale nie zamierzałem z nim dyskutować. Dostał tydzień na załatwienie sześciu – ośmiu meczów kontrolnych. Musiałem mieć szerokie pole do korzystania z zapisków taktycznych, do kombinacji między pozycjami i eksperymentów z ustawieniem.
Treningi były otwarte, zarówno dla kibiców, jak i dla mediów. Nie zamierzałem niczego ukrywać, a dodatkowa promocja drużyny mogła nam tylko wyjść na dobre. Bramkarze trenowali wykorzystując doświadczenie Jerzego Dudka. Polaka miałem w planach obsadzić w roli pierwszego golkipera – przynajmniej na jeden sezon. Dyspozycja Craiga Gordona i Keirena Westwooda pozostawiała wiele do życzenia. Całe życie byli przeciętni i by wypłynąć na szerokie wody potrzebowali dodatkowego kopa w tyłek. Nigel Spik, nasz trener bramkarzy, miał dużo do roboty. Tym bardziej, że zarząd zablokował mi możliwość zakontraktowania nowego trenera golkiperów twierdząc, że Jurek Dudek może śmiało go zastąpić. Podobnie sprawa wyglądała z Materazzim, ale akurat w tym przypadku miałem wystarczający zasób szkoleniowców. Treningi bramkarskie rozpoczynały się na godzinę przed treningiem ogólnym i trwały do jego zakończenia. Ogólnych treningów dziennie były dwa, z czego jeden strzelecki. Fatalna dyspozycja naszych napastników z poprzedniego sezonu nie mogła się powtórzyć.
Od samego początku solidnie pracowali: Saivet i Welbeck, z czego ten drugi za każdym razem powtarzał, że Sunderland to jedynie przystanek w jego karierze. Nie zamierzałem go wyprowadzać z błędu. Logicznym jest to, że Manchester United ma większą renomę niż my. Na całe szczęście innego zdania był wypożyczony z Arsenalu Londyn Nicklas Bendtner. Rosły Norweg posłusznie wykonywał polecenia trenerów, a gdy pytałem go o przyszłość wzruszał jedynie ramionami i odpowiadał, że przyszłość to jedna wielka niewiadoma. I, że gdyby ją znał, grałby na loteriach i obstawiał gonitwy. Black widział w nim drugiego Tore Andre Flo, ale ja bardziej realistycznie podchodziłem do sprawy. Dla mnie liczyła się obecna dyspozycja. A na dzień dzisiejszy najlepiej na szpicy radzili sobie Le Tallec i Welbeck.
Treningi były podzielone na pewne grupy. I tak, najpierw odbywała się rozgrzewka. Rozciąganie, przebieżki, zabawa z piłką. Za tę część odpowiedzialni byli: Loko, Clemence i Bertschin; trenerzy ogólni. Następnie przechodziliśmy do drugiego działu. I tu, odpowiednio, albo był wykonywany trening siłowy, albo techniczny, taktyczny, ogólnorozwojowy, strzelecki. Gradacja nie miała większego znaczenia. Każdy trener miał rozpiskę tygodniową i pewien plan do zrealizowania. Piłkarze zaś musieli podołać wyznaczonym zadaniom.

W międzyczasie do klubu wpłynęło kilka ofert dotyczących wystawionych na listę transferową piłkarzy. Niestety, za każdym razem dostawałem propozycję wypożyczenia za x kwotę na sezon, a później wykup delikwenta za kolejną x kwotę. Lepszy rydz, niż nic, więc akceptowałem wszystko, co było w miarę korzystne.
Okres przygotowań do startu w lidze miał wyłonić pierwszą jedenastkę oraz pokazać mi, kto z drużyny rezerw aspiruje do gry w Premier League. Miałem nadzieję, że po zakończeniu wypożyczeń do drużyny powrócą: Asamoah Gyan i Cristian Riveros, ale warunki wypożyczenia nie zakładały możliwości ściągnięcia zawodników przed okresem wygaśnięcia kontraktu. Chcąc, nie chcąc, do pierwszego meczu przystąpiliśmy w bardzo eksperymentalnym ustawieniu.

W taktyce nie zamierzałem zbytnio szafować. Miałem ustalone dwie strategie – na mecze u siebie i na obczyźnie. U siebie mieliśmy grać bardzo ofensywnie, zaś na wyjeździe normalnie, bez specjalnego murowania bramki. Oczywistym jest, że w spotkaniach z Chelsea czy Manchesterem City musiałem wprowadzić kilka wariantów ultradefensywnych, ale o nich szczerze mówiąc na starcie nie myślałem.
Pierwsze dwa mecze sparingowe to okazja do sprawdzenia indywidualnych umiejętności. Na początku rozegraliśmy wewnętrzną gierkę, która została wpisana w oficjalny terminarz Sunderlandu.

7.07.2012 – Sunderland v/s Sunderland II

Strategia: 4-4-2, nastawienie ofensywne, kontrola piłki. W tym meczu piłkarze mieli cieszyć się grą. Na trybunach zasiadła garstka fanów, a arbiter główny – pan Andy Williams – więcej ziewał niż biegał. Graliśmy pewnie, szanując piłkę i posyłając ją cały czas do przodu. Debiutujący w drużynie Dudek nie miał praktycznie wcale możliwości do pokazania swoich umiejętności. Zwyciężyliśmy pewnie, a bramki strzelali piłkarze, którzy mieli wkrótce nas opuścić.

 
9.07.2012 – Sunderland v/s HSV Hamburg

Strategia: 4-4-1-1, nastawienie ofensywne, kontrola piłki. Stacjonująca w Londynie drużyna z Hamburga przyjechała do nas w najsilniejszym składzie. Ten sparing miał być meczem, w którym oddzielamy chłopców od mężczyzn i segregujemy ich według hierarchii ważności. Zainteresowanie ze strony kibiców przeszło moje największe oczekiwania. Ponad 13 tysięcy sprzedanych biletów na mecz sparingowy to całkiem niezły wynik. W tym meczu bardzo dobrze zagrał środek pola. Pozytywnie zaskoczył mnie Kieran Richardson, który po 70 minutach na boisku został zmieniony przez Saiveta. Jedyna bramka padła w doliczonym czasie gry. Brown zagrał bardzo długą piłkę do Welbecka. Anglik minął na pełnej prędkości Dennisa Aogo, wyłożył futbolówkę na linii pola karnego do Cattermole’a, a nasz środkowy pomocnik z prostego podbicia wpakował ją przy prawym słupku, po ziemi, do siatki. Wygraliśmy skromnie, ale zasłużenie.

  
Klub przydzielił mi służbowe mieszkanie. Nareszcie mogłem się wynieść z zapyziałego Londynu i osiąść tu, na wybrzeżu. Z okna mojego mieszkania widziałem zacumowane statki. Ciasno, jeden przy drugim, tak, aby nie stracić ani jednego cennego miejsca. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, ile kosztuje taki jacht. Black twierdził, że kupić to jedno, ale utrzymać to drugie. Miesięcznie krezusi płacą nawet po trzysta funtów za miejsce parkingowe. Do tego należy doliczyć koszty paliwa, amortyzacji sprzętu. Raz do roku należy takim jachtem popłynąć do, tak jakby, serwisu. Podnoszą łódź w górę i opukują dno, dzięki czemu odklejają się od niego wszelkiej maści skorupiaki i inne stworzonka negatywnie wpływające na ciężar.
W mieszkaniu miałem telewizor, pralkę, aneks kuchenny i łóżko. Nie znosiłem brytyjskiego jedzenia, więc zaopatrzyłem się w papierowe menu skupiające w sobie wszystkie restauracje, bary i pizzerie z całego Sunderlandu. Wystarczyło zadzwonić do firmy zajmującej się dowożeniem jedzenia z każdej knajpy, dać za drogę trzy funty i zapłacić za posiłek. Proste jak budowa cepa. W sklepie spożywczym pod budynkiem nakupowałem wagony papierosów, karton dobrej whiskey, dwie zgrzewki zielonego Carlsberga i jedną żółtego, do tego polską wódkę Belweder i cztery worki gotowego lodu w kostkach. Wszystko skrzętnie upchałem na trzech piętrach lodówki, uruchomiłem zamrażarkę i zrobiłem trochę „szronu” do sorbetów. Amerykańska gościnność nauczyła mnie, że nie należy lekceważyć zachcianek gości. A nóż komuś się zachce czegoś mocniejszego?
Łóżko było w opłakanym stanie. Miało cztery drewniane nogi, dziurawy materac. Pod materacem kiedyś ktoś umieścił szczebelki, ale dzisiaj z dwudziestu pozostało ledwie siedem. Z wyposażenia brakowało poszewek, więc pierwszą noc spędziłem pod gołą kołdrą i lekko podkurzoną poduszką z pierzem. Przed pójściem spać spróbowałem jeszcze uruchomić prysznic. Niestety, dziurawa, gumowa rura lała wodę po całej łazience prócz na mnie. Brakowało lustra, a okno było zabite dwoma gwoździami. Na domiar złego z kratki pod brodzikiem co chwila wyłaził jakiś stawonóg, ogarniał okolicę i właził do niej na nowo.
Uruchomiłem laptopa i odpaliłem swoje notatki. Pierwsze dwa spotkania pokazały mi, że w drużynie brakuje kogoś, kim w Villareal był swego czasu Riquelme. Brakowało mi prawdziwego przywódcy, który poderwie zespół w ciężkich chwilach. Liverpool ma Gerarda, Manchester Rooneya, a Chelsea Drogbę i Lamparda. My mieliśmy za to młodych, nieokrzesanych piłkarzy, którzy mieli zadatki na światowej klasy graczy. Brakowało im tylko oszlifowania.
Tego wieczora sen omijał mnie szerokim łukiem. Ciągle słyszałem w oddali głośne kroki. Siąpiący zewsząd deszcz wygrywał melodię nostalgii, a niebo pruły na wskroś błyskawice. Jak byłem mały, zawsze wchodziłem pod kołdrę do mamy i czekałem, aż burza przeminie. Dzisiaj pozostały mi już tylko wspomnienia i ten dziecinny niesmak. Otworzyłem okno. Wodospad deszczówki zatapiał zasypiający Sunderland. Ulice były puste i ciche. Zupełnie jak mój świat.
 
W kolejnych trzech meczach sparingowych zmieniłem taktykę. Teraz wychodziliśmy w systemie 4-3-2-1, z jednym napastnikiem wspieranym dwoma ofensywnymi pomocnikami – tak zwanymi fałszywymi napastnikami. Swego czasu byłem zafascynowany taką piramidą, gdy w Barcelonie grali Kluivert, Rivaldo i Saviola, a ze skrzydeł nacierał Overmars. Skoro im to wychodziło, dlaczego nie miało by wyjść więc i nam?
Taktyka zakładała następujące elementy: boczni obrońcy mieli za zadanie włączać się do akcji ofensywnych, zaś jeden ze stoperów do akcji zaczepnych. Wymienność pozycji wyglądała tak, że gdy stoper szedł do przodu, defensywny pomocnik schodził do obrony. Gdy boczny obrońca nacierał, skrzydłowy cofał się do linii środkowej, asekurując go. Dwóch ofensywnych pomocników miało oddzielne zadania. Jeden był łącznikiem między środkiem a napadem, zaś drugi był tak zwanym wolnym elektronem. To tylko sparingi, ale musiałem mieć kilka ciekawych alternatyw na mecze z dużo silniejszymi rywalami.
 
11.07.2011 – Kilmarnock vs Sunderland

Nastawienie neutralne, skupienie gry w środku pola.
 W tym meczu było wszystko, czego oczekiwałbym od moich piłkarzy w trakcie sezonu. Wszyscy grali na 3/4 gwizdka, ale wychodziło im to o niebo lepiej niż w poprzednich dwóch meczach. Trzy bramki zdobył Welbeck. Każda była arcydziełem. Straciliśmy co prawda w pierwszej połowie dwie bramki, ale było to wynikiem słabej dyspozycji prawego i prawego środkowego obrońcy. Czasami tak bywa, że mimo dobrej gry ofensywnej ktoś zaszwankuje. Na całe szczęście moja taktyka przynajmniej z przodu przyniosła oczekiwane rezultaty. Szkoccy kibice nie byli zachwyceni. Poleciało kilka butelek, piłek golfowych, sędzia dwukrotnie przerywał mecz. I pomyśleć, że to tylko okres przygotowań...

 

13.07.2011 – Raith Rovers v/s Sunderland

Nastawienie neutralne, skupienie gry w środku pola.
Fenomen Welbecka wytrysnął jak gejzer w meczu, którego arbitrem głównym był pan Circhetta. Młody Anglik aż czterokrotnie trafiał do siatki, pokazując tym samym dwie rzeczy. Po pierwsze, Raith było naprawdę słabe. Po drugie, moja taktyka sprawdzała się przeciwko tak słabym drużynom. Nie wiedziałem czy się śmiać, czy płakać. Jedynym negatywem tego spotkania znów była opieszałość obrońców. Straciliśmy jednego gola. Aż jednego.

 
 
15.07.2011 – Coventry City v/s Sunderland

Nastawienie defensywne, kontrola piłki.
Spotkanie z Coventry tak naprawdę było pierwszym meczem, w którym zagraliśmy na maksimum możliwości. Piłkarze słaniali się na nogach, bo 90 minut w odstępach dwudniowych zabiło by nawet maratończyka. Nie zamierzałem rezygnować z taktyki, ani zmieniać pierwszego składu. Starałem się trzymać starej, żelaznej zasady, która mówi, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Odpokutowałem później za swoje ideologie, bo nazajutrz czterech piłkarzy z podstawowego składu zamiast być na treningu, korzystała - ku swej uciesze - z atrakcji odnowy biologicznej.


Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.