Typical british breakfast w barze "Hot cheese" smakowało dzisiaj wybornie. Maczałem wyschniętą kiełbaskę w fasolce po bretońsku, a później zagryzałem poranną prasę. W kubku stygła zbożowa kawa. W Hot Cheese tego dnia
panna Tori była poddenerwowana. Dwóm klientom oberwało się za nieodniesione talerze. Starszy pan przy ladzie dostał zamiast jajecznicy na bekonie zacierki, a ja trzy razy zmieniałem kawę. Bo była z kofeiną.
Na lepkim monitorze czarnego Packard Bella błyskały animacje Google. Robota leciała mi przez palce. Jeszcze pół roku temu byłem pracownikiem budowlanym u Tupoleva, rosyjskiego biznesmena z Kazania, który zniknął w tajemniczych okolicznościach i po dziś dzień go nie odnaleziono. Później sprzedawałem cieple kanapki na głównym deptaku w Bristolu. Praca lekka i przyjemna, póki nie okazało się, że mięso, które było polędwicą, w rzeczywistości okazało się plastrami padliny ze szczura.
- Kawy? – spytała Tori lejąc mi tę z kofeiną.
- Tak, poproszę – odparłem, słaniając się na łokciach ze zmęczenia.
- Kobieta? Pewnie tak. Znam tę minę. To suka była.
- Wróżka?
- Coś w tym rodzaju.
Smród smażonego bekonu był nie do zniesienia. Wychodząc na zewnątrz odpaliłem Lucky Strike’a. Tylko to mi pozostało po rodzinnym Mukilteo.
Na ulicach Bristolu życie toczyło się zupełnie inaczej. Brytyjski akcent ciął na wskroś poczucie estetyki. Samochody jeździły pod prąd, pociągi na ropę, a w barach zamiast piwa serwowali cidery – coś pomiędzy piwem a winem, lekko gazowane.
- Jose, powiedz mi – Tori odpaliła papierosa szturchając mnie ramieniem – co taki facet jak ty robi w naszym mieście? Przecież Amerykanie nie bratają się z Brytyjczykami.
- A wiesz… tylko krowa nie zmienia poglądów.
Z nieba zaczął siąpić rzęsisty deszcz. Gęste, ciężkie krople parowały na rozgrzanym asfalcie. Momentalnie zrobiło się duszno. Chwyciłem dziewuchę w pasie i przyciągnąłem do siebie. Staliśmy przez moment wpatrując się w siebie jak w obrazek. A później żółta taksówka zmąciła chwilę uniesienia taplając nas świeżym, pachnącym wilgocią błotem.
- Moi starzy zasuwają na taśmie w fabryce Rovera. Ojciec jest brygadzistą, a matka robi na dwa etaty. Narobili nas trochę, więc teraz trzeba to wszystko wykarmić.
- Trochę? – spytałem, puszczając jej pofałdowane biodro.
- Mam trzech braci i dwie siostry. A do tego dwa koty i psa. Myślisz, że pracując tutaj spełniam się zawodowo? Jestem zmuszona do zarabiania na siebie. Taka była umowa. Kończę osiemnaście i wypad z domu. A ty?
- A ja… - przez moment zastanawiałem się czy nie skłamać – mieszkałem w Waszyngtonie. Ojciec pochodził z Afganistanu.
- To po nim masz ciemną karnację?
- Tak, można tak powiedzieć. Ale jego nie znałem. Widziałem go kilka razy na zdjęciach. Wiesz, taka wakacyjna przygoda. Przylecieli z chłopakami do Stanów Zjednoczonych, wzięli dziewczyny na pokoje i tak powstałem ja.
Jose Tuiziano.
- A to nazwisko nie jest przypadkiem włoskie?
- Włoskie. Bo mama wyszła za mąż za Alessandro Tuiziano, bogatego handlarza samochodami.
- To co ty tu robisz? Przecież…
- Bo widzisz, mama z ojczymem całe życie tłukli mi do głowy takie słowa – synu, ucz się jak najlepiej, zdobądź dobry zawód, a później idź do dobrze płatnej pracy. Ale tylko do takiej, gdzie będzie pakiet socjalny, gdzie będą za ciebie opłacać podatki, gdzie będziesz ubezpieczony. Ja natomiast całe życie żyłem marzeniami. Kiedy ojczym proponował mi nowy samochód, ja wolałem pieniądze na wylot na finał Ligi Mistrzów do Paryża. Kiedy dawali mi kasę na nowe ciuchy, ja kupowałem karnet na cały sezon na mecze amerykańskiej Major Soccer League.
- Wariat – Tori chwyciła za klamkę i w powietrze wzbił się smród palonego oleju.
- Wariat – odparłem – to moje drugie imię.
- Chcesz, zapytam Roya czy nie ma miejsca na zmywaku. Kokosów nie zarobisz, ale zawsze będzie co do garnka włożyć.
- Zmywak – parsknąłem śmiechem – wiesz, jestem dobrze wykształconym logistykiem. Z całym szacunkiem do ludzi pracujących na zmywaku, póki co nie jestem w aż tak ciemnej…
- …rozumiem. W takim razie, Joe, do zobaczenia.
Zniknęła za szklanymi drzwiami z naklejką hamburgera.
Tori, typical british Elephant.
Irlandczyk
Nial Quinn dzisiaj miał pełne ręce roboty. Przerysowany Mercedes klasy S, zaparkowany nieopodal, przy miejscu dla inwalidów, domagał się interwencji policji i ubezpieczyciela. To nie pierwszy raz. W zeszłym miesiącu ktoś wywalił mu na dach puszkę farby olejnej. W zeszłe lato zaś cztery opony miały bliskie spotkania ze śrubokrętem. Quinn był obiektem zawiści. Zawiści i zazdrości sąsiadów ze swojego kraju.
Tego dnia wybrałem się na spacer wzdłuż portu. Rzeka Wear pachniała smarem, słoną wodą i wodorostami, a linia brzegowa była ciasno usłana różnej maści statkami. Zawsze marzyłem, by kiedyś, będąc już sławnym, wyruszyć w rejs. Zabrać ze sobą kilka kartonów wybornego alkoholu, najlepsze cygara i tyle kobiet ile zdołam zmieścić na pokładzie. A później dryfować niedaleko brzegu, z muzyką na pełen regulator i delektować się urokami przepychu i barokowego życia.
Zatrzymałem się przy stoisku z rybami i zamówiłem jedną, z ryżem i zestawem surówek. Azjata skasował mnie jak za zboże, ale i tak musiałem coś zjeść. I kiedy pałaszowałem obiad zauważyłem, jak jakiś wątły mężczyzna chodzi dookoła czarnego Mercedesa klasy S, dzierżąc w dłoni kawałek gwoździa, czy pręta. Obserwowałem go uważnie. Po chwili przywarł ostrze do tylnych drzwi, rozejrzał się po okolicy i naprędce wyrył na drzwiach kilkanaście szlaczków. Poderwałem się na równe nogi, dopadłem do miejsca parkingowego. Quinn dotarł do nas po kilku sekundach. Razem sprowadziliśmy wandala do parteru. Ja trzymałem mu buta na grdyce, a on wiązał mu dłonie za plecami.
Radiowóz odjechał. Usiedliśmy przy niedojedzonej rybie. Dwa Cidery zmrożone jeszcze w ten upalny dzień smakowały wybornie. Quinn opowiadał mi o tym, jak się żyje na Wyspach. Mówił o swoich interesach, o tym jak powoli dochodził do wszystkiego, o dotacjach, o pożyczkach. Chłonąłem powieść snując w głowie własne plany na przyszłość. Aż nagle, ni z gruszki, niż pietruszki zapytał:
- A ty Jose? Czym ty się zajmujesz?
- Ja? Jestem, jak by to ująć najdelikatniej, poszukiwaczem.
- Poszukiwaczem? Chyba nie skarbów? – zarechotał odstawiając na plastykowy stół napój.
- Nie. Pracy. Ciężko o taką, jaką bym chciał.
- A jaką byś chciał, co? Pewnie dyrektora, albo, nie wiem, inżyniera budowlanego. Wy, Jankesi, zawsze chcecie piastować najwyższe stanowiska. Najlepiej nie robić nic, a inni niech zasuwają na waszą pensję i emeryturę.
- Wiesz Neill, późno się już robi. Będę uciekał. Niebawem zamkną mi miejsce w którym śpię i…
- …poczekaj – położył mi dłoń na ramieniu – chwila. Pomogłeś mi, teraz ja chcę pomóc tobie. Jakiej pracy szukasz? Znam mnóstwo wpływowych ludzi, może jakoś pomogę?
Niebo pokryło się deszczowymi chmurami.
-
Chciałbym być trenerem piłki nożnej. Albo chociaż pracować w jakimś klubie piłki nożnej na jakiejkolwiek posadzie. Swego czasu byłem opiekunem juniorów w Nowym Jorku, trenowałem szkolne drużyny futbolowe w Waszyngtonie. Moja ostatnia przygoda to żeńska drużyna piłki nożnej w Ohio.
Quinn poruszał uszami unosząc brwi. Wyglądał komicznie.
- Tak się składa – przeczesał grzebieniem palców bujną fryzurę – że chyba mogę ci pomóc.
- Naprawdę? – poderwałem się na równe nogi chcąc całować go po stopach.
- Słyszałeś o
Sunderlandzie? Taki klub z Premier League. Jestem jego prezesem. Niedawno zwolniliśmy menedżera i w tym tygodniu mieliśmy zatrudnić nowego. Akurat nie mam nikogo w planach, więc, jeśli masz ochotę…
- Sunderland? To ta drużyna, do której masowo są ściągani piłkarze z Manchesteru United? Richardson, O’Shea, Brown, swego czasu Keane …
- A owszem.
- …będę o szóstej pod budynkiem klubowym!
- O dziewiątej Jose. O dziewiątej.
Po przejęciu sterów w Sunderlandzie zwołałem zebranie: członków sztabu szkoleniowego, kapitana i wicekapitana drużyny, oraz prezesa. Prezes miał charakter reprezentatywny, bo przy podpisywaniu kontraktu dostałem wolną rękę do prowadzenia drużyny.
Panna Gomez wyposażyła nas w dzbanki pełne kawy, talerze z wybornym sernikiem, długopisy i kartki papieru. Byłem daleki od stosowania wykładów metodą elektroniczną.
Na wstępie przedstawiłem moją subiektywną wizję nadchodzącego sezonu. Wszyscy słuchali z rozdziawionymi ustami, a ja prawiłem:
- W Pierwszej Lidze Angielskiej rządzą bezsprzecznie najbogatsi – wyświetliłem tabelę Premier League - Biorąc pod uwagę fakt, iż nasz budżet nie przekracza sześciu milionów euro, musimy się posiłkować w większości wychowankami klubu.
- Przecież to nie jest tak mało – chrząknął
Black. Skarciłem go spojrzeniem.
- Chelsea wydaje tyle miesięcznie na papier toaletowy, a Manchester na adwokata dla Ravela Morissona. Po przeanalizowaniu drużyny A i drużyny B postanowiłem pożegnać kilku zawodników. Podzieliłem ich na trzy kategorie: nie pasujący do taktyki; za drodzy w utrzymaniu; za słabi. I w kolejności alfabetyczne na listę transferową wystawiłem:
-
Ji Dong-Won-
Ahmed Elmohamady-
Matthew Kilgallon-
James McClean- Wybór mój motywuję chęcią ściągnięcia nowych twarzy – piłkarzy, których od dawna obserwowali moi ludzie na całym świecie. Nazwisk nie podam, ale chciałbym, by szanowny prezes wiedział, iż każdy z nich był skanowany przez całą rundę. Raporty leżą u Pana na stole. W kolejnej tercji odpadną niepotrzebni juniorzy, ale ich listę jeszcze sporządzę.
Konsternacja prezesa trwała kilka sekund. Przełknął głośno ślinę luzując krawat pod szyją i skinął głową, bym mówił dalej.
- Skoro już wiemy kto odchodzi z piłkarzy, to nadszedł czas na sztab szkoleniowy. Nie mam zielonego pojęcia jakimi kryteriami kierował się mój poprzednik zatrudniając tylu trenerów, ale u mnie wszystko ulega zmianie. I tak – uruchomiłem czerwony laser i kropką odpalałem poszczególne nazwiska. W pomieszczeniu panowała grobowa atmosfera. Wszyscy wstrzymali oddech, a ja brnąłem przed siebie niczym Bear Grylls w Puszczy Patagońskiej torując drogę maczetą.
- Panna Gomez w pokoju obok czeka z wypowiedzeniami umowy. Asekuracyjnie zaprosiłem Tomasa, gdyby komuś przyszedł do głowy pomysł wszczęcia powstania. Tomas!
Drzwi do Sali otwarły się z hukiem i w progu stanął potężnie zbudowany mężczyzna. Jego twarz szpeciła ciągnąca się od oka aż po brodę blizna – pamiątka po strzale z kuszy. Tomas oparł się o ścianę, poprawił mankiety w koszuli i strzelił kostkami w dłoniach.
- A teraz zrobimy tak. Ja będę czytał nazwiska. Kto usłyszy swoje wstaje, bez słowa wychodzi do sali obok, podpisuje stosowne papiery. Panowie, dziękuję wam za współpracę. Życie toczy się dalej. O waszym zwolnieniu zostaną poinformowane w pierwszej kolejności kluby z Premier League, w drugiej kolejności z Championship, a w trzeciej z reszty Wysp Brytyjskich i całego świata. Jest mi bardzo przykro, że opuszczą nas:
- Peter Brand
- Mike Clegg
- Scott Ainsley
- Will Royall
- Mark Prudhoe
Uniosłem dłoń w górę i wskazałem im drzwi. Tomas odprowadził przerażonych i smutnych szkoleniowców, a ja brnąłem dalej.
- Wiem. Pomyślicie, że robię czystki jak Stalin. Ale mam na celu wyłącznie dobro klubu. A biorąc pod uwagę fakt, iż od dawien dawna nie osiągnęliśmy dosłownie nic – no, chyba, że za sukces można uznać utrzymanie się w pierwszej lidze – sądzę, że większość z was zgodzi się ze mną. Tu potrzeba radykalnych zmian. No dobra – otarłem strużki potu ciągnące się wzdłuż czoła i policzków – to teraz jeszcze kwestia unowocześnień. Wiem, wiem – zastopowałem sunące się na język negatywne słowa ze strony zgromadzonych – nie stać nas na rozbudowę stadionu, bazy szkoleniowej, czy chociażby obiektów dla juniorów. Dlatego też pomyślałem sobie, że skoro zwolnimy budżet płacowy zwalniając delikwentów – wskazałem na zamknięte już drzwi – to przecież wolne zasoby finansowe warto zainwestować w siatkę skautów, w klub filialny, na zatrudnienie dwóch szkoleniowców spoza Wysp. I tutaj – uwaga – podkreślam, spoza Wysp. Nie chciałbym wdawać się w wycieczki osobiste i rzucać konkretne nazwiska, ale reprezentacja Anglii od lat nie osiągnęła niczego znaczącego na arenie międzynarodowej. Zobaczcie jak wygląda sprawa z Hiszpanią.
- Niemcy mają w większości Niemców w sztabie szkoleniowym – ktoś poszumiał głośnym szeptem.
- Owszem, ale u nich liczy się tylko Bayern, Borussia. A reszta gra o pietruszkę. Jeśli chcecie być dalej taką szarzyzną ligową, szarą dziewczyną w gronie modelek, spaślakiem wśród anorektyków, to proszę bardzo. Ja po pół roku zażądam podwyżki, uwiję sobie ciepłe gniazdko i będę – za przeproszeniem – pierdział w stołek jak większość menedżerów, a całą brudną robotę odwalą za mnie trenerzy, fizjoterapeuci i cała reszta was tutaj zgromadzonych – zakreśliłem w powietrzu niewidzialny krąg.
W pomieszczeniu panowała cisza jak makiem zasiał. Serniki w magiczny sposób dalej siedziały w pit stopach, a kawa już dawno wystygła. Gdzieś pod sufitem krążyła mucha. Każdy ją słyszał, ale nikt nie ważył się podnieść wzrok ku górze.
- Czy ktoś ma coś przeciwko? Nie bójcie się, więcej głów już nie poleci. Każdy, kto został na tej sali, jest w moich oczach uznanym szkoleniowcem. Każdy z Was to zawodowiec, najlepszy fachowiec w swojej dziedzinie. A ja jestem dyrygentem i będę wam pomagał złapać odpowiedni rytm. Razem będziemy tworzyć seksowny futbol i pokażemy całemu światu, że pieniądze nie grają. Pokażemy, że najważniejsza jest drużyna, zgranie, kolektyw.
- No dobrze, ale kogo chcesz sprowadzić zamiast tych, o których wspomniałeś? – podenerwowany Cattermole obgryzał paznokcie.
Nabrałem powietrza w usta i w ciszę posiekał gwizd. Panna Gomez natychmiast wpadła do pomieszczenia wyraźnie podekscytowana. Wskazałem jej drzwi. To była pomyłka.
- Na dzień dzisiejszy do klubu powinno dołączyć dwóch klasowych piłkarzy. Każdy musi mieć ogromne doświadczenie reprezentacyjne, bo tym samym będzie perfekcyjnym wzorem do naśladowania dla najmłodszych. Niestety, większość dostępnych piłkarzy jest już w kwiecie wieku, a inwestowanie naszych skromnych pieniędzy w takich grajków graniczy ze strzałem w łeb z dwururki. Tak więc pomyślałem sobie, że całkowicie za darmo do Sunderlandu dołączą :
-
Jerzy Dudek-
Marko Materazzi- Ten sadysta? Przecież on…
- …Przecież on był podporą reprezentacji Włoch i wieloletnim filarem Interu Mediolan. Popatrzcie na to z innej perspektywy. I Jerzy i Marko są najlepszym dowodem na to, że ciężka praca popłaca. Utrzymywali fenomenalną formę przez niemal całość swojej kariery, dlatego też dołączą do nas, czy to się wam podoba, czy też nie. Panie prezesie, z całym szacunkiem, biorę pełną odpowiedzialność za ten krok. A teraz zrobimy krótką przerwę na papierosa.
Wychodząc z sali udałem się do toalety. Oblegane pisuary przez za szerokich w pasach biznesmenów syczały od prującego moczu. Pierwsze śliwki robaczywki za mną. Nagle poczułem ciężką dłoń na ramieniu.
- Mam nadzieję, że wiesz co robisz, szefie – Bramble wyjął z kieszeni telefon i pstryknął mi zdjęcie.
- Titus?
- Lubię, jak w telefonie przy numerze widnieje zdjęcie.
Przewietrzona sala przywitała nas na nowo.
- Po zakontraktowaniu wyżej wymienionych piłkarzy do naszych szeregów dołączą piłkarze, których kontrakty przygotowaliśmy w przeciągu kilku zeszłych tygodni. Tak więc, w tym sezonie, w naszych barwach zagrają:
-
Shaun Hutchinson – młody i bardzo perspektywiczny środkowy obrońca. Shauna znam jeszcze z występów w juniorskich drużynach szkockiego Motherwell. W tym sezonie będzie grał w drużynie rezerw, a jeśli udowodni swój talent myślę, że będę nim łatał dziury w defensywie w meczach pucharowych. Za ten talent daliśmy 1,1 miliona euro.
-
Roberto Soriano – dwudziestoletni Włoch opuścił Sampdorię Genua za 875 tysięcy euro.
-
Henri Saivet – za tego pomocnika musieliśmy zapłacić aż 3,7 miliona euro. Ale to nie są pieniądze wyrzucone w błoto. Saivet nazywany jest nowym Zidanem, co mam nadzieję udowodni w trakcie nadchodzącego sezonu.
-
Danny Welbeck – po rozmowach z Manchesterem United zdecydowaliśmy się wypożyczyć tego napastnika do końca sezonu. Jest młody, perspektywiczny, mam nadzieję, że wkomponuje się w drużynę.
-
Damien Le Tallec – młodszy z braci Le Talleców nie mógł znaleźć uznania w oczach szkoleniowca Borussi Dortmund. Po wyłożeniu 1,6 miliona euro przeszedł do nas z pocałowaniem ręki. Dla Damiena szykuję rolę jokera. Będzie rezerwowym wchodzącym na ostatnie kilka minut.
-
Carlos Diogo – doświadczony, prawy obrońca. Może występować również w drugiej linii, co udowodnił grając w barwach Realu Zaragoza i Realu Madryt. Warto podkreślić, że za Urugwajczyka nie daliśmy ani złotówki. To sukces pełną gębą naszych skautów.
-
Amr Zaki – doświadczony zawodnik mający ogromne doświadczenie na najwyższych szczeblach rozgrywkowych. Jego poprzedni klub – Zamalek – zainkasował za niego 1,8 miliona euro. To będzie trzeci w hierarchii zawodnik w Sunderlandzie.
Zamoczyłem usta w izotoniku, a później rozwiązałem krawat i odłożyłem go na stole.
- I tak chciałbym, by zrobili wszyscy. Wiem, to oficjalne zebranie i wszyscy winni być na galowo. Ale ja bym chciał, byście czuli się w drużynie przede wszystkim jak przyjaciele, a dopiero w drugiej kolejności jak pracownicy. Także, drodzy goście, krawaty spod szyj, rozpinamy guziki pod grdyką i niech każdy się posili – wskazałem dłonią na sernik – a ja będę mówił dalej. Plan na nadchodzące dwa lata prezentuje się następująco – odwróciłem się w stronę rzutnika i spacją uruchomiłem PowerPointa. Na płaskim, rozsuwanym ekranie wyskoczyły trzy wykresy.
- Chciałbym nadchodzącą rundę zakończyć w pierwszej dziesiątce. Oczywistym jest, że nie mamy szans na mistrza, ale jak urwiemy kilka punktów krezusom z Londynu i Manchesteru, wszyscy będziemy zadowoleni. Drugą rundę chciałbym zakończyć na miejscu premiowanym europejskimi pucharami. Naszym graczom nie brakuje umiejętności. Im brakuje ogrania na arenie międzynarodowej, a co za tym idzie, doświadczenia. I dlatego też powrócę raz jeszcze do nazwisk: Dudek i Materazzi. Kto jak nie oni będą nas motywować swoimi opowieściami?
- Za te powieści będziemy płacić co miesiąc bajońskie sumy.
- Nie. Dudek zadeklarował się grać za 2 tysiące tygodniowo, Marko za 1500. Z tego co się orientuję to juniorzy zarabiają więcej. Dlatego podobne teksty prosiłbym zachować dla siebie. Pewnie chcielibyście wiedzieć co mam w planach na okres przygotowań do sezonu? Nie mamy za dużo pieniędzy, więc pomyślałem sobie, że najpierw zajmiemy się trenerami, później siatką skautów, a później ustalimy reżim treningowy. Niestety – i to podkreślam, nie podlega dyskusji – w tym roku przygotowujemy się na własnym podwórku.
W sali zapanował harmider. Każdy był mądrzejszy, głośniejszy, każdy wiedział nagle wszystko lepiej ode mnie. Gdy mój wzrok padł na prezesa, ten skinął głową i uniósł kciuk w gorę trzymając dłoń przy brzuchu. Tak, by nikt nie widział mojego poparcia.
- Jeśli zrealizujemy 80% tego co zakładam, w nagrodę po zakończeniu sezonu wszyscy dostaną pokaźne premie. Nie będę ukrywał, że planuję zainwestować w te gratyfikacje pokaźną sumę pieniędzy, więc macie dodatkową motywację. Ja mogę jedynie obiecać, że zrobię wszystko, byśmy po raz pierwszy w historii byli rozpoznawani na całym świecie, a nie tylko na Wyspach Brytyjskich. Po zakończeniu sezonu planuję wypad na małe tournee. Chciałbym rozreklamować nasz herb, nasze barwy, naszą markę. Chciałbym, by Sunderland był kojarzony z Premiership jak Clarksson z Top Gear. No dobrze, to teraz nadszedł czas na przedstawienie nowych szkoleniowców. Prawdę powiedziawszy jesteśmy już po rozmowach i wstępne kontrakty zostały już zawarte. Chcąc nie chcąc, za co po niektórych musieliśmy zapłacić. A więc, drodzy goście, w tym sezonie z Wami będą współpracować:
-
Ray Clemence-
Phil Cannon-
Paulo Paixão-
Adrian LambWszyscy zostali wybrani nieprzypadkowo. Zresztą, znacie się z nimi, więc co wam będę więcej opowiadał.
Sala znów wypełniła się szumem szeptów. Bramble uniósł powieki i kręcił z niedowierzaniem głową. Black milczał. Siedział samotnie, w rogu sali, obgryzając nagniotki na prawej dłoni.
- No dobrze. Co miałem powiedzieć, powiedziałem. Czy są jakieś pytania? Nie? To co, jest już późno, idźcie do domów, a od jutra zaczynamy przygotowania. Panie Black – asystent wzdrygnął się jak rażony prądem – pan przygotuje raport dotyczący kondycji i formy przedsezonowej. Kto nie może trenować, ma wrócić na tydzień do domu. Kto ma kontuzję, ma wylądować u fizjoterapeuty. Mam nadzieję, że to zrozumiałe? Nie toleruję leczenia domowymi sposobami. To nie przedszkole. To armia.
Armia Sunderland!
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ