Powoli kończyłem pyszny sernik, który sporządziła moja mama. Jak zwykle robiła pyszne ciasta, ale to udało jej się wyjątkowo. Niesamowite, jak takie małe rozkosze mogą umilić chwile... Nogi trzymałem, a jakże, na stole. Moja ulubiona pozycja. Włączony telewizor, sterta gazet porozrzucanych na owym stole, jakieś brudne szklanki, chyba wczorajsze. Nie podobało mi się to, ale i tak nie miałem ochoty nic z tym robić. Od zawsze leżały na tym stole. To znaczy nie od zarania dziejów, tylko od momentu, kiedy wprowadziłem się do mojego nowego mieszkania przy Neustrasse 24. Dom jak każdy inny na tej ulicy - szeregowiec, ładny balkon, ogródek, który pielęgnowała moja ukochana. Nie sądzę, żeby w najbliższym czasie zmieniło się moje życie. Nie wskazywało na to kompletnie nic. Bild Am Sonntag nawet sugerował, że może zostanę Niemcem. To akurat ostatnie, do czego byłbym zdolny. No może poza samobójstwem, choć i o tym zdarzało się kiedyś pomyśleć. Takie tam szczenięce rozterki.
3 lata. A może się wydawać, że minęło kilka dni. Teraz w mieście nie mogłem się nigdzie ruszyć bez spostrzeżenia, bo przez te "kilka dni" ze zwykłego szarego człowieczka, któremu odbiło, bo postanowił podnieść to miasto na piedestał, stał się niemal burmistrzem. A może już kimś ważniejszym? Nie ja snuję takie teorie, o nie! Media - wystarczy tylko skinąć głową w ramach podziękowania. Lokalne, krajowe. A zdawało się czasem i przeczytać w jakiejś polskiej Piłce Nożnej. Zresztą ten magazyn przeszedł przez te 3 lata rozłąki z krajem spore zmiany - zmiana redakcji, młode twarze, zapaleni pisarze. Byłem na co dzień z PN, zapewniała mi to prenumerata. "Polacy podbijają Niemcy", "Legia Cudzoziemska", a całkowitym porażeniem był tytuł tylnej strony bardzo znanego pisma Fakt - "Zdrada Narodowa", i cały artykuł, jak to jakiś Rutkowski wyjechał z kraju, zamiast starać się być "prawdziwym Polakiem" i zrobić coś w kraju. Gratulacje, wysłałem nawet pismo do redakcji, w samych superlatywach oczywiście. W końcu umiem zachować się honorowo!
Przez cały czas ekran telewizora przesłaniały reklamy niemieckich serwisów komórkowych, love telephone i jeszcze Rufen Sie Jetzt An! Sami se dzwońcie, debile... Magda przez cały dzień harowała w ogródku i plewiła wyściełany korą teren przed domem. Szkoda tylko jeszcze, że nie ma piwka, takiego prawdziwie niemieckiego - Hasseroder? Heineken? Mmm.. to drugie.
- Magda, ja idę do sklepu, zaraz wracam.
- Uhm - odparła, śląc tylko słodkie spojrzenie w moją stronę. Zawsze je lubiłem, chyba właśnie dzięki niemu uznałem, że to właśnie ona będzie mi towarzyszyć do końca moich dni. Poznaliśmy się jeszcze w Polsce, kilka miesięcy przed moim wyjazdem i kursem trenerskim. Po spotkaniu można powiedzieć, że nie było innej możliwości, jak wyjazd na zachód. Oboje stwierdziliśmy, że w naszym kraju z naszymi zawodami nie ma perspektyw. Ona, lekarz - specjalista od chorób nowotworowych, mogła spokojnie znaleźć ciepłą posadę na stanowisku w renomowanym szpitalu, ja - trener drugiej klasy, mogłem szukać klubu na szczeblu od 3 ligi w dół. Szukając miejsca do osiedlenia się, szukaliśmy czegoś zacisznego, a jednocześnie bliskiego jakiejś większej aglomeracji, aby Magda mogła spokojnie pracować w dużym mieście. Dzięki temu ja w każdej wolnej chwili mogłem relaksować się na miejscu, natomiast Magda przyjeżdżała z Dortmundu do Krefeld tylko na weekendy, a czasem tylko co drugi weekend. Teraz na szczęście mieliśmy wolne - ja wysłałem chłopców na urlop, natomiast ukochana postanowiła wziąć trzytygodniowy urlop. Przed kilkoma dniami wróciliśmy właśnie z Włoch, gdzie przebywaliśmy na Rimini. W sumie trochę nam się od życia należy, nie tylko praca i dom. No i ogródek! I tak idąc w ten niezbyt upalny, jak na tę porę roku, dzień, spróbowałem sobie wszystko ułożyć w głowie jeszcze raz. Co jakiś czas przechodzień mówił mi Hei, jakbym był co najmniej najnowszego Merdecesa. Niesłychane, jak z takiego nudnego miasta potrafiłem zrobić tętniącą życiem kolebkę niemieckiego sportu. I to,
kochani moi, wystarczyły na to dwa lata! Przyjeżdżając tu widziałem małą mieścinę na obrzeżu miasta powoli przez nie wchłanianą. Jednak nazwa jeszcze istniała. Potem pewnie zostanie, tylko już jako dzielnica. Akurat to, że tutejszy klub pilnie potrzebował trenera było przypadkiem, gdyż poprzedni został zwolniony w trakcie przygotowań do kolejnej rundy. Oficjalnym powodem była choroba, nieoficjalnym, jak się potem dowiedziałem, była nadmierna skłonność do alkoholu i balowania z drużyną do późnych godzin nocnych w barze Vier Gluck na skrzyżowaniu, jedynym ze światłami w tej mieścinie. Dlatego bar był tak dobrze znany. Ale zacznijmy wszystko po kolei...
"O tak, już jako młody człowiek byłem zapalonym piłkarzem. W latach szkoły średnich grałem nawet w lokalnym klubie, ale po wypadku na treningu przerwałem przygotowania do rundy jesiennej i wakacje zostały zaprzepaszczone. Dlatego postanowiłem wziąć się za trenerkę. Ale nie w Polsce, bo to nie ma przyszłości, tu decydują pieniądze, tam też, ale jeszcze jest łatwiej. Poza tym klub był naprawdę w akcie desperacji, bo piłkarze nie mieli treningów od tygodnia i nie można było ich zostawić na pastwę losu. Tuż po wprowadzeniu się do wynajętego przez nas za zaoszczędzone we wczesnych latach pieniądze, chodziłem patrzeć jak trenują Ci faceci w czerwono niebieskich kostiumach. Nie pokazywali niczego szczególnego, natomiast jeden przykuł moją uwagę - jak kropnął, to piłka najczęściej przelatywała nad ogrodzeniem za bramką. Jeden na trzydzieści strzałów lądował w światło bramki, a co dopiero w bramce. Choć przyznać trzeba, że uderzenie miał atomowe. Dyrektor klubu od razu po rozmowie ze mną powiedział, że nie ma wyboru i nie ma na miejscu nikogo, kogo by mógł wziąć na miejsce tego zwolnionego. Można powiedzieć, że z litości i dla świętego spokoju Rady Miejskiej, dał mi do pokierowania ten team. Najśmieszniejsze jest jednak to, że nie powiedziałem mu nawet, iż jeszcze nie prowadziłem żadnego klubu, ukończyłem po prostu szkołę i tyle. Widać lubił ryzykować. Ryzyko jest jednak wpisane w każdy sport, bez niego nie da się nic, kompletnie nic. Budynek klubu nie przypominał niczego wielkiego. Prostokątny, jak klocek lego, dwa piętra, dość okazały, lecz nic w stylu wielkich klubów - ot taka sobie drużyna niepozorna. Nad wejściem widniał napis Krefeld Fussball Club Uerdingen 1905, w skrócie KFC Uerdingen 05, od nazwy dzielnicy, w której znajdował się klub.
Akurat to pamiętam, o godzinie 17:00, 1 lipca 2003 roku, miałem pierwszą wizytę w klubie. Na następny dzień mieli przyjechać wszyscy klubowicze do miasta, a 3 lipca spotkanie z drużyną. Oho, będzie wrzało! Ubrany w garnitur, krawacik czarny, wypachniały, chciałem się jakoś zaprezentować - w stylu! Z klasą! Przede mną drzwi, białe z tabliczką "Gospodarze". Obok po lewej szatnia sędziego, po prawej pokój ze sprzętem, piłkami, strojami oraz zapasowymi siatkami. Po drugiej stronie na końcu szatnia gości. Ze środka pomieszczenia dochodził gwar. Podobny do tego, jaki słychać w barach koło 22:00. Zapukałem, choć to niewiele zmieniło. Nawet przeszło przez drzwi słowo "Lucas". O tak, to o mnie! No dobrze... Klamka... Lekkie pchnięcie drzwi, gdyż sama klamka nie spowodowała oczekiwanego otwarcia. Pokoik miał wymiary jakieś 8 x 6 metrów, obok przejście do pomieszczenia z prysznicami i toaletami. Po obu stronach ściany były dwie ławki, nad nimi wieszaki na ubrania i kilkunastu facetów/chłopaków, którzy w momencie mojego wtargnięcia spojrzeli się po sobie i na mnie i tak z kilka razy zmieniali obiekt obserwacji.
Całe dwie godziny trwało spotkanie z tymi ludźmi. Jakie było ich zaskoczenie, gdy zobaczyli... Polaka. Spodziewali się Niemca, bo menedżer nic im nie powiedział o mojej narodowości." Minąłem kolejnych ludzi - Guten Tag!! - i znów pusta alejka przede mną, już tylko 200 metrów do mojego ukochanego sklepiku. "Już od początku widziałem strach w oczach. Dyrektorek stwierdził, że mam walczyć o utrzymanie i chyba jego słowa były jak najbardziej na miejscu widząc to, co widziałem w szatni - załamanie, strach i bezsilność. Już na początek
spojrzałem na tablicę klubową z rozpiską meczów towarzyskich. Dobrze, że sprawami organizacyjnymi zajmował się mój asystent, Dietmar Linders. Na pierwszy mecz towarzyski jechaliśmy do Bonn, 4-ligowego średniaka. Autokarem pojechali wszyscy, lecz na mecz zabrakło tylko kilku. Bramkarz jako jedyny nadawał się tylko Sebastian SELKE. To, że obecnie nie mieści się nawet w szerokiej kadrze, to już drugorzędna sprawa, kiedyś był pierwszym bramkarzem. Następnie takie sławy jak Brenny EVERS, Jorg SAUERLAND, sprowadzony za friko Jean DIKA, Jorg SCHERBE, Markus WERSCHING, Mohammed ABDULAI, Alexander NOURI, Orhan OZKAYA, Markus FELDHOFF, Dustin HEUN oraz rezerwowi Reiner SCHWARTZ, wypożyczony z Kaiserslautern, Benjamin BALTES, który w reszcie sezonu był podporą obrony, ZE LUIS, Elyasa SUME, Ahmet KURU, kolega z Werderu Brema, Thomas REICHENBERGER - dzięki niemu przeżyłem mnóstwo wspaniałych chwil, Ahmed CEBE, Andy HABL, Jan TAUER, Christian HEGER, Erdal ERASLAN, Sebastian CLARKE. To była drużyna, która już w pierwszym meczu towarzyskim uległa 1:2, a honorową bramkę z rzutu karnego strzelił Wersching. I do tej pory nie wiem, jak ta drużyna awansowała do drugiej Bundesligi. Zajęliśmy drugie miejsce za Eschborn. Ten rok minął mi wspaniale. Nie ma sensu dokładnie opisywać co wydarzyło się w tym sezonie, ani w przyszłym, gdy awansowaliśmy do pierwszej ligi z 3-go miejsca, ani nawet sezon temu. Mogę powiedzieć tyle, że obecny sezon ukończyliśmy na siódmym miejscu w pierwszej Bundeslidze, pokonaliśmy taką sławę jak Bayern Monachium 2:0. Gazety przez kilka dni nie mogły się nadziwić, jak taki młodziak z Polski spowodował sukces tak małego klubu. A jednak."
- Skrzynkę Heinekena, proszę
- 1 gratis, Lucasm jak zawsze
- O, dziękuję! Jest Pani dla mnie taka miła!
- Wiele Panu zawdzięczam..
Wracałem do domu już bardziej pozytywnie nastawiony do świata, po kilku łykach świat wydawał się jaśniejszy i bardziej radosny. Magda nadal plewiła. Przeszedłem koło niej, dałem całusa i wróciłem do domu na swój fotelik. Nawet wrzuciłem szklanki do zmywarki i nastawiłem na wieczór. I tak mijały letnie dni...
30 czerwiec 2006 roku. Godzina 14:00. Posiedzenie Rady Klubu. Dość spora ława, żyrandol w nowoczesnym stylu. Ja właściwie wszystko lubię utrzymywać w nowoczesnym stylu. Pamiątki klubowe to zwykle jakieś wygibasy, naklejki, koszulki, ale każde z elementem nowoczesności. W tej ławie od lewej:
Henrik HARKE - prezes klubu, troszkę podsiwiały, ale widać, że twardy facet
Martin LÜKEN - dyrektor sportowy, czarne włosy, lat... 35, choć wyglądał na o 20 starszego
Jan MENZEL i Matthias ESCHLER - moi lekarze, na nich zawsze mogę liczyć, gdy tylko przychodzi do jakiejkolwiek kontuzji
Dietmar LINDERS i David JARRETT - moi asystenci. Ten drugi trochę mnie przeraża, Anglik, który na każdym kroku wspomina, że jest zakochany w Prosineckim i jego stylu gry, a obecnie uważa, że najlepszym piłkarzem jest Matt Holland.
Wolfgang MAES, Wolfgang KLEFF, Oliver RECK (specjalista od bramkarzy), Altin RRAKLLI i Sasa CIRIC - moi trenerzy, to pod ich okiem piłkarze trenują jak tylko potrafią. Niewykluczone, że niedługo zdecyduję się na jednak ulepszenie kadry i sprowadzę kilku nowych specjalistów, a niektórym podziękuję. Właściwie to tylko Reck jest specjalistą, ale nie mówię tego głośno, bo pozostali mogliby się obrazić
oraz moi skauci - Dietmar KLINGER, Werner VOLLACK, Franz RASCHID, Miroslav JANOTA (były piłkarz), Arno WOLF i Joachim PHILIPKOWSKI
Radę drużyny tworzyli trzej piłkarze, którzy jak najbardziej na to zasługiwali: Sunday OLISEH, Heiko GERBER oraz Youssouf HERSI.
Zapewne zastanawiacie się, co robią tu te nazwiska, ale to opowiem już później. Zebranie otworzył prezes
- Otwiera się przed nami kolejny okres bytu w Bundeslidze. Przed sezonem na takim samym spotkaniu, tylko w innym gronie, mówiłem, że będziemy walczyć rękami i nogami o utrzymanie, ale dzięki Lucasowi jesteśmy na siódmym miejscu. Przed rokiem walczyliśmy również w Europejskich pucharach i pokonało nas dopiero FC Porto, było drugie miejsce w Pucharze
Niemiec i pokonał nas Bayern. Osiągnęliśmy już wiele. Czy możemy więcej? To cholernie trudne, ale wierzę, że na pewno nie spadniemy. Martin, przedstaw plany finansowe na ten rok.
- Yhm, jasne. Tak więc mamy do czynienia z budżetem rosnącym. Właśnie niedawno przyszedł faks z telewizji satelitarnej i Premiere oraz regionalnej stacji. W sumie wpływy z praw do meczów wyniosły nas 12.000.000 Euro. Dodatkowo bardzo duże przypływy pieniędzy są z biletów z zeszłego sezonu. Właściwie to tylko o 300.000 Euro więcej. W sumie udało się klubowi zarobić ponad 36 milionów Euro, natomiast wydatki to prawie 27 milionów. Jesteśmy o 9 milionów na plusie. Dlatego postanowiliśmy zwiększyć budżet na transfery oraz pensje. To pozwoli na sprowadzenie lepszych zawodników. Przekażemy w sumie 250.000 Euro na tydzień, na razie nie przekroczyliśmy jeszcze 190.000, więc jest dobrze.
- Dziękuję, Martin. Jak panowie zauważyli, w trakcie przerwy postanowiliśmy zainwestować troszkę szmalu i ulepszyliśmy boiska treningowe. Wybudowaliśmy też basen, więc nie będziemy musieli korzystać już z miejskiego. Obok za tydzień otwieramy siłownię. To druga po zamontowaniu w zeszłym sezonie podgrzewanej murawy, tak wielka inwestycja.
- Panie Prezesie - wtrącił Kleff - na jednym z masztów oświetleniowych nie pali się światło
- To już załatwione, nasz cieć, Martin Schmitt, już się tym zajął. Podobno zadzwonił po ekipę. 500 Euro ma to nas wynieść, bo to po znajomości.
Spotkanie trwało jeszcze kilka godzin, sprawy szkoleniowe, jak się czuje drużyna itp., itd. Wyszedłem z niego przemęczony i głodny, bo były tylko paluszki i sok pomarańczowy. Dobrze, że Menzel poprosił o piwko. Dostali je wszyscy. Koło 19:00 wróciłem jeszcze na boiska treningowe. Eschler podrzucił mi wyniki kondycyjne piłkarzy, którzy wrócili z wakacji miesięcznych. Jutro miał się zjawić tylko Eraslan, ale on miał przeprowadzone badania już kilka dni przed odlotem. Dołączy do drużyny za kilka dni. Tymczasem usiadłem na ławce i turlając nogą piłkę przerzucałem kartki. Były uszeregowane alfabetycznie.
- Anders ANDERSSON (M C), 32 lata, SWE
rozważa przejście na emeryturkę, ale wolałbym osobiście, aby pozostał jeszcze w klubie na kolejny sezon. Przyszedł do nas za darmo z Benfici Lisbona, gdzie mieścił się jedynie w kadrze B. Nawet strzelił gola
- Francis BUGRI (AM/F R), 25 lat
za free z Borusii Dortmund. Rozegrał całe 5 meczów w 2. Bundeslidze i strzelił gola, potem nie grał i nie gra do tej pory
- Ellery CAIRO (F R/C), 27 lat, HOL
za free z SC Freiburg przed tym sezonem, strzelił dwa gole w 1 meczu pucharowym, a potem się zaciął i ne potrafił już strzelać bramek
- CHOI Jin-Chul (D R/C), 35 lat, KOR
solidny prawy obrońca, zmiennik Zoltana Sebescena, lecz szykuje mu się wkrótce jeszcze jeden przeciwnik, przyszedł za darmo z Chonbuk
- Geri CIPI (SW/D C), 30 lat, ALB
kolejna darmocha, tym razem z Eintrachtu, jeden ze zmienników dwójki obrońców
- Sebastian CLARKE (M R/C), 21 lat - jest z nami od początku, trenuje z pierwszą drużyną, ale nie ma wielkiej przyszłości mimo swojego młodego wieku. Chyba wszyscy prawi pomocnicy musieliby mieć kontuzję...
- Nikos DABIZAS (SW/D C), 32 lata, GRE
podpora naszej defensywy - solidny i mocno zbudowany Grek z Newcastle, często strzela bramki po rzutach rożnych i wolnych głową
- DANI (F C), 31 lat, SPA
znany Hiszpan z Barcelony, w pierwszej połowie sezonu zdobył 9 bramek w 22 meczach, potem już nie grał ustępując innemu zawodnikowi
- Stefan DEMUTH (GK), 21 lat - wielka przyszłość
bramkarska Niemiec, w niedalekim czasie może być z niego wielki pożytek, na razie trenuje pod okiem Recka i podpatruje swoich starszych kolegów, kupiony z Burghausen
- Goran DRULIC (S C), 29 lat, SIM
Serb, który przyszedł z Realu Zaragoza i na razie strzelił tylko 1 bramkę w 5 meczach. Jeden z wielu napastników, który musi czekać na swoją szansę
- Erdal ERASLAN (D/DM R/C), 28 lat, TUR - też z nami od początku, zmiennik dwóch prawych obrońców, małe szanse na grę w pierwszym zespole, raczej w drużynie B
- Leonel GANCEDO (AM R/L/C), 35 lat, ARG
w drugiej Bundeslidze ofensywny pomocnik i 5 bramek, potem jeden z wielu w szerokiej kadrze, jego poprzedni klub - Osasuna
- Marian GATZWEILER (M R), 21 lat - młody zawodnik, to inwestycja na przyszłość, na razie szkoli się - oby z jak najlepszym skutkiem. Pirmasens zażyczyło sobie 40% sumy od jego przyszłego transferu
- Heiko GERBER (D L), 33 lata
2 występy w reprezentacji Niemiec do dobra rekomendacja, pewna pozycja lewego obrońcy, doświadczenie wniesione z VfB Stuttgart i spokój 33 latka procentuje
- GILMAR (D C), 35 lat, BRA - Botafogo i inne brazylijskie kluby miały być rekomendacją wspaniałej szkoły futbolu. W połowie się spełniły, choć jego podatność na kartki i kontuzje trochę komplikuje jego ocenę
- Peter GRAULUND (F L/C), 29, DEN
kapryśny Duńczyk, który przestraszył się, gdy zaczęto sprowadzać nowych napastników i postanowił wystawić się na listę transferową
- Zbigniew GRZYBOWSKI (F L/C), 30, POL
obok Reichenbergera drugi napastnik w 2. Bundeslidze, gdzie strzelił 13 bramek. Na tym zakończył swój udział i teraz właściwie statystuje
- David HARVEY (DM C), 23 lata, ENG - wychowanek Manchesteru United, niestety z uwagi na dużą walkę o środek pola, musi zadowolić się walką o 2-3 miejsce na swoją pozycję
- Youssouf HERSI (F C), 23 lata, HOL
największa gwiazda naszego zespołu, w 28 meczach strzelił 18 bramek i został wybrany piłkarzem sezonu w Uerdingen, przyszedł za darmo z Ajaxu
- Markus HUSTERER (D C), 23 lata
obok Cipiego drugi obrońca, który walczy o środek obrony, na razie przegrywa z Gilmarem i Dabizasem
- Salif KEITA (F L/C), 30 lat, SEN
Senegalczyk, przybyły z Unionu Berlin, na razie rozegrał tylko jeden pełny mecz i nie zdobył bramki. Nie mam pewności, czy jeszcze kiedykolwiek to zrobi... śmiem powątpiewać
- Erdal KILICASLAN (S C), 21 lat
przyszłość niemieckiego ataku, występy w drużynie U21 i 1 bramka, oby tak dalej się rozwijał!
- Jacek LEWANDOWSKI (AM L/C), 21 lat, POL - Amica pozbyła się niezwykle utalentowanego piłkarza, początkowo miał bardzo duże problemy z aklimatyzacją, ale ostatnio przyznał się gazecie, że już mu u nas dobrze i chce się skoncentrować wyłącznie na futbolu
- Jürgen MACHO (GK), 28 lat, AUT
bramkarz zza południowej granicy, bardzo dobre recenzje w Chelsea, teraz po stażu w Anglii procentuje wspaniałą grą, podstawowy nasz bramkarz
- Markus MÜNCH (D L), 33 lata
przybyły z Panathinaikosu lewy obrońca jest obecnie zmiennikiem Heiko Gerbera, w 1 lidze na razie tylko 3 występy
- Christian NERLINGER (DM L/C), 33 lata
mimo nazwiska, mimo tego, że media
rozpisywały się o tym transferze, jest to tylko rezerwowy - ma twardego przeciwnika w środku pomocy
- Sunday OLISEH (DM C), 31 lat, NIG
to właśnie ten przeciwnik, znakomity zawodnik umiejący huknąć jak z armaty zza pola karnego, pogrążył w ten sposób Leverkusen
- Abdou-Nassirou OURO-AKPO (F L), 24 lata, TOG - zwykły napastnik, przedtem w Oberhausen, obecnie trenuje z pierwszą drużyną, ale nic z niego raczej nie będzie
- Adil RAMZI (AM/F R/L/C), 28 lat, MOR
ofensywny pomocnik, zawsze stara się ciężko pracować w meczu i strzelił już 4 gole w 33 meczach, podstawowy zawodnik tej kadry
- Artim SAKIRI (AM L/C), 32 lata, MAC
bałkańska krew i twarda walka - to jego atuty, jego dośrodkowania sieją spustoszenie w polu karnym, bardzo groźny również ze stałych fragmentów gry
- Jan SCHLOSSER (GK), 23 lata
rezerwowy w Bayernie, rezerwowy w Uerdingen. W 2. Bundeslidze podstawowy bramkarz, zagrał we wszystkich spotkaniach
- Bastian SCHWEINSTEIGER (M R/C), 21 lat
kolejna jasna gwiazda, znakomity w 2. Bundeslidze, teraz musi ustąpić jednak miejsce pewnemu Polakowi, o którym kilka słów poniżej
- Zoltan SEBESCEN (D/DM R), 30 lat
i 1 występ w drużynie narodowej, przedtem Bayer Leverkusen, teraz u nas jako podstawowy zawodnik na prawej obronie - w debiucie... czerwona kartka!
- Sebastian SELKE (GK), 32 lata - 4 bramkarz obecnie, przed 2 laty był pierwszym. Jak ten czas szybko leci...
- Jan TAUER (D/DM L), 22 lata - jeszcze przed 1 sezonem grał w Fortunie Dusseldorf, obecnie jest trzecim lewym obrońcą w drużynie i ma małe szanse na zaistnienie w kadrze na przyszły sezon
- Jorge TORALES (S C), 22 lata, PAR
jeszcze bije nonszalancją, ale u boku Hersiego tworzy zabójczą parę w ataku, znakomita gra głową i strzały z woleja, w pierwszym sezonie i jak na razie jedynym strzelił 12 bramek i razem z Olisehem i Hersim tworzą zabójczy trójkąt
- Piotr TROCHOWSKI (AM R/L), 22 lata, POL/GER
już go podłapała niemiecka młodzieżówka, więc o występach w trykocie z orłem może zapomnieć, a szkoda - pewny punkt prawej pomocy i znakomite dośrodkowania
- VAGNER (DM C), 33 lata, BRA
zmiennik Oliseha, bardzo dobry cofnięty pomocnik, który mimo swojego wieku jest bardzo szybki, choć jego wadą są częste faule
- Markus WERSCHING (AM/F R), 24 lata
w niższych ligach grał regularnie jako prawy pomocnik, teraz musi ustępować Polakowi, w sumie strzelił tylko 4 bramki dla drużyny w swojej historii
- Dariusz ZURAW (D C), 33 lata, POL
pewny punkt obrony, choć teraz dość często przegrywa rywalizację z Gilmarem, za to 2 sezony temu brylował na boiskach 2. Bundesligi i został wybrany najlepszym obrońcą
Mam do dyspozycji również zawodników przesuniętych do rezerw, którzy niestety nie mieszczą się już w kadrze pierwszego zespołu: Jonas AGEN, Alexander JAENISCH, Thomas OLSCHEWSKI - trójka bramkarzy, Steffen DAGELMAYR i Steffen HANDSCHUH - obaj środkowi obrońcy, pomocnik Jose DOMINGUEZ i Saulius MIKALAJUNAS, który postanowił, że zostanie klubowym... lekarzem.
Przejrzawszy wszystkie dokumenty związane z tymi piłkarzami brakowało mi kilku nazwisk. Prawie wszystkich z drużyny rezerw. Skończyły im się kontrakty i postanowiłem, że ich nie odnowię, ponieważ już nie byli
przydatni zespołowi, a tylko pobierali pensje. Tak więc zostali Ci najpotrzebniejsi oraz Ci, których się jeszcze nie udało sprzedać. A polecieli Ci, których spotkałem 3 lata temu w szatni: Markus FELDHOFF (S C), Erdal ERASLAN i Zbigniew GRZYBOWSKI (ich postanowiłem wypuścić z klubu, niech gdzieś indziej znajdą sobie przytulne gniazdko), Thomas REICHENBERGER (S C), Brenny EVERS (D/DM R/C), Orhan OZKAYA (AM C), Alexander NOURI (AM/F R/C), ZE LUIS (D/DM R), Ahmed CEBE (AM/F C), Dustin HEUN (S C), Jorg SCHERBE (D/ DM C) (do niego na zawzse pozostanie sentyment), Marc SPANIER (D/ DM L) (o tym nawet nie pamiętałem), Jean DIKA (D C) (był bardzo niezadowolony), Mohammed ABDULAI (AM/ F L), Andy HABL (D C), Christian HEGER (D C), Michael KEHN (S C). Właśnie Ci zostali dziś bez klubu. Zastanawiam się jeszcze nad Clarkiem i Werschingiem. Szanse mają też Selke i Agen, ale wątpię, czy przedłużę im kontrakty. Zapewne dlatego, że już za dwa dni spodziewam się kolejnego najazdu kawalerii. Kolejna grupa śmiałków będzie starała się przebić do pierwszego zespołu. O godzinie 21:00 wyszedłem z klubu i postanowiłem przejechać się jeszcze po mieście. Wstąpiłem też do Vier Gluck, na małego szybkiego. Policja mnie znała i to bardzo dobrze - fundowałem czasem wejściówki na mecz, więc starali się nie wchodzić mi w drogę. Więc nawet gdyby mnie zatrzymali to tylko po to, żeby chwilę ze mną pogadać o przyszłym meczu. Ledwo przekroczyłem próg klubu, zobaczyłem tłumy, których już dawno nie widziałem w barze. Wszyscy patrzyli się w osłupieniu na telewizor. Trwał ćwierćfinał Mistrzostw Świata - Francja kontra Niemcy. Powinien się już kończyć, a przez ten tłum nie widziałem wyniku, tylko głos komentatora, który ledwo co już mówił. Nagle gwizdek i bar eksplodował. Dosłownie - poleciały dwie frontowe szyby a za nimi stolik, krzesło i kilku ludzi oraz kufle ze złotym napojem. Francja pogrążona przez Niemcy i to 2:0. Wolałem jednak wyjść z baru, zważywszy, że stolik przeleciał tuż nad maską mojego Forda. Wolałem wrócić bezpiecznie do domu i napić się piwa w spokoju. Zastałem Magdę przy telewizorku i szklaneczce Pilsnera. Dołączyłem się i w objęciach czekałem na jutrzejsze faksy.
Zbudził mnie telefon o 6:00 rano. Dzwonili z klubu, że mam przyjeżdżać, telefony dzwonią jak szalone a dziennikarze nie wiedzą, z kim chcą rozmawiać, są w totalnym amoku. Krzyczeli podobno coś o walce o mistrzostwo, czy będę w stanie, czy wygram ligę. Wybuchłem śmiechem, ale rano to dość trudne, więc przepłukałem gardło, pocałowałem Magdę na pożegnanie i wsiadłem do rupiecia kierując się Neustrasse w stronę stadionu. Może mi klub w końcu zafunduje nowe autko?? Przed klubem tłum, jakiego nie widziałem dość dawno. Widziałem tylko kurtki Sport Bild, wóz transmisyjny z Premiere Sport i DSF, jakieś inne gazety lokalne, Bild Am Sonntag - tych musiało nie zabraknąć - takiej partii nie ominą nigdy. I jeszcze wpakują moje zdjęcie na pół strony rubryki sportowej, to u nich normalne. Przyjechałem pod bramę. Sekretarka przeprowadziła mnie przez tłum, ale aby dać upust emocjom skierowałem się w strone ludzi z mikrofonami i usłyszałem taką kakofonię, jak czasem nad moczarami zaczną nadawać żaby. Powiedziałem to co chcieli: "Będziemy walczyć, przyjdą nowi zawodnicy, zobaczymy, jak to będzie" i pospieszyłem do siedziby klubu.
- Trenerze, coś do Pana.
- O 6:15???
- Jak widać tak, przyszedł faks
Greuther Furth potrzebował dobrego bramkarza, a u mnie na ławce siedział Schlosser. Dają 650.000 Euro. Niewiele, jak na takiego przyszłościowego zawodnika.
- Teresa, pisz: milion i jest Wasz.
W tej chwili prezes przechodził obok.
- Lucas, już w pracy?
- Niestety, Teresa mnie zerwała tak wcześnie.
- Bardzo dobrze, dziś jest ciężki dzień. Przyjeżdżają nowi.
- Wszyscy?
- Nie, chodzi mi o to, że przyjdą papiery do podpisania.
- Uhm. To prezes podpisze, ja zajmę się swoimi sprawami.
- No, no. Dobra robota z tymi nowymi. Trzymaj tak dalej, a jeszcze dostaniesz podwyżkę.
- A samochód nowy? Ten się sypie
- E? Co chcesz?
- Hmm.. Jakiegoś nowego Forda
.
- Po południu do odbioru z salonu dwie przecznice dalej, pasuje?
- No pewnie! Dzięki prezesie!
- Zasłużyłeś. Tylko muszę uporać się z robotą papierkową.
Do godziny 12 przyszło chyba z 50 faksów i Teresa dostała niezłego świra próbując je wszystkie okiełznać. W większości to wiadomości od sponsorów, którzy chcą negocjować nowe warunki. Zgłosiła się nawet AGFA z chęcią reklamy na koszulkach na piersi, ale obecnie graliśmy z Fordem i na razie nie mieliśmy w planach zmiany tego. Negocjacji jednak nigdy za wiele. Od tego mamy Hanka Schollera, specjalistę od spraw marketingowych. Ale nie tylko. Przyszły też kontrakty do podpisania. Pierwszy pojawił się 16-latek, Tobias GUNTHER, pomocnik, podobno będzie jedną z największych gwiazd futbolu, tak mówili niektórzy. Rozegrał kilkanaście spotkań na szczeblu nastoletnim w reprezentacji Niemiec i wszystkich zachwycił. O 11:25 przyszedł faks, że 1860 Monachium doszło do porozumienia z Janem Tauerem i za darmo przechodzi do nich. "Z Bogiem" pomyślałem sobie i czekałem na dalsze faksy. Miałem na myśli FAKSY, nie faksiki. Jeden z nich przyszedł punkt 12:00. Khalilou FADIGA naszym piłkarzem. Znudziło mu się życie w Turynie i postanowił spróbować się w Bundeslidze. Kolejny faks to kolejny miodzio - ALEX ALVES. Następnie Kenny CUNNINGHAM, 35 letni prawy pomocnik, zastępca Sebescena podczas jego nieobecności, Jan-Ingwer CALLSEN-BRACKER - dłuższego nazwiska nie mógł wymyślić, to 21-letni środkowy obrońca, podobno ma być złotym dzieckiem - zobaczymy... oraz 16-letni Stephan KERN, kolejny do kolekcji środkowy pomocnik na przyszłość. O 14:00 zadzwonił osobiście menedżer Dustina Heuna i stwierdził, że podpisał on kontrakt z SC Freiburg.
- Naprawdę? To świetnie!
- Bez ironii, proszę, nie poznaliście się na jego talencie, to teraz poczekamy na bezpośrednie spotkanie.
- Chodzi o to, że będziemy siedzieć obok na ławce, jako trener i rezerwowy?
- Nie dziwię się, że wolał odejść.
- Nie dziwie się, że do słabszego klubu - odparłem najszybciej jak mogłem
- Nie życzę tej drużynie niczego złego, ale opanuj się, człowieku, sodówa ci do głowy uderzyła!
- Aha, komu? Kto prawie nie wszedł w dupę prezesowi, żeby tylko Heun u nas grał jako junior przechodząc z 6 ligi?
Wyłączył się, na całe szczęście. Wystarczyło kilka mocnych argumentów. Tak to zwykle bywa z mięczakami.
Patrząc na rozpiskę byłem przerażony. Nie mam zaplanowanych żadnych sparingów. Już miałem złapać za telefon, gdy on sam zadzwonił. Była 19:00, a ja od pół dnia siedziałem, więc nie miałem ochoty na niezapowiedziane telefony.
- Taak? Lucas.
- Eraldo Garcia, menedżer Mario Silvy.
- O, witam!
- Po przedyskutowaniu warunków postawionych przez pana i przez FC Porto, postanowiliśmy się przeprowadzić. Witam w drużynie, panie Rutkowski.
- Wspaniale! Ale przynajmniej mam dziś same dobre wiadomości!
- Wieczorem prześle faks do podpisu.
- Nie ma sprawy, czynne całą dobę - rzuciłem żartem i koleś pał ze śmiechu, aż zerwał połączenie. W tej Portugalii to chyba wystarczy kiwnąć palcem, aby wzbudzić śmiech, czy co? Tak więc Mario SILVA został naszym kolejnym zawodnikiem. Ruszyłem ponownie w stronę rozpiski. Dobiegała 21:00 gdy kończyłem planować treningi i sparingi na przyszły miesiąc. A telefon zadzwonił ponownie.
- Ciao, amico, come stai?
- Że co niby?
- A... pardon, pan po niemiecku. Bartoli, z Włoch dzwonię?
- A że tak się spytam, interesuje Pana mój zawodnik?
- A chyba Pan nie pamięta, jak ostatnio wysyłał faks do mojego klienta z warunkami kontraktu.
- Bojinov?
- W rzeczy samej. Postanowił, że zgodzi się na te kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, mimo, że chciał więcej.
- Kapitalnie. Kiedy przyjeżdża?
- Już jest, szuka hotelu.
- Ha! Cool. Faks już idzie, to od pana?
- Tak, właśnie wysyłam. Tyle tylko, że dopiero za miesiąc będzie on do pańskiej dyspozycji. W sierpniu.
- Uhm, wiem.
- No to ciao, będziemy w kontakcie.
- Tak, tak, czjajo amica, czy cuś.
Niebezpiecznie moja kadra się rozszerzyła do nieziemskich
rozmiarów. Już wieczór, a ja jeszcze nie zadzwoniłem do klubów. Nieważne, zadzwonię jutro i poumawiam się. Valerij Emilov BOJINOV, 20-letni napastnik, gwiazda Lecce, w naszych rękach. Cóż on wyprawiał na boiskach Serie A. Wypożyczany do Udinese przez dwa sezony teraz mam nadzieję, da pokaz formy. Tymczasem czekały mnie ciężkie rozmowy z szefami klubów, mające na celu zorganizowanie tournee oraz towarzyskich meczów u siebie.
Na drugi dzień było wszystko ustalone. Jutro wyjeżdżamy do Rosji i tam rozgrywamy sparingi z Lokomotivem, Anzhi Mahaczkala, Rotorem Wołgograd i Shinnikiem Yaroslavl. Następnie 20 lipca mały turniej z udziałem VfL Bochum, Hannoveru i Karlsruhe. Mogłem spokojnie jechać do domu i przygotowywać się do wyjazdu do Rosji...
Tuż przed wylotem na lotnisku spotkałem Domingueza. Był smutny, zwieszona głowa
- Przykro mi, że nie mogłem pomóc. Chcę już skończyć karierę. Dziękuję za ten ostatni okres.
- Niespodziewałem się tego. Dziękuję też tobie, fajnie się z tobą gadało, szczególnie na piwku przy meczach w TV.
- Pamiętasz Franka i jego jazdę z krzesłem?
- No ba! My już lecimy, trzymaj się stary!
- Do widzenia trenerze.
Jeszcze w samolocie okazało się, że dziś jest ważny dzień - losowanie drugiej rundy pucharu InterToto, w którym nasza drużyna miała brać udział i zupełnie o nim zapomniałem! A przecież mamy tyle sparingów. Będzie trzeba je odwołać, niestety. Dzisiejszy mecz z Lokomotivem jednak będzie musiał się odbyć. Jarrett był na tym losowaniu, rozmawialiśmy przez telefon.
- I co? I co? Kogo mamy?
- Czekaj, losują dopiero.
- Jest!
- Co jest, kto jest???
- Gramy z maltańską Valettą!
- Uo matko! To ich pojedziemy na maksa!
- I jakie widoki! Wspaniały przeciwnik.
- Tak, teraz wybacz, muszę odwołać tournee po Rosji, po meczu z Lokomotivem wracam do kraju i lecimy na Maltę (?)
- Tak, pierwszy mecz u nich.
Tak jak myślałem. Przylecieliśmy do Moskwy, odbyliśmy trening i co? Nerlinger zderzył się z Bugrim i pierwszy wyleciał na 2 miesiące, drugi na miesiąc. Dobrze, że to nikt z podstawowej jedenastki, bo by mnie szlag trafił. Nadeszła godzina meczu. Dowiedziałem się z mediów, że oprócz mnie grały też Oberhausen z Dynamem Kijów i Hannover 96 z Olimpique Marsylia. W zasadzie same silne pary. Nie liczyłem na wygraną, chciałem sprawdzić nowych gniewnych.
Macho - Dabizas, Gilmar, Gerber, Choi - Oliseh - Ramzi, Trochowski, Fadiga - Alex Alves, Hersi
Ta jedenastka wybiegła na stadion.
Już w 11 minucie okazało się, że jeszcze nasi ukochani nie mają rytmu meczowego, bo jakiś Prichonko strzelił nam gola w 11 minucie. NA szczęście Oliseh przywalił z wolnego w minucie 20. W 58 minucie ponownie jakiś Goncharov postanowił z naszej bramki zrobić sobie tarczę i postrzelać, a Macho podczas dośrodkowania chyba pomarzył sobie o tej Malcie. W 65 minucie po dośrodkowaniu sędzia gwizdnął, gdy w polu karnym ktoś popchnął Hersiego. Ten teatralnie upada, a sędzia gwiżdże jedenastkę. Trochowski podchodzi do strzału, strzela w prawy róg... GOL! I jest 2:2. Pod koniec meczu zrozumiałem, czemu tak łatwo sprzedali mi Alexa Alvesa. Dwie stuprocentówki zmarnowane. Dobrze, że w 90 minucie potrafił strzelić do pustej bramki! 3:2 dla naszych i mogliśmy spokojnie szykować się na Maltę.
Sobota, 8 lipca, nadeszła nawet szybko. My byliśmy gotowi na batalię, natomiast przyszła wiadomość do klubu, że FC Koln oferuje milion Euro za Schlossera. Powiedziałem Teresie, żeby się zgodziła, bo kasa się przyda, a tymczasem do sztabu dołączył Thomas STICKROTH, nowy scout, który wspomoże poszukiwania nowych gwiazd futbolu. Na boisko wybiegła ta sama jedenastka, co w meczu z Lokomotivem. Traktowałem to jako kolejny sparing. Kto by się spodziewał, że do 45 minuty będzie 0:0, a od 44 graliśmy z przewagą 1 zawodnika? Musiała nadejść 89 minuta, gdy po dośrodkowaniu Hersiego, Ramzi przywalił z woleja obok bezradnego bramkarza. Wyjechaliśmy z Malty w mieszanych nastrojach. Lecieliśmy nad Alpami i te szczyty kojarzyły mi się
tylko z sukcesem mojej drużyny. Tylko w zasadzie nie miałem podstaw, żeby o takich rzeczach myśleć. Drużyny chyba jeszcze nie miałem, żeby marzyć o sukcesie. Dojechałem na miejsce, do Uerdingen, do siedziby klubu i padłem na fotel w moim skromnym gabinecie. Na ścianie w gablocie wisiały herby klubów, z którymi mieliśmy okazję rozegrać kilka meczów towarzyskich z drużynami zagranicznymi. Na środkowym miejscu było FC Porto. Pamiętam, jak w Portugalii po dramatycznym meczu przegraliśmy 2:4. To był jeden z najlepszych meczów, jaki udało nam się rozegrać. 8 lipca pojechałem do Monachium obserwować losowanie 1 Rundy Pucharu Niemiec. Los na wstępie przydzielił nam znanego rywala z 3 ligi, Dynamo Drezno. Żółto-czarne pasy ponownie przyjadą na Grotenburg Stadion. Tym razem już zmierzą się z o wiele silniejszym rywalem, niż kiedyś.
Tymczasem nazajutrz miało dojść do wielkiego meczu. Niemcy - Argentyna w finale Mistrzostw Świata. W półfinale pokonali Amerykanów 2:0 i teraz na własnym stadionie przy własnej publiczności mieli zmierzyć się z potęgą futbolu z ameryki południowej. Usiadłem przed telewizorem i postanowiłem poddać się także emocjom oglądania tego spotkania. Niemcy wystąpili w bardzo eksperymentalnym ustawieniu: Wiese - Nowotny, Hartmann, Rau, Fritz - Bierofka, Ballack, Kehl, Deisler - Scheid, Klose. W 13 minucie meczu, chyba jak najbardziej pechowej, Solari uderzył zza pola karnego, piłka trafiła w głowę Kehla i wpadła obok zdezorientowanego Wiesego. Cała publika zamarła. Publika już całkiem przestała się odzywać, gdy sędzia z Hiszpanii pokazał Nowotnemu czerwony kartonik. 42 minuta, dośrodkowanie D'Alessandro i Tevez z pierwszej piłki posyła piłkę w długi róg. Prawie 82 tysiące kibiców nie wiedziało, co robić. Te 15 tys. z Argentyny wiwatowało już sukces. W 78 minucie Saviola zakręcił w polu karnym Rahna i zrobiło się już 3:0. Gdy w 94 minucie można było usłyszeć cichą radość, a reszta kibiców wyszła już przed końcem spotkania. Ja mogłem spokojnie ten mecz oglądać, gdyż i tak czułem się Polakiem, a Polska przegrała w grupie wszystkie swoje mecze i jeden zremisowała - Włochy i Iran, a remis z Jamajką. Na razie był czas na odpoczynek...
10 lipca pożegnałem oficjalnie na spotkaniu w cztery oczy Schlossera i powiedziałem, że mam nadzieję, że w FC Koln będzie mu się dobrze grało i życzę mu sukcesów. Teraz oczekiwałem na spotkanie rewanżone z Valettą. W sumie w ogóle tego spotkania się nie obawiałem, bo byłem pewny awansu. Zresztą która drużyna nie byłaby pewna awansu grając z outsiderem Europy? Może jakiś klub z Fidżi... Kilka zmian nastąpiło w składzie - zamiast Alvesa wystąpi Cairo, Choi ustąpi miejsca Cunninghamowi, natomiast Gerbera zastąpi debiutant, Mauro Silva. Co to dało? Bezbramkowy remis!!! Taka myśl mi przeszła, gdy po pierwszej połowie taki był właśnie wynik. Dopiero w 79 minucie Cairo zdobył bramkę po dobitce strzału Ramziego. Natomiast po drugiej żółtej kartce Gilmar w 3 minuty później został usunięty z boiska. W 89 minucie padłem ze śmiechu, jak Camilleri pokonał Macho i było 1:1. Po prostu prawie nie spadłem z ławki, a prezes z trybun o mało co nie przebiegł przez barierkę i nie wszedł na boisko zrobić porządek z drużyną. To było po prostu żenujące. Styl, w jakim grali moi zawodnicy. Porażka. Teraz w 3 rundzie czekać nas będzie NEC Nijmegen. Rozumiecie, dostaniemy w dupsko od cieniasów z Holandii!
- Koledzy, za piętnaście minut wychodzimy na boisko. Warto by było skopać dupy tej depresji. Pokażemy im niemiecki futbol. Kto dziś zagra? Macho, ty się o pozycję bać nie musisz. Lewa - Gerber, prawa - Sebescen, środek - Żuraw i Dabizas. Darek, a tylko zawalisz to spotkanie, to sadzam ci dupsko na ławce, albo na trybunach, kapisz?
- Aj aj, captain!
- Oliseh, ty wiesz, gdzie masz grać. Sakiri, lewa pomoc, Trochowski - prawa, w środku dziś Fadiga. W napadzie Hersi i Dani. Kto wygra mecz?
- My
- Kto?
- My!!
- Kto??
- My, my, my, ooo ooo ooo!!!
- O to właśnie chłopcy chodziło - ciśniemy ich, mocno, jak najmocniej.
Fadiga, Dani i Hersi - ta trójka pokonała
bramkarza NEC i wywieźliśmy nie tylko cenne zwycięstwo, ale i wysoką zaliczkę przed rewanżowym meczem u siebie. Nazajutrz w Bildzie w małej rubryce w dziale sportu tytuł: "Znów na fali? - KFC Uerdingen pokonało wysoko NEC Nijmegen w 3 rundzie pucharu Intertoto 3:0, bardzo dobrze wypadł nowo pozyskany Fadiga, a także odstawiony na bok Dani. Czy to zwycięstwo może prorokować dobrą postawę w lidze?" Będziemy musieli się o to postarać. Z taką kadrą, jaką obecnie posiadamy, to powinniśmy powalczyć o wysoką pozycję, niestety drużyna nie jest jeszcze tak bardzo zgrana, na jaką się wydaje. Potrzeba jeszcze sporo czasu i wielu godzin treningów pod okiem fachowców, aby można było mówić o sukcesie. Tak mi się tylko wydaje. Pociągnąłem kolejny łyk Heinekena. Położyłem nogi na ławie, zbliżała się 23:00 i skrót wydarzeń piłkarskich w DSF. Nie wiedziałem, że Dani już tak szybko nauczył się mówić po niemiecku...
Postanowiłem jeszcze tego wieczora złapać za telefon i zadzwonić za granicę.
- Halo? Andrzej?
- Tak, słucham
- Łukasz z tej strony, z Krefeld dzwonię
- O, witam. W czym mogę pomóc?
- W przygotowaniach do sezonu. Może macie ochotę na małą gierkę u was na Wojska Polskiego? Możemy jutro przyjechać i zagrać sparing, a za tydzień wy wpadniecie na nasz koszt, co wy na to?
- W zasadzie to mamy już sparing ze Zniczem Pruszków, ale taki przeciwnik nie trafia się na zbyt często.
- A młodzi będą mieli szansę pobrania autografów np. od Daniego, czy Oliseha. To jak, wpadać jutro do was?
- No ni ma sprawy, ja wszystko załatwię, może być o 20:00? Wcześniej druga drużyna gra z Milanem Milanówek.
- Dobrze, jutro o 20:00 się widzimy. A jak sprawy ogólnie idą?
- Kiepsko, pieniędzy nie ma, jak to zwykle, Svitlica odszedł, Keiłbowicz się waha, tak samo Saganowski, Nantes go ściga.
- Powodzenia życzę, pogadamy jeszcze jutro. Przynieś dobre piwko.
- Okocim Ci postawię, założę się, że dawno nie piłeś
- Prawda, tu tylko łykam Heinekena.
Spotkanie towarzyskie było załatwione. Wystarczyło wyruszyć do Warszawy.
Przez 90 minut było 1:1 po golach Jelenia i Fadigi. Ustaliliśmy, ze będizemy grali również dogrywkę i, jeśli będzie trzeba, rzuty karne. Dlatego mecz trwał nadal. 863 widzów z krytej oglądało to całe spotkanie. W 115 minucie było pewne, że nie będzie karnych. Hersi uprzedził obrońcę Legii i z narożnika pola karnego posłał piłkę do siatki obok Boruca. Po meczu poszliśmy wszyscy - Legia i my do pubu i wypiliśmy pyszne piwko. Nie mogliśmy przesadzić. Za dwa dni rewanż u siebie z NEC.
Skończyło się skromnie, 2:1 po bramkach Hersiego i Alvesa, oni tylko z karnego zdobyli bramkę. Niestety najgorsze było przed nami. W półfinale czekała na nas słynna AS Roma. Marzenia o Pucharze UEFA sięgnęły kresu. Jednak całe Krefeld myślało inaczej - szykowało się na przyjazd Włochów. Mówiono o komplecie publiczności, choć nie wierzyłem w to. Dzieciaki już szykowały swoje mazaki i plakaty z gazet, żeby zdobyć autografy i móc zobaczyć swoich idoli. Dzięki Rzymianom, a może przez Rzymian nie przyjedzie do nas Legia. Akurat za 3 dni zjawi się tutaj kto inny, większy. Nie miałem żadnych nadziei na pokonanie Romy, to było ponad możliwości naszej drużyny, ale przynajmniej szykował się wspaniały mecz, a potem wyjazd do stolicy Włoch i gra na Stadio Olimpico.
W zasadzie wynik można uznać za sukces. Po bramkach Hersiego dla nas i Semlera dla Romy mieliśmy remis. Do awansu brakowało w zasadzie wygranej we Włoszech co było akurat niemożliwością. Jechaliśmy do Włoch po prestiż, pokazać dobry futbol i walkę. A co najgorsze, te cholerne Rzymiany prawie nie zabiły mi dwóch ludzi - Sakiri'ego i Hersi'ego. Dwóch zawodników z podstawowej kadry nie pojedzie. Na szczęście Menzel przynajmniej mnie w połowie uszczęśliwił. Hersi tylko przez jeden dzień będzie nieobecny na treningu.
Stadio Olimpico nie było wypełnione do ostatniego miejsca, ale czuć było tę atmosferę. Wielkie widowisko, przechodziły po nas dreszcze. To miał być wielki mecz. Już w 3 minucie groźny strzał zza pola karnego wykonał Emerson.
Następnie akcja nasza w 7 minucie. Gerber wykonuje aut, podaje na lewo do Lewandowskiego, który zastąpił Sakiri'ego, piłkę wybija Candela i tak dwa razy. W końcu Lewandowski wyszedł na czystą pozycję, dośrodkował w pole karne do Hersi'ego, a ten z pierwszej piłki nad bramkarzem posłał piłkę do bramki! Szok, stadion zamarł. Na tablicy świetlnej pojawiło się GOOOOOL i zaraz 0:1 Hersi '7. Teraz już tylko bałem się, aby Roma nie rozwaliła nas 10:1. Ku mojemu zdziwieniu dwie akcje przeprowadzili nasi. Najpierw Oliseh, a potem Lewandowski strzelali, niestety nad bramką. A w 11 minucie także Torales, dziś grający zamiast Alvesa. Minutę później ponownie Torales zakręcił się w polu karnym z piłką, z pół obrotu oddał strzał, ale Pelizzoli był tym razem na miejscu. To się zemściło w pechowej minucie po piekielnym strzale Montelli będąc sam na sam z Macho.Dokładnie minutę później ten sam zawodnik znalazł się na identycznej pozycji, ale tym razem Macho zdołał odbić piłkę na rzut rożny. Tyle tylko, że De Rossi znakomicie wykorzystał ten rzut rożny i w 15 minucie przegrywaliśmy już 1:2. To oczywiście Romie nie wystarczyło. 18 minuta, Montella i kolejny rzut rożny. Tym razem od De Rossiego lepszy był Lewandowski. Piłka odbiła się od Żurawia i rzut rożny po raz trzeci. Tym razem wykorzystał go Dacourt. Na szczęście Roma trochę rozluźniło szyki, co wystarczyło, aby dośrodkowanie Hersiego wykorzystał Torales i głową w róg bramki skierował piłkę w 28 minucie. Minuta numer 31 i bramka numer 6 - Semler dobija piłkę po strzale Toni'ego. Wbrew przewidywaniom włoskich komentatorów, nie padło w 1 połowie więcej bramek, ale i tak 6 goli w pół godziny zdarza się wyjątkowo rzadko. Byłem zadowolony mimo wszystko. Strzelić dwa gole Romie to sukces. To mi nawet wystarczyło. Poklepałem zawodników w szatni i kazałem im skopać jeszcze kilka dup na boisku. Żuraw jeszcze zechciał wpakować swojaka - piątą bramkę już w 83 minucie, ale to nie zrobiło już na mnie wielkiego wrażenia. Zważywszy, że Hersi postanowił się odwdzięczyć po dośrodkowaniu Toralesa w 87 minucie. Wynikiem 5:3 zakończyło się to spotkanie. Wracaliśmy z podniesionymi głowami. W domu nam wiwatowali. Gazety mimo porażki, mówiły o nas same ciepłe słowa.
"Jako pierwsi prezentujemy wywiad z Valerim Bojinovem, nowym napastnikiem Uerdingen 05. Z naszym gościem rozmawiał Steffen Müller.
- Masz 20 lat, siedemnaście występów w narodowej reprezentacji i 3 strzelone gole, potrafisz strzelać obiema nogami i trafiłeś do Uerdingen.
- Czy to stwierdzenie do czegoś zmierza?
- Wyjaśnij nam, mówiąc prosto, skąd się wziałeś?
- Mama kiedyś mówiła o kapuście i niech już tak zostanie.
- Skąd takie zamiłowanie do futbolu?
- Przyszło w czasie Mistrzostw Świata w USA w 1994 roku. Pamiętam znakomicie te występy Stoichkova, Balakowa czy Peneva. To byli dla mnie idole. Jak teraz Raul czy Van Nistelrooy. To była wspaniała drużyna ze wspaniałymi talentami, którzy sprawdzili się też za granicą, chociażby w słynnej Barcelonie. Właśnie tam w przyszłości chciałbym grać, jak Hristo.
- Już jako nastolatek trafiłeś do Lecce. W wieku 15 lat zadebiutowałeś w kadrze.
- Trener już od początku widział, że będzie ze mnie wielki piłkarz i dawał mi grywać nieznaczące końcówki spotkań. Mając 15 lat zagrałem raptem dwa razy, ale potem coraz częściej dostawałem szansę gry. Potem wstawiło się Udinese, które chciało mnie wypożyczyć. Bardzo chętnie skorzystałem z okazji szkoląc się pod okiem znakomitych fachowców. Bardzo wiele zawdzięczam Lecce.
- To dlaczego postanowiłeś przyjechać do Niemiec?
- Ten klub ma wielkie aspiracje, tak jak ja. Ma też wspaniałych piłkarzy w swojej kadrze. Zauważyłem, że klub ten promuje piłkarzy, którzy w poprzedniej części kariery nie zachodzili za wysoko, jak Sakiri, Hersi czy Torales. Ostatnia dwójka tak jak Lewandowski czy Trochowski są młodzi. Myślę, że siłą zespołu będzie młodość połączone z doświadczeniem Oliseha czy Gerbera i Sebescena. Będę walczył o miejsce w kadrze choć wiem, że będzie
trudno pokonać Toralesa i Hersiego.
- Jak odebrałeś atmosferę w drużynie?
- Bardzo miło zostałem przyjęty. W zasadzie nie miałem problemów z aklimatyzacją. W końcu wielu Bułgarów grało lub nadal gra w Bundeslidze, chociażby Balakov albo Hristov.
- Po dwóch kolejkach prowadzicie stawce. Uda wam się utrzymać tę pozycję do końca rundy jesiennej?
- Będzie ogromnie ciężko, bez żadnych ogródek powiem, że faworytem jest jak zwykle Bayern, choć ostatnio pozbył się asa, Davidsa i teraz w drużynie panuje nerwowa atmosfera, którą rozpoczął Santa Cruz swoją wypowiedzią w prasie. Ale myślę, że to nie zmienia niczego i fotel lidera będzie trudno odebrać Bawarczykom.
- Czy suma 29,500 Euro za tydzień nie jest zbyt wysoka?
- Dobry piłkarz ceni swoje umiejętności, ja także."
Przynajmniej potrafi się wypowiadać. Pamiętam wywiad z Żurawiem rok temu:
- Czy wygracie Bundesligę?
- Raczej nie, wątpię.
- Dlaczego.
- Słaaaabi jesteśmy, paaaanie, jeszcze nie ograni.
- Zajeżdża Śląskiem.
- Paaanie, ja z Wielunia.
Po tym poprosiłem Darka, aby omijał redakcje gazet z daleka, tym bardziej radio i telewizję.
Po meczu w Krefeld pojechałem kilkaset kilometrów do Monachium obejrzeć Bayern w spotkaniu z Hansą Rostock. Mogę powiedzieć jedno - widziałem, jak Hansa dostała lanie 4:0 i jak się gra w piłkę. To tyle o tym meczu. Tymczasem wracam do domu. Na siedzeniu obok Magda. Na siedzeniu z tyłu skrzynka Heinekena. Chyba muszę wykupić taką reklamę na koszulkach w moim zespole - Heinekena.
W środę wieczorem po treningu zaprosiłem wszystkich moich skautów do siebie. Oni również zawsze uczestniczą w treningu, pomagają w przygotowaniu fizycznym i technicznym. Niektórzy mają naprawdę ciekawe spostrzeżenia. Tym razem spotkanie trwało 2 godziny. Czasem się spotykaliśmy, szliśmy na piwko i żartowaliśmy o całym świecie, polityce, muzyce i tym podobnych. Tym razem spotkanie miało na celu rozwiązanie trzech kontraktów. Wypłaciłem im oczywiście po 12.000 Euro na głowę i pożegnaliśmy się z honorem. Klinger, Janota i Vollack już u nas nie pracują. Obiecaliśmy sobie, że będą odwiedzać klub w wolnej chwili zanim nie znajdą nowej pracy. Załatwiłem im również darmowe wejściówki na cały sezon na nasze mecze - taki miły gest z mojej strony. W końcu za wiele na tym nie stracę. Nazajutrz z samego rana przyjechał Paul Steiner. On był jednym z trójki, którzy mieli zastąpić swoich poprzedników na pozycji szukacza talentów. Wiedziałem, że to fachowiec. Poznałem go poprzez Saszę Cirica, mojego trenera/piłkarza, który jeszcze przesiaduje w rezerwach mojego klubu. Postanowiłem również, że Mikalajunasa zatrudnię jako fizjoterapeutę. W końcu kto, jak nie on, zna drużynę i potrzeby piłkarzy? O 12:00 przyjechał drugi nowy pracownik sztabu, Uwe Kliemann, a jako trzeci dotarł Herbert Büssers. Na tego trzeciego czekałem do piątku, bo podobno samolot mu uciekł, a przebywał w Danii na szkoleniu. Uwaga, bo mu uwierzę. W sumie za bardzo mnie nie obchodziło mnie, czy łże jak pies, czy mówi prawdę, bo w sobotę czekał nas kolejny mecz. Tym razem jechaliśmy do Drezna. Pierwsza runda Pucharu Niemiec. 48 par czekało na rozstrzygnięcia. Postanowiłem spróbować na lewą obronę, tak jak w poprzednim meczu wystawić Mario Silvę oraz Bojinova zamiast Toralesa. Bałem się, że może się to nie udać, a Torales był nieźle zdziwiony, że pominąłem go czytając w szatni wyjściową jedenastkę. Gdyby nie donośny gwizdek sędziego, nomen omen korzenie Polskie (Stachowiak), to był się na tych krzesełkach przespał. Nudno było jak w kościele. Nie miałem nawet ochoty nic w szatni mówić, bo byłem zbyt znudzony tym meczem. Wskazałem tylko palcem w stronę boiska a potem znany gest - uderzenie pięścią w otwartą dłoń. Wróciłem na ławkę, po małej czarnej. Obudziłem się dopiero w 57 minucie, jak Żuraw przywalił łokciem jakiegoś w żółtych pasach. To nie był dobry znak. Sędzia też tak pomyślał i postanowił dość surowo ukarać Darka. Ten widząc, jak nos obrońcy krwawi, tylko zaśmiał się pod nosem i zszedł do szatni. I co dziwne, dopiero wtedy moi zaczęli atakować.
Najpierw Hersi, potem Bojinov i znów Hersi próbowali strzelać na bramkę, bez rezultatu. Co ciekawe, w drużynie z Drezna był znany kolega, Jorg Scherbe, ale wystawiony na lewej obronie nie był w swoim żywiole. I skończyło się na 0:0. Teraz czekała nas dogrywka, czyli to, czego ja najbardziej nienawidzę, bo zawsze zbliżają się karne - a to już jest tragedia, bo w nich zawsze przegrywam. W 92 minucie Scherbe w końcu się doigrał. Oliseh sprytnie postanowił gdzie trzeba i bez faulu musiał opuścić boisko. Teraz szanse były wyrównane, gdyż Dynamo wcześniej zrobiło już 3 zmiany. W 99 minucie myślałem, że zabiję Macho, że wstanę i je**ę mu w pysk. Musiał się popisać i wyleciał na połowę boiska, bo chciał być pierwszy od napastnika do piłki. Nie zdążył, pajac!!! Labadze miał nas pogrążyć na samym początku pucharu???
W internecie przejrzałem wyniki innych spotkań pucharu. Dortmund też odpadł, z Aachen, TSV i Wolfsburg też, Trier (świeżo upieczony 1-ligowiec) i FC Kóln również. I na koniec Hansa. Nie byliśmy jedyni. I tak najwięcej gazety obsmarowały Borussię, o nas tylko wspominając: "Oprócz blamażu Borussii widzieliśmy też porażki TSV, Wolfsburga i Uerdingen". Przynajmniej cieszyło mnie to, że nie będę padał z przemęczenia po meczach pucharowych. Ale Darek ode mnie dostanie. Będzie mi przykro, gdy w następnym meczu wyjdzie Gilmar.
27 sierpień 2006. Sekretarka obudziła mnie znów wcześnie rano. Ale to, co mi powiedziała sprawiło, że musiałem przyjechać pędem i nie zważałem całkiem na przechodniów ani policję. Faks leżał na moim biurku z napisem PILNE. Bayern Monachium chciał Hersiego. 14 mln $, ale porozkładane na tak różne klauzule, że miałem do ręki dostać jedynie 150.000$. Myślałem, że się zapluję ze śmiechu. Zmieniłem kontrakt tak, że nie było żadnych klauzul, a chciałem go im sprzedać za 16 milionów dolarów. Jeśli nie, to stracą najlepszego napastnika w lidze. Jeszcze mi Misimovica z rezerw dodatkowo chcieli wcisnąć. Faks poszedł do Monachium. Czekałem na odpowiedź. Skorzystał na tym VfB Stuttgart, który rzucił od razu 6 milionów widząc, że piłkarz ma klauzulę odejścia 5,750,000. Musiałem sam zaproponować mu nowy kontrakt. I to szybko. W tym momencie stało się jasne - albo Stuttgart i zdrada ukochanego klubu, albo zostaje na swoich śmieciach i gra dalej dla najlepszego menedżera! Na moje nieszczęście do wyścigu o Hersiego dołączył Kaiserslautern. Tymczasem zadzwonił menedżer pewnego Włocha, którego chciałem sprowadzić, mimo, że nie wiedziałem nawet, jak on gra. Wiem, że ma 20 lat i 16 występów w drużynie U21, jest wszechstronnym obrońcą. Wbiegł na boisko i potknął się o kabel transmisyjny na bieżni. "No tak, udany transfer" - pomyślałem, i wrzuciłem kolegę do rezerw. Przyszedł faks z Monachium - dają 16 milionów. Teraz jednak mam nadzieję, że Hersi zgodzi się na kontrakt z Bayernem! Wieczorem we środę sam Hersi przyszedł do mnie do gabinetu.
- Lucas, zawsze marzyłem o grze w Bayernie. Nie mogę odmówić im.
- Rozumiem cię.
- Przy okazji chciałem do nich przejść, bo chcieli zapłacić aż 16 baniek, więc przy okazji dużo zarobicie na mnie.
- Masz dobre serce człowieku. Niech Bóg cię błogosławi, idź tam z Panem.
- Yyy.. dobrze, to ja już pójdę.
Wyszedł. Ja wyjąłem spod biurka Heinekena. Butelka. Już czwarta.
Nazajutrz spałem do południa. Trening prowadził mój asystent. Wieczorem zwołałem zebranie i poprosiłem o rekomendację piłkarzy, którzy mogliby zastąpić Hersi'ego. Nastała wrzawa. Była godzina 20:30, gdy postanowiłem zadzwonić do Wisły Kraków i spytać się, czy nie zgodziliby się sprzedać Uche za dość gładką sumkę 6.250.000 $. Teraz fakty potoczyły się bardzo szybko.
21:00 - Przychodzi odpowiedź, tak, możecie kupić, ma klauzulę właśnie tyle odchodnego
21:40 - Kalu Uche zgadza się na warunki, które uzgodniliśmy
22:30 - Kalu Uche jest piłkarzem Uerdingen
Skąd takie tempo? Otóż za półtorej godziny kończy się letnie okno transferowe. Dlatego Bayern rzucił na szalę tyle pieniędzy, bo bał się, że straci Hersiego. Tuż po podpisanej "ekspresowej" umowie zadzwonił mój doradca
marketingowy i powiedział, że już zamówił partię koszulek z napisem Uche, następnego dnia fani wystosowali list pochwalny, a prezes klubu powiedział, że to najlepszy zakup, jakiego dokonałem i jest ze mnie dumny.
Jechaliśmy do Berlina. Uche siedział w prawym rzędzie pod koniec autokaru przy oknie, trochę cichy, chyba nie odnalazł się jeszcze w drużynie. Potrzebował czasu. Nie wiedziałem zupełnie, jakim składem zagram. Wcześniej nigdy nie miałem problemów z linią ataku, tym razem nie miałem problemów z linią obrony. Macho - Silva, Gilmar, Dabizas, Sebescen, Oliseh - A. Alves, Fadiga, Uche - Torales, Dani. To był chyba ten skład. Nic innego mi do głowy nie przychodziło. Nie ryzykowałem Bojinova. Miałem przeczucie, że mecz z Herthą oblejemy. Taki dziwny dreszcz mnie przeszedł, gdy wchodziłem na stadion. To się sprawdziło. Pod koniec pierwszej połowy Luizao wyszedł na czystą pozycję i pokonał Macho. To nie było rozsądne ze strony naszej obrony. Nic mnie to nie obchodziło. Mieli grać! 5 minut potem, w 50 minucie było już 2:0, gdy Friedrich doszedł do pustej bramki, gdy piłka odbiła się po strzale z rzutu wolnego w słupek. 3 gol padł dla Herthy po chyba 5 metrowym spalonym i tu już się wk*****łem, bo przeżyję każdy gol, ale nie po takim błędzie sędziego!!!!!!!! We środę byłem żądny krwi i głów. Napatoczyło się jakieś Schalke. Chciałem kogoś zniszczyć! Zmiana - Sakiri za Fadigę, Dani na miejsce Alvesa i za Daniego w ataku Bojinov. Niestety, Wałdochy i inne ukradły nam toporki......... W 58 minucie na szczęście Sakiri chwycił jakąś siekierę (skąd on ją miał??) i sieknął prosto w okienko w rzutu wolnego. Po remisie 1:1 u siebie mogłem przypuszczać, że miejsce w środku tabeli to dla nas bardzo dobry rezultat. Zresztą potęgę klubu buduje się przez kilka sezonów, a nie co sezon, to sukces. Musiałem być wierny moim kibicom i ich oczekiwaniom - chcieli sukcesów, chcieli mistrzostwa. Kiedykolwiek, byleby tylko dożyli tego momentu.
Następnie do naszego miasta przyjechała drużyna Greuther Fürth. Była na fali, zajmowała drugie miejsce w lidze, miała napastnika Nico Frommera, o którym rozpisywały się wszystkie gazety. Byli po prostu tacy, jak my w poprzednim sezonie. Na środku obrony wystąpił zamiast kontuzjowanych Żurawia i Gilmara, Callsen-Bracker, 20-letni obrońca. W napadzie Torales i Dani, jeszcze Ramzi zamiast Alvesa. 0:1 po pierwszej połowie. Tylko tyle powiem. Wydawało mi się, że na tablicy świetlnej było nazwisko Casillas, ale brakowało pierwszego "s". Caillas pokonał naszego Macho. W końcu poszedłem do szatni.
- Koledzy. Czy ja Was normalnie mam pier**** w te głupie czupryny? Toż to nie polo, to futbolo! Ale żem rymnął. Nieważne. Panowie. Czy ja Wam mówiłem kiedyś, że po wygranej z Fürth dostaniecie po Heinekenie?
Dabizas '57, Torales '68, Dani '74. Czy to może być lepszy dowód, że wychowani w Niemczech kochają pić piwko? Pociągnąłem w szatni łyka. Tak samo jak wszyscy. Tylko Uche stał z boku, bolało go jeszcze kolano.
Bawarczycy okazali się jednak stłamszeni presją, jaką wywierały na nich media, kibice i zarząd. Wszyscy byli żądni tytułu, po raz piąty w ciągu pięciu lat. Nie trudno było się domyśleć, że przez to zdarzały się wpadki, jak chociażby ta w dzisiejszym meczu, z którego jednak Monachijczycy wyszli obronną ręką, jak na mistrza kraju przystało. Nie każda drużyna przecież potrafi podnieść się z dwubramkowej porażki w końcówce spotkania. Najpierw Trochowski z rzutu karnego, następnie Torales potężną bombą pod brzuchem Kahna zapewnił w 76 minucie wynik 0:2 na tablicy świetlnej. Wystarczyło 6 minut, żeby Ballack i Pizarro zrobili z tego 2:2, a pierwsza bramka padła bardzo przypadkowo, gdyż Macho zdołał obronić strzał, ale piłka skozłowała mu pod brzuchem i wturlała się powolutku do siatki. Nikt nie zdążył jej już wybić, natomiast druga bramka to typowy kontratak. Bardzo byłem zadowolony, że na wyjeździe potrafiliśmy odebrać 2 punkty Bawarczykom.
30 września. 15:15. Siedzimy w szatni. Za 15 minut jakiś czarny zagwiżdże początek
spotkania.
- Panowie. Bayer nie jest taki straszny, na jakiego wygląda. Wystarczy dać czadu tak jak w Monachium. Wiem, że potraficie. Trzeba tylko skonstruować jakąś akcję, jakaś kontra, tylko trzeba ją wykończyć - spojrzenie na Toralesa - bo o wykańczanie akcji mam największe pretensje do was. No, lecim na nich, lecim!
Obie jedenastki prezentowały się bardzo przyzwoicie. Pomachałem Magdzie, która siedziała w loży honorowej. Sięgnąłem po bidon. Z Heinekenem oczywiście. Za minutę miało się rozpocząć. Czerwone koszulki moje, niebieskie Leverkusen. Jedna czarna na środku, dwie po bokach. W ciągu 1 połowy tylko raz strzelała celni na bramkę, tylko że tak lekko, że moja babka i by to złapała. Niestety druga połowa zaczęła się tragicznie. Dla nas. Jakaś małpa nazwiskiem Lauth postanowiła sobie strzelić bramkę. W 62 minucie pierwsza składna akcja Uerdingen. Torales przejmuje piłkę przy linii bocznej, podaje w uliczkę od Fadigi, ten podciąga, bramkarz próbuje skracać kąt strzału, ale Fadiga obok niego w długi róg strzela i jest 1:1! 72 minuta. Wymiana piłki w środku boiska, z lewej na prawą, każda piłka przechodzi przez Oliseha. Z lewej strony ma ją Mario Silva. Prostopadłym podaniem wyciąga Sakiriego na lewej stronie, ten mija obrońcę, dośrodkowuje, a tam Torales tylko dopełnia formalności - 2:1! Niestety w 75 minucie powstało wielkie zamieszanie i z bardzo ostrego kąta Bierofka wyrównuje stan meczu na 2:2. Tak już zostało do końca spotkania. Nie potrafiliśmy potem już zagrozić bramce Bayeru.
Potrafiliśmy za to pokonać na wyjeździe ekipę Hansy Rostock. Choć jak w poprzedich meczach do przerwy nic się nie działo, to w drugiej połowie przeważała Hansa, ale to Torales umieścił piłkę pod poprzeczką po podaniu Fadigi i wspaniałej kontrze. Wielka tu jest też zasługa Macho, który wybronił 3 razy beznadziejne sytuacje - strzał z 4 metrów przeniósł nad poprzeczkę, sam na sam obronił nogami, a w 92 minucie odbił piłkę czubkiem palców po główce po rzucie rożnym, a dobitkę z linii bramkowej wybił Choi, a piłka potoczyła się wzdłuż bramki i gdyby nie Żuraw, to napastnik wbiegłby prosto na piłkę. Hansa - Uerdingen 0:1 (Torales '58). Potem klęska, jaką nazwałem remis 1:1 z VfL Bochum na wyjeździe, ostatnią drużyną Bundesligi. Czekała mn
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ