Artykuły

Lech - cz. 1
jakubkwa 17.09.2004 12:10 2934 czytelników 0 komentarzy
1
Moja fascynacja piłką nożną zaczęła się we wczesnym dzieciństwie, a jako że ze swojego wczesnego dzieciństwa kompletnie nic nie pamiętam, mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że piłką interesowałem się od zawsze. Zresztą - miałem to w genach. Kiedy byłem małym brzdącem mój ojciec - jako prezes i główny sponsor - wprowadzał właśnie miejscowy Górnik Wałbrzych do polskiej II ligi. Górnik z powodzeniem utrzymywał się w II lidze, ale kiedy mój ojciec wycofał się z finansowania klubu, pieniędzy zabrakło i skończyło się to degradacją o dwa szczeble rozgrywkowe w dół.

Przed pójściem do liceum moja gra w piłkę ograniczała się do podwórkowych meczy i nie przeszkadzała mi w nauce w tamtym czasie. Zdałem więc do jednego z najlepszych liceów w województwie, a najlepszego w Wałbrzychu i – jak się miało niebawem okazać - wtedy piłka pochłonęła mnie całkowicie. Los chciał, że trafiłem do klasy, w której takich fanatyków piłki nożnej było więcej. Cóż więc było robić? Graliśmy w piłkę wszędzie, gdzie i kiedy się dało. Na każdej przerwie schodziliśmy do podziemnego korytarza, gdzie mogliśmy grać nikomu nie przeszkadzając. Oczywiście każdy taki mecz kończył się spóźnieniem na lekcje, które to spóźnienia były skrzętnie uwzględniane w ocenie z zachowania.

W oczach profesorów uchodziłem jednak za ucznia spokojnego (do dziś uważam to za moje największe osiągnięcie - nie jest łatwo nabierać tylu ludzi tak długo), więc zawsze wychowawca naciągał mi sprawowanie na "dobry". Zmieniło się to niestety pewnego pięknego dnia po lekcji informatyki. „Psorka” powiedziała, że musi wyjść i wróci za pół godziny. Wróciła jednak znacznie szybciej i zobaczyła nas jak gramy sobie w piłkę w klasie zamiast wykonywać zlecone przez nią zadania. Sprawa błaha, a skończyła się wezwaniem rodziców do szkoły. A więc ojciec poszedł, wysłuchał dyrektora, przejrzał moje ocenki i wpadł w szał. Po jego powrocie stało się jasne, że karierę piłkarską mam już z głowy.

Maturę zdałem bardzo dobrze, moje słabsze oceny w liceum spowodowane były bardziej lenistwem niż brakiem inteligencji. Przyszedł czas na jeden z trudniejszych wyborów w moim życiu - wybór uczelni wyższej. Po wielu godzinach namysłów i zaciekłego studiowania stron internetowych różnorakich uczelni, zdecydowałem się podjąć nauki w Instytucie Nauk Politycznych i Dziennikarstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po skończeniu owych studiów zamierzałem zostać dziennikarzem sportowym. Rzeczywistość okazała się jednak znacznie bardziej brutalna niż przewidywałem. Okazało się bowiem, że dziennikarzy sportowych po prostu więcej już nie trzeba.

Pieniędzy nie było, ojca o pomoc nie chciałem prosić, rozpocząłem więc desperackie poszukiwania jakiegokolwiek zajęcia. Po pewnym czasie okazało się, że jest wolny etat prezentera pogody w lokalnej telewizji. Płacili całkiem nieźle, więc się zdecydowałem. Po pół roku oszczędzania stać mnie było na to, żeby zafundować sobie PZPN-owski Kurs Kształcenia Trenerów I Klasy. Odbywał się on w Warszawie, w czterech pięciodniowych sesjach, a więc kilka razy musiałem brać urlop w telewizji (i nagrywać w niedzielę prognozę pogody na wszystkie dni tygodnia). Na kursie poznałem wielu ciekawych ludzi, a wśród nich między innymi Czesława Michniewicza (fot. obok).


O Michniewiczu mówiono, że bierze udział w kursie tylko po to, żeby móc oficjalnie objąć funkcję trenera Lecha Poznań, którym ponoć nieoficjalnie już kierował. To była dla mnie szansa. Musiałem się z nim zakolegować. Poszło tym łatwiej, że Czesław okazał się naprawdę równym gościem. Moja wiedza na temat polskiej piłki i samego Lecha Poznań (studiując w Poznaniu nie opuściłem żadnego meczu Lecha rozgrywanego przy Bułgarskiej) musiała mu zaimponować, gdyż po ostatniej sesji otrzymałem od niego ofertę współpracy. Widział mnie w Lechu w roli wyszukiwacza talentów, mnie ta rola również odpowiadała. Pozostało więc tylko dogadanie się z
władzami Kolejorza.

Zmiana pracy z prezentera pogody na wyszukiwacza talentów w Lechu Poznań była dla mnie tak wielkim awansem, że przyjąłbym chyba każde warunki. Prezes Majchrzak zaproponował mi 2000 zł pensji (netto) plus oczywiście opłacanie wszelkich kosztów podróży w poszukiwaniu młodych, obiecujących graczy. Zgodziłem się bez wahania. Oficjalnie kontrakt podpisałem 13 lipca 2003 roku, na tydzień przed swoimi 26 urodzinami. Wręczono mi kartę płatniczą, z której miałem korzystać spłacając swoje poszukiwania i powiedziano, żebym szukał przede wszystkim zawodników tanich, bo na transfery będzie nie więcej niż milion złotych. Ostatecznie o kupnie zawodnika i tak zdecydować miał Zbigniew Śmiglak - menedżer zespołu.

A więc wyruszyłem na łowy. Pojeździłem najpierw trochę po większych miastach oglądając głównie sparingi rezerwowych drużyn pierwszoligowych, potem zacząłem szukać w trzeciej lidze i późnym wieczorem 25 lipca byłem z powrotem w Poznaniu. Nadchodzącą noc postanowiłem poświęcić powtórnemu przeanalizowaniu zgromadzonych notatek i obejrzeniu kaset, które zresztą sam nagrałem, by następnego dnia z gotową listą najbardziej obiecujących graczy udać się do klubu. Po trwającej niemal do rana selekcji udało mi się wybrać kilku najlepszych moim zdaniem zawodników.


Listę otwierał Marcin Szulik (fot. obok), 26-letni wtedy defensywny pomocnik. W poprzednim sezonie grał w Górniku Zabrze, rozegrał 16 spotkań, w czerwcu wygasł mu kontrakt z klubem, jednak władze pozwoliły mu trenować z rezerwami Górnika do czasu znalezienia nowego pracodawcy. Myślę, że Szulik z powodzeniem mógłby już w tym sezonie zastąpić w składzie Lecha Piotra Świerczewskiego. Ten wielokrotny reprezentant Polski ma już bowiem za sobą najlepsze lata swojej kariery, a jego pozaboiskowe wybryki mogą kiedyś skończyć się tragicznie. Szkoda by było, żeby wtedy Lech został bez defensywnego pomocnika. Pozostali zawodnicy z mojej listy to obiecujący juniorzy, amatorzy, bez podpisanych kontraktów: Adrian Świątek (ostatnio Unia Skierniewice), Jakub Zmyślony (Polar Wrocław), Łukasz Poloszczak (Pogoń Zduńska Wola).

Z tak przygotowaną listą poszedłem następnego dnia na Bułgarską, jednak... nikogo nie zastałem. Zdziwiło mnie to niezmiernie, gdyż byłem pewien, że drużyna wróciła już z Czech, gdzie przygotowywała się do sezonu. Zadzwoniłem więc czym prędzej do Michniewicza. Okazało się, że podczas mojej nieobecności zmarł menedżer Zbigniew Śmiglak. Zawał. Zdążyłem dojechać na końcówkę pogrzebu, tuż po nim wraz z prezesem Majchrzakiem oraz trenerem Michniewiczem wracałem na Bułgarską. Nie ulegało wątpliwości, że jak najszybciej trzeba znaleźć kogoś na miejsce Śmiglaka. Michniewicz nie pytając mnie o zdanie zgłosił moją kandydaturę, która w tych dość ponurych okolicznościach została szybko i bezdyskusyjnie przyjęta. Tak oto zostałem menedżerem Lecha Poznań, a przy okazji asystentem trenera Michniewicza.

Moje zadanie jako menedżera było precyzyjnie określone przez prezesa: "kupować tanio, sprzedawać drogo". Objąłem także pieczę nad kontraktami obecnych zawodników. Zostałem także pomocnikiem Michniewicza w prowadzeniu pierwszej drużyny, zespół rezerw Lecha miałem już prowadzić samodzielnie. Objęcie tylu nowych funkcji musiało skończyć się podwyżką - od trzeciego sierpnia zarabiałem więc 5000 zł netto, do tego: opłacanie wszystkich kosztów, a dodatkowo obiecano mi premię w wysokości 1% od każdego sprzedanego zawodnika.

Mając już pełną kontrolę nad sprawami transferowymi klubu zacząłem sprowadzać piłkarzy ze swojej listy. Pierwszy telefon wykonałem oczywiście do Marcina Szulika i od razu spotkała mnie przykra niespodzianka. Okazało się, że szperacze z innych klubów ekstraklasy też nie próżnowali i Marcin już w tym momencie przebierał w ofertach. Skontaktowali się z nim działacze Legii, Widzewa, GKS-u Katowice i Cracovii. Składając ofertę jako piąty nie stałem co prawda
na straconej pozycji, choć rywalizacja z Legią zapowiadała się szczególnie ciężko. Pozostałych zawodników z mojej listy zaprosiłem do klubu na dwutygodniowy okres próbny.

Podczas oczekiwania na odpowiedź Szulika i innych, do klubu wpłynęła oferta trzymiesięcznego wypożyczenia 22-letniego snajpera Karola Jabłońskiego do Błękitnych Stargard Szczeciński. Zaakceptowałem ofertę. Jabłoński miał być co prawda czołową postacią w meczach rezerw Lecha, uznałem jednak, że lepiej dla niego będzie jak pogra sobie w drugiej lidze niż w piątej. W tym czasie jeden z poszukiwaczy talentów zadzwonił do mnie z Nowego Sącza. Powiedział, że znalazł prawdziwy nieoszlifowany diament - Maćka Korzyma (fot. obok). Mówił, że zawodnik ma ogromny potencjał, tylko że trzeba się spieszyć, bo ponoć chce go zaprosić na testy Chelsea Londyn. Nie zwlekając wystosowałem pismo do Sandecji Nowy Sącz z ofertą wypożyczenia 15-latka na pół roku i opcją wykupienia w tym czasie za 300 tys. zł.

W międzyczasie rozstrzygnęła się sprawa Szulika. Marcin wybrał ofertę Legii Warszawa. Cóż - szkoda. Trzeba szukać innego defensywnego pomocnika. Tego samego dnia przyjechał do klubu na testy 18-letni Jakub Zmyślony, który przystał na moją propozycję. Jak na początek nie było najgorzej.


Kilka dni później, po powrocie z klubu otworzyłem piwo i usiadłem przed telewizorem. W Eurosporcie leciały właśnie powtórki z Mistrzostw Świata U-18 sprzed roku. Mecz: Nigeria-Brazylia. Straszne nudy, choć trzech zawodników zwróciło moją uwagę. Najlepszy na boisku był napastnik Canarinhos o pseudonimie Dennys. Oprócz niego wyróżniali się - jak na życzenie - …defensywni pomocnicy. Po stronie Brazylii na tej pozycji występował niejaki Michel (widać, że ma talent, póki co mógłby grać w rezerwach), po stronie Nigerii Suleiman Mohammed (od razu pierwszy skład – fot. obok). Postanowiłem poruszyć niebo i ziemię, żeby skontaktować się z tą trójką.

Udało mi się dotrzeć do wspomnianych dwóch defensywnych pomocników. Obaj nie mieli klubu, więc czym prędzej zaproponowałem im kontrakty (zresztą dość wysokie) i czekałem na odpowiedzi. Niestety, Dennys był dla mnie nieosiągalny.

Plac kontraktowych bojów przed sezonem wyglądał nienajgorzej. Jeszcze przed pierwszym ligowym meczem przyjechali do klubu na testy: Adrian Świątek i Łukasz Poloszczak, a kontrakty podpisali Brazylijczyk Michel i Nigeryjczyk Suleiman Mohammed. Żeby nie było zbyt pięknie - Sandecja odrzuciła moją ofertę wypożyczenia napastnika Maćka Korzyma. Postanowiłem jednak wykorzystać przepisy UEFA i ustalić warunki kontraktu z Maćkiem bez udziału klubu. Było to dosyć odważne posunięcie zważywszy na fakt, że jeszcze go nie widziałem w akcji. Z Korzymem dogadałem się szybko, Sandecji wypłacono odszkodowanie w wysokości 220 tys. zł i stanęło na tym, że Maciek Korzym w lutym 2004 roku dołączy do zespołu.

Przedłużyłem też kontrakty z obecnymi zawodnikami Lecha, którzy po sezonie mieliby wolną rękę. Podpisałem nowe umowy z Bartkiem Bosackim, Krzyśkiem Piskułą, Pawłem Kaczorowskim, Rafałem Lasockim, Michałem Golińskim, Mariuszem Mowlikiem, Maćkiem Scherfchenem, Waldemarem Piątkiem, 16-letnim obrońcą Arkadiuszem Czarneckim (fot. obok) oraz starym ale jarym Waldemarem Krygerem. Powstrzymałem się od przedłużenia kontraktów z Piotrem Świerczewskim, Zbigniewem Wójcikiem i Wojciechem Pilchem.

W końcówce lipca udałem się wraz z Michniewiczem do Warszawy na losowanie drugiej rundy Pucharu Polski. Wszystkie pierwszoligowe zespoły były rozstawione. Co z tego, skoro wylosowaliśmy chyba najgorzej jak było można i w konsekwencji drugiego sierpnia czekał nas wyjazd do Szczecina na mecz z Pogonią. Czasu było niewiele, ale udało nam się załatwić wszystkie sprawy organizacyjne związane z wyjazdem. Na stadionie Pogoni spodziewano się kompletu widzów (25 tys.). 5 tys.
biletów przeznaczono dla fanów Kolejorza.

Zanim jednak z Lechem pojechaliśmy do Szczecina, tuż po losowaniu pojechałem z Michniewiczem i Piotrkiem Reissem do Krakowa na mecz Wisły Kraków z MTK Budapeszt w II fazie kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów. Po meczu trudno było o optymizm - okazało się bowiem, że Henryk Kasperczak znakomicie przygotował drużynę do sezonu, i że nowi zawodnicy zdążyli już się zgrać z resztą zespołu. Wisła wygrała pewnie 3:0, po bramkach Kalu Uche, Maćka Żurawskiego i Arka Głowackiego. Mimo wszystko nie załamywaliśmy rąk. Cel na ten sezon określony był jasno - awans do europejskich pucharów. Postanowiłem nawet postawić w zakładach bukmacherskich na to, że będziemy mistrzami, ale tutaj bardziej kierowała mną możliwość łatwego i dużego zarobku niż lokalny patriotyzm. Stawiając niewielką sumę 100 złotych, mogłem ich wygrać nawet 8 tys.!

Spotkanie z Pogonią miało odbyć się o godzinie 19:30, co się akurat bardzo dobrze składało, gdyż o 12:00 prowadzone przeze mnie rezerwy grały w Kietrzu z miejscowym Włókniarzem. Plan był więc prosty - 1 sierpnia ja pojechałem z rezerwami do Kietrza, Michniewicz pojechał z pierwszym składem do Szczecina (całe szczęście, że klub dysponuje dwoma autokarami), natomiast po meczu z Włókniarzem ja, wraz z wszystkimi zawodnikami rezerw, lecieć miałem na łeb na szyję na mecz z Pogonią. Trener Michniewicz zabrał ze sobą osiemnastu piłkarzy, tak więc z nominalnego pierwszego składu zostawił mi na mecz rezerw tylko czterech zawodników: Telichowskiego, Magdziarza, Scherfchena i Topolskiego. Tak odpowiednio "wyposażony" pojechałem do Kietrza.

Taktyka, którą postanowiłem zastosować, powstała niedawno, w pewną upojną alkoholową noc, kiedy nie całkiem świadomie wziąłem kartkę papieru i ołówek, i zacząłem szkicować. Szkicowałem tak dobrych kilkadziesiąt minut, przy czym większość rysunków nadawała się jedynie do spalenia w kominku. Pewnie to właśnie bym z nimi zrobił, gdybym miał kominek. Jednak ta taktyka wyglądała w porównaniu do innych dość przyzwoicie i intrygująco. A przedstawiała się tak:



Taktyka mało oryginalna, a czy skuteczna, to się dopiero okaże. Mając jednak taktykę, pozostało mi ją tylko wypełnić nazwiskami. Na mecz w Kietrzu pierwszą jedenastkę ustawiłem następująco:
Łukasz Radliński (BR) – Wojciech Pilch (O P), Arkadiusz Czarnecki (O Ś), Błażej Telichowski (O Ś), Jakub Zmyślony (O L) – Dawid Topolski (P P), Łukasz Poloszczak (P Ś), Maciej Scherfchen (P Ś), Tomasz Magdziarz (P L) – Mirosław Goliński (OP Ś) – Adrian Świątek (N Ś). Na ławce usiedli: Jacek Ostrowski (BR), Marcin Zalewski (O Ś), Michel (DP Ś), Paweł Buzała (N PŚ), Andrzej Gontarewicz (S Ś).

Pierwsza połowa mojego debiutu nie była zbyt ciekawa. Jej kulminacyjnym momentem był faul Poloszczaka w polu karnym, karnego jednak nie wykorzystał napastnik gości Rafał Baran. Do przerwy było więc 0:0. Aby choć trochę urozmaicić widowisko i ożywić garstkę kibiców, postanowiłem w przerwie wpuścić Michela, licząc na jego brazylijski rodowód. Zastąpił on średnio spisującego się Maćka Scherfchena. Michel jednak nie zachwycił. Na domiar złego od 50 minuty musieliśmy grać w dziesiątkę, gdyż czerwoną kartkę zobaczył Arkadiusz Czarnecki. Trwający do końca meczu szturm gospodarzy udało nam się przetrwać jedynie dzięki dobrej postawie w bramce Łukasza Radlińskiego, bezdyskusyjnie najlepszego zawodnika meczu.

Nastroje w autokarze do Szczecina nie były zbyt dobre. Miał je poprawić mecz pierwszej drużyny Kolejorza z Pogonią. Trener Michniewicz zdecydował się na standardowe 4-4-2. W bramce wystawił Waldemara Piątka, w obronie od prawej: Kaczorowskiego, Bosackiego, Krygera i Lasockiego, w pomocy też od prawej: Świerczewskiego, Golińskiego, Mohammeda i Grzelaka, a w ataku Reissa i Zakrzewskiego. Cieszyło mnie, że Nigeryjczyk Suleiman Mohammed znalazł uznanie w oczach trenera, natomiast martwiło mnie, że takowe znalazł też Świerczewski. Próbowałem namówić Michniewicza, żeby na prawą pomoc wystawił Madeja, ale nie dał się
przekonać.

Początek meczu przebiegał pod dyktando Lechitów, później oddaliśmy inicjatywę gospodarzom. Jedna szybka kontra i mogło być 1:0, ale Wyparło sparował strzał Zakrzewskiego na rzut rożny. Z rogu dośrodkowywał Grzelak, do główki wyskakiwał Bosacki, jednak do niej nie doszedł. Nie było potrzeby - uprzedził go Artur Andruszczak, kierując piłkę do własnej siatki. Do przerwy nic się nie zmieniło, a po przerwie na boisko weszli Madej (za Świerczewskiego), Piskuła (za Grzelaka) i Nawrocik (zastępując Zakrzewskiego). W 56. minucie piłkę w środku boiska przechwycił Goliński i solową akcję zakończył precyzyjnym strzałem pod poprzeczkę. Wynik ustalił Madej w 86. minucie strzałem sprzed pola karnego. 3:0 i Michniewicz był zadowolony. Ja miałem jednak sporo uwag.Główna była taka, że wygraliśmy bardziej dzięki umiejętnościom indywidualnym, niż dzięki temu, że byliśmy lepsi drużynowo.

Po powrocie do Poznania zastaliśmy już faks z PZPN-u z gratulacjami awansu i informacją, że w III rundzie PP spotkamy się w Opocznie z zespołem Ceramiki – Stasiak. Termin: 6. sierpnia, a więc znów czasu było niewiele. Trzem piłkarzom – Świątkowi, Zmyślonemu i Poloszczakowi – kończyły się właśnie okresy próbne i wszystkim trzem postanowiłem zaoferować kontrakty. Ku mojemu zdziwieniu Zmyślony wybrał jednak ofertę Odry Wodzisław, a Świątek podpisał kontrakt z Tłokami Gorzyce. Zamiast tego udało się mi się zakontraktować kolejny głośny transfer. Chciałem wykupić za rozsądną cenę Wojciecha Kowalewskiego z Szachtaru Donieck, jednak włodarze klubu żądali zbyt wiele jak na mój skromny budżet. Kiedy odmówiłem zaproponowali mi sprzedaż innego zawodnika, wielokrotnego reprezentanta Senegalu nazywającego się Assane N’Diaye (fot. obok). Chcieli go sprzedać, bo w styczniu kończył mu się kontrakt z klubem. Niewiele się zastanawiając odrzuciłem sprytną ofertę kupna, po czym zaproponowałem mu kontrakt, dzięki czemu 16. stycznia 2004 roku dołączy do drużyny Lecha Poznań za darmo.

5. sierpnia wyjechaliśmy z drużyną na mecz do Opoczna. Atmosfera w drużynie była znakomita, panował optymistyczny nastrój, tylko Paweł Kaczorowski i Piotr Świerczewski mieli smętne miny. Obaj nie mogli zagrać – pierwszy ze względu na lekką kontuzję, drugi ze względu na moje długie dyskusje z Czesławem Michniewiczem.

Lechici rozpoczęli mecz na luzie, chyba nawet zbyt wielkim, bo w 35. minucie Waldemar Przysiuda po ewidentnym błędzie Bartka Bosackiego zdobył bramkę dającą gospodarzom prowadzenie. Mimo naszych ataków do przerwy utrzymał się wynik dla nas niekorzystny. Około 70. minuty postanowiliśmy z Michniewiczem, że nadszedł czas na zmiany. Słabo spisującego się Reissa zastąpił Damian Nawrocik, a zmęczonego Madeja zmienił Świerczewski. Już chwilę później pierwszy kontakt z piłką Nawrocika, znakomita solowa akcja i faul tuż przed polem karnym. Marcin Kaczmarek, obrońca gospodarzy, otrzymał za to brutalne wejście czerwoną kartkę, a rzut wolny na bramkę zamienił fenomenalnym strzałem Michał Goliński. Wynik remisowy utrzymał się do końca regulaminowego czasu gry, a więc trzeba było grać dogrywkę. Tutaj już gospodarze nie mieli nic do powiedzenia, a gole Zbigniewa Zakrzewskiego w 96. i Damiana Nawrocika w 111. minucie pokazały, jakiego pecha mieli Lechici, że nie udało im się wygrać meczu w regulaminowych 90 minutach.

W czasie, gdy my walczyliśmy w Opocznie o awans do Ćwierćfinału Pucharu Polski, w Budapeszcie Wisła Kraków grała o awans do III Fazy Kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów. Mistrzowie Polski wygrali 1:0 po golu Maćka Żurawskiego i spotkają się w kolejnych dwóch spotkaniach kwalifikacji LM z Galatasaray.

Następnego dnia po powrocie z Opoczna, znów przyszedł faks z PZPN-u. Spojrzałem na niego i pomyślałem w pierwszej chwili, że to ten sam co ostatnio i coś im się w PZPN-ie pomyliło. Było to jednak zupełnie nowe pismo (ech te szablony…) i gdybyśmy je przypadkowo
wyrzucili to nie dowiedzielibyśmy się, że 1. października przyjedzie do nas na mecz ćwierćfinału PP Zagłębie Lubin. Do października jednak jeszcze kupę czasu, a tymczasem rozegrać miałem drugi mecz ze swoimi rezerwami i znów zaraz po nim dojechać na mecz pierwszego zespołu, który grał w Płocku z Wisłą. Rezerwy tym razem występowały na Bułgarskiej z rezerwami Śląska Wrocław. Sytuacja kadrowa zespołu rezerw była dramatyczna: na dwa dni przed meczem nie mógłbym nawet skompletować pełnego składu.Na szczęście na dzień przed meczem kontrakty podpisałem z wcześniej testowanym Łukaszem Poloszczakiem, jak również z Michałem Lorensem (fot. obok), synem trenera Edwarda.

Michniewicz pojechał do Płocka bez zmęczonego Łukasza Madeja. Pomyślałem, że meczem rezerw zbytnio się nie zmęczy, więc postanowiłem go wystawić. Ogólnie skład wyglądał tak: Radliński – Pilch, Czarnecki, Michel, Marek Zakrzewski – Lorens, Topolski, Scherfchen, Magdziarz – Madej – Mirosław Goliński; taktyka bez zmian. Pierwsza połowa znowu nudna – bez bramek i sytuacji do ich zdobycia, więc po pierwszych 45. minutach stadion opuściła ¼ zgromadzonych kibiców. Pozostałych rozbudzić mogło pierwsze 15 minut po przerwie – indywidualne akcje Madeja zapierały dech w piersiach – inna sprawa że niewiele z nich wynikało. W 60. minucie zmieniłem więc Golińskiego wpuszczając na jego miejsce 17-letniego Pawła Buzałę. Wystarczyły mu dwie minuty, żeby po podaniu Madeja zdobyć bramkę. Dzięki temu Madej mógł zejść z boiska w 75. minucie żegnany oklaskami garstki kibiców, a szczęśliwy wynik udało się dowieźć do końca spotkania.

Nie było czasu na świętowanie, gdyż trzeba było wsiadać w autokar do Płocka. Łamanie wszelkich przepisów drogowych nie wystarczyło i przyjechaliśmy dopiero na początek drugiej połowy meczu pierwszej kolejki ligowej. Wiele jednak nie straciliśmy - było nadal 0:0. Moi podopieczni poszli na trybuny, ja dołączyłem do Michniewicza siedzącego spokojnie na ławce trenerskiej. Mieliśmy przewagę optyczną, atakowaliśmy częściej, ale gospodarze robili to znacznie groźniej. W 60. minucie zasugerowałem Michniewiczowi, żeby wprowadził Nawrocika. Tak też zrobił – z boiska zszedł słabo spisujący się Zakrzewski. Cztery minuty później Kryger podał piłkę do Mohammeda, ten zaskoczył obrońców Wisły Płock pięknym prostopadłym podaniem właśnie do Nawrocika, który pewnym strzałem pokonał Jakuba Wierzchowskiego. Radość trwała jednak krótko. Już pięć minut później do wyrównania doprowadził Bartłomiej Grzelak po pięknym długim podaniu Dariusza Gęsiora. Mecz skończył się wynikiem 1-1. Chłopcy grali naprawdę dobrze, zabrakło skuteczności. Poza tym remis na trudnym boisku w Płocku to całkiem niezły wynik.

Po pierwszej kolejce w tabeli prowadził… Widzew Łódź. Klub, któremu zawsze gorąco kibicowałem wygrał pierwsze spotkanie sezonu u siebie z Polonią 4:0! Cóż za powrót Franciszka Smudy! Swoje mecze oprócz Widzewa wygrały też Legia, Górnik Polkowice, Wisła Kraków, Groclin Grodzisk i GKS Katowice. My zajmowaliśmy siódme miejsce ex-equo z Wisłą Płock. Nasz remis w Płocku był jedynym remisem w tej kolejce ligowej.



W najbliższych dniach do zespołu rezerw dołączyli kolejni młodzi piłkarze: 23-letni Daniel Grębowski (OP/N L) 20-letni Grzegorz Kułpaka (O P/L) oraz 17-letni Mateusz Jureczko (S Ś). Do ruchów kadrowych w zespole Lecha przyłączył się także Waldemar Kryger, który postanowił, że po sezonie zakończy karierę piłkarską. Szybko zacząłem poszukiwania jego następcy i równie szybko je skończyłem. Podpisałem umowę z Wisłą Kraków i po tym sezonie za 200 tys. zł przyjdzie do Lecha 20-letni Kamil Kuzera (O P – fot. obok), zawodnik obecnie wypożyczony do Korony Kielce, chociaż mający już za sobą występy w krakowskim klubie. W klubie na testach pojawił się też inny prawy obrońca – 19-letni Brazylijczyk Lucas.

Kolejny mecz rezerw wypadał mi dopiero za dwa tygodnie, tak więc mogłem spokojnie zająć się asystowaniem
Michniewiczowi w treningach pierwszego zespołu, tym bardziej, że 15. sierpnia czekał nas mecz wyjazdowy z Legią Warszawa, odwiecznym rywalem poznańskiego klubu.

Dwa dni przed meczem Legii zasiadłem sobie przed telewizorem. Leciała transmisja ze Stambułu, gdzie Wisła podejmowała w pierwszym meczu III Rundy Kwalifikacyjnej LM Galatasaray. Cała piłkarska Polska zebrała się chyba przed telewizorami kibicując Wiśle. To jedno z niewielu spotkań, w których byłem za Wisłą Kraków. Mecz rozpoczął się jednak od mocnego uderzenia gospodarzy. Już w 3. minucie Umit Karan zdobył bramkę, jednak arbiter spotkania po konsultacji z liniowym nie uznał bramki z powodu spalonego. Pierwsza połowa przebiegała generalnie pod dyktando Galatasaray, ale Majdan zawsze był tam, gdzie być powinien. W drugiej połowie nic nie zapowiadało zmiany w stylu gry obu drużyn, aż tu nagle jedna z kontr Wisły zakończyła się bramką Frankowskiego (50. minuta). Gospodarze musieli ruszyć do ataku, co przypłacili szybką kontrą w 68. minucie, po której bramkę zdobył Żurawski. Mistrz Polski rozluźnił się prowadząc już 2:0 i po dziesięciu minutach było już 1:2 (gola zdobył Elvir Baljic), ale gospodarzom nie starczyło czasu na całkowite odrobienie strat. Wisła zagrała gorzej niż Galatasaray, ale liczy się wynik, a ten znacznie przybliżył Krakowian do upragnionych występów w Lidze Mistrzów. Następnego dnia w pierwszym meczu rundy kwalifikacyjnej Pucharu UEFA Wisła Płock pokonała na wyjeździe 6:1 armeński Bananc Erewan, Groclin wygrał u siebie 2:1 z portugalską Leirią, a GKS Katowice zhańbił polską piłkę ulegając w Walii drużynie Total Network Solutions 3:0.

Dzień po meczach kwalifikacji Pucharu UEFA, o godzinie 19:00 na stadion przy Łazienkowskiej wyszły jedenastki Legii i Lecha. Mecz ten otwierał drugą kolejkę ekstraklasy, było to też najciekawsze spotkanie w tej serii gier. Legia gra taktyką 4-4-2, w bramce Boruc, w obronie Dickson Choto, Jacek Zieliński, Abdul Karim Ahmed i Tomasz Jarzębowski, w pomocy Tomasz Sokołowski starszy, Aleksandar Vukovic, Tadeusz Kaczor i Radosław Wróblewski, a w ataku oczywiście para Saganowski-Włodarczyk. Lecha Michniewicz ustalał też pod taktykę 4-4-2 i tak: w bramce Piątek, obrona: Kaczorowski, Bosacki, Kryger, Lasocki, pomoc: Madej, Świerczewski, Mohammed, Goliński, atak: Zakrzewski, Reiss. Przez pierwsze pół godziny gra była wyrównana, nawet ze wskazaniem na Lecha. Jednak w 31. minucie czerwoną kartkę zobaczył Bartosz Bosacki i musieliśmy radzić sobie w dziesiątkę. W „dziesiątkę” przeciwko Legii? Daliśmy radę tylko przez 7 minut. Piękną akcję całego zespołu wykończył Wróblewski i Legia objęła prowadzenie. Od czasu zejścia z boiska Bosackiego nie potrafiliśmy się odnaleźć, zmieniło się to dopiero po upływie pierwszego kwadransa drugiej połowy. Wtedy to za Zakrzewskiego wszedł Nawrocik, który momentalnie ożywił grę całego zespołu. Właśnie Nawrocik doprowadził do wyrównania w 88. minucie po solowej akcji . Po jego bramce i nerwowych ostatnich minutach udało nam się wywieźć cenny punkt z Warszawy. Po 2. kolejce prowadzenie w tabeli objęła Wisła Kraków (dzięki zwycięstwu z Łęczną 3:0), my z dwoma remisami na koncie zajmowaliśmy 9. miejsce.

8 dni po meczu z Legią czekał nas pierwszy ligowy mecz w tym sezonie na własnym stadionie. Nic dziwnego, że wszystkim bardzo zależało, żeby to spotkanie wygrać. Naszym przeciwnikiem miał być GKS Katowice, który odniósł na razie w lidze dwa zwycięstwa, ale porażka z walijskim TNS pokazuje, że GKS jest kolosem na glinianych nogach. W porównaniu z meczem z Legią skład uległ zmianie tylko na jednej pozycji – zawieszonego za czerwoną kartkę Bosackiego zastąpił Wójcik. Namawiałem Michniewicza, żeby dał szansę od początku Grzelakowi (zamiast „Świra”) i Nawrocikowi (w miejsce Zakrzewskiego), ale miał na ten temat własne zdanie. Obiecał przeprowadzić te dwie zmiany w drugiej połowie. Zrobił to w 60. minucie, kiedy prowadziliśmy już 2:0. Jeszcze w pierwszej połowie wynik meczu otworzył Zakrzewski po doskonałym podaniu Reissa, a dwie minuty po przerwie na 2:0
podwyższył po solowej akcji Madej. Takim właśnie wynikiem spotkanie się zakończyło, a cieszyło nie tylko samo zwycięstwo, ale piękny styl tej wygranej.

Hitem 3. kolejki miał być mecz Wisła Kraków – Widzew. Co prawda Widzew miał w tym sezonie walczyć o utrzymanie, ale po dwóch kolejkach był na czwartym miejscu w tabeli. Wisła zgodnie z przedsezonowymi spekulacjami była liderem. Z Widzewem wygrała 1:0 po bramce Kalu Uche, choć gdyby nie znakomita postawa Tyrajskiego mogło się skończyć dla Widzewa tragicznie. Wisła umocniła się na pierwszym miejscu w tabeli, my – dzięki wygranej z GKS-em - wskoczyliśmy na miejsce piąte.

Dzień po meczu z Katowiczanami boisko przy Bułgarskiej miało być eksploatowane po raz kolejny, tym razem przez rezerwy Lecha. Graliśmy z rezerwami Odry Opole. W tym meczu mógł już zagrać Paweł Głowacki (P P/L/Ś), sprowadzony zgodnie z zaleceniami jednego z wyszukiwaczy talentów z Polonii Warszawa. Ten wszechstronny pomocnik kosztował klub 40 tys. zł, choć początkowo władze Polonii chciały za niego aż 100 tys. Głowacki zagrał całkiem niezły mecz, opuścił boisko w 60. minucie mając na koncie asystę przy bramce Michała Lorensa (bramce wyrównującej, wcześniej przegrywaliśmy 0:1). Wpuściłem też na boisko Pawła Buzałę, który zmienił Mateusza Jureczko. Buzała dał nam prowadzenie kilka minut później, a wynik meczu ustalił po raz kolejny trafiając do siatki Michał Lorens w 87. minucie spotkania. Zwycięstwo 3:1 może cieszyć, ale jeszcze bardziej cieszyła mnie postawa nowych nabytków Lecha, tym bardziej, że w tym meczu postanowiłem grać bez pomocy Scherfchena, Magdziarza i Topolskiego z pierwszego zespołu. Nieźle zaprezentował się przebywający na testach Brazylijczyk Lucas, więc postanowiłem podpisać z nim kontrakt.

W ostatnią środę sierpnia Wisła Kraków przypieczętowała swój awans do Ligi Mistrzów wygrywając u siebie z Galatasaray 1-0 po golu Maćka Żurawskiego. Z klubu wysłano list z gratulacjami awansu i życzeniami dalszych sukcesów na arenie międzynarodowej. Do I rundy Pucharu UEFA awansowały Groclin i Wisła Płock, natomiast odpadł GKS Katowice. Wszystkie mecze tych trzech drużyn zakończyły się remisami. Podczas gdy polskie drużyny walczyły o awans do Pucharu UEFA, mnie udało się ostatecznie zakończyć sprawę transferu na Bułgarską 20-letniego Jarosława Piątkowskiego (N Ś – fot. obok), który przyszedł do nas z Siarki Tarnobrzeg za 100 tys. zł.

Następnego dnia wielki Milan poległ w meczu o Superpuchar Europy. Mediolańczycy przegrali z FC Porto 1:2. Do naszego klubu przyszły natomiast faksy z federacji piłkarskich – Łukasz Madej i Rafał Grzelak zostali powołani na dwa zbliżające się mecze reprezentacji Polski U-21, a selekcjoner kadry Nigerii U-21 powołał na mecz Suleimana Mohammeda. Paweł Janas w swojej reprezentacji znalazł miejsce dla Piotra Świerczewskiego, co ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu, że trener to z niego żaden.

Przyszedł czas na kolejny mecz rezerw. Pojechaliśmy do Zabrza, żeby zmierzyć się z rezerwami Górnika. Mecz rozpoczynał się o 12:00, a więc nie było szans na powrót na mecz pierwszej drużyny, która grała o 16:00 z Łęczną. W porównaniu z poprzednim meczem, zmieniłem w ataku Mateusza Jureczko na nowego zawodnika – Jarosława Piątkowskiego. Moi podopieczni grali bardzo dobrze nie oddając inicjatywy nawet po 63. minucie, kiedy drugą żółtą - i w konsekwencji – czerwoną kartkę zobaczył Michel. Nie potrafili jednak wykorzystać wielu sytuacji do strzelenia bramki. Na domiar złego w 73. minucie drugą żółtą kartkę otrzymał także Marcin Zalewski i ostatni kwadrans należał już do gospodarzy. Ci stworzyli sobie cztery dogodne sytuacje do zdobycia bramki, z których wykorzystali dwie i porażka 2:0 stała się faktem.

Humory poprawiły nam się dopiero w Poznaniu. Beniaminek z Łęcznej nie dał rady powstrzymać poznańskiego walca i uległ 4:1. Bramki dla Lecha zdobywali: Paweł Kaczorowski (10’ z karnego), Zbigniew Zakrzewski (18’), Piotr
Reiss (33’) i Damian Nawrocik (72’). Honorową bramkę dla Łęcznian zdobył w 76. minucie Paweł Bugała.

Następnego dnia do zespołu Lecha dołączyli kupiony z Unii Janikowo za 260 tys. zł 20-letni Łukasz Pachelski (S Ś – fot. obok) oraz kolejny piłkarz Siarki Tarnobrzeg 18-letni Marcin Pietrucha (O/P L), który kosztował nas 40 tys. zł. Na tym też skończyłem poszukiwania nowych graczy do zespołu, gdyż budżet transferowy wynosił już niemal dokładnie tyle, ile trzeba było na pokrycie transferów Maćka Korzyma w lutym i Kamila Kuzery po sezonie. Tego samego dnia zakończyła się 4. kolejka ekstraklasy, po której Lech zajmował w tabeli już 3. miejsce! Zgromadziliśmy na swoim koncie osiem punktów – o dwa mniej niż druga Legia Warszawa i o cztery mniej niż lider z Krakowa.

W meczu reprezentacji Polski U-21 z Łotwą U-21 od początku grał Rafał Grzelak, jednak nie pokazał nic ciekawego i zszedł w 59’. Madej wszedł na boisko w 89’ chyba głównie po to, by z niego za chwilę zejść. Polakom udało się jednak wygrać i to aż 3:0 (po bramkach Olszara, Smolarka, i Dudy z karnego). Nigeria U-21 również 3:0 pokonała reprezentację Arabii Saudyjskiej U-21, a Suleiman Mohammed został wprowadzony na boisko w 69. minucie.

Następnego dnia Polska grała z Łotwą na wyjeździe o punkty w eliminacjach Mistrzostw Europy. Orły wygrały 3:1 po dwóch bramkach Wichniarka i jednej Żurawskiego. Świerczewski na szczęście nie zagrał.

W drugim meczu reprezentacji Polski U-21 ze Szwecja U-21 zarówno Grzelak, jak i Madej zagrali od początku. Ba, Madej był nawet kapitanem. Mecz zakończył się jednak wynikiem bezbramkowym, a żaden Lechita niczym się nie wyróżnił. Dorośli koledzy poszli za przykładem młodych i również zremisowali, choć tu było już 2:2. Gole Karwana i Żurawskiego przedłużyły nadzieje Polaków na awans do Mistrzostw Europy. Przed ostatnim meczem eliminacji Polska jest na trzecim miejscu i traci do Węgrów trzy punkty. Wszystko więc rozstrzygnie się na Węgrzech 11. października.

13. września na Bułgarską przyjechał na mecz rezerw Piast Gliwice. Przy ustalaniu składu na ten mecz zauważyłem, że w zespole brakuje trzeciego środkowego obrońcy, co może skończyć się nieciekawie przy kontuzji któregoś z dwóch podstawowych. Postanowiłem więc zacząć przyzwyczajać do gry w środku defensywy niedawno kupionego Marcina Pietruchę. Tak więc Pietrucha zastąpił na środku obrony Zalewskiego, a do pomocy za pauzującego za kartki Michela wskoczył do składu Poloszczak. Obaj zawodnicy spisali się nieźle, ale wszystkich przyćmił Jarek Piątkowski, który zdobywając dwie bramki zapewnił nam zwycięstwo 2:0.

Niecałe 3 godziny po zakończeniu spotkania rezerw na Bułgarskiej w Nowym Dworze Mazowieckim rozpoczynał się mecz miejscowego Świtu z pierwszym zespołem Lecha Poznań. Beniaminek miał być murowanym kandydatem do spadku, tymczasem pod czujnym okiem Janusza Wójcika radził sobie całkiem nieźle i po 4. kolejkach zajmował bezpieczną ósmą pozycję w ekstraklasie. Michniewicz natomiast znów musiał sobie radzić bez mojej pomocy. I wyszło mu to znakomicie – jak na pierwszego trenera przystało, gdyż Lech wygrał 3:0 po hat-tricku Zbigniewa Zakrzewskiego. Następnego dnia Groclin pokonując 3:0 Legię na Łazienkowskiej w ostatnim meczu kolejki ligowej pozwolił nam awansować na pozycję wicelidera rozgrywek.

Tymczasem lider, Wisła Kraków, 16. września grała pierwsze spotkanie grupowe Ligi Mistrzów. Drużyna z Krakowa trafiła do grupy z VfB Stuttgart, Olimpique Marsylia oraz Realem Sociedad. Grupowe boje zaczynali od wyjazdu do Francji. Jak większość kibiców piłkarskich w Polsce zasiadłem tego wieczora przed telewizorem i jak większość odchodziłem sprzed niego w nienajlepszym nastroju. Wisła mimo prowadzenia po bramce Kelechiego Iheanacho ostatecznie poległa 2:1. Oba gole dla gospodarzy zdobył Laurent Battles. Trzeba jednak przyznać, że spotkanie stało na wysokim poziomie i nawet denny komentarz powracającego do telewizji Darka Szpakowskiego
nie zepsuł tego widowiska.

Cztery dni później Wisła grała w lidze z Legią, a w tym samym czasie my podejmowaliśmy u siebie czwarty w tabeli Widzew. Na tym meczu mogłem być obecny, gdyż rezerwy grały dopiero następnego dnia. Na boisko wraz z Michniewiczem oddelegowaliśmy następującą jedenastkę: Piątek – Kaczorowski, Bosacki, Kryger, Lasocki – Świerczewski, Goliński, Mohammed, Grzelak – Zakrzewski, Reiss. Nie miałem tu wiele do gadania – była to tzw. żelazna jedenastka Michniewicza, chociaż nie ukrywałem, że według mnie Madej w miejsce Świerczewskiego to lepsze rozwiązanie. Mecz był raczej nudnawy, ale ostatecznie zakończył się naszym zwycięstwem 1:0 po golu Kaczorowskiego.

Mecz Wisły z Legią był jeszcze nudniejszy niż nasze spotkanie. Zakończył się wynikiem bezbramkowym, dzięki czemu Groclin awansował na 3. miejsce w tabeli. Grodziszczanie tracili do nas tylko punkt, my natomiast zmniejszyliśmy dystans do Wisły - teraz wynosił on już tylko dwa punkty. Najważniejszą rzeczą było teraz utrzymać wysoką formę do 25 października, kiedy to na Reymonta spotkamy się z Wisłą w bezpośrednim spotkaniu.

Jednak do tego czasu trzeba było jeszcze rozegrać cztery mecze ligowe i dwa pucharowe, a ja tymczasem musiałem opuścić Poznań i wyjechać z rezerwami na mecz do Jaworzna. Do składu wrócił Michel zastępując Poloszczaka. Rezerwy Szczakowianki były liderem ligi rezerw. Już w 3. minucie kontuzji doznał prawy obrońca naszych rezerw - Lucas, wpuściłem więc za niego Wojciecha Pilcha. W 14. minucie jedna z akcji gospodarzy zakończyła się naszą kontrą i Michał Lorens zdobył bramkę na 1:0. W 55. minucie Szczakowianka wyrównała, ale sędzia nie uznał bramki widząc podniesioną chorągiewkę liniowego, który zauważył spalonego. Gospodarze atakowali bez przerwy, co niestety zaczęło przynosić skutki: w 69. minucie było już 1:1 po bramce Piotra Bagnickiego. O dalszym przebiegu meczu lepiej zapomnieć – skończyło się wynikiem 3:1 dla Szczakowianki po dwóch bramkach Piotra Chwesiuka i nikt w naszym zespole nie miał już wątpliwości co do tego, z jakiej racji drużyna rywali jest na czele tabeli.

W I rundzie Pucharu UEFA Groclin trafił na austriacki FC Karnten, a Wisła Płock miała się zmierzyć z Manchesterem City. Pierwsze spotkania były rozgrywane w Polsce, co oczywiście wykorzystałem i pojechałem obejrzeć na żywo mecz w Płocku. A było co oglądać! Po pierwszych 20. minutach przewagi gości mecz się o dziwo wyrównał. Zawodnicy Wisły „gryźli trawę”, co się miało wkrótce opłacić: w 26. minucie Ireneusz Jeleń zdobył bramkę i prowadzenie dla Wisły. Cztery minuty później było już 2:0 po drugiej bramce Jelenia. Kiedy wydawało się, że taki wynik utrzyma się do końca, bramkę „do szatni” zdobył Ariel Jakubowski podwyższając na 3:0. W drugiej połowie goście rzucili się do odrabiania strat, ale nadziali się na kontrę drużyny z Płocka i Gevorgyan podwyższył na 4:0! MC atakował do końca spotkania, ale nie wydawało się, żeby mieli strzelić choćby bramkę honorową. A jednak. W 90. minucie Gęsior popchnął w polu karnym Fowlera, a jedenastkę pewnie wykorzystał Sun Jihai. To zwycięstwo nad faworyzowanymi gośćmi wywołało niemałe zdziwienie w Europie, a zagraniczni trenerzy zaczęli przyglądać się bliżej poczynaniom Jelenia. Nie ukrywam, że lepiej by było i dla niego, i dla Lecha, gdyby jak najszybciej wyjechał zagranicę. Groclin pokonał FC Karnten 5:0 (Młynarz, Ślusarski, Wieszczycki, i dwa razy Sikora).

Zostałem w Płocku jeszcze jeden dzień, po czym pojechałem do Wodzisławia, gdzie właśnie przyjechał autokar Lecha Poznań. Następnego dnia mieliśmy tu zagrać z Odrą. Michniewicz tradycyjnie wystawił swój żelazny skład. Mecz rozpoczął się od ataków gospodarzy, ale szybko udało nam się uzyskać pełną kontrolę nad wydarzeniami na boisku, a bramki były jedynie kwestią czasu. Pierwszą zdobył już po przerwie Zbigniew Zakrzewski, który niedługo potem zszedł z boiska. Zastąpił go Nawrocik i również zdobył bramkę. Dobił Odrę Piotr Reiss, który już w doliczonym czasie gry wykorzystał znakomite podanie
Nawrocika. Po tym meczu objęliśmy prowadzenie w tabeli, ale tylko dlatego, że Wisła Kraków jeszcze nie rozegrała swojego spotkania. A grała ze swoją imienniczką z Płocka. Mecz obu Wisełek zakończył się remisem 1:1, dzięki czemu (i lepszemu bilansowi bramek) rzeczywiście zajęliśmy pozycję lidera!

Wisła miała jednak większe zmartwienia niż utrata pierwszego miejsca w lidze. Takowym był drugi mecz fazy grupowej Ligi Mistrzów, u siebie z VfB Stuttgart. Wybrałbym się na ten mecz gdyby nie to, że w tym czasie na Bułgarskiej mieliśmy walczyć z Zagłębiem Lubin w pierwszym meczu ćwierćfinału PP. Tym razem Michniewicz przetestował inny wariant – Zakrzewski zastąpił Świerczewskiego na prawej pomocy, a jego miejsce w ataku zajął Nawrocik. Zagłębie nie miało w tym meczu nic do powiedzenia skupiając się tylko na obronie. Tę obronę udało nam się sforsować cztery razy i po hat-tricku Reissa i jednej bramce Golińskiego wygraliśmy 4:0 zapewniając sobie właściwie awans do Półfinału PP. Wisła natomiast odniosła niezwykle cenne jednobramkowe zwycięstwo nad VfB Stuttgart po bramce Kalu Uche.

Madej i Grzelak zostali powołani na kolejny mecz reprezentacji Polski U-21, a Świerczewski do kadry A. Przed ich wyjazdem na zgrupowania czekał nas jednak jeszcze trudny mecz z Amicą Wronki na Bułgarskiej. Mecz ten zamykał 8. kolejkę ekstraklasy i tylko w przypadku zwycięstwa utrzymalibyśmy pozycję lidera. Zakrzewski wrócił do ataku a Świerczewski na prawą pomoc i tak ustawieni Lechici ruszyli do boju w derbach Wielkopolski. Najbardziej ze strony gości obawiałem się Zieńczuka, ale – jak się na szczęście okazało – niepotrzebnie, gdyż z powodu kontuzji nie mógł zagrać w tym meczu. Mimo tego z Amicą grało się naprawdę ciężko, więc po bramce Zakrzewskiego w 29. minucie wszystkim nam ulżyło. Do przerwy utrzymaliśmy jednobramkowe prowadzenie, a w szatni nastawialiśmy piłkarzy na twardą walkę przez całe następne 45. minut. Tuż po przerwie Zakrzewski został sfaulowany w polu karnym, a karnego zamienił na bramkę Kaczorowski i było już 2:0. Po tym Amica kompletnie się pogubiła i nie potrafiła skonstruować żadnej groźnej akcji. Mecz zakończył się wynikiem 2:0 i tym samym utrzymaliśmy fotel lidera ekstraklasy.

W dzień po zwycięstwie nad Amicą nasze rezerwy miały mecz z drugą drużyną Aluminium Konin. Zaszło kilka zmian w składzie, głównie z powodu powrotu po kontuzji Łukasza Pachelskiego, który po dołączeniu do naszego zespołu od razu złapał uraz i dopiero teraz zaliczy debiut w meczu rezerw. Nasz gol wydawał się być kwestią czasu, jednak w 61. minucie wprowadzony ledwie 5 minut wcześniej Łukasz Poloszczak dostał czerwoną kartkę. Mimo wszystko chłopacy pokazali charakter i wygrali 2:0 po bramkach Piątkowskiego (asysta Lorensa) w 63. i Mirka Golińskiego (asysta Pachelski) w 78. minucie. Młodszy z braci Golińskich zdobył bramkę strzałem z dystansu, którego nie powstydziłby się nawet jego starszy brat.

Trzy dni po meczu rezerw znowu zasiadłem na ławce trenerskiej, tym razem wraz z Michniewiczem. A mecz ważny – z Groclinem w Grodzisku Wielkopolskim. Nie mógł zagrać Michał Goliński, więc jego miejsce na środku pomocy zajął Świerczewski, a szansę gry od pierwszej minuty otrzymał Madej. Na ławce miejsca nie mógł zająć rezerwowy bramkarz Krzysztof Komorowski – grę przeciwko swojemu zespołowi uniemożliwiała mu klauzula w kontrakcie wypożyczenia z Grodziska. Rezerwowym bramkarzem w tym meczu został więc bramkarz drugiej drużyny - Łukasz Radliński, na co dzień mój podopieczny. Tak ustawieni Lechici wyszli na pierwszą połowę meczu. W 14. minucie Reiss miał sytuację sam na sam z Liberdą, a kiedy ten zdołał sparować piłkę pierwszy dobiegł do niej Zakrzewski i… nie trafił w pustą bramkę. Pięć minut później prowadzenie dla gospodarzy uzyskał Bartek Ślusarski, a nasi z minuty na minutę grali coraz gorzej. Tuż przed przerwą udało nam się wyprowadzić składną akcję, po której Zakrzewski pokonał Liberdę strzałem z główki… sprzed pola karnego. Asystę przy tej bramce można by właściwie zapisać bramkarzowi gospodarzy,
który poślizgnął się przy interwencji, przez co pozwolił piłce wtoczyć się do siatki. Po przerwie dalej inicjatywa należała do gospodarzy, ale nasze kontry stały się częstsze i groźniejsze. W 60. minucie Michniewicz zdecydował się na dwie zmiany – Lasockiego zastąpił Mowlik, a Reissa - Nawrocik. Wpuszczenie tego drugiego okazało się strzałem w dziesiątkę, gdyż to on zapewnił nam w 76. minucie meczu zwycięstwo. Gospodarze co prawda chwilę później wyrównali, ale na szczęście sędzia doszukał się spalonego. W ostatnich minutach spotkania okazję do podwyższenia zmarnował Zakrzewski, po raz kolejny nie trafiając do pustej bramki, tym razem po tym, jak Liberda sparował strzał Nawrocika. Wyjazdowe zwycięstwo sprawiło, że atmosfera w autobusie była naprawdę znakomita.

Kilka dni później Grzelak i Madej zaliczyli kolejne występy w reprezentacji Polski U-21. Madej został wybrany kapitanem i grał przez całe 90 minut, był jednak jednym ze słabszych graczy na boisku. Grzelak wszedł w 64. minucie i zrobił dobre wrażenie. Polska U-21 przegrała z Węgrami w tej samej kategorii wiekowej 1:2. Dzień później na Węgrzech ważyły się losy awansu Polski do baraży eliminacji Mistrzostw Europy. Potrzebne do tego było zwycięstwo nad gospodarzami, a Polacy przegrali 3:2. I tak możemy być wdzięczni, że Szwecja przy zapewnionym awansie nie odpuściła sobie ostatniego meczu z Łotwą, bo gdyby Łotysze wygrali, to zajęlibyśmy w grupie czwarte miejsce…

Wisła miała przerwę w rozgrywkach Ligi Mistrzów, ale spotkania Pucharu UEFA odbyły się zgodnie z terminem. Groclin awansował do II rundy po wyjazdowym zwycięstwie nad FC Karnten 1:0. W dwumeczu Groclin wygrał 6:0. Wisła Płock zremisowała na City of Manchester Stadium z Manchesterem City 1:1, dzięki czemu również awansowała do dalszych gier. W tym czasie Wisła grała spotkanie ligowe z Odrą Wodzisław zamykające 9. kolejkę ekstraklasy. Pokonując ją 4:0 poprawiła swój stosunek bramek na tyle, że odzyskała pozycję lidera.

Kolejna kolejka ligowa rozpoczęła się sensacyjnie. Samo zwycięstwo Widzewa nad Legią było już niespodzianką, ale jego rozmiary - 4:0 - przeszły chyba najśmielsze oczekiwania nawet najwierniejszych kibiców Łodzian. Dzień po tym meczu podejmowaliśmy na Bułgarskiej Górnika Zabrze. Michniewicz wystawił swój żelazny skład z tą jednak zmianą, że zamiast Świerczewskiego na prawej pomocy zagrał Madej (!). Madej swoją szansę wykorzystał i zdobył bramkę, jedną z dwóch strzelonych przez nasz zespół w tym spotkaniu. Drugiego gola strzelił Zbigniew Zakrzewski. W zwycięstwie 2:0 pomógł nam gracz gości - Błażej Radler, dostając już w 32. minucie spotkania czerwoną kartkę. Wisła pokonała Groclin 3:0 i umocniła się na pierwszym miejscu w tabeli. W następnej kolejce czekał nas mecz na Reymonta, mecz najprawdopodobniej o tytuł mistrza jesieni.

Jednak trzy dni przed najważniejszym meczem rundy jesiennej czekał nas wyjazd do Lubina na rewanż ćwierćfinału PP z Zagłębiem. Wystawiliśmy tam wraz z Michniewiczem bardziej rezerwowy skład, właśnie z powodu zbliżającego się meczu z Wisłą, jak również dlatego, że pierwszy mecz wygraliśmy 4:0 i awans był już właściwie pewny. Tak więc szansę dostali następujący zawodnicy: Kotorowski – Pilch, Mowlik, Wójcik, Telichowski – Świerczewski, Piskuła, Scherfchen, Stachowiak – Piątkowski, Nawrocik. Kotorowski i Pilch doznali w tym meczu kontuzji i musieli ich zastąpić Piątek oraz Kryger. Kontuzje nie okazały się jednak groźne i Kotorowski będzie mógł z dumą zasiąść na ławce rezerwowych w meczu z Wisłą. Mecz z Zagłębiem zakończył się remisem 1:1. Bramkę dla gospodarzy zdobył Łobodziński, wyrównał Jarek Piątkowski. W półfinale spotkamy się z łódzkim Widzewem. W tym samym czasie grała również Wisła - w 3. kolejce fazy grupowej LM z Realem Sociedad. Na swoim boisku Wiślacy w pięknym stylu pokonali Hiszpanów 4:0. A za trzy dni na tym samym stadionie to my sprawdzimy umiejętności mistrzów Polski.

Nadszedł więc 25. października 2003 roku. Wszyscy nastawiali się na znakomite spotkanie. Skład taki sam, jak w ostatnim meczu ligowym
z Górnikiem Zabrze. Wisła wyszła w następującym zestawieniu: Majdan – Baszczyński, Jop, Kowalczyk, Głowacki – Kalu Uche, Edno, Martins Ekwueme, Kukiełka –Żurawski, Kelechi Icheanacho. Skład na pewno silny, ale nie najsilniejszy. Gospodarze szybko objęli prowadzenie po znakomitym prostopadłym podaniu Kukiełki i strzale z pierwszej piłki Maćka Żurawskiego. Zaraz po wznowieniu gry znakomitą sytuację do wyrównania zmarnował Goliński, który zdecydował się na strzał z ostrego kąta zamiast podawać do lepiej ustawionego Zakrzewskiego. W 37. minucie faulował w polu karnym Bosacki. Rzut karny i żółta kartka dla Bartka. Karnego wykonywał Ekwueme, strzelił prosto w Piątka, ten sparował piłkę przed siebie ponownie pod nogi Ekwueme, który jednak tym razem nie trafił w bramkę. Do przerwy utrzymał się więc wynik 1:0 dla Wisły, na drugą połowę nie wyszedł już Zakrzewski, który zagrał najgorszy mecz w Lechu. Zastąpił go Damian Nawrocik, jednak i on nie potrafił pokonać Majdana. W 73. minucie wszelkie nadzieje na dobry wynik w Krakowie prysły, bowiem drugą żółtą kartkę otrzymał Bosacki i musieliśmy kończyć mecz w dziesiątkę. Wisła nie potrafiła już jednak pokonać Piątka i mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla gospodarzy. Odnieśliśmy pierwszą porażkę w tym sezonie.

Kibice poznańscy pokazali, że są z drużyną na dobre i na złe i gromadnie zgromadzili się na Bułgarskiej, żeby powitać wracających spod Wawela piłkarzy. Wzruszająca scena – tłum skandujący „Nic się nie stało” w momencie, kiedy prasa rozpisywała się o naszej beznadziejnej grze w Krakowie, o tym że to początek naszej drogi w dół tabeli, o tym że mistrza Wiśle nikt już nie odbierze… Chyba jeszcze za wcześnie na takie spekulacje? My im jeszcze pokażemy!

Jeśli chodzi o mecz z Wisłą, to faktycznie nie był to w naszym wykonaniu najlepszy mecz, ale gospodarze też nie zachwycali. Ogólnie mecz nie stał na takim poziomie, jakiego się po nim spodziewano. Kolejny ligowy mecz z Polkowicami miał jednak pokazać, że był to z naszej strony jedynie chwilowy brak formy. Zanim doszło do pojedynku z Górnikiem Polkowice na Bułgarskiej, pojechałem ze swoimi rezerwami do Wrocławia na mecz z drugą drużyną Polaru. Do stolicy Dolnego Śląska zabrałem ze sobą napastnika Karola Jabłońskiego, który wrócił z wypożyczenia do Błękitnych Stargard Szczeciński. Był tam graczem pierwszego składu, zagrał 13 meczy, ale bramki nie zdobył, tak więc u mnie w rezerwach będzie raczej siedział na ławce. Miałem lepszych. Duet Pachelski – Piątkowski spisywał się do tej pory znakomicie. Znakomicie spisał się również w meczu z rezerwami Polaru. Pierwszy na listę strzelców, już w 2. minucie, wpisał się Piątkowski po asyście Pachelskiego. Osiem minut później Jarek odwdzięczył się Łukaszowi znakomitym podaniem, również wykorzystanym. Do końca meczu było jeszcze 80 minut, ale wynik nie uległ już zmianie.

Dzień później Pachelski zerwał mięsień pachwiny i nie zagra przez dwa miesiące. Czyli jednak Jabłoński zagrzeje miejsce w pierwszym składzie drugiej drużyny. Natomiast powrotu do pierwszego składu zespołu zażądał wręcz Daniel Grębowski. Zdziwił mnie tym strasznie, bo nawet w rezerwach się niczym nie wyróżniał. Powiedziałem mu więc szczerze, że jest za słaby jak na Ekstraklasę. Bąknął coś pod nosem o odejściu z klubu i wyszedł obrażony trzaskając drzwiami. No cóż, jak chce odchodzić, to droga wolna, nie potrzeba nam takich, co to mają ambicje większe niż potencjał.

Do końca rundy jesiennej zostały nam jeszcze dwa mecze. Żeby myśleć o tytule mistrza jesieni, trzeba było wygrać je oba i liczyć na wpadkę Wisły. To pierwsze wydawało się znacznie bardziej prawdopodobne, szczególnie że przeciwnicy nie najsilniejsi – Polkowice i Polonia. Z Polkowicami zagrać nie mógł na środku obrony Bosacki, zastąpił go więc Wójcik. W pierwszej połowie Lechici, jakby wbrew zapewnieniom, że mecz z Wisłą to wypadek przy pracy, wręcz słaniali się po boisku. Gdyby przeciwnik był silniejszy, z pewnością by to wykorzystał, a tak do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis. Druga połowa
jednak wyglądała zarówno w naszym, jak i gości wykonaniu podobnie – naszym zawodnikom nie dodały skrzydeł nawet wypite w przerwie Red Bulle. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się podziałem punktów, w 90. minucie sędzia podyktował rzut karny za faul na Lasockim. Jedenastkę pewnie wykorzystał Kaczorowski i trzy punkty zostały w Poznaniu.

Tymczasem na testy do klubu przybył reprezentant Demokratycznej Republiki Kongo Blaise Bapo Pola. 23-letni napastnik przez dwa tygodnie będzie trenował z rezerwami. Jeżeli zrobi jakiekolwiek postępy – zostanie w klubie. Na razie wydaje się być materiałem na całkiem niezłego gracza.

Nadszedł czas na ostatnie spotkanie pierwszej fazy rozgrywek. Terminarz został ułożony jednak tak, że na jesieni zagramy jeszcze dwa mecze następnej rundy. Pozytywna strona tego terminarza jest taka, że trzy, a właściwie licząc ostatni mecz z Polkowicami cztery ostatnie mecze zagramy u siebie. Teraz jednak należy się skupić na pojedynku z Polonią Warszawa. Polonia zajmowała przed meczem na Bułgarskiej przedostatnie miejsce w tabeli, spodziewaliśmy się więc spacerku. Tym bardziej, że swoje miejsce na środku obrony zajął ponownie Bartek Bosacki. I rzeczywiście obrońcy gości nie potrafili powstrzymać atakujących Lechitów, natomiast udawało się to czasem Sarniakowi (bramkarz rezerw, gdyż kontuzjowani byli dwaj pierwsi bramkarze – Sarnat i Kieszek). Jednak już w 10. minucie musiał skapitulować. Jego własny obrońca – Antoni Łukasiewicz – skierował piłkę do siatki po mocnym, ale (gdyby nie jego interwencja) niecelnym, strzale Grzelaka. W 20. minucie Sarniak wyciągał piłkę z siatki po raz drugi - tym razem gola strzelił już nasz piłkarz – Łukasz Madej. Jeszcze przed przerwą na 3:0 podwyższył Reiss, chociaż w tym momencie powinno być już co najmniej 5:0. Zaraz po przerwie czwartą bramkę zdobył Zbigniew Zakrzewski. Więcej bramek już nie było, ale kibice opuszczali stadion usatysfakcjonowani wynikiem i grą swojego zespołu.

Dwa ostatnie mecze przed przerwą zimową to już spotkania rundy rewanżowej ze znacznie bardziej wymagającymi rywalami – trzecią w tabeli Legią i siódmą Wisłą Płock. Szczególnie w meczu z Warszawiakami atut własnego boiska przy słabszej formie mógł okazać się niewystarczający. W rundę rewanżową wkraczała też faza grupowa Ligi Mistrzów, Wisła Kraków zremisowała 1:1 na wyjeździe z Realem Sociedad. Natomiast w II rundzie Pucharu UEFA Wisła Płock w pierwszym meczu przegrała w Hamburgu z HSV 2:1, a Groclin zremisował 1:1 na Ukrainie z Dnipro Dniepropietrowsk.

Dzień po meczach w Pucharze UEFA odbył się mecz Lecha z Legią. I najlepiej byłoby to tak zostawić – odbył się i tyle. Przegraliśmy to spotkanie 3:2 prowadząc 2:0 po pierwszej połowie! Tak, pierwsze 45 minut to prawdziwy koncert gry Lechitów, piękne bramki Golińskiego i Madeja. Jednak tego, co się stało w drugiej połowie nikt chyba nie mógł by przewidzieć. Wydawało się, że zawodnicy pozamieniali się koszulkami. Teraz to Legia grała piękny futbol, a nasi potykali się o własne nogi. Skończyło się więc tragicznie. Hat-trick Włodarczyka zmniejszył naszą przewagę w tabeli nad Legią do dwóch punktów.

Ostatecznie podziękowałem Blaisowi Bapo Pola za dwutygodniowe treningi w naszym klubie i postanowiłem nie podpisywać z nim kontraktu. Wszystko wskazywało na to, że na zawsze pozostanie jedynie dobrym materiałem na zawodnika. Bez niego więc pojechałem z drugą drużyną znów do Wrocławia tym razem na mecz z rezerwami Śląska. Kryzys dopadł również moich podopiecznych – przegraliśmy 4:1 w fatalnym stylu. Nawet fakt, że gospodarze dwie bramki zdobyli z wątpliwych rzutów karnych nie jest usprawiedliwieniem tak wysokiej porażki. Na swoim normalnym poziomie zagrali jedynie Piątkowski, Michel oraz strzelec honorowej bramki Paweł Głowacki, który wszedł w drugiej połowie. Co gorsza, w meczu kontuzji doznał Karol Jabłoński, a więc najprawdopodobniej będę musiał powrócić do wariantu z początku sezonu z Golińskim na pozycji ofensywnego pomocnika, a jego miejsce w środku pola zajmie Paweł
Głowacki.

Nadszedł nareszcie ostatni jesienny mecz. Należało go wygrać, bo ewentualna porażka mogła nas pozbawić drugiego miejsca w tabeli. Do składu wrócił Kryger, zastąpił Wójcika i była to jedyna zmiana w porównaniu z meczem z Legią. Piłkarze po ostatniej wpadce przed własną publicznością z Legią teraz bardzo chcieli się zrehabilitować, więc nie trzeba było ich specjalnie motywować do tego meczu. Co prawda już w 2. minucie Suleiman Mohammed zdobył swoją pierwszą bramkę w barwach Lecha, ale sześć minut później wyrównał Emanuel Ekwueme. Do przerwy było więc 1:1. Chwilę po zmianie stron Łukasz Madej, zdenerwowany po tym jak jeden z rywali zabrał mu piłkę, wszedł mu brutalnie w nogi i został usunięty z boiska. Od tego momentu Wiślacy przejęli inicjatywę i udało im się zdobyć zwycięskiego gola w końcówce meczu (Romuzga z wolnego). No cóż, szkoda. Kibice po raz kolejny zachowali się wspaniale i oklaskami dziękowali kibicom za i tak przecież udaną jesień. Następny mecz swoich ulubieńców na Bułgarskiej zobaczą dopiero za cztery miesiące.

Dzięki fenomenalnej postawie Amiki, która wygrała na wyjeździe z Wisłą Kraków 2:1, nie straciliśmy dystansu do lidera. Legia natomiast jedynie zremisowała w wyjazdowym spotkaniu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, a więc drugie miejsce w tabeli zachowamy aż do marca. Mimo nieudanej końcówki rundy mogliśmy być zadowoleni z postawy zespołu. Po rozegraniu 15 z 26 zaplanowanych meczów zajmowaliśmy drugą pozycję w lidze, co dawałoby nam na koniec występy w pucharze UEFA, czyli nasz plan minimum. Na początku sezonu tylko my i nasi kibice wierzyli chyba w jego realizację, ale w miarę trwania sezonu coraz więcej z tych, co nas przed sezonem wyśmiewali, otwierało usta ze zdumienia. Oczywiście po meczach z Legią i Wisłą usta znów złożyły im się w śmiech, ale jeszcze im pokażemy.

Czas na małe podsumowanie. Wisła prowadziła w lidze z 38 punktami, my mieliśmy 6 oczek mniej, a trzecia Legia traciła do nas tylko jeden punkt. Inne drużyny już granicy 30 punktów nie przekroczyły. Tabela przedstawiała się tak:


Górnik Łęczna właściwie już może czuć się zdegradowany, bo chociaż zachowuje jeszcze teoretyczne szanse na utrzymanie, to po tym co pokazali w pierwszych 15. kolejkach szanse na pozostanie w gronie najlepszych polskich klubów są w praktyce bliskie zeru.

Najlepszym piłkarzem na tym nieco powiększonym półmetku został wybrany Marek Saganowski, drugi był Kalu Uche, a trzeci Paweł Kryszałowicz. Z naszych najwyżej sklasyfikowany został Paweł Kaczorowski – zajął szóste miejsce. Najlepszy piłkarz nie znaczy najlepszy strzelec – tu Sagan z jedenastoma bramkami był drugi tuż za swoim klubowym kolegą Piotrkiem Włodarczykiem, który zdobył jedną bramkę więcej. Trzecie miejsce z dziesięcioma bramkami zajmowali ex-equo: Paweł Kryszałowicz, Maciej Żurawski oraz nasz Zbigniew Zakrzewski.

Zakrzewski ogółem zdobył dla Lecha 11 bramek (jedną dołożył jeszcze w PP) i był naszym najskuteczniejszym strzelcem w tym okresie rozgrywek. Za nim z zaledwie sześcioma bramkami plasowali się Reiss i Nawrocik. Najwięcej asyst (pięć) zaliczył natomiast Rafał Grzelak. A w drugiej części sezonu oprócz ligowych bojów czekają nas mecze półfinałowe PP z Widzewem Łódź. Co wyjdzie z tej walki na dwóch frontach? Czy znajdziemy się na podium pierwszej ligi polskiej? Czy zdobędziemy Puchar Polski? A może nie uda nam się w ogóle zakwalifikować do europejskich pucharów? Poczekamy, zobaczymy…

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.