Tak więc drugą dekadę XXI wieku zaczynamy jako sensacyjni liderzy Premiership.
Już utarliśmy nosa tak lubianemu przez nas (i chyba wszystkich piłkarzy i trenerów) Tomassky'emy.
Aż do 2. stycznia kiedy, mimo prowadzenia po 29 minutach 2:0 (po golach Yordi'ego z karnego i Rooneya) remisujemy w Liverpoolu 2:2. A że Sunderland i Newcastle wygrywają swoje zaległe i bieżące mecze, spadamy na 3. miejsce. Rośnie za to przewaga prowadzącej trójki nad grupą pościgową, a szczególnie MU, które przegrywa co tylko może. Nie potrafią się jeszcze otrząsnąć po porażce z nami na Old Trafford.
5. stycznia jedziemy do Stoke, oczywiście po zwycięstwo. Więc wygrywamy - 2:0 po golach Planta i Kelly'ego. Niestety tracimy naszych "dziadków" z pomocy - Beckham i Michel opuszczają boisko na noszach.
3 runda FA Cup jest niespodziewanie bardzo nerwowa: remisujemy u siebie z Crystal Palace 1:1, mimo, że gramy w podstawowym składzie (bez wspomnianych wyżej pomocników). W replayu wynik się powtarza, dopiero w karnych większe doświadczenie duchowe moich zawodników pozwala nam wygrać. Na następną rundę postanawiam jednak wystawić rezerwy, bo najważniejsza w tej chwili jest walka o medale, a maraton Puchar - Liga już męczy moje gwiazdy.
W międzyczasie gromimy u siebie drugiego z beniaminków Hull 3:0 (2xPlant, Yordi), ale już w następnych potyczkach ligowych daje o sobie dać zmęczenie.
Najpierw wygrywamy wprawdzie na wyjeździe z WBA 2:1 (Kelly i niezawodny Plant), ale odnawia się kontuzja Beckhama, a Michel wciąż zażywa uroków kuracji.
Tak więc na kolejną rundę Pucharu Anglii z Evertonem wystawiam całkowicie rezerwowy skład. W Liverpoolu o mało nie dochodzi do niespodzianki. Telford prowadzi 2:0 po golach Nijhuijsa i vanHandenhovena. Jednak w ostatnim kwadransie zmęczonych rezerwistów spokojnie punktują rywale i przegrywamy 2:3. I dobrze. Pierwsza drużyna wystosowała pismo z podziękowaniami.
Kryzys objawił się w kolejnych meczach. Przyjeżdża Chelsea. Telford oddaje dwa strzały na bramkę rywali (bardzo dobrze grający Huckerby i oczywiście Plant). Bramkarze rywali nie zawsze grają przeciwko nam mecze życia. Goalkeeper gości przepuszcza obydwie lufy i kończy się na 2:2. Na szczęście sędzia uznaje, że trzecia bramka dla Londyńczyków pada ze spalonego. 3 dni później jedziemy do Manchesteru, tym razem na mecz z City. Chcieliśmy wygrać. I dzięki Kelly'emu prawie się udało. Strzelił 3 bramki. Niestety do protokołu zostały wpisane tylko dwie i znów remisujemy 2:2. Dystans do prowadzącej dwójki powiększa się - do Sunderlandu 7, do Newcastle 3 punkty straty. Na szczęście mamy aż 8 punktów przewagi nad wracającym do formy Man Utd, który jest czwarty.
Czeka nas mecz prawdy. Do Telford przyjeżdża Newcastle. Jeśli przegramy, możemy się praktycznie pożegnać z myślami o wygraniu Premiership (facet, co ty gadasz?!!).
W pierwszej połowie z boiska wieje potworną nuuuudą. Wygląda to wręcz na układ "nie robimy sobie krzywdy". Mój ulubieniec Robbie Keane nie wie o co chodzi i w ostatniej akcji pierwszej połowy strzela gola. To wkurza moich piłkarzy. W chwilę po pierwszym gwizdku Huckerby w swoim pierwszym kontakcie z piłką (zmienił słabego po kontuzji Beckhama) do siatki główkuje Plant. Wprawdzie Farnerud znów wyprowadza Newcastle na prowadzenie, ale w 66 minucie rzut wolny w stylu Beckhama wykonuje Neill i z 20 jardów (ile to jest metrów?) pakuje futbolówkę w okienko. W 76 minucie za słabego Kelly'ego wprowadzam Hendersona. Ten, biegnąc od linii bocznej z rozpędu nadziewa się na piłkę i jest gol! Niestety w 86 minucie Newcastle wyrównuje i już nie ma czasu, by ten mecz wygrać. A Carroll swoją drogą dostaje ode mnie reprymendę za głupie bramki.
Sunderland wygrywa z Chelsea i ma już nad nami 9 punktów przewagi. Wygrywa też Manchester.
Wyprzedaż rezerw w Telford trwa - Abbott odchodzi za 875 tys. do Dallas (Polaków zawsze ciągnęło za ocean), a Shearera kupuje Coventry za zawrotną sumę 3,7 mln, co stanowi rekord w
naszym skromnym klubie.
Mamy dwa tygodnie przerwy na przemyślenia. Jedziemy znowu do Liverpoolu, tym razem do Kings Docks. Przemyślenia pomogły o tyle, że zremisowaliśmy 1:1. Everton być mocna klub w tym sezonie. Gola strzela dla nas Yordi, ale tracimy na krótki czas Kelly'ego. Liderzy solidaryzują się ze mną i też remisują, a więc nie tracimy dystansu.
W meczu z Leicester nasza wyższość ani przez chwilę nie podlega dyskusji. Wygrywamy 4:1 a łupem bramkowym dzielą się Henderson, Darren Huckerby, Beckham i Plant. Sunderland wygrywa, Newcastle za dwa dni przegrywa i jesteśmy chwilowym wiceliderem. Ale do Sunderlandu jest już przepaść.
Znów ciężki mecz, tym razem jedziemy na stadion Tottenhamu. Po golu Rooneya prowadzimy bardzo długo, aż do 83 minuty. Kończy się na 1:1, a Newcastle gromi Manchester 4:1. I znowu na trzecim.
4 kwietnia odbywa się mecz na szczycie. Sunderland gromi Newcastle 5:1! A że my przegrywamy u siebie z Birmingham 0:1 już chyba nikt nie ma wątpliwości, kto będzie mistrzem.
14 kwietnia Sunderland przegrywa, a Newcastle remisuje. My nie wykorzystujemy szansy i w Sheffield przegrywamy 2:3 (Kelly i Plant), tracąc dwa gole w ostatnich 10 minutach.
Za to 3 dni później jest lepiej. Newcastle remisuje z czerwoną latarnią - Coventry, Sunderland remisuje z czerwoną latarnią - Leicester. My nie dajemy szans West Ham - 3:1 (Beckham, Neill i Kelly). Tydzień później powtarzamy historię - tym razem trzy gole wlepiamy Ipswich. Newcastle też wygrywa, ale mamy do nich tylko punkt straty. Jest szansa na srebro.
W meczu z Man Utd próbuję taktykę z 5 pomocnikami i daję zagrać 18-letniemu Evansowi na pozycji słynnego Beckhama (MR). Evans nie spala się i gra całkiem poprawnie, a my wygrywamy skromnie, ale pewnie 1:0, po bardzo ładnej solowej akcji Rooneya. Manchester był dla nas w tym sezonie dostarczycielem punktów :> (2:0 i 1:0).
Mecz w Leeds toczy się pod kontrolą gospodarzy. Ale to my wywozimy 3 punkty po golach Planta i Rooneya.
W tym momencie mamy już zapewniony brązowy medal mistrzostw Anglii! I start w eliminacjach Ligi Mistrzów! Pan Tomasski (z poprzedniego odcinka) chodzi po Londynie w worku jutowym i posypuje głowę popiołem.
28 maja 2010 roku. Sunderland, Jaśniejący Stadion. godz. 19:40. Szatnia gości:
- Panowie, gramy mecz na szczycie. To, że doszliśmy do tego punktu uważam za niebywały sukces. Jesteście wspaniali. Chłopcy, nie wymagam od was zwycięstwa. Świat się nie zawali. Ale pokażmy im, że nasza gra o najwyższe laury nie jest przypadkiem.
- Co z nimi robimy? - krzyczy Yordi, który już całkiem płynnie mówi po angielsku.
- Rozwalamy im dupy! - krzyczy wniebowzięta reszta.
Wybiegamy na murawę. Kocioł - 42 tysiące kibiców czekających na tytuł mistrza dla Sunderlandu. Ale jest też mocna grupa z Telford - różnymi kanałami udało się im kupić 2 tysiące biletów. Atmosfera jest wspaniała, żeby tylko moi chłopcy się nie wystraszyli. Jestem dziwnie spokojny po tym, co usłyszałem w szatni.
Wprawdzie w przedmeczowych wypowiedziach Jim Jefferies (manager) i piłkarze wypowiadali się w sposób spokojny i stonowany, ale zauważyłem, że każdy z piątki rezerwowych wnosił na ławkę pękaty gąsiorek, a za płotkiem przyuważyłem sterty petard. Takiego wała, myślę sobie i jeszcze bardziej podjudzam chłopaków do walki. Na trybunie prasowej widzę krąglutką buźkę byłego bramkarza reprezentacji Anglii - Johna Tomasskiego. To nas jeszcze bardziej podkręca. Jesteśmy już tak podkręceni, że wybuchniemy.
W tym historycznym meczu na murawę wybiegają jedenastki:
Stewart - Cooney, Craddock, Weston, Bennett - Arca, Cox, Medina, M. Black - Roussel i Bakircioglu (bohater CM 00/01), oraz goście:
Carroll - Neill, Johnson, Persson - Leon - Michel, Beckham - Rooney - Williams, Kelly i Yordi. Plant złapał przed tak ważnym meczem cholerną kontuzję. Jak widać gram o wszystko, czyli pełny atak.
Na ławce wraz ze mną siwieją z nerw Morris, Huck, Giannichiedda, Petersen i Henderson. Uprzedzając fakty, żaden z nich sobie nie pograł.
Godz. 20:00 i przy akompaniamencie chóru ponad 40 tys. śpiewaków
rozpoczyna się koncert. Pierwsze 10 minut to wzajemne badanie możliwości. W 10 minucie Bakircioglu strzela dość niebezpiecznie i Carroll nie próbuje łapać piłki, tylko piąstkuje ją na róg. Szwed centruje, a najwyżej wyskakuje Rooney i potężną główką posyła piłkę prosto pod nogi Kelly'ego. Ten podciąga nie niepokojony przez nikogo, ale jest sam. Dopada go trzech obrońców, więc Kelly strzela z linii pola karnego. Stewart łapie piłkę, która jeszcze przed nim kozłuje.
16 minuta. Udana pułapka ofsajdowa. Persson wykonuje rzut wolny, potężny kop i przed polem karnym rozpychają się Williams z Westonem. Weston jest silniejszy, ale Williams sprytniejszy i efektownie pada na trawę. Rzut wolny wykonuje Neill, Williams wyskakuje najwyżej i GOOOOOOL!!! wrzeszczy cała ławka gości i 2 tysiące przyjezdnych z małego miasteczka przemysłu samochodowego w środku Anglii.
Gospodarze oczywiście rzucają się do ataku, ale nasza obrona gra wspaniale, a kontry są zabójcze. W 42 minucie Johnson wrzuca piłkę z autu, Yordi pięknie centruje prosto na nogę Kellyego, który z półwoleja.... GOOOOOOL!!! Szał! Kibice Sunderland mają łzy w oczach. Po raz drugi mistrzostwo wymyka im się z rąk w ostatniej chwili.
Jefferies wymienia cały atak i druga połowa to ciągły napór Sunderlandu przerywany sporadycznymi kontrami Telford. Jednak tylko w 80 minucie Carroll musi wyciągać piłkę z siatki i zwycięstwo Telford staje się faktem. Raczej pozbawiamy gospodarzy szans na mistrzostwo.
Przed ostatnią kolejką Newcastle ma 78 punktów i gra u siebie ze spadkowiczem Hull. Raczej nie zmarnują tej szansy. Drugi jest Telford, który również u siebie gra z Liverpoolem, a trzeci załamany Sunderland, którego czeka ciężka przeprawa w Ipswich. Oba kluby mają jeden punkt straty do lidera.
Teraz oddaję głos spikerowi radiowemu:
23 maja 2010 roku ze studia S-13 wita państwa John Shouting. Jest godzina 19:45 i za kwadrans na 10 stadionach Anglii rozpoczną się mecze ostatniej kolejki Premiership. Dawno nie mieliśmy takich emocji, a nasza uwaga skierowana będzie głównie na trzy miasta - Newcastle, Telford i Ipswich. Wydaje się, że graczom i trenerom Newcastle już nikt nie będzie w stanie odebrać mistrzostwa. Czy spadkowicz Hull, któremu już nie zależy na punktach wzbudzi w sobie taką motywację, by wywalczyć chociaż remis? Szczerze w to wątpię. Nie wydaje sie także, by w tak ważnym dla siebie meczu Telford nie pokonał Liverpoolu. W zdecydowanie najtrudniejszej sytuacji jest Sunderland, jeszcze niedawno uważany za pewniaka do tytułu mistrzowskiego. Ipswich jest bardzo trudnym rywalem, a nawet zwycięstwo nie gwarantuje Sunderland awansu z trzeciego miejsca. Ach, gwoli wyjaśnienia - wraz ze mną miał dzisiaj relacjonować dla państwa pan Tomassky, jednak od kilku tygodni nie mamy z nim żadnego kontaktu i nie pojawił się w studiu. Ostatnio widziano go podobno na Picadilly Circus, gdzie chodził wysmarowany smołą i obłożony pierzem. Pomińmy to milczeniem.
Może połączmy się szybko z tymi trzema stadionami i sprawdźmy, jaka panuje na nich atmosfera.
- Halo, halo. Tu Newcastle. Witamy państwa z Saint James's Park, a wraz ze mną wita państwa 50 tys. kibiców szykujących się już do świętowania upragnionego tytułu mistrza Anglii. Nikt tu nie wierzy, że może się dziś skończyć inaczej. Nie wierzą też przedstawiciele krajowego związku, którzy mają już, jak widzę przygotowane medale i puchar. Czekamy z niecierpliwością na pierwszy gwizdek.
- Witam państwa z New Bucks Head w Telford. Tu także komplet ponad 14 tys. ludzi na trybunach, a wielu kibiców ogląda mecz na telebimach przed stadionem. Tutaj każdy liczy po cichu na potkniecie Newcastle, ale wszyscy chyba liczą przede wszystkim na świetny mecz, uwieńczenie świetnego sezonu.
- Z Portman Road w Ipswich będę relacjonował dla państwa spotkanie między Ipswich Town a Sunderlandem. Tutaj nie widać takich emocji, jak u kolegów, nawet ta garstka około 3000 kibiców przyjezdnych nie wierzy już chyba w cud i zdobycie mistrzostwa przez ich ulubieńców.
Za równo 7 minut rozlegną się gwizdki sędziów, my w tym czasie zapraszamy do
reklamy.
Godz. 20:07.
Telford: Gentili mocno kopie piłkę w kierunku bramki rywali. Przejmuje ją Persson i przerzuca na pole karne, gdzie dopada do niej Plant. Plant pada na murawę! Rzut karny!!! Kto zawinił? Chiotis, ale nie było to celowe zagranie, bo sędzia nie pokazuje mu kartonika. W każdym razie jest rzut karny. Do piłki podchodzi Rooney, który jeszcze w tym sezonie nie zawalił zadnej jedenastki. Winowajca Chiotis przebiera nogami na linii bramkowej... GOOOOOOL! Rooney pewnym egzekutorem! W tej chwili Telford jest mistrzem Anglii! Zobaczmy, co dzieje się w Newcastle.
Newcastle: Gospodarze świadomi swojej szansy wciąż nacierają. Właśnie dotarła do nich wiadomość o bramce Telford, myślę, że teraz będzie tu istne oblężenie pola karnego Hull. Ale właśnie dostaję sygnał, że coś ciekawego dzieje się w Telford.
Telford: Tak! Koronkowa akcja zaczęła się od Perssona, który podał do Johnsona, ten dalekim przerzutem znalazł Williamsa, szybka wymiana piłek z Beckhamem i Williams jest już w "16", pięknym zwodem mija doświadczonego Hysena, strzela obok Chiotisa i GOOOOOL!!!!! Cóż za szaleństwo na trybunach, ławce i wśród piłkarzy! Williams leży pod stertą kolegów z drużyny, a Andre próbuje się wydostać spod sterty kolegów z kadry. Nic już nie odbierze Telford tytułu wicemistrza, a na razie Telford jst mistrzem kraju! Przenosimy się do Ipswich.
Ipswich: Piłkarze Sunderlandu biegają ze spuszczonymi głowami. Jest 28 minuta i Ipswich prowadzi już 3:0! Po raz kolejny Sunderland traci prawie pewny tytuł mistrzowski w samej końcówce sezonu. Nikt już nie wierzy, by Sunderland odrobił straty. Proponuję połączyć się ze mną po ostatnim gwizdku, bo na innych stadionach mamy większe emocje.
Newcastle: Gospodarze cały czas nacierają, a Hull broni się wszystkimi siłami, od czasu do czasu groźnie kontrując. Bramka dla Newcastle wisi w powietrzu.
Telford: Gra uspokoiła się. Gospodarze w pełni kontrolują sytuację i oczekują wieści z Newcastle. Wiedzą już, że mają zapewniony tytuł wicemistrza i grę w Lidze Mistrzów. Teraz wszyscy na stadionie kibicują Hull.
Newcastle: godz. 21:16. Kolejny rzut rożny dla gospodarzy. Drużyna Newcastle gra już bardzo nerwowo. Jest wciąż 0:0, nikt już nie siedzi. Cała "11" gospodarzy jest na połowie rywali, wiedzą, że tytuł wymyka im się z rąk. Bowyer centruje, ale piłkę przejmuje Jellyman, który wybija ją daleko. Przejmuje ja młody Holender Roelofsen, on ma jeszcze siły. Biegnie, mija jednego zawodnika, drugiego, trzeciego, ma już przed sobą tylko bramkarza. Czy wreszcie? TAK!!! Roelofsen trafia. Jest 1:0 dla... Hull. Szok, cisza, tego się nikt nie spodziewał! Widzę, że przedstawiciele władz ligi cichcem wycofują się do autokaru. Wątpię, że zdążą jeszcze dziś do Telford. Przenieśmy się właśnie tam, gdzie teraz musi być karnawał.
Telford: Tak, oczywiście! Tutaj jest szał! Właśnie dotarła wiadomość o golu Roelofsena. Tu już nikt nie gra, wszyscy tańczą. Do święta przyłączyli się nawet piłkarze Liverpoolu. Kibice byli jednak przygotowani na taką ewentualność. Wybuchają petardy, strzelają korki szampanów - FC Telford United mistrzem Anglii sezonu 2009/10!!!
Tak właśnie się stało. Telford MISTRZEM!!! Cud się zdarzył. (na marginesie: z czystej ciekawości zasejwowałem grę i spróbowałem jeszcze dwa razy. W drugiej próbie Newcastle zremisowało i też byłem mistrzem. Dopiero za trzecim razem Newcastle udało się wygrać. Telford wygrywało za każdym razem, tak jak Sunderland przegrywał).
Przedstawiciele FA rzeczywiście nie zdążyli i dekoracja odbyła się na drugi dzień, a karnawał trwał w Telford cały tydzień. Słowo "Andre" było najczęściej wypowiadane i pisane na murach i innych dostępnych miejscach w całym hrabstwie. 10 lat moich rządów w tym klubie zostało uwieńczone zdobyciem tytułu mistrza najstarszej i jednej z najlepszych lig na świecie. A jeszcze 10 lat temu startowaliśmy w Conference. Te czasy pamięta zresztą doskonale Scott Huckerby, legenda Telford.
Cała piłkarska Anglia była w szoku, a gratulacje bardzo powściągliwe. Były głosy o przypadku, "cudzie nad Tamizą" itp. Pan Tomassky
zaginął bez wieści. W odległym Toszku przyjęto pacjenta, który bełkotał niezrozumiale w języku angielskim, a powtarzały się trzy słowa: Andre, cudotwórca i nie wierzę.
Nie zamierzam na tym kończyć. Teraz dopiero pozna nas świat!
TABELA:
1. TELFORD79 83-45 (rekord strzelonych goli)
2. Newcastle77 64-35
3. Sunderland76 58-34
...
7. Man Utd63 54-39
...
18. Hull
19. WBA
20. Coventry
W jedenastce ligi znaleźli się Plant i Leon.
AvR (w nawiasie miejsce w lidze): R. Plant 7,78 (3), B. Leon 7,66 (6).
Gole: R. Plant 24 (1), L. Kelly 13 (4), J. Rooney 10 (13).
Asysty: M. Williams 10 (3), R. Plant 9 (7), Michel 8 (9).
MoM: R. Plant 8 (1).
Odbyły się Mistrzostwa Świata w Argentynie. Bez Polski. W finale nudy 0:0. Mistrzem Świata została Hiszpania po rzutach karnych pokonując Anglię.
Liga Mistrzów: AS Roma pokonał Manchester Utd.
Puchar UEFA: Spartak Moskwa pokonał Crveną Zvezdę Belgrad (!).
Ulubieńcem kibiców został oczywiście Raith Plant, detronizując po trzech latach Hendersona.
Niestety emerytował się Kelly, a ja muszę szukać wzmocnień na Ligę Mistrzów.
Za miesiąc przyjeżdża do nas adept sztuki trenerskiej z Mali, a ja jadę na razie na urlop a sprawy klubu zostawiam w rękach Durranta.
Zapraszam do następbnego sezonu.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ