14 lipca 2001 The Sunday Mirror oznajmia o fatalnej sytuacji Evertonu. Klub pogrążony w potężnych długach. Kontuzje kilku podstawowych piłkarzy, to realia nie do pozazdroszczenia. Dochodzą słuchy, że prezes klubowego zarządu, Bill Kenwright, ma dość obecnego managera Moyesa, z którym nie może dojść do porozumienia. Moyes dotychczas nie miał zadawalających wyników i jego dalsza kariera w Evertonie stanęła pod znakiem zapytania. Mając pełną świadomość sytuacji w klubie z Goodison Park, na biurko prezesa ląduje teczka z moim nazwiskiem. Jak się wkrótce okazało, nie było wielu chętnych do objęcia posady managera Evertonu, co ułatwiło szybko rozmowę z zarządem, który decyduje się ostatecznie na podpisanie ze mną kontraktu. Pozwolenie na pracę nie stanowi dla mnie większego problemu.
Siedziba Everton Liverpool - konferencja prasowa po zmianie managera wywołała burzę wśród mediów:
-Co zadecydowało o zatrudnieniu Polaka - zagadki ???
-Na pewno decyzja o powołaniu Polaka, nieznanego w Anglii, nie należała do łatwych - Bill zaczął wić się niczym Listkiewicz. – Ale McGregor to wcale nie zagadka. Preferuje ofensywny styl gry. Jego osiągnięcia pozwalają pokładać w nim zaufanie. Przypomnę przecież, że z drugoligową Odrą Opole osiągnął mistrzostwo Polski w dwa lata. A dwa lata później sięgnął po Puchar UEFA, wygrywając w finale z PSG 3:2. W następnych dwóch latach odpadł z Ligi Mistrzów dopiero w ćwierćfinale, przegrywając z Liverpoolem 0:1 i remisując 0:0 u siebie. Po objęciu trzecioligowej drużyny w Belgii, w ciągu czterech latach świętował tryumf mistrza kraju, odnotowując udane występy w Lidze Mistrzów. Jego trafne posunięcia kadrowe, zarówno podczas meczu, jak i w całym sezonie, pomogły odnieść liczne sukcesy prowadzonym przez niego klubom. W sumie mamy dobre zdanie o Polakach. Nie mamy także zbyt wielu chętnych na to stanowisko, a sytuacja klubu nie jest najlepsza. Szanuję ambitnych i młodych managerów, którzy nie boją się podejmować ryzyka - spokojnie stwierdził Bill. A ja słuchałem tego zaczerwieniony jak burak.
-Jak Pan widzi współpracę Polaka z całym sztabem szkoleniowym?
-To jest kwestia czasu. Dotarcie liczę, że nastąpi w ciągu miesiąca. W szybkiej adaptacji MCGregora pomożemy wszyscy. Zdążył poznać się już ze wszystkimi piłkarzami i działaczami, a zarząd robi wszystko, żeby miał jak najlepsze warunki do pracy.
-Co z barierą językową?
-To pytanie jest nie na miejscu. McGregor bardzo dobrze porozumiewa się po angielsku, więc nie ma potrzeby by znał inny język, chociaż dla niektórych obrońców mógłby znać chiński - zażartował Bill
-Czy na prawdę nie było w Anglii lepszego eksperta w tej dziedzinie?
-Możliwe, ale ile trzeba Anglikowi zapłacić, by chciał pomóc nam przy naszych problemach.
-Czy to oznacza, że McGregor zarabia mniej, bo jest Polakiem?
-Tak, chociaż spytajcie się jego osobiście, czy jest niezadowolony ze swojego wynagrodzenia - pewnie stwierdza prezes, mając przy tym całkowitą rację.
-Czy nowy manager jest w stanie pomóc wyciągnąć klub z tarapatów finansowych?
-To nie jest do końca jego działka. Ale myślę, że jeśli klub będzie prezentował równy wysoki poziom, to pieniądze same przyjdą z czasem. Selekcja jest na całym świecie normalną rzeczą. Każdy z nas codziennie musi coś wybrać. Tutaj mamy pełne zaufanie.
Tak - mniej więcej - zaczęła się kanonada pytań do prezesa Billa Kenwrighta, której ja byłem celem numer jeden. Reszta dotyczyła podstawowych założeń, taktyki i innych spraw. Ciekawość kibiców zjadała ich samych. Nie mogli doczekać się inauguracji sezonu 2001/2002. Ja tym bardziej.
Po zwolnieniu Davida Moyesa, jeszcze na pierwszej konferencji prasowej, prezes dodał: "Well Greg I wish you luck". A więc przede mną Premier League w najlepszym wydaniu. Z drugiej strony wiedziałem, że mój każdy ruch - dobry, czy zły - będzie ostro krytykowany przez wszystkich. Ja tymczasem zamykam się w swoim
gabinecie i zaczynam pracę. Podpisując kontrakt z Evertonem, nie do końca przypuszczałem w jakie bagno się ładuje. Pysznie pachnąca propozycja, objęcia posady wśród najlepszych menedżerów na wyspach, szybko zamieniła się w dramat, o jakim nawet nie miałem wyobrażenia. Prezes Kenwright okazał się suchym i radykalnym biznesmenem. Z tego, co znawcy Evertonu mieli do powiedzenia, to człowiek trzymający swój „staff” krótko. Tak też zostałem przyjęty, z wielkim dystansem. Z góry nie dawano mi niewielkie szanse na wyciągnięcie Evertonu z katastrofy ekonomicznej i kadrowej. Stan jaki zastałem, to debet w wysokości 24,5 miliona funtów! Ale brak pieniędzy, to nie jedyny problem klubu. To, co zobaczyłem wprawiło mnie w stan konsternacji, czyli krótko mówiąc: "Co ja tu k***a robię!".
Kontuzje - na dzień dobry - w klubie, to:
1. Joseph Yobo D/DMRC - złamana noga – 4 miesiące przerwy
2. Alessandro Pistone DRLC - zerwane ścięgno - 3 miesiące przerwy
3. Scott Gemmill MC - nadciągnięte wiązadło kolana - 3 miesiące przerwy
4. Nick Chadwick AMFR - to samo - 3 miesiące przerwy
5. Rodrigo AMLC - zerwane wiązadło - 11 miesięcy przerwy!!!
6. Joe Max Moore AMFC - to co Gemmill - 4 miesiące przerwy
7. Duncan Ferguson SC - wypadnięty dysk - 7 miesiecy przerwy !
Po prostu szpital. I tylko Moore ma kontrakt do 2002 roku. Z resztą pacjentów mój poprzednik związał się na dłużej. Na szczęście cel zarządu na nadchodzący sezon, to nie spaść z Premier League, co wydaje się na początek proste. Moi fizjoterapeuci potwierdzili moje obawy. Mają pełne ręce roboty. Udałem się do trenerów. Tu nieźle przygotowane zaplecze, chociaż wymaganych jest kilka przesunięć. Zastałem poskładany zespół mniej więcej na 75%. Asystent Holden, to Walijczyk z charakterem. Jako jedyny ma predyspozycje do trenerki bramkarzy. Preferuję jednak zasadę, że jak bramkarzy, to nie asystent. Rozglądam się więc za ekspertem od szkolenia piłkarzy w rękawicach. Znajduję szybko eksperta od zadań taktycznych, 43-letniego Anglika Dickinsona, który na mój widok wypowiada radosne "welcome". Po wstępnych rozmowach, stwierdziłem, że klub potrzebuje świeżej krwi. Prezes wykazał się dobrym sercem, lub raczej portfelem, bo pomimo potężnego zadłużenia, mam... Ł325K !!! do dyspozycji. To dużo i mało. Po ogólnej ocenie, moje cele na pierwszy sezon to:
a)zgrać maksymalnie zespół, bez kontuzjowanych, tak aby zająć minimum 10 miejsce
b)skompletować solidną kadrę szkoleniową, która pozwoli przygotować zaplecze i wytrenować jak najszybciej piłkarzy pod każdym kątem.
W klubie, gdzie istnieje wielkie zadłużenie, kilku kluczowych piłkarzy jest poważnie kontuzjowanych, nastawienie psychiczne jest nie do pozazdroszczenia. W takim momencie nie można tego pogarszać. Trzeba trafnymi decyzjami podreperować fundusze i wygrać najlepiej pierwszych kilka meczów, choćby dla podniesienia ducha i większej wiary w końcowy sukces. Dlatego, jednym z celów na początek sezonu, jest unikanie stresu.
Ważny jest kalendarz. Mam nadzieję, że nie zaczynamy z Man Utd, Liverpoolem albo Arsenalem. Patrzę i odetchnąłem z ulgą: Southampton i Charlton. Ucieszyłem się.
W pierwszej kolejności odsyłam pacjentów do rezerw, aby szybko wracali do zdrowia. Zatrudniam trzeciego physio - Arvela Lowe’a. Stawiam sprawę jasno - na wiosnę chcę mieć zdrowych Pistone'a, Gemmilla, Yobo i Moore'a. Nowy fizjoterapeuta obiecuje uczynić wszystko, co w jego mocy.
Everton na szczęście to nie Odra Opole, gdzie oprócz Żymana nie ma kim grać. Jest tu paru gości wartych całego zamieszania. Najdroższym piłkarzem jest Gravesen, wyceniany na 4 miliony funtów, którego od razu mianowałem panem środka pola. Jako klasyczny MC ma dzielić i rządzić, a co najważniejsze - być motorem napędowym całego teamu. Zaczynając jednak od początku.
Bramkarze:
Kadrowicz Wright ma kontrakt do 2007 roku, 15K funtów tygodniówki i sądzę, że te pieniądze mu się należą. Nie mam jeszcze potwierdzenia stabilności jego formy w sezonie, ale ufam Erikssonowi, który powołuje go do kadry. 22-letni Simonsen,
jako pierwszy z ławy, musi zrozumieć swoją rolę, pomimo dobrych prognostyków na przyszłość. Myślę, że powinien się sprawdzić w pucharach. W rezerwach jest jeszcze 28-letni Gerrard, ale tam pozostanie ze względu na umiejętności oraz niepotrzebne wywołanie konfliktów.
Obrońcy:
W zasadzie sami kadrowicze. Dwóch Chińczyków: Li Tie i Li Weifeng, Szkot Weir i Anglik Unsworth. Ten ostatni gdyby się nazywał Unworth, to miałbym zapewne problemy ze sprzedaniem go gdziekolwiek. Nie podobają mi się Chińczycy, którzy wiecznie uśmiechnięci, starają się przekonać mnie do swoich świetnych warunków. Jakoś średnia wzrostu metr sześćdziesiąt nie przekonuje mnie i jeżeli nie udowodnią swoją postawą przydatności do klubu, będą musieli poszukać sobie innego pola ryżowego. Weir, to topór porównywalny do Hajty. Wolny, bez błysku w interwencjach i refleksu. Muszę jednak poczekać i po pierwszych meczach towarzyskich wyrobię sobie na jego temat opinię. Zabijaka Stubbs, to niezły egzekutor karnych, agresywny bojownik, zdeterminowany do walki o wszystko. Lubię ambitnych piłkarzy i liczę na jego zacięcie. Defensywny pomocnik Linderoth, to 22-letni Szwed, który ma wszelkie podstawy do spełnienia moich oczekiwań. Ostatni z obrońców pierwszej drużyny – Watson, to oprócz determinacji, przeciętne umiejętności wyrzutu piłki z autu. Natomiast ma poważny problem z rozpoczynaniem akcji ofensywnych. Z ustawianiem nie najlepiej, a krycie indywidualne trzeba będzie przydzielić komuś innemu. Potencjalne źródło gotówki. Mamy jeszcze 22-letniego Naysmitha, ale jako D L chcę go sprawdzić najpierw w rezerwach.
Pomocnicy:
Szwed Alexandersson na prawej stronie i Duńczyk Gravesen na środku pomocy plus stary wyjadacz z Walii Pembridge na lewej stronie, to w sumie cała podstawowa linia w środku pola. Ewentualnie w sukurs może przyjść DMR Carsley i młodziutki AML McLeod, zapowiadający się na dobrego, lewego pomocnika. W szpitalu Rodrigo, Chadwick, Moore i Gemmill, a więc tu będę starał szukać jakiegoś mocniejszego wsparcia. Po krótkiej rozmowie, puściłem w świat dwóch szperaczy, na zwiady. Może mi przyniosą klona Nikiforenki, najlepiej z angielskim paszportem. Niestety nie mam dobrego piłkarza na pozycję ofensywnego pomocnika wspierającego napastników. Można by rzec, że w ogóle takiego nie mam. Tutaj muszę sprowadzić posiłki i chyba już wiem, gdzie skieruje swoje pierwsze kroki.
Napastnicy:
Tomek Radziński, urodzony w Poznaniu, ucieszył się na wieść o polskim szefie i przywitał mnie dość ciepło. Kanadyjski akcent dał się poznać od razu. Jednak swobodnie porozumieliśmy się w ojczystym języku. Oczywiście potwierdziłem jego przydatność do klubu i ściskając dłoń szczęśliwy Tomek obiecał zostawiać całe serce na boisku. Kto partnerem Radzińskiego? Takie pytanie stawiają media. Coraz głośniej zaczynają mówić o tym działacze w klubie. Sytuacja wydaję się być napięta. Mam przecież doświadczonego i solidnego 31-letniego Kevina Campbella, który świetnie gra w powietrzu, potrafi się znakomicie ustawić, posiada dobre warunki fizyczne. Pokusiłem się nawet o stwierdzenie, iż to nasz "Blue Heskey". Z drugiej strony Wayne Rooney.
Rooney, to w sumie dziecko, bo piętnastolatki kończą u nas dopiero podstawówkę, a decyzję o graniu w piłkę na serio, czy też rozpoczęcia studiów, podejmują znacznie później. Jednak - ku mojemu zdumieniu - Rooney jest uważany w klubie za objawienie. Zarząd wraz z trenerami oficjalni trąbi: "Wayne Rooney is an invaluable member of the team"! Szok. O co tu chodzi ? Muszę koniecznie sprawdzić w meczach towarzyskich to bóstwo w korkach, biegające z mlekiem pod nosem.
Wracając swoim nowym Audi A6 do domu, (tu zostałem wierny Niemcom), rozmyślałem jak to w życiu jest. 15-latek jest potencjalnym zagrożeniem mojej posady? NIE. To absurd. Po prostu muszę prezesa Kenwrighta przekonać, że chłopak ma przed sobą jeszcze długą drogę. Nie wątpię, że za 2-3 lata może być drugim Owenem, ale ten sezon ma grać w rezerwach. Choćby z uwagi na resztę składu. Za chwilę połowa drużyny powie mi "Dislikes Rooney". Jestem o tym przekonany na 95%. Jeszcze
tego samego dnia postanawiam porozmawiać z chłopakiem osobiście. Moja wizyta w jego domu wywołała burzę. Ojciec Wayne'a wyciągnął najstarszą butelkę whisky i w ten sposób stałem się ofiarą państwa Rooney. Dowiedziałem się również, że matka nie jest zadowolona, że syn tak wcześnie wpadł w wir profesjonalnego futbolu. Delikatnie poinformowałem Wayne'a o moich zamiarach co do jego gry w rezerwach. Przyjęli to spokojnie, nawet byli szczęśliwi, ale Wayne zamknął się w swoim pokoju. Ambitny jest – ot wszystko – skwitował ojciec. Po szklance whisky wyjeżdżam do domu ze spokojnym sumieniem. Zrobiłem to, co uważałem za konieczne.Zaczniemy parą Campbell - Radziński.
Poprzedni manager na rozruch sezonu ustalił turniej w Belgii na 23-27 lipca. Mamy tam rozegrać trzy sparingi. Racing Genk, Beveren i Club Brugge. Trochę ostra konfrontacja. Trzy mecze w tydzień. W sumie słabi się wykruszą i można będzie przeprowadzić pierwsze sito.
Na pierwszy sparing jadę nastawiony defensywnie. Cel jasny – wyłonić optymalny blok defensywny. Taktyka 2-4-1-1-2 z mocno pracującymi skrzydłowymi DML i DMR. Myślę, że po powrocie z Belgii będę miał jasność, kto odegra w sezonie pierwszoplanową rolę.
Cele szefostwa na sezon I:
1.Premier Division - nie spaść do First Division. Aż dziw bierze, bo ambitny prezes Kenwright nigdy nie był taki skromny.
2.Puchar Ligi - brak celów.
3.Puchar Anglii - brak celów.
Cele własne na sezon I:
1.Premier Division - minimum 10 miejsce. Racjonalnie patrząc na całokształt, widzę nas na miejscach 8-12.
2.Puchar Ligi - brak celów. Szansa dla rezerw.
3.Puchar Anglii - przejść minimum trzy rundy.
Uderzam na "Continue game" i jazda rozpoczęta
Po scouta Kita Carsona zgłaszają się Juventus, Roma, Leeds, Inter i Milan. Nie sądzę, aby wybrał Everton.
Jednak rozstaję się z dwoma angielskimi szkoleniowcami: Dewsnipem i Harperem. Powód prosty - lepszymi szkoleniowcami okazują się Morini i Bafoni. Zatrudniam dwóch Włochów, moich dobrych przyjaciół, z którymi odnosiłem sukcesy w Belgii, Chorwacji i Polsce. To były dwa szybkie telefony, a reakcja była jeszcze szybsza. "We are interested". Zaczynam otaczać się Włochami, za co zbieram falę krytyki. W końcu miałem dwóch miejscowych trenerów. Sorry - inny poziom szkolenia. Poza tym, włoski styl leży w mojej naturze.
Przychodzi dwóch skautów: Liechtenstein i Bare. W sumie mamy sześciu szperaczy na dobrym poziomie. Jest dobrze.
Trzeci szkoleniowiec angielski, Harvey, lat 56, żegna się z Evertonem. W jego miejsce zatrudniamy Bruno Martiniego, eksperta do bramkarzy. Uwalniam jednocześnie z tej funkcji asystenta Holdena, który odwdzięcza mi się za to partyjką golfa, na peryferiach Liverpoolu. Oczywiście przegrywam, ale takie porażki zniosę.
Zaczynam obóz szkoleniowy w Belgii meczem z Racing Genk. Jak wcześniej wspomniałem, aż czterema DM, ale z ofensywnymi zadaniami tych bocznych. Na próbę wystawiam jedenastkę:
Simonsen - Unsworth, Weir - Pembridge, Carsley, Linderoth, Li Tie – Gravesen – Osman - Campbell, Radzinski. Sprawdza się cała drużyna za wyjątkiem Weira, którego tackling pozostawia wiele do życzenia. Tracimy w 38 min. bramkę właśnie po błędzie Weira, ale Tomek w 69 min. pokonuje de Groote'a po akcji sam na sam. Remis 1:1, to satysfakcjonujący wynik, szczególnie, że Racing gra w optymalnym składzie.
Coventry zaprasza nas na friendly game na 30 lipca. Akceptuję, bo termin wydaje się ciekawy, a i zespół w końcu z First Division.
Do meczu z Beveren przystępujemy praktycznie drugim składem, bo oprócz Linderotha i Stubbsa wybiega młodzież, która ma udowodnić swoją przydatność dla zespołu. Wygrana 3:2 ucieszyła mnie w zupełności. 17-letni Schumacher jako DMC spisał się na 8, zaliczając asystę i widać, że będą z niego ludzie. Bramki zdobyli McLeod, Eaton i Symes. Eaton został nawet man of the match i należało mu się to. Co do Rooney'a zagrał dobry mecz, na 7, i oby tak dalej. Trochę krzyżują mi plany Chińczycy. Mam na biurku dla nich wypowiedzenia, a
oni - jak na złość - grają jak z nut. Wprawdzie Li Tie spowodował karnego, ale tu liczy się jego ambicja i wola walki. Po raz drugi dostał szansę i po raz drugi ją wykorzystał. Chyba będę musiał zmienić o nim zdanie. Mam za to dwóch kandydatów do opuszczenia klubu. Weir i Watson - ci dwaj obrońcy zagrali na 5, nie wykazując żadnej inicjatywy. Fakt inny - to ranga spotkań towarzyskich, ale jak tylko rozpocznie się sezon, są pierwsi za drzwi. Trzeci bramkarz, Gerrard, odwzajemnił się dobrą postawą i zgrał dobry mecz.
Po trzecim meczu towarzyskim z Brugią, jesteśmy wypompowani, a ja mam pełen laptop danych. Niestety, puszczam faks do Coventry, o odmowie przyjazdu na spotkanie towarzyskie. Powód prosty - łóżka pełne pacjentów. Dmucham na zimne, bo już za 3 tygodnie pierwszy mecz w lidze. W ostatnim spotkaniu graliśmy skrzydłami 3-1-3-1-2 i składem: Wright - Li Tie, Li Weifeng, Weir - Linderoth - Unsworth, Gravesen, Carsley - Osman - Campbell, Radzinski. Cóż mam powiedzieć - Chińczycy na siódemkę, z bezbłędnym tacklingiem. Mało tego, każdy zaliczył asystę. Drę wypowiedzenia. Do diaska! - pomyliłem się. Zostają, a los Watsona i Weira leży w asystencie i trenerach. Po powrocie z tourne po Belgii, zwołuję walne zebranie. Unsworth w ostatnim towarzyskim meczu zostaje powalony na 3 tygodnie, ale tu mam większy wybór i nie martwi mnie specjalnie jego kontuzja. Martwi mnie natomiast brak mocnego ofensywnego pomocnika. Osman to dopiero 20-latek i nie spełnił się jako podstawowy pomocnik, wspomagający Tomka i Kevina. Everton pokonał Brugię 3:0 po bramce wspomnianego Radzińskiego i dwóch Kevina Campbella, który utwierdza mnie w przekonaniu, że to on będzie partnerem Tomka, a nie Rooney, tak wychwalany pod niebiosa przez zarząd. Campbell swoją drugą bramkę zdobył po przepięknym woleju i zdaje się, że sprawę napastników mam załatwioną, a moja decyzja o powrocie z rezerw Kevina okazała się trafna. Prasa rozpisuje się w samych pochwałach o naszych wyczynach belgijskich. Dostałem nawet ksywę - "Grecover". To oczywiście lekka przesada, ale na pewno drużynie było potrzebne zwycięstwo. Tourne uważam za udane. Mam jeszcze kilka niewiadomych, ale uporam się z nimi w krótkim czasie.
Kolejny dzień zaczynam zimnym prysznicem. Mam niespełna 3 tygodnie na przygotowanie Evertonu do rozpoczęcia sezonu. Gramy 18 sierpnia, ze świętymi, na ich terenie. Dziś o 10.00 mam spotkanie z zarządem i kadrą szkoleniową w sali konferencyjnej. Oto tematy, które chciałbym poruszyć:
1. Ustalenie taktyki na nadchodzący sezon.
2. Ustalenie składu.
3. Los Weira i Watsona ?
4. Sprawy finansowe. Jak kształtują się nasze zarobki i wydatki ?
Ad.1.
Udaje mi się dojść do porozumienia z asystentem i trenerami, że gramy ofensywny futbol. Z tym nie było problemu. Taktyka 3-1-3-1-2 dla Włochów to nic nowego. Graliśmy tak wiele lat razem.
Ad.2.
Jedynie Wright ma status niezastąpionego, a First Team tylko Radziński. Do tego samego poziomu dołączam 32-letniego Kevina Campbella, wyciągając go z rezerw. Mam z głowy bramkarza i atak. Co do obrony do składu proponuje rotacyjnie Stubba, Carsley'a. Li Tie'a, Li Weifenga i Unswortha. Chińczycy nie dali mi powodu do zwolnień. Jako DM C widzę Linderotha jako numer jeden. Widzę, że na dziś nie ma lepszego w Evertonie. Pembridge jako DM LC pasuje mi najbardziej na ML i tam go na razie ustawiam. Jako rezerwa ML 21-letni McLeod. W pomocy nie mamy wątpliwości i bezwzględnie Gravesen w środku, po prawej zagra Alexandersson. Jako AMC nie mam na razie nikogo. I tu rozkładam ręcę przed zarządem. Prowadzę rozmowy z Nikiforenką, ale nie wiadomo czy dostanie pozwolenie na pracę, które tak bardzo mi tu przeszkadza.
Ad.3.
Poruszając niezręczny temat dalszych losów Weira i Watsona po długiej rozmowie dochodzimy wszyscy do porozumienia, że na razie zostają w klubie. Złożyło się na to kilka powodów. Spotkania towarzyskie nie oddają w pełni możliwości obrońców. Oprócz tego mamy puchary, potrzebujemy ludzi. Nie ma sensu pozbywać się aktualnej kadry bez szansy na pokazanie się. Jeżeli występy okażą się
fatalne panowie sami zrozumieją, że muszą poszukać sobie inny klub. I w ten sposób uniknąłem potencjalnych zamieszek wśród piłkarzy. Nie ma co wprowadzać zbytecznego stresu, tylko spokojnie na podstawie faktów egzekwować dobre decyzje. Jedynie prezes miał nie wesołą minę, licząc na jakieś 5 milionów zysku na tych dwóch obrońcach. Już nie chciałem się odzywać, że nawet trzech byśmy nie dostali za nich na początek sezonu. Pogramy - zobaczymy.
Ad.4.
To najgorsza część posiedzenia. Mieć 24 czy 30 milionów długu - bez znaczenia. Powiedziałem przed podpisywaniem kontraktu, że pieniądze same przyjdą, jak będą sukcesy. Kwestia czasu. Wolę nie poruszać tego tematu, ale jestem pewien, że z czasem zostanie zamknięta część stadionu, a prezes być może będzie krzywo na mnie patrzył. Nie mam ambicji wychodzić na zero w pierwszym sezonie. Nie lubię takich zadań. Wolę zająć się selekcją, niż użerać się z bankami o następny kredyt. Stadion aktualnie posiada 40 tys. miejsc, wszystkie siedzące. Posiadamy system ogrzewania płyty i dobrze rozbudowane zaplecze. Krótko mówiąc Goodison Park, to drugi (po Anfield Road) obiekt w Liverpoolu. Cieszy fakt, że nie spotkamy się z przełożeniami spotkań. No chyba, że stacje będą chciały puszczać na żywo. Odpowiadasz za wynik. Resztą się nie martw - krótko zgasił Bill. Odetchnąłem z ulgą. I miał rację. TYLKO i AŻ wynik !
W klubie zjawia się kontrola skarbowa. Zostaje pozbawiony praw negocjacji ceny podczas sprzedaży kogokolwiek z piłkarzy. Nie przejmuje się tym zbytnio. Finanse przyjdą z sukcesem.
Wisła przegrywa kwalifikacje do Ligi Mistrzów ze Steaua Bukareszt. Szkoda.
Wciąż nie daje mi spokoju brak solidnego AM C. Skauci orzą Europę, ale bez konkretnych propozycji. W końcu znajduję za free FC „Kamerunianę” Mbome: 30 lat, ostatnie dwa kluby to Parma i Cagliari. Może pasować do naszego stylu gry, ale czy zgodzi się na grę za napastnikami? Po prawie dwutygodniowych poszukiwaniach nie mam nikogo oprócz Patryka. Łamaną angielszczyzną spokojnie zapewnia mnie o swoich uniwersalnych możliwościach. Ostatecznie podpisujemy z nim kontrakt, na dwa lata, na rotacyjnym statusie.
Pozwolenie na pracę dostaje Grzesiu Mielcarski. To już drugi człowiek z językiem polskim w Evertonie. Oczywiście zaczynają się plotki w klubie o układach i otaczaniem się Polaczkami przeciętniakami. Nie zważam na to.
Pierwszy mecz rezerw z Southampton kończy się remisem 3:3, po dobrym meczu Symesa i McLeoda. Słabo zagrał bramkarz Gerrard. Rooney zdobywa swoją pierwszą bramkę, podlizując się mi jednoznacznie.
Nadszedł dzień, przed którym poszedłem do kościoła. Musiałem się wyciszyć, uspokoić, opanować nerwy. Zżerało mnie od środka. Dobrze że nie palę tytoniu, bo bym go „zjadał” paczkami. Przed wyjazdem na pierwszy mecz do Southampton, nabyłem trzy przedmioty. Niebieski krawat, skórzany pasek do spodni z napisem „victory” i niebieski szalik Evertonu. Tę ostatnią rzecz przekazałem synowi, aby wspierał mnie w trudnych momentach. Rozmowa, jaką przeprowadziłem z całym teamem, wyglądała jak przemówienie prezydenta. Cisza i spokój. Każdy w skupieniu słucha co mam do powiedzenia.
Jedziemy do Southampton po trzy punkty! Czy ktoś się ze mną nie zgadza? Jeżeli tak proszę teraz wstać - spytałem stanowczo. Nikt nie wstał, tylko zauważyłem uśmiechy na niektórych twarzach. Rozumiem, że nie ma innej możliwości. Pierwsze trzy punkty są najważniejsze w całym sezonie. Musimy mieć dobry początek. Potem będzie łatwiej! - próbowałem wywołać syndrom pewności siebie, dodania wiary w zwycięstwo. Cholernie zależało mi na odniesieniu pierwszego zwycięstwa. Zatkałoby to gęby mediom i uspokoiło sytuację w klubie.
Mecz rozpoczyna się po myśli miejscowych. Gramy jednak czujnie w obronie, nie pozwalamy przeciwnikowi na rajdy pod bramkę Wrighta. Niestety, do 21 min. kiedy to na 1:0 dla świętych trafia Draper. Li Tie przespał akcje. Tracę pierwszą bramkę w swojej angielskiej karierze. Klaszczę mocno zachęcając do odwetu. Przyciskamy i efektem jest piękna centra Gravesena w 39
min., Campbell skacze najwyżej i doprowadza do remisu. W szatni mobilizuje chłopaków jak się da. Chwalę obronę, 73 min. i mamy 2:1 wprzód! Ten sam Campbell i znowu głową po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Gravesena. Widzę już o co chodzi w tej bajce. Ściągam zmęczonego na prawej stronie Alexanderssona wstawiając Carsleya. Mielcarski torpeduje bramkę, niestety nieskutecznie. Mało tego, płacę frycowe. W 88 min pada bramka dla gospodarzy. Davies, po strzale z dystansu, doprowadza do remisu i takim wynikiem kończy się mój debiut w Premier League. Szybko opuszczam stadion. Dogania mnie w korytarzu mój asystent Andy Holden, którego zdaniem zaczęliśmy sezon dobrze. Remis na wyjeździe to sukces. Może i ma rację, ale ja co innego mówiłem piłkarzom w szatni. Mieliśmy rozpocząć zwycięstwem. Cholera jasna, trzeba uważać na to, co się mówi, ale tak naprawdę, to tylko dwie minuty dzieliły nas od wywiezienia trzech punktów z terenu rywala. Stało się. Pierwszy punkt na koncie. Prasa milczy, zarząd też, piłkarze pewnie chcieli mnie zadowolić, ale ucieszyli się z remisu. Fani nie mogą się doczekać pierwszego meczu na Goodison Park. Niewątpliwie „Blue Heskey”, który okazał się niesamowicie skuteczny w powietrzu, nie chce być cieniem Radzińskiego. Zaliczając pierwszego MOMa pokazuję charakter. Oby tak dalej. Mielcarski zagrał przeciętnie, ale co ja mogę oczekiwać od piłkarza, który jeszcze nie znalazł mieszkania. Szalał obok mocnego Gravesena, ale okazał się cholernie nieskuteczny.
Wright, Gravesen, Naysmith, Weir i Pembridge zostają powołani do swoich reprezentacji.
Zrobiło się głośno wokół sprawy Rooneya. Chłopak zarabia 8.000 funtów tygodniowo i domaga się podpisania nowego kontraktu. Oj Wayne chyba nadużywasz protekcji zarządu. Nie reaguje w ogóle na jego „Unh”. Wręcz odwrotnie - zastanawiam się nad jego przyszłością nawet w rezerwach. Ale swoją drogą muszę spotkać się z prezesem w sprawie Rooney’a, bo pachnie mi to układem za moimi plecami. Bill zaskakująco stwierdza - Rooney to nasza przyszłość i nie możemy mu odmawiać. Takiej reakcji nie spodziewałem się w swojej karierze. Widząc co się dzieje, przygotowałem papiery i - sterowany odgórnie - przekazałem je do podpisów. Następnego dnia, na pierwszych stronach gazet w całej Anglii, można było przeczytać:
Niepełnoletni napastnik Evertonu Wayne Rooney otrzymał nowy kontrakt (nie podaliśmy stawki tygodniowej, która wyniosła 17 tys. funtów tygodniówki!!!!!) z zespołem "The Toffies". Gówniarz w piątek wieczorem podpisał trzyipółletnią umowę z Evertonem i jak powiedział dziennikarzom, jest z tego faktu niezmiernie zadowolony.
- Długo czekałem na tę chwilę. Dla młodego człowieka, związanie się z klubem o tak bogatych tradycjach, to ogromne wyróżnienie. Ogromnie się cieszę - zawsze chciałem grać w tym klubie i dopiąłem swego - powiedział Rooney.
Mówiący bardzo cicho i spokojnie (co podkreślili obecni na konferencji dziennikarze) sprawiał wrażenie bardzo zaskoczonego i stremowanego chłopczyka. Jego zmieszanie wzrosło, gdy doskonałe oceny postępów w grze i zaangażowania w treningi, wygłosił manager Evertonu McGregor (nie miałem wyjścia – patrz prezes). To było moje kolejne frycowe.
Prasa podaje jeszcze, że nie ujawniono warunków kontraktu Rooneya z klubem. Spekuluje się, czy nie wywoła to buntu w drużynie. Dla porównania - jako nastoletni członek młodzieżowej "akademii" piłkarskiej Evertonu, Rooney otrzymywał pensję w wysokości 80 funtów tygodniowo.
W pokoju prezesa wręcz krzyczę ze złości:
- Chcesz mieć bunt? Chcesz za chwilę mieć połowę graczy żądających podwyżki? 17 lat i 17 tys. funtów - wściekle rzucam pianą.
- Uspokój się. Nie znasz możliwości Rooney'a. Za rok, może dwa przyjedzie po niego sam Capello. To jest talent większy od Owena! Chłopak nie chciał mniej, bo się ceni. Chcesz, żeby nam go za chwilę zabrała konkurencja? Proszę bardzo za milion funtów do Man Utd, Liverpoolu albo Leeds. Ale wtedy nie mamy piłkarza i pieniędzy - starał się bronić gówniarza prezes. Pieniądze są mu potrzebne na pogodzenie
piłki i nauki. Zaczyna od września indywidualny tok nauczania, a my chcemy żeby najlepiej nauczył się trafiać do bramki. I dlatego masz go wystawiać w pierwszej jedenastce, jeżeli chcesz żyć z nami w zgodzie - rzucił wychodząc z pokoju.
Spojrzałem za nim wryty, niczym słup soli. Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. A jednak! Niech to szlag trafi! Ale jestem palant, czemu tego nie zobaczyłem od razu. Pozostało mi poszukać jakiejś zacisznej knajpy i opróżnić butelczynę Jacka Danielsa. Sącząc whisky, rozmyślam z kim zestawić Rooney'a ? Może Tomka, albo Campbella. Cholera dajcie mi dziś spokój. Wrócę do tego jutro.
Kalendarz na następne spotkania, to Charlton już za cztery dni. Bolton za następne cztery, więc Fitness będzie poddany ostrej próbie. W lidze Man Utd pokonuje na Stamford Bridge londyńską Chelsea 3:2, Liverpool tylko remisuje z M’boro.
W drugiej rundzie Pucharu Ligi wylosowaliśmy Luton Town.
W inauguracyjnym meczu na Goodison Park wystawiam taki sam skład jak ostatnio, lecz od początku grają Unsworth i Carsley. Mobilizacja pełna.
Zaczynamy sezon w domu od pięknego strzału Mielcarskiego głową w 11 minucie. 1:0 dla nas i stadion wyskoczył w górę. Bravo Grzesiu. Tak trzymaj - chwalę swojego imiennika. Do przerwy mogliśmy prowadzić 4:0, ale świetnie dysponowany tego dnia Kiely jest rewelacyjny i Charlton może dziękować mu, że nie stracił więcej goli. Inna sprawa, to fakt nie oddania ani jednego strzału na naszą bramkę. W 60 min. za zmęczonego Unswortha wchodzi Pembridge. 70 min i za niewidocznego Campbella wprowadzam Mbome. 77 min. róg z prawej strony. Pembridge wykonawcą i piłka trafia do najniższego w polu karnym Li Tie. 2:0 i stadion tańczy. W 84 min. bramkę kontaktową dla Charltonu zdobywa pomocnik Jensen. I kiedy wszyscy już myśleli o pojedynku z Boltonem napastnik rodem z RPA Bartlett doprowadza do remisu !!! Niech to szlag trafi. Rzucam marynarką o murawę. Wright już brał prysznic w bramce podczas ostatniej akcji meczu. Jak to się stało, że w sześć minut z 2:0 jest 2:2. Długo stoję wbity w ziemie jak kloc. Mija mnie Holden rzucając: to były trzy punkty, stary. Stałem i czekałem, aż Wright zbliży się do mnie. - Chłopie - rzucam sucho. Myślisz już o kadrze do jasnej cholery? Za chwilę zadzwonię do Svena Erikssona i powiem mu, że jesteś dupa a nie bramkarz. Co to k***a mać było? Nie zapominaj, że jesteś numerem jeden przede wszystkim w klubie. Szmata na 2:2 jest niewybaczalna. Podpadłeś mi zdrowo! Jak nie zagrasz na max umiejętności z Bolton - siadasz na ławę. Bronić będzie Simonsen. Opuszczając stadion, wściekły jak pies, nie wiedziałem kiedy mnie nerwy puszczą. Sam nie wiedziałem, czemu dałem mu szansę z Charlton. Drugie 2:2 i tylko 2 punkty po 2 kolejkach. Przed meczem z Boltonem zaczyna się nerwówka. W ostatnim meczu bramki strzelają Polak i Chińczyk, a „narodowy” Anglik dwie puszcza. Zastanawiam się, czy piłkarze z Wysp zaczynają coś spiskować przeciwko mnie.
Man Utd rozjeżdża w drugiej kolejce WestHAM u siebie 5:2, a van Nistelrooy zalicza 4 bramki. Seaman zobaczył czerwony kartonik w drugiej połowie, ale nie przeszkodziło to odnieść wysokie zwycięstwo Arsenalowi nad M’boro 4:1. Ciężki start dla drużyny Southgate'a.
Skauci zdają mi raport o Boltonie, wskazując jednoznacznie na Djorkaeffa jako key playera. Bolton przegrał z WBA i zremisował z Sunderlandem. A więc rzucą się na nas od pierwszego gwizdka. I tak się też stało. Bramka dla gospodarzy wisiała w powietrzu. Do 36 minuty, kiedy to Armstrong huknął płasko po ziemi koło słupka. Trzy minuty później Unsworth przegrywa pojedynek główkowy Holdsworthem i przegrywamy 0:2. W szatni rozpętałem burzę. Unsworth zostaje na ławie. Pembridge wejdzie na drugą odsłonę. Mielcarski narzeka na ból w kostce. Ok. Mboma jako trzeci forward. Ofensywa panowie i wyciągamy co najmniej remis. W 68 min wprowadzam Alexanderssona za Radzinskiego, który włóczy nogami przy condition 32 ... Aż cud że jeszcze oddycha. Mboma i Gravesen do przodu. Jeszcze bije ode mnie optymizm. Niestety, przegrywamy 2:0 i
zdołowani, w milczeniu, wracamy do domu. Bolton tego dnia był po prostu lepszy. Zawiedli mnie Unsworth i Radzinski, który jednak musi tydzień pauzować przez kontuzję. Zaczynam się bronić przed mediami.
-Brak mi kontuzjowanych Moore'a, Rodrigo, Gemmilla, Yobo i Postone'a. Po trzech spotkaniach dwa punkty, to materiał do pracy. Będą zmiany... - i tak dalej ściemniam jak potrafię.
Zarząd nie komentuje moich wyników, pozostając słownym co do czasu mojej aklimatyzacji na Wyspach. Wiem jednak, że ten czas się powoli kończy, szczególnie, że klub tonie w długach. Zaczyna się robić gorąco. Muszę czymś udowodnić swoją klasę. Posuwam się do czynu, który oceniam gorzej niż wazeliniarstwo. Powołuje Rooneya do pierwszego składu. Ma 17000 funtów na tydzień, a chce 17500. Podwyżka jak cholera. Wchodzę w to. Trzeba dobrze żyć z Rooneyem, może znajdę łaskę w zarządzie, chociaż wiem, że to mi nie wiele da. Zajmujemy 16 miejsce.
Super Cup dla Bayernu, który z Bergkampem w składzie, pokonuje ekipę z Dudkiem dopiero w karnych. Pomimo pudła Holendra zostaje piłkarzem meczu. Owen łapie w tym meczu miesięczną kontuzję. Houlier wściekły żałuje, że go w ogóle wystawił. Ja też bym żałował.
Liverpool zabiera mi trenera Woodsa. Zatrudniam w jego miejsce Francuza Quetina.
Podsumowanie sierpnia:
1.Man Of the Month (MOM) - Ferguson z Man Utd
2.Player of the Month (POM) - Joe Cole z West Ham
3.Young Player of the Month (YPM) - Toure z Arsenal
4.Transfer w Anglii (TOME) – Giovanni z Olympiakos do Leeds za 5,75M
5.Transfer of the Month na świecie (TOMŚ) - Tedesco z Perugi do Parmy za 9,5M
Przed meczem z West Ham podpisuje kontrakty z Kameruńczykiem Amogou i Francuzem Gravelaine. Będą potrzebni w systemie rotacyjnym, zapychając dziury podczas pucharów. Oczywiście dotychczas wszyscy przybyli do klubu jako free agents. Nie mamy wielkich możliwości. Kameruńczyk zna angielski jak ja czeski, więc na ławie nauczy się go szybciej. Gravelaine, to doświadczony Francuz z Monaco, bez sukcesów w ostatnim swoim klubie.
Przyjeżdża do nas dziewiąty West Ham. Zmieniam Unswortha na Naysmitha. Ten drugi zagrał bardzo dobre spotkanie w kadrze. Do przerwy koncert w wykonaniu arbitra. Miłość do żółtego koloru w stosunku do nas, była mocniejsza od rozumu, podczas gdy West Ham kosił, jak na żniwach. Przy 0-0 wychodzimy na drugą część, bez Li Wiefenga, który wczoraj zjadł za dużo psa w czekoladzie i biegać mu się nie chce. Już w 52 minucie nie wytrzymuję i ściągam totalnie bezproduktywnego Radzińskiego. Mboma w jego miejsce. Znowu mam wrażenie, że goście za chwilę pukną gola i skończę w szambie. W 73 min. Mielcarski otrzymuje drugą żółtą kartkę, za atak dwoma nogami. Dzięki Grzesiu za osłabienie. Wiedziałem, że można na Ciebie liczyć. Alexandersson za Carsleya. Zmiana okazała się w końcu trafna. Szwed centruje z prawej i wbiegający Naysmith, szczupakiem lokuje piłkę w siatce Jamesa. 1:0 dla Evertonu - widnieje wynik na tablicy. Nic się już nie zmienia i odnosimy pierwsze zwycięstwo w lidze. Skromne 1:0, ale mimo czerwonej kartki Mielcarskiego, co pozwala mi podnieść głowę na comiesięcznym posiedzeniu zarządu. Gary Naysmith bohaterem meczu, ale martwi mnie fakt, że bramki zdobywają obrońcy. Para Radziński - Campbell nie daje satysfakcji. W następnym meczu chcę wystawić parę z Kamerunu Mboma - Amogou. Na zebraniu poruszam sprawę zamiany Tomka Radzińskiego na funty, czym wprawiam prezesa w osłupienie. Liczą się fakty: 4 miliony wart jest teraz, ale nie sądzę, aby ktokolwiek się zgłosił po Tomka, skoro w 4 meczach nie strzelił bramki i nie zaliczył żadnej asysty. Pierwsze pieniądze, jakie prezes Kenwright wąchał przez 5 minut, to transfer Pembridge'a do Barnsley za 1,7 miliona funtów. To kropla w morzu potrzeb, przy 30 bańkach in minus.
Jedziemy do Londynu na pojedynek z Chelsea. W sumie, po tych czterech kolejkach, już nie czuję się tak pewnie jak na starcie i modlę się o remis. Jimmi Floyd, Gudjohnsen i Zola w formie. Chelsea na 8, a my na 10 miejscu. Radziński mecz ogląda z ławy.
Wystawienie dwóch „kamerunianów” z Chelsea wywołało falę krytyki, ale mam swoje zdanie. Rooney dostanie swoją szansę w pucharach, z Luton Town. Aha i jeszcze za Mielcarskiego zagra Gravelaine. Grzegorz gra nieskutecznie. Zmian dużo, ale kiedyś trzeba zacząć wygrywać z dobrymi przeciwnikami.
W 26 min. Carsley jest trzymany za koszulkę w akcji sam na sam. Morris idzie pod prysznic i gramy ponad 60 minut w przewadze. Ucieszyłem się. Może to dobry znak.
Miałem nosa. Gravesen wymusił faul w polu karnym, który Amogou zamienia na 1:0, a sprawca Cudicini idzie myć plecy Morrisowi. Chelsea gra w dziewiątkę.
Wygrywamy znowu 1:0, ale tym razem na wyjeździe. Patrzę kątem oka na Billa, widzę radość i wysoko uniesioną do góry parasolkę. Całuję krawat. W końcu kibice zobaczą Everton, taki jaki chcieli oglądać zawsze.
Wchodząc do klubu, już od drzwi skaut Martin Waldron, z wypiekami na twarzy, rzuca mi nazwisko Gudjonsson.
-Zapomnij. Nie stać nas. Poza tym Chelsea zapewne nie będzie chciała go sprzedać - próbuję go zgasić.
-Nie o tego mi chodzi do jasnej cholery! Posłuchaj! Islandczyk Gudjonsson, lat 32, aktualny klub FH, pierwsza liga w Islandii. 6 meczów, 6 goli, 6 asyst i... 6 MOM-ów. Co ty na to? - pyta czekając na wybuch mojej radości.
Na moje smętne „how much?” słyszę odpowiedź - 200 tys. funtów! Otwieram oczy szeroko, patrzę na raport i podpisujemy warunki dwuletniego kontraktu. Oby tylko tak ambitnie grał w Evertonie. Śpię spokojnie. Skład skompletowany, prawie na 100%.
Przed następnym meczem z Tottenham, rywale grają wyjazd z Birmingham. Skauci uprzedzają mnie wychwalając Robbiego Keane’a, jako światowej klasy napastnika. Potwierdza tę opinię, zdobywając jedyną zwycięską bramkę. Teraz oczekują nas u siebie.
Bronimy się dzielnie tylko do 30 min. Keane ogrywa najpierw Li Tie, potem Linderotha i spokojnie trafia na 1:0. Ściągam słabiutkiego - nie tylko dziś - Li Weifenga. Wchodzi Weir. Linderoth też nadaje się w sumie do zmiany, ale z tym czekam do 60 min. Zaraz po przerwie Wright fauluje Rebrova, w polu karnym, a to może skończyć się tylko kolejną stratą i już przegrywamy 0:2. Ofensywa środkiem ma nam dać kontakt. W 60 min. - wściekły jak pies - zmieniam Radzinskiego na Mielcarskiego. Tomek nie ma już u mnie żadnych szans. To jest szósty mecz, w którym nawet asysty nie zaliczył. Jestem naprawdę wściekły. Ale to co Keller dzisiaj gra - to niebo. Wszystkie piłki jego. Mecz kończy się wynikiem 1:3, ale piłkarzem meczu zostaje ... Li Tie. Niestety moja decyzja po meczu jest jednoznaczna. Z podstawową jedenastką żegna się Li Weifeng, który fatalnie spisuje się i po sześciu meczach, z notą 6.11, wystawiam go na listę transferową. Nikt go nie chce i nie dziwię się. Rezerwy czekają. Jego miejsce zajmie Watson. Trzeba sprawdzić w końcu wyspiarza w obronie. Co ja mam zrobić z Radzińskim? Brak skuteczności i słabe występy zmuszają mnie do decyzji. Najpierw oficjalnie powiedziałem, co o nim sądzę. Obraził się na mnie i aż mnie korci aby te niewykorzystane 4 miliony zamienić na gotówkę. Oczywiście karą u mnie są rezerwy, więc Tomek dołącza do Chińczyka. Wrighta nie ma co winić, bo cały zespół grał słabiutko. W kolejnym meczu z Luton daje szanse innym, no i cały mecz zagra Rooney.
4:1 z Luton Town w Pucharze Ligi, po golach Gravelaina, Amogou, Mbomy i ... Rooneya. Za trzy dni jedziemy na Old Trafford i dzięki rezerwom, mamy dobrze przygotowany kondycyjnie zespół. Przed tym meczem nie mogę sobie znaleźć nigdzie miejsca. Wybieram saunę, po czym zimny prysznic. Siadam do taktyk i składu. Mam pewniaki na Man Utd: Wright, Li Tie, Linderoth, Naysmith, Gravesen. Zupełnie nie wiem komu mam zaufać w ataku. Poczekam z tym do piątku. Zaczniemy na pewno 2-4-1-1-2. Nie widzę szans na powstrzymanie Verona, Scholesa, Beckhama i Van Nistelrooya, ale co ja się na zapas martwię. W lidze Man Utd w 6 meczach zebrało komplet punktów, a w ostatnim meczu Ligi Mistrzów pokonali Olimpiakos 2:0, po dwóch trafieniach Van Nistelrooya. W sumie będzie ciekawie.
22 września
2001
Man Utd 4-4-2:
Barthez - Silvestre, Blanc, Ferdinand, Neville - Fortune, Veron, Keane, Beckham - Forlan, Van Nistelrooy
Everton 2-4-1-1-2:
Wright - Stubbs, Weir - Naysmith, Linderoth, Li Tie, Carsley - Gravesen - Graveline - Amogou, Campbell
A jednak nie Rooney i nie Radziński, a Amogou kompanem Campbella. Komentatorzy próbują dopatrzyć się Radzińskiego na ławce - bezskutecznie. Jeśli już to Rooney.
Stadion - dla odmiany - pełny. Zasiadam za ceglanym murkiem i słyszę gwizdek sędziego. Typuję w myślach 1:1, a wtedy wracamy do domu z twarzą. Zapomnij...
Początek po myśli Fergusona. Atak za atakiem ciągnie ManUszyna. Jednak to nie gospodarze mieli pierwsi powód do radości. 6 min. i Campbell - po solowej akcji - strzela między wyciągniętym Barthezem, a lewym słupkiem. 0:1 dla Evertonu! Niestety, pada gol „do szatni” dla Man Utd. Forlan odrabia straty i do przerwy 1:1. W 60 minucie Wright fauluje (już drugi raz w tym sezonie) w polu karnym. Tym razem Van Nistelrooya. Veron pewnym egzekutorem. Nierozgrzany Simonsen bezradny. Bramki Beckhama i Forlana wieńczą dzieło: 4:1 i po ptokach. Fakt, że porażka na Old Trafford była wkalkulowana jakoś wcale mnie nie uspokaja. Spadamy na 12 miejsce. Na razie cisza w klubie. Oby takim wynikiem zakończył się mecz z kolejnym przeciwnikiem, Birmingham, lecz na naszą korzyść, to nie pogniewałbym się. Prawy DM Carsley i lewy DM Naysmith nie są mistrzami w swoich dziedzinach. Trzeba pomyśleć o wzmocnieniach, jeżeli chcemy o coś powalczyć, oprócz uniknięcia spadku. Na prawą stronę decyduje się wstawić Alexanderssona. Carsley nie spełnił moich oczekiwań. Jedno jest pewne. Obok Campbella w następnym meczu zagra... Rooney. Stało się tak po "dywaniku" u Billa, który domaga się wyników.
- Nic specjalnego nie pokazałeś Mc Gregor. Dlaczego nie wpuszczasz Rooneya, widząc bezradność w ataku? W siedmiu meczach strzeliliśmy tylko osiem bramek, z czego połowę strzelili obrońcy! - podsumował mnie w telegraficznym skrócie prezes. Pomyślałem w lot o co gra się toczy.
- Rooney zagra całe 90 minut z Birmingham - obiecuje prezesowi, tracąc jednocześnie własne „Ja” w tej sprawie. Opuszczam klub udając się do najbliższego pubu. Dwie szybkie whisky i zaczynam... trzeźwo patrzeć na moją pozycję w klubie. Chłopczyk z podstawówki miałby być początkiem mojego końca? Nie! Stawiam jasno sobie sprawę, ale z drugiej strony nie mogę zbyt długo się upierać. Jestem tu cholera ledwo dwa miesiące i chciałbym poprowadzić Everton chociaż jeden sezon. Zgoda - 15-latek obok Campbella z Birmingham. To przeciwnik, z którym mogę tak zagrać. Ale Wayne dowie się o tym dzień przed meczem.
Do kadry zostają powołani: Wright, Gravesen, Weir, Naysmith i Gudjonsson.
27 września dowiaduję się od asystenta że losowanie trzeciej rundy Pucharu Ligi skojarzyło nas z liderem Third Division - Hull City.
Przed meczem z Birmingham wkładam do głów wszystkich piłkarzy: koncentracja, trafne podania, mocny pressing, wyeliminować bocznych pomocników - Powella i Savage’a. Nie mają prawa rozgrywać! Mocno pilnować! Wychodząc z szatni spoglądam w stronę Rooney'a. Chłopczyna ma nogi z galarety.
- Jak nie strzelisz gola do przerwy - to cię zmienię - ostro stawiam sprawę. Goście defensywnie nastawieni grają na remis. Nie lubię takich meczy. Zaczęło się! O! Jak bardzo chcę to wygrać i dźwignąć się w tabeli. Już w 6 minucie Rooney trafia w poprzeczkę. Niewykorzystane okazje... i po główce Purse’a przegrywamy 0:1. Już mi chodzi gul. Już podchodzę do linii autowej i patrzę co wyczynia blok defensywny. W 25 minucie Campbell... słupek do jasnej cholery. Co za pech! W szatni krzyczę: 12 strzałów i tylko 4 celne! Ludzie! Ten prostokąt ma rozmiar 7 na 2 metry, co daje około 14 metrów kwadratowych powierzchni, w którą trzeba trafić. Czy wy koniecznie chcecie dzisiaj przegrać na własne żądanie? Wynocha na boisko i kończymy minimum dwubramkowym zwycięstwem. Rooneya pozostawiam tylko dzięki najwyższej nocie. Chłopak wie, że daję mu szansę, którą musi wykorzystać. Nie
wytrzymuję psychicznie. 55 min: za Mbomę wchodzi Gravelaine, za Alexanderssona - Gudjonsson. Zagęszczam środek boiska. Long Ball. 67 minuta: solówka Gravelaina i wspaniałe uderzenie dające dopiero remis. Francuz zdobywa swoją setną bramkę w karierze. Stadion wstaje bijąc brawo. Zrobiło mi się przyjemnie i doceniam kulturę naszych kibiców. Pomimo falowego ataku, jaki przeprowadziliśmy w ostatnim kwadransie, nic już się nie zmienia i tylko 1:1 u siebie. Mam już dość! Chyba wszyscy wokół widzą co się dzieje. Muszę bardzo szczegółowo przeanalizować skład. Campbell zarobił MOMa, co utwierdza mnie w przekonaniu, że nadaje się do pierwszego składu. Z Rooneyem wyszło na moje. Wielki szum wokół chłopaka i nic. Niech się gówniarz nauczy lepiej w szachy grać. Może będzie lepszy w te klocki. 22 strzały, 10 celnych i tylko jedna bramka. Sam Rooney oddał 4 niecelne uderzenia. Skąd taka wysoka nota – 8!? Nawet w mediach ma swoich ludzi. Liczby mówią same za siebie. 84% podań dotarło do adresatów !!! Po meczu przychodzą do mnie Włosi i mówią: Słuchaj Mc Gregor! Mamy dla Ciebie radę. Powinieneś zagrać bardziej ofensywnie. Dalej żargonem: mamy ciasno w obronie, a i tak tracimy gole. Wypchnij skrzydłowych do przodu! - Pomyślę - odparłem.
Następny mecz gramy dopiero za dwa tygodnie, z Blackburn, u siebie. Mam więc czas na przemyślenia i nieco handlu. A oto wnioski jakie mi się nasunęły do głowy. Włoscy trenerzy mają rację. Mało strzelamy bramek. Wina może leżeć w nieskuteczności napastników lub złej obsłudze przez linię pomocy. Dryblerów to ja nie mam, tylko raczej ludzi do wykończenia akcji. Więc stawiam, iż w 80% wina leży po stronie pomocników. Mała kreatywność, mało szybkich i trafnych decyzji, złe podania, brak wyrachowania i w końcu zbyt głęboko cofający się skrzydłowi, doprowadzają mnie do podjęcia decyzji, iż gramy od 9 kolejki dwoma taktykami 3-1-3(skrzydłami)-1-2 i 3-1-3-1-2(środkiem). Kiwając się nad laptopem zerkam na mój „watch”. Pół do trzeciej w nocy. Czy tak ma wyglądać praca w Evertonie? Następnego dnia podejmuje w klubie debatę nad ofensywnym stylem gry. Mówię o dobrej postawie Gravesena, Graveliane’a, a na temat skrzydłowych stawiam na tablicy znak zapytania. Odzywa się asystent Holden. Po lewej mamy w rezerwach McLeod'a. Spokojnie możesz go wystawić jako AM L. Dzięki, ale co z prawym skrzydłem? Tu dłuższe milczenie. W końcu pada nazwisko Gravelaine. Tak. A w środku zagra powracający ze szpitala Scot Gemmill. Zobaczymy, jak to się odbije na klubie i mojej - bardzo mocno nadciągniętej - reputacji.
Koniec września, to kolejny sukces Fergusona, którego Man Utd zgarnęło w ośmiu meczach komplet punktów i pewnie zmierza po kolejny tytuł. Kewell piłkarzem września, a najlepszym młodym okazał się Diouf z Liverpoolu.
W Derby zmienia się szefostwo, a Watford stoi na krawędzi bankructwa. My za jakiś czas ...
Podsumowanie września:
1.MOM - Ferguson - Man Utd
2.POM - Kewell - Leeds
3.YPM - Diouf - Liverpool
4.TOME – Prutton z Nottingham Forest do Sunderland za 5,75M
5.TOMŚ - Enciso z Interu do Sau Paulo za 8,5M
W meczach reprezentacyjnych najlepiej wypadł Naysmith, który został nawet MOMem. Niestety, gra dla Szkocji kosztowała go pauzę na 10 dni.
Skauci zasypują mi biurko masą materiałów. Między papierami wpada mi w oko Głowacki. Cholera, klamka zapadła. Już go Osasuna drapnęła. „Kosa” z „Żurawiem” za drodzy. W międzyczasie podpisujemy dwa kontrakty. Z Finem Nylundem D/DM RLC i Holendrem Sionem FLC. Obaj na rotacyjnym statusie. Najgorsze jeszcze przed nami. Do kadry wraca - także po okresie rekonwalescencji - Włoch Pistone i już widzę radość trenerów. Do kadry, z rezerw, powraca Tomasz Radzinski, po tym, jak tam zaczął bić rekordy Guinessa. Może się w końcu wstrzeli. Co ciekawe, Blackburn jest aktualnie na ostatnim miejscu w lidze. Celowo wystawiam dwóch, niezadowolonych z życia, napastników: duet Radzinski - Rooney. Jeszcze nie grałem duetem Ra-Ro. Na odprawie kpię - gramy z ostatnią drużyną ligi.
Przegrana oznacza, że my też spadniemy, bo z kim w takim razie mamy wygrać do cholery? Po tym meczu, ewentualna przegrana oznacza zupełnie nową jedenastkę. Czy to do Was dotarło?. Cisza mówiła wszystko. W skupieniu wybiegli na murawę Goodison Park.
Nie usiadłem dobrze na ławce, gdy stadion poderwał się w górę. 1:0! Kto strzelcem? - pytam asystenta. Wayne Rooney, po solowej akcji od połowy boiska. I w tym momencie widzę twardy, wbity w siebie wzrok prezesa Billa Kenwrighta, spoglądającego z loży honorowej. Wobec hałasu na stadionie nie wiem co do mówi, ale układ ust wygląda na: "Czemu tak późno Mc Gregor? A nie mówiłem!". I nie zdążyłem wrócić na ławkę, gdy Duff strzela na remis. Co jest grane? Mamy obronę na boisku? Może została w szatni? Watson dał się ograć jak dziecko. Tak szybkiej rehabilitacji, to nie widziałem nigdy. Watson, głową po dośrodkowaniu Gemmilla i po 8 minutach prowadzimy 2:1. w 27 min Dwight Yorke i 2:2. Nadal mamy dziurawą defensywę. Niech to szlag trafi. „Do szatni” remis. Tomek spuchł - wchodzi za nioego Campbell, a Unsworth za Linderotha i historia powtarza się. Jeszcze nie wznowiliśmy na dobre gry, gdy Campbell - cudowną główką z 15 metrów – daje nam prowadzenie 3:2! 5 minut później - po trójkowej akcji Gravesen-Graveline-Campbell - ten ostatni trafia do siatki po raz drugi i jest 4:2. Co za zmiana! Takim wynikiem kończy się mecz, a ja radośnie opuszczam stadion, dziękując piłkarzom i kibicom, którzy tłumnie stawiają się nawet na mecz ze słabszymi zespołami.
W końcu! - mówię na pomeczowej konferencji. Przecież ostatni raz wygraliśmy w lidze miesiąc temu. Jestem zadowolony z postawy całego zespołu. Ofensywny futbol opłacił się. Drużyna potrzebowała tego zwycięstwa - nie kryłem radości po spotkaniu. Za wsparcie mnie na duchu i kopnięcie do przodu dziękuje szczególnie moim trenerom. Kolejnego MOMa otrzymał - wprowadzony za Radzinskiego - Campbell, któremu wystarczyło 5 minut aby wygrać dla nas mecz. Wszystko jasne! Campbell będzie podstawowym piłkarzem. Wskakujemy na 10 miejsce, a więc "moje" minimum. Na lewej flance wystawiłem debiutanta Siona. Zdał egzamin. Pierwszy, po długiej kontuzji, mecz środkowego pomocnika Gemmillowi wyszedł znakomicie. Trzy asysty. Przesuwam Gravesena na AM C.
Skauci - od pojawienia się mojej osoby w klubie - nie mają lekkiej pracy. Ich zapieprz przynosi efekty. Podpisałem kontrakt z obrońcą fińskim Nylundem, a następnego dnia dostałem aplikację 21-letniego Słoweńca Sebastjana Gobca, jako excellent AML’a. Zapraszamy go na testy. Także pewien Grek (według skautów) wydaje się dobrym zakupem na przyszłość. Niestety, Gobiec nie otrzymuje pozwolenia na pracę, co mnie zaczyna solidnie wpieniać.
Pilnie oczekuję na wieści z obozu fizjoterapeutów. Chadwick wznowi treningi za tydzień. Niestety, pół roku czekam na lewą, brazylijską armatę, Rodrigo. Zaczynam mieć kłopot z podstawowym, prawym pomocnikiem. Carsley nadaje się tylko na ławę, Alexandersson, to forma w kratkę, Nadawałby się Gravelaine, który jednak lepiej czuje się na środku. Zaś Mielcarski nie urodził się ofensywnym pomocnikiem. Poza tym, Grzegorz ma nadal problemy z angielskim stylem życia. Ostatecznie ławka.
W Lidze Mistrzów Man Utd rozwala Celtic w Szkocji 4:1! Ależ silna jest paczka Fergusona w tym sezonie. Od początku sezonu czerwone diabły nawet nie zremisowały meczu. Idą na rekord wygranych z rzędu.
Następny rywal, Sunderland, ratuje remis w 90 min. z Tottenhamem. Z nami nie będzie tak łatwo - optymistycznie udzielam wywiadów w lokalnej prasie.
Zaczęło się obiecująco, bo w 33 min. Rooney lobuje Sorensena i 0:1 dla nas. Rooney pracuje na pierwszy skład, zatykając mi usta tym golem. Dwie minuty cieszyłem się z prowadzenia. Pruton i 1:1 po uderzeniu z dystansu. Simonsen zawalił. Mija kolejne 10 minut i już jest 2:1 dla gospodarzy. Porażka i to za sprawą słabiutkich Gravesena, Gemmilla i niewidocznego Campbella. Nie podoba mi się styl w jakim oddaliśmy pole rywalowi. Flo z Arcą kiwali naszych obrońców jak drzewka na podwórku. Spadamy na 13 miejsce. Nasze
bujanie w środku tabeli już mnie muli. Czas powalczyć o górną jej część.
Po meczu z piątym WBA mam niedosyt. 1:1 po fatalnej grze. W 75 min. punkt ratuje coraz lepszy Rooney. WBA broniło się znakomicie, a w 89 minucie, do pustej bramki nie trafił Hughes i to my możemy mówić o szczęściu. Ten remis jednak dla mnie to porażka.
Z Hull w trzeciej rundzie Pucharu Ligi wystawiam mocne rezerwy: Simonsen - Weir, Pistone, Yobo - Carsley - Sion, Gudjonsson, Alexandersson - Mboma - Symes, Radzinski.
Ten ostatni, to próba powrotu do składu. W końcu kiedyś musi zacząć strzelać.
I strzelił. Po golach Mbomy, Radzińskiego i Moore'a wracamy z Hull w dobrych nastrojach do domu. Po udanym 3:0 trzeba iść za ciosem. Niestety, ale kolejne spotkania to czołówka: Fulham(2), Mboro(9) i Leeds(3). Jak zdobędziemy 5 punktów, to będzie wszystko. Krótko mówiąc chrzest bojowy i być albo nie być w pierwszej dziesiątce. Kończy się październik, a z nim podsumowania:
1.MOM - Tigana z Fulham
2.POM - Dyer z Newcastle
3.YPM - Joe Cole z West Ham
4.TOME – Taricco z Tottenham do Aston Villa za 4,2M
5.TOMŚ - Muzzi z Udinese do Milanu za 9,5M.
Co ciekawe - nie Van Nistelrooy, nie Forlan, nie Beckham czy Veron, a Dyer piłkarzem października, mimo, że Man Utd od 18 spotkań bez straty punktów.
Do kadry powołani zostali: Wright, Gravesen, Naysmith, Weir, Nylund i Gudjonsson.
Tymczasem, w prasie głośno jest o odejściu obrońcy reprezentacji Chin Li WeiFenga i jego powrocie do ojczyzny. Chińczyk nie zdołał się zaaklimatyzować w zespole Premiership i nie przebił się do wyjściowej jedenastki. "Li Wei Feng nie radził sobie w Anglii i zdecydował się powrócić do Chin. Tam trenuje z jednym z lokalnych zespołów. Wszyscy w klubie życzymy mu powodzenia." - powiedziałem w jednym z wywiadów.
"Zagubiłem się, straciłem pewność siebie, gdy nie grałem. Obawiałem się, że nie odzyskam formy grając w rezerwach, więc zdecydowałem się odejść. Chciałem grać dla Evertonu, ale na każdej pozycji byli klasowi piłkarze i ciężko było się przebić. W Evertonie czułem się jak w domu - wspaniały menedżer, przyjaźni koledzy z zespołu. Na tym wyjeździe na pewno zyskałem." - powiedział Li WeiFeng.
Jedziemy do Fulham po remis !?! Druga w lidze paczka Tigany błyszczy formą. Wprawdzie po hat-tricku Chadwicka nasze rezerwy klepnęły Fulham 4:1, ale zachowuje dystans. Do 5 minuty oddaliśmy pięć strzałów! W końcu Rooney zdobywa swój kamień milowy, czyli piątą bramkę w pięciu meczach. Rośnie nam gwiazda światowego formatu. Van der Saar kapituluje. Nie mija kwadrans gdy robi się remis. Goma głową wprawia stadion w szał. 10 minut później, Rooney po samotnym rajdzie, wykłada piłkę Campbellowi, a ten dopełnia formalności i obejmujemy prowadzenie 2:1. Super! - krzyknąłem. Po pięciu minutach znowu remis. Tym razem głową trafia Sava. A niech to! Weir dziś nie potrafi odebrać nikomu piłki. Wchodzi Pistone. W szatni atmosfera dobra. Tak trzymać! Za zmęczonego Yobo -> Gravelaine i przesuwam bocznych do ataku. Zaryzykujemy. Niestety w 70 min. Marlet zdobywa przepięknego gola z 25 metrów. Wright nie miał nic do powiedzenia, oprócz zwykłego „Sorry. I had no chance”. Stał jak wryty. 3:2 dla Fulham i mamy 25 minut na odrobienie strat. Ostatecznie przegrywamy po bardzo dobrym meczu. Pocieszam moich piłkarzy w szatni. Naprawdę mecz mi się podobał. Walka na każdym metrze boiska, ładne bramk i niezła kreatywność pomocników spowodowały, że pozytywne patrzę w przyszłość. Porażka 2:3 z drugim Fuhlam na wyjeździe to dobry wynik, chociaż mógłby być remis.
Zapadła klamka w sprawie Weira i Watsona. Miałem rację na początku sezonu. To są słabi tacklerzy, ze słabą staminą. Na razie odsuwam ich od podstawowego składu.
38 tys. ludzi przyszło oglądać sobotnią potyczkę "The Toffies" z Middlesbrough, czyli z Boksicem, Whelanem i Maccarone pozyskanym z Empoli.
Do 59 minuty nic ciekawego się nie działo. Brak formy Gemmilla zmusza mnie do wystawienia Mielcarskiego. Po akcji i ładnej wrzutce i Mielcarskiego, „Blue
Heskey”, szczupakiem koło słupka, pakuje piłkę do siatki na 1:0. Goście rzucili się do ataku. I wystarczyło 8 minut, abyśmy przegrywali już 1:2. Krew mnie zalała. Rzucałem k***ami, gdzie popadnie. Ręce mi opadały. Siedzę i jest mi cholernie słabo. Czuje się fatalnie. Ogarniają mnie poty i srać mi się chce. Obleciał mnie nagły strach. Znowu nie wygraliśmy meczu, już od miesiąca i w kolejnym meczu, z Leeds na wyjeździe, będzie cholernie ciężko zmienić ten stan rzeczy. Po spotkaniu dzwoni moja Nokia. „Bill’s calling” ... widzę na panelu. - Chcę cię widzieć zaraz u siebie - Oho. Zaczyna się - pomyślałem. W sumie mam taki mętlik, że nawet nie wiem, czy będę w stanie się jeszcze bronić. Wchodzę.
-Usiądź proszę - powstrzymuje nerwy prezes. - Siadam na półdupku krzesła, jak przed maturą.
-Słuchaj Mc Gregor, chyba wyrządzamy ci wielką krzywdę. Męczysz się, spać nie możesz, ciągle miotasz się, próbujesz ustawiać inną jedenastkę, to inną taktykę, inne ustawienie. Masz sto tysięcy pomysłów na sekundę, ale żaden nie jest skuteczny. - zaczął wyrzucać lawinę bólu prezes.
Odpowiedziałem instynktownie pytaniem:
-Widziałeś jak grał Rooney ? Na osiem strzałów tylko jeden był celny i to prosto w bramkarza!
-Milcz - przerwał Kenwright. Zostaw dzieciaka w spokoju. Zanim zacząłeś go wstawiać do podstawowego składu, marnował się w rezerwach, a ty remisowałeś z Charlton, Southampton i Birmingham, które są niżej od nas. Ponieśliśmy żenujące porażki z Bolton i Sunderland. To wstyd i hańba dla klubu. Radziński zapomniał jak się biega po murawie, Wright dłubie w nosie podczas meczu, a ty nie potrafisz ich za mordę chwycić???. Ostatnie zdanie „wypluł mi” na garnitur. Milczałem wk***iony, jak pusty żołądek.
-Chwila, chwila! Przecież na początku sezonu został mi postawiony cel - NIE SPAŚĆ!!! Tak było do jasnej Anielki czy nie? - bronię się jak tylko mogę.
-I to Cię jeszcze ratuje - mówi prawdę Bill. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie interesuje mnie jak i kim, ale koniec porażek. Z czwartym Leeds nie daje Ci szans na Ellan Road, ale za dwa tygodnie gramy u siebie, z szesnastą Aston Villa. To ma być pewne zwycięstwo - trzasnął drzwiami prezes.
Spocony, zajechany, zmasakrowany padam na łóżko. Wykonuje telefon do Bergamo, do mojego bliskiego znajomego managera BARTOSH!a.
-Cześć Mr. Suczaki - próbuje się wyluzować. Co u Ciebie słychać? Muszę z Tobą pogadać. Masz czas za dwa dni?
-Jasne. Wpadnij - może pohandlujemy?.
-Nie dzięki. Jesteśmy bez płynności. No to będę w poniedziałek o 19.30.
-Witaj stary przyjacielu. Jak interesy?
-Witaj McGregor! Wyśmienicie. Wyobraź sobie, że mam Rossiniego, który podbija całe Włochy, a młodziutki Pinardi, to nasza przyszłość. No, ale co u ciebie?
Wymieniliśmy się na dzień dobry informacjami o naszych sytuacjach rodzinnych, interesach, trochę pożartowaliśmy o reprezentacji Polski. I tak od słowa do słowa. Przedstawiłem bliżej moją sytuację, swoją robotę, piłkarzy i klimat jaki panuje aktualnie w Evertonie.
-Cóż - chyba mam dla Ciebie lekarstwo - spokojnie odparł BARTOSH! Mam tu swój stary notes z czasów, gdy prowadziłem kilka lat temu Newcastle. Jest tam kilka nazwisk, na które będzie Cię stać, a poziomem nie odstają od Premier Division ani na krok.
Zaglądam do notesu i widzę takie nazwiska jak Duff, Collins, Town, Rusk,...
-BARTOSH! - to jest chyba jakieś nieporozumienie. Ja prowadzę Everton! - zdumiony wybuchłem.
-Zaufaj mi.
Następnego dnia, już w Anglii, zwołałem wszystkich skautów na naradę. Przekazałem wskazówki, rozdzieliłem zadania i czekam na echo.
Tymczasem, już w sobotę gramy z trzecim Leeds. Koszmar. Nie lubię tej taktyki, ale w obecnym położeniu nie mam wyjścia. 4-1-3-1-1, to obrona Częstochowy. Unikam wywiadów przedmeczowych. Nie jedziemy na pożarcie - krótko. Niestety Duffa nie chce puścić Crewe. 12 listopada żegnam się z Pistone i Gemmillem !!! Powód prosty. Niskie noty, brak pokory, zbytnia
pewność siebie no i... wiek. Zresztą mam na ich miejsce lepszych. Klub nawet nie skomentował mojej decyzji. Pozyskuje Victory’ego z Cheltenham, za „niebotyczne” 16 tysięcy funtów. Lewa strona wzmocniona. Z obozu Leeds dobiega informacja, że Kewell doznał kontuzji. Zacieram ręce.
Przegrana 0:1, po jedynym trafieniu Viduki, doprowadza mnie do szału. Wylatują z drużyny Watson i Mielcarski, a na listę transferową trafia Unsworth. Dziś nie ma mocnych. Polak nie Polak - wylatuje. 14 miejsce po 14 kolejkach - dziadownia. Fakt, że Martyn zagrał na 9, ale w meczu byliśmy lepsi. Jednak co z tego, skoro nie potrafiliśmy strzelić bramki. I co najlepsze - Campbell został po raz czwarty MOM-em!!! Za co???
Burnley odmawia sprzedaży Davida Collinsa. Ja natomiast kupuję 20-letniego napastnika Andory - Manolo za 50 tys. Pewnie bym go nie wziął, gdyby nie fakt, że oprócz parametrów Fla16, Fin17 i Off16, gość strzelił dwie bramki dla swojej reprezentacji, w wyjazdowym meczu z Cyprem. Sam go znalazłem i sam biorę odpowiedzialność za tego chłopaka.
Za milion funtów odchodzi Unsworth do Watford. Mając związane ręce nie protestuję. I tak robię wszystko, żeby Kenwright poleciał. Może sprzedaż Rooney'a by mi w tym pomogła... To może być niebezpieczne. Mogę nie dotrwać zmiany zarządu.
Czwarta runda Pucharu Ligi i jedziemy do Charlton. Asekuracyjnie wystawiam drugi skład. Chcę uniknąć kontuzji i dać szansę młodym. I tak, po skutecznym karnym Yobo, wywozimy awans do ćwierćfinału. Tam na nas czeka zwycięzca meczu Arsenal - Millwall. Jak miłą niespodzianką byłoby spotkać się z Millwall.
Simon Rusk nie jest zainteresowany grą w Evertonie, co mnie trochę dziwi. Ależ ten chłopak kocha Boston Utd.
„Double Header". „Head Killer by Blue Heskey". "Best Tower of The Toffies". Tak wyglądały nagłówki prasy w Liverpoolu. Jednak zwycięstwo z Aston Villa 3:2 nie zmieniło mojej decyzji, o wywaleniu szkockiego obrońcy Weira. Nota 6,30 po 10 meczach, tackling poniżej 1,5/mecz i ogólnie małe zaangażowanie - doprowadziły mnie do pasji. I gdyby nie fenomenalny tego dnia Wright, zanotowalibyśmy kolejną stratę punktów. 20 razy trafialiśmy w światło bramki gości, ale kadrowicz skapitulował tylko po fatalnych błędach Szkota.
Po kolejnym zwolnieniu piłkarza i wypłaceniu odszkodowania, klub posiada deficyt w wysokości 45 milionów funtów i nawet mi na myśl nie przychodzi zapobiegać temu. Odciąłem się totalnie od prezesa Kenwrighta, który zaczyna coraz więcej otwierać swój obficie zaoparzony barek. Przestał się odzywać do mnie, po tym jak zacząłem wyrzucać z klubu słabeuszy. Spokojnie można stwierdzić, że dni zarządu są policzone. Pozostaje pytanie - co ze mną? Aktualnie zajmujemy 13 pozycję i mam nadzieje poprawić to w bliskiej przyszłości. Postanowiłem Rooney'a jednak zdegradować do rezerw. Po jego wspaniałym początku, nastąpiło rozluźnienie i szereg słabych występów spowodował, że już chłopak takiego wsparcia nie ma. Za to Campbell rośnie na najlepszego strzelca Evertonu: 9 goli w 12 meczach, to niezły bilans. Ale wprowadzenie za Rooneya i jego dwie celne główki z Aston Villa, przy stanie 2:1 dla gości, to
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ