Polscy piłkarze są jednymi z najlepszych w Europie, młodzież jest tak uzdolniona, że interesują się nimi kluby z największych lig europejskich, a czołowi gracze Ekstraklasy, zaraz po transferze, jak i w kolejnych sezonach, nie mają problemu z wywalczeniem sobie miejsca w podstawowych składach klubów z dobrych ligi zagranicznych. Bardzo często zdarza się, że zostają prawdziwymi gwiazdami swoich zespołów. Nie dziwi więc wcale ocena siły polskiej reprezentacji, której dokonał szef Wydziału Szkolenia w PZPN, pan Jerzy Engel: W naszej grupie jest najlepsza. I śmiem twierdzić, że należy do najlepszych w Europie. Mamy trzech świetnych rozgrywających: Rogera, Gargułę i Majewskiego. Dwóch skrzydłowych światowej klasy: Smolarka i Błaszczykowskiego. Bramkarze - to samo. No i Brożek. Nie widzę dziś nawet kilku drużyn z większym potencjałem. Nierealne? W FM-ie nie.
Przyczyna całego zamieszania
Każdy, kto grał w Football Managera w ligach polskich, zna tę sytuację: zaraz po rozpoczęciu rozgrywki rozpoczyna się wyprzedaż piłkarzy Ekstraklasy - i to niekoniecznie tych powszechnie uznawanych za najlepszych lub najlepiej rokujących. Edson przechodzi do Vitorii Guimaraes za niemałe pieniądze, Hernani przenosi się do szkockiego Hearts żeby zostać podporą ich defensywy, Stefano Napoleoniego od razu ściąga do siebie włoskie Palermo, a Dickson Choto zostaje sprzedany do Meksyku za 1mln euro, aby po sezonie zostać odkupionym przez Wolfsburg za ponad 5 mln. Radosław Sobolewski, Zganiacz, Roger, Stasiak, Małecki wyjeżdżają na Zachód za kwoty znacznie przewyższające ich wartość. O masowym exodusie rodzimych graczy do naszych południowych sąsiadów Czechów nie wspominając.
No przecież to jest realizm! – zakrzyknie niejeden z was. Wiadomo, że u nas w kraju talentów nie brakuje, tylko trenerzy je niszczą! Więc gdzie jest problem? Czy w realnym świecie scouci z największych lig są ślepi czy po prostu głupi, że nie dostrzegają tego jak świetni są zawodnicy z Polski? A może to tylko wina researcherów, którzy przeceniają umiejętności i możliwości piłkarzy znad Wisły?
Sprawa z pozoru wydaje się być błaha, bo przecież pozostawione same sobie polskie kluby niczego w europejskiej piłce nie osiągają. Nawet gdyby jakiemuś zespołowi udało się zatrzymać swoje gwiazdy to i tak niewiele by ugrał, bo tutaj na straży stoi reputacja i poziom rozgrywek w danym kraju. Football Manager już tak jest skonstruowany, że rzadko kiedy niżej notowany rywal pokona piłkarskiego giganta – ten drugi może mieć gorszych piłkarzy, może mieć akurat „szpital” w zespole, ale i tak w najgorszym wypadku osiągnie chociaż remis. A jeżeli chodzi o reputację zespołów z Polski jak i samej ligi, to w tym przypadku nasz manager jest do bólu realistyczny – żaden piłkarz o sensownych atrybutach, bądź też potencjale, do tego pięknego kraju nad Wisłą przejść nie chce. W wyniku tego, po sezonie albo dwóch, zostają tutaj gracze o takich umiejętnościach, jakie poprzedni kopacze powinni mieć na początku gry.
Żeby taką - normalną dla naszego futbolu - sytuację odwzorować w grze od samego początku, potrzeba zdrowego rozsądku jak i trzeźwego spojrzenia na otaczający nas piłkarski świat, czego - jak się wydaje - researcherzy opracowujący polską ligę nie rozumieją. Chociaż każdy widzi, jak większość piłkarzy nie wysilając się zbytnio wyprzedza naszego naturalizowanego Polaka rodem z Brazylii – Rogera, nic nie stoi na przeszkodzie, aby atrybuty przyspieszenie i szybkość dać mu w wyższych stanach średnich (14). Dickson Choto i Inaki Astiz są tak dobrymi obrońcami, że regularna gra na najwyższym poziomie w najlepszych ligach świata nie jest dla nich żadnym wyzwaniem. Jak jest w rzeczywistości? Choto co jakiś czas wraca ze zgrupowania w Zimbabwe z nadwagą, a Astiz, który nie chciał już wracać do Polski tylko spróbować swoich sił w Primera Division, okazał się nie być wystarczająco dobry jak na rezerwy Osasuny Pampeluna.
Dlaczego czepiam się akurat graczy, którzy są powszechnie uważani za najlepszych obrońców w polskiej lidze? Z jednego względu - są doskonałym odnośnikiem do oceny umiejętność pozostałych piłkarzy, a zwłaszcza napastników. Weźmy na przykład takiego Filipa Ivanovskiego: Andrzej Juskowiak – były świetny polski napastnik – mówi o nim tak: Potrafi sam wypracować sytuację do strzelenia gola, nie czeka tylko na podania kolegów. W dodatku umie wygrać pojedynek z obrońcą i uderzyć z obu nóg. (…) W dodatku posiada dużo argumentów piłkarskich przemawiających na jego korzyść. Jest szybki, dobrze gra bez piłki, potrafi zgubić obrońców, ma znakomity strzał po ziemi, umie także oddać skuteczne uderzenie w biegu. Prawda, że taki opis sam skłania do tego, żeby dać mu kilka atrybutów na najwyższym poziomie? Owszem, ale odpowiednio do skali! Zresztą pan Juskowiak doskonale o tym wie: Jeżeli ma zakusy na grę w silnej lidze europejskiej musi popracować nad grą lewą nogą, bo tam nie będzie miał czasu na przekładanie piłki na prawą, jak to się dziej w Polsce. Uciekasz defensorom i strzelasz bez różnicy na nogę. Zaczniesz kombinować, dopadną cię i skasują.
Dach przecieka nie dlatego, że deszcz pada, a dlatego, że w dachu dziura
I właśnie o skalę mi chodzi. Niedawno miał miejsce klasyk polskiej Ekstraklasy, który mimo wszystko stał na dobrym poziomie: Legia – Wisła. Pierwszy gol strzelony przez Pawła Brożka (asysta – Jirsak) był prawie taki sam jak, w rozgrywanym parę dni wcześniej meczu Ligi Mistrzów, bramka w wykonaniu graczy Barcelony – Leo Messiego i Daniego Alvesa. A jak wiadomo z popularnej reklamy, prawie robi różnicę, więc Messiemu nikt się nie poślizgnął (Brożkowi – Astiz), a Jirsak też nie patrzył w stronę piłkarza, któremu podawał – prawie tak samo jak Alves – bo akurat patrzył na piłkę, żeby ją prosto kopnąć. Zresztą obserwując ostatnio grę Pawła Brożka można dojść do wniosku, że ten zawodnik powoli wyrasta na czołowego polskiego piłkarza, zwłaszcza biorąc pod uwagę mecz w Warszawie, a jednak sprawa z jego profilem w Football Managerze 2008 jest o tyle ciekawa, że we wszystkich grach jakie rozpocząłem Paweł nigdy nie został Królem Strzelców polskiej Ekstraklasy! A co gorsza z biegiem czasu coraz trudniej było mu się załapać do podstawowego składu Wisły Kraków!
Również niedawno, oglądając mecz Ligii Mistrzów Real Madryt – Juventus Turyn, zastanawiałem się, co przy takim pressingu, jaki stosowali piłkarze Starej Damy, zrobiłyby polskie drużyny i polscy piłkarze. Każdy kto ogląda potyczki mistrzów Ekstraklasy z mistrzami z Azerbejdżanu, Litwy czy Austrii wie doskonale: środkowy obrońca podaje do obrońcy bocznego, ten mu oddaje. Następnie podanie do defensywnego pomocnika, ten zachowuje się tak samo jak obrońca z boku i znowu oddaje do stopera, a ten w końcu posyła długa piłkę do przodu – może się uda… Jak wiadomo, w Polsce brak jest dobrych rozgrywających, więc wcale nie dziwi cały czas stosowana taktyka „kopnij, a ja może dobiegnę”. Strategia stosowana przez piłkarskie zespoły, zdawałoby się, że w czasach prehistorycznych, w naszym kraju jest na porządku dziennym. Zresztą żyjemy w specyficznym miejscu: drużyny sprawiają wrażenie jakby dopiero zaczynały się uczyć gry w piłkę, ale to niestety nie jest nic dziwnego – lata korupcji doprowadziły do tego, że zawodnicy przestali się rozwijać, bo i po co? Mając świadomość, że wysiłek włożony w mecz nie przełoży się na korzystny wynik nie angażowali się całkowicie w spotkanie. Pokłosiem takiej postawy jest dzisiejszy poziom naszej ligi, gdzie większość zespołów stara się szybko strzelić bramkę, a później całkowicie zmienia styl gry i stosuję ulubioną metodę wszystkich polskich drużyn – kontratak, „kick and rush”… A jak trzeba atakować, to zaczyna się problem i stąd mamy później tłumaczenia, że szybko strzelona bramka ustawiła mecz.
Osobna sprawa to, będący ostatnio na fali, Lech Poznań (albo jakikolwiek inny klub akurat mający dobry okres). Na dobrą sprawę mógłbym napisać, że wyjątek potwierdza regułę, jednak warto przyjrzeć się zagadnieniu trochę bliżej. Ogólnie znaną prawdą jest, że nowe drużyny po awansie do lepszych rozgrywek chcą pokazać się z jak najlepszej strony. Często jest tak, że nie mają większych atutów poza ambicją i determinacją, jednak w połączeniu z lekceważeniem ze strony bardziej doświadczonego rywala tylko tyle wystarcza. Jak długo można jechać na samej ambicji, z każdym sezonem przekonują się beniaminkowie, można też popatrzeć gdzie teraz jest Artmedia Petrżalka, a gdzie za rok będą i BATE Borysow i Anorthosis Famagusta. Maluczcy szaleją na początku rozgrywek, ale jak przychodzi co do czego, to awansują ci co zawsze.
Dobra gra Lecha paradoksalnie jest kolejnym zagrożeniem dla bazy danych Football Managera 2009. Już nie raz można było zaobserwować, że po udanym jednym sezonie, albo co gorsza, paru miesiącach jednego "grajka" ludzie odpowiedzialni za przygotowanie zawodników do rozgrywki przepakowywali pewnych piłkarzy i później w FM-ie mieliśmy polskich kopaczy o umiejętnościach na poziomie światowym, którzy robili zawrotną karierę w najsilniejszych klubach Europy. Jak jest w rzeczywistości z takimi gwiazdami? Wiadomo – rozegrają parę meczów, a po paru miesiącach, kiedy trenerzy już wiedzą na co ich stać, zostaje im tylko ławka rezerwowych. Co się dzieje ze statystykami – według researcherów – tak dobrych graczy? Wtórny piłkarski analfabetyzm? Piłkarska amnezja? Logiczne przecież jest, że zawodnik o wysokim potencjale, trafiając do silnego klubu, w którym jest duża konkurencja, a baza treningowa nieporównywalnie lepsza od tej w Polsce, powinien się rozwijać. Na szczęście w kolejnych wersjach FM-a za ocenę ich umiejętności odpowiedzialni są zagraniczni researcherzy, więc wszystko wraca do normy. Aż strach pomyśleć co by było, gdyby za przygotowanie polskich graczy odpowiedzialni byliby rodzimi szperacze - Błaszczykowski byłby pewnie bogiem futbolu, Jeleń najlepszym piłkarzem Ligue 1, a Smolarek i Saganowski strzelaliby bramki na zawołanie. Dobrym przykładem jest tutaj Tomasz Bandrowski – we wcześniejszych odsłonach FM-a z drugiego zespołu Energie Cottbus rzadko kto chciał go wykupić (najczęściej trafiał do polskich zespołów), od zeszłego roku w FM-ie bez problemu znajduje pracę w zespołach pierwszej Bundesligi. Naprawdę, warto pamiętać, że zawodnicy z Polski, którzy zostali zakupieni do Realu Madryt są w trzecim, a nie pierwszym zespole, a treningi rozpoczęli od nauki biegania!
Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma swoją nazwę. Nazywamy je nadzieją.
Patrząc na osiągnięcia jednego i drugiego piłkarza, różnica w ich umiejętnościach powinna być znacząca
Miałem nadzieję, że w FM 2009 będzie trochę lepiej z odwzorowaniem umiejętności polskich kopaczy, jednak po demie już wiadomo, że tak nie jest. Miałem nadzieję na to, że nie znajdę już graczy takich jak Napierała i Łatka, którzy w FM-ie – kolokwialnie mówiąc – wymiatają. Nie chcę już więcej znajdować takich zawodników jak Harasimowicz czy Tydda – najnowsza odsłona programistów SI pretenduje do miana managera najlepiej odwzorowującego rzeczywistość, więc niech taki będzie. Rozumiem, że każdy chciałby widzieć swoją drużynę zwycięską, ale proszę w tym celu nie naginać tego, co można zaobserwować w świecie realnym, aby chociaż w grze zobaczyć triumf swojej ulubionej drużyny. Właśnie od tego jest ten nasz manager, żeby poprowadzić drużynę do sukcesów – im bliżej bazie danych do rzeczywistości, tym satysfakcja z gry pełniejsza.
Panowie researcherzy! Czas przestać żyć złudzeniami – polska piłka jest na dnie. To nie nasi mistrzowie grają w Lidze Mistrzów, a kluby z krajów, które do niedawna polski kibic uważał za chłopców do bicia: z Białorusi, z Cypru, ze Słowacji czy też ze Szwajcarii i Rumunii. A w Polsce? A w Polsce następuje niemal euforia po zakwalifikowaniu się do „rozgrywek pocieszenia” – Pucharu UEFA. Czasy, w których Polska zajmowała trzecie miejsce w Mistrzostwach Świata, a Górnik Zabrze grał w finale nieistniejącego już Pucharu Zdobywców Pucharów dawno minęły. Najwyższa pora, aby w końcu móc rozegrać parę sezonów w polskiej Ekstraklasie bez przeklinania nierealistycznych transferów i bez narzekania na zbyt łatwe zdobycie Mistrzostwa Polski, kiedy faworyci pozbywają się swoich gwiazd, a nikogo równie wartościowego w zamian nie mogą sprowadzić. Odrobina normalności w FM-ie 2008 zdarza się dopiero w sezonie 2009/2010. Polskie kluby wymieniają się zawodnikami między sobą, czasem sprowadzają jakiegoś drugorzędnego gracza z zagranicy i od święta "wypuszczają" wyróżniającego się piłkarza Ekstraklasy do średniej klasy zespołu z zachodniej Europy - wtedy można mówić o pełnym realizmie w stosunku do polskiej ligi. A nie można by tak od razu?
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić! |
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich! |
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera. |
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny. |
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie! |
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj! |
194 online, w tym 0 zalogowanych, 194 gości, 0 ukrytych
Urodziny obchodzą dziś:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ