Futbol kochałem od zawsze. Już w wieku młodzieńczym, na lekcjach wychowania fizycznego, wyrywałem się przed szereg kolegów, by prosić nauczyciela o rozegranie meczu w piłkę nożną. Nie zawsze się udawało. Na szczęście koledzy, którzy podzielali moją pasję, byli zawsze gotowi do sparingu, który odbywał się praktycznie codziennie na piaszczystym polu, oddalonym kilkadziesiąt metrów od naszego bloku. Miałem być piłkarzem. Tak mówili Ci, którzy widzieli, jak grałem. Niedoskonałości techniczne nadrabiałem ogromnym zaangażowaniem, często wracając z pola bitwy z potłuczonym kolanem.
Tak było wtedy. Świat był piękniejszy, życie beztroskie, a ja, marząc o karierze piłkarza, starałem się, grałem, oglądałem zdjęcia moich idoli. Wszystko się jednak skończyło. Skończył się zapał, przestałem się rozwijać. Zacząłem imprezować, wpadłem w nieciekawe towarzystwo, a piłka zeszła na boczny tor. Wiszący nad łóżkiem wielki plakat Alessandro del Piero był coraz rzadziej ocierany z kurzu. Wkrótce rodzicom zaczęło się lepiej powodzić, zmieniliśmy mieszkanie, a ja, uzyskując kolejne stopnie wykształcenia, spełniałem ich ambicje.
Szczerze powiedziawszy - średnio mi na tym wszystkim zależało. Myślę tutaj o szkole, rodzinie, obowiązkach. Byłem typem luzaka, ciągle wracającego myślami do beztroskiego dzieciństwa spędzonego na ławce pod blokiem, obok dwóch drewnianych bramek. Na szczęście uwalniając się z sideł wspomnień zacząłem poważnie traktować życie. Po studiach ojciec zatrudnił mnie w swojej firmie, w której szybko udowodniłem swoje zdolności biznesowe. Szybkość, kreatywność, odwaga i szczęście - tym się cechowałem w opinii innych.
Dziś jestem w pierwszej dziesiątce najbogatszych Polaków. Czy jest się czym chwalić? Nie, moim zdaniem nie ma. Chcę być najlepszy, najpotężniejszy, najbogatszy. Zawsze byłem ambitny.
Tydzień temu kupiłem klub sportowy. W Polsce zrobiło się głośno, myślano, że od teraz Zagłębie Sosnowiec będzie walczyło o najwyższe cele. Nie owijając w bawełnę - było to myślenie błędne. Wpadłem na plan doskonały. By podziękować przyjaciołom za wszystkie wspomnienia z dzieciństwa sprowadziłem ich do najwyższej klasy rozgrywkowej, ktoś mi zabroni? Nie sądzę. Sam władam klubem, od A do Z. Jestem jednocześnie prezesem, menedżerem i trenerem. Okrzyknięto mnie skandalistą. Nie pierwszy raz, zdążyłem przywyknąć. Jestem tylko ciekaw tego, jak poradzą sobie moi koledzy. Zapewniam was, że zarówno dla mnie, jak i dla nich będzie to niezapomniana przygoda, pełna ciekawych historii, zarówno tych zabawnych, jak i bardziej smutnych.
Spotkanie po latach. Nie obyło się bez imprezy. Zapraszając wszystkich kolegów do najdroższego klubu w Sosnowcu pokazałem swoją klasę. Przy okazji pokazałem profil na naszej-klasie. Wszystko miało odbyć się bez większych problemów, jednak jeden mały epizod poprawił humor zarówno mojej osobie, jak i kolegom z drużyny. Jeden z nich przyszedł na zabawę w... laczkach, sądząc, że to obuwie wizytowe. Przecież kiedy ktoś do mnie przychodzi na wizytę, to daję mu laczki - takimi argumentami nie przekonał dwumetrowego, niemożliwego do zważenia, owłosionego ochroniarza wpuszczającego nielicznych gości. Musiałem wyjąć zaskórniaki, które akurat trzymałem w firmowej skarpetce. 300 zł, tyle starczyło "dużemu". Chyba mu się zapałki skończyły, skoro zadowalają go takie pieniądze - pomyślałem.
Koledzy się upili, a ja się napiłem. Rozkręcaliśmy zabawę śpiewając Mazurka Dąbrowskiego (jedyna znana wszystkim obecnym piosenka). Powspominaliśmy dawne czasy, powysyłaliśmy zaproszenia na naszej-klasie, a także powymienialiśmy się numerami telefonów. Moi koledzy to koneserzy. Same stare modele komórek. Cenię takich ludzi.
Umówiliśmy się również na pierwsze spotkanie przygotowawcze. Musimy usiąść przy stole i porozmawiać o tym, czy potrzebujemy jakichś wzmocnień, biorąc pod uwagę zarówno kadrę piłkarską, jak i trenerską.
Usiedliśmy, porozmawialiśmy. Wyszło nam tak: jest nas dwudziestu ośmiu, w tym zero bramkarzy, jeden obrońca, czterech pomocników i dwudziestu trzech napastników. No tak, zapomniałem, że niższe klasy rozgrywkowe preferują ofensywną grę...
Udało nam się jednak skompletować skład, dwóch kolegów dało się przekonać do gry na bramce (inną sprawą było przekonywanie ich, że nie mogą grać jednocześnie), reszta poszła gładko. Na białej tabliczce, na której markerem rozpisywałem przebieg paru ciekawych rozegrań piłki, dumnie plasowały się nazwiska przyszłych pierwszoligowców, moich starych kolegów.
No właśnie, kolegów - może warto byłoby ich przedstawić? Nic nie znaczące w świecie futbolu nazwiska, w zasadzie pseudonimy. Jednak zawodnicy Ekstraklasy powinni być powszechnie znani, a przynajmniej znani miejscowym kibicom.
- Przedstawcie się, koledzy - rzuciłem, kiedy podszedł do nas reporter lokalnej gazety.
- Jestem Brudas - rzekł pierwszy.
Poczułem coś ciepłego, niekoniecznie miłego, w okolicach podbrzusza. Jakiś skurcz, coś w ten deseń.
Lekko zmieszany, odchodząc od tej garstki nieoszlifowanych diamentów powiedziałem:
- Nazwiskami, moi drodzy, nazwiskami. Tak będzie lepiej...
Wtedy poczułem, że oprócz zajęć fizycznych, musiałbym im zafundować parę lekcji z serii: "Przygotowanie do życia w biznesie". Sam wiem sporo na ten temat, ale szczerze powiedziawszy na samą myśl o mozolnym tłumaczeniu moim podopiecznym podstawowych zasad istnienia i zachowań w mediach, robi mi się niedobrze. Są to naprawdę ciekawi ludzie, młodzi, zdolni, godni uwagi. Kilku z nich przekroczyło czterdziestkę, więc uzgodniliśmy, że najlepiej będzie, jeśli zajmą miejsce za biurkiem. W ten sposób przyłożymy palec do ust wszystkim oskarżającym mnie o robienie z klubu autonomii Kucharskiego. Prawdę mówiąc moi współpracownicy i tak nie mają najmniejszego prawa głosu w kwestiach klubowych, jednak na papierze wygląda to znacznie ładniej w obecnej formie. Dzięki temu zmniejszyłem również liczbę zawodników, a co za tym idzie - konkurencję w zespole. Moja drużyna składa się z chłopaków ze wsi, a nie chciałbym wojny na hektary.
Może więc zaprezentuję zawodników klubu CM Rev. Będę to robił w częściach, na początek trzech grajków. Zacznę od naszego bramkarza. Właściwie lepiej zabrzmi: "od naszego zawodnika grającego na pozycji bramkarza".
Jest to Henkel.
Cechy zawodnika: Bardzo zwinny, posiadający dobrą skoczność. W dzieciństwie wraz z bratem wychowywali kangura, co dziś owocuje niezłą sprawnością tego zawodnika. Jest szybki i giętki. Potrafi w niezłym tempie przenieść się z miejsca nazwanego przeze mnie "miejscem obok pierwszego słupka" do miejsca drugiego, nazwanego analogicznie "miejscem obok drugiego słupka". Do jego słabych cech należy zaliczyć grę w powietrzu. Prawdę mówiąc Henkel nie potrafi utrzymać piłki w dłoniach, ręce mu się dziwnie trzęsą, co nie przeszkadza mu w uwieszaniu się na poprzeczce.
Osobiste: Chłop z Mazur. Zdecydowany fan Natalii Oreiro, czarno-białych filmów porno i Apoloniusza Tajnera. Bardzo ceni sobie swojego trenera, Szymona Kucharskiego. W dzieciństwie wykradał dwuzłotówki z koszyczków przy marketach. Nałogowo hoduje kukurydzę, którą przerabia na Popcorn. Karmi nim surykatki i inne zwierzęta z rodziny mangustowatych.
Shadowm.
Cechy zawodnika: Lewy obrońca. Zawodnik o niezłej szybkości, mający problemy w pojedynkach główkowych. Dobrze kryje, nie tylko siebie wieczorem pod pierzynką. Potrafi upilnować najszybszego piłkarza, choć ponoć Ashley Cole przebiega sto metrów w czasie, w którym do Shadowma dociera komenda "start". Mimo to może być pewnym punktem drużyny.
Osobiste: W szkole wołano na niego "drapieżny słoń". Nie pytajcie dlaczego - po prostu tak było. Miał mały epizod w Modzie na Sukces, gdzie zastąpił Ridge'a w scenie łóżkowej z Brook. Ridge nie chciał po czwartym rozwodzie wchodzić do łóżka Brook, które zna od podszewki. Shadowm zbiera znaczki, znajomych na NK i grzyby. Jego hobby to bardzo delikatne muskanie ustami okolic własnego przedramienia.
Reaper.
Cechy zawodnika: Silny środkowy obrońca. Pomimo młodego wieku i braku owłosienia na klatce, będzie pewnym punktem naszego zespołu. Jest bardzo zaangażowany i zdeterminowany, a jego atrybuty psychiczne stanowią jego wielki atut. Dość szybki i skoczny. Pojedynki główkowe nie stanowią dla niego problemu, jednak ma kłopoty z odbiorem piłki spod nóg przeciwnika. Sądzę jednak, że ten element z czasem wypracujemy.
Osobiste: Reaper (RE Paper, ang. odpowiedź na papier), to zawodnik, który maturę napisał ołówkiem na papierze toaletowym. Jest dość agresywny - w przedszkolu rozwalił ciągnik z klocków lego. Mimo to bardzo przyjemny człowiek. Zawsze mówi tyle, ile potrzeba, nigdy nie wyskoczy z czymś nieprzemyślanym, a w dodatku przyjemnie pachnie. Przed przyjściem do klubu karmił lotokoty w Poznańskim ZOO.
Jeżeli chodzi o sprawy klubowe, to zacząłem od sparingów. Szczerze powiedziawszy miałem zamiar użyć swoich zagranicznych kontaktów i zakontraktować kilka dobrej klasy klubów, by nasza drużyna rozegrała z nimi sparingi. Dlaczego tego nie zrobiłem? Odpowiedź jest prosta. Nie mam ochoty na oglądanie dwucyfrowych wyników, moi zawodnicy są na tyle niezgrani, że w zasadzie nie potrafią się odnaleźć na boisku. Dlatego opracowałem taki plan:
1. Rozegramy łącznie sześć sparingów.
2. Wszystkie mecze będą rozgrywane z klubami krajowymi.
3. Pierwszy mecz będzie tak zwanym "sparingiem wewnętrznym", czyli przeciwko własnej młodzieżówce.
Wbrew pozorom od pierwszego spotkania zależy bardzo wiele.
Skład obiorę sobie w domu, przy biurku i filiżance cappuccino. Jednak wchodząc do szatni udam, że razem z graczami wybieram podstawową jedenastkę. Ot, taki trick na poprawienie kontaktu między zawodnikami. Dzięki temu również stworzę pozory domniemanego zaufania do graczy. Biznesowe techniki dają się we znaki.
Zawodnicy byli na dwóch treningach. Szczerze powiedziawszy po tych czterech godzinach zabawy z piłką mam już pewną wizję. Szkoda, że niegdyś szybki jak błyskawica M8_PL ma dzisiaj dziewięćdziesiąt kilogramów.
Wymyśliłem takie ustawienie:
Wszedłem do szatni. Zgodnie z założeniem zapytałem: Jak dziś wychodzimy, chłopaki? Odezwał się Pucek.
- Na szaro, szefie.
Przyznam, że mnie zatkało.
- Chłopaki, mówię o składzie - rzekłem robiąc poważną minę.
- Porcelany? - zachichotał Henkel.
Poczułem chęć opuszczenia szatni.
- To, że gramy z amatorami nic nie znaczy! Wasza dzisiejsza postawa będzie kluczem do ustalania wyjściowej jedenastki w przyszłych sparingach z poważniejszymi przeciwnikami. Więc na przyszłość - wchodząc do szatni swoją naturę zostawiacie przed drzwiami. Dalej wchodzicie jako piłkarze.
Poczułem, że popsułem zawodnikom humor. Jednak miałem nieodparte wrażenie, że zrobiłem coś dobrego. Być może było to pokrzepienie tej garstki osób, być może było to ukazanie im profesjonalizmu panującego w klubie, a być może było to... po prostu moje wrażenie.
Po tym krótkim kazaniu wymieniłem wyjściową jedenastkę. Jedynym gestem okazującym akceptację składu, jaki zauważyłem, było skinienie głową Speeda. By nieco rozluźnić atmosferę rzuciłem z uśmiechem na ustach:
- No dobra, koniec wygłupów. Wyjdźcie na boisko i pokażcie młodym kto tu tak naprawdę rządzi!
Na twarzach pojawiły się wyrazy radości, a zawodnicy w szarych koszulkach podnosząc się z ławek byli, na moje oko, nieźle umotywowani. Wujek Przecinak chwycił za worek z piłkami, które chciał zabrać na rozgrzewkę.
- Zostaw, zostaw Wujku - powiedziałem.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- W Ekstraklasie rozgrzewki są bez piłek? - zapytał.
- Piłkę będziecie mieli przez dziewięćdziesiąt minut. Teraz macie siebie, swoją psychikę i murawę. Musicie to wykorzystać.
Uśmiechnął się porozumiewawczo.
Pogoda była nieciekawa. TVN Meteo się nie pomyliło - zgodnie z przewidywaniami wiał mocny wiatr, a front atmosferyczny z zachodu dawał się we znaki. Zawodnicy ubrali dresy, bardzo dobrze. Chociaż boję się trochę o to, że po rozgrzewce i zdjęciu tychże mogą złapać przeziębienie, a nikt by tego nie chciał. Mamy już jednego niesprawnego do gry - Brudas kilka dni temu podczas popisów przed młodymi kuzynami spadł z kilkumetrowego słupa wysokiego napięcia. Na szczęście stracił przytomność w locie i nie czuł bólu. Ból ponoć odczuwał jego brat cioteczny, na którym wylądował pechowiec.
W ostatniej chwili zdecydowałem się na wystawienie w bramce Sola. Henkel wydawał się rozkojarzony. Miałem przeczucie, że Sol spisze się lepiej.
Są i nasi juniorzy. Tymczasowo kierowani przez Rygila. Troszkę to dodaje smaczku, przecież gdybym przegrał ze swoim asystentem... O czym ja mówię! Już po rozgrzewce moich młodzików widzę, że nie są w stanie nam zagrozić. Widzę, że na murawę wyszedł pan sędzia. Po pustych trybunach rozległ się dźwięk gwizdka. Pierwszy sparing czas zacząć!
Do 30. minuty było ciekawie. Dużo akcji pod bramką przeciwnika, ale M8_PL nie potrafił umieścić piłki w siatce. Pięć minut później, po doskonałym podaniu Pavulona, gola zdobył ADR. Czułem, że M8 dzisiaj już niczego nie ustrzeli, szansę otrzymał więc Pucek.
W trakcie meczu uciąłem sobie dłuższą rozmowę z Wujkiem Przecinakiem. Stwierdziłem, że jest to bardzo inteligentny człowiek. W 75. minucie wszedł on na boisko za Pavulona. Bardzo ciekawie rozgrywał piłkę, ma bardzo dobry przegląd pola.
Poczułem się prawdziwym menedżerem.
Dziesięć minut przed zakończeniem meczu wpuściłem paru innych graczy, wynik jednak się nie zmienił.
Chciałbym zwrócić uwagę na statystykę udanych wślizgów. Dzięki temu jestem pewien, że moja obrona jest bardzo stabilna. Nie mam zamiaru jej zmieniać. Po tym, co pokazał w drugiej połowie Pucek, jestem też przekonany, że M8 nie straci miejsca w pierwszym składzie.
Już jutro sparing z Polonią Warszawa. Nie zobaczę odprawy przedmeczowej, z powodu ważnego spotkania pojawię się dopiero w drugiej połowie. Skład zna już Rapechuck, czyli mój nowy kapitan. Wyjdzie taka sama jedenastka jak z juniorami, z tym, że przetestujemy Henkela. Sol spadł z krawężnika, okoliczności nieznane. Jestem ciekawy, czy z mocniejszym przeciwnikiem pójdzie nam lepiej.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy wchodząc na stadion na tablicy świetlnej ujrzałem:
CM Rev 2 - 0 Polonia
Kończyła się przerwa, zdążyłem wbiec do szatni.
- Panowie, nie odpuszczajcie do końca, pokonamy ich! - krzyknąłem zasapany. Każdy z nich był tego pewien. Ich reakcja była rozkoszą dla moich menedżerskich oczu.
W drugiej połowie nie graliśmy zbyt dobrze. Po kolejnym rzucie wolnym z kapelusza z trybun mogliśmy usłyszeć: "Sędzia, sędzia, jesteś chu*em, rewolucję oszukujesz". Podniecają mnie tego typu przyśpiewki. Mecz skończył się wynikiem 2-0. Pucek dostał szansę, ale oprócz jednego fikołka przez bandy nie stworzył na boisku niczego ciekawego. Jakubkwa, Barton i Reporter podobnie - chociaż nie wywracali się jakoś szczególnie, to nie wnieśli ożywienia do naszej drużyny. Biorąc pod uwagę indywidualną grę, bardzo wyróżnia się Rem-8. Większość jego prostopadłych podań dociera do naszych napastników. Po meczu wreszcie dowiedziałem się kto strzelał dla nas bramki, byli to kolejno: Rapechuck i M8, a co ciekawe wynik zamknął się w piątej minucie spotkania. Cieszę się z dyspozycji Rapechucka. Kapitan uniósł ciężar spoczywający na jego ramieniu i opaska kapitańska naszej drużyny będzie nadal dumnie rozciągana przez wykształcone mięśnie Dawida. Zawodnik jest bardzo perspektywiczny. Po obejrzeniu jego ostatniego spotkania Wujek Przecinak zerwał się z miejsca majacząc coś o talentach. Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, o co mu chodziło. Uspokoiłem go, podchodząc i głaszcząc jego rozgrzaną do czerwoności, pozbawioną włosów głowę.
- Dziś zwyciężyliśmy z Polonią. To dla nas sukces - stwierdziłem wychodząc z szatni.
Przed nami cztery mecze. Mam nadzieję, że pokażemy na co nas stać.
Tak nasz zespół wypadł w kolejnych sparingach:
Pokazaliśmy klasę, zdecydowanie.
Statystyki naszego killera:
A. De Raph jest nie do zatrzymania
Cele na przyszłość? Utrzymać formę De Rapha - to po pierwsze. Z takim napastnikiem nie podskoczy nam żaden myszoskoczek. Mamy ambicję, a teraz widzę, że mamy również olbrzymie umiejętności. Tak, wiem, to tylko sparingi. Jednak nie wygrywaliśmy przypadkowo. Cieszy mnie postawa bramkarzy, choć jak stwierdził Sol - Mój przyjaciel też jest bramkarzem i zarabia dużo więcej. Ponadto ma ładniejsze widoki i stałą pensję. Nie musi biegać i nie odgwizdują mu fauli. Nie pamiętam tylko nazwy klubu. 'Hot coś tam...'
Przygotowania do sezonu można uznać za skończone. Rozpocznę go takim ustawieniem:
Warty uwagi jest fakt, że od pierwszego meczu linia defensywna pozostała nienaruszona. Może to oznaczać tylko tyle, że nie jestem takim złym taktykiem za jakiego mnie brano. Mam nadzieję zaspokoić głód kilkunastu tysięcy kibiców i niekoniecznie uczynię to poprzez rozdawanie darmowych zestawów "kiełbasa + musztarda/chrzan". Chcę to zrobić za pomocą moich podopiecznych. Muszą grać taką piłkę, jaką grali do tej pory. Żyję w przekonaniu, że utrzymam obecną formę ekipy CM Rev.
Cieszy mnie postawa Reportera na treningach. Chłopak stara się, robi postępy i widać u niego chęć gry. W kilku najbliższych spotkaniach dostanie szansę pokazania się na pierwszoligowych boiskach. Myślę, że na początek 5-10 minut zdecydowanie go zaspokoi.
Reporter podczas intensywnej rozgrzewki
Media wywołują coraz większy szum spowodowany zbliżającą się nieubłaganie ligą. Bać się? Nie wiem, nie odczuwam strachu. Myślę, że zajmiemy miejsce w pierwszej piątce. Może to dziwne, ale jestem optymistą w tej kwestii. Martwi mnie jedynie sprawa Pucka. Chłopak stara się na treningach, ale w meczach gra jak przedszkolak. Jego efektowna wywrotka przez bandy przeszła do historii. Mam nadzieję, że się wreszcie skoncentruje i pokaże na co go stać. Wierzę w jego rzekomy potencjał. Reaper też walczy o miejsce w składzie. Jest bardzo ambitny. Podoba mi się w nim ta młodzieńcza przebojowość. Chłopak potrafi minąć dryblingiem kilku zawodników i zagrać celnie piłkę, szkoda że często pod nogi rywala. To pięta achillesowa Maćka. Jednak jego sprawa jest podobna do sprawy Pucka - przyszłość przed nimi, drużyna CM Rev nie ma zamiaru się ich pozbywać.
Reaper przygotowujący się do wykonania "jedenastki" podczas treningu
Już dzisiaj pierwszy ligowy mecz. Moja drużyna spotka się z warszawską Legią, my zagramy jako goście. Jest to mecz otwarcia, czyli coś szczególnego. Szczególny był również klimat w szatni.
- No, Panowie. To już dzisiaj - zaczął nieśmiało Rem-8.
- Damy radę - odparł Shadowm.
- Już nie mruczcie tyle. Jesteśmy w stanie zwyciężyć. Potrafimy grać w piłkę, czy nie? - zapytałem motywująco.
- My potrafimy, nie wiem jak Ty - rzekł w swoim stylu Henkel.
Nie udało mi się powstrzymać uśmiechu. Po krótkiej rozmowie wypuściłem zawodników z szatni. Do teraz mam w oczach wibrującą ze strachu łydkę Wujka Przecinaka.
Wychodząc z tunelu mijałem zawodników obu drużyn. Piotr Giza prowokował wzrokiem Grzechoo'a. Vukovic natomiast nie przebierał w słowach, przez te kilka sekund usłyszałem między innymi, że jesteśmy tanimi marionetkami. "Nie takimi tanimi" - pomyślałem wchodząc na murawę.
Mecz odbył się przy sprzyjającej aurze. Słońce świeciło w oczy, a ja, ubrany w garnitur, czarne lakierki i białą koszulę, nałożyłem na twarz drogie okulary przeciwsłoneczne. Moje nażelowane włosy lśniły pełnym światłem, odbijając uśmiechy kilku tysięcy nagrzanych na mnie dziewcząt w szarych szalikach. Czułem się jak aktor "Słonecznego patrolu". Zamknąłem oczy, jest i Pamela Anderson. Wszystko jak we śnie. Chodź tu Pamelo, chodź...
- Jestem, jestem - usłyszałem.
Otworzyłem oczy.
- Nie o Ciebie mi chodziło Fidel! Ty to zawsze wyskoczysz jak z armaty!
- Też byś wyskoczył, gdyby Cię Twój własny trener za piersi łapał.
- Przepraszam najmocniej, to przez te emocje.
Zobaczyłem, że mecz już trwa. Wynik na tablicy: 1-0 dla CM Rev! To już nie sen. Wygrywamy w pierwszej minucie spotkania! Rapechuck nie miał litości dla Janka Muchy. W siódmej minucie Speed utyka. Za niego wbiega podniecony Fidel. Do przerwy wygrywamy i mamy znaczną przewagę. Nakazuję zawodnikom, by dali z siebie jeszcze więcej. Stać nas na wyższe zwycięstwo. W 70. minucie koszmar! Najpierw reprezentant Polski - Roger strzela nam bramkę i doprowadza do remisu, a chwilę później ADR nie podnosi się z murawy, złapał kontuzję. To coś poważnego. Zostaje zniesiony z boiska, na jego pozycji pojawił się Grzelo. Młody chłopak dostał wreszcie szansę zagrania w pierwszej linii. Szkoda, że jej nie wykorzystał. Miał stuprocentową sytuację w 94. minucie spotkania, lecz zabrakło mu doświadczenia. Mecz remisujemy 1-1 i chyba nikt nie spodziewał się takiej inauguracji sezonu. Ze zwieszonymi głowami zeszliśmy z murawy.
A oto pozostałe spotkania pierwszej kolejki:
Ten wieczór się dla mnie nie skończył. Do domu wróciłem pieszo, samochód został w garażu. Mieliśmy opijać zwycięstwo, jednak nic z tego nie wyszło. W drodze powrotnej doszedłem do pewnych wniosków. Przez swoje całe dotychczasowe życie nie miałem na nic czasu. Przez całą biznesową karierę ganiałem za pieniędzmi, nigdy nie odpuszczając. Nie miałem czasu na to, co robię teraz. Na spokojny spacer, na stworzenie "wieczoru przemyśleń". Chłodny wietrzyk oplatał moją twarz, a ja, nie zważając na drogę, szedłem i myślałem. Rozważałem ostatnio podjęte decyzje, niekoniecznie te dotyczące ostatniego spotkania. Czy kupienie klubu było dobrym pomysłem? Czy się nie wycofać póki jeszcze czas? Takie pytania nasuwały się w pierwszej kolejności. Żałuję, że to zrobiłem. Chociaż nie, nie żałuję, to zbyt mocne słowo. Uważam,że postąpiłem zbyt pochopnie. Mam przecież tyle pieniędzy, mogłem wreszcie zbudować dom, ten z marzeń, z wielkim sadem, kominkiem, owczarkiem niemieckim u wrót. Tylko po co mi dom, skoro nie mam z kim go zająć? Zacząłem zdawać sobie sprawę ze swoich błędów. Nigdy nie miałem czasu na kobiety, które traktowałem jak partnerki w interesach. Inne, nie mogące powiększyć stanu mojego konta, zupełnie uchodziły mej uwadze. Czuję się jak przez to jak prostak. Jestem samotny. Nie spełniłem założonych sobie celów. Zawsze miałem nauczyć się patrzeć ludziom w oczy. Chciałem również opanować technikę świadomego snu, czy sztucznego uśmiechu. Lubię tego typu tricki. Teraz mam czas na to wszystko. Mam nadzieję, że go wykorzystam. - z tą, wymyśloną już na siłę, optymistyczną końcówką przemyśleń przekroczyłem próg domu, wcześniej witając się ze starą sąsiadką. Było już późno. Nie czas na analizy Kucharski. Czas na sen.
Następnego dnia otrzymałem miłą informację - Brudas wrócił po kontuzji. Nareszcie. Już nie w głowie mu słupy. Ciekawe jak z jego formą. Na treningu wygląda nieźle, pewnie przez te loczki na głowie. Myślę, że będzie z chłopaka pożytek. Oddam go pod opiekę Rygila, niech potrenuje razem z juniorami. Rygil to stary fałszerz i myślę, że podrobienie legitymacji szkolnej nie sprawi mu najmniejszych problemów, dzięki czemu Brudas z impetem będzie mógł strzelać bramki piętnastolatkom. W ten sposób może się ograć.
Przed nami Groclin. Zmieniać coś w składzie? Nie, sprawdzimy czy mecz z Legią nie był jednorazową wpadką. Problemem są jednak morale Grodziszczan. W ostatnim swoim spotkaniu rozgromili Farerów aż 4-0.
Moim największym zmartwieniem będzie Sikora. Nie wiem, czy uda mi się go zatrzymać.
Tymczasem Grzelo jest strasznie umotywowany, już trzeci raz do mnie dzwoni. Nie miałem czasu odebrać, nagrał się więc na pocztę.
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić! |
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich! |
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera. |
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny. |
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie! |
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj! |
543 online, w tym 0 zalogowanych, 543 gości, 0 ukrytych
Urodziny obchodzą dziś:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ