Artykuły

Reminiscencje Premiership 2001/2
BARTOSH! 16.05.2002 10:33 1031 czytelników 0 komentarzy
3
Wenger po raz drugi.

Po 4 latach mistrzem Anglii ponownie Arsenal i ponownie w glorii zdobywcy podwójnej korony, jako że zwyciężył także w Pucharze Anglii. Kanonierom na krajowym podwórku umknął tylko Puchar Ligi, który zdobyła ekipa Graeme Sounessa, Blackburn Rovers, mistrzowie Anglii z 1995 roku.
Tytuł Arsenalowi bezsprzecznie się należał, co musiał w końcu przyznać sam Sir Alex Ferguson, trener najbardziej utytułowanego angielskiego zespołu ostatniej dekady, Manchesteru United. Sir Alex do przedostatniego meczu ligowego swojego zespołu, właśnie z Arsenalem na Old Trafford, stale deprecjonował osiągnięcia londyńczyków w minionym sezonie, wypowiadając m.in. opinię, jakoby pewniakiem do zdobycia Pucharu Anglii była londyńska Chelsea. W końcu jednak, pokonany we własnej norze, musiał się pokajać przed zespołem francuskiego szkoleniowca z Highbury.
Arsenal wygrał ligę i puchar, ale okupił to kolejną klęską w Europie, gdzie po raz kolejny nie dotarł do ćwierćfinału rozgrywek europejskich. W tym wypadku była to Liga Mistrzów. Obecny sezon, to jednak bez wątpienia jeden z najlepszych w historii londyńskiego klubu. Sukces osiągnięty mimo ciągłych problemów z bramkarzami (broniło trzech: Seaman, Wright i Taylor), ciągłych spekulacji o odejściu asa drugiej linii, Francuza Patricka Vieiry, do Realu Madryt, ale – z drugiej strony – kiedy ma się w swoich szeregach najlepszego napastnika ligi (Thierry Henry – 24 gole) oraz znakomitego szwedzkiego ofensywnego pomocnika, Ljungberga, który w końcówce zdobył wiele ważnych bramek, to można myśleć o wygraniu rywalizacji z najlepszymi. Zwłaszcza, że ci w tym roku także mieli swoje problemy. Dla fanów Kanonierów miniony sezon jest też szczególny z innego względu. Koniec kariery zapowiedziało dwóch zawodników, tworzących od wielu lat historię klubu z Highbury. Najprawdopodobniej sezon 2001/2 był ostatnim w karierze Tony’ego Adamsa i Kenny’ego Dixona.

Zdecydowana większość obserwatorów za największy problem wicelidera z Liverpoolu, uznaje przymusowy odpoczynek od futbolu menedżera Gerarda Houliera. Francuski szkoleniowiec jeszcze w ubiegłym roku przeszedł operację serca i wielu (m.in. jego kolega po fachu David O’Leary z Leeds) sugerowało mu nawet, by zakończył swoją trenerską karierę, uznając jej kontynuowanie za zbyt niebezpieczne dla zdrowia. W tym czasie klub Jerzego Dudka (który już po rozpoczęciu sezonu trafił do najbardziej utytułowanego angielskiego zespołu) prowadził asystent Houliera, Phil Thompson. Początek miał bardzo udany. Liverpool nawet prowadził w ligowej tabeli, ale z czasem zaczęło się dziać coraz gorzej, gdyż przewaga w tabeli nad rywalami zaczęła topnieć, a wszyscy fani zaczęli już z utęsknieniem wyczekiwać powrotu Houliera. Francuz w końcu wrócił w czasie dwumeczu z Romą w Lidze Mistrzów, co w jakimś stopniu na pewno dodało piłkarzom z miasta Beatlesów więcej pewności siebie. Kluczowymi postaciami w klubie byli defensorzy (Hyypia, Henchoz, Carragher, Riise), za sprawą których Liverpool stracił najmniej bramek w lidze. Paradoksalnie jednak, to fatalna postawa defensywy wyrzuciła Liverpool za burtę w Lidze Mistrzów, w dwumeczu z Bayerem Leverkusen. Swój udział w tym znakomitym wyniku defensywy miał także nasz reprezentacyjny bramkarz, który jednak moim zdaniem nie wykazał się pełnią swoich możliwości w minionym sezonie. W żadnym razie nie można mu jednak zarzucić tego, co przytrafiało się powszechnie jego poprzednikowi, Sanderowi Westerveldowi, czyli puszczania głupich bramek. Oczywiście nie jestem w stanie przypomnieć sobie w tej chwili wszystkich recenzji z występów naszego bramkarza, jakie ukazały się w polskiej i brytyjskiej prasie, ale posługując się menedżerową nomenklaturą, Dudek zagrał sezon na AvR 7.20. Wydarzeniem minionego sezonu było też bez wątpienia odejście klubowego wychowanka, Robbiego Fowlera, do Leeds United oraz ściągnięcie enfant terrible europejskiej piłki, Francuza Anelki.

Dopiero trzecie miejsce dla
Manchesteru United, to prawdziwa klęska dla tego klubu. Kiedy przesądzone stało się przybycie na Old Trafford Ruuda Van Nistelrooya z PSV Eindhoven, Laurenta Blanca z Interu Mediolan i – przede wszystkim – Juana Sebastiana Verona z Lazio, za rekordową na brytyjskie warunki sumę Ł28.1m, niektórzy sądzili, że w ten sposób „Czerwone diabły” wygrają ligę po raz czwarty z rzędu, gdyż znajdą się poza zasięgiem wszystkich rywali, a jedyną kwestą pozostanie czy zdobędą Ligę Mistrzów. Z całą pewnością utrzymaniu wysokiego morale w drużynie nie pomagało oświadczenie Fergusona, dla którego miał to być ostatni sezon na Old Trafford. W pewnym momencie pojawiały się nawet spekulacje co do tego, jaką drużynę obejmie Sir Alex po zakończeniu sezonu. Padały takie nazwy jak Barcelona, Real Madryt i reprezentacja Szkocji. Ostatecznie Szkot przedłużył kontrakt z klubem o 3 lata, ale kiedy to uczynił na początku marca, było już za późno. Wprawdzie, po fatalnym starcie, mistrzowie odzyskali nawet na pewien czas prowadzenie, ale nie potrafili na dłużej utrzymać mistrzowskiej formy. Najczęściej zawodziła defensywa z Barthezem i Blancem na czele. Szczególnie ostro krytykowany przez brytyjską prasę był Blanc, z którym Ferguson wiązał wielkie nadzieje, po kontrowersyjnej sprzedaży holenderskiego defensora Jaapa Stama do Lazio. Poniżej oczekiwań zaprezentował się Veron, który najwyraźniej „finding it hard to adjust in English lifestyle”. Mniej więcej od świąt Bożego Narodzenia pojawiały się co rusz spekulacje, że najdroższy piłkarz transferowany do angielskiego klubu, już po roku opuści Anglię i wróci do Lazio. Nagonka na Verona wzrosła, kiedy okazało się, że Anglicy zagrają w jednej grupie z Argentyną na mistrzostwach świata. Nie muszę chyba przypominać, jaki klimat mają mecze Anglii z Argentyną na mistrzostwach świata od 1986 roku, kiedy „Ręka Boga” Diego Maradony dała Argentyńczykom zwycięstwo nad Anglikami 2-1 (potem był jeszcze tragiczny dla Anglii i Beckhama mecz podczas France ’98).
Moim zdaniem kluczowe błędy popełnił jednak sam Ferguson. Ekspresowa sprzedaż Stama, który w swojej książce niepochlebnie wypowiadał się o umiejętnościach niektórych kolegów z zespołu (co do Gary’ego Neville’a jak najbardziej słusznie) oraz oświadczył, że Ferguson - przed jego transferem z Eindhoven - prowadził z nim nielegalne pertraktacje, w tajemnicy przed jego ówczesnym klubem, okazała się taktycznym błędem. Wprawdzie Ferguson uzasadniał wysoki transfer Stama do Lazio (bodaj 18 milionów funtów) w kategoriach wyłącznie dużych korzyści finansowych, to i tak wszyscy są i byli w tym przedmiocie zgodni, że Stam poleciał za historie książkowe. To właśnie duża rotacja w pierwszej połowie sezonu, wśród środkowych obrońców, w znacznym stopniu przyczyniła się do tego, że United stracili aż 45 goli w sezonie.
Błędem numer dwa Fergusona było oparcie taktyki na ustawieniu 1-4-4-1-1. O ile do Van Nistelrooya absolutnie nie można mieć jakichkolwiek zastrzeżeń i całkowicie słusznie został wybrany najlepszym piłkarzem ligi, o tyle pozbawienie go istotnego wsparcia ze strony drugiego napastnika, było dużym błędem. Tym bardziej, że podstawowym atutem United w minionym sezonie była wyłącznie gra ofensywna – stąd 87 bramek (najwięcej) w lidze. Zbyt często jednak Van Nistelrooy nie był w stanie nadgonić tego, co wpuścił Barthez z obrońcami do spółki. Odejście Andy’ego Cole’a, konflikt z Dwightem Yorkiem, bałagan z obsadą pozycji AM C (to Scholes to Veron) i zbyt późne stanowcze postawienie na Solskjaera w istotnym stopniu przyczyniło się do tego, że United zakończyli sezon bez trofeum.

Należy potwierdzić znakomitą pracę nestora brytyjskich szkoleniowców Bobby'ego Robsona w Newcastle. Sroki zagrają w eliminacjach do Ligi Mistrzów, co jest sporym sukcesem, który zawdzięczają znakomitej postawie wicekróla strzelców Alana Shearera, zdobywcy 23 goli, który znów wrócił do znakomitej formy. Ciekawe jak potoczyłyby się losy Srok, gdyby kontuzje ominęły w minionym sezonie Carla Corta,
Kierona Dyera i Craiga Bellamy’ego.

David O’Leary powinien uznać zajęcie piątego miejsca za sukces. Wprawdzie Leeds w pierwszej fazie nawet liderowało, ale późniejsze konflikty, głównie te pozaboiskowe związane z Lee Bowyerem, Jonathanem Woodgatem oraz Michaelem Duberrym, w istotny sposób sprawiły, że Pawie znalazły się znów poza podium, choć potencjał kadrowy mają bardzo duży. Teraz kiepską sytuację finansową, spowodowaną drugim po rząd nie zakwalifikowaniem się do Ligi Mistrzów, trzeba będzie ratować sprzedażą najlepszych zawodników. Mówi się wiele o odejściu Harry’ego Kewella do Interu Mediolan, Marka Viduki do Romy lub Realu Madryt oraz Oliviera Dacourta do Lazio lub Juventusu.

Szóste miejsce Chelsea, to pozycja na miarę możliwości tego zespołu. Praca włoskiego szkoleniowca Ranieriego przynosi coraz lepsze efekty. Londyńczycy dotarli przecież do finału Pucharu Anglii. Jedną z największych gwiazd młodego pokolenia stał się obrońca John Terry, który jednak dał się poznać także od tej niedobrej strony, wszczynając pozaboiskowe burdy.

W siódmym West Ham, w dalszym ciągu znakomicie rozwijają się kariery dwóch młodych angielskich pomocników, Michaela Carricka i Joe Cole’a, którzy doczekali się nawet powołania do kadry. Wysoką markę ma także trzeci bramkarz reprezentacji, broniący na co dzień barw Młotów - David James. Z legionu zawodników spoza Wysp, wyróżniał się francuski napastnik Kanoute, były gracz Lyonu, którego wartość rynkowa wzrosła obecnie do 10 milionów funtów. Najważniejszą postacią w drużynie był jednak charyzmatyczny Włoch Paolo Di Canio, o którym wiele mówiło się zimą, z racji prowadzonych rozmów z Manchesterem United, w sprawie jego przenosin na Old Trafford. Warto też zauważyć, że menedżer West Ham, Glenn Roeder, był typem numer 1 na szkoleniowca, który pierwszy straci pracę. Stało się jednak inaczej i dziś nikt na Upton Park nie myśli o podziękowaniu mu za jego pracę.

Aston Villa przez większość sezonu utrzymywała się w górnej połówce tabeli. Miała jednak za mało atutów na nawiązanie walki z najlepszymi. Przebudził się wprawdzie Kolumbijski napastnik Juan Pablo Angel, ale potem nieoczekiwanie zrezygnował z pracy na Villa Park menedżer John Gregory, narzekający na zbyt duże oczekiwania i presję ze strony klubowego włodarza Douga Ellisa. W końcówce sezonu mistrzowie Anglii z 1980 roku i zdobywcy Pucharu Europy z 1981 roku zaangażowali ex-selekcjonera reprezentacji Grahama Taylora, który w pierwszym rzędzie oświadczył Peterowi Schmeichelowi, że nie może zagwarantować słynnemu Duńczykowi, iż będzie nadal bramkarzem numer 1. Spowodowało to, że Duńczyk w trybie natychmiastowym odszedł z Villa Park. Zbyt dużo zawirowań by walczyć o coś więcej niż „respectable league position”.

Dziewiąty Tottenham i dziesiąty Blackburn, to zespoły, które spotkały się w finale Pucharu Ligi. W Premiership wyżej znalazły się Koguty, ale Puchar zdobyła drużyna z Ewood Park. Koguty dowodzone przez kolejnego ex-selekcjonera reprezentacji Anglii, Glenna Hoddle’a, zaprezentowały się poniżej oczekiwań. Zespół z najstarszym atakiem w lidze Sheringham – Ferdinand, łącznie liczącym ponad 70 lat, oraz młodą obroną z pewnością mógł z pewnością osiągnąć więcej. Tutaj też mieli jednak swoje problemy. Ukrainiec Rebrov stale domagał się gry w pierwszym składzie, a gdy otrzymywał szansę z reguły zawodził i raczej odejdzie z Tottenhamu. Chris Armstrong prawie cały sezon leczył kontuzję i teraz prawdopodobnie klub nie przedłuży z nim kontraktu. Solidnymi punktami byli za to bramkarz reprezentacji Szkocji Sullivan oraz obiecujący obrońca Ledley King. Kolejny sezon powinien pokazać, w którą stronę jest w stanie pociągnąć Koguty menedżerski talent Hoddle’a.

Blackburn Rovers zakończyli rozgrywki na 10 miejscu, ale jeszcze nie tak dawno, już po zdobyciu Pucharu Ligi, zagrożeni byli spadkiem do Division 1. Byłaby to duża niespodzianka, gdyby drużyna z Friedelem na bramce oraz takimi zawodnikami jak Duff, Tugay czy Jansen spadła z Premiership. Ciekawostką
jest fakt, że barwy Blackburn bronił Mark Hughes, 38-letni selekcjoner reprezentacji Walii, z którym klub po zakończeniu sezonu nie przedłużył jednak kontraktu. Można też stwierdzić, że 7 milionów funtów, które Blackburn wydali na Corrado Grabbiego, ex-króla strzelców Serie B, okazały się pieniędzmi wyrzuconymi w błoto, gdyż ten włoski napastnik zupełnie nie potrafił przystosować się do warunków panujących w Premiership i ostatecznie wylądował na wypożyczeniu w swojej ojczyźnie. Bardzo zdziwię się, jeżeli zostanie na kolejny sezon, w którym przecież Blackburn będą grać w Pucharze UEFA. Chyba, że nastąpi metamorfoza, jak w przypadku Kolumbijczyka Angela w Aston Villi.

Southampton w dalszym ciągu utrzymuje status ligowego średniaka. Zespół nie posiada wielkich gwiazd, lecz grupę solidnych rzemieślników. Miniony sezon okazał się ostatnim w karierze największej gwiazdy w historii klubu, 8-krotnego reprezentanta Anglii, Matta Le Tissiera. Klub z południowej Anglii pożegnał we wtorek, 14 maja, w specjalnym meczu zawodnika, za którego sprawą dane mu było utrzymać się w najwyższej klasie rozgrywkowej na Wyspach, przez ostatnich kilkanaście lat. Pożegnanie nastąpiło w obecności blisko 32 tysięcy fanów popularnych Świętych, a w meczu wzięli udział m.in. Kevin Keegan oraz Alan Shearer (byli zawodnicy Southampton) oraz Paul Gascoigne.

Middlesbrough, to kolejny średniak, którego szczytem marzeń jest zajęcie miejsca w górnej połówce tabeli. Solidny bramkarz australijski Schwarzer oraz jeden z najbardziej przecenianych napastników Alen Boksić, zdołali zapewnić popularnym ‘Boro’ miejsce w środku stawki, choć także przez pewien okres groźba relegacji była całkiem realna.

Fulham z dużymi pieniędzmi Al Fayeda, właściciela Harodsa oraz francuskim legionem miał być jedną z rewelacji w lidze. Kiedy w meczu otwarcia przegrali 2-3 z Manchesterem United, a dwa gole zdobył Francuz Luis Saha, przepowiadano im walkę o miejsce gwarantujące udział w europejskich pucharach, a samemu Francuzowi znakomitą przyszłość na Wyspach jak i w reprezentacji. Jak na razie rzeczywistość okazała się mniej różowa niż to się początkowo wydawało, a w jedenastce sezonu nie znalazł się wspomniany Saha tylko reprezentant Irlandii Północnej, wyjątkowo słaby w Championship Managerze, Steve Finnan. Pomysł Tigany na ściągnięcie Van de Sara, zawodnika o światowej sławie (ale na pewno nie umiejętnościach!), który miał w ten sposób ułatwić negocjacje z innymi gwiazdami, a następnie zagwarantować dobre wyniki, udało się wykonać tylko częściowo. Owszem, udało się ściągnąć za spore pieniądze kilku znanych Francuzów, ale 13 miejsce w lidze, poprzedzone walką o utrzymanie, trudno uznać za sukces. Obawiam się, że jeżeli sytuacja się powtórzy, w następnym sezonie zaobserwujemy zjawisko francuskiego exodusu z Craven Cottage, nie wyłączając menedżera.

Kiedy Sir Alex Ferguson zapowiedział, że odchodzi ze stanowiska menedżera Manchesteru United, niektóre źródła sugerowały, że jednym z kandydatów na jego stanowisko jest Alan Curbishley, menedżer Charlton. Jeżeli ktoś miał wątpliwości, czy jest to dobry fachowiec, to miniony sezon przekonał go z pewnością, że Curbishley jest dobrym fachowcem. Menedżer Charlton prowadził zespół, którego największymi gwiazdami (jeżeli w ogóle można tutaj operować takimi określeniami) są raczej mało znani poza Wyspami zawodnicy jak Chris Powell (nieoczekiwanie znajdujący się przez kilka miesięcy w orbicie zainteresować szwedzkiego selekcjonera reprezentacji Anglii), niesforny Jason Euell (były zawodnik Wimbledon), solidny obrońca Luke Young, gwiazda młodego pokolenia Paul Konchesky, Irlandczyk Mark Kinsella oraz bramkarz Dean Kiely, który wybronił 0-0 w ostatniej kolejce na Old Trafford. Tymczasem klub z The Valley przez cały sezon znajdował się na bezpiecznym miejscu w tabeli („clear of relegation”), a długo także gościł na miejscach „mid-table position”. Nie zmienia to jednak faktu, że za rok będzie ponownie jednym z kandydatów do spadku.

Everton, borykający się co jakiś czas z
problemami finansowymi, zdecydował się na przedziwny ruch pozyskując Davida Ginolę, ostatnio stale awanturującego się ze swoimi pracodawcami. Nie podobało mu się w Tottenhamie, nie podobało mu się na Villa Park, nie zachwycił także Goodison Park. Mniej utytułowany klub z Liverpoolu nie utopił w 35-letnim zawodniku takich pieniędzy jak Aston Villa (mówiło się o kilku milionach funtów), ale na pewno piłkarsko i finansowo nie zyskał sprowadzając Francuza. Do tego doszła zmiana trenera. Waltera Smitha zastąpił David Moyes, któremu władze klubu udzieliły wsparcia w wysokości 5 milionów funtów. Ze Smithem odszedł też inny awanturnik, Paul Gascoigne, który zakończył sezon w Burnley, walczącym do końca o miejsce barażowe w Division 1. Część zawodników długo leczyła kontuzje (Radziński, Campbell), więc wynik nie mógł być dobry. Bez wątpienia jednak miniony sezon był kolejnym rozczarowaniem dla fanów Evertonu. Jednym z nielicznych powodów do zadowolenia, jest stale rozwijający się bramkarski talent Steve’a Simonsena, który w drugiej części sezonu był już w klubie bramkarzem numer 1.

Rewelacja początku sezonu, beniaminek z Bolton, w drugiej części sezonu spuścił z tonu i całkiem realna stała się perspektywa pożegnania się z ekskluzywnym towarzystwem Premiership z końcem sezonu. Beniaminkowej werwy starczyło na kilkanaście kolejek, a potem nastąpiło brutalne starcie z rzeczywistością, która dla przeciętnego kadrowo Bolton, musiała okazać się nieprzyjemna. Kiedy zaczęło się dziać źle, klubowe kierownictwo, z menedżerem Samem Allardyce na czele, doszło do wniosku, że za wszelką cenę trzeba wzmocnić klubową kadrę, najlepiej jakimiś doświadczonymi zawodnikami, którzy utracili miejsce w podstawowych jedenastkach swoich klubów. Okazało się, że pozyskanie skonfliktowanego w Kaiserslautern Djorkaeffa oraz wypartego z pierwszej jedenastki Borussi Dortmund przez Brazylijczyka Amoroso, byłego reprezentanta Niemiec Frediego Bobicia – jest strzałem w dziesiątkę. Wspomniani zawodnicy w istotnym stopniu przyczynili się do utrzymania Kłusaków w najwyższej klasie rozgrywkowej. Tu ukłon do naszego najgorszego futbolowego komentatora (bo przecież nie eksperta!) Jana Tomaszewskiego – czasem jednak ściągnięcie armii zaciężnej się sprawdza i opłaca klubowi.

Black Cats zajęli ostatnie, bezpieczne miejsce, ale bynajmniej ich kibice nie mieli wielkich emocji do ostatniej kolejki. Sunderland ostatni mecz grał bowiem u siebie, ze zdegradowanym już Derby, a że wystarczał mu remis do utrzymania się, nikt nie dopuszczał w ogóle takiego scenariusza, że podopieczni Petera Reida mogą się pożegnać z Premiership. Sunderland, to bez wątpienia jedno z większych rozczarowań ostatniego sezonu. Kompletnym niewypałem okazało się sprowadzenie francuskiego napastnika Laslandesa. Z drugiej jednak strony, czy najważniejsze było wzmocnienie ataku, w którym przecież wciąż z powodzeniem grają Kevin Phillips, były król strzelców oraz 35-letni Irlandczyk Niall Quinn? Udane okazały się transfery Amerykanina Claudio Reyny oraz innego Irlandczyka, Jasona Mc Ateera. Nie sposób jednak nie zauważyć, za brakowało tej drużynie motywacji. Za wcześnie uznali chyba, że nie są w stanie zawalczyć o miejsce gwarantujące udział w europejskich pucharach.

Pierwszy klub pod kreską, to ubiegłoroczna rewelacja sezonu. Ipswich Town rok temu załapali się na miejsce gwarantujące udział w Pucharze UEFA, teraz – choć minął tylko rok – mają w perspektywie walkę w Division 1. W Pucharze UEFA odpadli z Interem, choć u siebie wygrali 1-0. Zadecydowała kapitulacja na San Siro. Kompletnie nie potrafili pogodzić rozgrywek krajowych z Pucharem UEFA. Początkowo mogło się wydawać, że odpadając z Interem, zdołają podreperować swoją - od początku fatalną – pozycję w lidze. Niestety, mimo kilku zrywów, to się nie udało. Inna sprawa, że Matteo Sereni nie okazał się godnym następcą Richarda Wrighta, sprzedanego do Arsenalu.

W Derby County mieliśmy trzech menedżerów. Ostatni, John Gregory, po początkowych sukcesach, musiał jednak poznać jak to jest, kiedy
spada się do niższej klasy rozgrywkowej. Ravanelli grał tak, jak w Championship Managerze, czyli kiepsko. Jedynymi jasnymi postaciami byli estoński bramkarz Poom oraz młody napastnik Malcolm Christie. Wydaje się też, że błędem poprzedników Gregory’ego było nie korzystanie z usług Lee Morrisa. Niewykluczone także, że inaczej potoczyłyby się losy Baranów, gdyby nie poważna kontuzja belgijskiego napastnika Branko Strupara, który wrócił do składu dopiero pod koniec sezonu.

Wielu fanów na Filbert Street zastanawia się z pewnością, czy klubowe władze postąpiły słusznie, zwalniając jeszcze w pierwszej części sezonu Petera Taylora. Można bowiem śmiało stwierdzić, że Dave Basset, obecny menedżer Leicester, wcale nie radził sobie lepiej. Zważywszy nawet, że w czasie jego panowania w klubie było mniej kontuzji niż na początku sezonu, śmiało można stwierdzić, że zdziałał mniej niż byłby w stanie zdziałać Taylor, który w poprzednim sezonie, zapewnił Lisom miejsce „clear of relegation”. Kto spodziewał się rok temu, że latem 2002 roku na Filbert Street nie będzie Petera Taylora ani Premiership?

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.