Sezon 2003/2004
Nowy sezon – nowe wyzwania. Kiedy pojawiłem się po raz pierwszy po miesięcznej przerwie na treningu doznałem szoku. Moja prośba została wreszcie spełniona: stadion rozbudowany!!! Miał teraz 12635 miejsc (w tym 10654 siedzących)!!! 6000 nowych w ciągu tak krótkiego czasu – ci robotnicy są niesamowici. Drugiego szoku doznałem, gdy zobaczyłem ile to kosztowało. Z kasy ubyło 40 mln!!! Policzone to zostało jeszcze jako wydatek zeszłego sezonu, który zakończyłem w takim razie ze stratą 44 baniek. Zostało więc na koncie tylko 13 mln. Jednak dostałem 7 mln za prawa do transmisji i 9 mln za sezonowe karnety. Sytuacja finansowa nie był więc zła.
Dokonałem kilku wzmocnień, kupiłem: szwedzkiego obrońcę Axela Wingarda z IFK Goteborg za 2,5 mln, drugiego dobrego bramkarza (Lars Winde z Millwall za 2,5 mln) i bardzo dobrego defensywnego pomocnika też za 2,5 banki Marka Gowera ze Swindon. To musiało na razie wystarczyć.
Na sparingi zaprosiłem słabsze zespoły aby moi zawodnicy mogli w pełni się wykazać. Jednak gdy wszedłem do szatni przed pierwszym meczem zauważyłem, że wszyscy są zmęczeni, sprawni jedynie w 80%. Powiedziałem „oj koniec z tymi darmowymi karnetami do burdelu, bierzemy się do pracy, przed nami trudny sezon”. Zawodnicy troszeczkę się zmartwili, ale obiecałem im, że jeśli zajmiemy dobre miejsce w lidze karnety odzyskają.
Wygrałem sparingi z Hullem 5-0 i Norwich 3-1. Na spotkaniu z prezesem doszliśmy do wniosku, że cel na ten sezon to utrzymać się w D1, zdobyć doświadczenie, a za rok powalczyć o awans.
Pierwszy mecz w D1 to wyjazd do Portsmouth i mimo prowadzenia do przerwy 2-0 (Olesen, Ameobi) remisuje 3-3. Na debiut u siebie przyszło ponad 10400 widzów i doczekali się zwycięstwa 4-3 Birmingham. Następne spotkanie to ciężki wyjazd do spadkowicza Coventry i remis 1-1. U siebie przegrałem po wymianie ciosów z Q.P.Q 3-5. Powetowałem to sobie z Plymouth (awansował razem ze mną) zamiatając 6-0!!! (Olesen i Ameobi po 2 kasty). Zamiast u siebie kontynuować dobrą passę przegrywam z Charlton 2-3. Na wyjeździe wygrałem z Wimbledonem 4-2 (hat trick Olesena – kurcze co ja bym bez niego zrobił?) i znowu u siebie w dupę tym razem z Huddersfield. Nie może tak dłużej być żeby u siebie tyle przegrywać! W kolejnym meczy z wiceliderem Manchesterem City (A) mimo tego, że nie miałem przewagi, ale dobrze bronił Combe wygrałem aż 4-0!!! Spowodowało to, że w następnym meczu u siebie zjawiło się na stadionie rekordowa liczba kibiców 12628, niestety tylko zremisowałem z Sheffield Wednesday 3-3. Odniosłem potem jednak dwa zwycięstwa i zamiast walczyć o utrzymanie zajmowałem cały czas miejsca 4-8, a więc z szansami na play-offy. W międzyczasie w pierwszej rundzie Pucharu Ligi odprawiłem Bristol City 2-3 i 2-0 a w drugiej Portsmouth 7-1 (zaliczone jako najwyższe moje zwycięstwo w karierze) i 1-1 na wyjeździe. W trzeciej rundzie (już tylko jeden mecz) wylosowałem Derby z PRM. na wyjeździe. W regulaminowym czasie był remis 1-1, w dogrywce objąłem prowadzenie, ale straciliśmy bramkę w 115 minucie i doszło do karniaków, w których.... uległem 3-4.
W lidze miałem bardzo nierówną formę, na przemian zwycięstwo - porażka 3-1, 2-3, 3-1, 2-3 6-2, 1-1. Pod koniec listopada miałem bilans 10-3-7 i cały czas balansowałem między 4-6 miejscem. Wyklarowała się wówczas dwójka Manchester City i Q.P.R., które zaczęły budować przewagę nad pozostałymi zespołami z czołówki, po moich trzech kolejnych porażkach w grudniu wzrosła ona do 10 pkt. Wiedziałem już, że na pewno ich nie dogonię, ale cały czas miałem szansę na play-off. Różnica między trzecim zespołem a dziewiątym wynosiła zaledwie 4-6 pkt. tak więc wszystko mogło się jeszcze wydarzyć.
W FA Cup przygodę rozpoczynałem dopiero od rundy trzeciej, w której od razu wylosowałem......14 krotnego mistrza Anglii: Manchester United!!! A więc mój pierwszy mecz z tą drużyną. Aby uzmysłowić sobie jaka dzieliła nas różnice sprawdziłem zarobki zawodników. I tak
najwięcej zarabia Roy Keane ....23 mln złotych rocznie (u mnie Dudley 2 mln) czyli dokładnie, co do grosza, tyle ile wszyscy moi zawodnicy razem. Łącznie na pensje wydają 200 mln rocznie!!! Zajmowali do tego pierwsze miejsce w PRM, a więc moje szanse prawie zerowe. Mecz miał się odbyć u mnie 4 stycznia 2004 roku. Sprawdzając, kto będzie sędzią tego meczu doznałem olśnienia. Przecież to „świntuszek Reul” stały klient mojego burdelu. Nie zastanawiając się długo zadzwoniłem do niego i sprawę przedstawiłem tak: to nasz pierwszy mecz w nowym roku i to z takim przeciwnikiem, dobrze by było żebyśmy wygrali, a jak nie to pańska żona i miejscowa gazeta otrzymają kasetę, na której zobaczą jak zabawia się Pan z nieletnimi. Nic nie odpowiedział, ale jednego mogłem być pewien: więcej już do mojego domu uciech nie przyjdzie.
12620 osób przyszło oglądać gwiazdy MU (Yorka, Beckhama, Hasselbainka) z nadzieją na korzystny rezultat. Jednak nie ma ch... na Mariolę, nie wielu z nich liczyło na zwycięstwo. Od początku MU ruszył na naszą bramkę, ale kastę wbił dopiero w 23 minucie (Hasselbaink). Dziesięć minut później Ward i 1-1. Takim wynikiem mimo ataków z obu stron kończy się pierwsza połowa. W 47 do akcji wkroczył sędzia i usunął z boiska Stama za faul na Wardzie. Po 8 minutach już prowadziłem (Jones). W 74 minucie doszło do kontrowersyjnego faulu na polu karnym MU. Sędzia nie wahał się długo i... pokazał czerwoną kartkę Hedmanowi (bramkarz MU) i podyktował rzut karny!!! Ameobi i... 3-1!!! W dziewięciu MU był już bez szans. Diamenty odniosły więc pierwsze, historyczne zwycięstwo i awansowały dalej. W kolejnej rundzie pokonałem Charlton 4-1, ale w piątej już rundzie odpadłem niestety po porażce u siebie z Ipswich 0-2.
W między czasie w lidze odniosłem dwa zwycięstwa (Plymouth 4-0 i Charlton 5-3). Następnie uległem u siebie z wiceliderem Manchesterem City 2-4 tracąc szansę na ich dogonienie. Zdawałem sobie jednak sprawę, że mimo to w tym sezonie istnieje realna szansa na awans, jeśli nie w czołowej dwójce (strata ok. 7-9 pkt) to chociaż poprzez play-offy. W czterech kolejnych meczach grałem z zespołami z drugiej dziesiątki tabeli i odniosłem cztery zwycięstwa (4-1, 3-2, 5-3, 1-0) awansując na trzecie miejsce w tabeli, niwelując stratę do Manchesteru do 3 pkt. (Q.P.R. miał cały czas przewagę 8-9 pkt.). Niepotrzebnie zremisowałem dwa kolejne spotkania i zostałem wyprzedzony przez Grimsby. Wygrałem trzy kolejne niezwykle ważne spotkania i.... realny stał się bezpośredni awans do PRM. Pięć kolejek przed końcem prowadził z dużą przewagą Q.P.R. z 85 pkt., za nim Manchester i Grimsby po 77pkt. i moje diamenty tylko dwa mniej. Każdy punkt był więc na wagę złota. Kolejny mecz to wyjazd do słabego Bradford i mimo prowadzenia 3-1 przegrałem 3-4!!! Byłem bardzo zły na swoich zawodników, ale sprawdziwszy inne wyniki uspokoiłem się trochę, bo Grimsby też przegrał a MC zremisował. Była jednak możliwość ich wyprzedzenia i bycia na drugim premiowanym awansem miejscu w D1. W dwóch następnych spotkaniach wygrałem (po 4-2) ale Grimsby też (MC jeden wygrał, jeden przegrał). Grimsby wyprzedzało więc mnie i MC o dwa punkty i zostały tylko po dwa mecze. Następny wyjaśnił jednak sytuację. Grałem z Wolves u siebie i do przerwy 3-0 dla... wilków. Mimo burzy w szatni tylko zremisowałem, a przeciwnicy wygrali swe mecze. I cały ten misterny plan w piz**, nie obędzie się więc bez play-offów. W ostatnim meczu wygrałem co prawda ale bezpośrednio awansowały Q.P.R. i Grimsby. Ja byłem trzeci (MC przegrał) i czekały mnie kolejne emocje - play-offy.
Utworzono dwie pary: Diamenty vs Stockport i MC vs Charlton. Pierwszy mecz na wyjeździe i niespodziewanie łatwe, wysokie zwycięstwo 3-0. W rewanżu 2-0 tez dla mnie i czekał mnie wielki mecz o awans do PRM!!! Miałem się spotkać na Wembley z Charlton (3-2 i 1-1 z MC). Mecz był transmitowany w Sky Sports a komentatorem był Jacek Banasikowski (nie wiadomo dlaczego zwolniony z TVP). Ponad 45000 tys. kibiców zjawiło się na legendarnym stadionie, w tym ponad 25000 podchmielonych z Irthlingborough, którzy
liczyli na pierwszy historyczny awans diamentów do PRM. Zaczęło się od moich ataków i już w 8 minucie prowadziłem po bramce Gowera, kilka minut później indywidualną akcje przeprowadza Ameobi, ale w doskonałej sytuacji pudłuje. Banasikowskiego miał blisko ławki trenerskiej swoje stanowisko więc słyszałem jego komentarz: "Ameobi złapał się za włosy, a właściwie to nie miał się za co złapać, bo jest łysy." Do przerwy mimo obustronnych ataków wynik nie uległ zmianie. W 48 min. Miller i... 2-0. Idziemy za ciosem, kolejna akcja, tym razem Burgess i komentarz Banasikowskiego „Zdąży Mota (bramkarz Charltonu)!!! Nie zdąży!!! A jednak zdążył... !!!” Wynik bez zmian. W 60 min. strzela Olesen i Banasikowski krzyczy na całe gardło „Będzie bramkaaaa..... chybaaaaa ....... tak jeeeest ...... a jednak nieeee”. Emocję sięgają zenitu, jeszcze tylko kilka minut do końca......awans tak blisko.....atakuje Charlton.....jednak nic już się nie wydarzy.... 2-0, koniec spotkania. Rushden & Diamonds w Premiership!!!! W pomeczowym komentarzu Banasikowski komplementował Olesena: "To bardzo szybki zawodnik, który ma przydomek szybki". Pozostawię to bez komentarza.
Oto jedna z największych sensacji ostatnich lat na wyspach. Zespół, który jeszcze niespełna cztery lata temu występował w Conference, od następnego sezonu będzie występował w Premiership u boku takich klubów jak MU, Liverpool, Chelsea i Arsenal. Gazety rozpisywały się nad tym faktem, próbując rozpracować ten fenomen. Doszły do wniosku, że to zasługa niesamowitego, młodego, zdolnego managera z Polski, który właściwie stworzył ten zespół i doprowadził do tych sukcesów.
Mój bilans w lidze:
46 spotkań 26-7-13 144-97 i 85 pkt. (trzecie miejsce)
Podsumowując:
Najlepszy strzelec: Olesen - 38, Ward 32, Dudley 23.
Najwięcej asyst: Tuhuteru 19.
Najlepsza średnia: Olesen 8,40 (pięciokrotnie wybieranym najlepszym graczem miesiąca w D1).
Najwięcej kibiców przyszło na mecz z Sheffield Wednesday 12628. Jednak największy zarobek z biletów był po meczu z Manchestrem United – 1,1 mln złotych.
Średnia widzów na stadionie: 11286 (wzrost z 5452).
Zaczynałem ten sezon z 13 mln złotych w sejfie, kończąc z 26, nie było to więc za dużo ale na bieżące wydatki starczało.
Managerem roku w D1 zostałem manager Q.P.R. Ja, mimo, iż byłem wybierany aż pięć razy managerem miesiąca nie znalazłem się nawet w trójce najlepszych szkoleniowców. (skandal)
Mistrzem kraju została Chelsea przed MU i Tottenhamem wszyscy po 76 pkt!!!
To był naprawdę ciężki i długi sezon. Nikt nawet ja w najśmielszych snach nie liczył na awans. Cztery sezony i cztery wywalczone promocje!!! Zawodnicy w nagrodę odzyskali swoje karnety a ja mogłem wreszcie trochę odpocząć. Myślami byłem już jednak przy następnym sezonie, a to będzie dopiero wyzwanie!!!
Czy diamenty się utrzymają?. O tym już jednak w następnej części sagi.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ