Gdy moja stopa dotknęła ziemi na lotnisku w Brigetown poczułem się bardzo obco. Słyszałem wyraźnie jak asfalt pasa startowego mówi do mnie „A ty czego tutaj szukasz? Nikt cię przecież nie zapraszał!” Pomyślałem sobie: Hugh mówi na to, co teraz czuję „confused”. Pan pilot krzyknął do mnie na odchodne Wszystkiego dobrego!, zrobił zwrot małym samolocikiem i pognał znów w powietrze. Zostałem sam na środku dość dużego Lotniska Narodowego.
Czy tak właśnie będzie wyglądało moje kolejne życie? Moja kolejna praca? Nikt mnie nie wita z szampanem w ręku, nikt nawet nie pofatygował się, żeby mnie odebrać. Gdzie jest ten nieszczęsny Kenneth Paul, przez którego się tutaj znlazłem? Poszedłem do lotniskowej poczekalni. Kupiłem kawę z automatu, usiadłem i zacząłem się rozglądać. Tłumów nie było. Tylko kilku dziwaczenie wyglądających młodych mężczyzn naprzeciwko mnie i gruby facet w pomarańczowym uniformie wypinający do wszystkich, wylewające się z materiałowych spodni, klęczące na podłodze razem z nim, pośladki. Najprawdopodobniej to jakiś robotnik, mechanik, czy licho wie kto, pracujący w pocie czoła, żeby wyżywić swoją wielką rodzinę tę marną pensję.
Karaiby to w końcu biedny region świata. Biedniejsza jest tylko już Afryka. Co z tego, że bogactwo urokliwych krajobrazów i miejsc, co z tego, że sławna na cały świat Rihanna, skoro reszta ludzi klepie biedę? Tutaj również, jak w Gujanie, dominuje protestantyzm. Kraj jednak w większości utrzymuje się z turystyki, a poza hotelami dla przybyszów z USA i Europy, znajdziemy tutaj jedynie zniszczone wiejskie chaty, w których żyją zwykli ludzie.
Siedziałem tak już dobre 40 minut rozmyślając raz głębiej o sensie istnienia, raz o wiele płyciej o coraz bardziej dopadającym mnie głodzie. Wreszcie się zjawił. Nie był to może elegancki dygnitarz w garniturze od Armaniego i złotym Rolexie, ale ucieszyłem się na jego widok bardzo. Już od wejścia do terminalu krzyczał w moją stronę Panie Lukas, panie Lukas - już jestem! Jakże się roześmiały moje oczy na widok tego niezdarnego, czarnoskórego drąga. Chłopak ten, jak się okazało, miał tylko 19 lat. Nazywał się po prostu John. Przez dobry kwadrans tłumaczył mi dlaczego się po mnie spóźnił. Wszystko mu wybaczyłem, choć jakoś nie chciało mi się wierzyć, jakoby na drogę, tuż przed jego auto, niespodziewanie wtargnął olbrzymi aligator. John tłumaczył mi, że jedziemy teraz do apartamentu jego wujka Kenni’ego. Później zabierze mnie do nadmorskiej tradycyjnej chaty, gdzie się odprężę i odpocznę.
Po przybyciu do hotelu Johny rozstawił nas samych. Kenneth wytłumaczył mi, kim tak naprawdę jest chłopak. Młodzian był synem przyrodniej siostry sekretarza ZP Barbadosu. Jak w serialu? Rzeczywiście. Przybrana siostra Paula zmarła jakiś czas temu po ciężkiej chorobie, a on z dobrego serca zaopiekował się jej synem. Dalej nie rozmawialiśmy już o smutnych kolejach losu, pozostała nam tylko weselsza strona życia.
Zjedliśmy wspaniały obiad, wygrzaliśmy się w słońcu na leżakach przy hotelowym basenie. Mój nowy szef wytłumaczył mi na czym będzie polegała moja misja tutaj. Nie będę wszak pracował w żadnej drużynie klubowej. Zostanę naczelnym wodzem wywiadu reprezentacji Barbadosu przygotowującej się do Pucharu Karaibów 2010, który jest jednocześnie kwalifikacją do Złotego Pucharu CONCACAF 2011.
Puchar Karaibów rozpoczyna się z początkiem lipca tego roku. Do tego czasu kadra Barbadosu będzie zbierała się raz w miesiącu na zgrupowaniu. Nie wiadomo jeszcze z kim zagramy – terminarz zostanie ustalony dopiero za pół roku (w czerwcu).
Co do samej reprezentacji, z tego co się dowiedziałem od Paula, prowadzi ją Eyre Sealy. Niestety nie można mówić o żadnych sukcesach. Drużyna Bajan Pride nie zakwalifikowała się nigdy do Mistrzostw Świata, ani do Złotego Pucharu. To ostatnie jest równoznaczne z brakiem dotarcia do fazy finałowej Pucharu Karaibów (z tych rozgrywek awans do mistrzostw Ameryki Płn. i Środkowej uzyskują 4 najlepsze ekipy). Chłopaki starają się mocno, ale jakoś im to nie wychodzi. W rankingu FIFA miotają się gdzieś pomiędzy 95. a 150. miejscem, raz awansując, a raz lecąc w dół.
Ciekawym zjawiskiem jest natomiast liga Barbadosu. Sezon trwa w niej jedynie od końca lutego do końca czerwca, a jest dziełem bardzo rozbudowanym. Jej początki sięgają schyłku lat 40. Na tej małej wyspie są aż cztery klasy rozgrywkowe. Musimy wziąć poprawkę na to, że żadna z ekip nie jest zespołem w pełni zawodowym, ale sam fakt istnienia czterech poziomów robi kolosalne wrażenie. Kenneth podczas poobiedniego odpoczynku opowiadał mi sporo - jest prawdziwą skarbnicą wiedzy o Barbadosie, przez co również ja zdążyłem sporo się o tym kraju nauczyć. Najwyższa klasa rozgrywkowa, nazwana Digicel Premier League, liczy sobie 10 drużyn. Grają one systemem mecz i rewanż, bez żadnych baraży czy systemów play-off, mimo tego, że wszystkie rozgrywają swoje spotkania na jednym obiekcie – Barbados National Stadium. Liczy on sobie pięć tysięcy miejsc i choć to nie jakieś potężne monstrum, miejscowym wystarcza.
Kolejnym poziomem jest Barbados Division 1, w której gra średnio 14-16 ekip. Podkreślam słowo „średnio”, ponieważ już na tym poziomie rozgrywek, jak i w Ekstraklasie (choć tu rzadziej), zdarzają się co chwile jakieś karne wykluczenie bądź też rezygnacje z przyczyn finansowych.
Później mamy Barbados Division 2 podzieloną na trzy strefy, każda po 10, ewentualnie 11 drużyn. Kolejną ciekawą rzeczą są nazwy tychże stref. Każda z grup trzeciej klasy rozgrywkowej nosi nazwę jakiejś sławnej postaci. I tak mamy tutaj Edwin Harding Zone, Carlos Griffith Zone oraz Lambert Thomas Zone.
Ostatnim poziomem na Barbadosie jest analogicznie Barbados Divion 3. Tutaj również mamy trzy strefy. Tym razem po 8 zespołów, a każda z grup nosi nazwę… materiału budowlanego. Tak, to nie żarty, mamy tutaj strefę wapna gaszonego – Slaked Lime Zone, betonowej nakładki – White Topping Zone oraz gatunku podkładu betonowego – Concrete Road Zone.
W rozmowie z Paulem dowiedziałem się jeszcze ciekawych rzeczy o historii ligi. Mistrzem kraju jest obecnie Brittons Hill. Najwięcej tytułów mistrzowskich ma ekipa Notre Damme – 9. Następnym w tej klasyfikacji zespołem jest Weymouth Wales z pięcioma tytułami. Jednak gdyby policzyć wszystkie trofea zdobyte przez ten zespół pod wcześniejszymi nazwami – New South Wales i Pan-Am Wales, to zwycięstw w lidze uzbierałoby się aż 15.
Puchar krajowy zwie się Barbados FA Cup. Jego ostatnim zwycięzcą została drużyna Youth Milan pokonując w finale Paradise 2:1. Ma on jeszcze bogatszą historię niż liga sięgającą roku 1910. Drużyną, która zdobyła ten puchar największą liczbę razy jest nieistniejąca już Kensington Rovers – 11 wygranych.
Po tych naukach udałem się do wspomnianej już nadmorskiej chatki. Typowy bungalow, bardzo przyjemny. W tych komfortowych warunkach spędziłem wieczór.
***
Przez dwa pierwsze miesiące nie miałem praktycznie żadnych zajęć. Moimi jedynymi obowiązkami była kąpiel słoneczna i wieczorny wypad to miasta. Wszystko z powodów prozaicznych. Liga startowała dopiero w pod koniec lutego, a do rozpoczęcia rozgrywek Pucharu Karaibów zostało jeszcze więcej czasu.
Życie w Bridgetown mijało o wiele szybciej niż w Gujanie. Nie miałem czasu na nowe przyjaźnie, spokojne wieczory w ulubionym lokalu. Wszystko działo się jakby za moim przyzwoleniem, ale bez mojego udziału. Bar. Kino. Dyskoteka. Znów bar. Za każdym razem w Johnem lub Kennethem, który nic mu nie ujmując z wizerunku schludnego sekretarza, był prawdziwym party-manem. To prawdziwe zwierze na kobiety, potrafiące bawić się wszędzie ze wszystkimi. Znał każdy taniec, każdą nową modę. Obracał się wśród młodych ludzi, nie tracąc przy tym swojej elegancji. Ja przechodziłem obok tego obojętny. Było tutaj całkiem przyjemnie, ale nie tak swojsko jak w Georgetown. Moja aklimatyzacja trwała krótko, ale to po prostu nie było życie dla mnie.
Wreszcie zaczęło się coś dziać, był koniec gorącego czerwca. Liga chyliła się ku końcowi i nadchodził czas na Puchar Karaibów. Losowanie skojarzyło nas z, wydawać by się mogło łatwymi przeciwnikami, Surinamem oraz St. Kitts i Nevis. Jednak Sealy, z którym zacząłem pracować już w połowie czerwca nad stroną taktyczną, psioczył na początku na takie losowanie.
Jak się jednak okazało, nie miał absolutnie żadnego powodu.
1. Runda Pucharu Karaibów, Grupa E, pierwsza kolejka - 25 lipca 2010
Pewne zwycięstwo, a bramki zdobyte po wypracowywanych akcjach do bólu powtarzanych na treningach przed turniejem.
Między pierwszym a drugim spotkaniem były tylko cztery dni przerwy. Nie opuszczałem hotelu, w którym zatrzymała się reprezentacja, czego nie można powiedzieć o Paulu. Jako, że mecz rozgrywany był w stolicy St. Kitts i Nevis, Kenni musiał nocą zaszaleć. Udało mu się. Efekt? Potłuczona szyba w jego samochodzie i kilka szwów na łokciu. Wszystko tylko dlatego, że jakiemuś gogusiowi nie spodobało się, że piłkarski ważniak podrywa jego kobietę. Niby słusznie…
Zapytacie jednak: jak to mecz w Basseterre (stolica państwa dwóch wysp), skoro w oficjalnym terminarzu widniejemy jako gospodarz? Wszystko z powodu zagmatwania naszego turnieju. Pierwsza faza rozgrywana jest na przestrzeni tygodnia, pod koniec lipca, na terenach zainteresowanych drużyn. Każdą grupę gości jeden z jej przedstawicieli. Trafiło na St. Kitts i Nevis. Ot cała filozofia.
Dopiero faza finałowa (dwie grupy po cztery zespoły) rozgrywana jest na boiskach gospodarza głównego turnieju, w tym przypadku w Trynidadzie i Tobago. Ale czy dotrwamy do tego czasu w rozgrywkach? Czas pokaże.
1. Runda Pucharu Karaibów, Grupa E, druga kolejka - 29 lipca 2010
Nie taki diabeł straszny jak go malują - śmiałem się do rozpuku podczas pomeczowej rozmowy z Eyre’im. Nie daliśmy nawet dojść do głosu naszym przeciwnikom. Nie straciliśmy bramki, a na gwiazdy drużyny wyrastają powoli Ben Lowe z Notre Dame (Barbados) i Paul Iffil z nowozelandzkiego Wellington Phoenix, grającego w australijskiej A-League.
Oprócz nas do kolejnej fazy turnieju awansował Surinam. Kolejne trzy mecze rozegramy na samym początku października. Naszymi rywalami w grupie B będą Kuba, Bermudy i Gujana Francuska.
Jak wspominałem, liga Barbadosu już się zakończyła. Mistrzem zostało Notre Dame, wyprzedzając Paradise S.C. o zaledwie trzy punkty. Natomiast relegowane do Division 1 zostały Weymouth i Pinalands.
Ostateczne rozstrzygnięcia zapadły także w Pucharze Barbadosu. Tu z kolei poszczęściło się Paradise, które w finale pokonało drugoligowe St. John Sonnets 2:0.
Niestety, choć obserwowałem rozgrywki ligowe i finał pucharu krajowego, żaden ciekawy zawodnik nie wpadł mi w oko. Inaczej natomiast sytuacja wyglądała w reprezentacji Barbadosu. Tu coraz bardziej podobali mi się niektórzy zawodnicy.
Sierpień i wrzesień spędziłem już jedynie na pracy z reprezentacją. Miałem dobre wytłumaczenie, by nie wychodzić wieczorami z moim, aż za bardzo gościnnym, przełożonym. Kenneth za to sobie nie odmawiał. Nie hasał rzecz jasne codziennie, ale weekend należał w całości do niego. Potrafił wychodzić w piątek wieczorem i wracać dopiero w niedzielę na śniadanie. To był dla mnie jednak okres wytężonej pracy. Wszak w drugiej rundzie obawialiśmy się bardzo Kuby, a od tego meczu mogło wszystko zależeć. Terminarz ułożył się tak, że z niespełnionymi rewolucjonistami graliśmy w pierwszej kolejności i jeśli ten mecz okaże się totalną klapą, naszym zawodnikom może odechcieć się grać – a tego przecież nie chcemy.
Postanowiliśmy z Eyre’im nie zmieniać ustawienia samego w sobie, pozostając przy standardowym 4-4-2. Pracowaliśmy wyłącznie nad szybką grą z kontry. W końcu to „domena” reprezentacji Polski, kraju z którego pochodzę. Wszystkie gorące dni przepracowaliśmy odpowiednio intensywnie, ale jednocześnie w taki sposób, aby nie zamęczyć naszych podopiecznych. Na treningach były i elementy rozrywkowe i mnogość gierek wewnętrznych.
Nadszedł sądny dzień. Mecz z Kubą. Ta faza rozgrywek wygląda tak samo jak poprzednia – czterozespołowa grupa rywalizuje na terenie jednego z jej uczestników. Tym razem wyruszyliśmy na Bermudy.
2. Runda Pucharu Karaibów, Grupa B, pierwsza kolejka - 2 października 2010
Nie było wcale tak źle. Wiemy już nad czym trzeba popracować – nad wykończeniem akcji i nad psychiką, bo ta leży i kwiczy.
Najgroźniejszy przeciwnika za nami, przegrana nie podbudowała drużyny, ale za zmotywowała. Chłopcy widzieli sami, gdzie popełniają błędy, rozumieją, że linia ataku ma za dużo strat w ofensywie i zadeklarowali, że dołożą wszelkich starań, by to zmienić. A następną okazję będą mieli już za dwa dni…
2. Runda Pucharu Karaibów, Grupa B, druga kolejka - 4 października 2010
Spotkanie dwóch drużyn na „B”. Poziom raczej mierny, ale ważna bramka zdobyta, a i pierwsze trzy punkty w tej fazie rozgrywek na naszym koncie. A przecież rywalizowaliśmy z gospodarzem turnieju!
Do awansu potrzebny był nam punkt. Na całe szczęście w ostatniej serii gier walczyliśmy o awans bezpośrednio z naszym kontrkandydatem – Gujaną Francuską.
2. Runda Pucharu Karaibów, Grupa B, trzecia kolejka - 6 października 2010
Wszystko poszło zgodnie z planem. Wynik 1:1 osiągnięty już na początku spotkania. Później spokojna gra. Nie wiem, czy trener rywala nie był poinformowany o tym, że przy takim rezultacie to my awansujemy stosunkiem bramkowym, ale francuscy Gujańczycy jakoś do atakowania się nie kwapili. My natomiast radowaliśmy się z historycznego, jakby nie patrzeć, awansu do 3. rundy pucharu Karaibów, fazy przedfinałowej, rozgrywanej już w Trynidadzie i Tobago.
Tabela 2. Rundy Pucharu Karaibów 2010, grupa B
Kolejny etap rozgrywek dopiero w grudniu. Do tego czasu piłkarze dostaną trochę wolnego, a później rozpoczynamy przygotowania do batalii ostatecznej…
Ja skupiłem się teraz na analizowaniu zapisków dotyczących poszczególnych zawodników. Mam tego pecha, że poza zgrupowaniami i meczami turniejowymi, nie mogę obserwować ich na żywo w akcji przez krótki okres trwania sezonu na Barbadosie. Jednak zapamiętałem kilku z tych zawodników. W pamięć szczególnie zapadli mi:
Ben LOWE – 27 letni napastnik mistrza kraju, Notre Dame (to z powodu szybkości jaką prezentuje, mimo swojej krępej budowy ciała, taki barbadoski Carlos Tevez):
Ian BAKER– iście diabelski rozgrywający, który swoimi podaniami potrafi zdziałać cuda, no jak na poziom karaibski oczywiście:
Paul IFILL– chyba największa gwiazda reprezentacji, etatowy skrzydłowy, ma już 31 lat, ale dalej pokazuje pełnię umiejętności, choć czasem potrzebuje zmiany w okolicach 70. minuty, bo z powodu nadmiernej eksploatacji organizmu w klubie (już ponad 30 spotkań w sezonie) zdrowie już nie to:
Runda finałowa zbliżała się wielkimi krokami. Udaliśmy się na Trynidad do Port-of-Spain, gdzie będą rozgrywane wszystkie mecze, już 25 listopada, by zapoznać się z boiskiem i całą infrastrukturą sportową miasta.
Na nasze szczęści wszystko było dobrze przygotowane, a ja sam się lekko zdziwiłem, że tutaj wygląda to całkiem po ludzku. Niemniej jednak nakłanialiśmy wszystkich do pełnej koncentracji, bo przydzielono nas do grupy A, w której mieliśmy się zmierzyć z Grenadą, ponownie z Kubą oraz z gospodarzem – Trynidadem i Tobago.
Już czas. To ten moment dla reprezentacji Barbadosu. Teraz albo już chyba nigdy. Myślałem wychodząc z szatni na ławkę trenerską na minuty przed meczem z Grenadą.
3. Runda Pucharu Karaibów, grupa A, pierwsza kolejka – 2 grudnia 2010
To był dziwaczny mecz. Rozpoczęliśmy bojaźliwie, Grenada nas tłamsiła, gniotła, ostrzeliwała. Do momentu, gdy boisko za drugą żółtą kartkę musiał opuścić Coleman. Wtedy to my zaczęliśmy grać w piłkę, konstruując akcję za akcją. Niestety żaden ze strzałów nie chciał wpaść do bramki, a nam, z powodu gry w dziesiątkę, pod koniec meczu zabrakło już sił. Musieliśmy się zadowolić remisem.
W tym samym czasie Kuba grała z Trynidadem i Tobago. Tam też padł bezbramkowy remis. Potem nadszedł tak długo wyczekiwany rewanż z piłkarzami z kraju Fidela Castro…
3. Runda Pucharu Karaibów, grupa A, druga kolejka – 4 grudnia 2010
Coś niesamowitego. Sami nie wiedzieliśmy jak to się stało. Okazało się, że możemy wszystko. Bombardowanie zakończyło się jedynie z powodu upłynięcia 90 minut. Kuba nie istniała. Dwadzieścia pięć strzałów reprezentacji Barbadosu przy jedynie siedmiu Kubańczyków! Uwierzyliśmy, że jesteśmy w stanie zwyciężyć w turnieju. A w drugim meczu naszej grupy Trynidad i Tobago zremisował z Grenadą 0:0. To, co stało się później, było jak bajka…
3. Runda Pucharu Karaibów, grupa A, trzecia kolejka – 6 grudnia 2010
Na wielkim luzie pokonaliśmy gospodarzy turnieju, bo już przed tym meczem mieliśmy zapewniony awans do półfinału, dzięki remisowi 0:0 Grenady z rozbitą psychicznie po porażce z nami Kubą. Ze znakomitej strony pokazał się nasz „byczek” Ben Lowe, strzelając bramkarzowi przeciwnika dwie bramki.
Tabela grupy A trzeciej rundy Pucharu Karaibów:
Dzięki promocji do następnego etapu rozgrywek zapewniliśmy sobie również awans do przyszłorocznego Złotego Pucharu COCCACAF, który będzie rozgrywany na boiskach USA i Meksyku.
W półfinale trafiliśmy na naszego przeciwnika z pierwszej fazy mistrzostw – Surinam. Nasz sen trwał nadal i nie chciał się skończyć…
Półfinał Pucharu Karaibów – 9 grudnia 2010
Kolejny mecz, w którym przeciwnik nie istnieje. Tym razem za czerwoną kartkę z Grenadą zrehabilitował się Coleman strzelając dwie z czterech bramek. Z informacji, które dostaliśmy od Kennetha (on został w kraju) cały naród świętuje z powodu naszych sukcesów, a to przecież jeszcze nie koniec!
Wielki finał każdego turnieju to rzecz wyjątkowa. Nie ważne czy to tylko puchar towarzyski czy też Mistrzostwa Świata. Magiczna aura i bohaterscy zawodnicy pojawiają się za każdym razem, bez względu na rangę zawodów. W najważniejszym meczu Pucharu Karaibów przyszło nam się zmierzyć z obrońcą trofeum z 2008 roku – Jamajką. W meczu o trzecie miejsca Surinam pokonał Grenadę 2:1.
Puchar Karaibów 2010 Wielki Finał – 12 grudnia 2010.
Co to był za mecz! 1:0, 2:0, 3:0, 3:1 i 4:1! Niesamowite doznanie! Dla takich chwil żyje człowiek. Sealty i jego piłkarze płakali! To przecież największy sukces Barbadosu w całej historii kraju! A ja jestem dumny, że mogłem w tym uczestniczyć…
Czegoś takiego nie przeżyłem jeszcze nigdy, cała drużyna nie spała chyba z pięć dni po tym triumfie, takie emocje nam towarzyszyły. Do kraju wróciliśmy jako bohaterowie, w glorii i chwale. Naród bawił się z nami, większość turystów nie wiedziała co się stało, byli bardzo zdezorientowani. Nasz przyjazd do Bridgetown przypadł na 14. grudnia, gubernator generalny Clifford Husbands zatwierdził ten dzień dekretem jako wolny od pracy. Do stolicy, którą zamieszkuje około 96 tysięcy ludzi, wydawać by się mogło, że przybył cały 280 tysięczny naród.
Ten czas był magiczny, a euforia zaczęła opadać dopiero wraz ze Świętami Bożego Narodzenia. Naród protestancki jakim jest ludność Barbadosu obchodzi święto narodzenia Chrystusa prawie identycznie jak katolicy. Dla nich to również czas poświęcony na spotkania z rodziną, na wspólne przebywanie i dzielenie się domowym ciepłem.
Ja ten okres spędziłem z Johnem oraz Kennethem, który przygotowując się do świąt zaprzestał imprezowania. Teraz ja opowiadałem im o polskich tradycjach. O dwunastu potrawach, o choince, o śniegu i całej aurze świętowania. Z chęcią przyjęli propozycję aby przygotować odświętną wieczerzę z polskimi potrawami, bo oni sami Wigilii nie obchodzą. U nich święta rozpoczynają się dopiero 25 grudnia.
Nasze wspólne święta były ważnym elementem całego roku, który tutaj spędziłem. Wiedziałem jednak, że już za moment, dosłownie za kilka dni, będę musiał się pożegnać z Bridgetown. Byłem pewny, że za chwilę odbiorę telefon od Lewsona i będę musiał pakować walizki. Tak się też stało.
Dnia 27 grudnia koło południa zadzwonił Hugh. Powiedział, że bardzo mi gratuluje, że pomogłem reprezentacji w odniesieniu tak wielkiego sukcesu, że cieszy się, iż poznaję też tajniki pracy trenerskiej, był pewny, że znalazłem ciekawych zawodników. Był bardzo pewny siebie, a ja zacząłem zadawać sobie pytanie, kto tak naprawdę rządzi moim życiem – ja, czy mój stary wykładowca?
Lewson miał teraz dla mnie zupełnie inne zadanie, niż te dotychczasowe. Takie, które nie pozwoli mi się przyzwyczaić do jakiegoś miejsca. Moim następnym przystankiem miały być wszystkie wysepki karaibskie. Te, z którymi miałem już do czynienia, jak St. Kitts i Nevis albo Grenada oraz te dotąd niepoznane, jak St. Lucia, czy też Antyle Holenderskie. Marzyłem o tym, by już więcej nie przeżywać tego co teraz, czy też podczas pożegnania z Gujaną. Miałem już dość Ameryki Środkowej. Hugh zapewnił mnie, że to będzie już ostatnie zadanie w tych rejonach świata…
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić! |
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich! |
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera. |
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny. |
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie! |
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj! |
308 online, w tym 0 zalogowanych, 308 gości, 0 ukrytych
Urodziny obchodzą dziś:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ