„FM to gra dla starych ludzi. Również.” – tak jakiś czas temu zakończył jeden ze swoich manifestów Feanor. I ani z tym stwierdzeniem, ani z treścią całej notki polemizować nie mam zamiaru – może jedynie, że określenie trzydziestolatka człowiekiem starym jest nieco na wyrost, ale rozumiem, że to pewne uproszczenie – w kwestii grania w FM-a, czy też w gry komputerowe w ogóle, póki co ta grupa wiekowa jest w mniejszości i może być faktycznie uznawana za starszą od przeciętnego gracza (choć granica ta oczywiście będzie w miarę upływu czasu się przesuwać). W każdym razie dzisiaj, kiedy sam jeszcze nie przekroczyłem tej magicznej bariery, nie wyobrażam sobie, żebym po zaistnieniu tego faktu nagle z FM-em brutalnie zerwał. Więc choćby z tej prostej konstatacji wynika, że z przytoczonym przeze mnie zdaniem Feanora wypada się zgodzić. Jednocześnie skłoniło mnie ono jednak do refleksji nad tym, czy eFeManiaków da się w jakiś sposób sklasyfikować, pogrupować, i jeśli tak, to wedle jakich kryteriów? Wiek akurat wydaje mi się tutaj najmniej odpowiedni – można, owszem, podzielić graczy na starych i młodych, ale nic z tego nie wynika. Dlatego też według mnie warto poszukać linii wirtualnego podziału eFeManiaków gdzie indziej.
Tu chciałbym wyjawić, jakie było drugie – oprócz manifestu Feanora – źródło inspiracji niniejszego tekstu. A mam na myśli pojawienie się, czy też może bardziej rozrost, nowego pokolenia eFeManiaków, które na własny użytek pozwoliłem sobie nazwać pokoleniem „sprawdzał już ktoś?”. Z mojej pobieżnej, acz wieloletniej obserwacji serwisów dotyczących managera piłkarskiego SI w Polsce wynika, że w miarę upływu czasu coraz mniej jest graczy samodzielnych, a coraz więcej leniwych. I choć do niedawna wydawało mi się, że biorąc pod uwagę tę cechę, graczy można podzielić na tych, którzy do wszystkiego dochodzą sami – a więc nie korzystają z cudzych taktyk, talentów itd. – oraz tych, którzy chętnie ściągają z Internetu jakieś pomoce do gry, to okazuje się, że jest jeszcze trzecia grupa. Grupa jeszcze mniej samodzielna, tudzież jeszcze bardziej leniwa, która przed ściągnięciem cudzego dzieła zadaje owe tytułowe pytanie, a więc jej przedstawicielom nie chce się nawet samemu przetestować owego dodatku. Daleko mi do krytykowania takiej postawy, od wszelkich ocen chcę się tu bowiem powstrzymać, skupiając na klasyfikacji, niemniej jednak zastanawia mnie, czy w niedalekiej przyszłości pojawią się tego typu komentarze choćby pod tekstami – „czytał już ktoś?” – a może pojawi się kolejna generacja, np. pokolenie „pytał już ktoś, czy sprawdzał już ktoś?” tudzież „sprawdzał już ktoś wyniki tego, co sprawdzał?”. Wracając jednak do tematu – samodzielność w grze wydaje się całkiem niezłym kryterium podziału eFeManiaków. Ale przecież nie jedynym.
Druga moja propozycja w tej kwestii to szeroko pojęty stosunek do gry. Nie ulega wątpliwości, że Football Manager ma całkiem spore, jak na grę komputerową, grono wyznawców, którzy potrafią się w niego zagrywać dniami i nocami. Zwykło się mówić, że dzieło programistów SI można tylko albo kochać, albo nienawidzić, ale szczerze mówiąc nie wydaje mi się to prawdą. Jest całkiem spora rzesza graczy, którzy traktują FM-a jak każdą inną grę – gości ona u nich w napędzie równie często, jak inne tytuły. U nich znacznie rzadziej, niż w przypadku tej pierwszej grupy całkowitych FM-owych świrów, występuje dodatkowy podział ze względu na stosunek do twórców. Tu już wchodzimy na delikatny grunt, bowiem uczucia fanowskie względem programistów mogą być naprawdę różne – od miłości, przez obojętność, do nienawiści. Neutralne poglądy na ten temat najczęściej dotyczą owej grupy, która FM-a zwykła kojarzyć z grą, natomiast ci, którzy widzą w nim religię, są znacznie bardziej skrajni. Czyli albo na zasadzie „miłość ci wszystko wybaczy” potrafią wybaczyć twórcom wszelakie błędy, mając na uwadze skomplikowanie kodu, albo też nie mogą znieść nieudolności programistów, przez którą ich ukochana gra jest tak niedoskonała. A to wszystko przynajmniej do czasu, kiedy kolejny bug ostudzi miłość lub znużenie ich liczbą stępi nienawiść – i pozostanie już tylko obojętność.
Stosunek do gry i do twórców są kryteriami zupełnie rozdzielnymi – miłość do FM-a nie wyklucza, ale też nie gwarantuje miłości do SI – i to samo tyczy się wprowadzonej wcześniej samodzielności. A więc możemy mieć do czynienia z zapalonym graczem pragnącym dojść do wszystkiego samemu, albo też nie tylko maniakiem samego FM-a, ale i wygrywania, przez co zaczyna on korzystać z cudzego dorobku. Tu nie sposób nie wspomnieć o kolejnym kryterium, kiedy ta mania zwycięstw prowadzi do wspomagania się nie tylko ściągniętą taktyką, ale też stosowaniem metody „zapisz i wczytaj”. Mamy tu więc do czynienia z kolejnym podziałem – ktoś mógłby powiedzieć, że na uczciwych i nieuczciwych, ale jako że to drugie ma wydźwięk zbyt pejoratywny jak na tekst stroniący od oceny, a ja sam talibem się nie czuję i wolałbym takim określeniem nazywanym nie być, pozwolę sobie kryterium to sformułować jako cierpliwość.
To z pewnością nie wszystkie możliwe kryteria, być może też nie wszystkie grupy zostały w ich ramach wydzielone, ale już ta ich niewielka liczba pokazuje, jak różnorodni są eFeManiacy. Jeśli bowiem ze względu na pracowitość i stosunek do twórców wydzieliłem po trzy grupy, natomiast biorąc pod uwagę stosunek do gry i cierpliwość – po dwie, to w sumie samo to daje nam trzydzieści sześć możliwych kombinacji. Więc prosty podział na hardcorowców i casuali, na chwalących i narzekających, czy wreszcie na starych i młodych, do FM-owej rzeczywistości zupełnie nie przystaje.
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ