W Football Managerze poziom trudności rozgrywki od zawsze wyznacza klasa prowadzonej przez nas drużyny. Choćbyśmy byli trenerskimi laikami, to i tak bezproblemowo wygramy Ligę Mistrzów Manchesterem czy Barceloną. Podobnie jest w przypadku transferów – wydawanie setek milionów euro na transfery kierując Realem to czysta przyjemność. Co jednak, jeśli reputacja naszego zespołu to futbolowa rudera, a miesięczny budżet płac wynosi średnią pensję polskiego nauczyciela? Próbowaliście grać kiedyś na piłkarskim odludziu, gdzie na boisko wybiegają sami kelnerzy i pasterze owiec? Próbowaliście na pewno. Ciężko, co nie? W takim razie postaram się Wam pomóc i dać kilka prostych rad, jak przetrwać w słabo rozwiniętych krajach i ich drużynach.
Rada pierwsza – zadbaj o finanse
Znajdź sobie sponsoraPodstawą naszych działań będzie znalezienie
klubu patronackiego, czyli po prostu bandy frajerów, którzy raz do roku dadzą nam za nic trochę gotówki i zwiększą szanse na pozyskanie nowego gracza bez ponoszenia kosztów. Niestety, niedogodnością takiego rozwiązania jest fakt, że to klub patronacki decyduje kiedy i czy w ogóle chce nam zawodnika wypożyczyć. Ewentualne korzyści są jednak ogromne – w balansujących na krawędzi bankructwa klubach kilkadziesiąt tysięcy przelane przez klub patronacki potrafi uratować mały klubik przed zapaścią, a wypożyczenie na pół roku zawodnika znacznie przewyższającego poziom sportowy reszty drużyny może znacząco poprawić jego wyniki. Pamiętajmy, że za takie wypożyczenie nie płacimy ani grosza, a do tego klub macierzysty zawodnika nadal opłaca całą jego pensję!
Zmniejszaj bezrobocie Jeśli jednak wyciągnięcie w ten sposób piłkarza nie wchodzi w grę, wtedy jedyną rozsądną alternatywą jest ściąganie zawodników z wolnego transferu. Grając małymi klubami budżety transferowe nie powalają na kolana, tak więc lepiej budować drużynę opierając się na zawodnikach z kartą w ręku niż płacić za towar podobnej jakości. Ponadto, wolni zawodnicy na tym poziomie zazwyczaj nie posiadają agentów, przez co ich wymagania są niższe, a negocjacje przebiegają sprawniej. Oczywiście fakt, że nie musimy płacić prowizji jakiemuś mąciwodzie nie oznacza, iż można zapomnieć o monitorowaniu budżetu płac – jeśli wprowadzimy klub w długi, to cały wysiłek i tak wkrótce pójdzie na marne.
Podróżuj z zyskiem Innym dość łatwym rozwiązaniem na zarobienie trochę grosza jest organizacja meczów towarzyskich na wyjeździe. O ile w Football Managerze 2011 zespołem z San Marino mogliśmy udać się nawet do krajów Oceanii, tak w wersji 2012 jest już to utrudnione. Zarząd tłumaczy swoją odmowę zazwyczaj "zbyt długą podróżą". Mimo to nadal mamy możliwość umówienia się na kilka sparingów w bliższych lokalizacjach, za które naiwni rywale jeszcze nam dopłacą. W ten sposób nie tylko sprawdzimy formę naszej drużyny, ale też do klubowej kasy wpadnie trochę łatwej gotówki.
Przewietrz magazyny Ostateczną metodą na ustabilizowanie budżetu jest zwyczajna wyprzedaż. Uprzedzam jednak, że nie zadziała w klubach amatorskich. W grę wchodzą jedynie drużyny półprofesjonalne oraz profesjonalne (a raczej te, co udają, że nimi są). W prostych słowach – chodzi o to, aby wcisnąć większość zawodników, najlepiej tych najmniej użytecznych, jakimś naiwniakom za pieniądze lub trochę piłek. Na miejsce sprzedanych miernot znajdujemy kilka mniejszych, z wolnego transferu. To oczywiście igranie z ogniem, ale czasem działa. Zatrudnieni gracze wcale nie muszą okazać się lepsi od poprzednich. Ba, mogą okazać się gorsi. Zarobionych pieniędzy nikt nam co prawda nie odbierze, ale chyba nie warto posuwać się tak daleko kosztem obniżenia klasy sportowej. Wygrywanie też jest drogą do nareperowania budżetu. Każdy mały puchar, wyższe miejsce w lidze itd. oznacza jakąś tam premię. Rośnie także reputacja. Krótko mówiąc, wygrywając odnosimy podwójne korzyści – więcej dochodów i wzrost reputacji.
Rada druga – skompletuj solidną kadrę
Wspominałem już, że najlepszym źródłem wzmocnień będą zawodnicy z wolnego transferu. Niestety, nawet wśród nich znajdzie się wielu takich, którzy nie będą chcieli słyszeć o przyjściu do nas – warto na początku rozgrywki sprawdzić swoją startową reputację i zrobić rozeznanie, jakiego poziomu gracze są w naszym zasięgu.
Szpieguj gdzie popadnie Jak znaleźć zawodników, którzy zgodzą się przejść do naszego klubu i, co ważne, będą robić coś więcej niż tylko podawać bidony? Istnieje na to prosta rada. Wystarczy wysłać scouta (o ile go macie, a jak nie macie – zatrudnijcie) w odpowiedni rejon/do odpowiedniego kraju, w zależności od naszych upodobań i ograniczeń zarządu, a w filtrze poszukiwań ustawić mu piłkarzy bez kontraktu. Należy dodać, że warto zatrudniać scoutów z różnych krajów, gdyż wtedy poziom wiedzy naszego klubu będzie bogatszy o kilka państw. Pamiętajmy, że ilość pracowników sztabu szkoleniowego jest ograniczona przez zarząd. Możemy jednak negocjować z nim zwiększenie maksymalnej liczby zatrudnionych na danym stanowisku.
Zaglądaj do magla Wbrew pozorom warto także śledzić plotki transferowe. Nie tylko dotyczące naszej drużyny czy ligi, ale nawet całego kraju. Najlepszym przykładem na ich przydatność niech będzie fakt, że grając prowincjonalnym
Faetano dzięki śledzeniu plotek sprzątnąłem zawodnika sprzed nosa klubom z Serie B! Bohaterami dziennikarskich sensacji często są ciekawe nazwiska, będące obiektem zainteresowania kilku menedżerów klubów o wyższej reputacji. Jeśli jednak taki gracz nie ma wysokich wymagań, to przy odrobinie szczęścia możemy uprzedzić konkurencję z ofertą kontraktu i zatrudnić piłkarza, nim rywale zdążą otworzyć usta.
Znaj umiar Pamiętajmy, aby kupując zawodników nie przesadzić z ich kontraktowaniem i nie doprowadzić do ich masowego nagromadzenia. Owszem, szeroka kadra to dobre rozwiązanie, ale na wyższych szczeblach rozgrywek, przy większych zasobach finansowych. Nie możemy pozwolić sobie na trzymanie w klubie kopaczy wysiadujących trybuny – pensje trzech takich delikwentów mogłyby posłużyć nam do opłacenia tygodniówki jednego lepszego zawodnika, na zatrudnienie którego akurat stworzyła się okazja. Jeżeli nie potrzebujemy akurat piłkarza na daną pozycję – nie kontraktujmy go!
Pod latarnią najciemniej Jeżeli nasza sytuacja finansowa jest naprawdę beznadziejna i nie stać nas na zakup kogokolwiek, zawsze warto zbadać drużynę juniorską naszego klubu. Czasami możemy tam natrafić na gracza, który okaże się przynajmniej bezpiecznym uzupełnieniem naszej drużyny. Aby uniknąć niemiłych niespodzianek, warto dokładniej zapoznać się z raportami członków sztabu na temat juniorów. Na początku sezonu asystent bądź trener oceniają poziom naszej szkółki juniorskiej oraz wyróżniają najbardziej perspektywicznych kopaczy. W FM 2012 wraz z atrybutami mamy w profilu zawodnika podgląd raportu scouta, który pozwala nam sprecyzować, na ile zdolny jest nasz nastolatek.
Rada trzecia – dbaj o swój stadion
Mały klub – mały stadion. Proste, prawda? I tak niestety pozostanie, dopóki nie zdobędziemy dla klubu naprawdę konkretnych pieniędzy. Mniejsze i słabsze drużyny są naturalnie mniej zamożne i nie stać ich na takie szaleństwa finansowe, jak budowa nowego obiektu. Wystarczy
spojrzeć na przykład poniżej – klepisko.
Jeśli tak bardzo doskwiera nam nasze urocze pastwisko, to prościej będzie poprosić zarząd o rozbudowę obecnego niż budowę nowego obiektu. By jednak w ogóle zacząć o tym myśleć, nasz klub musi stać się najpierw właścicielem użytkowanego stadionu. W przeciwnym razie zwiększenie pojemności nie będzie możliwe. Aby zostać właścicielem stadionu, musimy wynegocjować to z zarządem. Z kolei gdy obiekt od początku należy do Was – macie o jedną przeszkodę mniej. Ale nawet drobnej rozbudowy nie dokonamy bez gotówki. Na nasze mecze musi regularnie przychodzić komplet kibiców, wtedy nie tylko będziemy zarabiać na biletach oraz karnetach, ale także zarząd zastanowi się, czy nie należałoby zamontować kilka dodatkowych krzesełek. Wszystko sprowadza się więc do prostego czynnika – wygrywania meczów. Im atrakcyjniejsze będą nasze spotkania i w im wyższej lidze będziemy grali, tym bardziej rosnąć powinna frekwencja.
Rada czwarta – dąż do zmiany statusu klubu
Zmiana statusu klubu dotyczy tylko klubów amatorskich i pół-profesjonalnych, które mogą stać się klubami w pełni profesjonalnymi. Jakie warunki należy spełnić, by podnieść swoją rangę? Wszystko sprowadza się do wyboru miejsca gry. W
San Marino na przykład każdy klub jest amatorski – w tamtejszej lidze jest jednak o tyle lepiej, że łatwo dostać się z niej do europejskich pucharów. Już jednorazowe dojście do fazy grupowej Ligi Mistrzów bądź Ligi Europy sprawi, że będziemy mogli rozpocząć rozmowy z zarządem w sprawie statusu profesjonalnego. Z kolei jeśli zatrudnimy się w jakiejś niższej lidze
Szkocji, wtedy wystarczy nam awans do klasy rozgrywkowej zdominowanej przez zespoły profesjonalne bądź pół-profesjonalne. Innym przykładem niech będzie
Andora , gdzie w najwyższej lidze gra kilka zespołów pół-profesjonalnych, więc poprzednie dwie zasady będą wzajemnie współgrać. Co kraj to obyczaj, ligi różnych państw funkcjonują w różnych realiach i trudno byłoby scharakteryzować każdą z osobna.
Gra małym klubem wymaga cierpliwości, a wprowadzenie go na szczyt pochłania wiele czasu. Warto jednak pomyśleć o tym, jak dumnym można się czuć po przeprowadzeniu zespołu przez drogę od najniższej ligi do najwyższej. Kiedy wychowanym przez ciebie piłkarzem interesują się Barcelona czy Milan lub gdy nasz podopieczny zdobywa nagrodę dla Piłkarza Roku. Oczywiście wszystko to będzie nas to kosztować sporo wysiłku i nerwów. Każdy eFeManiak powinien jednak tego doświadczyć. Zapewniam wszystkich, że warto.
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ