Święta wielkanocne wraz z przyległościami, jak zresztą każda dłuższa chwila wolnego, oznaczają dla maniaków Championship Managera większą przerwę w życiorysie. Miło jest znaleźć między świątecznym śniadaniem a uroczystym obiadem parę minut na partyjkę CMa, odkładaną tygodniami to z powodu zmęczenia, to z braku czasu, to z nawału obowiązków. A potem można spokojnie usiąść w fotelu i obejrzeć, jak w Wielką Sobotę Polska gromi Azerów 8:0...
Ostatnio obserwując daty, zmieniające się w lewym górnym rogu ekranu podczas gry w CM, zauważyłem zastanawiającą przypadłość - otóż zupełnie nie zwracam uwagi na to, jaki mamy właśnie miesiąc, dzień tygodnia, porę roku. Nie zastanawiam się, czy mała frekwencja spowodowana jest słabą formą mojego zespołu, ulewnym deszczem, który z pewnością nie zachęca do przyjścia na pozbawiony krytej trybuny stadion, czy też faktem, że w czwartki o piętnastej większość ludzi pracuje, a nie chodzi na mecze. Albo weźmy na przykład przeróżne dni świąteczne - w końcu
lupus in fabula - nie sądzę, aby dla przeważającej części graczy bożonarodzeniowa przerwa oznaczała więcej niż dwutygodniowy odpoczynek od ligowych spotkań, ewentualnie zmianę ostatniej cyferki w roku, kojarzącej się raczej nie z hucznym Sylwestrem i milionem postanowień, ale półmetkiem sezonu.
Dla mnie, i podejrzewam, że nie tylko dla mnie, właśnie sezony są menedżerskimi jednostkami czasu. Każdy z nich trwa mniej więcej tyle, ile jedno okrążenie Słońca przez Ziemię. Sezon kiełkuje podczas okresu przygotowawczego, zakwita podczas pierwszych ligowych meczów, wydaje bardziej lub mniej obfity owoc, w zależności od trenerskiego kunsztu gracza, po czym zamiera, pobudzany jednynie nic nie znaczącymi sparingami i transferową karuzelą. Niektóre prawa sezonu są sprzeczne z prawami natury - bo jak wyobrazić sobie większy paradoks niż to, że zapada on sen zimowy w środku lata, a swoją wiosnę przeżywa jesienią... Albo to, że w prawdziwym tygodniu możemy rozegrać CMowy miesiąc, albo i nawet rok, jak się człowiek postara... Jak zatem to wszystko ma się do rzeczywistości? Nijak! I bardzo dobrze - w końcu Championship Manager to fikcja, a nie prawdziwe życie.
Co jakiś czas na forum SI z ust fanów ultrarealizmu padają coraz to nowe sugestie na temat uszczegółowienia gry. Jedni żądają większego kontaktu z mediami, drudzy bardziej rozbudowanej interakcji z piłkarzami i sztabem, jeszcze inni wprowadzenia do gry wątków z życia prywatnego zawodników... Moim zdaniem implementacja tych wszystkich rozwiązań skutecznie zabijałaby grywalność serii. Wyobraźmy sobie np. sytuację, że mistrzostwa świata odbywają się w Australii, a selekcjonerem kadry jest Tomasz Łapiński, jak wiadomo, nigdy nie korzystający z transportu powietrznego. Przed turniejem trzeba zrobić zgrupowanie, rozegrać kilka spotkań towarzyskich, przemierzyć setki kilometrów, powiedzmy z Wysp Brytyjskich do Grecji, by sprawdzić formę Dudka i Olisadebe. Jakie więc byłoby hiperrealistyczne rozwiązanie? Trener Łapiński w czasie zgrupowania przemierza ocean, by dotrzeć do krainy kangurów na inaugurajcę mistrzostw, podczas gdy piłkarze ćwiczą? A może PZPN, zamiast ogranizować wyjazd dla działaczy tuż przed kolejnym z rzędu wyborem Michała Listkiewicza na prezesa, funduje transoceaniczną podróż - w końcu integracja z trenerem musi przebiegać harmonijnie - i obóz na miejscu, jeśli wystarczy środków finansowych? Na razie najbardziej prawdopodobne jest, że komputer wyliczy, że nie awansujemy, ale kto wie, jakie bugi w algorytmach pojawią się w FM2006. Nie wspominając już o tym, że piłkarz może zostać zmuszony do powrotu do domu, gdy żona zadzwoni, że synek ma czterdzieści stopni gorączki i majaczy...
Jestem przeciwny zbytniemu skomplikowaniu rozgrywki. Uważam, że nadmierne rozbudowanie pobocznych aspektów gry prowadziłoby do zagubienia się w gąszczu szczegółów. Zamiast koncentrować się na ustalaniu składu i analizie taktyki, gracz zastanawiałby się, na który kolor pomalować ściany szatni albo jak rozwikłać
dylematy egzystencjalne jednego z juniorów. To trochę tak jakby kupić najnowsze BMW - elektroniczne czujniki, pokrętła, monitory, skomputeryzowane sterowanie, pięćset ustawień fotela i możliwość precyzyjnego określenia kąta padania nawiewu, żeby komfort był optymalny. Z 90% tych bajerów nigdy nie skorzystasz, bo nie dokopiesz się do nich w trzystustronicowej instrukcji, a przecież najważniejsza jest nie mapa GPS czy inteligentne wycieraczki, ale po prostu przyjemność z jazdy!
Nie dajmy się zwariować. Championship Manager to fikcja. Beztroska zabawa w poważnego pana z poważnymi problemami. Uważam, że nie ma sensu niwelować istniejącego obecnie kompromisu między rozrywką a rzeczywistością. W przeciwnym wypadku świat FM zacznie przenikać nasze życie tak, że stracimy rachubę, co jest prawdą, a co urojeniem. Ja jestem absolutnie świadomy swej nieświadomości cieni i blasków pracy prawdziwego menedżera i wcale mi to nie przeszkadza w delektowaniu się sukcesami moich klubów w wirtualnym świecie.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ