Wizjonerskie refleksje #1 czyli „O menedżerskim kontrakcie, zmianie klubu, utracie pracy, ambitnym zarządzie, durnocie i pozwoleniu o pracę”
Chyba każdy, kto ma jakieś pojęcie na temat piłkarskich menedżerów, musi przyznać, że Championship Manager, obecnie w wersji 01-02, to najbardziej realistyczna spośród gier związanych tą tematyką. Jednak również każdy mający, choćby podstawową wiedzę na temat reguł i zasad panujących w futbolowym świecie, musi również przyznać, że CM'owi jeszcze daleko do tego, czym mógłby być idealny piłkarski menedżer. I nie chodzi tu wcale o jakieś wydumane bajery, ale o takie zagadnienia, które wydaje mi się, że z łatwością można byłoby do gry włączyć. Nie mam jednak pojęcia dlaczego dotąd tego nie uczyniono. Inne jeszcze należałoby poszerzyć lub zmienić.
Jedną z pierwszych spraw, które mnie w grze irytują, to fakt, że możesz być znakomitym menedżerem, ale i tak żaden z lepszych klubów nie zaproponuje Ci pracy sam z siebie. A jeżeli jeszcze jesteś zagranicznym trenerem, to sytuacja wygląda jeszcze gorzej, że nie wspomnę nawet o kwestii przejęcia jakiejś drużyny narodowej. Nie mogę się pogodzić z tym, że przykładowo: wygrywam przeciętnym Realem Sociedad 15 kolejnych meczów na początku sezonu, nie tracąc choćby jednego punktu, a gdybym wyraził chęć objęcia ostatniego zespołu w tabeli, to szanse na pozytywne rozpoznanie mojego podania oscylują koło 0%.
Inna sprawa - dlaczego - jako menedżer - sam nie podpisuję kontraktu z klubem, w którym byłyby uregulowane wszystkie kwestie finansowe. Oczywiście renegocjacja warunków umowy powinna być możliwa w każdym czasie. Można byłoby w takiej umowie określić np. jaką kwotę (lub procentowo w zależności od kasy posiadanej przez klub) otrzymam na dalsze transfery, podpisanie kontraktów i inne. Przydałoby się określenie bardziej szczegółowych wymagań ze strony klubowego zarządu. Nie należę do osób początkujących jeżeli chodzi o grę w CM'a, jak również nawet średniozaawansowanych, ale nie opuszcza mnie przeświadczenie, że od ukazania się wersji CM3, gra jest łatwiejsza. Jestem przekonany, że mógłbym przegrać na starcie kilka (5-7) meczów z rzędu Interem, Realem, Man Utd czy innym znanym klubem, a i tak nie wyleciałbym z pracy, gdyby potem moja drużyna zaczęła wygrywać mecz za meczem. Właśnie teraz pomyślałem sobie, że dokonam takiego eksperymentu, by przekonać się ile tych meczów (ligowych!) na starcie musiałbym przegrać prowadząc Inter. Ciekawe na ile przegranych meczów należy mierzyć stopień cierpliwości Morattiego. W rzeczywistości wszyscy wiemy, że Moratti do cierpliwych prezesów nie należy, bo Marcello Lippi swego czasu wyleciał z pracy, po przegraniu PIERWSZEGO(!) meczu w Serie A, 1-2 ze słabą Regginą i wcześniejszym odpadnięciu z Helsingborgiem w eliminacjach Ligi Mistrzów. Od tej strony CM'owi brakuje jeszcze bardzo dużo. Dużą pracę musieliby też włożyć researcherzy. Wrócę do tej sprawy za tydzień.
Fajnie jest doprowadzić Millwall, w ciągu kilku sezonów, do finału Ligi Mistrzów, ale co to ma wspólnego z realizmem? Dlaczego też jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, by prowadząc beniaminka nadzianego kasą jak cholera, mającego znakomitą kadrę, miałbym za cel postawiony przez Zarząd np. zajęcie miejsca gwarantującego udział w play-off'ach czy "European qualification"? Zawsze pojawia się to cholerne "battle bravely against relegation" lub "stay clear of relegation" i nie przeszkadza nawet, że jako klub drugoligowy, wygraliśmy rok wcześniej oba krajowe puchary.
Prowadzę Man City, każdego tygodnia fura kibiców na Maine Road, wygrywam w finale Pucharu Anglii z Man Utd 3-0, wygrywam D1 z przewagą 19 pkt nad drugim zespołem, mam zaklepanych od nowego sezonu Vidukę, Maldiniego i innych, a Zarząd na to miesiąc później: "Bartuś! tylko cholera, żebyśmy czasem nie spadli za rok". Normalnie pracuję z ignorantami...
Durnota jaka mnie uderza w grze, a jeszcze częściej rozbawia, to np. prowadząc West Ham Utd sprzedałem 35-letniego Moncura, który
w zasadzie nadawał się tylko do tego, by jeździć po murawie kosiarką i strzyc trawkę, a część kolesiów ze składu podniosła larum, że jest "unhappy", że sprzedałem ich "inspired leadera". Jeszcze bym to od biedy zrozumiał, ale ten "inspired leader" rozegrał sezon wcześniej... 6 meczów w podstawowym składzie. Zrozumiałbym też gdyby byli "unhappy" z powodu sprzedania ich "teammate", ale "inspired leader"?! - chyba czegoś tu nie rozumiem...
Z takich bardziej wydumanych moich wizji, widzi mi się sytuacja, kiedy prowadzę Liverpool, przychodzi do mnie Dudek i mówi: „Szefie, chciałbym pojechać na ten mecz towarzyski reprezentacji z Wyspami Dziewiczymi. Wiem, że już zwolnił mnie Pan te siedem razy, ale w reprezentacji jest fajny kolektyw i trener Engel, to jest w ogóle taki fajny miś”. Na to ja: „Sorry Dżezi, nic z tego. Potrzebuję cię na mecz III rundy Pucharu Ligi z Hereford”. Chyba teraz wiadomo o co mi chodzi – by menedżer mógł się nie zgodzić puścić zawodnika na reprezentację. Taki Kanu potrafi np. pojechać w ciągu roku ponad 10 razy na reprezentację! Idealnie byłoby oczywiście, gdybym mógł Dudka nie puścić także na mecz eliminacyjny lub wchodzący w skład 7-meczowego limitu, by potem dostać jakąś super karę, ale już nie chcę przesadzać.
I cholera ten „work permit” (pozwolenie na pracę) na Wyspach też jest jakieś niedorobione. Za to jednak należy się już szczególny opieprz, bo w końcu to Angole robią tę gierkę. O co mi chodzi? A gdzie do cholery odwołanie od decyzji? Czy rzeczywiście wymaga tyle pracy dodanie możliwości odwołania, z kilkoma możliwościami uzasadnienia do wyboru np. „zawodnik nie zagrał wprawdzie w 75% meczów reprezentacji w ciągu ostatnich 2 lat, ale:
-zagrał w ostatnich 6 meczach
-zagrał w ostatnich 4 meczach i jest aktualnym kapitanem reprezentacji
-brakuje mu tylko 1 meczu do spełnienia limitu
-nie spełnia limitu, bo był długo kontuzjowanych w ostatnich 2 latach
-spełniałby wymagania, gdyby doliczyć mecze w reprezentacji młodzieżowej
To są przykłady z życia wzięte, czemu więc ich nie włączyć do gry?
Możliwość złożenia odwołania należałoby uzależnić np. od dokonania określonej opłaty i – dodatkowo – termin jego rozpoznania uzależnić od wysokości opłaty. Chyba wszyscy pamiętamy, że Dudek dostał papiery w trybie ekspresowym, a niektórzy zawodnicy musieli czekać trochę dłużej, choć z pewnością nie było to związane z kwestiami finansowymi (chociaż, kto wie?).
Skoro już mowa o pozwoleniu na pracę, to zaangażowanie zawodnika poniżej 18-go roku życia, nie uzależniałbym od wyrażenia przez Departament stosownego pozwolenia.
I to by było tyle na dobry początek. Czekam na Wasze refleksje i uwagi.
BARTOSH!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ