Ponieważ czas mistrzostw świata zbliża się nieubłaganie, postanowiłem się trochę pożalić na wszystko co związane z prowadzeniem reprezentacji narodowej w Championship Managerze 01-02.
Krytycznych wypowiedzi na temat gry reprezentacją można spotkać sporo. Oczywiście całkowicie popieram większość tych uwag i zastrzeżeń, które zostały już do tej pory wypowiedziane. Nie mam żadnych wątpliwości, że zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby możliwość gry reprezentacją w ogóle nie przedostała się do wiadomości publicznej. Jest to bowiem jedno wielkie nieporozumienie i totalna kompromitacja. Szmira, której nie wypada łączyć z takim – generalnie – znakomitym produktem jak Championship Manager.
Wszystko w zasadzie rozbija się o ubogi arsenał środków i możliwości, jakimi dysponuje gracz prowadząc narodową reprezentację. Nie może angażować swoich współpracowników, nie ma jakiegokolwiek wpływu na drużyny, z którymi przyjdzie prowadzonej przez niego reprezentacji, toczyć towarzyskie boje. Oczywiście selekcjoner nie powinien mieć w tym zakresie „absolutum”, ale choćby jakieś propozycje albo możliwość wybrania jednego z kilku przeciwników możliwych do zakontraktowania na dany termin.
Oczywiście prowadząc reprezentację mamy do czynienia także z tymi samymi grzechami co w przypadku prowadzenia drużyny klubowej. Oczekiwania federacji - wiadomo – być muszą, ale mimo tych żądań o treści: awans do następnych mistrzostw Europy, nie stracisz pracy, chociaż na parę meczów przed końcem eliminacji, prowadzona przez ciebie drużyna nie będzie miała już choćby teoretycznych (matematycznych) szans na awans.
To wszystko, to jednak jeszcze wszystko mało. W trakcie moich dwóch podejść do gry reprezentacją, nie do przeskoczenia była dla mnie nieodwołalność oświadczeń piłkarzy o treści „Retired from international football”. Szał mnie ogarniał z tego powodu, ale o ile jeszcze niemożność powołania Bergkampa z tego powodu można jakoś przeżyć, o tyle „Retired from international football” w przypadku Roberto Baggio – przynajmniej na dzień dzisiejszy – jest informacją nieprawdziwą. Wolę nie myśleć, co bym zrobił, gdyby możliwe było prowadzenie drużyn z Afryki, a ja będąc selekcjonerem RPA musiał żyć z tym, że nigdy nie będę mógł skorzystać ze znakomitego napastnika Benia Mc Carthy’ego. Dodam od razu, że ten bramkostrzelny napastnik Celty Vigo (na wypożyczeniu w FC Porto), w momencie rozpoczęcia gry liczy sobie 23 lata. Brutalna byłaby to wizja przed każdym selekcjonerem.
Nie rozumiem zatem dlaczego można sprawić, że zawodnik, który zapowiedział koniec kariery piłkarskiej może się rozmyślić, a ten, który zapowiedział, że kończy z grą w reprezentacji narodowej nie może. Zdecydowanie przydałoby się nad tym popracować, choć muszę się przyznać, że w chwili obecnej sam nie wiem jak miałby wyglądać proces rozmyślania się zawodnika w tym przypadku.
I tak przy okazji jeszcze jedno pytanie – czy zdarzyło się wam kiedykolwiek, by w trakcie gry u jakiegoś zawodnika pojawiło się owo „Retired from international football”? W moim przypadku – a rozegrałem już ładnych „kilka” sezonów – nie zdarzyło się to NIGDY!
Narzekając już na maksa - smutne jest, że casus wzięty z życia: Szwed Eriksson – selekcjonerem reprezentacji Anglii jest (chyba?) niemożliwy do zrealizowania.
Mocniej wizjonerując złożyłbym także postulat, by możliwe było częstsze łączenie funkcji selekcjonera reprezentacji z funkcją klubowego menedżera (coś a la Łobanowski), a hiper wizjonerując – także łączenie funkcji selekcjonera reprezentacji z rolą... zawodnika (coś a la Mark Hughes), choć to już nie dotyczyłoby bezpośrednio grającego.
Żeby nie było, że tylko narzekam i narzekam, jest jedna rzecz, która mi bardzo odpowiada w czasie prowadzenie reprezentacji. Związana jest ona z wyborem najlepszego FIF’owskiego kopacza globu. Ale i przy tej okazji nie mogę się
powstrzymać od narzekania, że otrzymuję od razu gotową listę pretendentów i sam nie mogę wskazać jakichś nominacji, że nie wiadomo jak głosowali inni trenerzy, że nie wiadomo ile głosów zebrali poszczególni piłkarze.
Przydałoby się też wprowadzić trochę medialnej interakcji. Zabawne byłoby przeczytać jak to Janek Tomaszewski pastwi się nad swoim młodszym kolegą po fachu, jak redaktorzy Borek i Kołtoń starają się wszystkim wmówić, że Artur Wichniarek, to napastnik, który – ich zdaniem – zniszczyłby obrońców rywali polskiej reprezentacji. Fajnie byłoby także, by zawodnicy obrażali się na trenera, mieli częściej pretensje, że ich zmienia (to dotyczy także drużyn klubowych), podczas gdy obecnie w kadrze panuje nastrój sielanki bądź euforii.
Na koniec zostawiłem sobie największą wizjonerską refleksję. Przypadek naszego Olisadebe oraz wszystko to, co dzieje się ostatnio wokół Argentyńczyka Klimowicza natchnęło mnie pomysłem, że znakomite byłoby, gdyby obcokrajowcom przydzielać obywatelstwo według reguł panujących w każdym z krajów, co z kolei spowodowałoby możliwość powołania np. Piotra Frankowskiego po 5 latach gry we Włoszech do reprezentacji Włoch. Dotąd bowiem reguły wiążące się z przyznawaniem po pewnym okresie gry w obcym kraju jego „nationality” są całkowicie dowolne. Skoro zatem w jakimś kraju można np. po 5 latach pobytu dostać drugie obywatelstwo, to byłbym za tym, by była to reguła. Przesadziłem? Chyba tak, ale przydałoby się polskiej reprezentacji jeszcze kilku takich Olisadebe, jak ten sprzed roku.
BARTOSH!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ