Artykuły

Wolę być reżyserem - rozmowa z Michałem Polem
Rem-8 & SZk 07.11.2007 21:57 22159 czytelników 0 komentarzy
79

Skądinąd wiemy, że z managerami piłkarskimi nie możesz się rozstać nawet w pracy...

Nawiązujecie zapewne do zabawnej historii, która przydarzyła mi się podczas sensacyjnego meczu otwarcia mistrzostw Europy w Portugalii – miał on miejsce w sobotę, czyli w dzień, w którym nie musimy nadawać, bo „Gazetę” składamy w niedzielę. Wziąłem więc laptopa na Estadio Dragao i podczas przenudnej ceremonii otwarcia EURO 2004 pogrywałem sobie w CM-a 00/01 (zawsze go lubiłem, to był mój ukochany CM, nawet jak powstawały nowe wersje, to cały czas w niego graliśmy w redakcji, bo mieścił się do naszych laptopów). Zauważyłem, że na takich imprezach najmłodsi dziennikarze pochodzą właśnie z Polski – zewsząd przyjeżdżają dużo starsi, zwłaszcza wśród Anglików średnia wieku jest wyjątkowo wysoka. Pamiętam, że trochę tych starszych panów bulwersowało, że dziennikarz gra w gry komputerowe w takich okolicznościach...

Spróbujmy zatem dotrzeć do źródeł pasji, która powoduje, że nawet mimo ryzyka narażenia się na spojrzenia z ukosa i komentarze pod nosem, nie potrafisz oderwać się od grania – jak zaczęła się Twoja przygoda z managerami?

W zamierzchłych czasach, o ile mnie pamięć nie myli w 1994 roku, odkryłem CM 93/94. Zaczynałem wówczas pracę w „Gazecie Wyborczej”, dostałem się z ogłoszenia. Byli tam sami młodzi ludzie, w moim wieku, po dwadzieścia parę lat, wszyscy ze studiów i nagle ktoś, nie pamiętam nawet kto, przyniósł CM-a do redakcji. Po prostu wciągnęło nas doszczętnie, nawet nie wiedziałem, że coś takiego może istnieć. Grałem wcześniej w Sensible Soccer i bardzo lubiłem grać w tę grę jako menedżer: ustawiać skład, zmieniać nazwiska – to mnie bardziej kręciło, niż sama mocno schematyczna rozgrywka. Jeden zawodnik przebiegał całe boisko i strzelał, co to była za frajda? Gdy odkryliśmy CM 93/94, wsiąknęliśmy totalnie. Najpierw to była liga angielska, potem oczywiście włoska, ale my w redakcji przywykliśmy do gry na Wyspach. Zbiegło się to też moimi pierwszymi wyjazdami z ramienia „Gazety” w 1994 r. To były takie harcerskie czasy, pierwsze wyjazdy odbywałem na własny koszt – korzystałem tylko z tego, że „Gazeta” mogła mnie akredytować np. na Ligę Mistrzów. Mój pierwszy mecz LM to był Bayern – Ajax w półfinale w 1995 r., potem pojechałem na rewanż, przy okazji zrobiłem też materiał o szkółce Ajaksu - wówczas dziennikarz z Polski był w Amsterdamie postacią nader egzotyczną, dlatego wszyscy byli bardzo otwarci – miałem możliwość przeprowadzenia wywiadów z takimi sławami, jak Litmanen, Kanu, czy Finidi.

Do dzisiaj mam tak, że kiedy rozmawiam z jakimś piłkarzem, którym grałem, który był moją gwiazdą, to mam ochotę mu to powiedzieć.

Pamiętam, że pierwszą gwiazdą CM-a 93/94 był facet, który nigdy się w realu nie przebił, chociaż grał potem w Sheffield Wednesday – Chris Bart-Williams. On i Nick Barmby z Tottenhamu – to było dwóch absolutnych gwiazdorów, których się od razu kupowało, jak mieli po kilkanaście lat. Byłem nawet kiedyś na finale któregoś z angielskich pucharów – Chris Bart-Williams był wówczas rezerwowym. I do dzisiaj mam tak, że kiedy rozmawiam z jakimś piłkarzem, którym grałem, który był moją gwiazdą, to mam ochotę mu to powiedzieć, ale wstydzę się trochę, no bo co – nagle mam w wywiadzie powiedzieć: „a wie pan, grałem panem”? (śmiech) Jeszcze nikomu tego nie wyznałem, ale wtedy przeżyłem lekki szok, bo zobaczyłem po raz pierwszy na żywo tego mojego CM-owego idola.

Obecnie aby spotkać się gwiazdami Twoich zespołów, musiałbyś chyba jechać do Ameryki Południowej...

Prawda, teraz praktycznie wszystkie największe talenty to właśnie południowcy: choćby znani mi z Waszych łamów Sherman Cardenas czy Nicolas Millan, odkryci na razie przez FM-a. Nie wiem, czy się gdzieś już w rzeczywistości przebija... Ciągle planuję, by załadować sobie ligę brazylijską albo argentyńską – żeby poznać tamtejsze talenty. Jak będę znów grał w którejś z lig europejskich, będę już wtedy wiedział, kogo ściągać, kto jest naprawdę dobry. W rzeczywistości niespecjalnie interesuję się tymi ligami.

Skoro lubiłeś wersje managerów z przełomu wieków, z pewnością znałeś te niechlubne, nierzeczywiste talenty CM-a, takie jak To Madeira czy Marcin Harasimowicz...

No właśnie – Marcin to mój kolega, gdzieś o tym słyszałem, że on odpowiadał za research kilku klubów i został w taki sposób wyróżniony, że otrzymał gwiazdorskie umiejętności. Na początku nie mogłem go skojarzyć, myślałem, że to rzeczywiście jest jakiś talent, u mnie wypływał zwykle w którejś z lig skandynawskich, chyba w norweskiej. Szukałem nawet w tamtych ligach, czy on rzeczywiście istnieje... Ale Max Tsigalko to prawdziwy piłkarz?

Tak, akurat ten jest prawdziwy. (śmiech)

Nigdy nie ładowałem gry po porażkach, nie powtarzałem meczów - no bo kogo mam oszukać, samego siebie? To przecież byłoby bez sensu!

No właśnie, wspominali go często moi koledzy, którzy grali w polską ligę. Ci, co są spoza Warszawy, zwykle grali swoimi lokalnymi klubami – Toruniem, Bielsko-Białą – i zdobywali mistrzostwo Polski właśnie z Tsigalko na szpicy, bo to był jeden z tych, których udawało się ściągnąć do Polski. A moim pierwszy ruchem w CM 00/01 było pozyskanie z wolnego transferu Taribo Westa. Zawsze mnie wkurzało to, że raz się zgadzał, a innym razem szedł do gdzie indziej – musiałem wtedy od nowa ładować bazę, bo to już było nie to samo...

Czyli trochę oszukiwałeś?

Tak, natomiast nigdy nie ładowałem gry po porażkach, nie powtarzałem meczów – no bo kogo mam oszukać, samego siebie? To przecież byłoby bez sensu! Natomiast posuwałem się do tego początkowego oszustwa – startowałem od nowa, jeśli na początku nie godził się przyjść Taribo. Czasami próbowałem też skaperować Jespera Gronkjaera albo Jespera Blomqvista, ale ich brak mogłem jakoś przeboleć, wszak na lewej flance grał u mnie zwykle Joe Cole. Nawiasem mówiąc, w CM 00/01 niesamowitą drużyną był West Ham, który często prowadziłem – Rio Ferdinand, Joe Cole, Frank Lampard, Michael Carrick (wówczas jeszcze dzieciak), Paolo Di Canio, w ataku Frederick Kanoute i Jermaine Defoe – to po prostu była kuźnia talentów, zawsze starałem się nie sprzedawać tych chłopaków i dlatego łatwo mi było z nimi odnosić sukcesy.

O ile dobrze rozumiem, lubisz grać materią opanowaną – jesteś kibicem ligi angielskiej, znasz tę ligę i umiejętności zawodników, więc szukasz pracy w Wielkiej Brytanii. Nie korci Cię, by spróbować swoich sił w zupełnie nieznanej, niskiej lidze – na przykład słoweńskiej, słowackiej?

Rozumiem, że to niesamowita satysfakcja, kiedy jesteś w stanie wprowadzić każdy, nawet najmniejszy klub do mistrzostwa, do Ligi Mistrzów, natomiast ja preferuję inny typ rozgrywki: raz, że z braku czasu, a dwa – z woli zajmowania się ludźmi, których znam. Nie muszę od razu być menedżerem Cheslea i mieć do wydania mnóstwo kasy, ale dobrze się bawię, gdy choć trochę orientuję się w nazwiskach, gdy mogę zobaczyć, jak dani piłkarze ze sobą współpracują – to mnie zawsze pociągało w CM-ach i FM-ach. Może w lidze słowackiej nie dałbym rady – aż takim zapaleńcem nie jestem, natomiast Belgia, Holandia, niższe ligi angielskie... W niższych ligach angielskich jest sens grać, gdy zna się jeszcze trochę piłkarzy, cały ten system, stadiony – nie wiem, czy w lidze słowackiej można zarobić cokolwiek na biletach...

Nie można – i to jest w tym wszystkim najlepsze. (śmiech) Z innej beczki – graczy dzieli się często według czynności, jaka sprawia im największą przyjemność. Jakim typem gracza jesteś – handlarzem żywym towarem, ekonomistą, strategiem?

Lubię grać kilkakrotnie tymi samymi zawodnikami, często łapię się na tym, że mój klub w trzecim, czwartym sezonie, wygląda dokładnie tak samo, jak moje drużyny z innych save'ów. W pewnym momencie i taktyka robi się identyczna, i piłkarze dokładnie ci sami...

Bardzo emocjonalnie podchodzę do Football Managera. Na przykład, w przeciwieństwie do swoich kolegów, nie potrafię zbierać zawodników z wolnego transferu, a potem ich karać, żeby się zniechęcili do klubu i zgodzili na to, by ich sprzedać – owszem, pozyskuję wielu na free, ale po to, żeby grali! Staram się też nie sprzedawać zawodników – stopień skomplikowania negocjacji transferowych w FM-ach pozwala stosować tak przebiegłe chwyty, żeby nie odmówić kontrahentowi, a jednocześnie tak wywindować cenę, że inny klub sam rezygnuje, a zawodnik nie jest na mnie zły, ze nie zgadzam się na transfer. To właśnie ta interakcja sprawia mi największą przyjemność, to, że tak bardzo rozbudowano aspekt rozmowy z mediami, z innymi menedżerami – to mi się bardzo podoba, choć ciągle uważam, że jest za mało opcji, że to wszystko jest wciąż zbyt schematyczne... Po prostu za mało jeszcze „mourinhizmu” (śmiech), a sfera psychologiczna jest przecież w futbolu niesłychanie ważna. Bardzo podoba mi się, że mogę pytać moich piłkarzy, kogo by mi polecili. Na przykład gdy grałem Atletico Madryt, Guardado rekomendował mi Ochoę na bramkę. Miałem wprawdzie Leo Franco, który jest w porządku, ale tak chciałem uczynić szczęśliwym meksykańskiego lewoskrzydłowego, że dokonałem sugerowanego transferu – i nie żałowałem.

Czy gdy oglądasz mecze w rzeczywistości, porównujesz piłkarzy z ich odpowiednikami z FM-a?

Tak, i zawsze się na tym nacinam – widzę, że ktoś dobrze zagrał w realu, zawodnik mi się podoba, stawiam na niego konsekwentnie przez kilka kolejek, ale w FM-ie on zawodzi. Zdaję sobie sprawę, że czasami boisko nie ma żadnego przełożenia na wirtualną rzeczywistość, ale nie jestem w stanie się powstrzymać – jak mi się ktoś podoba, to w pewnym momencie człowiek się już gubi, już nie wiem, kto gdzie był dobry. Lubię widzieć, jak wyglądają moi zawodnicy, często szukam w Internecie informacji o nich, zdjęć...

Zachęcamy zatem do wgrywania dodatków graficznych z naszej strony – facepacków, logopacków...

Przyznam szczerze, że nigdy tego nie robiłem, nie ściągam patchów ani innych plików związanych z grą. W FM-a gram zwykle na laptopie, a największą frajdę mam wtedy, gdy jestem w strefie Wi-Fi – równolegle gram i szperam w sieci, negocjuję transfer jakiegoś piłkarza i patrzę na jego żywy odpowiednik. Żałuję tylko, że agenci nie przysyłają mi kaset z prezentacją dokonań piłkarzy – to bardzo urozmaiciłoby rozgrywkę.

Czy czerpiesz inspiracje do swoich taktyk z FM-a ze świata realnego, czy może na odwrót – zauważasz coś w FM-ie i to pozwala Ci inaczej spojrzeć na futbol w rzeczywistości?

Czasami gdy mam jakieś problemy, nie idzie mi, mam nowych zawodników, których jeszcze nie znam (w końcu po kilku latach gry składy diametralnie się zmieniają), często inspiruję się Waszą stroną, albo stronami zagranicznymi. Lubię czytać czyjeś opowieści o przebiegu gry w FM-a, szczególnie historie o taktyce są dla mnie inspirujące, ale nie przekładam tego na rzeczywistość. Bardziej ciekawi mnie czytanie wspomnień graczy, i to nie tylko, kto kogo kupił, ale kto jak kogo ustawił. Zdarzało się, że czytałem o jakiejś świetnej taktyce, w pierwszej chwili byłem zachwycony, nawet rozrysowywałem sobie to i owo na kartce, po czym w mojej grze ustawienie niezbyt dobrze funkcjonowało. Myślę, że wiele zależy tu od drużyny i gracza. Niemniej jednak samo poszukiwanie, sam fakt, że mogę wejść w Google, poszukać, poczytać o zawodnikach, taktykach, drodze na szczyt – to jest duża frajda.

Skoro szukasz haseł związanych z FM 2007 w Internecie, może słyszałeś o taktyce Diablo?

Nie, co to jest?

W starszych wersjach managerów, szczególnie w CM3, była to taktyka, wykorzystująca błąd algorytmu gry, dzięki czemu mogłeś wygrać wszystko. Opierała się ona na absurdalnym w realnym świecie założeniu całkowitego odpuszczania skrzydeł – piłkarzy skupiało się w środkowej strefie i wtedy komputer głupiał. A czy Ty ustawień dla swoich drużyn szukasz w Internecie, a może grasz standardowymi lub wykorzystujesz jakieś autorskie projekty?

Ciągle uważam, że jest za mało opcji, że to wszystko jest wciąż zbyt schematyczne... Po prostu za mało jeszcze "mourinhizmu", a sfera psychologiczna jest przecież w futbolu niesłychanie ważna.

Jeśli chodzi o taktykę, to zawsze wybieram jedną i trzymam się jej, nie jestem Rafaelem Benitezem, który nieustannie koryguje najdrobniejsze elementy. Jestem zwykle niecierpliwy, szybko chcę osiągnąć coraz więcej, więc do szczegółów nie mam głowy. Na ogół gram 5-3-2, z dwoma bocznymi, bardzo szybkimi obrońcami, którzy mogą płynnie włączać się do pomocy, takimi w typie Roberto Carlosa. Jeśli gram u siebie, środkowego pomocnika przesuwam na pozycję ofensywnego. Oczywiście chętnie korzystam też z nowych udogodnień – gry na czas, zwalniania tempa, zawężania pola. Zawsze zaczynam rozgrywkę swoją zmutowaną 5-3-2, aczkolwiek taktyk szukam też w Internecie.

Czyli nie jesteś stuprocentowym menedżerem, realizującym swoje własne wizje, mającym swój własny warsztat?

Wstyd przyznać, ale po prostu nie mam na to czasu. Nie wiem, czy to dobrze, czy to źle, ale staram się podpatrywać jak grają moi wirtualni rywale, raczej ściągam z wielu, niż sam wynajduję genialną taktykę. Lubię grać kilkakrotnie tymi samymi zawodnikami, często łapię się na tym, że mój klub w trzecim, czwartym sezonie, wygląda dokładnie tak samo, jak moje drużyny z innych save’ów. W pewnym momencie i taktyka robi się identyczna, i piłkarze dokładnie ci sami, niezależnie od tego, czy gram Atletico, czy Juventusem: Cardenas na prawej, Guardado na lewej, w ataku Pazzini...

Znamy już Twoich personalnych faworytów, a zdradzisz nam, jakimi klubami lubisz grać?

Mam w każdej lidze swój ulubiony klub. Nigdy nie grałem w polską ligę, bo ja się polską ligą specjalnie nie interesowałem, poza najważniejszymi klubami, więc w gruncie rzeczy nie znałem zawodników. Nigdy nie gram mocnymi klubami na początku, ja lubię być zaproszony do takiego klubu, myślę wtedy – o, cenią mnie, natomiast wybijać się wolę w drużynach nieco słabszych, nawet walczących o utrzymanie. W lidze angielskiej West Ham, od czasów CM-a 93/94 do dziś, we Włoszech Palermo, w Hiszpanii zawsze Athletic Bilbao – w CM 00/01 to było wyzwanie, bo można było kupować tylko Basków. Na szczęście udawało się czasem „przemycić” kilku nie-Basków, po sezonie czy dwóch. W najnowszej wersji gram Atletico Madryt, w CM 00/01 pogrywałem też Sevillą. Generalnie celuję w przeciętne drużyny, które od dawna niczego nie wygrały.

Nie myślałeś o tym, by pójść o krok dalej – zacząć kiedyś od najniższej ligi, a potem sukcesywnie piąć się w górę?

Nie próbowałem nigdy, bo jestem zbyt niecierpliwy. Chociaż w CM 93/94 często grałem Newcastle, co również było trochę związane z moimi podróżami służbowymi. W 1994 roku pojechałem do Newcastle na własny koszt, przeprowadziłem duży wywiad z Kevinem Keeganem, rozmawialiśmy nie tylko o piłce, ale też o rodzinie, o tym, że jego ojciec był górnikiem... dosłownie o wszystkim. Pierwszym meczem ligi angielskiej, który zobaczyłem na własne oczy, był mecz Tottenham – Newcastle. Właśnie po tym spotkaniu zagadnąłem Keegana o wywiad – zaprosił mnie wówczas na trening. Warto dodać, że sam ten trening zrobił na mnie piorunujące wrażenie – panowała na nim niesamowita atmosfera! Piłkarze „Srok” grali wówczas tak dobrze, że na treningi przychodziło po trzy tysiące ludzi. W składzie były wówczas takie gwiazdy, jak Andy Cole, Pavel Srnicek, Peter Beardsley... W CM-ie, w którego graliśmy w redakcji, Newcastle było w drugiej lidze i trzeba było je wprowadzić do pierwszej, tak jak zresztą uczynił to Keegan – i to też było dla mnie niezłe wyzwanie.

A czy w poszukiwaniu nowych wyzwań natrafiłeś na propozycję zostania selekcjonerem jakiejś reprezentacji?

Tak – zawsze wgrywam polską ligę z myślą o objęciu reprezentacji Polski w przyszłości. Ale muszę przyznać, że ilekroć obejmuję reprezentację, mam duże problemy, by godzić obowiązki klubowe i międzynarodowe – zawsze coś kosztem czegoś. Zastanawiam się wówczas, czy zrezygnować z jednej posady, czy może jednak spróbować zdobyć za jednym razem mistrzostwo świata, mistrzostwo krajowe i tytuł najlepszego menedżera ligi. Pokusa zawsze istnieje.

W kategorii drużyn narodowych interesuje Cię tylko Polska?

Nie tylko. Na przykład ostatnio, gdy grałem Juventusem, przyjąłem ofertę reprezentacji USA i znalazłem się na mistrzostwach świata w grupie z Włochami – prawda, że od razu widać konflikt interesów? Często proponowano mi też objęcie reprezentacji Meksyku i zawsze odmawiałem, ale jeśli znów nadarzy się okazja, to nie odmówię, bo widzę, że to grupa naprawdę ciekawych zawodników: wspomniani Guardado, Ochoa, Vela z Arsenalu...

Lubisz grać długie kariery, czy raczej krótkie? Są ludzie, którzy potrafią dograć do 2030 roku albo i dalej...

W FM 2007 najdalej doszedłem do sezonu 2014/15. Na ogół staram się rozegrać każdą karierę nie w jednym klubie, bo po paru sukcesach z rzędu tracę motywację. Dlatego jako grywalne ustawiam zawsze ligi: włoską, hiszpańską, angielską (wszystkie do drugiej ligi), jako niegrywalne Argentynę i Brazylię, ze względu na talenty, oprócz tego z wiadomych względów Polskę i na koniec Szwecję – zostało mi to po CM 00/01, z którego pamiętam mnóstwo talentów z drużyny Trzech Koron. Ich atutem zawsze była niespotykana wszechstronność – do dziś wspominam Kima Kallstroema, Stefana Ishizakiego, Stefana Selakovica, Kennedy’ego Bakircoglu, obu Farnerudów. Oczami wyobraźni widziałem nawet na trybunach Upton Park flagi West Hamu połączone z flagą szwedzką...

A propos talentów – zdarzyło Ci się bawić edytorami? Są ludzie, którzy w właśnie przy pomocy edytorów szukają talentów – odpalają bazę, wrzucają zapytanie o wysoki potencjał i w ten sposób kompletują skład.

Nigdy tego nie robiłem - nie chcę sobie psuć zabawy. Czasami fajnie jest gdzieś wysłać skauta, ale parę razy zdarzyło mi się też, że sam wpadłem na jakiegoś zawodnika – każdy menedżer wie, że to zawsze sprawia ogromną satysfakcję.

Football Manager, podobnie jak futbol, jest grą błędów. Które wady FM-a najbardziej dają Ci się we znaki?

Po kilku latach gry w niektórych ligach dzieją się rzeczy niezwykłe – na przykład prowadzę Atletico, walczę o mistrzostwo z Realem, Barceloną, a tymczasem w Anglii spada Manchester United, a o tytuł walczy Watford z Machesterem City... Zabawne jest, gdy przyjmuję propozycję z Chelsea i czytam wiadomość od zarządu, że to fantastycznie, że tak wielki menedżer zgodził się pracować w tak przeciętnym klubie, a bukmacherzy komunikują, że nasze szanse na mistrzostwo wynoszą 50-1. Jestem wówczas trochę zszokowany. Zresztą, wspomniane przeze mnie przed chwilą mistrzostwa świata to materiał na kolejną kuriozalną historię, jakich wiele pisze FM: z grupy w składzie Włochy, Brazylia, USA, Japonia wyszła Japonia oraz moje USA, po zaciętym meczu z Włochami, wygranym 3:2. Było to tak nieprawdopodobne, że aż czułem swego rodzaju dyskomfort – no bo jak to wygląda, gdy Brazylia i Włochy nie wychodzą z grupy?!

Denerwuje mnie też to, że mój wybór ligi przekłada się na ogólny układ sił w futbolu: gdy gram w lidze włoskiej, to Włosi zostają mistrzami świata, gdy gram West Hamem, to Anglicy rządzą i dzielą, gdy gram w Hiszpanii, jakimś cudem dezaktualizuje się stare porzekadło „gramy jak nigdy, przegrywamy jak zawsze”...

Czy poza skrzywieniami realizmu jest jeszcze coś, co Cię irytuje?

Długo by wymieniać... Często zdarza mi się, że gdy zawodnik rywala dostaje czerwoną kartkę, od razu tracę bramkę. Albo sytuacja, gdy strzelam gola, a komputer wyrównuje po kilku minutach i to strzałem zza linii, opisanym jako „screamer” – w taki sposób, że nie jestem nic w stanie zrobić, chociaż mam świetnego bramkarza... Po prostu są mecze, których według komputerowego scenariusza nie mam prawa wygrać. Na potwierdzenie moich słów: grałem Atletico, po trzech czy czterech sezonach doszedłem do finału Ligi Mistrzów, do 90. minuty prowadziłem 1:0, a mimo to mój przeciwnik – Milan – zdołał wyrównać. Mało tego – w dogrywce zawodnik, który zawalił przy wyrównującym golu, znakomity Brazylijczyk Marcelo, obecnie grający w Realu Madryt, faulował w polu karnym – oczywiście przegrałem... Traktuję FM-a nie do końca serio, aczkolwiek też potrafię po takim meczu być wkurzony, albo mieć zepsuty dzień, jeśli zaczął on się od tego, że moja drużyna ma kryzys.

Czasem zdarza się, że mój redakcyjny kolega, Rafał Stec, zagląda mi przez ramię, gdy gram w FM-a, czyta polskie komunikaty i pęka ze śmiechu, twierdząc, że w życiu nie mógłby tak grać...

W starszych wersjach denerwowało mnie, że gdy zawodnik kończył karierę, to na jego miejsce pojawiał się taki sam, o innym nazwisku, lecz o identycznych parametrach. Pamiętam również błąd rodem z FM 2005 – kogokolwiek bym nie postawił na lewym skrzydle, zawsze okazywał się to motor napędowy zespołu.

Wielu graczy wychowanych na angielskich CM-ach narzeka też na polską wersję...

Akurat się złożyło, że w okolicach premiery FM 2005 byłem w Anglii, więc kupiłem grę po angielsku, natomiast FM 2006 i 2007 nabyłem już w Polsce. Czasem zdarza się, że mój redakcyjny kolega, Rafał Stec, zagląda mi przez ramię, gdy gram w FM-a, czyta polskie komunikaty i pęka ze śmiechu, twierdząc, że w życiu nie mógłby tak grać...

Kto jest lepszy w FM-a – Ty czy Rafał?

Myślę, że Rafał.

Skromność?

Nie, ja po prostu mam do FM-a trochę za bardzo „olewczy” stosunek, chcę wszystko za szybko i nie umiem się bardzo przyłożyć, a Rafał jak już się do czegoś przyłoży, to robi to na sto procent. Tak samo jest z FM-em – zamawia grę w angielskich sklepach wysyłkowych, każdy mecz wielokrotnie zatrzymuje, dokonuje poprawek... Co tu dużo mówić – jest prawdziwym zapaleńcem. Ja nie mam do tego głowy, choć i tak cieszę się, że nie jestem aż takim dinozaurem, żeby być zupełnie zielonym w sprawach komputera.

Czy w Waszej redakcji kobiety też grają w FM-a? Na forum internetowym polskiej sceny CM/FM czy w naszym Suflerze płeć piękna to rzadkość, a jeśli już, to zazwyczaj czyjaś koleżanka lub dziewczyna...

Oczywiście, że grają! Mamy nawet w redakcji taką znajomą, która nie dość, że gra w managery (na ogół Romą, bo lubi Tottiego), to jej zasadą transferową jest szukanie zawodników o śmiesznych nazwiskach. To właśnie ona odkryła w CM 00/01 Tontona Zolę Moukoko, wylansowała w FM 2005 Lebohanga Mokoenę, zrobiła też z Macieja Terleckiego fantastycznego napastnika Romy! Co ciekawe, gdy gramy przeciwko sobie, jej zawodnicy robią furorę, a nasze drużyny zbierają cięgi, mimo że koleżanka niespecjalnie zna się na piłce...

Czym dla Ciebie jest FM?

Czymś, co mnie szalenie relaksuje, pozwala mi „odmóżdzyć” się po ciężkiej pracy. Byłem 5 razy z rzędu na Małyszu, na Turnieju Czterech Skoczni, gdzie jest trochę pracy za dnia, ale potem spędza się wieczory w jakimś zawalonym śniegiem pensjonacie. Nie ma miejsca, żeby gdzieś wyjść, często nawet telewizja nie odbiera, bo zawiało i wtedy taki manager to jest jedyne lekarstwo. Ale złodziej czasu straszny, trzeba przyznać.

Podobnie twierdził trener Engel, który wyznał kiedyś, że na bezludną wyspę zabrałby zdjęcie rodziny, laptopa i Championship Managera...

Tak, pamiętam, że w 2002 r. mówił nam, że ma w managerze swój ranking, shortlistę - na każdą pozycję po kilku zawodników.

FM przedstawia futbol z zupełnie innej strony – pomija aspekt widowiskowości, nie ma się bezpośredniego wpływu na to, co zawodnik zrobi. Wielu naszych znajomych, gdy nas przyłapią przy FM-ie, twierdzi, że choć piłka sama w sobie może być ciekawa, to jednak ślęczenie przy tabelkach i czytanie opisów akcji w żaden sposób nie może wciągnąć. A Ty jak to odbierasz?

Dla mnie to jest właśnie kwintesencja wirtualnego futbolu! Bo co to za umiejętność, jeśli ja na klawiaturze albo na padzie wystukuję określoną kombinację, z której wynika, że Ronaldinho podaje do Rooneya, a ten strzela nie do obrony? To jest umiejętność moich palców, kompletnie nie daje mi to żadnej satysfakcji. Moim zdaniem sprawa rozbija się o to, czy chcę być aktorem, czy reżyserem, który ma wpływ na wszystko. Taki Ronaldihno nie ma nawet wpływu na to, z kim zagra na boisku, może wykonywać jedynie parę ruchów, jest marionetką, którą ktoś inny steruje. Oczywiście, wiele może od niego zależeć, ale o wiele większa jest frajda z bycia szefem. Podniesienie słabego klubu z dna, załatwienie rozbudowy stadionu, namówienie paru zawodników do gry u siebie, stworzenie właściwej taktyki, zatrudnienie dobrych trenerów, wchodzenie w interakcje z mediami, wczytywanie się w profile graczy, poznawanie ich mocnych i słabych stron – to jest dopiero wyzwanie. Dostałem niedawno od wydawcy FIFĘ 2008, ale nawet jej nie otworzyłem, kompletnie mnie to nie kręci. Bardziej ciekawi mnie, co przyniesie nam nowy Football Manager....

O tym przekonamy się już na dniach. Dziękujemy za rozmowę i nieustannie zapraszamy do odwiedzania naszej strony.

Dziękuję i pozdrawiam Czytelników CM Revolution.

Rozmawiali: Łukasz „Rem-8” Rutkowski i Michał „SZk” Szkodziński
Słowa kluczowe: 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Najnowsze artykuły

Zobacz także

Wyszukiwarka

Reklama

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.