Tytuł, jest aż nadto wymowny i każdy, kto GRA wie o co chodzi. To były zamierzchłe czasy, królował wtedy CM 3 w wersji 98. Grałem Barceloną. Przed każdym meczem robiłem save i w razie niekorzystnego wyniku, rozgrywałem ten mecz ponownie. Nie robiłem tego nagminnie, ale np. porażka w Alaves, była dla mnie nie do przyjęcia. Zdarzało mi się dogrywać finał Ligi Mistrzów i inne ważne mecze. Dogrywałem także w przypadku jakiejś długiej kontuzji. Kiedyś wygrałem mecz z Lazio w Lidze Mistrzów, ale Salas złamał nogę mojemu Michelowi Salgado i ten miał pauzować półtora roku. Chyba bym tego nie przeżył... dograłem.
Zastanawiam się teraz, co mnie do tego skłaniało. Przecież miałem wtedy straszny sprzęt (Pentium 166, 16 MB RAMu), miałem wgraną jedną ligę, a cała procedura trwała niesamowicie długo - nagranie przed meczem, wyjście z gry, załadowanie save’a. Trzeba pamiętać, że nie zawsze wystarczało jedno dogranie. Chciałem koniecznie wygrywać i to był główny powód. Ciężko było przyjąć porażki, szczególnie te z teoretycznie słabszymi drużynami.
Jestem ciekaw, ilu z was dograło kiedyś mecz? (Może webmaster zorganizuje sondę na ten temat?) Ja szybko się tego oduczyłem. Zrozumiałem, że można się czasami porządnie zdenerwować poczynaniami swojego bramkarza, ale zamiast dograć mecz, lepiej np. dać szansę rezerwowemu. Dogrywanie zabija przyjemność grania w CM. Nie muszę chyba nikogo o tym przekonywać. Ci co nie dogrywają wiedzą, w czym rzecz, a ci którzy stosują ten najprostszy cheat nie dadzą się przekonać. Dumni z tego, że po raz siedemnasty z rzędu wygrali Lubuszaninem Drezdenko mecz z Legią.
Teraz nie dogrywam (już widzę te uśmieszki: „Akurat”!). Kto mi nie wierzy, niech pobiegnie szybko na drzewo. Ci, którzy mają odwagę się do tego przyznać, to chwała im za to. Myślę, że nikt nie wyrzuci ich z CMowskiej społeczności, a poczują się na pewno lepiej.
Przeglądając witryny poświęcone CMmowi, zauważyłem, że temat ten jest pomijany. Może z dogrywaniem jest tak jak z właścicielami psów. Wszyscy śpią ze swoimi pupilami w łóżku, ale tylko połowa ma odwagę się do tego przyznać. Może… Nie chce rzucać podejrzeń, ale jestem pewien, że KAŻDY (na pewno duża większość) coś takiego kiedyś zrobił.
Wszyscy, którzy mają za sobą etap oszukiwania samego siebie i dumnego chodzenia z wyrytym na czole napisem „Jestem Bogiem w Cmie” proszę o kontakt. Nie chcę nikogo osądzać, broń Boże. Nie chcę też szukać usprawiedliwienia dla siebie. Chciałbym jedynie znać skalę tego zjawiska. Nie potępiajmy tych, którzy nadal na dogrywaniu budują swoje kariery menedżerskie. Wybaczmy im, bo nie wiedzą, co czynią. Albo jak dużą frajdę SAMI sobie odbierają.
I jeszcze jeden prosty cheat, oparty na autentycznej poradzie, którą znalazłem na jednej z witryn poświęconej Championship Managerowi. „Przerzuć sobie do drużyny w edytorze, Tottiego, Saviolę, Buffona, Nestę, Olisadebe, Emersona, Kluiverta, Rivlado. Efekt gwarantowany.” Z pewnością Mr. Somebody. Trzymaj się ramy… Pozdrowienia.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ