Tym, co zawojowało serca wielu fanów CM-a i nie pozwalało oderwać się od ekranów - jeszcze wtedy gigantycznych CRT, bo nikomu nie śnił się 19-calowy monitor cienki na kilka centymetrów - była rzecz enigmatycznie zwana grywalnością. Tak enigmatycznie, że podkreśla mi je każdy słownik w edytorze, w którym piszę. To słowo, w przełożeniu na język zrozumiały dla wszystkich posługujących się językiem polskim, znaczy tyle co "przyjemność płynąca z gry".
Nie można dokładnie określić, co konkretnie wpływa na rzeczoną grywalność, bo to, co sprawia przyjemność jednemu, nie musi działać na kogoś innego; jedni lubią zapach róży, inni lubią inhalacje zapachem z butów, w których chodziło się cały dzień w letnim skwarze - krótko mówiąc, jest to sprawa na wskroś indywidualna. Da radę jednak wymienić główne przyczyny, dzięki którym to właśnie Championship Manager - a później jego spadkobierca, Football Manager - stał się liderem rynku, a nie stało się to udziałem innych, zapomnianych już dziś tytułów, jak Ultimate Soccer Manager czy Premier Manager (o tak nieudanych produktach jak Liga Polska Manager chyba nawet nie warto wspominać).
Pierwszą stroną, w kierunku której należy się skierować, jest ogromna baza piłkarzy, która już blisko 10 lat temu zostawiła konkurencję daleko w tyle. Wielka w tym zasługa fanów, których urzeka do dziś - nieprzerwanie od 1992 roku - możliwość wpływu na poczynania swoich piłkarskich idoli. Co dla firmy oznacza lojalny konsument, wie każdy przedsiębiorca. W przypadku SI korzyść okazała się podwójna, bo poza regularnym nabywaniem kolejnych odsłon CM/FM, istnieje oddana rzesza fanów, która poświęca swój czas, aby tylko ulepszyć swoją ulubioną grę. Efektem tej pracy jest największa baza kopaczy z całego świata wśród gier komputerowych. Często też umiejętności piłkarzy są bardzo zbliżone do ich rzeczywistych i można zaryzykować tezę, że seria CM/FM potrafi przewidzieć, kto w przyszłości zostanie gwiazdą światowego futbolu.
Można zżymać się czasem na przepakowanie niektórych futbolistów lub nacji (co i mnie się zdarzało), jak i czasem na grajków wziętych z kosmosu (Harasimowicz, Tydda) - jednak o jakości całości bazy świadczy przykład chociażby Evertonu, który swego czasu deklarował wyszukiwanie potencjalnych wzmocnień korzystając z bazy FM-a. Do wyobraźni przemawia również przypadek, w którym to selekcjoner jednej z egzotycznych reprezentacji wyszukał w bazie FM-a piłkarzy grających aktualnie w Anglii, a posiadających obywatelstwo jego kraju i powołał ich na najbliższy mecz międzypaństwowy.
To właśnie uczucie wszechmocy sprawia, że chce się wracać i po raz kolejny zagłębiać w świecie wirtualnego futbolu
Tutaj dochodzimy do kolejnego filaru popularności serii CM/FM. Przecież nie zyskała sobie ona miłości takiej ilości graczy bez powodu, a przy pomocy najlepszego, czy to w latach 90-tych XX wieku, czy też już w nowym millenium, silnika meczowego. To dzięki niemu czujemy podczas gry, że mamy realny wpływ na to, co dzieje się na wirtualnym boisku i to niezależnie od sposobu jego przedstawienia - w formie tekstowego komentarza, sławnych już "kuleczek" czy w trybie 3D. Możemy zneutralizować najlepszego gracza drużyny przeciwnej wydając odpowiednie polecenia swoim zawodnikom, możemy również wykorzystać słabość rywala jeśli wiemy, że kiepsko radzi sobie w jakimś elemencie gry. To właśnie uczucie wszechmocy sprawia, że chce się wracać i po raz kolejny zagłębiać w świecie wirtualnego futbolu, stworzonych przez Sports Interactive. A o doskonałości pierwszych wersji silnika meczowego świadczy fakt, że jeszcze w FM 2007 mecze rozgrywane "w tle" były obliczane na podstawie silnika z CM2, a do uzyskanych wyników nie można było mieć większych zastrzeżeń.
Jednak najważniejszym punktem tej wyliczanki i głównym powodem, dla którego CM, a później FM, zyskał tak liczną rzeszę zagorzałych fanów jest... jej prostota! Nie trzeba było być żadnym taktycznym guru, aby stworzyć styl drużyny, która będzie sięgać po najważniejsze trofea światowego futbolu. Oczywiście nie oznacza to, że wszystko przychodziło łatwo i od razu - należało spędzić wiele czasu, aby poznać zawodników prowadzonego przez siebie zespołu, ułożyć dla nich odpowiednią taktykę tak, aby wykorzystać wszystkie atuty dostępnych nam piłkarzy, a zniwelować/ukryć ich braki, a później pozostawały już - wcale niemałe - emocje związane z rozgrywanymi meczami, jak i również ze sprowadzaniem piłkarzy w okienkach transferowych. Tutaj też należą się słowa pochwały dla twórców, którzy nie ulegli różnego rodzaju naciskom i nie wprowadzili poziomów trudności do swojej serii, słusznie twierdząc, że każdy może sam go wybrać, obejmując posadę menedżera w Realu Madryt albo Unii Janikowo.
Po co te wszystkie argumenty? Do czego zmierzam wspominając, co spowodowało zauroczenie tym managerem? Od paru lat można było usłyszeć głosy, że sławna już grywalność serii CM/FM gdzieś się zagubiła, że zginęła pośród mnogości nowych opcji, których działania bardzo często nie można było rozszyfrować. Nic dziwnego, SI zaczęło sobie strzelać w stopę - albo samobója, trzymając się słownictwa piłkarskiego - podkopując jeden z filarów sukcesu serii, jakim była prostota rozgrywki. Pomimo całego pozornego skomplikowania gry, odsłony od pierwszej do FM 2005 należały do łatwych, a przez to do niesamowicie grywalnych. W każdej z tych wersji wprowadzane były nowe opcje, które uatrakcyjniały rozgrywkę, lecz nie wpływały zbytnio na trudność i pośrednio na wydłużenie czasu gry. Począwszy od wersji 2006 przyrost nowych opcji zaczął być zauważalny, liczba rzeczy, nad którymi musiał zapanować wirtualny menedżer, rozrosła się do takich rozmiarów, że coś, co miało być niezobowiązującą rozrywką zmieniło się w - może nie ciężką, ale jednak - pracę. FM stał się grą, przy której nie można było usiąść w wolnej chwili, bowiem ta krótka chwila była... niewystarczająca.
Apogeum takiego stanu rzeczy zostało osiągnięte przy okazji odsłon 2008 i 2009. Duża ilość starych fanów nie tyle odwróciła się od serii, co swój brak chęci do gry próbowała tłumaczyć zmęczeniem materiału, własną dojrzałością, ogólnym brakiem czasu na tak pozbawione celu zajęcia, jak granie. Przecież nie tym, że to FM obniżył loty, wszak nadal był to najlepszy manager piłkarski na świecie. Jednak również wtedy nastąpiło otrzeźwienie twórców i kurs, w którym podążała seria, został skorygowany.
Nadmierne skomplikowanie tego, co było doskonałe jako narzędzie do rozrywki, zniechęciło starych i nie pozwoliło zyskać nowych wyznawców
Z każdą kolejną odsłoną CM-a rzesza fanów powiększała się, można zaryzykować stwierdzenie, że jej ogrom dorastał wraz z serią, poświęcając swój czas na to, co sprawiało im przyjemność. Nadmierne skomplikowanie tego, co było doskonałe jako narzędzie do rozrywki, zniechęciło starych i nie pozwoliło zyskać nowych wyznawców. SI poszło po rozum do głowy i nie tyle uprościło swój flagowy produkt, co wprowadziło szereg udogodnień. Zwiększona rola asystenta czy mnóstwo podpowiedzi ze strony sztabu szkoleniowego pomagają szybciej ogarnąć zarządzanie całym prowadzonym klubem i pozwalają skupić się na tym, co przynosi najwięcej satysfakcji: na meczach i transferach.
Sam też zostałem skutecznie zniechęcony do gry przy okazji dwóch ostatnich wersji. Wmawiałem sobie, że nie mam czasu, bo studia, praca, że po prostu wyrosłem. I w świetle takich argumentów nie dziwiło mnie, że w FM-ie 2008 rozegrałem tylko 3 sezony i nie podejmowałem kolejnych prób zawojowania piłkarskiego świata. Taki sam scenariusz w przypadku wersji 2009 przyjąłem jako naturalną kolej rzeczy. Linia obrony w stylu: "jestem już stary i jeśli mam pracować, to nad swoim prawdziwym życiem, a nie nad wirtualną karierą" wydaje się całkowicie racjonalna i tłumacząca, dlaczego rozrywki zacząłem szukać w całkiem innych miejscach. Tak więc z FM 2010 nie wiązałem większych nadziei, ale - na szczęście - zostałem pozytywnie zaskoczony.
W Football Manager 2010 można wyczuć ducha najlepszych odsłon serii CM, wrócił tzw. "syndrom kolejnego meczu", który przykuwa do monitora, kiedy gracz okłamuje siebie, że: "jeszcze tylko jeden mecz i wyłączam grę". Tym to sposobem ćwierkające za oknem ptaki zwiastują, że znowu "ten ostatni mecz" za bardzo się przeciągnął, i że znowu zostało tylko 2 godziny na ewentualny sen, i znowu będzie się niewyspanym w pracy, na zajęciach czy gdziekolwiek indziej. To wszystko sprawia, że na pierwsze zapowiedzi FM-a 2011, jak i na samą jego premierę, która zwyczajowo nastąpi pewnie na przełomie października i listopada, będę czekał z niecierpliwością i podnieceniem - jak na każdą kolejną odsłonę, gdy Championship Manager święcił triumfy.
Słowa kluczowe:
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ