Ligue 1 Conforama
Blog użytkownika crisadus przeczytało już 26625 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Zmagania w tym sezonie zaczęliśmy bardzo szybko, bo już pierwszego dnia miesiąca. Swój mecz rozgrywaliśmy w Norwegii. Tak jest. To właśnie z norweskim zespołem Lillestrøm SK przyszło nam się mierzyć w ramach 3 rundy kwalifikacji do League Europa. Byliśmy faworytem tego spotkania, mimo iż graliśmy setki kilometry od domu. Nie przeszkodziło nam to w najmniejszym stopniu. Wygraliśmy różnicą trzech bramek i już po pierwszym spotkaniu niemal zapewniliśmy sobie awans do kolejnej rundy.
Wydawałoby się, że dzięki temu zwycięstwu dobrze wejdziemy w sezon ligowy, że nasza forma jest już wystarczająca by rywalizować z najlepszymi, a takim przeciwnikiem niewątpliwie jest Olympique Lyon, z którym mamy zagrać na inaugurację ligi. Daleki wyjazd do Norwegii wpłynął na nas źle. Na Stade de Gerland zagraliśmy bardzo kiepsko i teraz my schodziliśmy z meczu przegrywając 3:0. Wyglądało to naprawdę słabo. Lecz nie ma co się załamywać, to pierwszy mecz sezonu.
Po blamażu na boisku Lyonu czas dokończyć dzieła i awansować dalej w ramach League Europe. Tak jak się spodziewaliśmy spokojnie awansowaliśmy dalej, a drugi mecz ponownie wygraliśmy, tym razem jednak tylko jedną bramką. Warto pochwalić Karima Aït Fana, który świetnie poprowadził młodą drużynę, składającą się z graczy rezerwowych do kolejnego zwycięstwa. Tuż po zwycięstwie usłyszeliśmy kolejnego przeciwnika, ostatniego już, który ma nam przeszkodzić w awansie do fazy grupowej. Został nim belgijski Standard de Liège. Zdecydowanie bardziej wymagający przeciwnik od Norwegów, ale jak najbardziej w naszym zasięgu. Jestem przekonany o naszym zwycięstwie w dość przekonującym stylu.
Zanim zagraliśmy jednak z Belgami to czekały nas dwa spotkania w lidze. Na pierwszy ogień w tym sezonie na Stade de la Beaujoire poleciała drużyna FC Lorient i z pewnością do udanych tego wyjazdu nie zaliczy. Mimo, że na początku meczu ekipa Christiana Gourcuffa podjęła walkę to z każdą kolejną minutą było widać naszą wyższość. Kolejne bramki były tego dowodem.
Kolejnym starciem były lokalne derby z naszym największym rywalem Stade Rennais FC. To pierwszy mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej od wielu lat. Ostatnie derby w Ligue 1 miały miejsce cztery lata temu. Na swoim stadionie zremisowaliśmy 1:1, natomiast na wyjeździe był bezbramkowy remis. Dla mnie to pierwsza okazja do uczestnictwa w derbach, mimo, że rozpoczynam już trzeci sezon zmagań w drużynie prezesa Kity. Skoro spotkanie derbowe to warto wspomnieć o paru smaczkach. Jednym z nich jest z pewnością wychowanek Rennais w naszym zespole. Mowa tutaj o nowym piłkarzu jakim jest Yacine Brahimi, który w barwach swojego pierwszego klubu zagrał w 43 spotkaniach i strzelił 6 bramek. Francuz nie trafił do nas prosto z odwiecznego rywala, został sprzedany do Granady i dopiero po pobycie w Hiszpanii zdecydowaliśmy się na jego zakup. Ale skoro już o tym to w naszej drużynie przecież jest niechciany za miedzą Romain Alessandrini, który już zimą gdy występowaliśmy na zapleczu dołączył do nas w ramach wypożyczenia, a tuż po sezonie gdy awansowaliśmy udało się wykupić jego kartę odwiecznym rywalom. Takie transakcje rzadko się zdarzają, ale trafiliśmy na moment gdzie piłkarz chcę odejść, drużyna nie chcę piłkarza, a na dodatek spadają z ekstraklasy i potrzeba się kilku zawodników po prostu pozbyć. Po drugiej stronie w drużynie z Bretanii również jest dwóch byłych piłkarzy "Kanarków". O ile jeden występował raptem przez pół roku w naszej ekipie w sezonie 2010/11 gdzie udało mu się zagrać w 6 spotkaniach w naszym zespole nie jest niewiadomo jakim osiągnięciem to drugi, wychowanek FC Nantes Loïc Guillon, który w naszym zespole rozegrał aż 139 spotkań i strzelił 3 bramki w 6 letniej przygodzie z moją drużyną. W 2009 roku odszedł do Vannes OC, by po kilku latach dołączyć do naszego odwiecznego rywala. Wróćmy jednak do spotkania. Wystąpiło w nim dwóch wspomnianych przeze mnie piłkarzy. Romain Alessandrini i Loïc Guillon. Żaden z nich nie przyczynił się znacząco do wyniku spotkania, które po raz kolejny zakończyło się remisem. Ponownie bez bramek jak w poprzednim spotkaniu na Stade de la Route de Lorient. Miały być Wielkie Derby, a były wielkie, ale szachy.
Po derbach wracamy do Europa League. Czas przywitać Standard na naszym boisku. Liczyliśmy na zrobienie sobie wystarczającej przewagi przed rewanżem. Zaczęło się dobrze, od świetnej gry i totalnej dominacji naszej drużyny. Do przerwy prowadziliśmy jedną bramką po strzale Brahimi'ego. Tuż po przerwie jednak rywal wyrównał, po samobójczej bramce Veretout. Na ten moment goście nie potrafili oddać strzału w światło bramki Landreau, a mieli już bardzo ważną bramkę. Gdy strzeliliśmy w końcówce na 2:1 wydawało się, że wygramy to spotkanie i będziemy mieli mały zapas przed rewanżem, nie duży, ale zawsze coś. Właśnie. Wydawało się. Parę minut i znów mamy remis. Takim wynikiem zakończył się mecz. Mimo naszej ogromnej przewagi i raptem jednego celnego strzału Belgów tracimy dwie bramki na swoim stadionie i remisujemy. Będziemy mieć ogromne problemy w rewanżu.
Zanim jednak mieliśmy wylecieć do Belgii na rewanż czekał nas w weekend szalenie ciężki mecz z AS Monaco. Po słabym wyniku w pucharach byliśmy troszeczkę zszokowani i zawiedzeni, dlatego ważnym było zagrać dobry mecz i wygrać by utrzymać nasze morale na wysokim poziomie. Mecz zaczął się jednak od bramki Ocamposa i goście prowadzili. Na całe szczęście udało się wyrównać tuż przed przerwą po stałym fragmencie gry. Po przerwie natomiast zagraliśmy dużo lepiej. Głównym czynnikiem naszej dobrej gry było wprowadzenie Yacine Brahimi'ego, który swoją świetną grą zagwarantował nam trzy oczka. Bramka i piękna asysta. Świetne wejście naszego rezerwowego w tym starciu. Dzięki zwycięstwu w świetnych nastrojach wybieraliśmy się na ostatni mecz w tym szalenie ciężkim miesiącu. Będzie to 8 spotkanie w sierpniu i niewątpliwie jedno z najważniejszych...
Najważniejsze i najbardziej ekscytujący mecz, bo takim trzeba określić gdy w spotkaniu wpada 5 bramek, jest dogrywka, niewykorzystany karny 8 żółtych kartek i czerwona... Zacznijmy jednak od początku. Od samego początku było widać o co gramy. Dużo walki. Zaczęliśmy dobrze, ale nie starczyło to na nic. Bo w odstępie paru minut straciliśmy dwie bramki i niemal odpadliśmy z Ligi Europy. Na nasze szczęście w doliczonym czasie pierwszej połowy po raz kolejny udowodniliśmy, że jesteśmy groźni po stałych fragmentach gry i strzeliliśmy bramkę kontaktową. Podczas przerwy wiedzieliśmy, że musimy jak najszybciej strzelić bramkę, bo im dalej w las tym może być trudniej. Sztuka ta się udała i po świetnie wykonanej jedenastce przez "Djo" wyrównaliśmy co dawało nam dogrywkę. Jednak to nie koniec emocji w regulaminowym czasie gry. Wspominaliśmy o niewykorzystanym karnym. Miał on miejsce po godzinie gry. Na nasze szczęście świetnie w naszej bramce spisał się Landreau i uchronił nas przed stratą trzeciej bramki, to mógłby być decydujący cios. Wynik do 90 minuty nie uległ, ale liczba zawodników na boisku tak. Czerwona kartka dla piłkarza Standardu była dla nas kapitalną wiadomością. Przewaga zawodnika na 30 minut dogrywki to bardzo dużo. Zmęczenie musiało się pojawić w szeregach gospodarzy i musieliśmy je tylko wykorzystać. Swoją rolę po raz kolejny w tym sezonie odegrał na dzień dzisiejszy niezastąpiony Karim Aït Fana. Dzięki jego bramce awansowaliśmy do fazy grupowej Europa League.
Naszymi rywalami w grupie będą: Atletico Madrid, Rubin Kazan oraz Austria Wiedeń. Ciężka grupa, ale mamy szansę na awans zwłaszcza po tak heroicznej walce w kwalifikacjach...
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Ściągawka selekcjonera |
---|
Prowadząc reprezentację kraju, często uaktualniaj swoją listę krajową. Wprowadzaj na nią nowych zawodników i usuwaj tych bez formy lub u schyłku kariery. Dzięki tej liście możesz wygodnie porównać umiejętności zawodników oraz sprawdzić, w jakiej są aktualnie formie. |