NOWA RZECZYWISTOŚĆ
Gdy po czterech latach pracy w klubie z galicyjskiego miasteczka Ferrol zameldowaliśmy się na drugim szczeblu rozgrywek piłkarskich w Hiszpanii, Os Dianos Verdes otrzymały drugie życie. Wpływy ze sponsoringu wzrosły ponad trzykrotnie, a okoliczni mieszkańcy coraz chętniej spoglądali w kierunku niespełna trzynastotysięcznego A Malata. Wprawdzie daleko nam było jeszcze do sukcesów i sławy jakimi mógł się pochwalić nasz lokalny rywal Deportivo La Coruna, jednak widać było, że ludzie związani z piłką nożną w północno-zachodniej Galicji ochoczo powitaliby drużynę gotową rzucić rękawicę giganton ze stolicy regionu.
Taki stan rzeczy pozwolił nieco uporządkować sprawy wokół Racingu de Ferrol. Udało mi się przedłużyć kontrakty ze wszystkimi kluczowymi zawodnikami oraz członkami sztabu szkoleniowego, a w klubowej kasie wciąż znajdowały się środki na odważne ruchy w czasie letniego okienka transferowego.
Było to szczególnie ważne, bowiem mimo fantastycznej gry w poprzednim sezonie i dość pewnie wywalczonym awansie do Liga Adelante wszyscy eksperci zgodnie podkreślali jedno – Os Dianos Verdes nie mają czego szukać na tym poziomie.
Zostaliśmy skazani na ostatnie 22 miejsce, więc potencjalne wzmocnienia kadry były tylko kwestią dość krótkiego odcinka czasu.
TRANSFERY
Stuart Beavon – bardzo doświadczony angielski napastnik, który stylem gry idealnie pasował do naszego zespołu; przewidziany raczej jako uzupełnienie składu.
Alberto Ronconi – obiecujący prawoskrzydłowy z Włoch sprowadzony w miejsce słabego Marcosa Alvareza; kandydat do gry w pierwszej „jedenastce”.
Luigi Pasini – niezwykle utalentowany środkowy pomocnik rodem z Italii zakontraktowany, by wypełnić lukę po Dennisie Thijssenie; mimo bardzo młodego wieku najlepiej zarabiający piłkarz w klubie; niestety często kontuzjowany, przez co nie pokazał w pełni swojego potencjału.
Joey Barton – syn marnotrawny angielskiego futbolu; swego czasu uchodził na Wyspach za wielki talent, jednak sławę przyniosły mu – nie – piękna gra i boiskowe sukcesy, a chamskie wybryki i kłopoty z prawem; słynący z bardzo trunego charakteru Anglik był jednak całkiem dobrym piłkarzem, dlatego zakontraktowałem go z pocałowaniem ręki; sprowadzony raczej w roli rezerwowego.
Zander Daimond – kolejny piłkarz z Wielkiej Brytanii; wychowanka Aberdeen pamiętałem jeszcze z gry w Scottish Premier League; wielokrotnie mówiono wtedy w mediach, że młody defensor może trafić do ukochanego Celticu, w którym miałby szansę na ciekawą karierę; ostatecznie w 2011 roku – zamiast na wymarzonym Celtic Park – zameldował się w Oldham grającym na trzecim szczeblu rozgrywek piłkarskich w Anglii; niestety już nigdy nie przeskoczył tego poziomu; w Ferrol też furory nie zrobił i dość szybko rozwiązał kontrakt z Os Dianos Verdes.
Udało mi się też przedłużyć wypożyczenia trzem graczom, którzy mieli swój udział w ubiegłorocznym sukcesie. Napastnicy Pablo Laribi oraz Mariano, a także skrzydłowy Ivan stanęli przed szansą na wspaniałą przygodę z Liga Adelante w barwach Racingu de Ferrol.
Z awansem na wyższy poziom rozgrywkowy wiązała się też konieczność wyeliminowania najsłabszych ogniw drużyny. Kontraktów nie przedłużyli: Bingen Erdozia, Marcos Alvarez, Dani Lopez oraz Alejandro Costa. Żaden z nich nie wnosił niczego wartościowego do gry zespołu już od dłuższego, a ostatni z wymienionych nie zagrał ani minuty w oficjalnym spotkaniu dla Os Dianos Verdes przez trzy lata pobytu w klubie, toteż nikt na A Malata nie był zdziwiony, że w/w zawodnicy byli zmuszeni poszukać sobie nowego pracodawcy.
Jak to w życiu bywa, nie wszystko idzie w pełni po naszej myśli. Przez dwa długie miesiące byłem wplątany w jedną z najdziwniejszych sag transferowych, odkąd objąłem stanowisko managera Racingu de Ferrol. Niestety, nie doczekałem happyendu i z drużyną musiał pożegnać się wspaniały Holender Dennis Thijssen. Najpierw klub nie chciał przedłużyć wypożyczenia, licząc zapewne na to, że po udanym okresie na A Malata zawodnik "odpali" również w Eredivisie, a gdy okazało się, że pierwszy zespół Feyenoordu to jednak za wysokie progi, transferu odmówił sam zainteresowany, choć w Ferrol zostałby przyjęty z otwartymi ramionami. No cóż.... być może młody pomocnik liczył na to, że z czasem uda mu się jednak przekonać do siebie trenera jednego z lepszych klubów piłkarskich, jakich dochował się malowniczy kraj tulipanów i wiatraków. Tak czy siak... w mojej drużynie zawsze będzie miejsce dla zawodników o takich umiejętnościach.
Sukces z ubiegłego sezonu pociągnął też za sobą zmiany w strukturach klubu. Zazwyczaj skąpy Prezes postanowił nieco zainwestować w profesjonalizację Racingu de Ferrol tworząc wakaty dla przeróżnej maści członków sztabu szkoleniowego. Nie będę ukrywał, że od razu skorzystałem z możliwości zatrudnienia większej liczby współpracowników. Choć obecni byli bardzo dobrymi fachowcami, ogrom obowiązków spoczywający na ich barkach mógł przytłaczać i z pewnością miał negatywny wpływ na jakość szkolenia.
Do sztabu dołączyli:
Trenerzy: Asier Riesgo, Filippo Inzaghi(!), Rafa Castillo
Fizjoterapeuci: Jorge Soriano, Selu Rubio
Scouci: Edu Carrera, Guerrino Ghio, Jose Luiz Lorenzo, Millan Vieco, Sergio Fernandez
Niestety, podniecony tym, z jakim entuzjazmem podpisał umowę gość pokroju legendarnego Filippo Inzaghiego, dałem odejść naszemu nieodżałowanemu dyrektorowi sportowemu Sasy Bjelanoviciowi w nadziei, że zgłosi się do nas kolejna ikona futbolu bijąca na głowę Chorwata zarówno reputacją jak i obyciem w piłkarskim świecie. Jakże się pomyliłem, przez co cały sezon musiałem samemu szperać po różnych zakamarkach w poszukiwaniu wzmocnień.
SPARINGI
Mecze kontrolne nie dały żadnej odpowiedzi odnośnie naszych możliwości w nadchodzącym sezonie. Przegraliśmy, co mieliśmy przegrać; wygraliśmy, co mieliśmy wygrać. Styl też był zależny od klasy rywala z jakim przyszło nam się mierzyć, więc wypadało się modlić, by w Liga Adelante było przynajmniej z 10 słabszych drużyn od Racingu de Ferrol. Przy założeniu, że stać by nas było na 4 punkty w rywalizacji z w/w ekipami, moglibyśmy być pewni utrzymania. Zwyke wystarczało 46 oczek, a nie wyobrażałem sobie przegrania wszystkich meczów z silniejszymi rywalami.
JESIEŃ
Zwykle bagatelizuję znaczenie inauguracyjnych spotkań, bowiem liczy się to, co można odczytać z tabeli po ostatniej kolejce. Jednak tym razem było nieco inaczej. Os Dianos Verdes zostały od razu rzucone na bardzo głęboką wodę, gdyż naszym pierwszym rywalem miał być ubiegłoroczny spadkowicz z Liga BBVA Real Betis. Porażka z drużyną z Sewilli naszpikowaną nieosiągalnymi dla Racingu de Ferrol zawodnikami mogła byc bardzo bolesna, a jej deprymujący wpływ na morale niezwykle trudny do przezwyciężenia. Zwycięstwo jednak mogło dać kopciuszkowi z A Malata niesamowity zastrzyk energii i pewności siebie, na którym możnaby ujechać kilka następnych spotkań.
Rywale od razu zdominowali posiadanie piłki i starali się groźnie atakować, jednak nasza obrona - przy wydatnej pomocy mocno zcharatanej murawy - trzymała się dzielnie. Mogliśmy liczyć jedynie na kontrataki, w których byliśmy przecież bardzo dobrzy. Mecz skończył się takim rezultatem.
Później szło nam równie dobrze.
Niespodziewane zwycięstwo z Realem Betis pozwoliło nam złapać niezły cug na kilka następnych meczów, stąd po 5 kolejkach beniaminek z Ferrol mógł się pochwalić aż 13 punktami oraz wykonaniem 1/3 planu w walce o utrzymanie.
Oczywiście, piękny sen nie mógł trwać wiecznie.
Trzy pechowe porażki z rzędu pokazały nam nasze miejsce w szeregu i ostudziły nieco zapał, jednak w przyszłość mogłem patrzeć z optymizmem. Drużyna miała styl - dobry styl.
Do końca rundy trzymaliśmy już fason, tracąc punkty sporadycznie.
Szczególnie końcówka w naszym wykonaniu mogła się podobać. Kilka kosmicznych meczów z dużą ilością bramek było nie lada gratką dla kibiców tym bardziej, że szala zwycięstwa zwykle była po stronie Os Dianos Verdes.
Najbardziej ucieszyło mnie jednak dramatyczne zwycięstwo nad naszym lokalnym rywalem Deportivo La Coruna.
Cóż za fantastyczne uczucie! Dawid pokonał Goliata! Dla takich chwil warto być managerem piłkarskim!
WIOSNA
Poraz pierwszy, odkąd zawitałem na A Malata w roli pierwszego trenera, nie dokonałem w przerwie świątecznej żadnych wzmocniej. Raz, że odpowiednich kandydatów, których korzystny dla klubu stosunek wymagań finansowych do umiejętności, było jak na lekarstwo, a dwa - graliśmy na tyle dobrze, że ciężko było wskazać jakiś słaby punkt drużyny.
Tabela po 19 kolejkach:
Po wznowieniu rozgrywek dalej kontynuowaliśmy naszą swietną passę.
Poraz drugi pokonaliśmy Real Betis i kilku zdecydowanych faworytów. Drużyna grała fantastycznie, a ja zaczynałem po cichu marzyć o włączeniu się do walki o awans.
Jednak, gdy chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz Mu o swoich planach.
Ledwie 2 punkty w 9 kolejnych meczach to najgorsza i najbardziej kompromitująca seria jakiej kiedykolwiek uświadczyłem będąc managerem Racingu de Ferrol. Na domiar złego historyczny wpierdol zafundował nam Gimnastic Tarragona. Drużyna z Katalonii obnażyła każdą najdrobniejszą słabość ustawienia 3-5-2, co później skrzętnie wykorzystywali kolejni rywale. Niestety, lepszej taktyki pod posiadany materiał ludzki nie było. No chyba, że mieliśmy wrócić do czwórki obrońców grających w linii i jednego napastnika liczącego z przodu na cud.
Wytyrzmałem jeszcze 6 meczów, nim zdecydowałem się na ten desperacki krok, który - jak na ironię - okazał się skuteczny.
W końcu wygraliśmy! Ja jednak nie miałem zamiaru rezygnować z naszego podstawowego ustawienia.
Wyszło średnio, bo do końca sezonu graliśmy w kratkę.
Tabela po 42 kolejkach:
Cięzko jednoznacznie ocenić nasz debiutancki sezon w Liga Adelante. Z jednej strony nikt nie dawał nam żadnych szans na utrzymanie, więc postawa Os Dianos Verdes przeszła najśmiejsze oczekiwania. Jednak z drugiej strony zdobycie kilku punktów więcej pozwoliłoby nam zagrać w barażu o awans do Liga BBVA, a gdybyśmy zdołali uniknąć czarnej serii na przestrzeni marca i kwietnia, była realna szansa by zameldować się tam bezpośrednio.
Tak czy siak, byłem niezwykle dumny z moich zawodników. Zafundowali mi oraz kibicóm fantastyczne 10 miesięcy emocji, pokazując, że nie są chłopcami do bicia, którzy pchają się na salony w niemodnych garniturach i obdartych butach z wystającą słomą.
Jeśli uda się nam odpowiednio wzmocnić kadrę i dokonać drobnych korekt taktycznych, możemy w przyszłym roku powalczyć o coś więcej.
I jeszcze jedno - zakończyliśmy sezon wyżej od naszego o wiele potężniejszego rywala Deportivo la Coruna. To tak na osłodę...;)
Jak potoczyły się losy Racingu de Ferrol w kolejnym sezonie? Dowiecie się w następnym odcinku!
APPENDIX
Z awansem do Liga Adelante wiązał się też nasz powrót do rozgrywek Pucharu Króla po 3 sezonach nieobecności. Tradycyjnie już drużyny pokroju Racingu de Ferrol muszą traktować Copa del Rey jako przygodę i szansę na zmierzenie się na boisku ze swoimi piłkarskimi idolami.
By to się jednak stało, trzeba było przebrnąć przez kilka rund wstępnych wśród równych sobie.
W roli naszego pierwszego rywala wystąpiła Cordoba - drużyna lawirująca miedzy I i II poziomem rozgrywkowym w Hiszpanii. Jeśli chcieliśmy marzyć o czymś więcej, musieliśmy zacząć podobnie jak w lidze przeciwko Realowi Betis.
Mecz był bardzo wyrównany, choć to goście mieli zdecydowanie częściej piłkę w swoim posiadaniu.
http://i.imgur.com/hcAzyj6.png
W trzeciej rundzie los skrzyżował Os Dianos Verdes z dobrze nam znaną ekipą Burgos wegetującą wciąż w Segunda Division B. Szansa na awans do 1/16 finału Copa del Rey była zatem ogromna. Tam czekały już na szczęśliwców drużyny z Liga BBVA.
Mimo gry na wyjeździe osiągnęliśmy miażdżącą przewagę w strzałach na bramkę. Niestety większość z tych uderzeń była niecelna...
http://i.imgur.com/qXp2pFI.png
Podobnie jak w moim debiutanckim sezonie zakończyliśmy przygodę z Pucharem Króla na trzeciej rundzie. Wielka szkoda, bowiem tym razem nie przystępowaliśmy do decydującego spotkania w roli kompletnego outsidera. Fantastyczną przygodę przeżyła jednak drużyna Burgos, która zmierzyła się w dwumeczu z Realem Madryt. Eh... może jeszcze kiedyś...
Zapraszam do komentowania i oceniania oraz udziału w sondzie!
Pozdrawiam!