Serie A TIM
Ten manifest użytkownika nesete przeczytało już 985 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Dzisiaj odcinek 13 (choć tak naprawdę to 14). Pechowo? Było już ostatnio. Oby nie, mam dosyć porażek i wpadek. Załóżmy, że 13-stka jest szczęśliwa, tak jak z Polańskim, przejdźmy więc do sedna, czyli...
Mimo moich usilnych próśb i błagań, nieuchronnie nadszedł Dzień. Dzień, w którym nie zatrzymała się ziemia. Za to dzień, w którym spotykamy się z Sampdorią. Ta drużyna jest obecnie na miejscu 11. Mamy szansę jej dokopać, jest jednak pewne ale. Zanim jednak to, przypomnę lekko, co działo się ostatnio. A działo się niezbyt fajnie, bo zremisowaliśmy z żabojadami. Był to jednak zwycięski remis, więcej, nawet go nie obejrzałem, bo wolałem szamać schaboszczaka. Potem starliśmy w pył Chievo i dostaliśmy bęcki od ChJuve w Kupie Italii, praktycznie zaprzepaszczając szansę na awans. Dlatego właśnie mecz z Sampdorią nie był zbytnio wyczekiwanym spotkaniem. Jeszcze nie wiecie dlaczego? No tak, nie znacie terminarza. Pff, cieniasy. Dobra, pomogę Wam (tak, szacuneczek). Po Sampdorii gramy z Totymhamem w LE a później „gramy” z Romą (która kiedyś upokorzyła nas 0-3). Jednym słowem (a będzie ich więcej), z Sampdorią musimy wygrać, bo inaczej włoży nam angielski klub, a jeśli to nas spotka, to na rozbite morale czołgiem wjadą rzymianie. A ta presja jest nieznośna. Trzymajcie kciuki.
Na Sampdorię wstawiam mocny skład, na Totegohama też, bo powinni się w miarę ogarnąć kondycyjnie. Na Romę przysztukuję drui garnitur i może trochę inną taktykę. Dawać mnie tą Sampdorię!
[nesete zarzuca na siebie ciemny płaszcz, oczy skrywa gęstym tuszem i po cichutku wychodzi. Pozostaje po nim tylko zapach tanich perfum marki nieznanej. Krzesło jeszcze trochę się chybocze ale po samym człowieku nie było już śladu. Później jeden z detektywów odnajdzie niedopałek ukryty gdzieś w doniczce, klejące się biurko od whisky (tak przynajmniej wmawiał sobie tenże detektyw). Nikt nie wiedział, co się stało. Pies skamlał pod drzwiami. Tchnięty dziwnym przeczuciem, zgrubiałą ręką, jeden z funkcjonariuszy odpalił monitor. To, co tam zobaczył, wstrząsnęło nim. Wybałuszył oczy, ręce zaczęły się trząść. Na ciemnym dżinsie, z którego zrobiono jego spodnie, pojawiła się mokra plama. On tego nie czuł. Był w innym świecie, tylko, kapiąca na podłogę, ślina świadczyła o tym, że żyje. Katatonia dopadła każdego, który spojrzał na ekran. Więc proszę, nie patrzcie. A jak zobaczycie, nie zdziwcie się, gdy zadzwoni do Was telefon i gdy drżącym głosem odbierzecie, usłyszycie: „głupi FM”. Potem nie umrzecie, ale przez tydzień będziecie mieć gazy.]
Nie będę się odnosił do wcześniejszego spotkania. Przede mną mecz z Totynhamem. Głęboko odetchnąłem. Akurat dzisiaj nie miałem alkoholu, bo poprosiłem żonę, by wracając z pracy skoczyła do sklepu po flaszeczkę i colę. Przywiozła mi ciemne Książęce mówiąc, że piwo jest zdrowsze. Co się tutaj dzieje? Gdzie ja trafiłem? Króliku, wyciągnij mnie stąd. Nie chciałem wpaść do twojej nory. Halo!
Ach, Babacarara nie trafił do bramki od 7 godzin, bo po co. Przecież nie jest napastnikiem, tylko bidoniarzem. Może to nie czarodziej, tylko zwykły iluzjonista? Mecz z Totynhamem będzie trudny (odkrycie, kuźwa, roku). Chciałbym traktować go, jako okazję do odbicia się po słabszych spotkaniach (jedno nawet wyparłem z umysłu), ale to zbyt dobry team, żeby stali się punktem zwrotnym. Raczej wcisną mnie w autostradę do piekła. Zaciskam zęby i mam nadzieję, że nie będzie masakry. Knykcie aż mi zbielały.
Już od pierwszego gwizdka wiedziałem, że nie będzie to łatwy mecz (kolejna prawda objawiona). Anglicy rzucili się do ataku węsząc naszą słabość. Wiedziałem, że jak nas ukłują, poczują krew, to nie zostanie z nas nic. Lekko cofnąłem chłopaków i... szybka kontra, strzał po ziemi i odblokował się Babacarabra. To tylko rozjuszyło Totegohama. Do przerwy nic nie zdziałali, ale w 50 minucie włożył nam Bentaleb, a w 61 Hejri Kejn. Nie mieliśmy czym odpowiedzieć, graliśmy słabo, piłka się nie kleiła nogi, gra się nie kleiła, nawet kleik się nie kleił. Przeklinałem sam siebie w duchu. Gdzie popełniłem błąd? Przecież ja nie popełniam błędów. Wpuściłem Gom3za i stał się cud. W 80 minucie, to właśnie niemiec strzelił na remis. Nie cieszyłem się zbyt długo. Nie cieszyłem się wcale. Nie zdążyłem. Co ten FM? Jak tu nie wierzyć w spisek przeciwko mojej osobistości. Kejn w 80 (tak, to nie żart, to smutna prawda) strzela trzecią bramkę dla angoli (nie Angoli). Koniec. 2-3. Wynik nie jest tragiczny w perspektywie rewanżu, bo strzeliliśmy dwie bramki. Ale gra jest tragiczna. A przede mną mecz z Romą. Uchowajcie.
Długo myślałem, co jest przyczyną tak słabej serii. Przegraliśmy już trzy mecze z rzędu, straciliśmy 11 bramek. A nie zapowiadało się na zmianę. Po Romie rewanżowaliśmy się z anglikami, potem wyjazd z Torino, tuż tuż Inter i ChJuve. Mogą mnie zwolnić. Nie ważne, długo myślałem i wymyśliłem. To FM chce mnie oszukać, grałem dobrze na jesień, to na wiosnę postanowił się odegrać i strącić mnie w otchłań porażek. Nie podoba mnie się to, jest to złe, wstrętne i smutne. Gdzie jest sprawiedliwość, gdzie Temida i jej waga. Na czyjej szali leży Fiore?
Dobra, czas na Romę. Jesteśmy Fiore, jesteśmy potęgą, jesteśmy nieobliczalni, jesteśmy zespołem. Kto wygra? Kto WYGRA!? KTO!!!??? MY!!! Spacja, spacja, spacja. Romo, nadchodzę. I nie jestem sam, są ze mną gladiatorzy z Florencji!
Oczywistością jest, że od pierwszej minuty zagra Gom3z, ostatnio strzela regularnie. To jest ważny mecz, oj, bardzo, serce podchodzi do gardła, ślina wyschła, z nosa leci woda. Oczy jakieś szklane, kolana trzęsą się jak podczas imprezy przy muzyce Stachurskiego.
Zgłoś zespół.
Szybciej myśl.
Klikam, klikam, nie gadam, klikam, graj. Dawaj, dawaj.
Guida (to taki siwy, brzydki sędzia) gwizdnął i zaczęło się. Tumult na stadionie ogromny, kibice chcą dobrej gry, chcą przerwania złej/tragicznej/porażającej passy. Niemniej jednak, idąc tropem klasyka: piłkarze Romy są dzisiaj napakowani jak kabanosy. Na szczęście, my jesteśmy jak dobra śląska, nie serdel żaden. Gom3z strzela w 11' i prowadzimy. Staramy się grać swoje, ale Roma sprytnie rozbija nasze ataki. Długo utrzymują się przy piłce, chcąc nas wyprowadzić z równowagi. Nie wiedzą, że taka gra, to młyn na wodę dla nas. Po kontrze w 80 minucie, na 2-0 podwyższa Mati a 10 minut później sędzia kończy mecz. Zwycięstwo! Tak potrzebny oddech, tak potrzebne punkty, tak potrzebne... ufff.
Na koniec podrzucę pomysł na reklamę. Wyobraźcie sobie wielkie,ogromne pole jeszcze niedojrzałej pszenicy. Gdy kłosy są jasnozielone a wąsy rośliny tworzą efekt blur na rzeczywistości. Polną drogą biegnie dziewczyna, ruda, ma piegi i rozwiane włosy. Jej biała, zwiewna sukienka furkoce (?) na wietrze. Niebo jest błękitne, bez żadnej chmury, gdzieniegdzie przeleci jakiś ładny ptaszek. Sielanka i radość. I nagle taki napis: oaza spokoju – siedziba Fiore po pokonaniu SRomy.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Lubisz to? |
---|
Jeżeli korzystasz z Facebooka, wpadnij na profil CM Rev, kliknij "Lubię to" i bądź na bieżąco ze wszystkim nowościami dotyczącymi świata Football Managera oraz oficjalnej strony serii w Polsce. Jest nas już ponad 12 tysięcy. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ