Nowe plany, ambicje, marzenia. Nowy etap w życiu rozpoczął się wraz z datą
30 czerwca, kiedy to pierwszy raz wyszedłem na trening z moimi podopiecznymi. Nie mogę powiedzieć, że byłem zachwycony, jednak tragicznie również nie było. Pamiętam niestety kilku piętnastolatków o lepszej technice i kondycji od zapoznanych zawodników. Opowiem wam teraz jaki był jeden z ważniejszych dni mojego życia:Jak co dzień obudziłem się na dźwięk budzika, tym razem jednak ustawionego na piątą. Kto by pomyślał, że muszę wstawać tak wcześnie? Założyłem dres i wybiegłem z domu. Biegłem wśród murzyńskich rytmów rozbrzmiewających z moich słuchawek. Raz na jakiś czas pojawiał się jakiś polski kawałek, który jednak po chwili przemijał zastąpiony nowymi dźwiękami. Gdy tylko minęło dwadzieścia minut zawróciłem na pięcie – poranny rytuał spełniony. Kolejny kwadrans i pięć minut zajął mi powrót uatrakcyjniony widokiem wschodzącego słońca. Dopiero ono pokazało prawdziwe oblicze miasteczka, w którym się znajdowałem. Nawet przez chwilę nie żałowałem, że się tu znalazłem.
Prysznic, śniadanie i do pracy. Po chwili do domu, bo oczywiście zapomniałem jakichkolwiek papierów, po czym znowu do pracy. Spacerek do
Graveyard Plaza był nie dłuższy jak dziesięć minut. Byłem ciekaw jak zaprezentują się moi nowi zawodnicy, jak zareagują na moją taktykę. Wchodząc do klubu serdecznie przywitałem panią Danusię, która tylko burknęła coś co brzmiało jak „Bry...”. Widać, że nie bardzo była zadowolona z faktu, iż to właśnie ja jestem trenerem. Swoją drogą kobieta strasznie się przepracowuje, jest jeszcze przed siódmą, a ta już w pracy? Ona tu nocuje? Od razu skierowałem się na boisko, ciekaw byłem jak prezentuje się nowiutki stadion ufundowany przez
SI Games. Na tym elemencie układanki jak najbardziej się nie zawiodłem. Od razu po wyjściu z klubowego budynku poczułem zapach świeżo skoszonej trawy, a oczy wysłały wyraźny sygnał do mojego mózgu mówiący „spoko stadionik”. Dwadzieścia tysięcy krzesełek w różnych odcieniach szarości i granatu tylko czekały na pierwszy komplet publiczności. Kiedy beniaminek doczeka się takiej widowni?
Przez godzinę pozostałą do treningu zdążyłem poustawiać wszystkie słupki oraz dopompować piłki. Swoją drogą dlaczego Bartek podpisał kontrakt z
Reebokiem? Jakoś bardziej jestem przekonany do piłek
Nike'a. Takie oto przemyślenia przerwał mi jakiś młody mężczyzna. Po ciemnoszarym dresie poznałem w nim naszego zawodnika. Mimo wszystko zdziwiłem się, że ktoś tak szybko przychodzi na trening, szczególnie na pierwszy.
- Nazwisko?
-
Maziarski Mateusz, ale proszę mi mówić
M8.
- Mejt? - zdawało mi się, że nie tylko pseudonim jest mi znany...
- Dokładnie.
- Tak więc co cię, drogi
M8, sprowadza na trening tak wcześnie.
- Awans do Ekstraklasy, trzeba dużo pracować. - złota myśl. Trzeba mu przyznać, że szybko zrozumiał co naprawdę się liczy.
- Ja chyba skądś znam twoje nazwisko... hmm... nie grałeś może w jakiejś młodzieżowej reprezentacji?
- Tak jest, do lat dwudziestu jeden.
Z pomocą Mejta rozłożyłem ostatnie słupki i usiadłem na trawie, młodzieniec za ten czas zaczął bawić się piłką. Ciekaw jestem czy wszyscy będą podchodzić do pracy z takim zaangażowaniem i zapałem jak on. Z każdą chwilą przybywało nowych zawodników, każdy od razu znajdował sobie zajęcie. Z momentem wybicia godziny ósmej wstałem i rozejrzałem się po towarzystwie. Jedni bawili się piłkami, inni rozmawiali, jeszcze inni skąpani w letnim świetle opalali się na środku boiska. Wziąłem gwizdek do ust i wydałem z niego straszliwie głośny dźwięk. Wszyscy zerwali się na równe nogi i przybiegli do mnie.
- Który tu jest najmłodszy?
Z tłumu nieśmiało wyszedł młodzieniec wyglądający na góra piętnaście lat. Na jego twarzy widać było przerażenie.
- Zdaje się, że ja, panie trenerze...
- Jak się nazywasz, młody człowieku?
- Grzelo, panie trenerze.
- Tak więc, Grzelo. Masz tu klucz, leć zamknij bramę. Spóźnialscy mają pecha. - dałem klucz młodemu i podniosłem teczkę, którą trzymałem w rękach. Kiwnąłem głową na piłkarza, który stał najbliżej i mu ją podałem. - Napiszecie tutaj swoje imię i nazwisko lub pseudonim i podacie dalej. Za ten czas się wam przedstawię. Nazywam się
Radosław Sikorski i urodziłem się w
Opolu. Wiele laty zajmowałem się trenerką, jednak na poziomie dużo niższym niż Ekstraklasa. Jednak wy jesteście ostatnimi osobami, które mają prawo wypominać mi braku doświadczenia. Wiem, że każdy z was z dużym zapałem grywa w tych symulatorach trenerskich, jednak chcę postawić sprawę jasno: nie będę tolerował podważania moich decyzji taktycznych. W tej grze to ja jestem trenerem, a wy piłkarzami. Zrozumiano?
W odpowiedzi usłyszałem jakiś cichy pomruk, więc zdecydowałem się powtórzyć pytanie
- Zrozumiano?!
- Taaak – teraz już utworzył się kilkuosobowy chórek po prawej. Jednak nie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
- Tak jest, panie trenerze. - podpowiedziałem, po czym ostatni raz powtórzyłem pytanie – Zrozumiano?!
- Tak jest, panie trenerze!!! - zakrzyknęli wszyscy piłkarze. Po chwili wróciła do mnie moja teczka, a na niej kartka z listą nazwisk moich piłkarzy. Szybko ją przeanalizowałem.
Pucek,
Dezerter,
M8_PL,
Henkel,
Grzechoo,
Grzelo, tak, tak, tak,
Speed,
Grzechoo,
Magic, hmm,
Rem-8, jest i trzeci
Grzechoo.... Dziecinada.
- Który to jest ten
Grzechoo?! Wszyscy trzej, wystąp! - wszystkich ogarnęła grobowa cisza. Z interwencją wyszedł Mejt:
- Grzechoo z powodów osobistych musiał opuścić dzisiejszy trening.
- A cóż może mieć takiego ważnego na głowie, ten
Grzechoo, żeby nie przyjść na pierwszy trening? - zadrwiłem.
- Jego ojciec trafił wczoraj do szpitala, Grzesiek dzwonił do mnie i do prezesa – teraz zrobiło mi się głupio. Zbyt wcześnie chciałem podważać ich zaangażowanie. Zapomniałem, że to dorośli ludzie mający prawdziwe problemy.
- W takim razie wszystko jest w porządku. A teraz, wracając do tematu, chciałbym was zapytać jak oceniacie nasze szanse? - tak jak się spodziewałem każdy zawodnik z osobna zaczął pokrzykiwać „Utrzymamy się”, „Damy radę”, „Połowa tabeli”. - Tak myślałem. A teraz słuchajcie, żeby nie było niedomówień. Jesteście słabi, słabsi niż ktokolwiek z naszej ligi. Pod względem techniki nie dorównujecie większości piłkarzom do pięt, nie wiem jak z waszą kondycją. Mimo to nasz boss i sponsorzy oczekują utrzymania w lidze, co zadaniem łatwym nie jest. Jednak historia zna już przypadki, w których słabszy zwyciężał z silniejszymi. Historia nagradza również walczących do końca. Aby mieć jakiekolwiek szanse grając z jakimkolwiek zespołem apeluję o walkę!
- Więc będziemy walczyć! - zakrzyknął się któryś z zawodników.
- Walka przez 90 minut w każdym meczu, walka w każdym meczu przez cały sezon. Musicie być bardzo zaangażowani, musicie cali poświęcać się na treningach i na meczach. Każdy dobry trener wie, że nie trzeba biegać dużo, jeśli się biega mądrze. Dla was jest jednak za późno, musicie rywali zabiegać. Zabiegać na śmierć. Z dokładną taktyką zapoznacie się później, teraz przejdziemy do treningu właściwego.
Pogoniłem chłopaków do pracy, najpierw rozciągania, później cztery kilometry w ramach rozgrzewki. Następnie zabawy z piłką, gra w dziada, kilka meczyków w trzech składach na pomniejszonym boisku. Piłkarze już po godzinie treningu byli wycieńczeni, więc zaczęliśmy ćwiczyć strzały z dystansu oraz wrzutki. Wydaje mi się, że moje przemówienie podziałało. Może nie było wysokich lotów, ale wszyscy zrozumieli, że muszą naprawdę ciężko pracować jeśli chcą dorównać komukolwiek w lidze. Rzekłbym skromnie: taki właśnie był plan.
* * *
Tak oto wyglądała moja pierwsza sobota na
Graveyard Plaza. Był to również dzień pierwszego meczu mojej drużyny odkąd ta dostała licencję Ekstraklasy. Jako, że jest to mój pierwszy dzień w klubie nie podjąłem się kierowania drużyną. W meczu przeciwko
Arce Gdynia zrobi to mój asystent,
Rygil. Ja za ten czas mógł obejrzeć moją drużynę w akcji, przekonać się co do ich umiejętności i kondycji. Mimo, iż na tym meczu miałem być tylko biernym widzem to obowiązek rozmowy z mediami spadł na mnie. Tremę potęgował fakt braku doświadczenia w tym aspekcie. Ćwiczeń przed lustrem do doświadczenia nie zaliczam.
Po treningu wróciłem do domu. Usiadłem przy stole w kuchni i spojrzałem na zegarek.
12:33... Spojrzałem na notatki sporządzone podczas pierwszego treningu.
M8_PL na kapitana, Storm A. De Raph na drugiego. Rozgrywający M8_PL, snajper Pucek, Sol na bramce.
Myślę, że podjąłem słuszne decyzje, to się okaże. Szybko usmażyłem sobie jajecznicę i zrobiłem herbatę. Zagryzłem czerstwym już chlebem. Obiad z głowy... Miałem jeszcze sporo czasu, więc z ciekawości zajrzałem na stronę internetową klubu. „Oficjalna strona serii
Football Manager w Polsce oraz
KS CM Revolution” głosił biały napis na zielonym tle. Szybko rzuciło mi się w oczy moje własne nazwisko, gdy tylko zjechałem na wysokość newsów.
Jakaś uciecha była, czułem się wręcz dumnie. I z takim właśnie uczuciem wybiegłem z domu. Znając moją nieodpowiedzialność mogłem się spodziewać, że pewnego dnia spóźnię się na konferencję. Na szczęście to nie był ten dzień. Zdyszany wpadłem do pokoju, w którym siedziało kilka osób, kolejne dopiero wchodziły lub dopalały papierosy przed budynkiem. Trema zżerała mnie od środka, czułem wyraźny ucisk w żołądku. Światła, kamery, mikrofony...
- Witam wszystkich na konferencji prasowej. Nazywam się
Radosław Sikorski i jestem nowym trenerem drużyny
KS CM Revolution. Dzisiejszy mecz z
Arką będzie dla mnie możliwością poznania możliwości zawodników, drużyną będzie kierował mój asystent,
Piotr Rygil. Są jakieś pytania? - pytanie czysto retoryczne, jednak wywołało niesłychaną wrzawę wśród dziennikarzy. Czekałem z zapartym tchem na pierwsze konkretne pytanie. W końcu tłum trochę ucichł i przebił się głośniejszy głos:
- Czy pańskie doświadczenie wystarczy, aby poprowadzić klub z Ekstraklasy?
- Moje doświadczenie jest nie większe jak doświadczenie któregokolwiek zawodnika z mojej drużyny. Jestem przekonany, że ciężką pracą możemy szybko nadrobić zaległości do reszty stawki i zacząć się liczyć w Polsce.
- Jakie plany na ten sezon? - przebiło się drugie pytanie
- Zdecydowanie utrzymanie w lidze, jak najdalej od strefy spadkowej. Przynajmniej taki cel stawia przede mną i przed drużyną prezes Suchacki, moje osobiste oczekiwania zweryfikuję po pierwszych meczach, gdy dowiem się już na jakim poziomie gry można oczekiwać od tych zawodników.
- Podobno odnosił pan bardzo wiele sukcesów, ale na szczeblu dużo niższym niż nasza Ekstraklasa. Jak to się stało, że znalazł się pan w tym klubie? - takich pytań właśnie się obawiałem.
- Gdybym był
takim
Jose Mourinho odpowiedziałbym zapewne, że „
nie jestem najlepszym trenerem świata, ale w chwili obecnej nie ma na świecie lepszego ode mnie”. Ja nie jestem najlepszym treneem świata i się za takiego nie uważam. Jednak moje sukcesy nigdy nie przechodziły niezauważone i już od dawna miałem sporo ofert z klubów z różnych lig, np. z
Rakowa Częstochowa. Jednak dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy jest trenowanie drużyny jaką chcę trenować. W tej chwili jestem tu gdzie być powinienem, na warunkach które i mi i prezesowi odpowiadają. Chcę pomóc tej drużynie i to wam powinno wystarczyć.
- Przewiduje już pan kto zostanie liderem lub kapitanem drużyny?
- Co do liderów to absolutnie nie chcę wypowiadać się na ten temat przed jakimkolwiek meczem. Liderów zweryfikuje boisko, niezależnie czy będę kogokolwiek na takiego kreował czy nie. Jeśli mowa o kapitanie to mam już swoje typy, jednak chcę, aby to drużyna ostatecznie zdecydowała. Potrzebny nam naturalny przywódca, a ja jeszcze za mało znam tych ludzi. Czas goni, więc już ostatnie pytanie. – cytując pana premiera/prezydenta, tylko nie od tej małpy w czerwonym. Koniec cytatu.
- Pański typ na dzisiejszy mecz?
- Nigdy nie byłem dobry, w określaniu wyniku. Stawiam na
8:2 dla nas i kupę dobrej zabawy. Dziękuję za pytania, dowidzenia.
W tej chwili miałem kwadrans do meczu. Już nigdy nie napiszę, jak go spożytkowałem, ale relacja z meczu w następnym manifeście!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ