Luiz Felipe Scolari oraz Franciszek Smuda to niezwykle charyzmatyczni szkoleniowcy. Wbrew pozorom bardzo dużo ich łączy i to nie tylko to, że obaj urodzili się w 1948 roku. Od pewnego czasu obaj paradują chociażby w niebieskich dresach, ale i ich warszaty szkoleniowe, drogi kariery oraz... charaktery są prawie bliźniacze.
TRUDNE POCZĄTKI
Brazylijski szkoleniowiec nie miał imponującej kariery zawodniczej. Reprezentował barwy najwyżej drugoligowych drużyn, aby w wieku trzydziestu lat zawiesić buty na kołku. O wiele bogatszym dorobkiem może pochwalić się Franciszek Smuda, który grał w barwach Stali Mielec, Piasta Gliwice oraz Legii Warszawa w I lidze, a także zbierał doświadczenie w USA.
Początki pracy szkoleniowej to dla obu trenowanie zespołów niższych lig i to bez żadnych sukcesów. Scolari postanowił więc wyjechać do Kuwejtu, gdzie zdobył krajowy puchar i przez kilka miesięcy prowadził reprezentację tego kraju. Następnie w 1991 wrócił do Brazylii. Od tego momentu jego kariera nabrała rozpędu. W ciągu dekady wygrał mistrzostwo Kraju Kawy oraz Copa Libertadores z Gremio Porto Alegrense. W 1998 roku w końcu trafił do klubu z najwyższej półki – Palmeiras Sao Paulo, z którym także zdobył miano najlepszej drużyny Ameryki Południowej.
Początki Franciszka Smudy również były ciężkie. Najpierw praca z niemieckimi klubami z niższych lig oraz epizod w Turcji. Dopiero później przyszły wielkie sukcesy z Widzewem Łódź oraz Wisłą Kraków. Obecny trener Kolejorza miał słabsze lata, ale znowu powrócił na szczyt i walczy o najwyższe laury.
Teraz i jeden i drugi w niebieskich dresach prowadzą swoje drużyny tylko w stronę zwycięstw, które są od nich bezwzględnie wymagane odpowiednio od Scolariego w Chelsea, a od Smudy w Lechu.
MARZENIE O REPREZENTACJI
Jednak w pewnym aspekcie obie kariery znacznie się różnią. Europejska sława Luisa Felipe Scolariego powstała podczas mistrzostw świata w 2002 roku, gdy z reprezentacją Brazylii zdobył złoty medal. Pięknie grający zespół, prowadzony przez odrodzonego Ronaldo, przyniósł mu sławę oraz zainteresowanie właścicieli największych klubów. W końcu zdecydował się objąć kadrę Portugalii, z którą dwa lata później został wicemistrzem Europy, a w 2006 roku zajął czwarte miejsce na mistrzostwach globu. W tej materii jest na pewno spełnionym trenerem.
Dla Franciszka Smudy prowadzenie reprezentacji Polski to wciąż niespełnione marzenie. Wielokrotnie wymieniany jako kandydat do objęcia tej zaszczytnej funkcji, nigdy nie został wybrany. Najpierw w 1997 roku musiał ustąpić Januszowi Wójcikowi. Najbliżej tej posady był dwa lata później. Jednak wtedy na przeszkodzie stanął obowiązujący kontrakt z warszawską Legią i Polskę do mistrzostw świata wprowadził Jerzy Engel. Mimo tych wszystkich niepowodzeń, Smuda zapowiada, że cały czas jest gotowy poprowadzić biało-czerwonych. - Gdyby PZPN zaproponował mi pracę, to bym się zgodził, bo mam wizję, pomysł na taktykę i potrafiłbym zbudować zwycięską drużynę, mając do dyspozycji wszystkich zawodników z polskim paszportem – deklaruje.
TRUDNE CHARAKTERY
Urodzeni w 1948 roku szkoleniowcy to pod względem charakteru osoby nietuzinkowe, wobec których nie można przejść obojętnie. Franciszek Smuda wielokrotnie dał się poznać jako osoba wybuchowa i niezwykle spontanicznie reagująca na poczynania swoich zawodników na boisku. Wielokrotnie swoim krzykiem potrafi przebić się przez śpiewającą publiczność i w bardzo dosadny sposób wyrazić swoją opinię. Niejednokrotnie także sędziowie musieli wysłuchiwać pod swoim adresem wielu nieprzyjemnych epitetów, z czego „złodziej” to jeden z najdelikatniejszych. Kiedy nie wszystko idzie po jego myśli, wtedy robi się nerwowo.
Na pewno niechlubnym epizodem jest sprzeczka z dziennikarką telewizyjną, która jako odpowiedź usłyszała „spier…”. Także podczas konferencji prasowych potrafił zaproponować nieprzychylnym dziennikarzom wyjście na zewnątrz w wiadomym celu.
Jednak Smuda to nie tylko człowiek nerwowy, który krzyczy na wszystkich wokół. To także osoba z bardzo dużym poczuciem humoru. Mogli się o tym przekonać w ostatnim meczu chociażby kibice Piasta Gliwice, którzy siedzieli najbliżej ławki rezerwowych Lecha. Z powodu dobrej gry swoich podopiecznych „Franz” co chwila uśmiechał się od ucha do ucha i zagadywał do fanów Piasta.
Luis Felipe Scolari także potrafi zaszaleć na boisku. Przekonał się o tym obrońca Ivica Dragutinović, który został uderzony przez Brazylijczyka podczas meczu reprezentacji Portugali z Serbią. Za to zajście Scolari został zawieszony przez UEFA na trzy mecze. Potrafi on również niezwykle barwnie przemawiać, czego dopełnieniem jest intensywna gestykulacja. Na pewno Premier League zyskała kolejnego menedżera, który jeszcze nieraz znajdzie się na czołówkach tabloidów z powodu swojej wybuchowości.
Być może wspomniani trenerzy są czasami zbyt nerwowi dla otoczenia. Jednak zawodnicy przez nich prowadzeni na pewno nie mogą narzekać. Portugalscy piłkarze po mistrzostwach Europy w 2004 roku mówili, że główną tajemnicą ich sukcesu jest atmosfera jaką potrafił stworzyć Scolari. Także Smuda traktuje swoich zawodników z pełnym szacunkiem i zaangażowaniem. Dzięki czemu oni odpłacają się tym samym. Każdy z nich na treningach i meczach w pełni stara się spełnić wymagania swojego trenera.
MUSZĄ GRAĆ O WSZYSTKO
Obecnie Smuda i Scolari pracują pod wielką presją w klubach, które walczą o najwyższe cele w swoich ligach. Każde przegrana i niepowodzenie jest powodem do krytyki ze strony mediów. W Poznaniu „Franz” ma bardzo ciężkie zadanie, ponieważ fani Kolejorza z dużym brakiem zaufania spoglądają w stronę ławki rezerwowych. Tylko mistrzostwo Polski może sprawić, że w końcu w pełni go zaakceptują. Tylko jedno się nie zmieni. Scolari nadal będzie gładził się po swoich charakterystycznych wąsikach, a Smuda biegał wokół linii dzielącej go od boiska.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ