Premier League
Ten manifest użytkownika Black przeczytało już 1160 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Mecz z Fenerbahce Stambuł zapowiadał się ciekawie. My teorecznie graliśmy o pietruszkę, oni o wyjście z grupy. Wygrana praktycznie zapewniała im awans. Ale my mieliśmy o co grać. Wszak 475k piechotą nie chodzi, nie? Dlatego wystawiłem mocny skład, który miał z łatwością zwyciężyć nad tureckim rywalem pomimo tak nielubianego przeze mnie mokrego boiska.
Rywale zaczęli zdecydowanie lepiej, to do nich należały pierwsze akcje. My ocknęliśmy się dopiero około 15min, kiedy po dobrej akcji Fabregas z 35m trafił w słupek. Ale oliwa sprawiedliwa, rywale trafili w poprzeczkę. Mimo ciągłych ataków, zarówno rywali jak i nas, wynik bezbramkowy utrzymał się bardzo długo. Wygraną uratowaliśmy dopiero w doliczonym czasie gry. Długie podanie w stronę bramki posłał Vidic, wybiegł do niego Nani, ale bramkarz go ubiegł. Jednak jego wybicie było tak niefortunne, że Portgulaczyk zdołał je przeciąć i piłka trafiłą do Berbatova, który posłał ją do pustej bramki. 1:0 w ostatniej minucie!
Szczęście sprzyja lepszym. Tylko tak mogę podsumować ten mecz. Niby atakowaliśmy, ale bezskutecznie. Bardzo słabe spotkanie, byłem rozczarowany zawodnikami, czego nie kryłem. Miałem nadzieję, że to tylko chwilowy spadek formy. Ogólnie spisywalismy się nieźle, ale takich meczy trzeba unikać.
Udało mi się doprowadzić do transferu Łukasza Czerwińskiego. Zapłaciłem za niego zaledwie 16k i już od stycznia będzie grał u nas. Liczyłem na niego, zapowiadał się nieźle. A i chyba Mietek będzie zadowolony. Stracił wielki talent, ale zyskał niemałą jak na Polską Ekstraklasę kwotę 64k złotych. Będzie mógł ją spożytkować. A ja czekałem na przybycie Łukasza.
Następnym rywalem było Blackburn Rovers - kandydat do spadku, zajmujący 17 miejsce w lidze. Niby był słaby, ale odkąd pamiętam, gra z nimi zawsze była trudna. Obawiałem się odrobinkę tego meczu, zwłaszcza, że odbywał się na ich stadionie. Zapowiadało się ciężkie, ale ciekawe starcie.
Niestety, okazało się, że miałem rację. Mecz był bardzo ciężki i nie zachwycał. Stawiał głównie na taktykę, nie na ataki. Ciągłe podania niezakończone strzałami nie miały prawa się podobać. Jedyną bramkę meczu, ale za to piękną, zdobył Fabregas, strzałem sprzed pola karnego w samo okienko. Dodatkowo przez pół godziny graliśmy w osłabieniu. Ferdinand ujrzał czerwony kartonik za faul taktyczny. Na szczęście zdołaliśmy się wybronić.
Byłem wściekły na piłkarzy. Taka gra się z 17 zespołem ligi? Wygrali, ale w stylu godnym conajwyżej Championship. Niektórzy potrafią przegrać w lepszym stylu. Nie mogłem się opanować i nakrzyczałem na nich co potem przeciekło do prasy.
Byłem także wściekły na Ferdinanda. Swym faulem taktycznym może i przerwał akcję, ale i naraził zespół. Grając w dziesiątkę mogliśmy bardzo łatwo stracić bramkę i zremisować, a może nawet przegrać. To było z jego strony nieodpowiedzialne. Wyraził skruchę i obiecał poprawę, ale ja nie zawsze wierzę w słowa. Dlatego pozbawiłem go tygodniowej pensji. Niby zrozumiał moją decyzję. Nawet jak będzie miał mi to za złe, może zapamięta na przyszłość. Jest podporą składu i nie może popełniać takich błędów. Został odsunięty przez federację od jednego meczu w rozgrywkach angielskich. Na szczęście jest to mecz Carling Cup z Southampton, bo następnym meczem w Anglii jest pojedynek z Liverpoolem, a z nim nie dalibyśmy sobie rady bez Ferdinanda. Właśnie, jeśli mowa o Liverpoolu... Pokonał Arsenal Londyn
i jest jedynym obok nas zespołem bez porażki w lidze. Dlatego starcie z nim będzie decydujące.
Zakończył się listopad i w tym miesiącu zdobyliśmy dwie nagrody. Ja zdobyłem po raz trzeci z rzędu tytuł Menadżera Miesiąca
a Sakho tytuł Młodego Piłkarza Miesiąca.
Kolejny udany miesiąc, byle tak dalej. Ale teraz moim zmartwieniem był spadek formy. I Liverpool. Jakbym nie dość się obawiał spotkania z nimi w lidze, trafiliśmy na nich w FA Cup. Już w trzeciej rundzie. Dwa spotkania z zespołem z Anfield w przeciągu miesiąca! Zapowiadał się istny 'hardkor'. O ile w lidze remis by mnie satosfakcjonował, to w pucharze musimy wygrać, choćby w karnym. Nie mogę sobie pozwolić na odpadnięcie z rozgrywek na tak wczesnym etapie. Choćbym miał grać w najgorszym stylu, muszę pokonać Liverpool.
Ale zanim miało to nadejść, przyszedł czas na ćwierćfinał Carling Cup i pojedynek z Southampton FC. Zdecydowałem się wystawić może nie całkowicie młody skład, ale taki mieszany. Wszak nie chodzi mi o przegraną, bo to już ćwierćfinał.
Prowadzenie dał nam już w 13min najlepszy strzelec zespołu czyli... Vidic. Kolejny gol głową tego środkowego obrońcy. W trzy minuty później mogliśmy prowadzić wyżej, ale Paloschi uderzył w słupek. W 46min trafił w poprzeczkę. Ten włoski napastnik miałtego dnia pecha. W końcówce meczu jeszcze wprowadzony Carricka trafił w poprzeczkę. Bramka rywala była chyba zaczarowana i sama broniła. Już w doliczonym czasie gry Scholes ustalił wynik na 2:0.
Bezbarwny mecz, ale zakończony wygraną. Jak na mocno rezerwowy skład, to niezły mecz nawet. Ale jak na Manchester to nie. Kibice nie byli zadowoleni, co też okazali publicznie.
Po tym meczu mieliśmy trochę przerwy. Następny mecz był dopiero za tydzień i był to pojedynek z Villareal FC. Zespół ten był ogromnym zaskoczeniem Ligi Mistrzów. Miał walczyć o wyjście z grupy, a ma na to nikłe szanse i na dodatek było prawdopodobne, że nie wywalczy nawet Pucharu UEFA. Miał on taką samą liczbę punktów co Wisła i gorszy stosunek bramek. Villareal miał małe szanse na pokonanie naszej drużyny, choć przyznam, pewne miał. Fenerbahce prawie na 100% by wygrało z Wisłą. I to premiuje Białą Gwiazdę. Jeżeli my pokonaliśmy byśmy Hiszpanów, to aby zajęli oni trzecie miejsce, Turcy musieliby pokonać Polaków pięcioma bramkami więcej niż my Villareal. Więc jedynie remis albo wygrana z nami ratowały Żółtą Łódź Podwodną. Zapowiadało się naprawdę ciekawie.
W międzyczasie odbyło się losowanie półfinału Carling Cup. Mieliśmy zagrać z Fulham Londyn, które niespodziewanie wyeliminowało w derbach tego miasta Chelsea. Ten mecz nie napawał optymizmem, ale ostatnio wygraliśmy z nimi 4:0, więc zapowiadał się w miarę prosty mecz. W drugim półfinale mieli zagrać West Ham United i Manchester City. Miałem nadzieję na derby Manchesteru w finale, to byłoby piękne.
Został miesiąc do okienka transferowego, więc znowu zaczęły sie podchody. Chelsea interesowało się Ronaldo, a Olympique Lyon Nanim.
Zdementowałem obie te pogłoski. Nie zamierzałem się ich pozbywać, byli czołowymi graczami drużyny.
Nadszedł w końcu dzień meczu z Villareal. Chciałem go wygrać. Dla renomy, dla pieniędzy i dla Wisły Kraków. Dlatego zachęciłem piłkarzy to gry, żeby zagrali dla kibiców!
Choć zaczęliśmy ostro, to przeciwnicy zadali pierwszy cios. Cazorla, 4min i jest 0:1. A akurat dostałem przed meczem informacje, że jak nie wpuścimy gola to pobijemy rekord ilości meczy bez wpuszczonej bramki... Po tym wszystkim rzuciliśmy się do ataku. Wreszcie przyniosło to skutek w 26min. Saivet strzelił pięknego gola z rzutu wolnego! W trzy minuty później Saivet podwyższa w akcji sam na sam! Chwilę potem Nani i 3:1! Mimo ciągłych ataków i wprowadzenia świeżej krwi, wynik nie uległ zmianie.
Piękny comeback! Przegrywaliśmy od 4min, ale potrafiśmy strzelić w odpowiedzi trzy bramki. Był to naprawdę emocjonujący mecz. Świetnie spisali się skrzydłowi - Nani i Saivet, strzelając wszystkie trzy bramki. Także dobrze spisał się Kuszczak - godnie zastąpił van der Sara. Nieco gorzej wypadła obrona, zwłaszcza środek, ale i tak nieźle.
Po meczu w szatni czekała na mnie niespodzianka. Wielki tort w kształciu Pucharu Ligi Mistrzów! Piłkarze pamiętali o moich urodzinach i godnie je uczcili wygraną. Było mi naprawdę bardzo miło. Nie mogłem opanować wzruszenia, dla takich chwil się żyje po prostu. Chwilę poświętowaliśmy zwycięstwo i moja urodziny, ale szybko wróciliśmy do pracy. To znaczy poszliśmy spać, aby następnego dnia ciężko pracować przed meczem z Liverpoolem FC.
Prócz treningów siedzieliśmy w salce taktycznej i godzinami analizowaliśmy rywali. Ich ustawienie, skład, taktykę. Wszystko. Wszystko musieliśmy zbadać, żeby jak najlepiej się pokazać w tym meczu. Musieliśmy wygrać!
Prasa bardzo interesowała się tym pojedynkiem. Co chwila ktoś pytał mnie o opinie, na konferencji prasowej pojawiły się tłumy. O to parę tytułów z gazet:
Także bukmacherzy pokusili się o ustalenie stawek za zakłady na ten mecz. O dziwo, to przeciwnicy byli faworytami.
Całą ta medialna otoczka tylko dodawała pikanterii temu pojedynkowi. Muszę przyznać, ze byłem podniecony, ale i zestresowany. To był najważniejszy mecz tej połowy sezonu. Wygrana pozwoli nam odskoczyć rywalom, przegrana sprawi, że poczujemy ich oddech na karku.
W dniu meczu przybyliśmy na Anfield Road. Po wyjściu z autokatu popatrzyłem w niebo. Było w pełni zachmurzone, zaczynało powoli kropić. 'Czy to były czarne chmury dla nas, czy dla rywali?' - zastanawiałem się. Pomyślałem sobie, że to jest ważne spotkanie w walce o tytuł. Kto przegra, jest w trudniejszej sytuacji. Ale robiło się też ciekawie. Wiedziałem tylko, że nie lubię deszczu, nasz styl gry nie sprawdza się w taką pogodę. No ale cóż miałem zrobić, poszliśmy do szatni. Tam powiedziałem tylko parę słów. "Wiecie, że ten mecz jest ważny. Bądźcie tego świadomi, ale nie skupiajcie się na tym. Pomyślcie tylko o grze. Zagrajcie dla kibiców. Czerpcie radość gry. Po prostu grajcie tak jak się gra w piłkę!"
I wyszli z szatni w następujących składach.
I zaczęło się. Gra była wyrównana. Wydawało się, że szczęście nam sprzyja, gdyż w 3min kontuzji uległ czołowy zawodnik Liverpoolu - Torres. Ale okazało się, że fortuna bywa kapryśna. W 7min Carrick próbował odebrać piłkę Kuytowi za pomocą wślizgu i wszedł odrobinę za mocno. Kuyt zwijał się z bólu i sędzia bez wahania pokazał mu czerwony kartonik.Musieliśmy grać w osłabieniu! Pomimo tego gra była nadal wyrównana. Atakowaliśmy falami - raz my oddawaliśmy strzały raz po razie, a potem rywale konstruowali parę akcji pod rząd. Okazje były naprawdę wyborne, ale oba zespoły spisywały się świetnie w obronie. Tak było aż do 22min. Gerrard z Babelem popisali się dryblinami i ten ostatni podał do świetnie ustawionego Kuyta, który strzałem głową pokonał bezradnego van der Sara! Przegrywaliśmy, widać było brak Carricka. Ale już trzy minuty później remis! Ronaldo w przepięknym stylu wykonał rzut wolny! Posłał piłkę w samo okienko bramki z 30m! Reina bez żadnych szans! Mecz zaczął się od początku! Oba zespoł rzuciły się do ataków, ale zdecydowanie więcej było taktycznych wymian podań niż strzałów, choć i tych nie zabrakło. I my i Liverpool mieliśmy parę wybornych okazji. Ale dzięki obronie i bramkarzom, na tablicy widniał remis. W szatni dodałem tylko otuchy chłopakom. Mieli szansę na wygraną, musieli tylko walczyć! I z takim przekonaniem wyszli na boisko.. I ich zapał został szybko ostudzony. W 47min Gerrard posłał bombę z narożnika pola karnego i było 2:1. Rzuciliśmy się do ataku, jednak nic to nie dało. Liverpool po prostu nie popełniał błędów. Za to my owszem. 67min. Reina wybił piłkę od bramki, Mascherano odegrał ją głową do Xabi Alonso, który posłał futbolówkę daleko do przodu, ponad głowami obrońców. Wydawało się, że ktoś od nas ją przejmie, już wyszedł do niej van der Sar, ale Keane wybiegł z niewiarygodną prędkością. Mimo obrońcy na plecach, dopadł pierwszy do piłki i bez chwili wahania posłał ją do bramki w pojedynku sam na sam z bramkarzem! Ewidentny błąd obrony i Holendra. Gdyby Keane był lepiej pilnowany, a golkiper nie podjął decyzji o przechwycie, do bramki by nie doszło. Ten gol praktycznie ustawił cały mecz. Atakowaliśmy, ale już bez tej siły, bez tego entuzjazmu. Ataki nie były takie błyskotliwe. I parę minut potem, w 73min, kolejny nasz błąd. Kuyt biegł z piłką i próbowali mu ją odebrać Ferdinand i Sakho. Nieskutecznie. Zostawili za to niepilnowanego Keane'a, który dostał celne podanie po ziemi i ruszył w stronę bramki. Natychmiast ruszyło do niego aż trzech graczy, nawet van der Sar wyszedł do tej piłki, jednak niesamowity Robbie raz jeszcze okiwał bramkarza, omijając go z boku i skierował futbolówkę do pustej bramki. 4:1. Próbowaliśmy jeszcze walczyć o honor, ale uszło z nas powietrze i piłka po naszych strzałach częściej odwiedzała trybuny niż Reinę. I tak było aż do samego końca.
Przegraliśmy. Pierwsza przegrana w sezonie, nie liczac pucharu towarzyskiego. I to tak wysoka i w takim ważnym meczu. W szatni piłkarze byli podłamani tak wysoką przegraną, zwłaszcza Carrick i van der Sara. Podszedłem do obu i poklepałem ich po plecach, mówiąc jednocześnie do wszystkich.
"Jestem rozczarowany, nie przeczę. Tak samo jak wy. Graliście dobrze, wręcz bardzo dobrze. Tylko to nie wystarcza przeciw takiemu przeciwnikowi jak Liverpool. Trzeba jeszcze nie popełniać błędów. Popełniliście parę, ale gra była niezła, a wynik niesprawiedliwy. Zasłużyliście na remis, albo choć skromną przegraną. Wiecie o tym. Teraz musimy wszyscy wziąć się w garść i wyciągnąć wnioski z naszych błędów. Nie popełnimy ich następnym razem. Następnym razem wygramy!"
Piłkarzy to pocieszyło, bo się uśmiechnęli. Choć były to raczej smutne uśmiechy, widać w nich było chęć do poprawy sytuacji. Po ich oczach widziałem chęć walki. 'Będzie dobrze' - pomyślałem.
Niestety prasa myślała zgoła inaczej. Choć niektórzy nas bronili, twierdząc, że graliśmy dobrze, tylko defensywa Liverpoolu nie pozwoliła na więcej,większość nie pozostawiła na nas suchej nitki.
Tak samo kibice... Uważali, że zagraliśmy za słabo i ta przegrana była dla nas jak kubeł zimnej wody, który obudził nas ze snu o mistrzostwie. Dotychczasowa seria wygranych stawiała nas w świetnej sytuacji. Teraz, choć walka dopiero się zaczynała, nadal mieliśmy pewną przewagę.
Aby marzyć o tytule, musieliśmy zwielokrotnić nasze wysiłki. I zamierzaliśmy to zrobić. Zamierzaliśmy wrócić do pełni formy i pokazać wszystkim, kto zasługuje na mistrzostwo. W końcu nosiliśmy herb Manchesteru United!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Aerobik - męska rzecz? |
---|
Trening aerobiczny jest ważny, kiedy zależy nam na doskonaleniu dynamiki piłkarzy. Rozwija umiejętności takie jak Zwinność, Przyspieszenie, Szybkość. Przydaje się szczególnie przy szkoleniu skrzydłowych i obrońców. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ