LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika Magicc przeczytało już 2276 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
"Są rzeczy na niebie i ziemi, o których się nie śniło filozofom" - cytując klasyka. Piotr Bałtroczyk zwykł do tego dodawać od siebie, że większość z tych rzeczy znajduje się w Polsce. Coś w tym jest. Wspominałem już, że jesień 2012 była dla nas... no, była z dupy, co tu dużo mówić. Chociaż nie powiem, rekordy wtedy też padały. Ot, chociażby rekord kolejnych rozegranych spotkań bez wygranej. Brakowało nam spokoju, waleczności, skuteczności, ale chyba przede wszystkim wiary. Piłkarze zaczęli wierzyć pismakom, którzy zapowiadali, że oto wracamy na swoje miejsce - ciekawego, ale jednak średniaka. Kolejny cios zadał nam Lech. Znowu było tak samo - my atakowaliśmy, ostrzeliwaliśmy im bramkarza ze wszystkich stron, a nic nie chciało wpaść. Pod koniec meczu Kolejorz dostał rzut rożny i po zawodach, 0:1 u siebie. Legia odskoczyła na cztery punkty.
Ale co tam Legia! Mieliśmy przecież grać z Realem i to u nich! To dopiero miała być masakra, ohoho. Nie powiem, sam też miałem przed tym meczem pełne gacie. Wtedy też zmieniłem ustawienie - mieliśmy przerzucić się z 4-4-2 na 4-5-1. Chciałem się bronić, przetrwać w Madrycie ile się da i wrócić do kraju z wynikiem lepszym niż dwucyfrówka w plecy. Usadziłem nieskutecznego w ostatnim czasie Grzelczaka na ławce, a Pinheiro przesunąłem z defensywnego pomocnika na obrońcę. Poza tym musiałem się obejść bez Rnica i Nhamoinesu. No i bez Zahorskiego. I Dudasa. Ogólnie skład był więc daleki od optymalnego, a na ławce zasiadło sporo młodzieży. Życzyłem chłopakom powodzenia, zapewniłem, że bez względu na wynik nikogo karnie za autokarem nie będziemy na sznurze ciągnąć i wygoniłem z szatni. No to wychodzimy na Santiago Bernabeu, zgiełk jak nie wiem co, ludzi tyle, że o ja... Po prostu bardzo dużo ludzi. A pośrodku zgraja przypadkowych kopaczy z Polski zszokowanych tym rozmachem, tym splendorem. Się zaczęło. Na początku to był faktycznie popis naszej gry obronnej i nie miałem do tego aspektu gry większych zastrzeżeń. No, a potem... W 15. minucie Santiago Bernabeu zamilkło. Widzew prowadził z Realem, a Carlos Fierro udowodnił, że bramki w Lidze Mistrzów strzelać potrafi. Z nieznanych przyczyn jedynie Królewskim, ale to może kwestia ambicji - jak walić bramy to najlepszym. O dziwo po tej bramce nasi rywale wcale nie ruszyli do huraganowych ataków - pojedynek był zaskakująco wyrównany, mimo że naszym celem miało być przetrwanie. I takie klepando trwało do 40. minuty, kiedy to drugie trafienie zanotował Fierro. Gnojek miał jeszcze czelność udawać w lidze, że strzelać to on nie za bardzo lubi! Szok, niedowierzanie! Na przerwę schodziliśmy z dwubramkowym prowadzeniem. Najważniejsze było dla mnie przekonanie chłopaków, że przez kolejne 45. minut naprawdę są w stanie uniknąć wdeptania w ziemię. Na początku drugiej połowy miałem pewne wątpliwości czy zakumali, bo już w 49. minucie kontaktowego gola wbił nam Granero, ale potem było już tylko lepiej - nasza obrona grała solidnie, a atak... Atak pomińmy. Koniec końców stało się niewyobrażalne - Real poległ 1:2. Wygrała drużyna grająca brzydki, ale w miarę skuteczny futbol. Ba, po końcowym gwizdku statystyki strzeleckie były lekko po naszej stronie. Nie powiem, ta wygrana także mnie mocno zaskoczyła, a nawet delikatnie zmieszała. Preferowałem w miarę szybki i otwarty futbol, a Królewskich pokonałem grając głęboko w obronie, długimi piłkami i ogólnie na aferę. Ale cel uświęca środki. A że nasz rywal zagrał praktycznie samą młodzieżą? Szczegół. Parafrazując Franka Smudę - niektórzy mówili, że to był Real B czy tam C, ale przecież u nas też zabrakło kilku podstawowych zawodników. No.
____________________
____________________
Po tym pojedynku nasze szanse na wejście do Ligi Europejskiej znacząco wzrosły - Olympiakos przegrał z CSKA i jedynie przegrana z Grekami na własnym stadionie mogła nam pokrzyżować szyki. Pamiętając zremisowany 0:0 mecz na wyjeździe byłem jednak dobrej myśli. Tymczasem musieliśmy zająć się ponownie ligą. Nie było już taryfy ulgowej, a zbliżająca się konfrontacja z Legią miała być spotkaniem o wszystko - gdyby to Legioniści wygrali, uciekliby nam na siedem punktów i w zasadzie byłoby już pozamiatane. Gdybyśmy to my zwyciężyli, zbliżylibyśmy się do lidera na dystans jednego punktu i walka nadal byłaby otwarta. Uznałem wtedy, że skoro 4-5-1 wystarczyło na Real to może pozwoli nam też przełamać niemoc w lidze. Ten mecz nie należał do najpiękniejszych - dużo szarpanych akcji, niecelnych zagrać i ogólnego chaosu. Na szczęście w nowym ustawieniu nasza obrona grała zdecydowanie lepiej niż wcześniej, ale już do zawodników ofensywnych mogłem mieć pewne zastrzeżenia - Budka biegał bez sensu, podawał bez sensu i strzelał bez sensu. Fierro nie nadawał się na podstawowego napastnika w lidze. Obrońcy zwyczajnie go tłamsili. Najlepiej prezentował się wchodząc w drugiej połowie na zmęczonego rywala. Jedynie do Zahorskiego nie mogłem mieć większych zastrzeżeń. No i to właśnie Tomek strzelił jedynego gola w meczu z Legią - spokojnie wyszedł do crossowego podania, zostawił za sobą obrońców i precyzyjnie posłał piłkę na dłuższy słupek. 1:0 nie powalało, zwłaszcza że na początku sezonu wygraliśmy na Łazienkowskiej 3:0, ale jak się nie ma co się lubi...
____________________
- Wypada chyba pogratulować wyniku pańskiej drużynie. Czy pamięta pan jeszcze ostatnie zwycięstwo swojej ekipy?
- Owszem, ma pan chyba wybitnie krótką pamięć. Ostatnio wygraliśmy kilka dni temu z Realem Madryt jeśli się nie mylę.
- Ale w sensie, że w lidze.
- W sensie, że w lidze to ja się nie bawię w statystyka.
- W takim razie podpowiem. Ostatnio w lidze Widzew wygrał z Polonią Warszawa, potem nie dał rady pokonać rywali w pięciu kolejnych spotkaniach.
- Aha.
- Nie chce się pan w żaden sposób odnieść do tej sytuacji?
- Nie.
- Ale jednak jest to sytuacja dość wyjątkowa.
- To będzie można powiedzieć jeśli na koniec sezonu zabraknie nam kilku punktów do pierwszego miejsca. Wtedy faktycznie zgodzę się z panem, że tamta seria miał decydujący wpływ na ligowe rozstrzygnięcia. A na chwilę obecną to bez znaczenia, proszę nie szukać taniej sensacji.
- Co skłoniło pana do zmiany ustawienia?
- Plamy na Słońcu.
- A poważnie?
- No nie wiem... Może słaba forma zespołu w ostatnich meczach? Albo wahania na giełdzie? Jest tyle możliwości.
- Czy uważa pan, że Widzew ma szansę wejść do Ligi Europejskiej?
- Nie uważam, że ma szansę. Jestem pewien, że wejdzie. To znaczna różnica.
- Czy nie sądzi pan, że taki optymizm jest przedwczesny? Pański zespół wygrał dopiero jeden mecz w Lidze Mistrzów, wszystko jeszcze może się zdarzyć.
- Może i wygraliśmy dopiero jeden mecz, ale za to z jakim rywalem.
- Ale w mocno rezerwowym składzie.
- Wie pan co? Jestem skłonny stwierdzić, że każdy z zawodników Realu, grających w tamtym meczu, mógłby być kluczowym elementem dowolnego polskiego klubu. Poza tym nazywanie zawodników takich jak Kaka, Arbeloa, Coentrao czy Granero "mocną rezerwą" jest lekkim nieporozumieniem. Także powtarzam - Widzew zagra wiosną w Lidze Europejskiej, czy się to komuś podoba, czy nie. Do widzenia, dobranoc.
____________________
____________________
W oczekiwaniu na decydujące starcie z Olympiakosem przyszło nam jeszcze grać z Podbeskidziem. Niby rywal cieniutki, ale właśnie z takimi mieliśmy już nieraz problemy. Tym razem też za łatwo nie było. To znaczy wygraliśmy, jasne że tak, ale po raczej nieciekawej grze. Ostateczny wynik wynosił 2:1, a gole dla Widzewa strzelili Zahorski i Fierro. Meksykanin przy okazji obronił moją tezę, że w lidze powinien wychodzić dopiero w drugiej połowie - kloce z obrony nie były już wtedy w stanie go dogonić i wdeptać w murawę. A Zahorski to już inna bajka. Kiedy przychodził do nas wielu mówiło, że to drewniak i ofiara losu, na dodatek przylgnął do niego ten nieszczęsny "international level" pozostawiony w spadku przez dziadka Leo. A tymczasem chłopak odwalał kawał dobrej roboty na lewym skrzydle. Grał jakby zupełnie z innej futbolowej rzeczywistości - odważnie do przodu, schodząc do środka, kiedy trzeba wspomagając napastnika, kiedy indziej szarpiąc skrzydłem. No po prostu nowoczesny skrzydłowy jak się patrzy!
No, ale ja tu o jakimś Podbeskidziu i Zahorskim, a tu przecież Olympiakos. Naprawdę byłem pełen wiary przed tym meczem. Po pierwsze - mieliśmy grać u siebie. Po drugie - mieliśmy nad Grekami dwa punkty przewagi. Uznałem, że nie ma sensu grzebać w składzie - jak coś działa to łatwiej to popsuć niż poprawić. Już od pierwszego gwizdka było widać, że to spotkanie o być albo nie być dla obu ekip. Dobra gra naszej obrony sprawiała, że Olympiakos musiał swoich szans szukać w stałych fragmentach i strzałach z dystansu, a te elementy nie powodowały pod naszą bramką jakiegoś specjalnego zagrożenia. Aczkolwiek nasi rywale swoje okazje mieli, nie przeczę. Na szczęście to my pierwsi trafiliśmy do siatki. Osiemnasta minuta, rzut rożny, piłka na krótki słupek, a tam... Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Tomek Zahorski wyskoczył nad obrońców i trafił łepetyną w futbolówkę! Potem też mieliśmy swoje okazje, ale zawsze brakowało szczęścia albo celności. Aż do 35. minuty, wtedy to bowiem na 2:0 strzelił nie kto inny jak Zahorski. Tym razem po prostu dobrze znalazł się w polu karnym i jako pierwszy doskoczył do wrzuconej ze skrzydła piłki, której obrońcy za diabła nie mogli wyekspediować z dala od swojej bramki. Ten wynik utrzymał się do przerwy. Zadanie na kolejne trzy kwadranse było prostackie - nie przewalić zdobytej przewagi. Ale zespół z Pireusu miał inne plany - ruszyli do natarcia z takim zapałem, że na pewien czas zepchnęli nas do defensywy. Jednak strzelić gola nie mogli. No... Aż do 69. minuty, wtedy bowiem do 2:1 doprowadził Pantelic potężnym strzałem ze skraju pola karnego. Wydawało się, że teraz to już w ogóle nas nacisną. Ale nie. Olympiakos zaczął nagle grać spokojnie, w środku pola, bez ryzyka. Tak jakby wcale nie zależało im na Lidze Europejskiej. No w sumie nam to było jak najbardziej na rękę, więc im nie przeszkadzaliśmy. Do końca spotkania obie ekipy miały jeszcze swoje szanse, ale nie wydarzyło się nic co mogłoby zmienić oblicze rywalizacji. No i w końcu! Ostatni gwizdek, Widzew w Lidze Europejskiej!
____________________
Liga Mistrzów - wyniki fazy grupowej
____________________
Jak podsumowałbym tamten start w Lidze Mistrzów? Mogło być gorzej, ale skoro zakładałem, że trzecie miejsce było dla nas szczytem marzeń to nie miałem prawa narzekać. Ale wtedy to było już historią. Ja musiałem myśleć o naszych wiosennych zmaganiach na trzech frontach - Liga Europejska, Ekstraklasa i Puchar Polski czekały!
* * *
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Ściągawka selekcjonera |
---|
Prowadząc reprezentację kraju, często uaktualniaj swoją listę krajową. Wprowadzaj na nią nowych zawodników i usuwaj tych bez formy lub u schyłku kariery. Dzięki tej liście możesz wygodnie porównać umiejętności zawodników oraz sprawdzić, w jakiej są aktualnie formie. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ