Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 1621 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
w tekście :
* XXII kolejka Unibet I Ligi
* różne różności ze świata Znicza - czyli gościnny występ Gilberta i jego dziennikarskiego alter-ego o pseudonimie Bożydar Wacławczyk
Dawno temu w Pruszkowie
Stanisław Sztacheta urodził się, gdyż nie miał innego wyjścia - tako prawi stary dowcip i tak też było w tym przypadku. Sztacheta przyszedł na ten świat w wielkich bólach swej rodzicielki, lecz jeszcze bardziej zabolało to jego ojca, który na wieść o tym że spłodził dzieciaka, powiesił się na klamce od zakrystii w pruszkowskim kościółku - parafii św. Kazimierza. W noc poczęcia Stanisława - nie grzmiało, nie padało i nie było mroczno. Ot, ziemski padół powitał w swych skromnych progach kolejną ofiarę życia. A wydarzyło się to wszystko w roku pańskim 1964...
Przez przedszkole, zerówkę i szkoły młody Sztacheta przeszedł jak burza. Uczniem był zupełnie nijakim, w oczy nauczycielom się nie rzucał. Zamiast tego rzucał się już w czasie wolnym od nauki, głównie na młodsze koleżanki oraz, co zastanawiające, młodszych kolegów. Koleżanki starał się bezskutecznie uwodzić, kolegów po prostu tłukł. I tak mu życie w tej ogromnej dla niego radości płynęło, lata mijały, włosy na głowie również. Aż to nastał rok 2006.
Tego to bowiem roku, dnia pewnego, Stanisław uznał że oprócz pracy warto mieć jakieś hobby. Kupił więc sobie szalik klubowy Znicza Pruszków i udał się na stadion MZOS, na którym to ów klub rozgrywał swoje domowe mecze. Po tej debiutanckiej wizycie został Stanisław wielkim fanem klubu, po drugim spotkaniu został fachowcem od piłki nożnej, a po trzecim - najlepszym komentatorem sportowym w historii, jak sam siebie określił.
Mijały kolejne lata, a Stanisław twardo uczęszczał na stadion MZOS. Z czasem dołączyli do niego pan Kazik oraz pan Marian - jego rówieśnicy oraz dawni koledzy z podwórka. Gdy Znicz grał mecz u siebie, to zasiadali na głównej trybunie i brali się za komentarz.
6.03.2010 godzina 14 z minutami [czasu gry]
Stadion MZOS w Pruszkowie
Mecz XXII kolejki Unibet I Ligi
Szóstego marca 2010 roku do Pruszkowa zajechał zespół GKS Katowice, by zmierzyć się z lokalnym liderem Unibet I Ligi. Godzinę rozpoczęcia spotkania ustalono na 15:00, lecz pierwsi kibice zaczęli szturmować bramę stadionu już o 14, by zająć któreś z 1900 krzesełek - pozostałe 3000 miejsc zarezerwowane było dla kibiców stojących, którzy to mają kompleks niższości i nade wszystko uwielbiają patrzeć na innych z góry. Przed stadionem, w jakimś ustronnym kąciku, Stanisław, Kazik i Marian rozpracowali "krówkę" popularnej Żubrówki, co by widowisko się lepiej oglądało a i cieplej w rzyć było. Woda ognista dodała im animuszu oraz +10 do cechy RETORYKA. Gdy już weszli na trybuny to rozsiedli się wygodnie w krzesełkach i rozpoczęli swój rytuał - mianowicie zabrali się do komentowania wszystkiego jak leci, a na pierwszy ogień poszły warunki atmosferyczne.
- Szlag niech trafi tę mżawkę - mruknął Stanisław i poprawił szalik na szyi. - Codziennie taki kapuśniak musi gnoić. Mój reumatyzm powoli sam zaczyna mieć reumatyzm.
- Chcieli my unii, no to mamy unijną pogodę - Kazik zmełł w ustach przekleństwo. - Wszędzie taka lipa.
- No to może wyście chcieli, ja się o to nie prosiłem! - zirytował się Marian. - A teraz muszę cierpieć za wasze durne wybory.
- A zamknijże się, do ciężkiej cholery! - odwarknął mu Stanisław. - Również unii nie chciałem i w pompkę mnie ta unia cmoknąć może!
- Może i może - westchnął sentymentalnie Kazik. - Nie wiem tylko co wam przeszkadza mżawka, jak pod dachem siedzimy. A co do pogody jeszcze, to dobrze, że temperatura nie jest na minusie. Te siedem stopni nie jest ostatecznie takie złe...
W tym momencie spiker ogłosił radośnie iż mecz rozpocznie się planowo, o godzinie piętnastej, a więc już za niecałe dwadzieścia minut. Po czym wymienił przewidywane składy i ustawienie gospodarzy i gości.
- Ten nasz trener to ma łeb - cmoknął z uznaniem pan Stanisław. - Udvari i Daouda to są transfery roku w lidze.
- I to za darmo, panowie. Za kredki i bambosze po prostu - przytaknął mu Marian.
- E, z tego co wiem, to i bamboszy dać im nie musieliśmy - zabłysnął wiedzą Kazik. - A Rachubiński? A Batata? Laka, Pasteur czy Radler? Same niezłe grajki, a nawet złotówy nie kosztowały.
- A co mieli kosztować jak w klubie bieda? - zdziwił się Stanisław. - Przecież Zacharow kombinuje jak może co by mieć gotówkę na sprawy bieżące.
- Nie on kombinuje, tylko zarząd - sprostował Marian. - O, wychodzą na plac ogórki.
Gwizdy powitały piłkarzy z Katowic - to dwa tysiące fanów Znicza zamanifestowało swoją obecność. Kilkudziesięciu kibiców GKSu smętnie i cichutko odpowiedziało na to niecenzuralną przyśpiewką o dupie Maryny i jej pociągu do puszczania się z ojcami kibiców Znicza. Czy coś w ten deseń.
- A to chamy zbuntowane - mruknął Stanisław.
Na boisku tymczasem zaczęli się również ustawiać piłkarze Znicza. Na trybunach zapanowało szaleństwo, okrzyki typu : "Znicz do boju", "Chleba i igrzysk!", "Gilbert na prezydenta!" ponownie zagłuszyły garstkę fanów "gieksy". Po hymnie Polski zawodnicy rozbiegli się na swoje pozycje na boisku. Arbiter tego spotkania, pan Paweł Dreschel, spojrzał na zegarek i ujrzał godzinę 15:00. Ucieszył go ten fakt niezmiernie i dmuchnął solidnie w gwizdek, żeby rozpocząć zawody. Na to wydarzenie stadion zareagował kolejną już burzą oklasków.
- Poszły konie po betonie! - krzyknął Kazik i zaklaskał energicznie.
- Siedź spokojnie, ciołku, bo mi przeszkadzasz w obserwacji - zgasił go Stanisław. - Zobaczcie no tego lewego obrońcę GKSu. Jak on się nazywa?
- Eeeeee, Niechciał? - Marian spojrzał szybko do gazetki meczowej, rozdawanej przez dzieciaki w dniu meczu przed stadionem. - Tak, Mateusz Niechciał.
- Nie chciał, ale go wystawili - parsknął Stanisław. - Coś taki niemrawy z lekka jest. Oni tam jedzą cokolwiek, w tych Katowicach?
- Prasa nic nie mówiła o kłopotach finansowych w "gieksie" - zastanowił się Kazik. - Ale możliwe że Niechciał jest na diecie.
- Nie tylko on, cholera - Stanisław zmarszczył brwi. - Cała "gieksa" coś tak niemrawo popyla po placu...
* * *
- Co tu się wyprawia, Kali? - zdziwiłem się niezmiernie i nerwowo popukałem palcem w kolano. - Czy ja o czymś nie wiem? Czy ktoś podsunął im jakieś dutki w zapasowej oponie?
- No gdzież tam, szefie! - oburzył się Kali. - Ale to faktycznie dziwne. Piąta minuta meczu, a oni snują się jak muchy w smole.
- Nawet nasze chłopaki są zdziwione - mruknąłem poirytowany. - Cisnąć ich, do jasnej cholery! - ryknąłem po chwili, bo ileż można patrzeć na otumanione poczynania własnych grajków. - Widzicie że zamulają, cisnąć ich, cisnąć ostro!
Faktycznie. Od początku spotkania ze zdziwieniem obserwowałem poczynania gości. Żadnej dynamiki, spowolnione ruchy, tak jakbym oglądał dziesięciu zombie w zielonych strojach. A moi kopacze nie próbują nawet tego wykorzystać! Jak tak dalej będziemy grać, to nam wrzenią już wkrótce jakiegoś pierdutka, pomyślałem, a w zasadzie wykrakałem.
Nu i stało się. W 11 minucie Bieniek zbyt krótko wybił piłkę, dopadł do niej Iwan i uruchomił skrzydłowego "gieksy", Srokę. Ten zgrał ją na dobieg do Kaliciaka, który z pierwszej piłki huknął po krótkim. Bramkarz Znicza bez szans i mamy 0:1 ...
* * *
- Oby twoje dzieci były czarne!!! - ryknął Kazik i zaklął siarczyście.
- E, bez takich mi tu - Stanisław skrzywił się z niesmakiem. - Żadnych debilnych i rasistowskich uwag nam tutaj nie potrzeba!
- A, cholera, bo też i wkurywiłem się solidnie - Kazik rozejrzał się nerwowo. - W sumie i tak nikt tego nie słyszał...
- Ale mógł usłyszeć i byłaby lipa niewąska - mruknął Marian. - Nie popisał się teraz nasz Udvari, nie popisał... Jak mógł dać Kaliciakowi tyle miejsca?
- Skoro dał, to widocznie mógł - Stanisław wzruszył ramionami. - Przecież to nie cyborg.
* * *
Zdenerwowała mnie stracona bramka i postanowiłem zagrać nieco ofensywniej. Dwie minuty zdzierania gardła zaczęło przynosić rezultaty dość szybko. Moi chłopcy rozbrykali się i zaczęli biegać na znacznie wyższych niż dotychczas obrotach.
W 21 minucie piłkę na dobieg Chałasowi spróbował dograć Radler, ale zgrał ją za mocno i wyszedł do niej bramkarz GKSu, Judkowiak. Już sądziłem że jest po akcji, ale mokra piłka wyślizgnęła mu się z rękawic i wpadła na stopę naciskającego go Chałasa. Lekkie podbicie i mamy remis! Znicz - GKS, 1:1!
- Jeeeeeeeeeest!!! - ryknął Kazik i spadł z krzesełka.
- Niezła gleba - skwitował ten wyczyn Stanisław.
- Niezła, ale oceny za styl będą beznadziejne - dodał Marian. - Ale łajza z tego Judkowiaka - parsknął śmiechem. - Żeby takiego bublona odwalić, to trza mieć talent.
- Może i łajza, ale mamy remis - burknął Kazik, na powrót usadowiając się w krzesełku. - Poza tym każdemu się może zdarzyć taki faflun gdy piłka jest mokra.
- A taki Wpuszczak to i mokrej piłki nie potrzebuje - podsumował temat Stanisław.
* * *
- I już jest lepiej - rzekłem do Kaliego. W tle Chałas właśnie skończył rundę honorową wokół boiska. - Trza by ich jeszcze nieco pocisnąć, podkręcimy nieco tempo i zapodamy więcej pressingu w środku pola.
- Dobrze, szefie - Kali kiwnął głową i ruszył do linii by wykrzyczeć polecenia piłkarzom.
Rozparłem się wygodnie w foteliku i już spokojniej obserwowałem poczynania moich piłkarzy. GKS po straconym golu pogubił się troszeczkę, ale wciąż to po ich stronie utrzymywała się przewaga w posiadaniu piłki.
W 28 minucie przy walce o górną piłkę kontuzji doznał Chałas i musiałem go zmienić. Na plac w jego miejsce wbiegł więc awaryjnie Rachubiński. W tej samej chwili trener GKSu, Adam Nawałka, zdecydował się na zmianę bramkarza. 24-letniego Judkowiaka zastąpił 33-letni Jacek Gorczyca, doświadczony i solidny golkiper.
- Oho, może być teraz pod górkę dla nas - stwierdziłem pesymistycznie.
- A może wprost przeciwnie - rzekł Kali. - Jest nieograny i jeszcze nie doszedł do siebie po kontuzji, a pauzował dwa miesiące...
* * *
- I cóż ten nudysta kombinuje? - zaciekawił się Kazik.
- Jaki nudysta? - Stanisław otworzył termos i polał sobie kawy.
- No ten, jak on ma... Nawałka. Wiecie, na-wałka, na golasa. Nudysta.
- Nic nie kombinuje - odparł Marian. - Po prostu wymienia jednego statystę na drugiego. Wyczytałem ostatnio w "Piłce Nożnej" że Nawałka uwielbia rotację w składzie.
- Również to czytałem - Stanisław przerwał na chwilę dmuchanie na gorący napój. - Ale nie wiedziałem że stosuje rotację również w czasie meczu ...
* * *
Kolejne minuty to gra błędów zarówno po naszej, jak i po stronie zespołu z Katowic. Słabo wypadamy w odbiorze piłki. GKS lepiej walczy w powietrzu, skuteczniej grają wślizgiem. Notuję to sobie, by popracować nad tym elementem na kolejnym treningu.
W 37 minucie kontuzję łapie Majkowski - trzyma się za bok w okolicy żeber i syczy z bólu. Ściągam go z boiska i wstawiam na jego miejsce Rybaczuka. Jeszcze się pierwsza połowa nie skończyła a już dwie zmiany idą się jobać, myślę wściekły.
40 minuta przynosi nam aut na połowie rywala. Piłkę wyrzuca Pasteur - prosto pod nogi Osolińskiego. "Osi" nie zastanawia się długo, tylko centruje ją na długi słupek bramki GKSu. Tam w powietrze wzbija się Wysocki i główką precyzyjnie kieruje piłkę obok zupełnie zaskoczonego Gorczycy. 2:1!
- Teraz już ich mamy, Kali - uśmiechnąłem się szeroko i pokazałem wystawiony ku górze kciuk Wysockiemu. - Miałeś rację co do Gorczycy, piwko masz u mnie jak w banku.
- Jak w banku? - roześmiał się Kalinowski. - To ja dziękuję. Nie mam ochoty oddawać moczu z procentem czy z odsetkami jak kto woli...
Na trybunach święto. Gdyby takim wynikiem, zwycięskim dla nas, zakończyło się to spotkanie, to przedłużylibyśmy serię 14 meczy bez porażki w lidze! Goście są już teraz widocznie podłamani. Cóż z tego niestety, skoro błędy w naszej grze wciąż pozwalają im na dłuższe posiadanie piłki. Co prawda ani przez moment nie są w stanie realnie nam zagrozić, ale niesmak mimo wszystko odczuwałem niewąski.
Techniczny podał ilość minut która zostanie doliczona do regulaminowego czasu gry. Trzy minuty, może być, jesteśmy lepiej przygotowani fizycznie. I tuż przed przerwą przeprowadzamy kolejną składną akcję.
Piłkę w polu bramkowym "gieksy" otrzymuje Osoliński i uderza na bramkę. Już chciałem krzyknąć "jeeest", ale Gorczyca popisuje się refleksem. Refleksem, ale nie pomyślunkiem należy dodać, gdyż wybija ją wprost pod nogi Daoudy, a temu nie pozostaje już nic innego jak spokojnie umieścić futbolówkę w bramce. 3:1! Piłkarze GKS Katowice opuszczają smętnie głowy, na trybunach w sektorach zajętych przez naszych fanów fiesta!
- No to przerwa na reklamy - uśmiechnął się Kazik i huknął przyjaźnie w plecy Marianowi, który akurat wychylił się do przodu jakby czegoś szukał.
- Nożżż kurrrr... - warknął Marian i zaczął się gramolić z powrotem do pozycji siedzącej. - Powaliło cię w dekiel?!
- Przepraszam! - Kazik rzucił się przyjacielowi z pomocą. - Nie wiedziałem żeś takie chuchro...
- W majtasach masz chuchro - odburknął Maryś.
- Zachowujecie się jak debile - głową pokiwał z dezaprobatą Stanisław. - Świetny mecz, ciupiemy katowiczan aż miło, a wy odstawiacie szopkę noworoczną...
* * *
W szatni radość wielka. Trzy do jednego do przerwy to świetny wynik i radosna zaliczka na drugą połowę. Smucą mnie jedynie kontuzje Majka i Chałasa. Pierwszy narzeka na żebra, drugi na ból w karku. Mówię do Bataty żeby nieco podkręcił tempo, ponieważ snuje się okropnie jak do tej pory. Do Bieńka i defensywy nie mam żadnych uwag. Laka, Osoliński i Rybaczuk grają poprawnie, podobnie atak. Chłopaki są naładowane energią, wprowadzam już tylko kilka malutkich zmian w taktyce. Zagramy jeszcze odważniej z przodu, więcej szybkiej piłki. A przynajmniej na tyle, na ile pozwalają nam warunki pogodowe. Cholerna mżawka ciągle sączy się z nieba. Po obowiązkowym klepaniu się w plecy i kilkunastu bojowych hasłach wykopuję moich grajków na plac gry. "Żarty się skończyli" - to jeszcze nie koniec meczu.
Drugą połowę zaczynamy z animuszem, od faulu Bataty na pomocniku gości, Bartoszu Iwanie. Nie przepadam za ostrą grą moich zawodników, więc mówię do Wojtka Musuły by już zaczął się rozgrzewać - Batata zupełnie sobie dzisiaj nie radzi.
W 55 minucie znowu z jak najlepszej strony pokazuje się napastnik "gieksy", Krzysztof Kaliciak. Otrzymuje piłkę na szesnastym metrze i mimo asysty Daoudy udaje mu się oddać celny strzał - Bieniek niestety spóźnił się z interwencją. 3:2...
- Gramy, panowie! To nic takiego! - krzyczę z boksu.
Moi piłkarze również doszli do wniosku iż stracona bramka to faktycznie nic nie warte wydarzenie i powrócili do gnębienia GKSu już na ich połowie. Gramy skutecznie w obronie, goście niemrawo atakują, z nieba sączy się woda, a gdzieś w odległej Afryce kolejny piłkarz obrywa piorunem w czasie treningu...
67 minuta to popis Rybaczuka i Rachubińskiego. "Ryba" wkręca obrońcę GKSu i śmiga na skrzydło skąd wrzuca piłkę w pole karne. Tutaj, mimo iż kryło go dwóch przeciwników, do piłki skacze "Rachu" i z główki posyła piłkę obok bezradnego bramkarza gości. Znicz - GKS 4:2!
- No to pozamiatane - stwierdził Stanisław i uśmiechnął się z widocznym zadowoleniem.
- Zgadzam się - dodał Maryś. - Z taką grą to już niedługo będziemy na czworakach świętować awans do Ekstraklasy...
- Ja w ramach tej wielkiej radości pozostanę wyjątkowo trzeźwy - rzekł melancholijnym tonem Kazik i pogrążył się w zadumie.
* * *
No to pozamiatane, pomyślałem wesoło i przyklepałem "piąteczkę" z Kalinowskim. Czwarta bramka wbiła GKS w nicość i odebrała im jakąkolwiek wolę walki. Nasi kibice zaśpiewali swoje "Rachu-ciachu-i po strachu" po czym wrócili do typowego i radosnego ostatnimi czasy dopingu. W poczynania moich chłopaków wdarła się delikatna nutka "gwiazdorstwa" i rozpoczęli "pykanie w klepkę" oraz grę w "dziadka" z zawodnikami "gieksy". Po każdym celnym podaniu z trybun leciało gromkie "ole", co tym bardziej mobilizowało ich do zabawy. Po kilku minutach powiedziałem im, żeby jednak dali sobie siana z wygłupami, gdyż przyjezdni zaczęli sobie przypominać jak się gra w piłkę i ich ataki znowu zaczynały być groźne. Na strachu się jednak skończyło i okazałe 4:2 dowieźliśmy już do końca.
I na nic jednak zdała się przyjezdnym fantastyczna postawa Kaliciaka - chłopak co prawda nabiegał się sporo, szarpał naszą obronę jak wściekły wilczur, strzelił dwie bramki - ale na tym dość. Jego partnerzy zupełnie przespali mecz i wynik 4:2 to była naprawdę minimalna kara jaka mogła ich dzisiaj spotkać.
Po końcowym gwizdku kibice na stojąco zaśpiewali nam "sto lat", piłkarze odwdzięczyli im się głośnym "dziękujemy". A mnie się aż gorąco zrobiło - taki klimat uwielbiam w piłkarskim świecie. Spokój i radość ze zwycięstwa oraz brak jakiegokolwiek chamstwa na trybunach. Uścisnąłem dłoń trenera "gieksy", Nawałki i podziękowałem mu kurtuazyjnie za dobre zawody...
* * *
- Wiecie co, panowie? - Kazik poprawił zimową czapkę i rozpoczął mozolne wklepywanie smsa w swojej zabytkowej Nokii 3210. - Jednak się upiję ze szczęścia, gdy awansujemy do Ekstraklasy.
- Tak? A skąd ta zmiana decyzji? - zapytał z przekąsem Maryś.
- Dostałem właśnie wiadomość od żony, że na obiad dzisiaj znowu mam jajko smażone - Kazik westchnął ciężko i schował telefon do kieszeni kurtki. - Przecież ja na trzeźwo dłużej z tą cholerą nie uciągnę...
- To kup jej książkę kucharską, wyjdzie tobie taniej niż rozwód - parsknął śmiechem Stanisław. - Więc jak, panowie? Widzimy się na meczyku za tydzień? Widzew przyjeżdża...
statystyki meczowe
Znicz Pruszków - skład meczowy
tabela Unibet I Ligi
Mecz się zakończył, ale nie dane mi było w spokoju pojechać do domu. Tuż po wyjściu ze stadionu natknąłem się, a właściwie wpadłem, na dziwnie znajomą postać. Na początku chciałem krzyknąć "Wacławczyk, żłobie, jak leziesz?" ale zdziwiło mnie to, że ten jest jakby niższy, jakby grubszy i nosi długie włosy.
- Bożydar Wacławczyk, "Ziemia Pruszkowska" - rzekło owo paskudne indywiduum.
- Ożesz... - zdębiałem na moment. - Znaczy się... Pan jest krewny w jakimś stopniu z Kamilem Wacławczykiem?
- To mój brat - odpowiedział dziennikarz. - Czy zgodzi się pan, trenerze - tutaj szyderczo parsknął śmiechem. - Na wywiad dla mojej gazety?
- Troszkę się śpieszę... - odparłem i spróbowałem go wyminąć. Ale gdzie tam, zastawił mi drogę i podsunął dyktafon pod usta. Westchnąłem ciężko. - Niech będzie, znajdę chwilę.
- A więc... - Wacławczyk pstryknął przyciskiem i uruchomił nagrywanie. - Panie trenerze. Znicz spisuje się rewelacyjnie w rozgrywkach, awans jest wielce prawdopodobny. Ale co dalej? Mówi się o braku środków na transfery, jak w takim razie chce Pan sobie poradzić w Ekstraklasie?
- Mamy pewne kłopoty z finansami, nie będę zaprzeczał - odparłem zgodnie z prawdą. - Jeśli chodzi o awans to nie jestem takim hurraoptymistą jak nasi kibice. Wzmocnień będę szukał wśród tych piłkarzy, którzy mają kartę zawodniczą w ręku.
- Gdyby jednak nie udało się awansować, czy widzi Pan swoją przyszłość nadal w Zniczu, czy może odda się Pan do dyspozycji Zarządu?
- Podoba mi się w Pruszkowie, mamy ciekawy skład i troszkę pomysłów na przyszłość. Mamy tutaj miejsce do grania naprawdę dobrej piłki, efekty widać gdy spojrzy się na tabelę - roześmiałem się. Bardzo nieszczerze.
- Każdy Trener podkreśla jak ważna jest gra zespołowa, że przegrywa i wygrywa cała drużyna. Ale może jednak pokusi się Pan o wskazanie 1-2 zawodników, którzy szczególnie, według Pana, przyczynili się do rewelacyjnej gry w 1 lidze?
- Który trener tak powiedział? - tym razem uśmiechnąłem się naprawdę. - Poważnie rzecz ujmując, owszem, mam takich dwóch piłkarzy. Choć nie lubię wyróżniać kogoś szczególnie, to chyba jednak nie będzie nietaktem z mojej strony gdy na piedestał wystawię parę naszych środkowych obrońców. Daouda i Udvari to podpora naszego zespołu.
- Przez chwilę mówiło się o możliwej współpracy Znicza z Gwardią Warszawa, która gra gdzieś w niższych ligach, a prowadzi ją trener Gilbert – co nie wypaliło, że umowa nie doszła do skutku? Podobno uznano, że Gwardia to za słaby klub na taką współpracę, to prawda?
- Brednie wyssane z palca, choć domyślam się kto stoi za takimi opiniami. Rozmowy z Gwardią wciąż są w zaawansowanej ciąży... przepraszam! Wciąż są bardzo zaawansowane, ale o ich wyniku nie mogę tutaj rozmawiać. Dowiecie się wkrótce.
- Zapytam też krótko o reprezentację Hiszpanii, z którą już niedługo jedzie Pan do RPA. Ostatnio Hiszpanom dokuczają kontuzje. Jak Pan ocenia szanse tej kadry na sukces w Afryce?
- Ja nie oceniam, ja wiem że odniesiemy sukces na mundialu. Liczymy na złoto - uśmiechnąłem się szeroko. - Ale głównie liczymy na siebie. Co do kontuzji zaś. Owszem, jest to pewne zmartwienie, ale mamy przecież wielu równie świetnych zawodników.
- I ostatnie pytanie: mój brat – Kamil, który pracuje jako scout w Zniczu, jest odpowiedzialny za przedmeczowe raporty na temat przeciwników. Z tego co mi mówił, to właśnie głównie dzięki jego skuteczności w raportach, tak dobrze dobiera Pan taktykę pod rywala - jak Pan ocenia pracę Kamila w klubie? - Wacławczyk skrzywił przy tym usta w ironicznym grymasie.
- Tak powiedział? - z trudem powstrzymałem się od płaczu z radości. - Niech się go pan ode mnie zapyta - jaką pracę?!
W tym momencie już nie wytrzymałem i śmiejąc się głośno wyminąłem Wacławczyka. Idąc do auta wciąż się śmiałem, a po chwili gnałem już, nieznacznie przekraczając przepisy, do mieszkania które wynajmuję w samiuśkim centrum Pruszkowa ...
PS. Uff... Tekst dziś nieco dłuższy niż zazwyczaj, ale :
- dla osób które z uwagą czytają to co piszę i podoba im się to - będzie to raczej dobra wiadomość
- dla osób które tylko przeglądają moje manify - wstawiłem kilka obrazków
- dla tych co tylko włażą w manif i wychodzą - długość powyższego tekstu nie ma znaczenia i tak
Dziękuję serdecznie Panu Gilbertowi, jedynie słusznemu trenejro
jedynie słusznej Gwardii Warszawa - za przygotowanie pytań do wywiadu
i wykoncypowanie postaci Bożydara Wacławczyka z "Pruszkowskiej Ziemii" - hurra Tobie i butelka rumu :)
Mam nadzieję że Bożydar pojawi się jeszcze w kolejnych "Hiszpańczykach" - podobnież Stanisław, Kazik i Marian - najwierniejsi kibice pruszkowskiej drużyny.
w następnym odcinku :
* XXIII kolejka Unibet I Ligi
* różne różności ze świata Znicza
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Twoja Kariera |
---|
Kariera jest sercem Football Managera, a moduł Kariery jest centralnym miejscem Twojej aktywności na stronie. Stwórz karierę, opisz ją w kilka chwil i połącz z nią screeny, filmy, blogi - pokaż się eFeMowej społeczności z dobrej strony. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ