Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 1085 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
w tekście :
* mecz rewanżowy ćwierćfinału Pucharu Polski - Znicz-Cracovia
* Krzysztof Cierpiałkowski w akcji
w trakcie pisanie przygrywał zespół Massive Attack
„Do boju hostio” numer specjalny z dnia 8 kwietnia 2010 roku - kursywą wybrane fragmenty
„Wielką nam, kibicom, radość Znicz Pruszków uczynił, do ćwierćfinału Pucharu Polski docierając i mierząc się w nim z Cracovią Kraków. Na wyjeździe, nieprzyzwoicie trudnym, remis wywalczyli i teraz się potykać w rewanżu im przyszło. I ja, wasz ulubiony korespondent, tam byłem i opiszę wam, co się na meczu z Cracovią działo.
A działo się mnogo jeszcze przed meczem. Począwszy od kalumnii rzucanych przez trenera krakusów, Lenczyka, a na przepychankach pomiędzy kibolami obu zespołów skończywszy. No bo jakże to - zespół z zaplecza Ekstraklasy śmie być w ćwierćfinale Pucharu Polski? Ma jakiekolwiek nadzieje na ostateczny w nim triumf? Nie mogło się to podobać zespołowi z Krakowa, nie spodobało sie to również ich fanom i na drogę wojny z kibicami Znicza wstąpili. I najsampierw, jeszcze przed stadionem, przyśpiewki obelżywe jęli stosować, o cnocie matek fanów Znicza, o ojcach ich i braciach i kuzynach. Pruszkowianie dłużni nie byli i również, gwiżdżąc przy tym i rycząc potężnie, łaciną podwórkową się odwdzięczali.
I szli już na się z przedmiotami drewnianymi i metalowymi, ale siły porządkowe do akcji wkroczyły i stonowały agresorów gazem łzawiącym, pałami i kopniakami. I spokój od tego momentu zapanował i na stadion poczęli się przemieszczać, by w sektorach wyznaczonych zasiąść.”
07.04.2010 godzina 19:00 Stadion MZOS, szatnia gospodarzy
- Ciężko będzie, pany - powiodłem wzrokiem po ponurych i zamyślonych twarzach moich piłkarzy.
- Nie inaczej, szefie - Rachubiński wzruszył ramionami. - Nie wiem jak koledzy, ale ja już gonię resztkami sił, a nogi mam tak pokopane, że miejsca bez siniaka nie uświadczysz.
- U mnie to samo - dodał ponuro Osoliński. - Ale damy im radę, choćbyśmy mieli na rzęsach biegać, szefie.
- Cieszę się, panowie. A teraz trochę patosu - chrząknąłem znacząco. - Dziś piszemy piękną kartę historii naszego klubu. Czy przed tym sezonem obstawiałby ktoś, że Znicz ma szansę na półfinał Pucharu Polski?
- Nikt na nas nie stawiał! - krzyknął Majkowski.
- Pociśniemy tych ogórców z Krakowa?! - wzniosłem do góry zaciśniętą pięść.
- Pociśniemy! - odkrzyknęli chórem moi piłkarze.
- Więc zapieprzać na plac i pokażcie im, że mogą nam naskoczyć, ale zaskoczyć to już nie!
Entuzjazm nagle opadł.
- Eeee, panie szefie? - nieśmiało odezwał się Kalinowski. Piłkarz, nie asystent. - Może nam pan wyjaśnić to ostatnie?
Westchnąłem ciężko, naprawdę ciężko.
- Chcę żebyście już wybiegli na boisko. Macie tam zapieprzać, gryźć trawę, kosić ich po goleniach aż odechce im się grać. Macie wgnieść ich w glebę, wpieprzyć w piasek, błoto, czy co to tam jest. Nie pokażą nam nic nowego, wiemy co grają, więc się nie bójcie, tylko wywalczcie ten cholerny awans. Panimali?!
Kilkanaście par oczu spojrzało na mnie z widocznym zapytaniem.
- Zrozumieli?! - powtórzyłem, tym razem po polsku.
- Aaaaaaaaaaaaa - odpowiedział mi chór głosów, niby z przekonaniem, ale tak jakby nie do końca. Machnąłem na to ręką i wypieprzyłem ich na boisko.
* * *
„I wybiła godzina 19:30 i za gwizdek się wziął pan Mirosław Górecki. I gwizdnął i zaczął się rewanżowy mecz ćwierćfinałowy Pucharu Polski, pomiędzy Zniczem Pruszków a Cracovią Kraków. Ze szwungiem potężnym, od początku spotkania, ruszyły krakusy, w mig spychając Pruszków do rozpaczliwej obrony. Gubić się zaczął i Udvari i Daouda, takoż flanki istnieć przestały. I wpadł w pole karne pruszkowian, napastnik gości Ślusarki i huknął potężnie, lecz bramkarz gospodarzy, Bieniek, przytomność umysłu zachował i groźna sytuacja skończyła się rzutem rożnym jeno. Rzut ów rozegrany został szybko i bez pomysłu żadnego i piłka do zawodników Znicza trafiła.”
* * *
- Jak za moment nie zapalę, to zeżrę to krzesełko - powiedziałem ze złością i zacisnąłem mocno pięści.
- Próbowałem już zmienić przepis o paleniu tytoniu w boksie, szefie - Kalinowski bezsilnie rozłożył ręce. - Beton jest głuchy na potrzeby nałogowców, niestety.
- Nie jestem nałogowcem, Kali.
- Nie? - zdziwił się mój asystent.
- Nie. To po prostu zwykłe przyzwyczajenie.
* * *
„Zegar wskazywał 21 minutę spotkania, gdy Bartosz Ślusarski rozpoczął bieg wokół boiska, wrzeszcząc triumfalnie. Gol i prowadzenie krakusów. A doszło do onej sytuacji w taki oto sposób. Wybił piłkę do przodu Bieniek i pod nogi pomocnika Cracovii, Golińskiego, ona spadła i zgrał ją ów na przebój do Ślusarskiego i krzyknęły trybuny „leeeeć, Ślusarz, leeeeć” i Ślusarski poleciał. Wbiegł w pole karne, nie powstrzymywany przez obrońców i pieprznął, a w zasadzie huknął, tak, że prawie siatkę rozerwało. I ucieszyło to wielce parę setek kibiców przyjezdnych i zasmuciło wielce lokalnych. I w ten oto sposób Cracovia na prowadzenie wyszła.”
- W piczę dmuchana jeżozwierzycy mać! - zakląłem i wyskoczyłem z boksu. - Dauoda! Śpicie tam?! Co to ma być, dzień świstaka?!
- Niech pan siada, szefie! - krzyknął Kali. - Dopiero 21 minuta meczu, nogi pana rozbolą.
- A usiedź tu spokojnie - mruknąłem i opadłem na krzesełko. - Śpią te nasze ogórasy w obronie i mamy teraz za swoje.
- Lepiej mieć za swoje, niż za cudze - odparł Kalinowski.
* * *
„Prowadzenie w tak ważnym meczu uskrzydliło wielce piłkarzy Cracovii. Szwungu jeszcze bardziej nabrali i jeszcze mocniej pogubiła się obrona Znicza. Kolejne minuty przypominać zaczęły mecz bokserski. Cios za cios, jak oni nas w nos, to my ich w wątrobę. Piłka zaczęła się przemieszczać od pola karnego do pola karnego, głowy kibiców kręciły się to w lewo to w prawo, jak na Wimbledonie czy innym turnieju tenisowym.
I majtaliśmy tak głowami w lewo i prawo do 45 minuty, gdy to sędzia dzisiejszych zawodów gwizdkiem oznajmił koniec pierwszej połowy. I do szatni schodzić piłkarze zaczęli, powoli, ze zwieszonymi głowami ci z Pruszkowa, a szybciutko i raźnie piłkarze przyjezdni.”
* * *
- Kto się odważy i powie mi - zacząłem odprawę. - Co to się wydarzyło tam, na placu, hm?
- Nogi bolą - po chwili milczenia odezwał się Chałas.
- To kupcie sobie większe buty - mruknąłem. - Co to za tłumaczenie, panowie? Że nogi bolą? A krakusów to niby nie? A jadą z wami jak alfons z kurywą. No co to ma być? Dajecie im rzyci i tyle, biegacie bez sensu jak te wacki. Co ja mówiłem na wczorajszym treningu? Mówiłem wyraźnie, trzymać szyk, a nie rozwalać się na placu jak szmata na mokrej podłodze. Daouda biega sobie w okolicy połowy, Majkowski lata po lewym skrzydle, Osoliński... Moment, nie widziałem byś w ogóle biegał, Oso.
- Kiedy naprawdę jesteśmy wymęczeni - zaoponował Osoliński.
- A nie pieprz mi tu jak połamany człon. Wszystkich coś boli, nie każę wam zapieprzać jak o rekord świata na setkę. Pamiętacie tę bardzo mądrą maksymę, że lepiej mądrze stać, niż głupio biegać? I tak właśnie powinniście robić. A nie - biegacie za nimi jak wacusie i tracicie energię. Wiem że pada, że murawa jest kiepawa, ale jest też jednakowa i dla nich. Przestańcie błądzić w obłokach, zejdźcie na ziemię, pograjcie piłką, do kurywy młeć jaśnistej! I słuchać co do was krzyczę - upomniałem skrzydłowych. - Nie zdzieram gardła po to, byście to serdecznie moczem zlewali. Myśleć, słuchać i grać prostą piłkę! Tyle ode mnie. Kali, jakieś zmiany?
- Jeszcze nie, szefie. Musimy myśleć o ewentualnej dogrywce.
- No to tyle, panowie - zakończyłem odprawę. - Idźcie tam i zapracujcie na swoje pieniążki.
* * *
„Gwizdnął potężnie pan Górecki i Znicz rozpoczął drugą połowę spotkania. I ruszyli piłkarze Znicza z furią i rozklepywać obronę krakowską poczęli. I stanęła jak gdyby Cracovia i pogubiła się i plac zaczęła oddawać bez walki. Obudziły się nareszcie skrzydła gospodarzy, jęli szarżować Kalinowski i Majkowski, a wsparli ich w tym również obrońcy boczni - Prasnal i Radler. I gdy zegar wskazał 47 minutę spotkania, bramkę strzelił zespół z Pruszkowa, do remisu doprowadzając.
Na czterdziestym metrze od bramki rywala piłkę wygrał Osoliński, zgrał ją do biegającego na metrze dwudziestym Chałasa, a ten, wypatrzywszy świetnie ustawionego partnera, podał futbolówkę na przebój do Rachubińskiego. Rachubiński znalazł się po podaniu tuż przed bramkarzem gości, a takich sytuacji nie zwykł marnować, to i tym razem celnym strzałem się popisał. Zafurkotała piłka w siatce bramki, wtenczas krzyk wielki się na trybunach rozległ. Znicz remisuje z Cracovią, jeden do jednego!”
- Jeśli to nie była piękna akcja, to już nie wiem co znaczy piękno - powiedział Kali.
- Piękna czy brzydka, ważne że skuteczna - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się po raz pierwszy od początku spotkania. - Dobrze wróży na przyszłość, w każdym razie. Krakusy jak gdyby oklapli, nie?
- Faktycznie, są zamotani troszeczkę.
- Chyba że to zmyłka taktyczna - mruknąłem i zamyśliłem się.
* * *
„Po bramce uspokoiło się nieco na boisku, oba zespoły zwolniły tempo. Kibice poczęli ziewać, piłkarzy również jak gdyby senność złapała. Na nasze nieszczęście okazało się to ciszą przed burzą. W 77 minucie piłkę w środku boiska wywalczył Ślusarski, zgrał ją na jeden kontakt do Golińskiego, a ten dograł ją, przed pole karne, do wbiegającego na pozycję Dudzica. Dudzic przyjął futbolówkę, pociągnął z nią trzy metry i huknął potężnie, w długi róg bramki strzeżonej przez Bieńka. Nasz bramkarz wyciągnął się jak struna, ale piłka przeleciała mu dosłownie przed nosem. Cracovia ponownie wyszła na prowadzenie, na trybunach z jednej strony zaległa cisza, a z drugiej podniósł się wrzask kibiców gości.”
- Weź mnie uszczypnij, Kali - mój asystent spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale spełnił moje życzenie - Ażżżżżż kurrrrrr..... - ugryzłem się w język. - A więc to nie koszmar, to się dzieje naprawdę. Naprawdę odmraża mi się rzyć, naprawdę dostajemy łomot, naprawdę wciąż z nieba gnoi ten kapuśniak i naprawdę jestem wkurywiony do potęgi!
- Faktycznie, nie jest dobrze, szefie - mruknął Kalinowski.
- Daleko nam do dobrze. Dalej niż do afryki...
* * *
„Pięknym jest sportem piłka nożna, zaiste przecudnym! Nie nacieszyli się piłkarze Cracovii prowadzeniem, gdyż w 80 minucie Znicz przeprowadził jedną z najpiękniejszych swoich akcji w sezonie 2009-2010!
Prawym skrzydłem pobiegł Majkowski, zgrał piłkę do Ekwueme, a ten wypatrzył na lewym skrzydle podłączającego się do akcji Musułę, który wszedł na boisko w 76 minucie, zmieniając zmęczonego Kalinowskiego.
Po idealnym i bardzo dokładnym podaniu Musuła wpadł w pole karne, zgrał futbolówkę do Osolińskiego a Oso z klepki dograł ją do Rachubińskiego. Rachu przyjął, przedryblonił bramkarza i skierował piłkę do pustej już bramki. I mieliśmy remis, nadzieja jeszcze nie zgasła, a Znicz płonął światłem tak jasnym, że aż trzeba było patrzałki zmrużyć!”
- Jak rany bose, będzie dogrywka! - krzyknąłem i uderzyłem się dłonią w czoło. - A my już biegamy na rzęsach i zostały nam tylko dwie zmiany.
- Cracovia również się snuje, szefie. Więc ciągle jest szansa.
W 76 minucie musiałem zmienić Łukasza Kalinowskiego, naszego lewoskrzydłowego, ponieważ gonił już resztką sił. W 87 minucie zszedł z placu strzelec dwóch bramek, Rachubiński a w jego miejsce wszedł Kingsley Ikpotor. W 92 minucie sędzia gwizdnął na koniec regulaminowego czasu gry.
W szatni cisza i skupienie. Pewnie dlatego, iż większość moich piłkarzy siedzi oparta o szafki i łapie oddech.
- Świetna robota, panowie! Wiem że jesteście zjobani jak górnik po sztychcie, ale przed wami jeszcze pół godziny zapierdolu. Cracovia również biega na oparach, nie są w żadnym aspekcie lepsi od was! Grajcie swoje, powoli, spokojnie i dokładnie, niech biegają oni! Świetnie ich rozmontowaliście przy drugiej bramce i nie trzeba było się nabiegać! No - spojrzałem na Majkowskiego i Musułę. - Wy akurat musieliście, ale reszta zespołu była po prostu świetnie ustawiona. Dobra robota, naprawdę. Zagraliście w drugiej połowie o wiele lepiej niż w pierwszej. Więc w dogrywce postarajcie się nie spuścić z tonu. Powtarzam - powoli, dokładnie, z głową! Won na plac!
* * *
„Żal chwytał za serce, gdy patrzyło się z trybun, jak bardzo zmęczeni byli piłkarze obu zespołów. Słaniali się na nogach, a wydarzenia na boisku zaczęły przypominać zawody w truchtaniu. I wtedy stało się. Znicz zebrał się w sobie i wykrzesał z siebie resztkę energii. Osoliński wywalczył piłkę w środku boiska, pociągnął z nią na bramkę gości, lecz tuż przed polem karnym dojrzał wychodzącego na dobrą pozycję Tomka Chałasa. Dograł ją do niego, a ten wykazał się świetnym przyjęciem, w biegu ograł obrońcę Tupalskiego i uderzył potężnie na bramkę Cracovii. Olszewski, golkiper gości, zagapił się i piłka przeleciała obok niego, wpadając do bramki! Co się teraz dziać na trybunach zaczęło! Szał po prostu! Ponad tysiąc kibiców Znicza wstało i zaczęło klaskać, wrzawę przeogromną powodując! Znicz prowadzi z Cracovią! Znicz prowadzi trzy do dwóch! 103 minuta spotkania!”
- Zejdę na zawał, jak nic - chwyciłem się za serce. - Niech ten mecz już się kończy, kończ pan, panie Górecki, kończ pan! - krzyknąłem do sędziego, ale bez szans na to, że mnie usłyszy.
Nie podniosła się już po tym ciosie Cracovia. Mecz zakończył się rezultatem 3:2 dla nas, weszliśmy do półfinału Pucharu Polski! Taki Znicz, takie truchło, padlina i bieda - w półfinale Pucharu Polski! Czy piłka nożna nie jest pięknym sportem? Oczywiście że jest! W szatni szaleństwo, ale zanim do niej zeszliśmy to przez kilka minut, mimo deszczu i zimna, cieszyliśmy się razem z naszymi kibicami. Z trybun poleciało do nas gromkie „dziękujemy”, my za to kłanialiśmy się bardzo długo.
W szatni, jak wspomniałem - szaleństwo. Kalinowski otworzył napój musujący, czyli ruski, kupiony w tajemnicy już wcześniej, tak zwany „szampan”. Ktoś tam z torby wyciągnął kolejny, ktoś inny jeszcze jeden. I nagle cała szatnia zaczęła pękać od wystrzałów korków „szampana”, wrzasku, ryków, tańców i cholera wie, czego tam jeszcze! Nawet pojawił się prezes Znicza, pan Marek Śliwiński. Gdy chuchnął mi w czasie gratulacji, to dotarło do mnie, że on już wcześniej zdążył opić awans, co nastroiło mnie z lekka podejrzliwie do całej sytuacji. Na szczęście później okazało się, że tego akurat dnia obchodził imieniny i o żadnym szwindlu nie mogło być mowy. A już się obawiałem że mecz został ustawiony...
Tak czy siak - jesteśmy w półfinale Pucharu Polski i wciąż mamy szansę na awans do Ekstraklasy! Tego wieczora nikt już nie myślał o pieniądzach, o długach klubu i zmęczeniu. Tego wieczoru pogrążyliśmy Cracovię i to właśnie było najważniejsze!
* * *
„Słów nie mam na to, by opisać co się działo po końcowym gwizdku. Szaleństwo jakieś spłynęło na głowy kibiców Znicza, tańczyć poczęli i śpiewać, drzeć się wniebogłosy! Po chwili dotarło do mnie że krzyczę razem z nimi. Wrzeszczałem „alleluja, alleluja”, chwaliłem Pana i klaskałem radośnie! Jesteśmy w półfinale, jesteśmy w półfinale, kochani moi czytelnicy „Do boju hostio”! Znicz znowu płonie jasnym ogniem, najjaśniejszym i najpiękniejszym na całym świecie!”
Krzysztof Cierpiałkowski, Do boju hostio
W następnym odcinku :
* XXVII i XXVIII kolejka Unibet I Ligi
Zapraszam do ankietki - pozdrowienia dla miłośników OBOPu
Manif w formie PDF : link
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Lubisz to? |
---|
Jeżeli korzystasz z Facebooka, wpadnij na profil CM Rev, kliknij "Lubię to" i bądź na bieżąco ze wszystkim nowościami dotyczącymi świata Football Managera oraz oficjalnej strony serii w Polsce. Jest nas już ponad 12 tysięcy. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ