Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 677 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
W tekście - Luksemburg dostaje łomota, a Reyes kosę
Wrzesień. Miesiąc dwóch meczów reprezentacji Hiszpanii w eliminacjach do Mistrzostw Europy 2012. Na dobry początek gramy z Luksemburgiem (04.09) w domu, następnie wyjazd do Belfastu na mecz z Irlandią Północną (08.09). Plan minimum - komplecik punktów. Co z nimi można ugrać więcej? Ewentualnie zasadzić im po cztery brameczki. Żeby nie było jednak - z wielką rezerwą podchodzę do obu spotkań, żadnego odpuszczania sobie meczu, co by się wpadka z Estonią nie powtórzyła. Część fanatycznych kibiców już zapowiedziała że pozbawi mnie cojones jak zawalę te eliminacje. A że lubię jajka, więc zrobię wszystko by je zachować.
04.09.2010, stadion Santiago Bernabeu, Madryt, godzina 15:00
Słoneczko przyjemnie oślepia, ale nie grzeje zbytnio. Sympatyczne trzynaście stopni w cieniu, troszkę chmurek, brak deszczu. I Słusznie. Wchodzę do szatni, ajpodzik masuje mi uszy delikatną solówką Angusa Younga, chłopaki milkną na mój widok. Jowialnie się uśmiecham, klepię tego czy tamtego po pleckach; generalnie panuje pogodna atmosfera - w powietrzu wisi i się uśmiecha wielka pewność siebie. Dlaczego by nie, wszak Luksemburg to ogórcy do kwadratu - więksi niż Estonia nawet. Na odprawie specjalnie się nie produkuję - wszystko powiedzieliśmy sobie wczoraj. Wykopuję moje gwiazdeczki na murawę i ruszam powoli za nimi. Young delikatnie smyra gitarkę w utworze "The Jack", romantycznej balladce o chorobach wenerycznych i nie tylko. Ot, sielanka.
W tunelu spoglądam na zawodników z Luksemburga. Mają strach w oczach, miękkie nogi i nieogolone ryjce. Ale nie wszyscy. Emeryt Mukenge (35 lat) uśmiecha się głupkowato. Zaczepiam go więc i zapytuję co mu tak wesoło. A on mi na to że ubrał zbyt obcisłe getry pod spodenki i teraz mu krocze ściskają. Poklepałem go przyjacielsko po plecach i poradziłem by się nie przejmował - będzie lepiej wyglądał na zdjęciu zrobionym przed meczem.
Na stadionie niemalże 70.000 luda. Widać głównie uradowane mordki hiszpańczyków. Ludki z Luksemburga zapewne darowały sobie przyjazd, lub też wykupili nasze trykoty i udają wielkich fanów mojego zespołu. Orkiestra wymodziła obowiązkowe hymny, piłkarzyki poustawiały się do fotek, sędzia rzucił i zgubił monetę, powstało malutkie zamieszanie.
Na szczęście siedzący na ławce Valdes miał drobne, ponoć do automatu z colą, ale ja wiem że namiętnie chla kawę. Skąpy nie był, pożyczył jednego "juracza". Sędzia odbębnił rytuał, przegraliśmy losowanie a nasi rywale wybrali piłkę. Florek Meyer, helmutowy arbiter w dzisiejszym meczu, schował pieniążek do kieszonki i stanowczym gestem rozesłał ludków na swoje pozycje.
Znowu zamieszanie. To Valdes wbiega na plac po swoją kasę. Meyer smętnie zwiesza głowę, mruczy coś pod nosem, ale rozlicza się z Waldim jak trzeba. Czas zaczynać. Gwizdek. Luksemburg ruszył i nadział się od razu na Sergio Busquetsa. Zeghdane padł na murawę, Busquets się tylko otrzepał, Meyer odgwizdał faul i pokazał mojemu pomocnikowi że jeszcze jedno takie zagranie i ujrzy żółty kartonik.
Początek meczu to smętne ataki gości, spokojnie odpierane przez moją defensywę. Nie odmawiam rywalom ambicji, widać że się starają. Chęci to jednak za mało, co pokazał im Torres już w 16 minucie. Wpadł przebojem w pole karne, minął trzech obrońców i spokojnie skierował piłkę do siatki. Na trybunach hałas, Torres biegnie ku trybunom i macha rękoma jak oszalały. Prowadzimy 1:0 po bardzo dobrej akcji Torresa.
Do przerwy jednakże stypa. Moje chłopaki spoczęły na laurach. I cóż z tego że praktycznie nie oddawaliśmy rywalom piłki, jak strzelaliśmy albo niecelnie, albo zbyt słabo by pokonać bramkarza gości. Nie spodobało mi się to i powiedziałem moim ludkom co sądzę o takiej grze, gdy już grzecznie i potulnie siedzieli na ławeczkach w szatni. Do tego w 29 minucie połamał mi się (a w zasadzie został połamany) Reyes i musiał go zastąpić David Silva, którego nie darzę specjalnie zaufaniem. Życie. Wracając do szatni - troszkę pozdzierałem gardełko starając się wytłumaczyć moim ludkom jak mają grać, a jak nie. Po dziesięciu minutach już potakiwali głowami, po kolejnych dwóch już wiedziałem iż dotarło. Dobra nasza, pomyślałem i wyjobałem ich na plac.
A na placu, po gwizdku, nuda. Moje ciulki widocznie zrobiły dżołka i dałem się nabrać jak stary miś na sztuczny miód. Oż wy wafle, rzekłem do siebie i już szykowałem się do zmian, gdy w 55 minucie Torres poszedł na przebój i władował bramkę. 2:0! O-O-Ole!!! - krzyknęły trybuny. Torres!!! - krzyknąłem ja i zdjąłem go z boiska, by się przypadkiem nie połamał. Za niego na murawę wbiegł Roberto Soldado, chluba Getafe i okolic.
Po tej brameczce z piłkarzy z Luksemburga zeszło powietrze. Zupełnie. Zaczęli snuć się po placu, niemrawo bronić, kolejne bramki dla mojego zespołu zdawały się być już tylko kwestią czasu. I proszę bardzo. 66 minuta, piłkę przed polem karnym otrzymuje Soldado. Spuszcza głowę "na byka" i szarżuje. Mija jednego obrońcę, drugiego i potężnym strzałem po długim rogu pokonuje bramkarza gości. 3:0, kibice tańczą, ja uśmiecham się szeroko, Soldado biegnie i krzyczy "epa, epa", czy coś w ten deseń. Ściągam Davida Villę - to jego kolejny mecz koło którego jakby "przeszedł". Na plac wbiega Juan Manuel Mata.
Gramy dalej. My biegamy, Luksemburg stoi i robi za treningowe kukły. I tak mija sobie minuta za minutą - nasze strzały albo broni bramkarz, albo wyłapują kibice. Do 91 minuty, gdy to cały stadion odczuł deja vu. Piłkę przed polem karnym ponownie otrzymał Soldado, ponownie wkręcił tych samych obrońców i po raz kolejny uderzył po długim rogu. 4:0, a ja już sądziłem iż był to replay.
Florek Meyer gwizdnął solidnie i jest po meczu. Moje grajki skaczą, śpiewają, cieszą się jak z mistrzostwa świata. Na trybunach również tańce, śpiewy i brzdęk butelek z winem. Niech mają, myślę sobie, niech się cieszą. Zobaczymy czy będą tacy radośni po spotkaniu z drwalami z Irlandii Północnej.
W pozostałych spotkaniach mojej grupy bez niespodzianek. Czesi nakopali Armenii 3:0, Serbia pojechała z Estonią 3:1 a Walia męczyła się z Irlandią Północną i mecz zakończył się wynikiem 3:2.
W następnym odcinku hiszpańczyki pomęczą się z drwalami ajriszami .
ogłoszenia parafialne :
Uznałem iż warto pisać nieco częściej i krócej niż BARDZO rzadko i długo. Czy się to komuś podoba czy nie :). Pozdrawiam czytających!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Rozbuduj obiekty młodzieżowe |
---|
Korzystając z rady Pucka, warto od razu po rozpoczęciu gry przejść się do zarządu i poprosić o zwiększenie nakładów na szkolenie młodzieży lub rozbudowę obiektów. Sprawdziłem to - włodarze prawie zawsze zgadzają się na takie warunki już w pierwszych tygodniach naszego urzędowania. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ