28.06.2012
Budynek klubowy, podobnie jak stadion spokojnie można było nazwać reliktem PRL-u. Na pierwszy rzut oka widać było, że potrzebuje odświeżenia. Ze ścian odpadał tynk, a w miejscach gdzie jeszcze jako tako się trzymał było tyle brudu, że nie poradziła by sobie z nim nawet „Perfekcyjna pani domu”.
- Dzień dobry – powiedziałem do sekretarki siedzącej za biurkiem na wprost od wejścia – Byłem umówiony na spotkanie z prezesem.
- Chwileczkę! – odparła z oburzeniem – Nie widzi pan, że piję teraz kawę?! Proszę usiąść i poczekać aż skończę.
Co za chamska baba – pomyślałem, gryząc się w język, żeby nie przywołać jej do porządku w kilku krótkich żołnierskich słowach. Wygrywając walkę z samym sobą, bez słowa zrealizowałem jej polecenie i usiadłem na krześle pod ścianą.
Nagle otworzyły się drzwi gabinetu, a zza nich pojawiła się szczupła, niewysoka sylwetka ubrana w markowy garnitur. Mężczyzna miał podkrążone oczy, dwudniowy zarost i wyraźnie nie był zadowolony. Wręcz cały kipiał ze złości. Wyglądał jak rottweiler mający zaraz rzucić się na swą ofiarę.
- CO TO KURWA MA ZNACZYĆ!? – krzyknął w stronę sekretarki – Nie płacę ci za picie kawy! Masz pięć minut na spakowanie swoich rzeczy i won do domu!
- Ale proszę pana, ja myślałam że to … - sekretarka próbowała się tłumaczyć, ale mężczyzna nie dał jej dokończyć zdania.
- Najwidoczniej myślałaś za mało! Nie obchodzą mnie żadne twoje tłumaczenia – rzucił już trochę spokojniej – Pakuj się i niechęcę Cię tu więcej widzieć.
W tym momencie zwrócił wzrok w moją stronę i już całkiem wyciszony, jakby sytuacja sprzed chwili nigdy się nie wydarzyła, powiedział – Zapraszam pana do mojego gabinetu.
Gabinet prezesa wyglądał zgoła inaczej od pozostałej, obskurnej części budynku. Dookoła na półkach stały puchary, na ścianach wisiały dyplomy i proporczyki klubu, a wszechobecny przepych raził w oczy i potęgował napięcie jakie zwykle towarzyszyło rozmowie z szefem.
- Proszę usiąść. Nazywam się Jacek Krysiak i aktualnie jestem prezesem tego klubu. Oto pański kontrakt – powiedział przyjaźnie, choć jeszcze przed chwilą wyżywał się na niekompetentnej sekretarce.
- Jakub Kalinowski – odparłem podając mu rękę, poczym wziąłem dokument i rozsiadłem się na niezwykle wygodnym, skórzanym fotelu.
- Jeżeli wszystko się zgadza proszę złożyć podpis na dole każdej ze stron.
Przekartowałem umowę i wykonałem jego polecenie. Kiedy oddawałem mu kontrakt uśmiechnął się do mnie i powiedział – Witam na pokładzie. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie układała się harmonijnie.
- Dziękuję. Ja również mam taką nadzieję – rzuciłem niepewnie.
- Przepraszam pana bardzo, że musiał być pan świadkiem tej nieprzyjemnej sytuacji z sekretarką. Straciłem już do niej cierpliwość, bo nie dość że nie wywiązuje się ze swoich obowiązków to na dodatek nie szanuje moich gości. Proszę, tutaj znajdują się raporty asystenta i pozostałych członków sztabu szkoleniowego dotyczące wszystkich zawodników pierwszej drużyny – powiedział podając mi niewielkie pudełko, które mimo niewielkich gabarytów zaskoczyło mnie swą wagą – Coś jeszcze jest panu potrzebne? Proszę się nie krępować.
- Dziękuję. Postaram się jeszcze dzisiaj przejrzeć te dokumenty. Prosiłbym tylko o zorganizowanie jutro spotkania z całym sztabem szkoleniowym.
- Ależ wszystko jest już umówione. Jutro o 10 ma pan spotkanie z trenerami, a o 15 przeprowadzimy konferencję prasową.
- W porządku – odparłem zaskoczony – Myślę że na razie tyle wystarczy. Mam jeszcze tylko jedno pytanie: dostanę jakieś fundusze na transfery?
- Jak na razie, nie dysponujemy dodatkowymi pieniędzmi. Musi pan sobie radzić z obecnym składem.
- Rozumiem.
- Jeżeli kogoś sprzedamy wówczas porozmawiamy o wzmocnieniach, ale niczego nie obiecuję. Póki co proszę się brać do pracy. Powodzenia – powiedział podając mi rękę.
- Dziękuję. Do widzenia – odpowiedziałem mu i wyszedłem z pomieszczenia.
Prezes, mimo że wyglądał niepozornie, okazał się człowiekiem gwałtownym i nieznoszącym niesubordynacji. Nie wróżyło mi to dobrze, bowiem mój charakter nie pozwoli mi na uległość względem kogokolwiek. Zbytnia szczerość nieraz napędziła mi już kłopotów.
Od razu po spotkaniu udałem się do hotelowego pokoju, który wynajął mi Jan Furtok. Gdy otworzyłem pudełko, które otrzymałem od prezesa, moim oczom ukazały się płyty DVD i gruba ryza papieru zapisana przez mioch wpółpracowników. Chcąc zdążyć do jutra musiałem już teraz wziąć się do roboty i sporządzić notatki.
29.06.2012
Zgodnie z planem dnia przedstawionym mi wczoraj przez prezesa, rano udałem się na spotkanie z trenerami. Podzielili się oni ze mną wnioskami odnośnie drużyny. Przedyskutowaliśmy rolę każdego z zawodników, poczym zleciłem asystentowi zorganizowanie dziś wieczorem meczu pierwszego zespołu z drużyną rezerw wspartą najlepszymi juniorami.
Konferencja prasowa była tylko formalnością. Oprócz mnie, Jana Furtoka i prezesa Krysiaka stawił się na nią tylko jeden dziennikarz. Widać klub nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem mediów.
Mimo zdecydowanej przewagi pierwszej drużyny, mecz zakończył się wynikiem remisowym. W tym spotkaniu zabrakło przede wszystkim skuteczności. Podziękowałem chłopakom za walkę, poczym wszyscy udali się na zasłużony odpoczynek.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ