Informacje o blogu

Frankly, I don't give a damn

Indian Arrows

Hero I-League

Indie, 2011/2012

Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 1398 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

"I guess I crave stability.” Gabrielle Reece

- I myślisz, że to tak będzie cały czas?

- Nie wiem, nie mam pojęcia. Ale chyba tak. Najładniejsze tutaj są Greczynki, ale zagadanie do którejś graniczy z cudem. Nie dlatego, że moje umiejętności w podrywie są słabe, w końcu w domu gdybym nie mieszkał z mamą, mógłbym codziennie zabierać do domu innych. Problem w tym, że one nie rozumieją za dobrze angielskiego.

- Czyli co robisz, gdy nic nie robisz?

- Oglądam telewizję, słucham muzyki, gram na komputerze. Nie mam zbyt wielu rozrywek, w końcu zarabiam mniej niż mój najlepszy piłkarz.

- Nie chcesz się wyrwać z tego burdelu?

- A niby dokąd? Wziąłem pierwszą lepszą robotę, bo nikt mnie tu nie znał. Moja renoma nie jest tu zbyt wielka. Zobaczymy w maju. Może jak wykręcę dobry wynik, to zanotuję awans sportowy.

- Co rozumiesz przez awans sportowy?

- Więcej pieniędzy, lepsi piłkarze. A jak nie to, to chociaż możliwość zatrudniania obcokrajowców i staruchów. To by mi wystarczyło. Granie samymi młodzieżowcami nie jest tak satysfakcjonujące dla normalnego człowieka. Nie jestem Michael Jackson, jakoś mnie to nie jara.

- Może wrócisz do domu, coś się dla Ciebie tutaj znajdzie, nie wiem, utopimy jakiegoś trenera małego klubu w morzu whisky, cokolwiek. Siedzisz sam w tych Indiach...

- A od kiedy Ty się, kurwa, o mnie troszczysz? Jakoś nie włączyła Ci się wewnętrzna matka, gdy wyjeżdżałem pół roku temu.

- Matki do tego nie mieszaj, dobrze? I uważaj na język. Ja myślałem, że Ty z tym wyjazdem żartujesz. Albo że to wycieczka, już nie pamiętam. Skoro nie chcesz wrócić, to może do Ciebie przyjadę, będzie Ci raźniej.

- Codziennie widzę się z ponad pięćdziesięcioma osobami, które mnie słuchają. Głównie dlatego, że muszą, ale mniejsza. Potem mogę sobie skoczyć do pubu i pogadać z Hindusami o niczym. Tato, nie jesteś mi tu potrzebny. Muszę kończyć.

- Nie zapominaj o staruszku. Dzwoń czasami. Wesołych świąt

- Taa.. trzymaj się. Również Wesołych świąt.

W taki sposób mój ojciec prowadzi ze mną rozmowy. Nie ukrywam, że wyjechałem też przez niego. Zadzwonił dopiero drugi raz od wyjazdu w czerwcu. Za pierwszym razem chciał wiedzieć, gdzie jestem, bo długo nie wracałem do domu. Teraz nagle zatęsknił. Pewnie matka znowu dała mu szlaban i kazała spać na kanapie.

Pierwszy dzień świąt to w brytyjskich domach odpakowywanie prezentów pod choinką, gdy za oknem przeważnie sypie śnieg. Ja wziąłem swoją gałązkę palmową, założyłem czapkę z daszkiem, luźną koszulę i wyszedłem na miasto. Szesnaście stopni. Cholera, czasami w Szkocji taka temperatura to środek lata, a w Indiach według Hindusów, jak to oni zgrabnie ujęli „targa”.

Nawet klub, z którym przyszło nam rywalizować taki mało świąteczny. United Klub Kerala – nasz rywal, ma w logo... palmę. Nie do końca wiem po co, ale nie pytałem nikogo z ich delegacji przybyłej na Salt Lake Stadium, żeby się nie skompromitować. Kompromitacja to ostatnia rzecz, jakiej człowiek potrzebuje na świętach. Szkoda, że członkowie rodziny rzadko o tym pamiętają. Ciekawi mnie czy przy świątecznym obiedzie mnie obgadują. Chociaż nie ma co się łudzić, te grube beki zwane też moimi ciotkami na pewno paplają tymi jęzorami zamiast jeść. Może to i dobrze, ale mogłyby o mnie nie paplać.

Wracając jednak do futbolu. Sprawy z Keralą rozwiązaliśmy już po 12 minutach. W świetle kontuzji odniesionych przez Felę i Sabeetha szansę występu od pierwszej minuty dostał KuKlux Abid i wykorzystał ją bez zarzutu, wyprowadzając nas na prowadzenie. Zdobyczy pozazdrościł mu Ajay Singh i również trafił do siatki. Kerala gdyby chciała, mogłaby zagrozić naszej niepewnej obronie, ale wolała sobie odpuścić strzelanie w kierunku bramki strzeżonej przez Raviego Kumara. Ravi zjawił się w wyjściowym składzie już w meczu z Salgaocar, zastępując kontuzjowanego Naveena Kumara. Naveen został zdiagnozowany z niewidocznym z zewnątrz porażeniem mózgowym, które powoduje zwarcia w jego małym móżdżku gdy trzeba łapać piłkę nadlatującą w jego stronę, a także z naciągniętą pachwiną. Tak czy inaczej, był bezużyteczny. Po przerwie Ajay Singh trafił po raz drugi i zamiast cieszyć się z KuKlux Abidem zaczął do niego gestykulować. Jak sam tłumaczył, wbrew rasistowskim przekonaniem idącym w parze z imieniem Abida, to on jest tu panem i mój rezerwowy napastnik miał to zaakceptować. Dodał też, że zna wielu wysoko postawionych mnichów, którzy mogliby Abidowi załatwić tak złą karmę, że on do końca życia by się nie pozbierał. Nie przekazałem tego KuKluxowi, nie chciałem żeby się rozpłakał. Wygraliśmy 3-0, oczywiście wynik mnie zadowala. Wesołych świąt.

Zamiast poziomu sportowego, Hindusi zapożyczyli z Anglii zajebany do granic możliwości okres świąteczno-noworoczny. Hurra. Trzy dni po starciu z Keralą, czyli w czwarty dzień świąt, wyjechaliśmy do United SC. Oznaczało to założenie białych strojów i wyjście na murawę Salt Lake Stadium. Ostatnio przypadkiem ominąłem United SC wymieniając współdzielących stadion w Kalkucie. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Tłumy zamierzały stawić się na tym spotkaniu, stewardzi nie wiedzieli, jak sobie z nimi poradzić. 

Grając absolutnie rezerwowym składem nie spodziewałem się niczego innego, jak tylko wyciągania piłki z siatki przez Kumara. Trudno się wygrywa, mając na boisku takich parodystów. Niestety, kwiat hinduskiej młodzieży nie jest tak piękny jak kwiat lotosu. Ma raczej w sobie coś z rododendronu. Kwitnie dopiero w maju, gdy już nie trzeba grać w piłkę, przynajmniej w Indiach. Najchętniej zwolniłbym ich wszystkich, ale za dużo zarabiają. Oczywiście jak na nasze warunki, bo wpierdol spuścił nam duet Josimar – Yakubu Yusif, łącznie inkasujący 2800 funtów tygodniowo. Ja wszystkim swoim piłkarzom płacę 4800. Wszystkim. Trzydziestu dwóm. Niecałe dwa tysiące więcej niż otrzymuje dwójka zawodników w innym klubie tej samej ligi. Niby pieniądze nie grają, ale już piłkarze kupieni za te pieniądze tak. Jawne skurwysyństwo i niesprawiedliwość dziejowa. Gdzie jest Robin Hood, gdy jest potrzebny?

JAKBY TEGO BYŁO MAŁO, PO DWÓCH DNIACH KOLEJNY MECZ. NIESPODZIANKA. Sami tego chcecie, z federacji śmiecie. Wkurwiliście mnie, to wam jadę. Na szczęście karmicznie byliśmy tak bardzo na minusie (czy maczał w tym palce Ajay Singh?), że wreszcie Budda się do nas uśmiechnął i naszym rywalem w przedsylwestrowym pojedynku byli lotnicy z HAL. Oprócz Ajaya Singha w ataku wystawiłem Gurteja Singha oraz Lalunpuię – obaj jeszcze nie zadebiutowali w moim zespole. Do takich rozwiązań musiałem się uciekać. Dwóch rezerwowych wyciągniętych z głębin.

Ostatnia nadzieja Hindusów, traktowany w naszym klubie jak święta krowa, legendarny w kręgach znajomych mnichów Ajay Singh ustawił nam spotkanie. W drugiej minucie ubłagał niebiosa i w zamian dostał rzut karny. Trafił. Osiem minut później trafił po raz kolejny. Po drodze Souvik Ghosh przetestował wytrzymałość siatek na naszym stadionie, ponieważ uderzył z prędkością 167 Marszów Solnych Gandiego (1 Marsz Solny Gandhiego = 0,64 km/godzinę) i pokonał bramkarza rywali. Następnie Singh trafił po raz trzeci. W 36 inny Singh, Gurtej, debiutant trafił na 5-0. Tak, tyle wygrywaliśmy do przerwy. W drugiej połowie Gurtej i Jibon Singhowie dołożyli jeszcze dwie bramki i zdmuchnęliśmy lotników z powierzchni ziemi. To był zamach.

Upiłem swoich zawodników, niektórych nielegalnie, ale upiłem. Cholera, zasłużyli. Nie bierzemy jeńców i jak mamy wygrywać, to wygrywamy, a jak mamy przepierdalać, to przepierdalamy. Bilans 5-0-5, ostatnie 7 spotkań 5-0-2. Idziemy do przodu, coraz lepiej gramy.  Federacja wyróżniła moje działania i nagrodziła mnie zaszczytnym trzecim miejscem w wyścigu po złotą miskę na curry. W uzasadnieniu podano, że ukręciłem z gówna bicz. Uroniłem symboliczną łzę, po czym polałem sobie jeszcze trochę.


Gdyby nie było zmęczenia, to może stać by nas było na więcej. Tymczasem już trzeciego stycznia czekał nas mecz z Winstonem Churchillem, a raczej z jego odpowiednikiem Hitlerjugend – Churchill Bros. Przed meczem z nami byli na pozycji spadkowej. Oczywiście już w piątej minucie trafił po rożnym Antun Kovacic i przegrywaliśmy. Swoje zrobił Ajay Singh, wyrównując po upłynięciu kwadransa. Natomiast po przerwie Didika pogrążył nas w posylwestrowym kacu. Oj wolałbym być jeszcze pijany, przynajmniej bym tego nie pamiętał.

Tydzień przerwy, odpoczynku, wytchnienia, trzeźwienia. Wreszcie. Uff... Wschodni Bengal, albo East Bengal to trzecie derby stadionowe w tym sezonie. Ich trener, Trevor Morgan drżał o posadę. Mogłem zwolnić swojego pierwszego menedżera w karierze. Szkoda, ale takie jest życie. Mecz był tak wyrównany w aspekcie statystycznym, że hej. Brakowało tylko równego posiadania piłki. Kwestia tylko taka, że my wszystkie strzały celne zamieniliśmy na bramki, oni tylko jeden. W dodatku do tej fantastycznej skuteczności dostaliśmy gola gratis od naszych przyjaciół z drugiej strony boiska. Ostatecznie wygraliśmy 4-1, a East Bengal honorowe trafienie zanotował dopiero przy wyniku 4-0. Cudowny mecz, pokazaliśmy pełnię możliwości przy pełni wypoczęcia. Tak gramy w piłkę, gdy nie wypluliśmy płuc trzy dni wcześniej.

Ostatni mecz pierwszej rundy to spotkanie domowe z liniami lotniczymi Indii. Tak, tak, nie śmiałbym nikogo okłamywać. Air India to klub piłkarski. Znałem wynik przed spotkaniem. Niestety w kartach była zapisana porażka. Dlaczego? Oczywiście dlatego, że graliśmy trzy dni po świetnym zwycięstwie nad East Bengal. Kondycja to nie jest mocna strona moich zawodników. Szczerze mówiąc, ja nawet nie wiem, co jest mocną stroną moich zawodników. Czy coś w ogóle jest? Tak czy inaczej. Zaczęliśmy super, Ajay Singh po 8 minutach wyprowadził nas na prowadzenie. Po upływie dwóch kwadransów Gurtej Singh wyrównał trafieniem samobójczym. Co za kretyn. Na siedem minut przed przerwą KuKlux Abid strzelił na 21, ale sto osiemdziesiąt sekund później było już 2-2. O dziwo, sił starczyło nam do mety, bylibyśmy w stanie utrzymać remis, ale sędzia chciał inaczej. Rzut karny w 90 minucie. Pół debil. Sklonowana święta krowa. Gówno w błyszczącym stroju. Z piłkarzami przeciwników wygrasz, ale jak się, tfu, „arbiter” uweźmie, to ni chuja nie przeskoczysz.

Po trzynastu spotkaniach przyszedł czas na małe podsumowania, pierwsze wnioski i tak dalej. W swoim domowym zaciszu rozdałem swoje nagrody dla mojego zespołu. W notatniku zapisywałem, co następuje.

Najlepszy Singh – Ajay Singh

Najgorszy Singh – Gurtej Singh I

Najlepszy Kumar – Ravi Kumar

Najgorszy Kumar – Naveen Kumar

Najlepszy nie-Singh i nie-Kumar – Sabeeth

Najgorszy nie-Singh i nie-Kumar – Bijendra Rai

Najbardziej przepłacony zawodnik – Naveen Kumar

Value for money – Krishanu Banerjee

To tyle, czas na chwilę odpoczynku. Runda rewanżowa tuż tuż. Ale o tym kiedy indziej.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution