...
Za trzeciej ligi smak!
Na Mistrza Polski przyszedł czas!
To Polonia Warszawa!!!
I przyjdzie taki dzień!
Ten ukochany dzień!
Gdzie mistrza Polski będzie mieć!
Konwiktorska numer 6!*
* Żeby nie było, nie jestem kibicem Polonii...
To dopiero jest wyzwanie! Kiedy przychodzisz do klubu głodnego sukcesów, z właścicielem, który praktycznie co roku mówi coś niemal identycznego na zasadzie, wygramy, zdobędziemy mistrzostwo, albo odchodzę.
Przed tym sezonem nie było inaczej. Być może dlatego prezes zgodził się na tak znaczące wydatki, jak bagatela 10 milionów euro na jednego piłkarza. Ale za to jakiego... Carlos Fierro to niewątpliwie był materiał na gwiazdę, w Polonii miał błyszczeć od początku. Kibice oczekiwali, że z miejsca zostanie gwiazdą nie tylko drużyny, a całej ligi i bez większych problemów zgarnie koronę króla strzelców prowadząc Polonię do mistrzostwa Polski.
Przed moim przyjściem od bardzo dawna Polonia zawsze była czy to na najniższym stopniu podium, czy to na drugim miejscu, czy to tuż za podium. Ale zawsze czegoś brakowało. Zawsze brakowało niewiele, ale jednak brakowało. Brakowało tego, żeby wreszcie zacząć miażdżyć rywali i spokojnie wygrać ligę. Teraz miało być inaczej...
Poprzedni sezon Polonia skończyła najgorzej od lat. W dolnej połówce tabeli, na 9 miejscu, nawet za Niecieczą i tuż przed ŁKS-em. Jednak po letnich transferach apetyty były olbrzymie. Terminarz też zdawał się być łatwy. Dawał możliwość dobrego wejścia w sezon.
W pierwszej kolejce na Konwiktorską przyjechała ekipa ŁKS-u. Wyjechała z bagażem trzech goli, a bohaterem spotkania został...tak, tak Carlos Fierro, który w przeciągu dwóch minut zdobył dwie bramki, w tym jedną szczególnej urody, kiedy to pokonał bramkarza gości atomowym strzałem w okienko z około 30 metrów.
Pierwsza porażka przyszła w 4 kolejce. We Wrocławiu Śląsk pokonał Polonię 2:0. A dlaczego pokonał? Bardzo prawdopodobne, że dlatego, iż Fierro właśnie przebywał na zgrupowaniu reprezentacji Meksyku. Swoją drogą to trochę dziwne, że miało ono miejsce w taki momencie, ale cóż bywa. Trzeba sobie radzić.
Potem w kolejnych kolejkach wygrywaliśmy raczej bez problemów. Poza kilkoma remisami wszystko szło po naszej myśli. W 9 kolecje miały miejsce wielkie derby stolicy. Oprawa na żylecie, oprawa na naszej trybunie, te chóralne śpiewy, te kilkadziesiąt tysięcy kibiców... Już wcześniej mierzyłem się z Legią na tym sezonie jako menedżer Ład, ale tym razem pierwszy raz siadając na ławce wierzyłem, że możemy cokolwiek ugrać. Poprzednie moje potyczki z Legią przy Łazienkowskiej kończyły się tragicznie. 0:3 w pierwszym sezonie i 0:2 w poprzednim nie napawały optymizmem.
Ale z Legią mam też fantastyczne wspomnienia. To przeciwko tej drużynie rozegrałem najpiękniejszy mecz w swoim życiu. Jednak wtedy graliśmy u siebie. Byliśmy skazywani na porażkę, a dokonaliśmy czegoś niesamowitego pokonując Wojskowych 5:4(!!!) po bramce strzelonej w 90+4' To było coś absolutnie nieprawdopodobnego. Czułem się wtedy, jakbym wygrał ligę, jakbym zdobył mistrzostwo Świata, niezapomniane uczucie...
Ale wracając do derbów z 9 kolejki sezonu 2020/2021, zaczęły się one bardzo dobrze. Przeważaliśmy i już w 17' minucie po ładnej kontrze cały stadion uciszył Gruzin - Gia Baladze. Bramka, jak bramka, nic nadzwyczajnego, ale jakże ważna. Dalej to my mieliśmy przewagę, pod koniec spotkania jednak opadliśmy z sił i próbowaliśmy bronić wyniku. Nie udało się na trochę ponad 5 minut przed końcowym gwizdkiem bramkę zdobył Korolyuk i mecz zakończył się remisem. Jednak stłamszenie Legii na Łazienkowskiej było dla mnie wystarczającym dowodem na to, że ta drużyna absolutnie ma potencjał na mistrzostwo.
Spotkanie z Legią dodało nam skrzydeł i pozostałe sześć meczów rundy jesiennej wygraliśmy bez większych problemów. Trochę żal było mi patrzeć jak Łady dostają od nas srogie baty (3:0), ale cóż teraz najważniejsza była Polonia i walka o mistrzostwo. Fierro też radził sobie doskonale notując bramkę za bramką i sprawiając, że kolejni obrońcy i bramkarze zaczynali coraz bardziej wątpić w swoje umiejętności.
***
W ramach transferu Fierro zobowiązaliśmy się rozegrać mecz towarzyski z Morelią, meksykańskim klubem, który podpisał z Carlosem kontrakt, kiedy ten opuścił Chivas. Myśleliśmy nad tym, aby do sezonu przygotowywać się w Meksyku, ale ostatecznie skończyło się na kilkudniowej wycieczce i przegranym 0:1 sparingu. Samo miasto wydawało się być bardzo interesujące dlatego kilka dni poświęciliśmy na zwidzanie miejscowych zabytków.
Rundę wiosenną zaczęliśmy od dwóch pewnych zwycięstw, a w trzecim meczu musieliśmy się zmierzyć z Jagiellonią, obecnym mistrzem, który dalej walczył z nami o przewodnictwo w tabeli. Dostaliśmy w dupsko 1:3. Nie wiem dlaczego, ale jakoś nie potrafiliśmy sobie z nimi poradzić.
Po kilku kolejnych wygranych meczach znów przyszedł czas na derby. Tym razem u nas. Na Konwiktorskiej. Atmosferę czuło się już od rana. Legia - słaba jak niemal nigdy, ligowy średniak i Polonia - silna jak nigdy pewnym krokiem zmierzająca po majstra.
Mecz nie był nudny, o nie, co to to nie. 18 strzałów z naszej strony, ledwie 7 ze strony Legii, ale tylko jedna bramka. Po rożnym trafił Ivan Graf. Już w 8'. Potem nic nie chciało już wpaść do siatki i Warszawa nasza!
Ten mecz dodał nam skrzydeł w takim stopniu, że do końca rozgrywek przegraliśmy ledwie raz. Z Wisłą, w Krakowie 0:2. Oprócz tego ważny do odnotowania jest też remis z Ładami, w Ładach 1:1.
Potem już niemal tylko wygrywaliśmy. Mistrzostwo zapewniliśmy sobie na dwie kolejki przed końcem sezonu. W Zabrzu zremisowaliśmy 0:0 z Górnikiem i mogliśmy cieszyć się z Mistrzostwa. Postanowiliśmy jednak, że trofeum wzniesiemy przed naszymi kibicami, po meczu z Bełchatowem u siebie, w następnej kolejce. Wreszcie czułem się spełniony. Wreszcie, po tylu latach, zaczynając karierę w 4 lidze znalazłem się w świetle reflektorów zdobywając z Polonią tytuł najlepszej drużyny w Ekstraklasie.
Ciekawa sytuacja miała miejsce przed naszym meczem z Lechem. My wiedzieliśmy już, że mamy mistrzostwo, a Lech wiedział, że nie walczy już o nic. Przyjechaliśmy do Poznania i dosłownie rozpierdoliliśmy Lecha 6:0. Jeżeli ktoś wcześniej miał jakiekolwiek wątpliwości, że należało nam się mistrzostwo to rozwialiśmy je koncertowo.
***
Gdzieś tam w tle walki o najważniejsze trofeum w polskiej piłce rozgrywał się Puchar Polski. Właściwie pierwszy trudny mecz trafił nam się w półfinale. Nawet w kłartelfinale musieliśmy pokonać ledwie Okocimskiego Brzesko. W półfinale nie było tak łatwo, bo czekała Jaga. 1:1 w Warszawie, 2:2 w Białymstoku i znowu te przeklęte karne. Tym razem jednak to my wyszliśmy z nich zwycięsko. Finał był formalnością. Na Arenie Kielce rozgnietliśmy ŁKS - 4:1 i jak to się mówi: Puchar jest nasz!
Podwójna korona! Tego chyba nikt się po nas nie spodziewał. A co cieszy mnie najbardziej? Otóż to, że transfer Fierro nie okazał się przepłacony, czego bardzo się obawiałem. Tytuł króla strzelców Ekstraklasy z 30 golami na koncie - to robi wrażenie. Tym bardziej jeśli dołożymy do tego 7 bramek w Pucharze i 10 nagród dla zawodnika meczu.
Osobiście założyłem sobie, że z ligi polskiej odejdę kiedy zdobędę wszystko co jest możliwe do zdobycia. Udało się, więc chyba pora szukać nowych wyzwań. Ale czy na pewno. Otóż nie. Polski klub zasługuje na to, aby wreszcie zagrać w Champions League! Po tylu latach, wreszcie. Dlatego swoje pozostanie w klubie uzależniam od przyszłosezonowych eliminacji do tych elitarnych rozgrywek. Jeśli się nie uda - trudno. Odchodzę. Jednak miejmy nadzieję, że już w sierpniu po raz kolejny ujrzymy taki widok...
Tak jak już pisałem w poprzednim manifeście. Jeżeli dajesz mi "słabe" po prostu napisz dlaczego. W następnym odcinku podsumowanie sezonu 2021/2022 w takiej formie jak to. Kiedy? Najprawdopodobniej za tydzień, bo teraz czas na zasłużone wakacje ;) Co sądzicie na temat manifestu? Zapraszam do dyskusji w komentarzach!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ