Sky Bet League One
Ten manifest użytkownika Rikulec przeczytało już 709 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Zegar tyka. Mam niewiele czasu. Cała ta buda za trzy minuty pójdzie z dymem. Drzwi i okna zabarykadowane, nie mam jak uciec! Próbuję zniszczyć zamki - bez skutku. I ten śmiech. Ten złowieszczy, demoniczny śmiech. Śmiech Briana. Śmiech każdego, kogo kiedykolwiek skrzywdziłem.
- Nie, zostawcie mnie! - krzyczałem, tarzając się po ziemi. Minuta do wybuchu, a śmiech stawał się coraz głośniejszy, wręcz nie do wytrzymania. Komin! To moja jedyna szansa. Podnoszę się i biegnę na górę, ile sił w nogach. Czterdzieści pięć sekund. Przeciskam się przez wąską szparę, co przychodzi mi zadziwiająco łatwo. Zaczynam powoli piąć się ku górze. Pół minuty. Uda mi się, dam radę! Jestem już przy samym wyjściu. I nagle ta twarz. Twarz Briana, który wybucha śmiechem. Trzy... dwa... jeden...
- NIEEEEEEE! - krzyknąłem. Zobaczyłem oślepiające światło. Przysłoniłem je nieco dłonią, a moim oczom ukazało się wnętrze domu oraz mężczyzna w garniturze siedzący na bujanym fotelu w sypialni.
- Jestem... jestem w raju? - zapytałem, powoli się podnosząc.
- Chciałbyś, pierdolcu, chciałbyś. - odpowiedział, śmiejąc się.
Rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w swojej sypialni, półnago. To był tylko sen.
- Ubieraj się. - te słowa wyrwały mnie z osłupienia. - Za godzinę masz spotkanie z prezesem, lepiej się nie spóźnić.
Włożyłem na siebie zawieszony w szafie garnitur i razem z mężczyzną, który siedział w sypialni wyszedłem na zewnątrz. Na podjeździe stał czarny Mercedes CLS z kremową tapicerką. Przetarłem oczy ze zdumienia.
- O kurwa... - wyszeptałem pod nosem.
- Tylko nie porysuj lakieru. Masz przynajmniej wyglądać jak człowiek.
Pół godziny później byliśmy na miejscu. Brittania Road, St. Mary's Stadium. Siedziba klubu Southampton FC. Co ja tu robię? Przecież nic nie wiem o piłce, a co dopiero o trenowaniu klubu! Nie było szans, żebym sobie poradził.
- I co ja mam robić? Nie dam sobie rady.
- To już nie mój problem. - odparł kierowca Merdecesa, wzruszając ramionami. - Mnie i szefa interesuje tylko to, żebyś dostał tę robotę.
Odjechał z piskiem opon, a ja byłem zdany tylko na siebie. Nie marzyłem o niczym innym. Jeszcze tylko sprawdziłem, czy zabrałem ze sobą wszystkie potrzebne dokumenty. Są. Przynajmniej nie będę spalony na samiutkim wejściu. Przez dwa dni przeczytałem kilka książek na temat piłki nożnej, przynajmniej jako-tako orientowałem się w jej regułach. Czy to wystarczy, aby zostać trenerem renomowanego klubu? Tego dnia miałem poznać odpowiedź na to pytanie.
W poczekalni spędziłem niecałą godzinę. Kiedy zostałem poproszony przez sekretarkę do gabinetu prezesa, nerwowo spojrzałem na zegarek. Kilka minut po dziesiątej. Zapukałem do drzwi. Wszedłem.
- Pan Burton!
Za biurkiem siedział mężczyzna mniej-więcej koło czterdziestki. Zdziwiłem się, bo Brian wspominał coś o jakimś starym zgredzie. Gabinet był ładnie udekorowany, na ścianie za prezesem widniał słusznych rozmiarów herb Southampton, a pozostałe ściany roiły się wręcz od proporczyków i zdjęć. Usiadłem na krześle naprzeciw niego.
- Witam, panie Cortese.
- Ta, dzień dobry i takie tam. - w jego głosie można było wyczuć pośpiech. Chciał jak najszybciej się z tego wyrwać, podobnie zresztą jak ja. - Widzę, że ma pan za sobą całkiem niezłą karierę piłkarską. Nottingham, Leicester, Swindon, Derby County, Wimbledon. Całkiem niezłe kluby, pewnie mógł pan podpatrzeć pracę trenerów?
- Yyyyy... tak, oczywiście. - pierwsze pytanie i od razu mnie złapał. Wspaniale! No nic, trzeba jakoś wybrnąć. - Widziałem pracę profesjonalnych szkoleniowców i znam niektóre ich metody, chociaż ciągle się uczę fachu. Nadal jestem dość młody.
Prezes zaśmiał się pod nosem, dając mi znak ręką, abym kontynuował. Musiałem coś wymyślić, nawet lać wodę.
- Wiem, że każdy zawodnik ma swoje potrzeby i do każdego trzeba podejść indywidualnie. Piłkarze muszą tworzyć zgrany kolektyw, inaczej nic z tego nie będzie.
- Mhm... mhm. Co zamierza pan osiągnąć z zespołem? Jakie są pańskie ambicje?
Kolejny klops. Chociaż, z drugiej strony... wiedziałem, że w poprzednim sezonie klub spadł do trzeciej ligi, a wcześniej był uznaną firmą w Premiership.
- Cóż. - zacząłem dość niepewnie, jednak z każdym słowem nabierałem rozpędu. Czułem, że jest coraz lepiej. - Przede wszystkim chciałbym jak najszybciej awansować do Championship, a potem? Pograć tam przez parę lat, zbudować porządny zespół i powalczyć o Premier League.
Nicola Cortese, prezes Southampton uśmiechnął się szeroko. Przysunął się bliżej do stołu i oparł się o niego.
- Na jakich zawodnikach chce pan oprzeć drużynę?
- Chciałbym rozsądnie wyważyć proporcje pomiędzy piłkarzami doświadczonymi, a młodzianami dopiero uczącymi się futbolu. Zamierzam wesprzeć młodą drużynę kilkoma rutyniarzami, którzy poukładają jej grę.
- Rozumiem. A co ze stylem?
- Piłka nożna to piękny sport, a The Saints będą to piękno pokazywać na boisku.
- W porządku. To tyle, odezwiemy się do pana. Dziękuję.
Wyszedłem z gabinetu i ponownie spojrzałem na zegarek. Wpół do jedenastej. Nie było tak źle, przynajmniej wydawało mi się, że dałem radę. Przed stadionem czekał na mnie... mój Golf IV. Nie miałem pojęcia, jakim cudem znalazł się w tym miejscu. I skąd wziął się w garażu, kiedy po raz pierwszy byłem w swoim nowym domu. Ale kogo to obchodzi? Ważne, że mam jak dostać się do... cholera jasna! Gdzie to w ogóle jest? Wsiadłem do wozu. Kluczyki czekały już na mnie w kieszeni garnituru. To było jak sen, wszystko dokładnie poukładane. W środku czekała już na mnie nawigacja GPS, choć nigdy takiej nie posiadałem. Na dodatek po włączeniu jej od razu ukazała mi się droga do domu. Dziwne.
Siódmy lipca 2010, godzina 9:30. Siedziałem przed telewizorem i oglądałem poranne wiadomości, kiedy zadzwonił mój telefon. Podniosłem leżące na stole wibrujące urządenie i odebrałem połączenie.
- Pan Burton? Mówi Cortese, proszę przyjechać na stadion.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zasada ograniczonego zaufania |
---|
Jeżeli nie jesteś przekonany co do umiejętności swojego asystenta, nie pozostawiaj mu przedłużania kontraktów. Może sprawić, że zwiążesz się z niechcianym zawodnikiem na dłużej lub możesz przeoczyć koniec kontraktu kluczowego gracza. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ